plik


ÿþ Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment peBnej wersji caBej publikacji. Aby przeczyta ten tytuB w peBnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja mo|e by kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyBcznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo|na naby niniejszy tytuB w peBnej wersji. Zabronione s jakiekolwiek zmiany w zawarto[ci publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania si jej od-sprzeda|y, zgodnie z regulaminem serwisu. PeBna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Nexto.pl. Fotografia na okBadce: Hanna Kucia Redakcja: Danuta Sadkowska LEKTURA DLA GIMNAZJUM © Copyright by Marta Fox ISBN 978-83-7568-953-2 Wydawnictwo Siedmioróg ul. Krakowska 90, 50-427 WrocBaw 3/168 Ksigarnia wysyBkowa Wydawnictwa Siedmioróg www.siedmioróg.pl WrocBaw 2012 WSTP AUTORKA POWIEZCIOPISARKA I POETKA. Marta Fox  urodzona 1.01.1952 roku; autorka powie[ci, gBównie dla mBodzie|y, poetka, krytyk literacki i teatralny. Jako pisarka zadebiutowaBa w 1989 ro- ku (opowiadanie Gra), wcze[niej byBa nauczycielk w katowickim liceum. Trafnie diagnozuje zachowania i stany psychiczne mBodzie|y, a |yciowe prawdopodobieDstwo, wyrazi[cie zarysowane postaci, walory jzykowe (np. znajomo[ slangu uczniowskiego) zapewniaj jej powie[ciom niesBabnce powodzenie. LAUREATKA NAGRÓD. Jest laureatk wielu gBównych nagród w ogólnopolskich konkursach literackich, swoje utwory publikuje tak|e w licznych czasopismach, m.in.  Odrze ,  Poezji ,  GoDcu Te- atralnym . Niektóre z tytuBów jej powie[ci dla mBodzie|y: Batoniki Al- ways mikkie jak deszczówka (1994), Agaton  Gagaton: jak piknie by sob (1994), Magda.doc (1996), Paulina.doc (1997). TREZ 5/168 CZAS I MIEJSCE. Akcja ksi|ki rozgrywa si w Katowicach w czasie od 1 listopada 1994 do 2 czerwca 1995 roku. GAÓWNA BOHATERKA. GBówn bohaterk jest Magdalena Szy- maniuk, uczennica czwartej klasy licealnej. Poznajemy j w chwili, gdy podejrzewa, |e zaszBa w ci| z Aukaszem Madejskim, szkol- nym koleg, z którym prze|yBa swoj seksualn inicjacj. Tre[ caBego pamitnika stanowi zwierzenia bohaterki zapi- sywane w pliku Magda.doc. Opisuje tam ona swoje problemy, emocje i zdarzenia, jakie miaBy miejsce pomidzy poczciem dziec- ka i jego urodzeniem. PROBLEMY. NagBe i brutalne wej[cie w dorosBo[ znajduje jed- nak szcz[liwy finaB. Magda dziki swojej odwadze i determinacji pokonuje kolejne przeszkody. Rodzi córk, czuje si bardzo szcz- [liwa i wolna. Wolna od zBej miBo[ci matki, od ludzkiej nie|yczliwo- [ci i wBasnych lków. BOHATEROWIE Magda  zdolna, inteligentna, bardzo dobra uczennica, w swoim [rodowisku uchodzca za kujona. W ten sposób rówie[nicy próbuj uzasadni jej odmienno[ i niech do ich pBytkiej ideolo- gii. Dziewczyna, mimo pewnego wyobcowania, jest przekonana o sBuszno[ci swoich wyborów. Jest silna, ambitna i pewna siebie. Jednak prawdziwy powód jej niezale|no[ci tkwi w warunkach, w jakich |yje. Wcze[nie osierocona przez ojca, z którym BczyBa j sil- na wiz, mieszka z matk, która zajta jest gBównie prac i sob, a córk traktuje przedmiotowo i oschle. Magda, spragniona prawdzi- wego uczucia, lecz bardzo jeszcze niedo[wiadczona, naiwnie lokuje 6/168 swoj pierwsz miBo[ w zwizku z nazbyt przez ni idealizowanym Aukaszem. Szybko przekonuje si, |e problemy, jakie z tego zwiz- ku wynikaj, musi rozwizywa sama. Dziki ambicji i konsekwen- cji, mimo przeciwno[ci, udaje si jej skoDczy szkoB i zda matur z wzorowymi ocenami. Swojego do[wiadczenia nie traktuje w kate- goriach krzywdy od losu. ZmiaBo podejmuje wyzwanie, cho jest przecie| mBod dziewczyn snujc plany na pikn przyszBo[, tzn. przyszBo[, która respektuje