1 1 O / laboratoria zmynl6ir
cyklu życia ludzkiego - osłabieniu temperamentu, spadkowi witaj* nośei, potęgom śmierci. Jawił się jako eufory zująoy, wilalizujqc7, wzmacniający, jako źródło młodości i siły, sposób na życiową ekspansję ■ długowieczność.
^ *ck po TratUUo ulilissimo i „regułach” podyktowanych przez padewskiego lekarza zasady dietetyki w istocie się nie zmieniły. Jednakże w instrukcjach postępowania przy stole, spisanych przez Baldaaaarc Pi sarn* 1 lego, bolo oskiego lekarza Gugliclma Gonzagi, księcia Mantui i Monferrato. dostrzec można ogólny spadek entuzjazmu i cień owej melancholii, nieobecnej jeszcze na stronach spisanych przez Savonarolę dla księcia Ferrary.
W traktacie Pisane!lego nie ma już śladu „wesołego życia"'. Język ulega zmianie. „Nić życia**11*, przecięta przedwcześnie (ten nieuchronny kres, którego istnienie Savonarola zręcznie ukrywał), pojawia się. aby budzić smutek. ..Słodkie pokusy zmysłów**, które niczym w dwuznacznej pastorałce poświęconej biesiadom uwodzą „osoby nierozważne i zmysłowe*9, stają się teraz podejrzane. Alegoryczne przedstawienia. bolesnego losu, naznaczonego przez ciążący nad nim rozpad, grożą „tysiącem ponurych wypadków**. Stulecie miało się już ku końcowi (1383), jego rozkwit dawno należał do przeszłości. Odraza wobec życia zaczynała przenikać do miejsc świętych dla religio ctyąuirt^irici11'.
Rozdział V, Okrutna dociekliwość
Z „ciemnych otchłani nicości - twierdzi Paolo Segneri - nic nie wyłoniło się o własnych siłach”1. To niebiański architekt z „niezrównanym mistrzostwem” nadał porządek, sens i harmonię nieskończonej ilości elementów Stworzenia, rozproszonym częściom swojego wspaniałego „warsztatu”. Zaprojektowanego i zrealizowanego przez najbardziej niezwykłego spośród wszystkich rerum inientores2, produktu monstrualnej inteligencji, której obsesją jest szczegół, doskonałe dopasowanie, matematycznie bezbłędna odpowiedniość.
Bóg wprawdzie niezrozumiały, ale nie niepoznawalny dla nas, śmiertelników4, stworzył ogromny gmach, nieprawdopodobną machinę, kontrolując złożoność i wielorakośó niezliczonych mechanizmów, które się na nią składają, wynajdując piękno i urodę, nadając kształt temu, co niewidoczne, zaznaczając nieuchwytną esencję duszy na cielesnej powłoce, wyciskając na niej znaki głębi, modelując na swoje podobieństwo twarze śmiertelników - ostateczne zwieńczenie „niezwykłego dzieła, jakim jest ciało ludzkie”4. W granicach czaszki, w części szczytowej, wysoko umieszczonej, ludzkiej struktury, znajdują się oczy i uszy, organy obu zmysłów - sądził uczony jezuita - „najbardziej zasłużone dla nauki”5. Oko szczególnie „pozwala na tak wiele badań, z jednej strony w dziedzinie astronomii, z drugiej - perspektywy, obie bowiem kontemplują zamysł i stworzenie wielkiego dzieła*6. Oko ludzkie, „słońce - można by tak powiedzieć - Nieba, które mieści się na czole, ale słońce podwójne”, nazwane już było „widzialnym synem niewidzialnego Boga, my zaś słuszniej nazwalibyśmy oko widzialnym wizerunkiem niewidzialnej duszy”'. Wszechwiedza Boga zakładała wszech widzenie: święte oko spoglądało wszędzie, przenikało bezlitośnie niczym samolotowy pery skop albo uraniczny szpieg, przed którym nic nie mogło się ukryć. Bes, uranicz-ne bóstwo egipskie, było pantheos: tysiące oczu pokrywało całą jego skórę, tworząc arabeski na stwardniałym członku, wibrującej, widzącej, wrażliwej żerdzi, która na mocy instytucjonalnego powołania grzebała w trzewiach i kawernach, zagłębiała się w ciało dzięki swoim fotowrażliwym komórkom, lepszym od delikatnych błon filmowych.