powziętym z góry filozoficznym założeniom. Słowem — pozostaje nadal filologiem i historykiem. Bo szczęśliwym trafem nie był nigdy teologiem. A taka proweniencja teologiczna zawsze da o sobie znać u religioznawcy, czy to jawnie, jak u Rudolfa Otto, czy Nathana Sóderbloma, czy subtelniej — u Friedricha Heilera, czy mniej dostrzegalnie — u Gustava Menschinga.
Przyjemnie czytać pracę naukowca, któremu nie zależy na tym, aby przeforsować badaniami założoną tezę wyznaniową, której będzie bronił jak zbawienia własnej duszy. Wprawdzie każdy syntetyk tworzy sobie ad lioc pewne ogólne hipotezy, ale zawsze mają one charakter roboczy, usuwalny, prowizoryczny. Z takimi hipotezami zawsze gotów się rozstać. Do takiego pokroju uczonych należy Glasenapp.
Po gruntownym zapoznaniu się z jego komparatystyką religii narzuca się przekonanie, że znalazł on swe powołanie właśnie w tego rodzaju pracy. Odnalazł powołanie późno i po niepowetowanych stratach, ale mimo to potrafił odbić sporą część debitu naukowego marburskiej proreligijnej szkole religioznawczej. Jasne formułowanie istoty poglądów, delektowanie się zestawianiem ich podobieństw i różnic, wychwytywanie czegoś wspólnego, co wyłania się poprzez pozorny gąszcz sprzecznych mniemań — oto żywioł profesora tybingeńskiego. Rzadki to dar.
I chyba Helmuth von Glasenapp nie przez prosty przypadek jako pierwszy uczony na świecie określił w broszurce poradnictwa zawodowego, czym jest zawód religioznawcy porównawczego. Najbardziej zastanawiający jest tu ton skromności, a nawet pewnego usprawiedliwienia. Według jego zdania w pracy zarówno komparatysty religii, jak i fenomenologa przejawów religijnych ludzkości ,,zachodzi niebezpieczeństwo, że utknie on w niesamodzielnym odtwarzaniu wyników badań innych badaczy albo też że stoczy się w metafizyczne spekulacje, które wychodząc poza właściwą i ścisłą naukowość, wpadają w teologię czy też filozofię religii”37.
Ile w tej frasobliwej zadumie osobistych gorzkich doświadczeń dawnego profesora filologii indyjskiej, a ile prawdy o pracy religioznawcy porównawczego — o tym dziś trudno jeszcze zawyrokować.
Rozdział trzynasty
KARL KERfcNYI I PSYCHOANALIZA W MITO ZNAWSTWIE
„SI tratta, invece deirinfluaso delta -p*l-cologia del profondo- che Mn dalia *ua naści ta dlmonstra un slngolare tro-plsmo per la storla dclle rctlglonl...”
Angcio Brellch
j Z nazwiskiem Karla Kerenyiego,#uczonego w pełni sił naukowych^ wkraczamy w zjawisko psychologizacji nauki o religiach*
Jest to jednak jednostronność zupełnie innego rodzaju niż protestancka irracjonalistyczna psychologizacja Rudolfa Otto i jego szkołyWraz z tą nową psychologizacją wlewa się w nurt religioznawstwa porównawczego potok psychologii głębi,* która dziś
- -e a
owładnęła nauką Zachodu i Ameryki Północnej.
Nie od rzeczy zatem będzie wyjaśnić zaraz na wstępie w paru słowach, na czym polega znaczenie i zastosowanie do religioznawstwa tego modnego dziś kierunku nauki o psychice człowieka. Jeżeli przy tej ogólnej prezentacji szkoły psychoanalitycznej sylwetki Freuda i Junga przesłonią początkowo postać głównego bohatera tego rozdziału, to retardacja umożliwi potem tym pełniejsze i pogłębione sportretowanie najoryginalniejszego współczesnego mitoznawcy. Bez psychoanalizy wiedeńskiego mistrza i jego zuryskiego ucznia działalność naukowa Karla Kerenyiego, zwłaszcza w okresie powojennym, byłaby zupełnie niezrozumiała. e Zygmunt Freud jako psycholog miał w nauce dwa wybitne osiągnięcia. Spopularyzował nowe pojmowanie psychiki człowieka, poszerzone o momenty słabo uświadomione lub nieuświadomione, oraz wysunął pogląd o naczelnej i kierowniczej roli instynktu rozrodczego w kształtowaniu tej pogłębionej psychiki, i to od lat najmłodszych, od niemowlęctwa.* Co do swego najwybitniejszego osiągnięcia, to dzieli je Freud ze swoim paryskim nauczycielem, Jean Martin Chareotem, neurologiem poszukują-
293