wBa[ciw kolejno[ zdarzeD. Mag- da na naszych oczach przeistacza si z podlotka w dojrzaB kobiet. Napitnowana wiecznym poczuciem winy, stale podsycanym przez matk, wyzwala si ostatecznie z tej emocjonalnej puBapki i zaczyna |y wBasnym, szcz[liwym |yciem. Matka  wydaje si osob nieczuB, a nawet okrutn. Magda mówi o niej:  Zawsze si jej baBam, bo mnie biBa . Sposób, w jaki traktuje córk, dowiedziawszy si o ci|y, mógBby [wiadczy o ego- izmie i bezduszno[ci matki. Z jej mBodzieDczych pamitników wy- nika jednak, |e byBa nastolatk w gruncie rzeczy podobn do Mag- dy, tylko dojrzewajc w innych czasach. NagBa i zbyt szybka [mier m|a sprawiBa, |e zamknBa si we wBasnym [wiecie, wik- szo[ czasu po[wicajc |mudnej pracy nauczycielki i coraz bar- dziej oddalajc si od córki. Jest rozczarowana, zgorzkniaBa, nie- speBniona i nieszcz[liwa. SkBócona z losem za sposób, w jaki j do- [wiadczyB, nie chce blisko[ci, któr mogBaby znalez pod wBasnym dachem. Aukasz Starszy (ojciec)  dobrze sytuowany, zaradny, ope- ratywny. Pomagajc Magdzie, usiBuje zrekompensowa dziewczy- nie niedojrzaBo[ syna (wspiera j finansowo, znajduje mieszkanie, 7/168 zapewnia opiek lekarsk). Podziwia jej odpowiedzialno[, wspóB- czuje zBych stosunków z matk, otacza niemal ojcowsk opiek. Aukasz  atrakcyjny chBopak, który swoje powodzenie wyko- rzystuje do kolejnych miBosnych podbojów. Mieszka z ojcem, mat- ka przebywa za granic. Nieodpowiedzialny, niesamodzielny  sta- nowi wyrazne przeciwieDstwo dla Magdy. Boi si jej miBo[ci i obwi- nia dziewczyn za to, co si staBo, odmawiajc jej opieki, a nawet wspóBodpowiedzialno[ci. Bez skrupuBów akceptuje zamian ról ze swoim ojcem. Bartek  od dawna zabiega o wzgldy Magdy. Gdy ta powie- rza mu swój sekret, stara si j zrozumie i bez urazy oferuje szcze- r pomoc. Zostaj przyjacióBmi. MiBy, wyrozumiaBy, odpowiedzial- ny. D|ord|  komputerowy powiernik i adresat wypowiedzi Magdy, traktowany przez ni ze szczero[ci i sympati. PROBLEMATYKA WSPÓACZESNOZ. Magda.doc jest umiejtnie osadzon we wspóBczesnych realiach powie[ci dla mBodzie|y o dojrzewaniu. Dojrzewanie to naznaczone jest typowymi dla wieku nastoletniego problemami, jak pierwsza miBo[, przyjazD, konflikt pokoleniowy, krytyczne postrzeganie szkoBy, bunt wobec rzeczywisto[ci. Autorka ksi|ki z du| wnikliwo[ci [ledzi procesy socjolo- giczne i psychologiczne w [rodowisku mBodzie|y, nie dochodzc 8/168 przy tym jednak do uproszczonych uogólnieD, jednoznacznych pu- ent. RÓ{NORODNOZ. Charakteryzowane [rodowiska s niejedno- rodne. Rówie[nicy gBównej bohaterki reprezentuj zró|nicowane typy charakterologiczne i zachowania. Kole|anki ze szkoBy w po- szukiwaniu miBosnych wra|eD uprawiaj seks przypadkowo, jednak bezkarnie (podobnie jak Aukasz). WedBug relacji Magdy s prze- citne, nieciekawe, tote| nie zasBuguj na jej zaufanie. Jest jeszcze Bartek, chBopak wra|liwy i mdry, który, gdyby nie zrzdzenie losu, mógBby zosta wBa[ciwym partnerem Magdy. Podobne zró|nicowanie dotyczy pokolenia starszego, repre- zentowanego przez matk, dyrektork, Aukasza-seniora, stryja, ciotk Jeannette. Ponownie mamy do czynienia z antynomicznym zestawieniem postaci. GBównym kryterium podziaBu jest stosunek powie[ciowych postaci do Magdy. KONFLIKT POKOLENIOWY. Konflikt pokoleniowy, mimo i| przebiega tu klasycznie (matka córka), prowokuje do wielu prze- my[leD i wniosków. Dziki prezentacji dwóch [wiatów zyskujemy obraz ró|nych osobowo[ci i systemów warto[ci, które nie maj wikszej szansy na wspólny mianownik. Uwaga Magdy, a tak|e i nasza, skupia si na poszukiwaniu przyczyn takiego braku porozu- mienia (temu m.in. sBu|y lektura pamitnika matki). Ostatecznej odpowiedzi jednak nie