Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.229)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
229. JEZUS I
GRZESZNICA WYSŁANA PO
TO, ŻEBY
GO KUSIĆ
Napisane 21 listopada 1946. A, 9581-9604
Ludzie w
zbiorowisku, a szczególnie
mężczyźni są zawsze trochę jak dzieci, nieco dzikie lub co najmniej
proste, a przez to bardzo wrażliwe na to,
co nowe, nadzwyczajne i w czym odbija się echo święta. Zbliżanie się
uroczystości zawsze ma moc
wzbudzania entuzjazmu w ludziach, jakby święto
sprawiało, że znika to,
co ich smuci i męczy. Przy zbliżaniu się
święta jakaś żywa, lekka egzaltacja dotyka wszystkich,
jakby to zbliżanie się przypominało tam-tamy dzikusów z ich
bałwochwalczych
świąt lub ich wojownicze wyprawy.
Również apostołów
podnieca zbliżanie się Święta Światła.
Rozmowni, radośni,
zaczynają snuć plany, wspominać minione
święta. Nieco melancholii naznacza rozmowy,
lecz potem ogarnia ich nastrój świąteczny i skłania do starania się o
to,
żeby wszystko było piękne na święto.
Nie ma zbyt wielu
lamp w domu Jana? O!
Dom Tomasza w Rama jest ich pełen! I Tomasz wyrusza do Rama,
żeby przynieść kilka z nich. Nie ma wiele oliwy? O!
Eliza ma dużo oliwy w Betsur i ofiarowuje ją.
Andrzej wraz z Janem udają się do Betsur po oliwę.
Żeby upiec podpłomyki potrzeba delikatnego ognia chrustu?
Już dwóch Jakubów idzie w góry, aby go
nazbierać. Zdaje się, że
nie wystarczy mąki, jęczmienia i miodu na
obrzędowe posiłki? A po cóż jest w
Jerozolimie Nike – niemal urażona,
że nigdy jej o nic nie proszą – jeśli
nie po to, aby im dać jasnego miodu,
mąki i jęczmienia ze swej pięknej posiadłości?
Piotr więc i Szymon Zelota idą do Nike, a
Juda Alfeusz pomaga Elizie w upiększeniu domu.
Nawet stary Bartłomiej dzieli wspólną radość i z Filipem bieli wapnem
okopcone ściany kuchni, żeby była
weselsza. Judasz Iskariota ogranicza się do
dekorowania. Nieustannie przychodzi z gałęziami
drzew wiecznie zielonych, pachnących i
udekorowanych jagodami. Układa je z wdziękiem na półkach oraz wokół
okapu
paleniska.
W przeddzień
Święta Światła domek zdaje się przygotowany
na przyjęcie oblubienicy, tak się zmienił
dzięki błyszczącym miedzianym naczyniom,
jasnym jak słońce lampom, radosnym gałęziom
na pobielonych murach. Zapach chleba i podpłomyków
unosi się w powietrzu już pachnącym od poprzycinanych gałęzi.
Jezus zostawia
ich. Wydaje się tak
odległy od wszystkich, bardzo zamyślony,
nawet smutny. Odpowiada pytającym Go i proszącym
przez stawiane pytanie o pochwałę za to, co robią.
To te pytania i uwagi pozwalają mi odtworzyć prace wykonane przez
uczniów:
«Czyż nie miałem
dobrego pomysłu,
żeby iść do domu po lampy?» [– pyta Tomasz.]
Albo: «Czy dobrze
zrobiliśmy z
Filipem bieląc wszystko? Jest jasno i radośnie,
i jakby przestronniej...»
Albo jeszcze:
«Widzisz, Nauczycielu? Eliza jest zadowolona.
Wydaje się jej, że jest w domu wraz z
synami. Dziś śpiewała,
kiedy wlewała oliwę do lamp i kiedy zagniatała mąkę z miodem i mieszała
mleko z jęczmieniem...»
I jeszcze [uwaga
Judasza]:
«Niech Elchiasz
mówi co chce, ale
trochę zieleni dobrze robi. W końcu...
skoro Stwórca uczynił gałęzie, to zrobił to po to,
abyśmy się nimi posługiwali, prawda?»
Wszystko to
wskazuje na prace wykonane przez każdego apostoła.
Chociaż Jezus odpowiada na te pytania, w których
zawiera się pragnienie pochwały, to jednak myślami jest daleko. To
widać.
Zapada zmierzch.
Po ostatnich pożegnaniach
mieszkańców, którzy – przed zamknięciem się
we własnych domach – wsuwają głowę do
drzwi, żeby pożegnać Nauczyciela,
cisza zapada w Nobe. To godzina wieczerzy i jest już
czas na spoczynek dzieci i starców, wszystkich,
których osłabiła choroba lub wiek.
Prawdopodobnie
istnieje zwyczaj
obdarzania się prezentami na Święto Światła.
Widzę bowiem, że kiedy tylko stary Jan
odszedł do swej izdebki przy kuchni, a już
Eliza zabiera się do kończenia szaty, a
apostołowie – przedmiotów wystruganych w drewnie. Specjalna praca
rybaków to wykonywanie zasłon z siatki, ze sznurków zabarwionych na
czerwono, zielono, żółto i indygo.
Tomasz, Mateusz, Bartłomiej i Zelota przyglądają
się.
