plik


ÿþ Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment peBnej wersji caBej publikacji. Aby przeczyta ten tytuB w peBnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja mo|e by kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyBcznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo|na naby niniejszy tytuB w peBnej wersji. Zabronione s jakiekolwiek zmiany w zawarto[ci publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania si jej od-sprzeda|y, zgodnie z regulaminem serwisu. PeBna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Nexto.pl. 3/35 TytuB oryginaBu: CAUGHT Copyright © Harlan Coben 2010 All rights reserved Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. KuryBowicz 2010 Polish translation copyright © Zbigniew A. Królicki 2010 Redakcja: Beata SBama Ilustracja na okBadce: Andre Lichtenberg/Photonica/Getty Images/Flash Press Media Projekt graficzny okBadki i serii: Andrzej KuryBowicz 5/35 SkBad: Laguna ISBN 978-83-7659-431-6 Wydawca WYDAWNICTWO ALBATROS A. KURYAOWICZ Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa www.wydawnictwoalbatros.com 2011. Wydanie elektroniczne Niniejszy produkt jest objty ochron prawa autorskiego. Uzyskany dostp up- owa|nia wyBcznie do prywatnego u|ytku osob, która wykupiBa prawo dostpu. Wy- dawca informuje, |e publiczne udostpni- anie osobom trzecim, nieokre[lonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz 6/35 przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych  jest nielegalne i podlega wBa[ciwym sankcjom. Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o. virtualo.eu Dedykacja Dla Anne od najwikszego szcz[ciarza na [wiecie Prolog WiedziaBem, |e po otwarciu tych czer- wonych drzwi moje |ycie legnie w gruzach. Tak, to brzmi melodramatycznie i zBowieszczo, a ja nie jestem skBonny do jed- nego czy drugiego, i to prawda, |e te czer- wone drzwi wcale nie wygldaBy groznie. W istocie byBy zupeBnie zwyczajne, drewniane i czteropBycinowe, takie, jakie widuje si na frontach trzech z ka|dych czterech pod- miejskich domów, z wyblakB farb, nieu|y- 8/35 wan ju| przez nikogo koBatk na wysoko[- ci piersi oraz klamk z imitacji mosidzu. Jednak kiedy si do nich zbli|aBem, w blasku odlegBej latarni ledwo o[wietlajcym mi drog, to ciemne przej[cie byBo niczym paszcza gotowa poBkn mnie caBego, i nie mogBem odpdzi zBych przeczu. Ka|dy kolejny krok wymagaB ogromnego wysiBku, jakbym szedB nie po lekko popkanym chodniku, lecz po jeszcze niezastygBym ce- mencie. Moje ciaBo sBaBo wszystkie klasy- czne sygnaBy zagro|enia. Ciarki przebiega- jce po plecach? Owszem. WBosy stajce dba? Tak. Swdzenie nasady karku? ByBo. Mrowienie skóry na gBowie? Jak na- jbardziej. Okna domu byBy ciemne, w |adnym nie paliBo si [wiatBo. Chynna uprzedziBa mnie, |e tak bdzie. To miejsce nie wiadomo dlaczego wydawaBo si troch zbyt sztam- powe, zbyt niepozorne. To z jakiego[ 9/35 powodu mnie niepokoiBo. Ponadto dom staB na samym koDcu [lepej uliczki, nieco odosobniony, i majaczyB w