cym w nieświadomości środków leczniczych. Panseksualizm natomiast stanowi wyraz własnych poszukiwań teoriotwórczych Freuda. Freud był lekarzem chorób nerwowych i psychicznych. Teoria życia psychicznego stanowiła dla niego próbę wyjaśnienia mechanizmów leczniczych, polegających na sondowaniu psychiki chorego w stanie obniżonej świadomości. Badaniem religii świata nie zajmował się. Interesował się tym zagadnieniem jedynie klinicznie, a teorię pochodzenia wierzeń religijnych zbył modnym od roku, po publikacji Durkheima, totemizmem (Totem und Tabu. Einige Ubereinstimmungen im Seelenleben der Wilden und der Neurotiker, 1913). Teorię pochodzenia monoteizmu ujął szkicowo i bez należytego etnologicznego przygotowania, w postaci lęku przed ojcem w patriarchalnej hordzie nomadów (Der Man Moses und die monotheistische Religion, 1939).c'Samą zaś religię miał za złudzenie wynikłe z „kompleksu Edypa”, tzn. z zepchniętej do podświadomości hamowanej żądzy zabicia ojca i obcowania z matką1, postawy wyjaśnionej specyficznymi warunkami życia w wielkiej rodzinie, utrzymywanej w despotycznym posłuchu wobec ojca rodu/Religia będąca złudzeniem kwalifikowała się jako choroba psychiczna* (znów choroba, tym razem nie języka, jak u Friedricha Maksa Mullera, lecz umysłu)* i winna być w przyszłości uleczona zabiegami psychoanalitycznymi/wydoby-wającymi jej istotę na powierzchnię życia świadomego (Die Zu-kunft einer llusion (Przyszłość pewnego złudzenia), 1927.
Te uproszczenia i stronniczości zarówno przedmiotowe, jak i metodologiczne nie przynoszą ujmy autorowi. Zajmował się religioznawstwem wyłącznie jako psycholog i o tyle, o ile było mu to potrzebne do jego własnej pracy klinicznej. Przyjmował obiegowe poglądy durkheimowskie i antropologiczne (horda pa-triarchalna Williama Robertsona Smitha), nie troszcząc się o studia kontrolne. Był biologiem, ujmował więc i religię biologicznie; leczył zaburzenia płciowe, eksponował więc rolę seksu; odkrył głębię psychiki człowieka, więc szukał w niej uwarunkowań charakteru. Musiał przejaskrawiać, bo był pionierem i wielkim popularyzatorem koncepcji „utajonych przeżyć przeszłości... nazywanych nieświadomymi zjawiskami psychicznymi” *. Płodność i żywotność idei „utajoności przeżytych dawniej doznań’1 każe Freudowi wybaczyć wiele, jak wybacza się geniuszom.
Za to braknie tej pobłażliwości wobec bezkrytycznie oddanych mu ortodoksyjnych uczniów, którzy wzięli na swój warsztat sama religię i zaczęli dokonywać na niej doktrynerskich operacji, prześcigając w spekulacji samego mistrza. Wyszła karykatura z przeinaczonym obrazem dawnych wierzeń ludzkości.
Najgorliwsi uczniowie przyłożyli rękę do skompromitowania i bez tego zbyt śmiałych poglądów psychologa wiedeńskiego Świadczy o tym dobitnie książka Gezy Róheima Anitnitm, Magie and the Divine King z 1930 roku. Jest to odstraszający przykład jednostronnego i absurdalnego wyprowadzenia wniosków z freudowskiej teorii religii. Wyjaśnia też dostatecznie motywy rozlaniu freudystów w samym łonie szkoły.
Weźmy tak frapującą kwestię, jak geneza wyobrażeń eschatologicznych ludzkości, problem w całym tego słowa znaczeniu rcligioznawczoporównawczy. Czytamy ze zdumieniem: „Oto początek świata pozagrobowego. Dusza wstępuje do nieba, jak plemnik wstępuje do jajeczka (The soul enters heaven as the sperm enters the ovum) i w tym samym celu. Myśl o utracie plemników czy też o śmierci byłaby nieznośna bez tego pocieszenia”
(s. 381—382). Sama zaś magia i religia mają pochodzić według Róheima w prostej linii od fobii kastracyjnej odziedziczonej w okresie, gdy zazdrosny o swą żonę. pan hordy groził wytrzebieniem towarzyszących mu we włóczędze synów. „To właśnie obawa przed kastracją odziedziczona po odległych przodkach stanowi ten kompleks, który odgrywa główną rolę zarówno w chorobach nerwowych, jak i w pierwotnych formach magii i religii”
(s. 381). Po empirycznych badaniach Bronisława Malinowskiego nad Trobriandczykami z Melanezji, którzy nie kojarzyli zupełnie kopulacji z prokreacją, brzmi to doktrynersko i nieprzekonywa-jąco. ' r
Róheim wypowiada się szerzej na temat odznachorskoczaro-dziejskiego pochodzenia króla. „Łatwo wykazać, że historyczni królowie dawnych cywilizacji wyprowadzali istotnie swą władzę od ludzi, którzy reprezentowali ogniwo pośrednie pomiędzy światem śmiertelników i nieśmiertelnych. Wszędzie w starożytności władca gminy rozporządzał nadprzyrodzonymi siłami. Jeżeli przeto dojdziemy do przekonania, że interpretacja stosowana do cza-rodzieja-znachora pasuje do jego następcy, króla, to będziemy
295