p«i Steinera, i wyłamywał palce, jakby chciał w usprawiedliwić, taicie robił wrażenie, z powodu paw Steinerm. Tego jednak nic jestem pewien. Dwaj stare?są
nierozłączni, choć ustawicznie się kłócą, bo nie ma takiej sprawy, w której by się zgadza ii Kolejno u ścisnęli ojcu rękę. Pan Steiner poklepał go nawet po plecach Nazwał ^starym" i błysnął wyświechtanym dowcipem.
- Spuść tylko głowę, a nigdy nie utracisz słabości ducha.
- Powiedział jeszcze, na co pan Flcischmann skwapliwie pokiwał głową, że będą się opiekować mną i „młodą panią" (jak nazywał macochę). Zamrugał małymi oczkami. Potem przyciągnął ojca do brzucha i objął. Kiedy tobie poszli, wszystko utonęło w szczęku sztućców, szmerze rozmów, w parze unoszącej się znad talerzy i gęstym dymie tytoniowym. Docierały już do mnie tylko oaobne fragmenty jakiejś twarzy lub gestu, jakby wydzielając się z otaczającej mnie mgły» zwłaszcza trzęsącej się, żółtej, kościstej głowy mamy mojej macochy, która dbała o talerze, a potem uniesionych w geście protestu dłoni wujka Lajoia, kie*
chciał mięsa, powiewa! to wieprzowina i żaka* rębnia; pucołowatych policzków siostry ma-jącej się szczęki t łzawiących oczu; później HMlMMłziewanie uniosła się różowo w krąg światła hrnipyływ Czaszka wujka Yiliego i słyszałem urywki loptymistycznych wywodów, dalej parnię* przyjęte w niemej ciszy słowa wujka
w których prosił Bogn o pomoc* abyśmy „wkrótce tnów mogli wszyscy razem zastąśi przy rodzinnym stole* w pokoju, miłości i zdrowiu*. Oica prawic nic widziałem, a jeśli chodzi o macochę,dotarło do mnie jedynie to, że zajmowano się nią bardzo dużo i taktownie, chyba więcej niż ojcem, i te w które jś chwili rozbolała 14 głowa, więc kilka osób pytało, czy nic chce tabletki lub okładu, ale nie chciała niczego. W nieregularnych odstępach czasu musiałem natomiast zwia cać uwagę na babkę, bo wciąż wędrowała i wciąi trzeba ją było odprowadzat; na kanapę, na jej ciągłe narzekania 1 nic niewidzącc oczy, które pod grubymi szkła-mi okularów były zamglone od łez i wyglądały jak dwa osobliwe, pocące się owady. Potem w pewnej chwili wszyscy wsrah od stołu. Wtedy zaczęło się ostateczne pożegnanie. Babka i dziadek odeszli osobno, trochę wcześniej niż rodzina macochy. A największe wrażenie tego całego wieczoru zostało mi z jedynego czynu dziadka, którym zwrócił na siebie uwagę: na moment, ale gwałtownie, niemal bez rozumnie, przytulii małą, szpiczastą, ptasią główkę do marynarki ojca, na piersi, jego drobnym ciałem wstrząsnął dreszcz. 1 zaraz po spiesznie ruszył do wyjścia, prowadząc babkę za łokieć. Wszyscy rozstąpili się przed nimi. Potem mnie tet obejmowali 1 czułem na twarzy lepkie ślady ich warg. Wreszcie nastała cisza, bo wszyscy odeszli.
1 wtedy ja też pożegnałem się z ojcem. Albo raczej on ze mną. Sam nie wiem. Nie pamiętam nawet dokładnie
27