ciemno[ci, jakby chciaB odpdzi intruzów. Nie podobaB mi si. Nie podobaBo mi si to wszystko, ale tym si zajmuj. Kiedy zadzwoniBa Chynna, wBa[nie zakoDczyB si mecz dru|yny koszykówki Newark Biddy, czwartokla- sistów ze [ródmie[cia, której byBem trenerem. Dru|yna, która skBadaBa si z dzieci, tak jak ja wychowywanych w rodz- inach zastpczych (nazwali[my si 1 NoRents, co jest skrótem od No Parents i przejawem wisielczego humoru), zdoBaBa w cigu dwóch ostatnich minut straci sze[- ciopunktow przewag. Na boisku tak samo jak w |yciu NoRents nie radz sobie pod presj. Chynna zadzwoniBa, kiedy zbieraBem moich mBodych koszykarzy na pomeczow 10/35 przemow, w której zazwyczaj przekazy- waBem im takie budujce i wnikliwe uwagi, jak:  Dali[cie z siebie wszystko ,  ZaBatwimy ich nastpnym razem lub  Nie zapomnijcie, |e gramy w nastpny czwartek , i zawsze koDczc si hasBem  Zwarci , po którym nastpuje chóralny odzew  W obronie! , zapewne wybrany dlatego, |e w ogóle nam to nie wychodzi.  Dan?  Kto mówi?  Tu Chynna. Prosz, przyjedz. PowiedziaBa to dr|cym gBosem, wic zwolniBem zespóB, wskoczyBem do samo- chodu i tak znalazBem si tutaj. Nawet nie zd|yBem wzi prysznica. Teraz zapach potu z sali gimnastycznej mieszaB si z woni potu wywoBanego strachem. Zwol- niBem kroku. Co si ze mn dzieje? 11/35 Przede wszystkim zapewne powinienem wzi prysznic. Bez tego jestem do niczego. Zawsze. Jednak Chynna nalegaBa.  Teraz  bBagaBa.  Zanim kto[ wróci do domu .  Tak wic byBem tu, w szarej baweBnianej koszulce pociemniaBej od potu i oblepia- jcej pier[, kierujc si do tych drzwi. Jak wikszo[ nastolatków, z którymi pracuj, Chynna miaBa powa|ne problemy i mo|e wBa[nie to mnie zaalarmowaBo. Nie podobaB mi si ton jej gBosu w sBuchawce, a to otoczenie bynajmniej mnie nie uspokoiBo. OdetchnBem gBboko i obejrzaBem si za siebie. W oddali zobaczyBem kilka oznak nocnego podmiejskiego |ycia  o[wietle- nie domów, migotanie telewizora lub moni- tora komputerowego, otwarte drzwi gara|u  lecz w tym zauBku ich nie byBo, |adnego dzwiku ani ruchu, tylko przyczajony mrok. Mój telefon komórkowy zawibrowaB i o maBo nie wyskoczyBem z butów. 12/35 Pomy[laBem, |e to Chynna, ale nie, dz- woniBa Jenna, moja byBa |ona. WcisnBem klawisz poBczenia.  Cze[  rzuciBem.  Mog ci prosi o przysBug?  zapy- taBa.  W tym momencie jestem troch zajty.  Potrzebna mi opiekunka do dziecka na jutrzejszy wieczór. Mo|esz przyj[ z Shelly, je[li chcesz.  Shelly i ja, mamy... hm... kBopoty.  Znowu? Przecie| to doskonaBa kobieta dla ciebie.  Mam problem z utrzymaniem doskon- aBych kobiet.  Jakbym nie wiedziaBa. Jenna, moja [liczna byBa, ponownie wyszBa za m| osiem lat temu. Jej nowy m|, Noel Wheeler, jest powszechnie szanowanym chirurgiem. Pracuje chary- tatywnie w moim o[rodku pomocy dla 13/35 mBodzie|y. Lubi Noela, a on lubi mnie. Ma córk z poprzedniego maB|eDstwa, a z Jen- n sze[cioletni córeczk o imieniu Kari. Jestem chrzestnym Kari i obie dziewczynki nazywaj mnie wujek Dan. Jestem ich eta- tow opiekunk. Wiem, |e to wszystko brzmi bardzo cy- wilizowanie i idealistycznie, i zapewne takie jest. W moim przypadku mo|e to by po prostu kwestia wewntrznej potrzeby. Nie mam nikogo innego  rodziców ani rodzeDstwa  tak wic moja byBa |ona jest dla mnie substytutem rodziny. Dzieciaki, z którymi pracuj, którymi si opiekuj, próbujc je wspiera i ich broni, s moim |yciem, chocia| nie jestem pewny, czy moje starania w ogóle co[ daj.  