ŁXXXVlll mmmmm mowy iw i aj a nuttmMJfwufsoo
A jM podstawowa tajemnica życia natury. CMopi rozumieją tę tajemnicą. Toteż śmierć me jest dla nich czymś strasznym. Golowi tą spotkać się / nią. Czekają na jej przyjście z godnością. Godnie też umiera na kartach powieści bogaty Maciej Bory na, ałe i jego thizący — Kuba. Godnie umiera, „po gospodarsku”, biedna zebrać/ka. Agata. Umierają oni ze świadomością, że śmierć jest rzeczą naturalną. Wpisana jest w porządek świata. W Lipcach porządek ten zostaje zachowany: miejsce Macieja zajmuje Antek, miejsce Kuby — Pietrek, żebraczy kij Agaty ftśeftmft noty Bylica. Odeszli jedni, przyszli inni. Koło losu ludzkiego zamknęło się. I obracać się będzie nadal, jak obraca się od początku świata.
Oparcie struktury powieści na takiej właśnie perspektywie czasowej, rytmicznie powtarzającej się, sprawiło, że wydobyty z niej został przede wszystkim pierwiastek uniwersalizmu. To prawda, że bohaterami Chłopów są mieszkańcy Lipiec. Nade wszystko są to jednak dzieci natury. Tak jak dziećmi natury są miliony chłopów żyjących na całej kuli ziemskiej. Wszyscy oni wciągnięci zostali w tryby wielkiego mechanizmu, niezmiennie pozostającego w ruchu, wyznaczającego odwieczny porządek czasowy: porządek święty. Wszyscy porządek ten akceptują, do niego dostosowują swój własny, indywidualny los.
Język i styl. Znakomity krytyk literacki epoki młodopolskiej, Ignacy Matuszewski, pisząc w r. 1904 szeroko o pierwszych dwóch tomach Chłopów, zwracał uwagę m.in. na szczęśliwy pomysł wprowadzenia do języka powieści elementów gwarowych. Dzięki nim, pisał, „język powieści nabrał jakiejś żywiołowej jęrfrności i siły”14 Kiedy na półkach księgarskich ukazała się żałość dzieła, pośród wielkich jej entuzjastów znalazł się dobrze zapisany na kartach literatury polskiej pisarz, Józef Weyssen-•wff Jako człowiek znający jak mało kto warsztat pisarski,
CMopi" Reymonta, „Tygodnik Ilustrowany”
Weyssenhoff zwrócił uwagę czytelników „tygodnika Ilustrowanego” przede wszystkim na język Chłopów. Dowodził.
Kapitalnym pomysłem Reymonta w Chłopach jest stworzenie sobie udzielnego języka, zastosowanego do przedmiotu. Że chłopi mówią z chłopska, a nawet narzeczem mazursko-łowickim, to nie nowina w literaturze. Ale autor przemawia od siebie nie zwykłą, górną polszczyzną, lecz mową ad hoc ułożoną, wzorowaną na mowie włościan, nieskończenie tytko obfitszą, wzbogaconą zwrotami z innych stron kraju, nawet archaizmami, z trafnym smakiem wznowionymi. Nie jest to narzecze „księżafeów”, lecz piękna, poetyczna, giętka mowa polska, nasiąknięta sztuczną gminaością, która sprawia złudzenie, że autor jest idealnie wydoskonalonym chłopem, jak np. Mickiewicz w Panu Tadeuszu udaje zaściankowego szlachcica, jak Goethe w Herman i Dorotea jest najmędrszym z drobnomieszczan Ten podstęp artystyczny, doskonale utrzymany, potęguje ton epicki powieści Reymonta. Nie dostrzegamy nigdzie zawodowego literata z jego sposobami i popisami, nie czujemy wysiłku roboty. Jakiś tytaniczny chłop opowiada nam dzieje wsi polskiej, niby autentyczną historię, i wierzymy mu chętnie, rozkosznie, od pierwszych słów powieści1.
Dwie te opinie współczesnych Reymonta nie należą wcale do odosobnionych. Sprawa tworzywa językowego Chłopów do dziś budzi zainteresowanie 1 iteraturoznawców i historyków języka polskiego. Ale bo też język tego utworu nie przylega do żadnej z form polszczyzny, które współistniały obok siebie w systemie języka polskiego u progu XX w. Nie jest to polszczyzna lite racka owych lat. Nie jest to także gwara ziemi łowickiej. T<
J. Weyssenhoff, Rozmowy literackie. Epopeja chłopska, „Tygo dnik Ilustrowany” 1909, nr 19, s. 373-374. Należy tu jednak odnotować, ż nie wszyscy piszący o Chłopach akceptowali przyjętą przez Reymonta zasad wprowadzania elementów gwary do narracyjnych partii powieści. Starosta1 Tarnowski na przykład stwierdzał: „Że autor za chłopów mówi chłoj skim językiem, to dobrze: ale kiedy mówi sam za siebie, kiedy opowiad opisuje, zakłada tło swojej powieści, tam także używa tego języka. Olf to zakrawa już trochę na umyślność, na pretensję: a prócz tego może ii szkodliwym. Jak się przyzwyczaimy pisać różnymi miejscowymi i grubyr narzeczami, możemy język zeszpecić; a jak się przyzwyczaimy pisać po m zursku, po góralsku, po szląsku i Bóg wie jak jeszcze, możemy z czase rozbić jedność języka polskiego” (Historia literatury polskiej, t. VI, cz. Kraków 1907. s. 585).