330 Sztuka chrześcijańska
uważając to za resztki mentalności pogańskiej, że w Cezarei Filipowej w Palestynie wznosi się posąg Jezusa uzdrawiającego niewiastę cierpiącą na krwotok. Pisze również, że gdzie indziej widział malowane wizerunki apostołów Piotra i Pawła, a nawet Chrystusa. Podobne dzieła - powiada — powstają z inicjatywy dawnych pogan, którzy czczą postaci ewangeliczne jako swych zbawców, „według swego zwyczaju”.3 Jemu samemu najwidoczniej nigdy.nie przyszłoby na myśl, aby w tej formie wyrażać uczucia religijne.
Jeszcze kategoryczniej wypowiada się Euzebiusz na temat uczniów Szymona Maga, który „był praojcem wszelkiej herezji. Od owych czasów aż do dni naszych zwolennicy jego podszywają się obłudnie pod naukę chrześcijańską. Lekkim sercem przecie wracają do zabobonnej czci demonów, której się na pozór wyrzekli, kłaniają się obrazom i pismom Szymona, tudzież z nim razem wspomnianej Helenie, a cześć im oddają paleniem kadzidła, obrzędami ofiarnymi i libacjami.”4 Fakt ten zanotował już Ireneusz: ludzie ci „modlą się też do posągu Szymona przedstawionego w postaci Zeusa i do posągu Heleny przedstawionej w postaci Minerwy”.5 Poza tym pisze on, że gnostycy karpo-kracjanie „posiadają także jakieś obrazy, jedne malowane, inne zaś uczynione z jakiegoś materiału, powiadają, że są to figury uczynione przez Piłata, z tego okresu, gdy Jezus przebywał z ludźmi. Wizerunki te wieńczą i ustawiają razem z posągami pogańskich filozofów: Pitagorasa, Platona, Arystotelesa i innych. Zachowują się wobec nich poza tym podobnie, jak czynią to poganie.”6 Jak pamiętamy, cesarz Aleksander Sewer, jeśli można wierzyć jego biografowi, czcił jednocześnie w swojej prywatnej kaplicy podobizny Aleksandrą Wielkiego, pogańskiego cudotwórcy Apoloniusza z Tyany, Orfeusza, Abrahama i Jezusa. W obu przypadkach mamy charakterystyczne przykłady synkretyzmu. Na pewno można przyjąć, że właśnie poprzez sekty gnostyckie, z samej swojej istoty synkretyzujące i usytuowane na granicy pogaństwa i chrześcijaństwa, sztuka plastyczna i kult wizerunków zaczęły przenikać w środowiska chrześcijańskie. Mogło to tylko zaostrzyć od początku wrogi stosunek Kościoła powszechnego do tych form pobożności. Jak świadczą słowa Euzebiusza, wrogość ta przetrwała okres pokoju za Konstantyna. Ostrożny i w rezultacie pobłażliwy sąd tego autora o rzeźbie grupowej w Cezarei Filipowej, którą wprawdzie uważa za anomalię, ale którą stara się wyjaśnić i do pewnego stopnia usprawiedliwić nawykami atawistycznymi, jasno świadczy, że w tym czasie opinie są podzielone i że oficjalne obrazoburs-two traci na sile.
Jest rzeczą jasną, że bardzo często zakazy wydawane przez władzę kościelną lub któregoś z Ojców Kościoła natykają się na zakorzeniające się właśnie obyczaje, które Kościół rozpaczliwie usiłuje jeszcze tępić. Tak na przykład kanon trzydziesty szósty synodu w Elwirze w początkach IV wieku przypomina, „że nie wolno malować na ścianach tego, co jest przedmiotem kultu i uwielbienia”. Jeszcze w drugiej połowie tego stulecia herezjolog Epif aniusz,