powietrznych pozostają w mocy. Można sobie oczywiście wyobrazić, że jakaś trąba mogłaby wybrać gniazdo zimujących węży: z kamieniami, ziemią i niezliczoną ilością innych szczątków, porywając dziesiątki gadów - nie mam pojęcia ile może się mieścić w takim gnieździć, niech będą setki - ale według relacji zamieszczonej w „New York Times” były ich tysiące. I to żywych, mierzących 30 do 45 cm.
„Sciontific American” (36-86) również zamieszcza informację o tym wydarzoniu potwierdzając ogromną liczbę spadających gadów. Autor podaje następnie zwyczajowo wyjaśnionio zjawiska za pomocą teorii trąby powiotrznoj - jednakże „w jakiej okolicy węże występują w takiej ilości pozostaje wciąż zagadką”.-
Idźmy dalej. ,,L'Astronomie", 1800-313: W czasie wiolkioj burzy przechodzącej nad Szwajcarią w końcu stycznia 1890 r. spadla na ziemię niezliczona ilość larw; niektóro z nich były czarne, inne zaś miały barwę żółtą. Wielka ich obfitość przyciągnęła stado ptactwa. Zdarzenie to uważam za najczystszą manifestację pochodzonia opadu z zownątrz i za najoczywistszy dowód przeciwko teorii trąby powiotrznoj. Jeżeli bowiem jakiś zatwardziały okskluzjonistn zechce się upierać, żo larwy to były dokładnie i z wiolkim trudom wydobywano przez trąbę powietrzną ze skutego styczniowego mrozom gruntu, to ma na myśli niesamowito, demoniczne siły, pomijając ich wyrafinowanie - co się bowiem stało z tym wszystkim, co musiało się znajdować na powierzchni gruntu? Jeśli zaś bierze on pod uwagę raczej odlegle pochodzenie tych larw i jakąś długą drogę, powiedzmy z południowej Francji, to powinien również przyjąć bardzo dokładną selekcję transportowanego przez wiatr materiału, spodowaną różnicami ciężaru. Przy takiej selekcji larwy powinny być oddzielono od dorosłych owadów. Tymczasem, jeśli chodzi o różnico ciężkości, żółte larwy były trzy razy większe od czarnych, które spadły wraz z nimi. Chyba że - żadna trąba powietrzna nie uniosła ich razom.
Ponieważ spadły z Genezistryny.
Nie mamy innego wyjścia, nawet jeśli będą nas za to prześladować i wytykać palcami. Kto nie chce, może się nie zgadzać.
Czym więc jest Genozistryna? Wyobrażam sobie, że gdzieś wysoko w górze jest miejsce skąd bierze się życie, pozostające w jakimś stałym stosunku z Ziemią. Czy jest to planeta, czy jakiś księżyc, czy też może sąsiadujący z Ziemią amorficzny rogion albo też wyspa na podniobnym Morzu Supersurgassowym -kwestię tę powinniśmy pozostawić do zbadania przyszłym geografom obszarów pozaziemskich. Pierwszo jednokomórkowce mogły tli przybyć z Genezistryny, lecz mogło się zdarzyć, że człowiek i inno antropomorficz.no stworzenia przybyły na Ziemię wcześniej od ameby; możo ewolucja na Gcnczistrynic przebiega w sposób wyrażalny w terminach konwencjonalnej biologii, natomiast ewolucja na Ziemi przypomina rozwój społeczny współczesnej Japonii - wielkie skoki i zewnętrzne wpływy. Możo ewolucja życia na naszej planecie, rozumiana jako całość, jest procesom pojawiania się całych populacji gotowych stworzeń przez migrację lub bombardowanie. Są to możliwości, których nie powinno się wykluczać z naukowych rozważań. Oczywiście myślę o Gonezistrynio w terminach biologicznej mechaniki; nie żo gdzieś tam istnieją istoty rozumne, któro kolekcjonują robaki w końcu stycznia, a w lipcu i w sierpniu żaby, bombardując nimi Ziemię, podobnie jak nio ma ludzi, którzy wędrują po północnych obszarach Europy, łapiąc i zbierając do kupy ptaki, by jo każdej jesieni wysyłać na południe. Wszelko można sobie wyobrazić jakiś atawistyczny, szczątkowy geotropizm na Genezi-strynio - nagle miliony larw zaczynają pełzać i miliony małych żab zaczynają skakać, wiedząc nie więcej, co się z nimi dzieje niż my, gdy pełzniemy każdego ranka do pracy.