Handlu i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w efektywność wielkich korporacji, w szczęście płynące z konsumpcji i konkurencji, w wyścig szczurów, we wszechpotęgę pieniądza, w misję Ameryki, w wyrównywanie historycznych rachunków, w sens wojny z terroryzmem. Krótko mówiąc: burzą wszystko to, w co się dziś w Polsce niemal powszechnie wierzy, lub co - jako swego rodzaju intelektualna poprawność - dominuje w publicznej debacie.
Poza nonkonformizmem i rangą intelektualną łączy moich rozmówców jeden wspólny przeciwnik. Tym przeciwnikiem jest TINA (ang. there is no altematwe: nie ma alternatywy) -nieformalna neoliberalna i częściowo neokonserwatywna ide
ologia, która w latach 90. kompletnie zdominowała zachodnie myślenie o polityce i gospodarce, a dziś rządzi światem.
TINA ma jakieś 30 lat. Od złotych czasów Margaret Thatcher i Ronalda Reagana oferuje światu prostą receptę na dobrobyt i szczęście. Trzeba uwolnić ludzką inicjatywę, zlikwidować ństwo opiekuńcze, otworzyć granice dla handlu, sprywaty-prać gospodarkę, zderegulować rynki, obniżyć podatki, razie powstawania napięć - odwołać się do polityki siły.
Dla większości czołowych polityków prawdy, które oferuje A, są dziś w zasadzie bezsporne. W Polsce są jednak dużo ardziej bezsporne i oczywiste niż w Ameryce, zachodniej Europie i większości rozwiniętych państw świata. Częściowo zapewne dlatego, że w świecie rynku i demokracji jesteśmy nuworyszami i nie czujemy się pewnie. Częściowo zaś dlatego, że nasze elity są kiepsko wykształcone i na ogół pobieżnie przyuczone do życia w nowej rzeczywistości. Symbolem tej sytuacji jest Leszek Miller - były szef nominalnie socjaldemokratycznej partii - który był zapewne jedynym europejskim premierem wierzącym i mówiącym publicznie, iż „rynek ma zawsze rację”. Polska była jednym z ostatnich dużych, rozwiniętych krajów, w których ukazywały się najważniejsze książki polemizujące z TINĄ. I mało gdzie miały one tak słaby rezonans jak u nas. W polskich mediach - jak już mało gdzie w rozwiniętym
świeci® - TINA ma faktyczny monopol. W polskiej polityce stała się tak potężna, że nawet elementarne pytania polityczne („ile prywatnego i ile publicznego”, „jaka stratyfikacja”, „jaka rola państwa”, „jak chronić interes publiczny w gospodarce”, „jakie społeczeństwo próbujemy budować”) zostały de facto wyłączone z debaty. Gdy nie ma alternatywy, to przecież nie ma o czym dyskutować!
Faktyczny monopol TINY jest zapewne jednym z podstawowych powodów, dla których polska debata publiczna skrzętnie pomija to, co naprawdę ważne, a koncentruje się na aferach, czyli na istotnych, lecz drugorzędnych problemach uczciwości klasy politycznej i sprawach obyczajowych. W polskiej refleksji i debacie politycznej nie ma dziś miejsca na to, by się zastanawiać, jak to się dzieje, że w Polsce i innych krajach rozwiniętych dochód narodowy wciąż rośnie, technologia podsuwa kolejne cudowne wynalazki, konsumpcja jest coraz większa, zyski przedsiębiorstw szybują, a jednocześnie ludzie są coraz mniej szczęśliwi, demokracja jest coraz mniej satysfakcjonująca, populizmy są coraz silniejsze, terroryzm coraz groźniejszy.
TINA - nie tylko w Polsce - sprawia, że nawet trudno jest pytać, dlaczego ludzie czują się coraz gorzej, skoro teoretycznie, według rozmaitych słupków, jest im coraz lepiej? Dlaczego w niemal wszystkich zachodnich demokracjach obywatele coraz mniej ufają politykom i mediom? Dlaczego coraz większa część zachodnich społeczeństw popada w ubóstwo? Dlaczego coraz bardziej doskwiera nam erozja społeczeństwa i inwazja różnych egoizmów niszczących więzi społeczne, demokrację, rynek? Dlaczego wszędzie rosną kręgi wykluczonych i napięcia społeczne, kanalizowane przez groźne dla demokracji i rynku ruchy populistyczne?
Skoro zaś trudno jest zapytać, co tutąj nie działa, tym bardziej niemal nie sposób pomyśleć, co należy zrobić, żeby było lepiej. A kiedy ktoś próbuje to pytanie stawiać i odpowiedzieć na nie bez naruszenia zasad, które wyznacza TINA, niemal
9