< z, ofIM I JHCO lOlOflńł
wmjrrz reprezentacji jako jej pierwotne uporządkowanie, natychmiast my^ klasyczna przestała być nam bezpośrednio dosrępna.
■
Próg między klasycyzmem a nowoczesnością (nazwy są tu nieistotne - po-j wiedzmy, że między naszą prehistorią a tym, co jest nam jeszcze współczesne) został ostatecznie pokonany wówczas, gdy słowa przestały krzyżować sięj z przedstawieniami i spontanicznie parcelować poznanie rzeczy. Na począr-l ku XIX wieku odzyskały swą starą, enigmatyczną głębię, choć nie po to, aby j zintegrować się z krzywizną świata, na której przebywały w Renesansie, i nie 1 po to, by mieszać się z rzeczami w cyrkularnym systemie znaków. Oddzielo-1 ny od reprezentacji język istnieje odtąd - nawet jeszcze i dziś - już tylko 1 w rozproszeniu: dla filologów słowa są niczym przedmioty wytworzone I i darowane przez historię; dla dogmatyków formalizacji słowa powinny I wyzbyć się konkretnych treści i przekazywać jedynie powszechnie ważne I formy dyskursu; gdy ktoś chce interpretować, wówczas słowa zmieniają się I w tekst, który należy złamać, aby wydobyć zeń na jaw ukryty sens; wreszcie I bywa i tak, że język rodzi się samoistnie w akcie pisania, które wskazuje I tylko na siebie. Jeśli nawet ten bałagan nie uprzywilejowuje języka, to przynajmniej naznacza go szczególnym przeznaczeniem, gdy zważyć na losy pracy i życia. Kiedy rozpadła się tablica historii naturalnej, istoty żywe nie uległy rozproszeniu, ale przeciwnie - zostały przegrupowane wokół zagadki życia; gdy zniknęła analiza bogactw, wszystkie procesy ekonomiczne przegrupowano ze względu na produkcję i jej warunki możliwości; kiedy natomiast rozpłynęła się jedność gramatyki ogólnej - dyskurs - wówczas język objawił wiele różnych sposobów bycia, którym niewątpliwie nigdy już nie da się przywrócić jedności. Być może z tego względu refleksja filozoficzna długo trzymała się z dala od języka. Kiedy niestrudzenie poszukiwała po stronie życia czy pracy czegoś, co miało stanowić przedmiot, model konceptualny bądź jej rzeczywiste i fundamentalne podłoże, tylko przy okazji zwracała uwagę na język; chodziło głównie o usunięcie przeszkód, które mogłyby przeszkadzać jej w pracy; należało na przykład uwolnić słowa od niewypowiedzianych treści, przez które ulegały one alienacji, ałbo też nadać giętkość i jak gdyby wewnętrzną płynność językowi, ażeby, wyzbyty przestrzenności pojmowania, był w sranie oddawać ruch życia i właściwą mu ciągłość. Język wkroczył bezpośrednio i we własnym imieniu w obszar myślenia dopiero pod koniec XIX wieku. Można by było nawet twierdzić, że w wieku XX, gdyby Nietzsche filolog — a ponadto był on tak mądry, tak światły i pisał rak dobre książki — nie pogodził jako pierwszy zadania filozofii z radykalnym namysłem nad językiem.