Codzienne wyprawy z aparatem fotograficznym po mokradłach i bezdrożach
W KRAINIE PURPUROWEJ CZAPLI
W tytule ździebełko przesadziłem. Właściwie tytuł powinien brzmieć tak: „Kraina, w której spotyka się nawet purpurową czaplę". Wyróżniam ją, bo jest to ptak u nas niezmiernie rzadki, a gniazduje tylko w jednym miejscu, mianowicie w rezerwacie ptactwa wodnego nad Baryczą. Weź, Drogi Czytelniku, mapę naszych Ziem Zachodnich. Poszukaj na niej Wrocławia, potem jedź palcem 78 km na północ, gdzie znajdziesz miasteczko Milicz. Obok niego przepływa ze wschodu na zachód rzeka Barycz. Wypływa pod Ostrowem Wielkopolskim i wpada do Odry. Jest to najbardziej leniwie płynąca rzeczka Polski. Ma 138 km długości, a jej spadek wynosi zaledwie 28 centymetrów na kilometr. Woda tu prawie stoi. A na wschód i zachód od Milicza znajduje się około stu dużych
stawów rybnych, zajmujących obszar ponad 6000 ha. Niektóre z tych stawów zakładali starzy Polanie już w XII wieku.
Na tych właśnie stawach jest ów rezerwat ptactwa, największy w Europie. Ostatnio zbudowano tam Stację Ornitologiczną Uniwersytetu Wrocławskiego, której kierownikiem jest dr Józef Witkowski.
Jakież tam są ptaki? Prawie wszystkie, jakie występują w Polsce, czyli ok. 420 gatunków. Widziałem tam ową czaplę purpurową, kormorany, bąki z dziobami jak dzidy, orła, myszołowa, remizy — co to mają gniazda wiszące nad wodą jakby na nitce, są i łabędzie (jedno z trzech miejsc gniazdowania łabędzia niemego), czarny bocian, a przede wszystkim są niezmierne ilości mew i kaczek wszystkich gatunków.
Jesienią kaczki przylatują tu stadami po 50 tysięcy sztuk, wtedy przesłaniają słońce. Na jednym stawie na obszarze ok. 300 m widziałem gniazdo przy gnieździe, nie było gdzie nogi postawić.
W tym rozhoworze ptasim nie umiałem rozróżnić poszczególnych gatunków, bo musicie wiedzieć, że gatunek od gatunku różni się czasem paroma tylko piórkami czy też plamką na główce. I bądź tu mądry. Więc pytam:
— Jak rozróżniacie poszczególne gatunki?
A pan doktor, bardzo miły i wesoły człowiek, powiada z kpiącym uśmiechem:
— Najlepiej po głosach. Bowiem każdy ptak wydaje inny głos. Np. wróbel ćwierka, słonka ćwirka (lub chrapie), trznadel cenka, czajka stęka, głuszec syka, kszyk pika, drop ksyka, sowa huczy, bąk buczy, bekas beczy, dzięcioł kuje, żuraw kruma, łabędź krera, słowik wycina, kogut pieje, gęś gęga, kaczka kwacze, gołąb grucha, derkacz bije (lub derka), szczygieł strzyże, puszczyk krzyczy, sójka wrzeszczy, sroka skrzeczy, orzeł śwista, sokół kwili, kura gdacze, dudek huka, tur-kawka turka, kukułka kuka, pardwa kokcieli, kuropatwa cięgoci, skowronek dziędzieje, jarząbek pogwizduje, drozd lamentuje, przepiórka przyzywa, bocian klekoce, wrona kracze, cietrzew bulgocze, kląskawka kląska, a po-trzeszcz trzeszczy.
— To rzeczywiście proste — przyznałem...
— Kto by jednak nie umiał odróżnić cenkania od pikania, ten może sobie przetłumaczyć głosy ptaków na ludzką mowę. Oto, jak lud tłumaczy sobie ptasie głosy. Przepiórka woła: „Pójdźcie żąć, pójdźcie żąć!" Trznadel: „Nie będzie suchej kobyle niic". Zięba: „Myślisz, że cię nikt na śliwkach nie widział?" Trzciniak: „Ryba, ryba, rak, rak, rak, świerzbi, świerzbi, drap, drap, drap, stary, stary, kit, kit, kit". Jaskółka dy-mówka: „Uszyłabym ci rękawiczki, ale nie mam nici". Derkacz: „Kaź-mierz, jedz perz, nie chcesz, zdech-niesz jak zwierz". Wilga: „Zofija, pójdziesz do lasu, pójdę i ja”.
— Genialnie proste — rzekłem — teraz wszystko rozumiem. Nie wiem tylko, jak potraficie policzyć stado 50 tys. kaczek?
:— Liczymy tak: jeden, dwa, trzy itd., do 50 tysięcy. Można też liczyć nogi i potem podzielić przez dwa — żartuje sobie pan doktor. Ale potem, już serio opowiada, jak wygląda na co dzień praca ornitologa.
Ornitolog-praktyk robi codziennie około 30 km po bezdrożach i mokradłach. Musi zaglądać w korony drzew,
598