«Tak. Skończyłam»
– mówi
Eliza, wstając i strzepując szatę,
żeby pozbyć się nitek, jakie mogły na
niej pozostać.
«Będzie ciepło
biednemu
staruszkowi! – mówi Piotr, dotykając
sukna – Ech! My, mężczyźni, bez
niewiast, jesteśmy naprawdę nieszczęśliwi.
Zastanawiam się, do czego byśmy doszli bez
ciebie, po miesiącach nieobecności w domu.
Ja potrafię robić co innego, ale jeśli
chodzi o przyszycie zapinki [do szaty]!...»
«Zrobiłaś to
również szybko.
Przypominasz moją małżonkę» – mówi
Bartłomiej.
«Ja też
skończyłem.
Drewno było dobre, łatwe do strugania,
a jednocześnie wytrzymałe» – mówi Juda Tadeusz, stawiając
na ciemnym stole pudełko, które może służyć
na sól lub przyprawy.
«Moja zaś praca
jeszcze
nie jest skończona. Jest twardy słój,
który nie chce się poddać. Żal mi,
bo być może nie uda mi się skończyć pracy.
Ładne były te ciemne słoje na jaśniejszym drewnie. Spójrz, Jezu.
Czy nie przypominają szczytów gór namalowanych na drewnie?» – pyta
Jakub, syn Alfeusza
Pokazuje rodzaj
naczynia, którego zastosowania nie znam.
Formę ma rzeczywiście piękną, z
przykrywką na szczycie i wdzięcznymi słojami zarówno na bokach, jak i
na przykrywce. Ale to właśnie na przykrywce,
blisko gałki uchwytu, drewno stawia opór.
«Nie ustępuj,
nie ustępuj, a uda ci się.
Rozgrzej metal do czerwoności w ogniu. Napieraj na wieko,
a uda ci się. Kiedy odejdzie pierwsza warstwa...» – odpowiada Jezus,
który się przyglądał.
«Ale czy nie
zniszczy się w ogniu?»
– pyta Mateusz.
«Nie, jeśli zrobi
to zręcznie.
A zresztą! Albo osiągnie to tym sposobem,
albo będzie musiał wszystko wyrzucić.»
Jakub ogrzewa
ostrze, a po rozgrzaniu go,
zbliża je do miejsca najbardziej opornego.
Czuć palące się drewno...
«Dość! Teraz
pracuj,
a uda ci się» – mówi Jezus. I pomaga swemu kuzynowi,
trzymając przykrywkę tak ściśniętą jak w imadle.
Dwa razy płomień muska palce Jezusa.
«Odsuń rękę,
Bracie. Nie
chciałbym Cię zranić...» – mówi
Jakub, syn Alfeusza, lecz Jezus trzyma nadal naczynie.
Za trzecim razem
nóż rani kciuk Jezusa.
«O! Widzisz?
Zraniłeś się!
Pokaż!»
«To nic. Dwie
krople krwi...» –
odpowiada Jezus potrząsając palcem. Krew płynie
wzdłuż przecięcia.
«Przetrzyj raczej
przykrywkę,
żeby nie została plama» – mówi.
«Nie, zostaw ją!
Jest dzięki temu drogocenna. Wytrzyj palec, Nauczycielu, tutaj do
mojego
welonu. Twoja krew, krew błogosławiona»
– mówi Eliza i owija Jego dłoń w swój lniany
welon.
Przykrywka,
przyczyna tak wielu
nieszczęść, zostaje pokonana. Gwint został
wykonany.
«[Drewno] chciało
najpierw zadać
ból» – komentuje Zelota.
«Tak! A potem
pozwoliło się
obrobić, uparte drewno!» – mówi Tomasz.
«Przez żelazo,
ogień i ból. To zdaje się jednym z
powiedzeń ulubionych przez Rzymian» –
zauważa Szymon Zelota.
«Nie wiem
dlaczego, ale mnie
przypomina to pewne słowa proroków. My też
jesteśmy upartym drewnem... i czyż nie
potrzeba żelaza, ognia i bólu, żeby nas
uczynić dobrymi?» – zastanawia się Bartłomiej.
[Jezus mu odpowiada:]
«Zaprawdę tego
potrzeba. I
jeszcze to nie wystarczy. Ja pracuję ogniem i Moim
bólem, lecz nie wszystkie serca potrafią
naśladować to drewno... Cicho! Ktoś jest
na zewnątrz... To odgłos kroków...»
Słuchają. Nic nie
słychać.
[Mówią Mu:]
«To być może
wiatr,
Nauczycielu. W ogrodzie są suche liście...»
«Nie. To były
kroki...»
«Jakiś nocny
zwierz.
Ja nic nie słyszę.»
«Ani ja... ani
ja...»
Jezus nasłuchuje.
Zdaje się,
że słucha. Potem unosi twarz i patrzy uważnie
na Judasza z Kariotu, który także słucha,
słucha ze wszystkich sił, bardziej niż
wszyscy. Patrzy na niego tak intensywnie, że
Judasz zadaje pytanie: «Dlaczego tak na mnie patrzysz, Nauczycielu?»
Ale nie ma
odpowiedzi, gdyż ktoś
puka do drzwi. Z czternastu twarzy oświetlonych
lampą tylko twarz Jezusa pozostaje nie zmieniona.
Inne zmieniają kolor.
«Otwórzcie!
