Mo® bytu ciszej
lyt mKły z budki. Mn„l, wk Aftef( ,, ł**d 8W*srn, mt*ni»iąc oczy Mmty i mnożąt.
f** ** nri<ik* kapzmn **/y / siedemdziesiąt ptęć 4$* *>*e> f%f||«» % « znkłeżMmy z półtorej t^y kapusty* *'»•« r„f. myśM na ik |$p# si* f* przekład* zawołał przez ramie E.Z, »dąc dziarskim krokom ftA ^ I z. chodził <k %/mUtj klaay, ale wydawał śię mnzy. Bft wyroki, K»k na swój wiek, j nieco pulchny Cienkie mm włosy sięgały mu ramion Nosił koszulkę /. łtetd Mmk. Cafe w Canom ł.atwo sj< było z nim dógsuteć, chanie żartował* lubił «e śmiać 1 zwykle w każde) sytuacji potrafił zwieźć cm zabawnego, /otrzymał ńę} mmąws/y ;e dwa-dńcści* rzędów kapusty, i powiedział:
- To chyba rzeczywiście kapusta.
- Po czym poznaiesz? - zawołał Editio.
EZ wyciągnął z ucha jedną słuchawkę ł Edilio po* wtórzył pytanie
- Zmęczyło antę to łażenie. To musi być dobra kapusta. Karcze, .jak ją zerwać?
E4ćki wzruszył ram jonami.
- Siary, myślę, że potrzebny ci nóż.
- E tam. - E,.Z wsunął słuchawkę z powrotem do ucha, pochylił me i pociągnął za kapustę. W dłoniach została mu gnić bici.
- Już wiesz, o czym mówię ■*■ rzucił Edilto
~ Gdzie ptaki' - zainteresował się Sarn, który w końcu zk>Zu&uL co mu nie pasuje.
- łakte ptaki?<* spytał Ediłso. A potem skinął głową. ~Mm* rade, stary, da lei pory nad polami Indy mewy, miiuta rano.
W Pcrdi& Itsck żyta spora populacja mew. W dawnych ptaku zywdy asy resztkami przynęty, zostawionymi
przez wydkarzy, t odpadkami, uposzc/oftynin przy śmietnikach. Teraz w ETAP->e nie było już odpadków A zatem przedsiębiorcze mewy przeniosły sie na poła, by *ow* kurować z wronami i gołąbiami Miedzy mwymt diaregjo znaczna cześć żywności, którą znajdowatc, do niczego się nie nadawała.
- Widocznie nie lobia kapusty - uznał Albert, Po chwili westchnął. Właściwie me znam mzngn. kto by ją labtł,
E.Z. przykucnął przed kapusta, za»art tece j wsunął je pod Hście, by objąć roślinę od spodu. Po chwili opadł na pośladki.
- Au! - krzyknął.
- To nie takie łatwe, co? zakpił Editio.
- Au! Au! - E,Z. skoczył na równe stogi. Prawa dtoli ściskał w lewej i wbijał w nią spojrzenie. - Nie, me, nie.
Sam słuchał tego wszystkiemu niezbyt uważnie. Myślami błądził gdzie indziej, zastanawiały go nieobecne ptaki, sie przerażenie w głosie E.Z. sprawiło, ze szybko głowę.
- Co sis stało?
- Coś mnie ugryzło! - zrzyknął E.Z. - Ojoj, boh: boli: Bo.,. - wydał z siebie pełen cierpienia krzyk fego to*, z początku niski, wzbijał się coraz wyżej, osiągając poziom histerii.
Na jego nogawce Sam dostrzegł coś, co wyglądało jak czarny znak zapytania.
~ Wąz! - rzucił szybko do Edfha
Ręka E.Z, skurczyła sic i zatrzęsła gwałtownie Zupełnie jakby jakiś niewidzialny olbrzym trzyma! ją $ szarpał z całą mocą.
E.Ż. krzyczał 1 krzyczał, a po cbwife rozpoczął opętan../
taniec.
i