424 VII. Troifesystemu i funkejonalizm
jednak operacyjnie wymuszona ,.taka a taka” racjonalność, całkiem ntcidealna i bez możliwości operacji nieracjonalnych. Stanowiłaby zaledwie wewnętrznie wciąż reprodukowaną, podwójną orientację na to, co system identyfikuje jako samego siebie i jako otoczenie. Racjonalność taka byłaby racjonalnością obserwatora pierwszego rzędu. Do bardziej wyrafinowanych pojęć dochodzi się dopiero na poziomic obserwacji drugiego rzędu. Zakłada to, że system samoobserwttje się, dokonując re-aniry. Musi on ustanowić rozróżnienie samoodniesienie/odniesienie do innego i rozróżnienie to wprowadzić do samoodniesienia. Musi uzyskać jasność, że za sprawą jego własnych operacji nie tylko następuje odróżnienie systemu od reszty świata, która staje się otoczeniem, i żc nie nastąpiłoby to bez takiego Miincbhauseoow.skiego wcwnątrzspeeyficznego zaangażowania, ale także, że możliwe dzięki temu rozróżnienie samoodniesienia i odniesienia do innego stanowi jego własne rozróżnienie i że wymaga [jego] własnych operacji. Także rozróżnienie samoodniesienie/ odniesienie do innego ponownie wkracza do tego, co samo rozróżnia. Staje się różnicą, za pomocą której system zabezpiecza własnąjedność. Za sprawą tego ustalenia świat staje się konstrukcja niezależnie od tego, jakie rozróżnienie go formuje. Tłez wątpienia świat jest wówczas rzeczywistością, ponieważ koniec końców rozróżniające i konstruujące operacje zostąja faktycznie przeprowadzone, lecz także bez wątpienia konstrukcją, ponieważ niczego nie można zobaczyć bez rozdzielenia za pomocą rozróżnienia, które może zostać ustalone na bardzo różne sposoby (przez każdy system w inny sposób). Stoimy więc przed kwestią, za pomocą której filozofowie w rodzaju Fichtego lub Den idy wpędzili filozofię w zwątpienie. Racjonalność można, jeśli chcemy w jakiś sposób pozostać w nurcie pojęć staroeuropej-sklfff pojmować jedynie z lej perspektywy. Ale jak?
Najbardziej znane rozwiązanie brzmi: obstając przy zewnętrznym odniesieniu. Albo, co oznacza to samo, uciekając na metapoziomy. Można przywołać tu Russella, Jarskiego, Godła. W gruncie rzeczy jest Lo pomysł z zakresu teologii miłosierdzia. O ile wiem, nie będąc filozofem, każda bardziej dokładna analiza tak zwanego problemu odniesienia znosi len problem. Wystarczy wspomnieć Quine’a krytykę logicznego empiryzmu i jego tezę, że odniesienie, prawda i sens (ens et ven.nn et honwnl) zbliżają się do siebie. Wnioski już wyciągnęliśmy problem o/!niesieniti trzeba zastąpić rozróżnieniem samoodniesienia i odniesienia do innego rozróżnieniem, które, podobnie jak enzymy w komórkach, stanowi jednocześnie produkt i kod odpowiednich operacji systemu. Tak. samo przed społeczeństwem, gdy uznać je za ten system, który musi zmierzyć się z oczekiwaniem racjonalności, zamknięta jest każda droga wyjścia przez ekstcrtializację czy metaizację (gódelizację). Odzie bowiem mogłyby znajdować się fu jakaś wyższa płaszczyzna lub jakiś świat zewnętrzny, które mogłyby uwalniać lub warunkować?1.
Czy prowadzi to do wniosku, że społeczeństwo stanowi, koniec końców, system, w którym wszelka racjonalność musi dowieść swojej racjonalności?
Musi nam wystarczyć postawienie lego pytania i, jak na aukcji, oczekiwanie na inne oferty.
przełożył Jon Winczorek
Patrz na mój palce, który wskazuje.
liiii ren McCnlloch
Systemy1 nigdy nic miały, dobrej prasy. Podsuwają myśl, że Xv świecie istnieje więcej porządku i rozumności, niż ko^kolwiek z nas gotów jest zaakcentować i wyjaśnić. Sama koncepcja systemów wydaje się faworyzować tych, którzy poszukują narzędzi kontroli i metod nadzoru nad światem. Wielu ludzpsądzi, że muszą istnieć ukryte powiązania pomiędzy pojęciem systemu z jednej strony a pojędcm organizacji z dudgicj, i lo nie jakiejkolwiek organizacji, ale jej specyficznego typu - I autokratyczne go ptylorowskicgo. Powodem tego jest przypisywanie systemom zdolności do orgaiiizowaniaTzeczy w sposób im obcy i do uzyskiwania ponadto tej organizacji za pomocąoziwnego/lteglowsko-darwinowskiegtł połączenia rozumu i doboru naturalnego. \, /
Tojęcie systemu i koncepcja teorii s$|ternW są z pewnością uwikłane w dążenie nowoczesnych społeczeństw do nadzoru i ktśttrołi żlarljobą. Pozostaje jednak pytanie, które idee dotyczące kontroli podejmuje teoria systemów. Choiałbym zasugerować, żc poważny namysł należy się tylułowi jednej z pierwszych jpsiążek o mor i i systemów: Cybernetics or Control and Communicaiion in the Aninwl antythe Machinę W961) Norbei la Wienera. Książka ta nie jest łatwą lekturą i nie jest zbyt często czytana. Gl\vvna myśl jest jednak prosta: przynajmniej w naukach społecznych, jeśli nie wc wszyslkrch typach nauk uwzględniających czynnik czasu i wzajemną zależność obserwatora i przedmiotu poznania, nie można mówić o kontroli bez uwzględnienia komunikacji. Wszelka kontrokrjest aktem komunikacji i może być skuteczna tylko wtedy, gdy skuteczna jest komunikacja. Nip dostrzega tego większość krytyków kontroli. J \
Każdy wgląd w komunikacyjną dynamikę kontroli ma charakter dekonslrukcjonis-tyczny. Wkroczenie na obs/ar wyznaczany przez pojęcie komunikacji -wiąże się z porzuceniem pojęcia przyczynowości. Komunikacja oznacza niepewność co do przyczyny i skutku.
Why Syslmnt?, „Ibeoty, Cullure and Seciely" 2001, vol. 18, nr I, s. 59-74. \
1 Dziękuję Julianowi Kutyle za Iniltie uwagi -pn.yp. lliltn.
Jean franeois Lyotard stwierdził kiedyś (w rozmowie), że ostatecznie nie może istnieć żadne otoczenie teorii systemów. Trzeba przyznać. ż.e uwaga ta ma zastosowanie do punktu, do którego dotarliśmy w tekście. Jednak jednocześnie powinno być jasne, żc nie prowadzi lo do solipsyzmu, a raczej stanowi konsekwencję faktu, żc realna różnica między systemem a otoczeniem stanowi niesporny punkt wyjścia.