znajdujemy. Inny charakter stosunków rodzinnych obserwujemy na przy- kBadzie Aukasza i jego ojca. Cho niewiele wiemy o ich wzajemnych codziennych zachowaniach, widzimy tu sytuacj jakby odwrócon  syn uzyskuje pomoc ojca, który caB odpowiedzialno[ za jego de- zynwoltur i lekkomy[lno[ przejmuje na siebie. PIERWSZA MIAOZ. Pierwsza miBo[ przedstawiona jest w po- wie[ci do[ drastycznie. Magda, która przecie| wyró|nia si z grona 9/168 rówie[ników rozsdkiem i dojrzaBo[ci, paradoksalnie zostaje uka- rana za swoj pierwsz miBo[. Zafascynowana Aukaszem, nie do- strzega, |e dla niego jest tylko kolejn zdobycz majc potwierdzi msko[. Za t pomyBk musi drogo zapBaci. Zostaje upokorzona i poni|ona (sceny z matk i dyrektork), musi sprosta licznym pro- blemom, obcym przecitnej osiemnastolatce. Mo|e to jednak wBa- [nie ona, a tak|e Bartek, który nie mo|e zrealizowa swojego uczu- cia do Magdy, wBa[ciwie ilustruj tez autorki o tym, |e |yciowe problemy mo|na znosi z godno[ci i |e nawet te najwiksze da si pokona? DOBRA PRZYJAyC. PrzyjazD prawdziw, bezinteresown, wol- n od zawi[ci, egoizmu uosabia Bartek, który przedkBada pomoc Magdzie nad ura|on dum i niespeBnione uczucie. To wBa[nie on jako pierwszy (poza D|ord|em) poznaje sekret dziewczyny. Ona natomiast pomaga mu w nauce i cieszy si z jego dobrych wyników maturalnych. Szczególna przyjazD Bczy Magd i Aukasza Starszego. Mimo ró|nicy wieku dobrze czuj si w swoim towarzystwie, a ich ukBad staje si coraz bardziej partnerski. SZKOAA PO GOMBROWICZU. SzkoBa postrzegana jest przez Magd, podobnie jak inne elementy rzeczywisto[ci, do[ krytycz- nie. Dzieje si tak nie tylko z uwagi na przykr reakcj dyrektorki na wie[ o ci|y uczennicy. Magda negatywnie ocenia nauczycieli ( Ka|dy nauczyciel, choby najlepszy, ma w sobie co[ z mojej mat- ki ) i sam instytucj ( Nienawidz szkoBy z jej poddaDstwem, bez- duszno[ci, nie|yczliwo[ci ). Trzeba przyzna, |e niektóre jej uwagi s trafne i tworz reali- styczny rysunek szkolnej rzeczywisto[ci. To |yciowe prawdopodo- bieDstwo wynika zapewne z nauczycielskiej praktyki samej autorki. Ostatecznie powstaje obraz wprawdzie subiektywny, jednak do[ 10/168 ponury. Có|, wida tak wBa[nie jest odbierana szkoBa nie tylko przez uczniów (niewiele zreszt zmieniona od czasów Gombrowi- czowskiego profesora Pimki). Pomimo swego krytycyzmu, gBówni bohaterowie s jednak bardzo dobrymi uczniami. FORMA DZIENNIK KOMPUTEROWY. Powie[ ujta jest w form kom- puterowego dziennika (patrz definicja 1.). Bohaterka prowadzi go na bie|co, nieraz wraca do wcze[niejszych zdarzeD. Opisuje fakty i prze|ycia osobiste, eksponuje indywidualny punkt widzenia. W swoich zapiskach uwzgldnia dialogi, elementy charakterystyki, opisu, monologi wewntrzne, listy, cytaty, aforyzmy. Narracja jest subiektywna, pierwszoosobowa. Taki ukBad powie[ci nawizuje do tradycji dziennika intymne- go (patrz definicja 2.), wykorzystywanego ju| wcze[niej w ksi|- kach dla mBodzie|y, np. w SBonecznikach Haliny Snopkiewicz. DZIENNIK MATKI. Równolegle do zwierzeD gBównej bohaterki poznajemy dziennik jej matki, dziki któremu zapoznajemy si bli- |ej z t postaci i przenosimy si w rzeczywisto[ lat sze[dziesi- tych. Pozornie jest to autonomiczny wtek, w rzeczywisto[ci jednak sBu|y on akcji wBa[ciwej  prowadzi do konkluzji o zasadniczym podobieDstwie obydwu nastoletnich [wiatów. AKCJA. Kompozycja akcji jest klasyczna (ekspozycja, kulmina- cja, rozwizanie). Interesujcym uzupeBnieniem pamitnika s werystyczne ilu- stracje  bilety na imprezy kulturalne, wyniki badaD, zdjcia. 