162 Bóg Bestia
opublikował jeden z wierszy rowleyowskich, ale została odrzucona. Do Chatter-tona nie przybył na pomoc ani dobry Samarytanin, ani żaden patron, ani nawet Grab Street.
Jego krewny z Shoreditch dzielił swój dom z rodziną pewnego tynkarza nazwiskiem Walmsley. Po śmierci Chattertona siostrzenica Walmsleya powiedziała o nim: „Nigdy nawet nie tknął mięsa, pił tylko wodę; wyglądało, jakby się żywił powietrzem.” Jej młodszy brat dodał: „Zwykle żywił się odrobiną chleba lub ciasta i wodą.” Nim jeszcze przyszedł sierpień, nawet kupno chleba niemal przerastało możliwości finansowe Chattertona.
Została tylko jedna, niepewna nadzieja: jeszcze w Bristolu, z właściwą swemu rozwojowi intelektualnemu ochotą i łatwością, Chatterton nauczył się podstaw medycyny u Barretta, który był chirurgiem. W XVIII wieku takie wstępne przeszkolenie wystarczało, by nająć się jako lekarz okrętowy; Chatterton potrzebował jedynie poręczenia od Barretta. W zakończeniu listu do Catcotta z 12 sierpnia napisał: „Zamierzam wyruszyć za granicę jako chirurg; mam nadzieję, że pan Barrett da mi świadectwo lekarskie, gdyż jest to w jego mocy.” To ostatnie zdanie jest najwyraźniejszym wołaniem o pomoc, na jakie sobie kiedykolwiek pozwolił. Ale i ono nie pomogło. Barrett, do końca małoduszny, nie wyświadczył mu tej przysługi.
Sierpniowy numer „Town and Country Magazine” nie wypełnił się wcale tekstami Chattertona, na co ten liczył — a żaden z wydawców, którzy winni mu byli honoraria, nie chciał zapłacić. „Przeklęta, wrodzona, niepokonana Duma” nie pozwoliła mu podjąć się jakiegoś podrzędnego zajęcia, aby uniknąć głodu. Toteż „żywił się powietrzem" i wytrzymał tak do 24 sierpnia. Powiadają, że tego dnia pani Angel, właścicielka mieszkania, „wiedząc, że Chatterton od dwóch lub trzech dni nic nie jadł [...] próbowała go ubłagać [...], aby zjadł razem z nią kolację. Prośba ta zdawała mu się sugerować, że jest w potrzebie; oburzył się i zapewnił panią Angel, iż nie jest głodny”96. Historia ta jest zgodna z jego charakterem, ale najpewniej nieprawdziwa; ci, co przeżyli samobójcę, na ogół próbują się pocieszać po całym zdarzeniu, pokazując, że przynajmniej nie było w tym ich winy.
Jego sąsiedzi z kwatery obok mówili, że słyszeli go tej nocy, jak nieustannie chodził tam i z powrotem aż do późnych godzin. Kiedy nie zjawił się rano, myśleli, że zaspał. Gdy minęło południe, zaczęli się niepokoić i w końcu wyważyli drzw i jego pokoju. Znaleźli go leżącego na łóżku; „przedstawiał straszny widok, rysy twarzy miał zniekształcone jak po konwulsjach” — opowiadał Barrett. Chatterton połknął arszenik. Jak zwykle, podłoga zasypana była rękopisami, podartymi na kawałki nie większe od sześciopensówki.
Nikt nie przybył, żeby zidentyfikować jego ciało, a w rejestrze zgonów błędnie zapisano jego imię, czyniąc zeń „Williama Chattertona”. Został pochowany
* j H Ingram. The True Chatterton, London 1910. sir. 280.
w zbiorowej mogile koło przytułku na Shoe Lane. Brakowało mu jeszcze trzech miesięcy do osiemnastych urodzin.
Historia Chattertona to tragedia marnotrawstwa, zmarnotrawionych zdolności, sił witalnych i perspektyw. Zarazem jednak jest to tragedia osobliwie osiemnastowieczna, tragedia złośliwości, snobizmu i wyzysku; dzieło dumnych tory-sów i nadętej arogancji epoki, która gotowa była poświęcić każdy talent na korzyść własnych uprzedzeń. A równocześnie sam ów obfity talent Chattertona w jakiś sposób uprawdopodobnił jego samobójstwo. To na własnym talencie zbudował on swą ostatnią linię obrony: dumę, umożliwiającą mu ten ostami gest, kiedy z pogardą zniszczył wszystkie te dary, których tak wyraźnie brakowało jego otoczeniu. Jak to napisał niegdyś William James:
Wspólne wszystkim ludziom poczucie rzeczywistości [...] zawsze czyniło świat w swej istocie teatrem dla bohaterów. Wydaje się nam, że w bohaterstwie ukrywa się najwyższa zasada życia. Nie zniesiemy człowieka, który w żaden sposób nie jest zdolny do heroizmu. Z drugiej strony —jeśli ktoś gotów jest ryzykować śmierć i w dodatku znieść ją bohatersko, to ten fakt uświęca go na wieki, niezależnie od wszelkich jego słabych stron. Może ustępować nam w tym czy owym. ale skoro my kurczowo trzymamy się życia, a on potrafi „odrzucić je niczym kwiat”, jak gdyby nic dla niego nie znaczyło, to żywimy najgłębsze przekonanie, że urodził się lepszy od nas. Każdy z nas w głębi duszy ma poczucie, że wielkoduszna obojętność wobec śmierci pokryłaby wszelkie jego niedostatki.97
Zgodnie z tymi słowami, być może Chatterton odebrał sobie życie powodowany ambicją, po to, aby usprawiedliwić i unieważnić własne niepowodzenie. Z pewnością jakoś to tłumaczy jego wpływ na wyobraźnię późniejszych pokoleń, pomimo że jego poezja nie bez przyczyny nie jest zbyt często czytana. Jest on znakomitym przykładem na rzecz tezy, że ci, którzy mają w sobie najwięcej życia i namiętności, szybko odchodzą, przy życiu zaś zostają ci, którzy niewiele mają do stracenia.
Pozostaje jednak zasadnicze pytanie: dlaczego uciekł się do samobójstwa z taką skwapliwością — nawet jeśli był to tylko gest — wtedy, gdy nie mógł już dłużej znieść życia w Bristolu? Dlaczego w końcu popełnił je naprawdę, jeśli pominąć dumę jako powód? Bądź co bądź duma jest motywem dosyć powierzchownym, usprawiedliwiającym te impulsy, którym człowiek woli nie przyglądać się z bliska. Osobiście podejrzewam, że nawet gdyby Chatterton miał więcej szczęścia i gdyby społeczne uprzedzenia nie spiętrzyły się na jego drodze w sposób tak beznadziejny, to w dalszym ciągu samobójstwo nie byłoby dlań pomysłem zbyt odległym. To, co wiemy dziś o mechanizmach samobójstwa, wskazywałoby, iż większość niezbędnych pobudek Chatterton nosił w sobie od samego
97 W. James, The Varieiies of Religious Experience, London 1902. sir. 364.