Otwórz, Judaszu z Kariotu!»
«Ja? Nie
otwieram! To może być
jakiś złoczyńca, który specjalnie
przychodzi nocą. Oby się tak nie stało,
żebym ja Ci zaszkodził!»
«Otwórz ty,
Szymonie, synu Jony» [– prosi Jezus.]
«Nigdy w życiu!
Prędzej zatarasuję wejście stołem!» –
mówi Piotr i zamierza to uczynić.
«Otwórz, Janie,
nie lękaj się.»
«O! Jeśli
naprawdę chcesz kogoś
wpuścić, ja idę do starca.
Nie chcę nic widzieć» – mówi Iskariota,
a mówiąc to przebiega wielkimi susami przestrzeń dzielącą go od drzwi
do
starca i znika w jego pokoju.
Jan stoi przy
drzwiach z ręką na kluczu,
patrzy na Jezusa z przerażeniem i szepcze: «Panie!»
«Otwórz i nie
lękaj się.»
«Ależ tak. W
końcu
jest tu trzynastu silnych mężczyzn. Oni
nie są na pewno armią! Kilka pięści i
wielki krzyk – Elizo, ty będziesz krzyczeć,
jeśli trzeba – zmuszą ich do ucieczki.
Nie jesteśmy na pustyni!» – mówi Jakub, syn Zebedeusza,
i zdejmuje szatę, a w tunice zakasuje rękawy,
gotowy do obrony. Piotr idzie w ślad za nim.
Jan, jeszcze się
wahając,
otwiera drzwi, spogląda przez otwór, ale
nic nie widzi. Woła: «Kto
zakłóca spokój?»
Odpowiada głos
niewieści,
słaby, jakby cierpiący:
«Niewiasta.
Pragnę Nauczyciela.»
«To nie jest czas
na chodzenie po domach – mówi Piotr,
który stanął za Janem – Jeśli jesteś
chora, skąd się tu wzięłaś o tej
godzinie? Jeśli jesteś trędowata,
jak mogłaś ośmielić się wejść do osady?
Jeśli jesteś strapiona, przyjdź jutro.
Idź, idź, wracaj do twoich spraw.»
«O, litości!
Jestem sama
na drodze. Jest mi zimno. Jestem głodna i nieszczęśliwa.
Zawołajcie do mnie Nauczyciela. On ma litość...»
Apostołowie
spoglądają na Jezusa oniemiali. Jezus jest
bardzo surowy i milczy. Zamykają drzwi.
«Co robimy,
Nauczycielu? Damy jej
chociaż trochę chleba? Nie ma miejsca,
trzeba będzie iść do jakiegoś domu z nieznajomą...» –
odzywa się Filip.
«Zaczekaj, ja
spojrzę»
– mówi Bartłomiej,
biorąc jedną z lamp, żeby coś widzieć.
«Nie musisz tam
chodzić.
Niewiasta ani nie jest głodna, ani nie jest jej zimno i dobrze wie,
gdzie ma się udać. Nie boi się nocy.
Ale jest nieszczęśliwa, choć nie jest ani
chora, ani trędowata.
To nierządnica i przyszła, żeby Mnie kusić.
Mówię wam o tym, abyście wiedzieli,
że Ja wiem, abyście się przekonali,
że wiem. I mówię wam jeszcze,
że nie przyszła z osobistej zachcianki,
lecz przyszła, bo została opłacona,
żeby tu przyjść.»
Jezus mówi
głośno, dość
głośno, żeby można Go było usłyszeć również
w sąsiedniej izbie, w której jest Judasz.
«A któż miałby to
uczynić?
W jakim celu? – odzywa się Judasz,
pojawiając się znowu w kuchni. – Faryzeusze,
z pewnością nie; uczeni w Piśmie, także
nie; ani kapłani,
skoro to nierządnica. I nie wierzę,
żeby herodianie byli dość... zawzięci,
żeby sobie zadać taki trud, żeby...
No i nie wiem po co.»
«Po co? Ja ci
mówię. I ty
wiesz tak samo dobrze jak i Ja, że tak jest.
Aby móc powiedzieć, że Ja jestem
grzesznikiem, kimś kto ma kontakty z
publicznymi grzesznicami. I mówię ci też,
że nie przeklinam ani jej, ani tych, którzy
ją przysłali. Ja jestem wciąż i zawsze
Miłosierdziem i pójdę do niej. Jeśli
uznasz za dobre pójście ze Mną, chodź.
Pójdę do niej, bo jest naprawdę nieszczęśliwa.
Mówi tak o sobie, sądząc, że kłamie, bo jest młoda, piękna
i dobrze opłacana, zdrowa i zadowolona ze
swego haniebnego życia, lecz jest nieszczęśliwa.
To jedyna prawda, jaką wypowiedziała pośród tak
wielu kłamstw. Idź przede Mną przodem,
będziesz Mi towarzyszył w rozmowie.»
«Ja nie będę w
tym uczestniczył!
Dlaczego miałbym to zrobić?» [–
sprzeciwia się Iskariota.]
«Aby dać
świadectwo tym,
którzy cię pytają.»
«A któż ma mnie
pytać?
Pośród nas nie ma nikogo, kto by mi stawiał
pytania, a inni... nikogo nie widuję»
[– mówi Judasz.]
«Bądź posłuszny.