Ziemia do Dana?  powiedziaBa Jenna.  Przyjd.  Osiemnasta trzydzie[ci. Jeste[ super. 14/35 Jenna cmoknBa w sBuchawk i rozBczyBa si. Przez chwil patrzyBem na telefon, wspominajc dzieD naszego [lubu. PopeBniBem bBd, |enic si. Za bardzo zbli|am si do ludzi, jednak nie potrafi tego unika. Niech kto[ zagra na skrzyp- kach i posmci filozoficznie, |e lepiej kocha i |aBowa, ni| nie kocha i |aBowa, |e si nie kochaBo. Mnie to raczej nie doty- czy. Ludzie maj w genach powtarzanie tych samych bBdów, chocia| doskonale zdaj sobie z tego spraw. Tak byBo ze mn, biednym sierot, który wspiB si na pier- wsze miejsce w swojej klasie elitarnej szkoBy, ale nigdy nie zdoBaB zapomnie o tym, kim jest. To sentymentalne, ale chc kogo[ mie. Niestety, nie jest mi to pisane. Jestem samotnikiem, który nie powinien by sam.  Jeste[my odpadami ewolucji, Dan... . 15/35 Tego nauczyB mnie mój przybrany ojciec. ByB profesorem college u i uwielbiaB dys- puty filozoficzne.  Zastanów si, Dan. W caBej historii ludzko[ci, co robili najsilniejsi i najbystrze- jsi? Toczyli wojny. Zaprzestali tego dopiero w ostatnim stuleciu. Przedtem posyBali[my naszych najwybitniejszych na pierwsz lin- i frontu. Kto wic zostawaB w domu i przedBu|aB gatunek, podczas gdy najlepsi ginli na odlegBych polach bitewnych? Chromi, chorzy, sBabi, Bajdacy i tchórze, krótko mówic, najgorsi z nas. Dlatego jeste[my genetycznym odpadem, Dan  w wyniku setek lat eliminowania wybitnych i pozostawiania kiepskich. WBa[nie dlatego jeste[my [mieciem  rezultatem odwiecznej selekcji negaty- wnej . ZignorowaBem koBatk i lekko zapukaBem w drzwi. UchyliBy si z cichym skrzypni- 16/35 ciem. Nie zauwa|yBem, |e byBy tylko przymknite. To te| mi si nie spodobaBo. Nie podobaBo mi si tu wiele rzeczy. Jako dzieciak ogldaBem du|o horrorów, co byBo dziwne, poniewa| ich nienawidz- iBem. Nie lubiBem, jak co[ na mnie skakaBo. I nie znosiBem krwawych scen. Pomimo to ogldaBem je, bawic si jak|e przewidy- waln gBupot gBównych bohaterek. Teraz te obrazy przelatywaBy mi przez gBow, sce- ny, gdy jedna z wy|ej wspomnianych bo- haterek puka do drzwi, które uchylaj si nieco, a ty krzyczysz do niej:  Uciekaj, ty skpo odziana wywBoko! , lecz ona tego nie robi, czego nie mo|esz zrozumie, i dwie minuty pózniej morderca rozbija jej cza- szk i wyjada mózg. Powinienem natychmiast odej[. Prawd mówic, chciaBem. Potem jednak przypomniaBa mi si rozmowa z Chynn, to, 17/35 co powiedziaBa, i jej dr|cy gBos. Westch- nBem, przysunBem twarz do szpary w drzwiach i zajrzaBem do przedsionka. Ciemno[. Do[ tej szpiegowskiej scenerii.  