11/168 Pewne niedookre[lenia postaci i niedopowiedzenia akcji uza- sadnia fakt, i| ksi|ka ma swoj kontynuacj w kolejnej powie[ci Marty Fox pt. Paulina.doc. DEFINICJE 1. DZIENNIK  zespóB prowadzonych z dnia na dzieD zapisków, od [ci[le dokumentacyjnych, których zadaniem jest utrwalenie bie- |cych wydarzeD (diariusz), do takich, które zbli|aj si do wypo- wiedzi literackich. Dziennik nie stanowi z góry zaBo|onej konstruk- cji, o jego ukBadzie (z zasady chronologicznym) decyduje nie za- miar kompozycyjny, ale bieg wypadków, które autor utrwala. SkBa- dajce si naD zapisy mog by zró|nicowane pod wzgldem kom- pozycyjnym i tematycznym. 2. DZIENNIK INTYMNY  jedna z gBównych form dziennika (obok dziennika podró|y), istotna dla literatury zwBaszcza od cza- sów romantyzmu. ZaczB si ksztaBtowa na przeBomie XVIII i XIX wieku (przede wszystkim we Francji), co pozostawaBo w zwizku z formowaniem si nowych koncepcji ludzkiej osobowo[ci, kBad- cych nacisk na indywidualizm i prze|ycia osobiste. Dziennik in- tymny ma z reguBy charakter otwarty, tzn. nie jest z góry kompono- wanym dzieBem, skBada si z szeregu zapisów, dotyczcych rozma- itych problemów i tematów, zró|nicowanych formalnie, zwiza- nych [ci[le z sytuacj autora. Jedynym obowizujcym porzdkiem jest ukBad chronologiczny zapisów, zgodnie z datami ich powstawa- nia, prowadzcy w odbiorze czytelniczym do rekonstrukcji osobo- wo[ci autora. 12/168 W literaturze polskiej najbardziej znane s dzienniki Stefana {eromskiego, Zofii NaBkowskiej, Witolda Gombrowicza. JZYK POTOCZNOZ. Styl pamitnika jest kolokwialny. Do mowy po- tocznej zbli|aj go m.in. leksyka i frazeologia uwzgldniajce ele- menty slangu uczniowskiego (np.  OK ,  bajery ,  baba z polwy ,  pic na wod ), wulgaryzmy oraz skBadnia  dominuj zdania krót- kie, nierozwinite, konstrukcje równowa|nikowe. TRADYCJA GATUNKU. Taki tok narracji odwoBuje dziennik Magdy do tradycji pamitnika mówionego, ujawnia pewne podo- bieDstwo do Pamitnika z powstania warszawskiego Mirona Bia- Boszewskiego, tak|e poprzez zastosowanie neologizmów (np.  zba- nali ,  burmistrzuj ). ALUZJE LITERACKIE. Mimo potoczno[ci jzyka peBne odczyta- nie tekstu wymaga pewnego przygotowania literackiego. Decyduj o tym liczne aluzje kulturowe (zwBaszcza literackie, o ró|nym stop- niu skomplikowania, cho na ogóB odnoszce si do lekturowego materiaBu szkoBy [redniej), aforyzmy, cytaty. IRONIA. Bohaterka czsto jest w swojej narracji ironiczna, równie| autoironiczna (  Obie prace napisaBam celujco. To si na- zywa kujoDstwo ). Wykazuje si te| poczuciem humoru ( mog pi- sa o nico[ci, w której tkwi jak Heraklit w gównie ), czsto gorz- kim, ale przez to adekwatnym do kontekstu. 13/168 PODSUMOWANIE Ksi|ka Magda.doc zasBuguje na swoj popularno[ w[ród mBodzie|y. Nie tylko bowiem przedstawia typowe dla wieku dojrze- wania problemy, ale mdrze wskazuje, jak sobie z nimi radzi. MBodemu czBowiekowi bliska zapewne jest tak|e jej stylistyka. Autorka porusza tematy powszechne, ale przecie| wci| nieBa- twe. Kre[li do[ klasyczne postaci literackie, na wskro[ jednak rze- czywiste i aktualne. Mo|e wci| warto potwierdza humanistyczn wiar w mo|li- wo[ci czBowieka, mówi o miBo[ci. Bo przecie|  Zwiat bez miBo[ci jest [wiatem martwym (Albert Camus  ulubiony pisarz Mag- dy& ). PROPOZYCJE TEMATÓW DO REALIZACJI (DYSKUSJI) 1. Czarne i biaBe  ocena moralna bohaterów ksi|ki. 2. Rzeczywisto[ Magdy.doc  bliska Ci czy daleka? 3. Literackie powroty  znane toposy w powie[ci Marty Fox. 4. Literatura w literaturze  szukamy w ksi|ce odwoBaD i alu- zji kulturowych. (Mo|e by w formie grupowego konkursu). 5. Dopisz dalsze losy bohaterów powie[ci. (Mo|esz je zweryfi- kowa poprzez lektur Pauliny.doc). 6. PrzyjazD, miBo[, rodzina  etosy wspóBczesnego [wiata? 7. Co znaczy dojrzaBo[? (Gra w skojarzenia). 