Idź
przede Mną.»
«Nie. Nie chcę w
tym być posłuszny
i nie możesz mnie zmusić, abym podszedł
do nierządnicy.»
«Ech, kimże ty
jesteś?
Najwyższym Kapłanem? Ja idę Nauczycielu i
to bez lęku, że mi się coś przytrafi»
– oświadcza Piotr.
«Nie. Idę sam.
Otwórz»
[– mówi] Jezus i wychodzi do ogrodu.
W absolutnej ciemności nocy jeszcze
bezksiężycowej nic nie
widać. Drzwi kuchni otwierają się. Piotr wychodzi na dwór z lampą.
«Weź przynajmniej
to,
Nauczycielu, jeśli naprawdę mnie nie chcesz»
– mówi głośno. A potem cicho: «Zważ
jednak, że jesteśmy za drzwiami.
Jeśli nas będziesz potrzebował, zawołaj...»
«Dobrze. Idź.
I nie kłóćcie się.»
Jezus bierze
lampę i podnosi ją,
żeby widzieć. Za wielkim pniem orzecha
widać kształt ludzkiej sylwetki. Jezus idzie dwa kroki w jej kierunku i
nakazuje: «Chodź za Mną.»
Siada na małej
kamiennej ławce przy domu, od strony
wschodniej. Niewiasta podchodzi cała zakryta i
pochylona. Jezus stawia lampę na kamieniu,
w pobliżu Siebie.
«Mów.»
Polecenie jest
tak surowe, ostre, a On jest tak bardzo Bogiem,
że niewiasta, zamiast mówić, cofa się i jeszcze bardziej pochyla w
milczeniu.
«Mów,
powiedziałem ci.
Prosiłaś o ujrzenie Mnie i przyszedłem. Mów» –
nakazuje z odcieniem łagodności w głosie.
Milczenie.
«Zatem to Ja będę
mówił.
Pytam cię: dlaczego tak bardzo Mnie nienawidzisz,
że służysz tym, którzy pragną Mojej
zguby i marzą o tym na wszelkie sposoby i szukają wszelkich możliwych
środków?
Odpowiedz. Jakie zło ci wyrządziłem,
o nieszczęsna? Jakie zło wyrządził ci Człowiek,
który nawet w Swoim sercu nie pogardził tobą z
powodu haniebnego życia, jakie prowadzisz? Co?
Czy to ten Człowiek cię popsuł, Ten, który
nawet w Swym sercu nie pragnął ciebie, że
Go nienawidzisz bardziej od tych, którzy cię
nakłonili do nierządu i gardzą tobą za każdym razem,
kiedy do ciebie przychodzą? Odpowiedz! Cóż
ci uczynił Jezus z Nazaretu, Syn Człowieczy,
którego znasz zaledwie z widzenia, bo Go spotkałaś
na ulicach miasta, Jezus, który nie zna
twej twarzy i który nie dba o twoje wdzięki,
gdyż to jedynie twojej duszy szuka – brudnej,
zniekształconej, żeby ją poznać i
uzdrowić?
Mów!...
Nie wiesz, kim
jestem? Ależ tak,
wiesz po części. Wiesz nawet w dwóch trzecich. Wiesz,
że jestem mężczyzną i że ci się podobam.
To ci powiedziała twa niepohamowana zwierzęcość.
A twój upojony niewieści język powiedział to temu,
kto przyjął wyznanie twych zmysłów i uczynił sobie z niego broń,
żeby Mi zaszkodzić.
Wiesz, że jestem
Jezusem z
Nazaretu, Chrystusem. Tego się dowiedziałaś
od tych, którzy – wykorzystując twe
cielesne pragnienie – zapłacili ci,
żebyś tutaj przyszła Mnie kusić. Powiedzieli ci: „On mówi,
że jest Chrystusem, tłumy mówią,
że jest Świętym, Mesjaszem. Ale to jedynie oszust.
Potrzebujemy dowodów jego ludzkiej nędzy. Daj nam je,
a okryjemy cię złotem.” Ty, resztą
sprawiedliwości, ostatnią resztą bogactwa
sprawiedliwości – jaką Bóg złożył w
twym ciele z duszą – które zniszczyłaś
i roztrwoniłaś – nie chciałaś Mnie skrzywdzić, bo w twej nędzy kochałaś
Mnie. Oni więc ci powiedzieli: „Nie skrzywdzimy Go. Przeciwnie.
Zostawimy ci tego mężczyznę, dając ci środki
do tego, aby żył przy tobie jak król.
Wystarczy, że będziemy mogli sobie powiedzieć,
żeby uspokoić nasze sumienia, że On jest
tylko człowiekiem. To dowód, że my jesteśmy
w prawdzie, nie wierząc,
że On jest Mesjaszem.” To ci powiedzieli
i przyszłaś. Gdybym jednak uległ twemu
urokowi, to byłoby dla Mnie piekłem.
Oni są już gotowi obrzucić Mnie błotem i schwytać.
A ty masz być narzędziem do tego.
Widzisz, nie
wypytuję cię.
Mówię, dlatego że wiem,
nie musząc pytać. Jeśli jednak wiesz o
tych dwóch rzeczach, to o trzeciej nie wiesz. Ty nie wiesz, kim Ja
jestem, z wyjątkiem tego,
że jestem człowiekiem i Jezusem. Widzisz
człowieka. Inni mówią ci: „To
Nazarejczyk”. Ale Ja powiem ci, kim jestem. Jestem Odkupicielem.
