84
- Posiwiałeś... Jakże się masz?
- Wybornie... (I, 39)
W dalszych partiach dialogu - dialog to osobisty wg typologii Mukafovs-ky’ego1 - wzrasta stopień spoistości replik; rozmowa przybiera charakter bardziej „uporządkowany”. Dotyczy - początkowo - ulubionej przez Rzeckiego polityki oraz zdobytej przez Wokulskiego fortuny („przeszło trzysta tysięcy rubli”). Do tego momentu mówić można o rozumieniu się rozmówców! wynikającym z zaistniałej sytuacji psychologicznej i przedmiotowej. Sytuacja ulega zmianie, kiedy Rzecki, nie znając, więcej: nie domyślając się przyczyni które skierowały Wokulskiego na wojnę, poddaje w wątpliwość „narażanie się dla majątku, gdy ma się kawałek chleba”.
Wokulski najpierw „drwiąco spojrzał na niego”, a potem „zadrżał z gniewu* i zerwał się z kanapy”. Tu dialog przekształca się w monolog, w którym Wokulski przyjmuje rolę czynnego podmiotu mówiącego, a Rzecki jest tylko słuchaczem, i to coraz mniej rozumiejącym. Monologujący Wokulski wyrzuca z siebie gromadzoną przez wiele miesięcy gorycz, broni się przed zarzutafi]| podnosi swoją wartość („Teraz już wiem, ilu jestem wart Minclów...” (I, 42). Jest przeczulony, ostry, niemal agresywny, wszak po długim pobycie poza krajem, znów, i to w rozmowie z przyjacielem, zjawają się stare wymówki i stare podejrzenia o życie na koszt Minclów. Ale tylko na moment. Kiedy „ochłonąM oparł się na ramieniu Ignacego i zaglądając mu w oczy” zaczyna rozmową kierować i sterować; stawia przyjacielowi pytania, zawierające ukryte podteksty. Pytając o nowości „u was” i „w mieście” (owo „miasto” to metoninp> Łęckich), myśli o pannie Izabeli, Rzecki natomiast udziela informacji- bardzo szczegółowych - natury handlowo-kupieckiej. Rozmówcy do reszty przestają się rozumieć; pytający i odpowiadający przywołują różne konteksty semantycz? ne. Jeden pyta o Rzym, drugi opowiada o Krymie.
Wreszcie, ale po chwili wahania, po wypiciu „szklanki wina, i to duszkiem", Wokulski wyrzuca z siebie gnębiące go pytanie: „A Łęcki kupuje u nas? ...” Informacje Rzeckiego oraz jego ocena osób, którymi Wokulski się interesuje (Łęcki „skończony bankrut”, panna Izabela — bez posagu - „zestarzeje się, choć ładna”), nie denerwują go. Wręcz przeciwnie, „jego surowa twarz nabrała dziwnie rzewnego wyrazu”. Po raz drugi doznaje ulgi, wyspokaja się przed rozmówcą („mój kochany stary, mój poczciwy stary przyjacielu”), wspominają^ przeszłość, a w niej samotność i ów ból, jakby „ziarno piasku wpadło do serca", czyli tęsknotę. Jest to drugi w tym dialogu monolog, wszakże: „Wokulski usiadł na kanapie i oparłszy głowę o ścianę mówił jakby do siebie...”; i nieco dalej: „Wypił, zaczął znowu chodzić po pokoju i mówić przyciszonym głosem... Monolog Wokulskiego przerywany jest, ale rzadko, replikami Rzeckiego, ukazującymi, że słuchający coraz mniej rozumie mówiącego, do czego sam się przyznaje. Stary subiekt sądzi jednak, że tu w grę wchodzi maskowanie się
6
■i
Wokulskiego z przyczyn politycznych. Podobna sytuacja ma miejsce w sekwencji rozmowy, która odbywa się w sklepie. Rzecki powiada: „Bywają rozmowy, po których dobrze jest mówić o interesach”. Przypomnijmy: Wokulskiego w tym momencie interesy wcale nie interesują. Do sklepu każdy z rozmówców wybiera się w innym celu: Rzecki, by pokazać pryncypałowi firmę, Wokulski, by zajrzeć do księgi. Ale nie do księgi dochodów, jak chciał Rzecki, tylko do księgi dłużników, by wyszukać w niej jedno tylko nazwisko.
Rozmowa w sklepie jest interesująca z innego jeszcze względu; stanowi mianowicie doskonały przykład wprowadzenia przez Prusa „pustosłowia po-toczności” oraz niemożliwości porozumienia. Przypomnijmy krótki fragment:
- Panna Łęcka ma także otwarty kredyt... bardzo dobrze - ciągnął Wokulski zbliżywszy twarz do księgi, jakby w niej pismo było niewyraźne. A... a... Onegdaj wzięła portmonetkę... Trzy ruble?... To chyba za drogo...
- Wcale nie - wtrącił Ignacy. — Portmonetka doskonała, sam ją wybierałem.
- Z którychże to? — spytał niedbale Wokulski i zamknął księgę.
- Z tej gablotki. Widzisz, jakie to cacka.
- Musiała jednak dużo między nimi przerzucać... Jest podobno wymagająca...
- Wcale nie przerzucała, dlaczego miałaby przerzucać — odparł Ingacy - obejrzała tę...
- A chciała wziąć tę...
- Ach, tę... - szepnął Wokulski biorąc do ręki portmonetkę. (I, 48)
W przytoczonej wymianie zdań, która na pozór wydaje się zwykłym przerzucaniem słów, pozbawionym większego znaczenia poza funkcją podtrzymywania kontaktu między mówiącymi, kryją się istotne sensy, ukryte w podtekście. Pisze Teresa Skubalanka:
Każde słowo, każdy opisywany gest znaczy w innym wymiarze semantycznym: na płaszczyźnie znaków — symboli, ujawniających uczucie zakochanego kupca, który nie chce się z nim zdradzić, dla którego wszystko, co dotyczy ukochanej, ma wartość fetyszu, jest częścią jej osoby i o mej informuje.2
Później Wokulski z Rzeckim rozmawia jeszcze ze dwadzieścia razy. Rozmowy odbywają się zawsze w przestrzeni zamkniętej: bądź w mieszkaniu jednego, bądź drugiego, często w sklepie. Rozmawiają zazwyczaj sami, bez osoby trzeciej, co ułatwiać winno dialog osobisty, w którym najbardziej ujawniają się treści uczuciowe i wolicjonalne. Tak jednak nie jest.
Narrator bardzo często charakteryzuje rozmawiających, wskazując jakiś szczegół, którym dopowiada i dookreśla rozmowę: „nie patrzył mu w oczy , „ruszył ramionami”, „powtórzył Wokulski takim tonem, że panu Ignacemu przeszedł mróz po kościach”, Wokulskiemu „żyły nabrzmiały [...J na czole, a gors koszuli gorączkowo falował na piersiach”, innym razem „w oczach zapalały mu się i gasły [...] iskry”. Kiedy Rzecki przestrzega przyjaciela, by „w
łbidcm. s 195
T. Skubalanka Historyczna stylistyka języka polskiego. Przekroje. Wrocław 1984. s. 324-32$.