Chynna? Mój gBos odbiB si echem. OczekiwaBem ciszy. Taki powinien by nastpny krok, prawda? Brak odpowiedzi. UchyliBem drzwi jeszcze troch, ostro|nie zrobiBem krok do przodu...  Dan? Jestem z tyBu. Wejdz. Jej gBos byB stBumiony, daleki. To te| mi si nie spodobaBo, ale w |adnym razie nie mogBem si teraz cofn. Wycofywanie si kosztowaBo mnie w |yciu zbyt wiele. Przes- taBem si waha. Ju| wiedziaBem, co trzeba zrobi. OtworzyBem drzwi, wszedBem do [rodka i zamknBem je za sob. 18/35 Kto[ inny na moim miejscu zabraBby pis- tolet albo jak[ inn broD. ZastanawiaBem si, czy to zrobi. Jednak to nie w moim sty- lu. Teraz nie czas, |eby si tym martwi.  Nikogo nie ma w domu  tak powiedziaBa mi Chynna. A gdyby nawet, no có|, poradz sobie z tym, je[li bdzie trzeba.  Chynna?  Wejdz do salonu, zaraz tam przyjd. Jej gBos brzmiaB... dziwnie. ZobaczyBem [wiatBo na koDcu korytarza i ruszyBem w tym kierunku. UsByszaBem jaki[ dzwik. PrzystanBem i nasBuchiwaBem. OdgBos pByncej wody. Mo|e prysznica.  Chynna?  Przebieram si. Zaraz przyjd. WszedBem do sBabo o[wietlonego salonu. Zauwa|yBem pokrtBo [ciemniacza i za- czBem si zastanawia, czy ustawi ja[niejsze [wiatBo, ale w koDcu zostawiBem je w spokoju. Moje oczy bardzo szybko 19/35 przyzwyczajaBy si do póBmroku. Tandetne drewniane panele wygldaBy na zrobione z czego[ bardziej zbli|onego do plastiku ni| rosncego w lesie. Dwa portrety klownów z ogromnymi kwiatami w klapach wygl- daBy jak trofea z jakiej[ szczególnie ndznej wyprzeda|y likwidowanego motelu. Na barku staBa otwarta gigantyczna butelka niemarkowej wódki. WydawaBo mi si, |e usByszaBem szept.  Chynna?!  zawoBaBem. {adnej odpowiedzi. StanBem i nasBuchi- waBem kolejnego szeptu. Nic. RuszyBem na tyBy domu, tam, skd dobie- gaB szum wody.  Zaraz przyjd  powiedziaB kobiecy gBos. PrzystanBem i przeszedB mnie dreszcz. Poniewa| teraz znalazBem si bli|ej, wic lepiej sByszaBem. I wBa[nie dlat- ego wydaB mi si bardzo dziwny. Poniewa| nie brzmiaB jak gBos Chynny. 20/35 TargaBy mn trzy ró|ne uczucia. Pier- wszym byB strach. To nie Chynna. Wyno[ si z tego domu. Drugim ciekawo[. Je[li to nie Chynna, to kto, do diabBa, i co si tu dzieje? Trzecim znów strach. DzwoniBa do mnie Chynna, wic co si z ni staBo? Nie mogBem teraz tak po prostu uciec. ZrobiBem krok, zamierzajc wej[, i wBa[nie wtedy to wszystko si staBo. Reflektor za[wieciB mi w oczy, o[lepiajc mnie. ZatoczyBem si do tyBu, zasBaniajc rk twarz.  Dan Mercer? ZamrugaBem. Kobiecy gBos. Rzeczowy. GBboki. Dziwnie znajomy.  Kto to? Nagle w pokoju pojawili si inni ludzie. M|czyzna z kamer. Drugi z czym[ wygl- dajcym na mikrofon na dr|ku. I ta kobi- eta o znajomym gBosie, oszaBamiajco pik- na, z kasztanowymi wBosami i w garsonce. 21/35  Wendy Tynes, Eyewitness News. Po co tu przyszedBe[, Dan? OtworzyBem usta, ale nie wydobyB si z nich |aden dzwik. RozpoznaBem t kobiet z programu telewizyjnego, która...  Dlaczego prowadziBe[ przez Internet rozmowy o seksualnym charakterze z trzy- nastoletni dziewczynk, Dan? Mamy zapis tych kontaktów. ...zastawia puBapki na pedofilów i nagry- wa ich, |eby pokaza caBemu [wiatu.  