Aby odkupić, muszę być bez grzechu.
Spójrz, jak zdeptałem Moją możliwą zmysłowość
człowieka. Deptałem ją zawsze tak samo,
tak jak czynię to z tą obrzydliwą gąsienicą,
która w ciemnościach przeszła z jednego błota do drugiego z powodu
swych
rozwiązłych miłości. Tak samo depczę ją
również w tej chwili. I w ten sposób
jestem gotowy wyrwać cię z twej choroby i zdeptać ją,
żeby cię wyzwolić i wreszcie uczynić zdrową i świętą. Ja bowiem
jestem Odkupicielem. Tylko po to przyjąłem ciało
człowieka, żeby was ocalić,
żeby zniszczyć grzech, a nie po to, aby
grzeszyć. Przyjąłem je,
aby wam odebrać wasze grzechy, a nie po to,
aby grzeszyć z wami. Przyjąłem je,
aby was kochać, lecz
miłością dającą
Swe własne życie, Swoją krew,
Swe Słowo, wszystko, aby was poprowadzić
do Nieba, do Sprawiedliwości, a nie
po to, aby was kochać jak zwierzę.
I nawet nie jak człowiek, bo jestem kimś
większym niż człowiek.
Czy wiesz
dokładnie, kim jestem? Nie wiesz tego.
Nie znałaś nawet wagi tego, co przyszłaś
zrobić. I to ci wybaczam, nawet bez proszenia Mnie o to.
Nie wiedziałaś. Ale twój nierząd!
Jak mogłaś żyć w takim stanie? Nie byłaś
taka. Byłaś dobra. O,
nieszczęsna! Czy nie pamiętasz swego
dzieciństwa? Nie pamiętasz pocałunków
swej matki? Jej słów? A godzin modlitwy?
Słów Mądrości, które wieczorem wyjaśniał
ci ojciec, a w szabat – przewodniczący
synagogi... Kto cię uczynił ogłupiałą i
pijaną? Nie pamiętasz?
Nie żałujesz? Powiedz Mi! Czy jesteś
naprawdę szczęśliwa? Nie odpowiadasz. Ja
mówię za ciebie.
Mówię: nie, nie
jesteś
szczęśliwa. Kiedy się budzisz znajdujesz
na swej poduszce twój wstyd, który jest
pierwszym ukłuciem stałej codziennej udręki.
I głos twego sumienia wykrzykuje do ciebie swe oskarżenie,
gdy się czeszesz i gdy się skrapiasz wonnościami,
żeby się podobać. I czujesz w najdelikatniejszych olejkach haniebny
zapach. A rzadkie potrawy wywołują twe mdłości.
I twoje naszyjniki ciążą ci jak łańcuch.
I są nim. Kiedy się śmiejesz i uwodzisz,
w twym wnętrzu coś jęczy. I upijasz się,
żeby pokonać znużenie i obrzydzenie swym życiem. I nienawidzisz tych,
którym mówisz, że ich kochasz,
żeby mieć z tego zysk. I sama siebie przeklinasz.
Twój sen jest ciężki od koszmarów. A myśl
o twej matce jest mieczem w twoim sercu.
Przekleństwo twego ojca nie daje ci spokoju. A potem zniewagi ze strony
tych, których spotykasz, okrucieństwo tych,
którzy cię wykorzystują, zawsze bez litości.
Jesteś towarem. Towaru raz nabytego używa
się, jak się chce.
Rozdziera się go, zjada, depcze, pluje na niego. Takie jest prawo
nabywcy. Nie możesz się buntować...
Czy ta sytuacja
cię uszczęśliwia? Nie.
Jesteś zrozpaczona. Jesteś związana.
Jesteś udręczona. Na ziemi jesteś odrażającym
łachmanem, który każdy może zdeptać.
Gdy w godzinie smutku próbujesz znaleźć pociechę,
podnosząc twego ducha ku Bogu, czujesz
gniew Boga nad tobą, nierządnicą,
i Niebo zamknięte jeszcze bardziej niż dla Adama.
Gdy czujesz się źle, przeraża cię śmierć,
bo znasz swój los. To dla ciebie Otchłań.
O, nieszczęsna!
Czy to
jeszcze nie wystarczy? Chciałabyś do ciągu twych
win dołączyć też bycie zgubą dla Syna Człowieczego? Tego,
który cię kocha? Jedynego, który cię
kocha. Bo to również dla twojej duszy On
wziął na siebie ciało. Mógłbym cię
ocalić, jeśli zechcesz.
Nad otchłanią twego upodlenia pochyla się otchłań Miłosiernej Świętości
i czeka na twoje pragnienie zbawienia, żeby
cię wyciągnąć z przepaści twego skalania.
Myślisz w swym sercu, że to niemożliwe,
że Bóg przebacza. Podstawę dla tej myśli
wyciągasz z porównania ze światem, który ci nie przebacza tego,
że jesteś nierządnicą. Ale Bóg to nie ludzie.
Bóg jest Dobrocią. Bóg jest Przebaczeniem.
Bóg jest Miłością.