8. Problemy dojrzewania  jak je oswaja i rozwizywa? 14/168 9. Uwierz w siebie  ró|ne metody uczce samoakceptacji, np. autosugestia przez afirmacj, wizualizacj. (Lekcja z wykorzysta- niem literatury z zakresu wspóBczesnej psychologii). Wstp opracowaBa Dorota {ytkiewicz Magda.doc 1 LISTOPADA 1994 ROKU  WTOREK Najtrudniej zacz. Najtrudniej napisa pierwsze zdanie i przekona siebie do rozmowy z sob, skoro nie potrafi i nie chc rozmawia z nikim innym. A przychodz mi do gBowy ró|ne pierw- sze zdania, na przykBad:  Ogary poszBy w las albo  Wykopa grób . Do |adnej z tych ksi|ek ju| bym nie wróciBa. PopioBy przeczyta- Bam, przyznaj, bez wikszych oporów, z du| nawet przyjemno[ci i zachBanno[ci. KamieD na kamieniu bez zachBanno[ci, ale za to z poczuciem dobrze, jak to si mówi, speBnionego obowizku, bo to pono lektura, któr czBowiek ze [rednim wyksztaBceniem zna po- winien, je|eli chce mie rozeznanie w literaturze troch powy|ej przecitnej, do czego roszcz sobie pretensje. Dzisiaj powinnam zacz od  Wykopa grób . Niech bdzie jeszcze smutniej i niech ten smutek mnie ze|re, jak ko[ psa. Odw- rotnie: jak pies ko[, jak deszcz zBo[, jak w[ciekBo[. Powinnam napisa o tym, |e& uroczysty dzieD Wszystkich Zwitych byB chwil do refleksji nad przemijaniem i marno[ci, i nico[ci, i tym podob- nymi bajerami. Có| jednak mog napisa o nico[ci, w której tkwi jak Heraklit w gównie. Albo o marno[ci, która jeszcze do niedawna wcale mnie nie dotykaBa bezpo[rednio, chocia| powodów nadmier- nych do bezmy[lnej wegetacji nie miaBam. Ale| bredz. Musz zacz od pocztku. 16/168 Znieg nie pada. Jeszcze tej jesieni nie padaB. Deszcz te| nie. Cmentarze s wic suche i listopad na razie nie przypomina tamte- go listopada, w którym umieraB mój ojciec, ani dnia, w którym byB grzebany. WBa[nie wróciBam z jego grobu, gdzie, jak na dobr córk przystaBo, nie uroniBam ani jednej Bzy, chocia| bardzo si staraBam, a nawet zmuszaBam si, by pBaka. Jak wtedy, gdy byBam maBa, miaBam na przykBad 10 lat i matka tBukBa mnie za byle przewinienie w tajemnicy przed ojcem i bardzo chciaBa, abym zaczBa prosi:  Nie bij mnie ju| wicej, mamusiu kochana, ju| nie bd, ju| si po- prawi, obiecuj. Nie pamitam, w czym miaBam by lepsza, w czym si poprawia. Pamitam jedynie, |e nie wyciskaBam z siebie ani Bez, ani skruchy, ani obietnicy. Nie potrafiBam tego zrobi. Co[ si we mnie zatrzaskiwaBo. Jak drzwi, jak okno, jak ksi|ka z zazna- czon stron, której mimo znaku nie byBo mo|na znalez. To oczy- wi[cie rozw[cieczaBo matk jeszcze bardziej i dodatkowo mnie ka- raBa za upór, krnbrno[ i milczenie. Na pogrzebie ojca te| nie pBa- kaBam, co byBo niewybaczalne, nieludzkie, niewdziczne i Bóg mnie za to pokarze. Mo|liwe, |e ju| to si staBo. StaBo si na pewno, cho wtpi, by Bóg mieszaB si a| tak bardzo w moje |ycie. My[l, |e ma wa|- niejsze sprawy do zaBatwienia. A to, co moja matka nazwie kar bo- sk, jest po prostu moj gBupot, w której uczestniczyBam z wBasnej woli. Albo chorob ojca, której on si poddaB Bagodnie, jakby zrezy- gnowaB zbyt szybko. Czego mu nie wybaczyBam do tej pory. A teraz znów rozpamituj, bo jest ku temu okazja z racji [wita i mojego pisania. Nie jestem zrozpaczona, zaBamana, nie wpadam w histeri. Odrobina nadziei we mnie koBacze. Patrz na swoj gb w lustrze, gdy wBosy splatam w dwa warkocze, wykrzywiam j na kilka sposo- bów. I ju| wyobra|am sobie nastpne dni ze [niegiem, deszczem, 17/168 wrzaskiem matki, lamentem Aukasza. WBa[ciwie jestem spokojna i nie rozumiem, skd we mnie ten spokój. Coraz to przyBapuj si na tym, |e boli mnie szczka, bo zbyt mocno zaciskam zby. Wystar- czy jednak rozluzni ten ucisk, by ból szybko minB. Jedyny ratunek dla mnie to