Czy przyszedBe[ tu, |eby uprawia seks z trzynastoletni dziewczynk? Nagle [wiadomo[ tego, co si tu dzieje, zmroziBa mnie do szpiku ko[ci. W pokoju zaroiBo si od ludzi. Mo|e byli to producen- ci programu. Drugi kamerzysta. Dwaj polic- janci. Kamery zbli|aBy si do mnie. ZwiatBa staBy si jeszcze ja[niejsze. Krople potu spBywaj mi po czole. Zaczynam co[ mam- rota, zaczynam zaprzecza. 22/35 Jednak jest ju| za pózno. Dwa dni pózniej program wchodzi na an- ten. CaBy [wiat widzi. I |ycie Dana Mercera, co w jaki[ sposób przeczuwaBem, podchodzc do tych drzwi, rozsypuje si w gruzy. Kiedy Marcia McWaid po raz pierwszy zobaczyBa puste Bó|ko córki, nie przes- traszyBa si. Strach przyszedB pózniej. ObudziBa si o szóstej rano, wcze[nie jak na niedzielny ranek, czujc si po prostu wspaniale. Ted, jej m| od dwudziestu lat, spaB obok niej. Le|aB na brzuchu, obejmujc jej tali. LubiB spa w podkoszulku, ale bez spodni. Bez niczego. GoBy od pasa w dóB.  {eby mój maBy miaB troch swobody  mawiaB z kpicym u[miechem. A Marcia, na[ladujc [piewny gBosik ich nastoletniej córki, odpowiadaBa:  zet-de-i , czyli  za du|o informacji . 23/35 Wy[lizgnBa si z jego obj i boso zeszBa do kuchni. ZaparzyBa sobie fili|ank kawy w nowym ekspresie marki Keurig. Ted kochaB gad|ety  ci chBopcy i ich zabawki  ale ten nawet do czego[ si przydawaB. WystarczyBo wzi saszetk i wBo|y j do ekspresu  i prosz, jest kawa. {adnych wy[wietlaczy, dotykowych paneli czy bezprzewodowego podBczania. Marcia uwielbiaBa ten ekspres. Niedawno skoDczyli przybudówk  do- datkowy pokój i Bazienka oraz wystrzaBowa kuchnia z przeszklonym kcikiem [niadan- iowym. Ten kcik zapewniaB mnóstwo po- rannego sBoDca i dlatego staB si ulubionym miejscem Marcii. WziBa kaw oraz gazet i usadowiBa si na krze[le przy oknie, siada- jc na podwinitych nogach. KawaBeczek nieba. ZaczBa czyta gazet i popija kaw. Za kilka minut bdzie musiaBa zacz reali- 24/35 zowa plan dnia. Ryan, jej trzecioklasista, o ósmej rano ma mecz koszykówki. Ted byB trenerem jego dru|yny. Ta ju| drugi sezon z rzdu nie wygraBa |adnego meczu.  Dlaczego twoje dru|yny nigdy nie wygrywaj?  zapytaBa go Marcia.  Wybieram dzieciaki na podstawie dwóch kryteriów.  Jakich?  Czy ojciec jest miBy, a matka seksowna. UdaBa, |e go policzkuje, i mo|e troch by si tym przejBa, gdyby nie widziaBa wysta- jcych za boczn lini matek i nie wiedzi- aBa na pewno, |e |artowaB. Ted byB wspani- aBym trenerem, nie w kwestii strategii, ale podej[cia do chBopców. Oni go uwielbiali, a tak|e jego niech do rywalizacji, wic nawet nieudolni zawodnicy, którzy zwykle zniechcali si i rezygnowali w trakcie se- zonu, przychodzili co tydzieD. Ted sparafra- zowaB tytuB piosenki Bon Joviego You Give 25/35 Losing a Good Name. Dzieciaki [miaBy si i oklaskiwaBy ka|dy celny rzut, a kiedy jest si w trzeciej klasie, tak powinno by. Czternastoletnia córka Marcii, Patricia, miaBa prób szkolnego przedstawienia, bdcego