Przyszłaś do
Mnie, opłacona,
żeby Mi zaszkodzić. Zaprawdę powiadam ci,
że Stwórca – dla ocalenia jednego stworzenia – może obrócić w dobro
nawet to, co jest złem. I, jeśli tego
chcesz, twoje przyjście do Mnie obróci się
w dobro. Nie wstydź się swego Zbawiciela,
nie wstydź się pokazać Mu swego obnażonego serca.
Nawet jeśli chcesz je ukryć, On je widzi i
płacze nad nim. Płacze. Kocha.
Nie wstydź się okazać skruchę. Bądź śmiała
w żalu tak, jak byłaś śmiała w grzechu.
Nie jesteś pierwszą nierządnicą, która
płacze u Moich stóp i którą Ja doprowadzam do sprawiedliwości...
Ja nigdy nie przepędzam stworzenia, choćby
nie wiem jak było winne. Przeciwnie, usiłuję
je przyciągnąć, żeby je ocalić.
Taka jest Moja misja.
Stan twego serca
nie budzi we Mnie odrazy.
Znam szatana i jego dzieła. Znam ludzi i
ich słabości. Znam sytuację niewiasty,
która ponosi, jak jest słuszne,
cięższe niż mężczyzna następstwa grzechu Ewy.
Umiem więc osądzać i współczuć i mówię,
że jestem bardziej surowy wobec tych, którzy
prowadzą niewiasty do upadku, niż wobec nich samych. Co do ciebie,
nieszczęśliwa, jestem bardziej surowy wobec tych,
którzy cię wysłali niż wobec ciebie. Ty
bowiem przybyłaś, nie wiedząc dokładnie
po co cię wynajęto. Wolałbym,
żebyś przyszła pod wpływem pragnienia odkupienia, jak inne twoje
siostry. Jeśli jednak wysłuchasz pragnienia Boga
i jeśli uczynisz ze złego działania kamień węgielny twego nowego życia,
usłyszysz ode Mnie słowo pokoju...»
Jezus, który na
początku był
bardzo surowy, stawał się coraz łagodniejszy,
pozostając wciąż Bogiem, którego nie można
podejrzewać o żadną słabość uczucia i nie można też popełnić
jakiegokolwiek błędu oceniając Jego dobroć. Teraz milczy,
spogląda na niewiastę.
Ona stoi cały
czas pochylona w odległości około dwóch metrów
od Niego. Pochyla się coraz bardziej.
W połowie Jego słów uniosła ku twarzy,
przyciskając welon, dwie piękne dłonie,
odbijające się od ciemnego płaszcza, całe
zdobne w bransolety. Ma bransolety od
nadgarstków aż po łokcie obnażonych ramion.
Nie umiem powiedzieć, czy niewiasta płacze,
czy nie. Jeśli płacze, to z pewnością
w milczeniu, gdyż nie słychać szlochu ani
nie widać wstrząsów. Zdaje się posągiem,
tak jest nieruchoma w swych ciemnych szatach. Potem
nagle upada na kolana i zwija się cała w kłębek na ziemi.
Wtedy naprawdę płacze i już nie hamuje się,
żeby tego nie widziano, a potem zostaje tak
jak łachman na ziemi i mówi:
«To prawda!
Naprawdę jesteś
prorokiem... Wszystko to prawda... Zapłacili
mi za to... ale powiedzieli mi, że to dla
zakładu... Odkryliby Cię w moim domu...
ale także przy Tobie...»
«Niewiasto,
słucham jedynie
wyznania twoich grzechów...» – przerywa Jezus.
«To prawda. Nie
mam prawa nikogo
oskarżać, bo jestem brudnym gnojowiskiem. Wszystko to prawda.
Nie jestem szczęśliwa... nie cieszę się
bogactwami, ucztami, miłościami...
Czerwienię się, myśląc o mojej matce...
Boję się Boga i śmierci... Nienawidzę
ludzi, którzy mi płacą. Wszystko,
co powiedziałeś, jest prawdą.
Ale nie przepędzaj mnie, Panie. Nigdy nikt, od czasu mojej matki,
nie mówił do mnie tak jak Ty. I nawet Ty mówiłeś
z jeszcze większą łagodnością niż moja matka,
która w ostatnim czasie była dla mnie twarda z powodu mego
zachowania...
Żeby jej już nie słuchać, uciekłam do
Jerozolimy... Ale Ty... A jednak Twoja łagodność
była jakby śniegiem na ogień, który mnie
pochłania. Mój ogień uspokaja się,
a nawet wzbudza inny ogień. Tamten gorzał,
lecz nie dawał ani światła, ani ciepła.
Byłam lodem, w ciemnościach. O!
Jakże chciałam cierpieć! Ileż sobie zadałam
daremnych i przeklętych boleści!
Panie,
powiedziałam Ci
przez uchylone drzwi, że jestem nieszczęśliwa i
żebyś miał litość. To były kłamstwa,
których mnie nauczono, abym Ci je powiedziała,
żeby Cię wciągnąć w pułapkę. Powiedzieli mi,
że potem moje piękno dokona reszty... Moje
piękno! Moje szaty!...»
Niewiasta wstaje.
Widzę teraz –
kiedy się prostuje – że jest wysoka.
Zerwała welon i płaszcz. Ukazuje się w swej prawdziwej piękności
brunetki o
bardzo bladej cerze. Jej oczy powiększone
przez bistr są duże i bardzo piękne. Mają
wyraz zaskoczonej niewinności dziwnej u niewiasty tego pokroju.