tkwi w terazniejszo[ci tak bar- dzo, by nie my[le o przyszBo[ci. Std pomysB, by odpali ten plik w komputerze. I powtarza t czynno[, nawet gdy nie bd miaBa si- By nic wystuka. Zanurzy si w datach, godzinach, czynno[ciach. Realizowa punkt po punkcie. Nie pozwoli, by co[ mnie dotknBo jeszcze bole[niej. Uodporni si, zesztywnie. Nie jestem oryginalna. Sentymentalnie usposobione panienki ju| wcze[niej wpadBy na pomysB, by wyzwierza si papierowemu pamitnikowi. I zamyka go przed w[cibskimi oczami matek. Mo- gBabym równie| zablokowa komputer. Ale po co? Kogo obchodzi to, co ja robi przy swoim biurku? Moja matka nie ma zielonego pojcia, gdzie nacisn, by uruchomi komputerowego D|ord|a. Nie zaglda mi równie| do kartek, ksi|ek, zeszytów. Sama siedzi w swoich kartkach i zeszytach. W ksi|kach coraz mniej. Mog wic spokojnie drukowa wszystko, co zapisz, bez obawy, |e ona podej- rzy. A gdyby nawet& Nie zale|y mi. Tak si czuj, jakbym nie miaBa nic, na czym mi zale|y. *** Zagldam do dziennika mojej matki z czasów, gdy ona byBa w maturalnej klasie. Kiedy[ wyrzuciBa do kosza dwa grube zeszyty. WycignBam je zaintrygowana, schowaBam gBboko, a po ich krót- kiej i nudnej lekturze  zapomniaBam, |e istniej. A| do dzisiaj. Tak wBa[nie. Bo dzisiaj ju| wiem, |e czeka mnie jeszcze wicej zBego. 18/168 WiedziaBam te| wczoraj. Ale poniewa| nic jako[ nie czuj, wic i ta wiedza wprowadza mnie jedynie w zdumienie, nic poza nim. *** Jutro 6 lekcji w szkole, w tym sprawdzian z biologii. Z polskie- go Rozmowy z katem. {eby byBo weselej, przeczytaBam sobie Ca- musa Rozwa|ania o gilotynie. Jutro zobacz Aukasza. I ciekawe, co te| poczuj. W[ciekBo[? A mo|e satysfakcj, wynikajc z tego, |e ja ju| wiem albo podejrzewam, a on nie. Wszystko wic przed nim, co te| ma swoje dobre strony, jak by na to nie patrze. My[l, |e w [rodku mam kamieD zamiast serca. I dlaczego on we mnie wBa[nie? Ten kamieD? *** Moja matka w dzienniku pod dat 1 listopada 1968 roku (pi- tek) tak pisaBa: Co mam robi? Krzycze? PBaka? Nie potrafi. Nie potrafi robi tego, co chc. Przecie| ja mam matur na karku& Le| w Bó|ku i patrz w sufit, majc przy tym [wiadomo[ jaBowo[ci ta- kich zachowaD. Troch ni|ej zapisuje cytat z PopioBu i diamentu Andrzejew- skiego, który dla jej rocznika byB lektur obowizkow, a dla moje- go zdecydowanie zakazan, bo przedstawiajc rzekomo zafaBszo- wany obraz rzeczywisto[ci polskiej itp., itd. i gówno mnie to obcho- 19/168 dzi, bo Maciek CheBmicki to jest to, jak coca-cola, gdy byBam maBa. I jak przelot samolotem do Londynu. A cytat jest& no, no, do zastanowienia si. I to nie nad bohate- rem powie[ciowym i nie nad jego postaw, ale nad moj matk, bo to ona go wybraBa spo[ród innych fragmentów: Zdradza si przed ludzmi oznacza gBupot. Zdradza si przed samym sob  sBabo[ i niedostateczn dyscyplin. Trzeba samemu by w pancerzu, |eby drugich w pancerze zaku. Pewne my[li, uczucia i odruchy nale|y w sobie bezwzgldnie i bezlito[nie zabija. Trzeba by pewnym siebie jak precyzyjnego instrumentu. *** Nie zdradzam si przed ludzmi. TBumi w sobie i my[li, i uczu- cia. Oczywi[cie  pewne . Nie jestem  precyzyjna jak instrument. Nie wiem np., co powiem jutro Aukaszowi i jak. Nie wiem, kiedy powiem matce i dlaczego. Mo|e tylko dlatego, |e z ni mieszkam. A mo|e dlatego, by zobaczy jej min. Mina zdradzi j przede mn. Ona zdradzi si min, a jeszcze bardziej sBowami. A ja teraz zdra- dzam si przed sob. Ale nie czuj, by to byBa moja sBabo[ albo brak dyscypliny. Zdradzam si wBa[nie dlatego, by znalez siB do niezdradzania si przed innymi. Ró|nica jest taka jeszcze: nie chc nikogo zakuwa w pancerz. W gBbi serca, którego przecie| nie mam  chciaBabym wyzwoli si z pancerza, w którym tkwi. Z klatki. Wyfrun jako[. Jak Piotru[ Pan albo jak sen o lekko[ci, o balonie, porywajcym zamiast Tadka Niejadka  mnie wBa[nie. *** 20/168 I dosy na dzisiaj. RozpoczBam. Machina ruszyBa. Trwa w niej. Na razie do rana. Zachowaj. Drukuj. Drukowana bdzie stro- na 1-5 dokumentu Magda.doc. Zamknij plik. Czy chcesz zachowa zmiany w Magda.doc? OK. Wyj[ z Windowsa. Pój[ do Bazienki. Wej[ pod prysznic. Zasn do jutra. 