skrócon wersj musicalu Ndznicy. Wprawdzie graBa w nim niewielk rólk, lecz ci|ko pracowaBa. Na- jstarsza, Haley, uczennica klasy maturalnej, prowadziBa  wiczenia kapitaDskie dziew- czcej dru|yny lacrosse. wiczenia kapi- taDskie byBy nieoficjalnymi porannymi treningami prowadzonymi wedBug wyty- cznych dostarczonych przez szkoB. Krótko mówic, bez trenerów czy nauczycieli, luzne spotkania pod przewodnictwem kapi- tanów, |eby zawodnicy mogli sobie pogra, je[li chcieli. Jak wikszo[ rodziców z przedmie[ Marcia kochaBa sport i go nienawidziBa. Nie potrafiBa traktowa go obojtnie, chocia| 26/35 wiedziaBa, |e w caBym procesie ksztaBcenia jest stosunkowo maBo wa|ny. PóB godziny spokoju przed rozpoczciem dnia. Tylko tyle potrzebowaBa. SkoDczyBa pierwsz fili|ank, zaparzyBa sobie drug i zabraBa si do cz[ci gazety po[wiconej modzie. W domu nadal byBo cicho. WeszBa na gór, |eby popatrze na swoje pociechy. Ryan spaB na boku, twarz do drzwi, tak |e z Batwo[ci mogBa dostrzec, jak bardzo jest podobny do ojca. Pokój Patricii byB obok. Ona te| spaBa.  Kochanie? Patricia si poruszyBa, by mo|e co[ wymamrotaBa. Jej pokój, tak samo jak pokój Ryana, wygldaB, jakby kto[ rozmie[ciB las- ki dynamitu w strategicznie wybranych szufladach, wysadzajc je w powietrze: cz[ rzeczy padBa na podBog, inne bezwBadnie zawisBy w poBowie drogi, 27/35 udrapowane na komodzie jak polegli na barykadzie podczas rewolucji francuskiej.  Patricio? Za godzin masz prób.  Ju| si obudziBam  jknBa dziewczyn- ka, a jej gBos [wiadczyB o tym, |e wcale tak nie jest. Marcia poszBa do nastpnego pokoju, nale|cego do Haley, i zajrzaBa do [rodka. Aó|ko byBo puste. A tak|e za[cielone, jednak to nie byBo |adnym zaskoczeniem. W przeciwieDstwie do pokoi rodzeDstwa pokój Haley byB schludny i czysty, idealnie uporzdkowany. Jak wystawa salonu meblowego. Na podBodze nie le|aBy ubrania, a wszystkie szuflady byBy zamknite. Trofea  a byBo ich wiele  staBy w idealnych rzdach na czterech póBkach. Czwart póBk Ted powiesiB niedawno, po tym gdy dru|yna Ha- ley wygraBa wakacyjny turniej we Franklin Lakes. Haley mozolnie podzieliBa trofea na 28/35 cztery póBki, nie chcc, by na nowej staBo tylko to jedno. Marcia nie wiedziaBa dlaczego. Zapewne Haley nie chciaBa, by wygldaBo na to, |e oczekuje kolejnych, ale gBównym powodem byBa jej niech do wszelkiego nieBadu. Wszystkie trofea ustawiaBa w idealnie równych odstpach, zmniejszajc je w miar zdobywania kole- jnych nagród  najpierw co dziesi cen- tymetrów, potem siedem, potem cztery. Ha- ley lubiBa równowag. ByBa dobr dziew- czyn i chocia| byBo to cudowne, ambitne, zabawnie skore do rywalizacji dziecko, które bez przypominania odrabiaBo lekcje i nie chciaBo, by kto[ o nim zle my[laB, miaBo charakter graniczcy z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, co niepokoiBo Marci. Teraz zastanawiaBa si, o której Haley przyszBa do domu. Haley nie musiaBa wraca o wyznaczonej godzinie, poniewa| 29/35 byBa odpowiedzialna, przed matur, i nigdy tego nie wykorzystywaBa. Zmczona