ewolucji gatunku, bo mama Okienek woli sobie posiedzieć kołkiem.
- Wiesz, jakie tam mam zajęcia? Specjalne.
- A jadłaś tościka? - pytam, bo, jak zwykle spóźnieni, nie kupiliśmy po drodze minidrożdżówki, i musiałam prosić panią na kulkach, żeby zrobiła córce tościka w przerwie zajęć, kiedy wszystkie dzieci będą jadły przyniesione z domu śniadania.
- Jadłam.
- A z czym był?
- Ach, z glutem.
Z glutenem? Z dżemem pomarańczowym. Po dżemie śnią się Cyganki, środek nocy, mała ryczy wniebogłosy.
- Czemu nie śpisz?
- Słonko mnie obudziło,
- Słonko?
- I karetka.
- O. A co słonko robiło?
- Paliło.
- A karetka?
- Piszczała.
- A tak serio to czemu nie śpisz?
- Troszkę posikałam.
Jest dobre i złe siusiu.
- Chodź, pokażę ci, jak sikam - proponuje córka.
- Tysiąc razy widziałam, jak sikasz - mówię.
- To zrobię kupę! Tak! Zrobię moją kupę dla ciebie! A potem włączysz mi deszcz, żebym mogła potańczyć?
- Wspaniały jest ten pociąg! - mówi moja córka. - Zwłaszcza ta rzeka jest wspaniała! Wspanialusia.
Wstałyśmy bardzo rano, ja koło trzeciej, córka wpół do piątej, umyłyśmy zęby, wypiłyśmy kakao, pożegnałyśmy chłopaków i pojechałyśmy tym wspanialusim pociągiem do Bronki. Nie bez groźnych przygód: najpierw wniosłam na sobie do autobusu wielkiego pająka. Na przesiadkowym przystanku zagadała zaś do nas kobieta w jednym bucie. Najpierw pytała mnie, czy może sobie wziąć moją córkę, a potem pytała moją córkę, czyby jej nie wzięła do domku, bo nie ma za bardzo gdzie spać.
- Tata raczej nie pozwoli - powiedziała moja córka, napawając mnie więcej niż dumą z poziomu swojej socjalizacji.
Z naprawdę przykrych rzeczy był tylko ten absurdalnie duży krok, jaki trzeba zrobić z trzylatką w ramionach, żeby wsiąść do pociągu, i och, jakie straszne buraki w sąsiednim przedziale, z których jeden nie znał ani francuskiego, ani pisma obrazkowego i wystawiał co i raz przez okno a to nogę, a to głowę. Trochę się martwiłam, że mu tę głowę urwie i wpadnie ona przez otwarte okno do naszego przedziału, prosto na moje kolana, i obudzi córkę, która właśnie zasnęła. Ale nie urwało.
Dojechałyśmy do Bronki, która ugotowała dla nas rosół i sępoleńsko-krajeńską weselną potrawkę z kurczaka.
Rozmawiałyśmy z Bronką głównie o wartości modlitwy i życia kontemplacyjnego, czy niesie ono ze sobą jakiś pożytek dla świata, czy ni chuja nie niesie. Bronka była bardzo za
46 | 47