DYGRESJA: MAKIAWELIZM SOCJOLOGICZNY I ETYKA
Autor w innym miejscu rozważał już dość szczegółowo pewne etyczne implikacje myślenia socjologicznego. Robił to wówczas ze szczególnym odniesieniem do chrześcijańskiego poglądu na człowieka. Celem tej książki nie jest jednak narzucanie czytelnikowi zainteresowań religijnych jej autora. Na jeden tom powinno wystarczyć zaproszenie do świeckiej akcji wywrotowej i nie jest konieczne dodatkowe uwzględnienie rozpadu pewników społecznych, który może wynikać z przeświadczeń religijnych. W kontekście tej książki także dyskusja nad kwestiami etycznymi może być jedynie bardzo zwięzła. Jednakże w naszych wywodach — szczególnie w poprzednim rozdziale — dotknęliśmy w kilku miejscach istotnych pytań etycznych i czytelnik ma prawo domagać się przynajmniej wskazówek, jak można by na te pytania odpowiedzieć.
To, co zostało powiedziane na poprzednich stronicach, powinno wystarczyć do uzasadnienia konkluzji, iż perspektywa socjologiczna nie sprzyja spojrzeniu czołobitnemu, lecz prowadzi raczej w takim czy innym stopniu do rozczarowania interpretacjami rzeczywistości społecznej podsuwanymi w szkółkach niedzielnych lub na zajęciach z wychowania obywatelskiego. Jest tak niezależnie od tego, czy skłaniamy się do dramatur-
■
gicznej wizji społeczeństwa omawianej powyżej, czy też pozostajemy przy bardziej ponurych deterministycznych modelach, które budowaliśmy wcześniej. Jeśli już o tym mówimy: uznawanie społeczeństwa za karnawał jest z punktu widzenia oficjalnych ideologii gorsze niż spoglądanie na nie jak na więzienie. Makiawelistyczne implikacje tego socjologicznego odczarowania są oczywiste. Chociaż pozytywistyczny sen o wiedzy zawsze wiodącej do władzy jest nieco utopijny, pozostaje prawdą, że przenikliwość ułatwia sprawowanie kontroli. Szczególnie dotyczy to przenikliwości w sprawach społecznych, o czym wiedział i czego nauczał Machiavelli.
Jedynie ten, kto rozumie reguły gry, może oszukiwać. W nieszczerości tkwi sekret zwycięstwa. Człowiek, który gra wszystkie swe role szczerze, w sensie bezrefleksyjnej reakcji na nie rozpoznane bliżej oczekiwanie, jest niezdolny do „ekstazy" — i tym samym całkiem niegroźny z punktu widzenia tych, którzy zainteresowani są ochroną reguł. Staraliśmy się pokazać, jak socjologia może służyć jako preludium do „ekstazy" i — tym samym — jako instruktaż co do tego, jak walczyć z systemem. Niech nikt zbyt pośpiesznie nie wyciąga wniosku, że ambicja laka jest zawsze z etycznego punktu widzenia naganna. To zależy ostatecznie od tego, jak ocenia się stan moralny danego systemu. Nikt nie zaprotestuje, jeśli ofiary tyranii spróbują ucieczki za plecami tyrana z pomocą kilku forteli. Niemniej w wiedzy o funkcjonowaniu reguł kryje się jakaś etycznie złowieszcza możliwość. Obiegowa nieufność wobec nauk społecznych jest przynajmniej w części oparta na poprawnym, nawet jeśli nie wyartykułowanym, domniemaniu tej możliwości. W tym sensie każdy socjolog jest potencjalnym sabotażystą lub oszustem, a także ewentualnym pomocnikiem gnębicieli.
Jak wskazaliśmy znacznie wcześniej w naszym wykładzie, socjolog znajduje się w podobnie skomplikowanej moralnie sytuacji jak jego koledzy z dziedziny nauk przyrodniczych, co więcej niż dostatecznie wykazał w ostatnich latach polityczny użytek czyniony z fizyki nuklearnej. Obraz sterowanych przez politykę naukowców, pracujących po obu stronach „żelaznej kurtyny", nie jest przyjemny. Jak fizycy trudzą się nad inżynierią unicestwiania świata, tak uczonym w naukach społecznych może być powierzona skromniejsza misja stworzenia inżynierii jednomyślności świata. Jednakże prawie każdy zgodzi się, że konkluzją tych rozważań nie może być obłożenie fizyki anatemą moralną. Problem nie w charakterze nauki, lecz w charakterze naukowca. Dotyczy to także socjologa i wszelkich mocy, jakie potrafi on zgromadzić, jakkolwiek nędzne by się one zdawały w porównaniu z (Jemonicznym arsenałem nauk przyrodniczych.
143