Być może już łzy je obmyły. Niewiasta
rozrywa i depcze sukno płaszcza, drze welon,
zrywa z jednego i drugiego kosztowne sprzączki i rzuca je na ziemię,
zdejmuje pierścionki i bransolety, odrzuca daleko zdobienia ze swej
głowy, chwyta ułożone pukle włosów pełne
migocących spinek, zrywa je i mierzwi włosy,
żeby znikł artyzm jej uczesania. Czyni to wszystko w porywie ofiary,
która jest wręcz przerażająca. Zrywa gwałtownie
z szyi i rozsypuje na ziemi naszyjnik, a jej stopa
obuta w ozdobiony sandał depcze klejnoty i je rozgniata. Kosztowny pas
dzieli ich los. Tak samo broszka, która z wdziękiem
podtrzymywała szatę na piersi. A głosem
cichym, zatrwożonym powtarza:
«Precz! Precz!
Rzeczy przeklęte.
Daleko! Wy i ci, którzy mi je dali. Precz, moja piękności!
Precz moje włosy! Precz moja jaśminowa skóro!»
Szybko bierze
ostry kamień, jaki widzi na ziemi, i
uderza nim do krwi twarz, usta, drapie się
kolorowymi paznokciami. Krew spływa z ran,
jej rysy zacierają się pod opuchlizną uderzeń...
aż jej wściekłość gaśnie. Zadyszana, wyczerpana, oszpecona,
rozczochrana, w szacie podartej, poplamionej krwią
i ziemią rzuca się do stóp Jezusa, jęcząc:
«A teraz możesz
mi przebaczyć,
jeśli widzisz moje serce, bo już nic nie
ma z mojej przeszłości, nic z... Odniosłeś
zwycięstwo, Panie, nad Twoimi wrogami i nad
moim ciałem... przebacz mi mój grzech...»
«Przebaczyłem ci
już wtedy,
gdy wyszedłem ci na spotkanie. Wstań i nie
grzesz już nigdy.»
«Powiedz mi, co
mam czynić,
żeby tak się stało.»
«Oddal się od
miejsc twego
grzechu, od tych, którzy wiedzą,
kim jesteś. Twoja matka...»
«O, mój Panie!
Ona mnie nie przyjmie. Ona mnie nienawidzi z
powodu ojca, który umarł przez mój grzech,
przeklinając mnie.»
«Skoro Bóg, który
jest Bogiem
przyjmuje cię i skoro On cię przyjmuje dlatego, że jest Ojcem,
to czyż nie przyjmie cię matka, która cię
zrodziła i która jest niewiastą jak ty?
Idź do niej pokornie. Płacz u jej stóp,
jak płaczesz u Moich. Zwierz się jej tak,
jak Mnie się zwierzyłaś. Powiedz jej o swoim cierpieniu,
wezwij jej litości. Twoja matka czeka na tę
chwilę od lat. Czeka na ciebie, aby umrzeć
w pokoju. Znieś jej słowa pełnego miłości
wyrzutu, jak zniosłaś Moje. Ja byłem dla
ciebie obcym, a jednak posłuchałaś Mnie.
To twoja matka, masz więc podwójny obowiązek wysłuchania
jej z szacunkiem.»
«Ty jesteś
Mesjaszem,
jesteś kimś większym od mojej matki.»
«Teraz to mówisz.
Jednak kiedy
przyszłaś, żeby Mnie kusić,
nie wiedziałaś, że jestem Mesjaszem,
a jednak słuchałaś Moich słów.»
«Tak bardzo
różnisz się od mężczyzn...
tak... Ty jesteś Święty, o Jezu z
Nazaretu!»
«Twoja matka jest
święta jako
matka i jako stworzenie. To dzięki jej
modlitwom znalazłaś miłosierdzie u Boga.
Matka jest zawsze święta! I Bóg chce uczczenia jej.»
«Ja jej odebrałam
cześć.
Cała osada wie o tym.»
«To jeszcze jeden
powód, aby iść
powiedzieć jej: „Matko, przebacz”. I
aby poświęcić jej swe życie dla wynagrodzenia za udręki,
jakie cierpiała z twego powodu.»
«Tak zrobię...
ale...
Panie, nie wysyłaj mnie do Jerozolimy. Oni
czekają na mnie... i nie wiem,
czy będę mogła oprzeć się groźbom...
Zostaw mnie tu do świtu, a potem...»
«Zaczekaj chwilę.»
Jezus wstaje
idzie do drzwi kuchni, puka.
Otwierają Mu.
Mówi: «Elizo,
wyjdź na zewnątrz.»
Eliza jest
posłuszna. Jezus
prowadzi ją do niewiasty, która na widok innej niewiasty, starszej,
ma odruch wstydu i usiłuje zakryć sobie twarz i wyzywającą szatę
resztkami
płaszcza i rozdartym welonem.
«Posłuchaj,
Elizo.
Opuszczam ten dom natychmiast. Powiesz Moim apostołom,
żeby o świcie spotkali się ze Mną przy Bramie Heroda. Wszyscy,
z wyjątkiem Judasza z Kariotu, który musi iść
ze Mną. Przenocujesz tę niewiastę.
