pól grawitacyjnych, spowodowane obecnością innego ciała niebieskiego w sąsiedztwie naszej planety. Fakt, że zjawiska takio mogą mieć miejsce zdaje sie potwierdzać historia opisana w „La Science Pour Tous" (6-191). Czytamy tam, że 16 lutego 1861 r. silne trzęsienie ziemi nawiedziło Singapur. Po serii wstrząsów sejsmicznych nastąpiła wówczas tak nadzwyczajna ulewa, jakby na miasto wylało sie pokaźnych rozmiarów jezioro. Potoki wody lały się z nieba przez trzy dni, a w licznych sadzawkach, jakio wówczas powstały na ziemi, znaleziono mnóstwo ryb. Autor tej relacji pisze, że sam osobiście widział tylko lejącą sie z nieba wodę, dodaje jednak, że była to idowa tak straszliwa, iż nie byl w stanie widzieć dalej niż na trzy kroki od siebie. Miejscowi ludzie twierdzili, że ryby spadły z nieba.
Wydaje mi sie, że byłoby teraz właściwe przytoczyć jakiś szcze-ólny przykład, który dodałby blasku rodzącej sie oto nowej ortodoksji poprzez połączenie trzęsienia ziemi nie z jakimś pojedynczym fenomenem, jak opad kamieni lub zaćmienie Słońca, ale ze wszystkimi razem i w formie bardzo przekonującej, a także przez przekonująco długi okres czasu. Przykład laki znaleźliśmy w „Canadian Institute Proceedings" (2-7-198) w postaci sprawozdania dotyczącego nadzwyczajnego meteorytu z Dhurmsalli - otoczonego lodowym płaszczem głazu, który spadł w toj miejscowości 28 lipce 1860 r. 1 chociaż taki obiekt jest fascynujący sam w sobie, jeszcze bardziej niezwykle były zjawiska, które wystąpiły po jego upadku. W przeciągu kilku miesięcy po tym wydarzeniu w Benares spadły żywe ryby, w Furruckabad jakaś czerwona substancja, na tarczy słonecznej pojawiła sie dziwna czarna plama, miało miejsce trzęsienie ziemi i niewytłumaczalne ciemności, zaś na niebio obserwowano jakieś świetliste zjawisko, któro przypominało zorze polarną. Kulminacyjnym punktem tej listy dziwnych zjawisk, które staramy sie połączyć z upadkiem meteorytu w Dhurmsalli jest jednak zanotowany przez znajdującego sie tam wówczas wysłannika rządowe go fakt, że następnego wieczora po upadku meteorytu widział on na niebie jakieś światła, które wielokrotnie pojawiały sie i znikały, niektóro wysoko, niektóre! zupełnie nisko.
Czytałem wiole sprawozdań dotyczących togo meteorytu, lecz w żadnym z nich nie wspomniano owych świateł, jak gdy by było w nich coś nie na miejscu, jakieś naigrywanie sie ze sztywnej powagi dziewiętnastego stulecia. Nasz naoczny Świn dek pisze wszakże, iż płynęły ono jak ogniste balony: „Jesieni jednakże pewien, żo nie były to ani ogniste balony, ani żadne tu jerwerki, lecz jakieś przedziwne światła na niebie”.
Z jednym twierdzeniem mamy wszakże problem, bo chociaż wprowadziliśmy do przyszłej super-chomii pojęcie celestiome-tatezy, czyli planetarnej wymiany materii, i choć takie pojęcie wydoje się być zupełnie naturalne, nie mamy przecież namacalnych faktów świadczących o tym, że w czasie zbliżenia się do Ziemi innych światów wymiana taka ma miejsce. Wszystko co mamy, to rozmaite opady. Oczywiście w czasie trzęsienia ziemi Impulsy ku górze, niekiedy nawet bardzo silne, są naturalną częścią tych zjawisk, nie udało mi się jednak znaleźć informacji, by jakieś drzewo, ryba, cegła lub człowiek zostały porwano w górę i nigdy już nie spadły. Co prawda podczas pownogo trzęsienia ziemi w Kalabrii wylatywały w górę kamienne płyty chodników, zaś relacja którą czytałem nie wspomina o ich spadaniu z powrotom, jednak instynkt mi odpowiada, że chyba upadały.
Ciała z Riobamby. Aleksander von Humboldt opisuje, że w czasie trzęsienia ziemi w Riobamba „ciała były wyrywano z grobów. Pionowo ruchy ziemi były tak silne, że ciała zmarłych wylatywały na kilkadziesiąt metrów w powietrze”.
Przypuśćmy, żo były to tylko pionowe ruchy ziemi.