2 LISTOPADA  ZRODA To wcale nie takie proste zmobilizowa si do codziennego za- siadania przed komputerem i zapisywania tego, co dzisiaj i co kie- dy[. PostanowiBam jednak, wic danego sobie sBowa dotrzymam. Nie wiem wprawdzie, czy uda mi si zawsze co[ powiedzie, ale spróbuj spdza z D|ord|em co najmniej godzin w ka|dym dniu, chobym miaBa tylko gapi si w ekran, nie wydobywajc z siebie |adnego sBowa. *** Wczoraj na cmentarzu powiedziaBam ojcu czule, |e wziB dup w gar[ i zostawiB mnie na pastw matki, wBasnej wyobrazni i teo- retycznej wiedzy, któr posiadam w dobrej ilo[ci, sdzc po otrzy- mywanych w szkole stopniach. Teoria z praktyk nie zawsze jednak idzie w parze. Na pewno nie odkrywam nowych ldów takimi stwierdzeniami. Nie znam na przykBad wszystkich zawiBych zasad ortografii, a bBdów ortograficznych nie robi. Je|eli mam wtpli- wo[ci, sprawdzam, a je|eli nie mam mo|liwo[ci sprawdzenia w da- nym momencie, po prostu omijam lub zastpuj czym[ innym. Sa- mochód prowadz niezle, cho trudno byBoby mi na poczekaniu 21/168 wytBumaczy zasad dziaBania silnika dwusuwowego lub czterosu- wowego. W szkole byBo zwyczajnie. I na dodatek zimno. Palacz paliB wi- da o poBow mniej, skoro nikogo wczoraj tutaj nie byBo. Nie cier- pi zimna. Marzn mi rce, stopy i nos. Siedz skulona i w dwójna- sób spita. Na du|ej przerwie podszedB do mnie Bartek i podaB mi kubek z gorc czekolad. Jak dla mnie  za sBodka, ale wypiBam, a on skorzystaB z okazji, by posta obok przez chwil. T scenk za- uwa|yB przechodzcy wBa[nie Aukasz. U[miechnB si tak, |e wszystko we mnie zakoBataBo. Na my[l o rozmowie, któr powin- nam z nim przeprowadzi jak najszybciej, ale cigle nie wiem, jak to zrobi.  Tak trzymaj  powiedziaB w stron Bartka.  O kobiety trze- ba dba, stary, wiem co[ o tym  dodaB  mnie ka|da porzuca, bo nie kupuj im gorcej czekolady.  Spadaj  powiedziaB Bartek  na szcz[cie Magda woli cze- kolad ni| twoje rady.  A skd ty mo|esz wiedzie, co Magda woli? Wtpi, |eby znajdowaBa czas na co[ wicej poza ksi|kami, szkoB i doskonale- niem angielskiego. To prawdziwa mniszka, wszyscy o tym wiedz. Chyba tracisz czas, stary.  Spadaj, powiedziaBem. PatrzyBam w okno. Jeszcze trzy miesice temu byBabym dziko zadowolona, sByszc podobn rozmow. Teraz jednak robiBo mi si sBabo. Najpierw si baBam rumieDców, które mogByby mnie zdra- dzi, a teraz czuBam, jak wszystkie one ze mnie uciekaj.  Dosy tego  powiedziaBam stanowczo  spadajcie obaj, chc by sama. 22/168  A nie mówiBem  cheBpiB si Aukasz  ona chce by sama, stary, czujesz, co to znaczy& sama chce by. Podajcie jej szezlong, by spoczBa w samotno[ci mnisiej.  Spadaj  powtórzyBam dobitnie.  W porzdku, nie ma sprawy  powiedziaB Aukasz.  Tego nie byBabym taka pewna  zasyczaBam jeszcze bardziej rozw[cieczona. Aukasz odszedB u[miechnity, jak na pocztku. Bartek pozostaB.  Jest mi niedobrze  powiedziaBam, siadajc na tornistrze i chowajc gBow w kolanach.  Te| masz si kim przejmowa. UsiadB obok.  Przynios ci drug czekolad, chcesz?  Nie chc czekolady.  To mo|e herbat?  Chc by sama.  Chyba zwariowaBa[. Sama& Jeszcze zemdlejesz i bd ci miaB na sumieniu. Mo|e zaprowadz ci do higienistki?  Bartek, zamknij si.  Czy co[ si staBo?  