Możesz wziąć Moje posłanie, bo długo
nie wrócę do Nobe. Jutro, kiedy Jan się
obudzi, ty i on zaprowadzicie tę niewiastę
tam, gdzie wam powie. Dasz jej zwykłą szatę
i jeden z twoich płaszczy. I pomożecie jej we wszystkim.»
«Dobrze, Panie.
Będzie,
jak chcesz. Żałuję z powodu Jana...»
«Ja też.
Chciałem mu sprawić radość, ale nienawiść
ludzi zabrania Synowi Człowieczemu dać jedną godzinę święta
sprawiedliwemu...»
«A potem, Panie?»
«Potem? Ty możesz
powrócić do
Betsur, czekając...
Żegnaj, Elizo. Niech Moje błogosławieństwo
i Mój pokój zostaną z tobą. Żegnaj,
niewiasto. Powierzam cię matce i sprawiedliwemu.
Jednak jeśli uważasz, że powinnaś wrócić
zabrać swoje rzeczy...»
«Nie. Nie chcę
mieć nic z przeszłości.»
«Ależ dzielna
niewiasto!
Z pewnością nie możesz wszystkiego porzucić.
Czy nie masz sług ani krewnych?» – pyta Eliza.
«Mam tylko jedną
służącą...
i...»
«Powinnaś ją
pożegnać,
powinnaś...»
«Proszę, zrób to
ty,
wracając. Pomóż mi wyzdrowieć całkowicie,
o niewiasto» – w jej głosie brzmi prawdziwy lęk.
«Dobrze, córko!
Nie trwóż się.
Jutro o wszystkim pomyślimy. Teraz chodź
na górę ze mną...»
Eliza ujmuje ją
za rękę i
prowadzi na piętro po schodach do jednego z małych pomieszczeń, potem
szybko schodzi:
«Pomyślałam,
że dobrze będzie, jeśli Cię wszyscy ujrzą
bez niej, Panie. I żeby nie wiedziano,
gdzie ona jest. Te klejnoty...»
Pochyla się, żeby
pozbierać
obrączki i bransolety, zapinki i spinki z włosów,
i pas, i tak wiele pereł,
ile tylko może znaleźć z rozerwanego naszyjnika:
«Co z tym zrobić,
Panie?»
«Chodź ze mną.
Masz rację. Dobrze będzie,
jeśli Mnie zobaczą» [– mówi do niej Jezus.]
Wchodzą do
kuchni. Wszyscy
patrzą na Jezusa pytającymi spojrzeniami. Stary Jan także wstał, być
może
obudzony rozmową.
«Elizo, daj
kosztowności
Tomaszowi. Ty, Tomaszu, sprzedasz je jutro
jakiemuś złotnikowi. To posłuży dla
biednych. Tak, to są klejnoty niewiasty,
tej niewiasty. Oto odpowiedź dla tych,
którzy myślą, że ciało może kusić
Syna Człowieczego i odwieść Go od Jego misji. I to zarazem jest rada
dla
tych, którzy Mnie nienawidzą, że wszelkie knowania, dla znalezienia
sposobu
oskarżenia, są daremne. Janie, Eliza powie ci, co masz czynić.
Błogosławię
cię...»
«Opuszczasz mnie,
Panie?» – starzec jest wystraszony.
«Muszę.
Żegnaj. Niech pokój będzie z tobą. –
Odwraca się ku apostołom: – Idźcie
odpocząć. Wszyscy z wyjątkiem Judasza z
Kariotu, który idzie ze Mną.»
«Ale dokąd? Jest
noc» –
przeciwstawia się Judasz.
«Modlić się. To
ci nie
zaszkodzi, chyba że się boisz nocnego powietrza,
jeśli będziesz je wdychał ze Mną.»
Judasz Iskariota
spuszcza głowę i niechętnie bierze swój płaszcz,
Jezus zaś Swój.
«Jutro przy Bramie Heroda, o świcie.
Pójdziemy do Świątyni
i...»
«Nie!»
To “nie” jest
jednogłośne.
Judasza najsilniejsze.
«Pójdziemy do
Świątyni.
Czy nie mówiłeś, że ich wszystkich
przekonałeś, żeby Mnie zostawili w
spokoju?»
«To prawda.»
«A zatem
pójdziemy do Świątyni.
Chodź.»
I idzie ku
wyjściu.
«A zatem
skończyło się święto,
jakie przygotowywaliśmy...» – mówi
Piotr wzdychając.
«Skończyło się,
nim się rozpoczęło, tak masz powiedzieć»
– odpowiada Jakub, syn Zebedeusza.
Jezus jest już na
progu, w otwartych drzwiach.
Odwraca się i błogosławi. Potem znika w nocy.
W kuchni wszyscy
stoją oniemiali. Potem Mateusz stawia
pytanie Elizie: «Ale co się w końcu stało?»
«Nie wiem. Była
zapłakana
niewiasta. I On mi powiedział to,
co powiedział wam. Kto to był,
skąd i dlaczego przyszła, nie wiem...»
«Dobrze.
Chodźmy...»
Wszyscy wychodzą,
z wyjątkiem
Mateusza i Bartłomieja, którzy śpią w
tym domu.
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
04 (131)2006 04 Karty produktĂłw04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi04 kruchosc odpuszczania rodz2RozdziaĹ 04 System obsĹugi przerwaĹ sprzÄtowychKNR 5 04egzamin96 06 04wiÄcej podobnych podstron