Rozdział III
Słyszałem dobre kazanie wielebnego Gifforda wedle słów: »Szukajcie Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a reszta będzie wam dodana«. Wyborne i przekonywające, zacne i moralne kazanie. Wykazywał jak mędrzec, że sprawiedliwość pewniejszą jest drogą do wzbogacenia niżeli grzech i łotrostwo.
(Dziennik Samuela Pepysa, 23 VIII 1668.)
Nazwisko człowieka, o którym mówiono, że odebrał berło tyranom, a piorun Bogu, nazwisko Beniamina Franklina, wielkiego wychowawcy młodego kapitalizmu Stanów Zjednoczonych i Europy, pierwszego bourgeois — jak go nazywa jeden z jego biografów — nie figuruje w żadnej znanej mi historii etyki. I nie dlatego, oczywiście, że historia etyki nie wglądała w takie szczegóły, jak mi to ktoś sugerował, myśl Franklina bowiem włącza się do największych linii rozwojowych myśli moralnej, tylko dlatego, że przy selekcji autorów w historiach etyki liczono się tylko z refleksjami etycznymi akademickich filozofów. Pomijano dyrektywy moralne pisarzy społecznych, nawet najbardziej wpływowych, by uwzględnić mało oryginalne i znane tylko małemu kręgowi rozważania etyczne filozofów zarejestrowanych w tradycyjnych kompendiach filozoficznych. Kryła się w tym
zaniedbaniu także i pewna koncepcja etyki i jej historii. Historia etyki miała być historią nauki postępującej coraz bardziej ku prawdzie i ujmującej myśl moralną w jakiś system, podczas gdy luźne rozważania na tematy moralne nie były włączane do nauki. Ale to kryterium nie było stosowane konsekwentnie, bo La Ro-chefoucauld np. czy Nietzsche znajdowali z reguły miejsce w historii etyki. I nie dziw, że nie było stosowane konsekwentnie, bo nikła jest granica między moralistą a etykiem. Tzw. systemy etyczne nie bywały zwykle systemami, a myśl moralistów układała się nieraz w całości znacznie bardziej spójne niż refleksje „specjalistów” od etyki, za jakich uchodzili filozofowie. Tak czy owak, historia myśli moralnej, uwzględniająca tych, którzy naprawdę współdziałali z wielkimi przemianami moralnymi otoczenia, czeka jeszcze na opracowanie. W tego rodzaju historii Franklin znajdzie właściwe sobie miejsce — miejsce klasycznego modela moralności mieszczańskiej w sensie, o którym była mowa w rozdziałach poprzednich. Widzieliśmy dotąd moralność mieszczańską w karykaturze, czas ją zobaczyć w tej formie, w jakiej podawali ją jej apostołowie.
Rodzina Franklinów, zasiedziała z dawna we wsi Ecton, w Anglii, w hrabstwie Northhamptonshire, była protestancka i za czasów monarchów katolickich miewała nieraz okazje wypróbować siłę swoich przekonań. Biblia, którą czytywano po kryjomu, była przytroczona do spodniej powierzchni stołka. Na sygnał alarmowy, dawany przez stróżujące u drzwi dzieci, odwracano pośpiesznie stołek przywracając mu właściwą pozycję. Ojciec Franklina był nonkonformistą, a mianowicie prezbiterianinem, ojciec jego matki pisywał w obronie baptystów i kwakrów. Rodzina wiernie sympatyzowała z wigami. Około 1682 r. ojciec Franklina wyemigrował do nowej Anglii w poszukiwaniu swobody religijnej. W starej Anglii trudnił się farbiarstwem, ale ponieważ ten fach w Bostonie, naówczas małej mieścinie, nie miał szerszego zastosowania, przerzucił się na wytapianie świec i wyrób mydła.
|1 Beniamin Franklin] urodził się już na nowej ziemi, w Bostonie, w r. 1706 jako jeden z najmłodszych w bardzo licznej rodzinie. Ojciec bardzo wcześnie zaczął go wdrażać do pomocy w swojej robocie, ale zajęcie ojca nie odpowiadało Beniaminowi. Okazywał on zamiłowanie do czytania. Zaobserwowanie tego faktu skłoniło