262
Ponieważ przyjaźń służy asekuracji, Agnolo doradza przyjaciół starannie wypróbowanych, tak jak wypróbowuje się łuk czy konia w czasie pokoju, żeby wiedzieć, co będzie wart w momencie niebezpieczeństwa (s. 187). Wypróbowywać ich także należy w sprawach drobnych, żeby wiedzieć, jak się zachowają w wielkich. Ale w zasadzie odwoływać się do nich należy jak najrzadziej. Człowiek winien być samowystarczalny i raczej innych w stosunku do siebie zobowiązywać niż samemu zaciągać zobowiązania. W stosunku do przyjaciela obowiązuje hojność, ale trzeba pamiętać, że z pożyczek rodzą się często spory, w których przyjaciela możemy stracić. W wypadku konfliktu interesów ,,dla-czegożbym ja miał faworyzować jego interes bardziej niż on mój?” (Perche debbo io avere piu caro l’utile suo, che U mio; s. 177). Egoizm rodzinny Agnola podkreślano powszechnie. Rodzina, wedle tego obrazu, trzymać się ma solidarnie, w postaci nieufnie obronnej w stosunku do obcych (gli strani). Sławna — jeżeli idzie o tę sprawę — jest rada, którą ojciec daje synom, a mianowicie rada, żeby drzewa w swojej posiadłości sadzili na jej granicach, by zacieniały nie własne pole, lecz pole sąsiada (s. 108).
W stosunku do wroga nie należy wprawdzie reagować nienawiścią na nienawiść, ale należy odpowiadać podstępem na podstęp i przemocą na przemoc. To jest głos Machiavellego, a nie > chrześcijańskie pouczenie o nadstawianiu drugiego policzka. Tak ma się zachowywać mężczyzna. Kobieta powinna uciekać.
Skoro poruszyliśmy już sprawę stosunku Albertiego do chrześcijaństwa, wypada tu zaznaczyć, że pogląd na świat, z jakim mamy u niego do czynienia, jest najzupełniej świecki. Wprawdzie Alberti, pragnąc zakosztować każdej formy literackiej, bawił się także pisaniem psalmów, ale był to — jak się zdaje — raczej eksperyment literacki niż wyraz głębokich religijnych przeżyć. Bóg mało interweniuje w układzie życia Albertiego, aktywność Albertiego pozbawiona jest motywacji religijnej i liczy on na nagrodę za dobre życie tu na ziemi, nagrodę w postaci dostatku, miłości ludzkiej i poważania.
Jak wspominaliśmy na początku, w rozprawie o rodzinie, którą rozważyliśmy nieco szczegółowiej, ojciec poucza synów, jak żyć należy. Nieobecność córek nie wymaga wyjaśnień, kobieta bowiem w tej koncepcji rodziny jest wyraźnie czymś drugorzędnym. Mężczyźni są dla naszego autora czymś lepszym, mają z natury animi grandi ed ellelti, toteż w konwencjonalnej modlitwie, odmówionej po objęciu wraz ze świeżo poślubioną żoną nowego, wspólnego domu, Agnolo prosi Boga o synów.
Kobietę kształci mąż, a ma w tej sprawie szerokie możliwości, zważywszy, że bierze ją zwykle bardzo młodą i niedoświadczoną z rąk matki, której zadaniem było upilnować ją w czystości do ślubu i nauczyć ją robót domowych: przędzenia i szycia (filare e cucire). Podczas gdy wzór męski Albertiego odbiega od odziedziczonej tradycji, wzór kobiety przypomina dokładnie żonę Ischomacha z dialogu Ksenofonta Oikonomikós. W skomplikowanych stosunkach obu płci wzory, tak jak w walce klas, narzucają w swoich interesach silniejsi. W interesach tych ostatnich najwidoczniej od czasu Ksenofonta nie zaszła żadna wyraźna zmiana. Żonę należy wybrać na podstawie jej cnót, pozycji rodzinnej i majętności, przy czym autor akcentuje wagę pierwszej z wymienionych pozycji. Raz poślubiona kobieta winna pilnować domu. We wspomnianej przed chwilą modlitwie małżonkowie proszą o bogactwo, przyjaciół i sławę — dla męża; o czystość, trwanie w wierności małżeńskiej i kwalifikacje dobrej gospodyni — dla żony. Wierność małżeńska żony stanowi ozdobę rodziny. Ten klejnot wchodzi w skład posagu córek. Naprawdę piękna może być tylko kobieta cnotliwa. Bóg szczególnie surowo karze wiarołomne. Są one piętnowane przez opinię (infame) i zawsze nieszczęśliwe. Żona wimia podobać się tylko mężowi. Malowanie jest nie tylko naganne, ale i bezcelowe, mąż wszak zna ją i bez szminki. Ojciec opowiada synom, jak to jego żona a ich matka chcąc w czasie ślubu piękniej wyglądać powlekła twarz barwiczką. Upomniał ją łagodnie — tak bowiem upominać należy kobietę — by szminkę starła. Łagodnie, bo łatwiej prowadzić żonę miłością niż strachem. Walka ze szminką rozwija się w dłuższą przemowę. Brzmi ona zupełnie tak jak u Ksenofonta, gdzie Ischomach także wzbrania żonie malowania i gani podwyższanie się przy pomocy grubych podeszew. Obaj autorzy zgodnie doradzają żonom, by zarabiały na autentyczne rumieńce przez pracowite dreptanie. Nie próżnować, nie wyglądać — jak doradza dodatkowo Alberti — przez okno. Od pracowitej krzątaniny twarz robi się rumiana i wzmaga się apetyt. Pracowitość dla ko-