wątpię, że nigdy nie zostanę zrozumiuny przez tych inźynic. rów. Ale... przyszłość pokaże kto był tu głęboki, a kto p,,. wicrzchowny. Czyż zabawa nie jest także elementarną potrzg. bą? Młodzież z proletariatu póki nie zostanie wprzęgnięta w kierat, okiełznana pracą — czyż nie bywa uśmiechnię. ta?
W „Kulturze” z września artykuł Jana Winczakiewicza o Balińskim, Lechoniu, Łobodowskim i Wierzyńskim: Figurują oni w antologii, którą dr St*przyrządził pod kategorycznym tytułem Najwybitniejsi poeci emigracji.1
Recenzja Winczakiewicza zawiera tylko "raną prawdę i dlatego tym silniej uderza... gdyby jednak jej autorem nie był poeta, pełen kultu, ukłonów, delikatności dla Poezji, nie nazwałbym jej druzgoczącą. Ale w tym rzecz, źe cala nieco staroświecka galanteria, z jaką Winczakiewicz całuje końce paluszków Muzy wierszowanej, nie zdołała stłumić w nim jęku, który podzielam: dlaczego to wszystko myszką trąci? „Wszyscy czterej zapatrzeni są w przeszłość” — stwierdza z żalem wielbiciel, aby dodać zaraz coś jeszcze gorszego: „Więcej: patrząc w przeszłość, patrzą oczyma przeszłości. I więcej: spoglądając na wypadki bieżące, patrzą również oczyma przeszłości”.
Jaka szkoda! Gdyby chodziło o zwykłe wiersze co ostatecznie, nic wielkiego. Ale to są przecież wiersze „świetne”, „znakomite”, które budzą tyle naszego podziwu — więc niechby przynajmniej nas nie kompromitowały. Tak, lepiej by było aby te cztery oblicza „najwybitniejszych” nie spoglądały na nas jak z albumu starych rodzinnych fotografii, aby te uwiel-