swymi chłopami! Teraz znów zjeżdżać do obcych, i to tu, do zakładu, bo Gaiki jedzą Wilię w zakładzie, to już nadto!1
Wiem, że się „obrazisz”, ale to trudno. Ja także mam prawo do spokoju i chęć do pracy. Mam terminowe zobowiązania i choć przestałam pisać [Samuela] Zborowskiego], bo Andruszewski leży chory na anginę z 40 stop. gorączki, a potem jedzie do Smolina na święta, to mam dużo do pisania dla „Biblioteki [Warszawskiej”] i „Kuriera [Warszawskiego”]. Chcę zużyć święta nie na obżeranie się, ale na pracę2, bo dla mnie ani Wilia, ani nic nie istnieje w stanie mego zdrowia. Jestem szalenie zdenerwowana i proszę Cię, uchroń mnie od tych przykrości.
Co do owego konia na pastwisku, to może zatytułować Dola albo Na równinach — sama nie wiem. Myślę, a chciałabym, żeby to nie był tytuł „literacki”, bo to mogłoby popsuć. Co zaś do owego starego prowadzonego przez śmierć, to gdy się namyślę — zdaje mi się, że ów szkic na szybie u Solskiego był lepszy, bez cmentarza — i oni idący tyłem. Było to bardzo tragiczne, a bez symbolu.
Jestem dziś trochę więcej chora, nie spałam, tak mnie ta niedelikatność Br[onki] i m[amy] zdenerwowała. Boże! czy ja już nigdy nie odzyskam spokoju! Jak ja Tobie zazdroszczę tej ciszy, tej bezwzględnej swobody, jaką ja Ci zostawiam. Tak powinni tworzyć artyści, a nie co chwila dostawać po łbie i po duszy jakieś razy od tych, którzy właśnie ich odczuwać i szanować ich talent powinni.
Całuję Cię najserdeczniej i życzę sił w pracy, a zwłaszcza spokoju i nie walczenia dla odzyskania go, bo to wyniszcza talent, czas i zdrowie. Ze Lwowa nie przysłali mi do tej chwili ani centa3. Jest to coś niebywałego, taka podła dyrekcja. Warto pisać co!
Całuję Cię raz jeszcze [nieczytelne].
Lunia
DO STANI8LAWA JANOWSKIEGO
[Zakopane], 22 XII 1903
Na rozwód przystaję, może Pan robić o niego starania, skoro on Panu do przeprowadzenia jego planów jest potrzebny. Skoro będę trochę silniejsza i przyjdę do siebie, odeślę na ręce siostry Pana [B. Rychter-Janowskiej] drobiazgi złote, które mam od Pana. Gdzie mam odesłać Pana obrazy? Proszę zająć się tym, aby rzeczy Pana, które są na Dębnikach, zostały zabrane, bo nie chciałabym je widzieć razem z moimi.
Życzę Panu o ile możności szczęścia.
Zapolska
Nadmieniam, że rozwód jest drogą rzeczą, że ja na niego łożyć nie mogę, bo nie mam. Cieszy mnie to, że Pan może ponieść te koszta.
684
DO LUDWIKA SZCZEPAŃSKIEGO
[Zakopane, I 1904]
Szanowny Panie Redaktorze!
Zechciej dać długą i przychylną wzmiankę z załączonych wycinków o Nieporozumieniu. Będę Panu bardzo, ale to bardzo wdzięczna, bo chcieli mi ją utłuc z Ehrenbergiem na czele *, ale się nie udało. Niech Pan doda, że 6 przedstawień wyprzedał doszczętnie już Teatr Rozmaitości i niech Pan się zapyta: „dlaczego w Krakowie nie grają tej sztuki”, dodając, „że Pani Zapolska zezwolić nie chce”.
Proszę, zrób Pan to zaraz. Będę szczerze wdzięczna.
Życzenia Nowego Roku z całego serca przesyłam.
Zapolska
Niech Pan także pomieści i w „Ilustracji [Polskiej”].
139