cywilizacyjne wypaczenia, więc takie fakty, jak umiejętne szerzenie „prawnego bezprawia” w końcowym okresie cesarstwa zachodniorzymskiego (p.w.), a w naszych znowu czasach zdumiewająco szybki postęp w „ulepszaniu” środków masowej zagłady. Starożytni starali się unieszkodliwić zło cywilizacji za pomocą dwóch głównie dóbr kultury: prawa i etyki. Zdaje się, że nie ma innego sposobu i że warto skorzystać z ich dawnych doświadczeń w dzisiejszych wysiłkach zabezpieczenia kultury przed groźnym przerostem współczesnej cywilizacji.
Platon i w ogóle filozofowie uważali za główną przyczynę cywilizacyjnych wypaczeń chciwość. Prawo nie zwalczało chciwości bezpośrednio jako takiej, tylko pośrednio, bo w postaci spowodowanej przez nią krzywdy, za którą ponosił karę jej sprawca. Sprawiedliwość wymagała, żeby wszyscy krzywdziciele byli karani. W praktyce działo się jednak inaczej. Wspomniany już Walentynian I, jeden z najlepszych cesarzy rzymskich, karał, jak czytamy u Ammiana, surowo drobnych przestępców, ale tolerował na ogół nadużycia dostojników, aby nie ujawniać swojej pomyłki w ich wyborze. Ammian daje do zrozumienia, że ta tolerancja Walentyniana zaprzepaściła jego wysiłki zmierzające do zapewnienia koniecznego szacunku dla prawa i sprawiedliwości, gdyż zgodnie z nią złoczyńcy powinni być tym surowiej karani, im wyższe zajmują stanowiska, co się wydaje słuszne. Etyka atakuje znowu chciwość bezpośrednio jako wadę, która nieuchronnie unieszczęśliwia człowieka, i przeciwstawia jej „cnotę” rozumnego umiaru oraz ambitną wzgardę niewolniczej pogoni za marami zmysłowych rozkoszy. Ważne są słowa Platona, że poczucie potęgi rozzuchwala człowieka i podsyca jego chciwość, tak iż nawet ktoś sprawiedliwy może jej ulec, skoro dojdzie do władzy (Rp. 359 b n.). Najgroźniejszymi wrogami etyki byli w starożytności fałszywi filozofowie, bo to, że wychwalali ją w słowach, ale nie przestrzegali jej nakazów w czynach, budziło zrozumiałą do niej nieufność (p.w.). Z drugiej strony prawdziwi filozofowie bronili etyki zwycięsko szczerością swojego nauczania i — przekonywającym argumentem swojego osobistego szczęścia. Takim filozofem był na przykład Sokrates: Alkibiades „wiedział”, że Sokrates mówi prawdę, choć jego wyższość etyczna tak go, jak pisze Platon, nieraz upokarzała, iż życzył mu śmierci (Co/iv. 216 b n.). Prawdziwi filozofowie mają wielki wpływ na ludzi, o czym świadczą Sokrates lub Plotyn w starożytności, a w naszych znowu czasach — Gandhi.
W komentarzach neoplatońskich zachowały się definicje filozofii w liczbie sześciu, które są cennym świadectwem tego, co o filozofii greckiej po tysiącu mniej więcej latach jej istnienia myśleli sami Grecy: filozofia jest 1. „wiedzą
0 bytach jako takich”, 2. „wiedzą spraw boskich (niezmiennych) i ludzkich (zmiennych)”, 3. „wdrażaniem się do śmierci”, 4. „upodobnieniem się do Boga w miarę możności człowieka”, 5. „najwyższą umiejętnością i najwyższą wiedzą”, 6. „miłością mądrości”. Definicje te dzielono na trzy teoretyczne, a mianowicie pierwszą, drugą i piątą, dwie praktyczne, a mianowicie trzecią
1 szóstą, i wreszcie jedną teoretyczno-praktyczną, a mianowicie czwartą, i zwracano uwagę, że definicje pierwsza i druga dotyczą przedmiotu filozofii, a trzeci i czwarta —jej celu. Trzecia i czwarta definicja pochodzą od Platona. Przez „wdrażanie się do śmierci” rozumiano takie ćwiczenia praktyczne, które
miały na celu wyzwolenie duszy z więzów ciała jeszcze za życia, a przez „upodobnienie się do Boga” to, żeby człowiek wyzwoliwszy czy też oczyściwszy duszę „...pragnął naśladować Boga w Jego wiedzy i działaniu”, innymi słowy, żeby pragnął „...poznać wszystkie byty i żyć etycznie”, czyli „...czynić dobrze i pomagać potrzebującym pomocy” (Comm. in Aristot. Gr. XVIII 2, s.