Marcia poszBa spa o dwudziestej drugiej. Ted, w stanie ustawicznej  gotowo[ci , wkrótce pod|yB za ni. Marcia ju| miaBa pój[ dalej i zapomnie o sprawie, gdy co[, nie wiedziaBa co, kazaBo jej nastawi pranie. RuszyBa do Bazienki Ha- ley. MBodsze dzieci, Ryan i Patricia, uwa|aBy, |e  pojemnik to eufemistyczne okre[lenie podBogi lub wszystkich innych miejsc, lecz Haley oczywi[cie obowizkowo i nabo|nie co wieczór wkBadaBa noszone przez caBy dzieD ubranie do kosza na brud- n bielizn. I wBa[nie wtedy Marcia poczuBa, |e w jej piersi zaczyna formowa si kamieD. Kosz byB pusty. KamieD w piersi rósB, gdy Marcia sprawdzaBa szczoteczk do zbów Haley, a potem umywalk i prysznic. 30/35 Wszystko suche jak piasek. KamieD w piersi rósB, gdy zadzwoniBa do Teda, starajc si ukry strach w gBosie. NarastaB, gdy pojechali na wiczenia kap- itaDskie i dowiedzieli si, |e Haley nie przyszBa. NarastaB, gdy dzwoniBa do przy- jacióBek córki, podczas gdy Ted rozsyBaB e- maile  i nikt nie wiedziaB, gdzie jest Haley. NarastaB, gdy zadzwonili na policj, która  wbrew protestom Marcii i Teda  uwa|aBa, |e Haley uciekBa z domu, |eby up- u[ci sobie troch pary. NarastaB, gdy po czterdziestu o[miu godzinach spraw za- jBo si FBI. NarastaB, gdy po tygodniu nadal nie natrafiono na [lad córki. Jakby zapadBa si pod ziemi. MinB miesic. Nic. Potem dwa. Nadal ani sBowa. A| w koDcu, po ponad dwóch miesi- cach, przyszBa wiadomo[ i ten kamieD, który rósB w piersi Marcii, który nie 31/35 pozwalaB jej oddycha i spa po nocach, przestaB rosn. Spis tre[ci Dedykacja Prolog CZZ PIERWSZA 1 2 3 4 5 6 7 8 33/35 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 34/35 22 23 24 CZZ DRUGA 25 26 27 28 29 30 31 32 33 35/35 34 35 36 37 38 Epilog Przypisy Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment peBnej wersji caBej publikacji. Aby przeczyta ten tytuB w peBnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja mo|e by kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyBcznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo|na naby niniejszy tytuB w peBnej wersji. Zabronione s jakiekolwiek zmiany w zawarto[ci publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania si jej od-sprzeda|y, zgodnie z regulaminem serwisu. PeBna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Nexto.pl.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
E book Sensacyjny Randka W Ciemno Albatros
E book Langenscheidt Elf Na Ziemi
E book Recepta Na Sprzedaz
E book Pokaz Na Co Cie Stac Fragment New Pd
Kamień na drodze odpowiedzialność i dobre uczynki
Impuls Matematyka 160 Pomyslow Na Nauczanie Zintegrowane W Klasach I Iii E book
Maya Banks Narzeczona na weekend darmowy e book
E book Rzut Oka Na Pozytki Netpress Digital
Penny Jordan Na dobre i na złe darmowy e book
Vocatio Przelicz To Na Pieniedze E book
77 Skutecznych Sposobow Na Zwiekszenie Rzymski I Spolka E book
E book Scarpetta Albatros
Angielski Dla Rodzicow Na Wakacje E book
Czas Na Zmiany E book

więcej podobnych podstron