77 n., IV 3, s. 3, 11). Zdaje się, że czwarta definicja najlepiej charakteryzuje filozofię grecką jako taką, trzeba jednak pamiętać, że imię Boga oznacza tutaj właściwe Grekom, głębokie i twórcze poczucie majestatu tego piękna i dobra, którym się odznaczają zjawiska na niebie, a także — mądrość i etyczne czyny człowieka.
Rozróżniano nauki ścisłe, zwane „wiedzą (epistemcif)”, od nauk nieścisłych, zwanych „umiejętnościami (technai)”: pierwsze dotyczą rzeczy niezmiennych i dlatego są zupełnie pewne, jak na przykład geometria, a drugie dotyczą rzeczy zmiennych i dlatego nie są zupełnie pewne, jak na przykład medycyna. Sens piątej definicji ustalają słowa: „...filozofia jest matką umiejętności i nauk ścisłych, z niej bowiem biorą początek i umiejętności, i nauki ścisłe” (Comm. in Aristot. Gr. XVIII 2, s. 21; por. s. 39 n). Słowa te uwydatniają nadrzędny stosunek filozofii (greckiej) do umiejętności oraz do nauk ścisłych i wydają się słuszne. W takim jednak razie nie należy jej — wbrew wszystkim powyższym definicjom — nazywać nauką ścisłą czy też wiedzą, bo nią w rodzaju geometrii na przykład nigdy nie była. Znaną nam z zachowanych zabytków filozofię grecką można nazwać raczej umiejętnością czy też sztuką podobną do literatury pięknej, malarstwa, muzyki lub rzeźby, a mianowicie sztuką tworzenia inteligentnych domysłów o rzeczywistości w szerokim znaczeniu tego wyrazu i szczególnie o rzeczywistości ostatecznej (definicja pierwsza i druga). Faktem jest dalej, że filozofia grecka wydała logikę, naukę ścisłą, i ją wchłonęła jako swoje najważniejsze narzędzie dociekania prawdy o rzeczach niejawnych z natury. Większość myślicieli dzieliła filozofię na trzy części: fizykę, etykę i logikę (dialektykę), ale niektórzy z nich, na przykład epikurejczycy, odrzucali logikę jako jej część nieistotną, co było o tyle uzasadnione, że filozofia grecka rozwija się przede wszystkim w dziedzinie fizyki i w dziedzinie etyki. Logika doszła już wcześniej do szczytu i na nim stanęła.
Filozofowie greccy wierzyli na ogół, że prawda „absolutna” (obiektywna) istnieje, że jest znana bogom i że człowiek powinien jej szukać, bo może do niej dotrzeć wysiłkiem umysłu. Zdaje się, że właściwie tylko akademik Filon uczył, iż prawdy absolutnej nie ma, gdyż wszelkie „poznanie” jakiegokolwiek przedmiotu jest względne, gdyż zawsze zależy od rodzajowej natury poznającego go podmiotu: więc ludzie mogą poznać tylko „rodzajową prawdę ludzką”, którą nazywał „podobieństwem do prawdy” i którą przeciwstawiał nieosiągalnej dla nich, bo nie istniejącej, prawdzie absolutnej (werysymilizm; p. Sceptycyzm II, s. 64 n.). Nauka Filona wydaje się w zasadzie słuszna. Nagminne, chociaż mgliste, pojęcie absolutnej prawdy jako prawdy doskonałej pozostaje, o ile można sądzić, w związku z przyrodzoną człowiekowi potrzebą i nadzieją zdobycia wiedzy o utajonych bodźcach „sygnałów pierwotnych” za pomocą abstrakcyjnego myślenia. Filozofowie, dążąc gorliwie do poznania absolutnej, doskonałej prawdy, zdobywali się na najwyższy wysiłek umysłowy.
41