zapytaB facet z bioli, który dy|urowaB w czasie przerwy solidnie, w przeciwieDstwie do innych nauczycieli.  Magda zle si czuje  powiedziaB Bartek.  Rzeczywi[cie, blada jeste[. Czy s jakie[ powody?  S  powiedziaBam.  No to idz do domu, a Bartek niech ci odprowadzi.  Tego jeszcze brakowaBo  jknBam.  Nie mo|esz pój[ sama, chyba |e zadzwoni po twoj matk. 23/168  No, nie, przecie| wBa[ciwie nic mi nie jest& czy wszyscy si umówili, aby mi dzisiaj |ycie umila?& Dobrze, pójd do domu, a Bartek mnie odprowadzi  zgodziBam si potulnie.  I szybko wróci z powrotem  dodaB facet z bioli, jakby w obawie, |e Bartek zapomni wróci. *** Jestem wic w domu troch wcze[niej. Mo|e i lepiej. Gdybym miaBa po raz drugi dzisiaj zobaczy Aukasza, nie wiem, jak to by si dla mnie skoDczyBo. Musz co[ z sob zrobi. Jako[ si uodporni na niego i na wszystkich wokóB. Przecie| wiem, |e prawdziwe trud- no[ci dopiero przede mn. Jaki[ plan dziaBaD trzeba opracowa. Ustali po kolei, z kim mam najpierw rozmawia. I jak. Dlaczego on byB taki zadziorny? Klasów z bioli napisaBam dobrze. Mam nadziej, |e tak, jak by facet z bioli sobie |yczyB. U niego przecie| nie wystarczy wie- dzie. Jeszcze trzeba my[le jak on i tabelki rysowa zgodnie z jego sposobem my[lenia. Na szcz[cie dla nas  facet nie ukrywa me- tod. Kto wic chce, mo|e je stosowa, a wtedy Batwiej dosta najlep- sz ocen. Lekcja polskiego byBa nudna, ale mo|e dlatego, |e to do- piero wstp do lektury. DarowaBam sobie angielski i informatyk. Nie szkodzi. Sama powicz, a dzisiaj i tak mam dwie godziny kon- wersacji u Longmana. Ale to dopiero o pitej. Przede mn wic caBe pi godzin. Przy biurku posiedz do pierwszej. Musz si uspokoi po szkolnych niespodziankach, z którymi sobie nie poradziBam tak, jak powinnam. Musz przewidywa sytuacje, re|yserowa je, narzuca tempo i temat rozmowy. Ja wic t rozmow powinnam rozpoczy- na i za skarby [wiata nie da si wyprowadzi z równowagi. Niech 24/168 w szkole my[l, |e jestem dumna i blada, silna i do nikogo niepo- dobna. Niech nazywaj mnie mniszk, pensjonark czy jeszcze ja- ko[ tam. Nie zamierzam si zmieni. Jedno jest pewne: niedBugo wszystkich zaskocz, burzc im wyobra|enia o mnie. I na tym musi polega moja przewaga: mam czas, by si do ró|nych wersji wyda- rzeD przygotowa. *** Matki nie ma. Bdzie dopiero wieczorem, gdy wróc okoBo wpóB do ósmej do domu. Prawdziwy z niej pracoholik. Nie potrafi ju| by sama z sob, ani ze mn. MaBo jej pracy w dziennej szkole, wic tyra jeszcze w wieczorowej. A potem w domu, [lczc nad po- prawianiem prac pisemnych, od których umysB jej si szatkuje, jak sama mówi. Jej nie chodzi tylko o pienidze. Raczej o to, by wy- trzebi z siebie wszystkie my[li i marzenia, by w takim by kieracie, który nie pozwoliBby jej zastanowi si nad sob. I nie daj Bóg co[ jej zmieni w tym rozkBadzie jazdy. Musz si podporzdkowa i robi to, by unikn nieporozumieD, nie mówic ju| o awanturach, których, na szcz[cie, dawno ju| nie byBo. Nie jest to trudne. Wy- starczy, |e zrobi, co do mnie nale|y, a co zapisane w harmonogra- mie, wiszcym na lodówce. PrzywiozBam z Anglii takie [mieszne magnesiki i nimi przyklejamy kartki. Dzisiaj musz, jak co dzieD, wytrze podBogi, podla kwiaty i kupi jarzyny w budce obok bloku. Wikszo[ tych jarzyn i tak ja zjadam. Matka obiady je w stoBówce, a ja w domu, bo nie mam w szkole stoBówki. MogBabym jada poza domem. Tak wersj te| próbowaBy[my uzgodni. ZrezygnowaBam z niej jednak. Wol sobie sama co[ zrobi. Z niedzieli zazwyczaj zo- staje co[ na dwa nastpne dni, a w pozostaBe wymy[lam drobiazgi 25/168 jarzynowo-nale[nikowo-makaronowe na sto sposobów. PolubiBam nawet to pichcenie. Nie to jednak jest teraz dla mnie wa|ne. Opowiadam o wszyst- kim, by swoje |ycie zobaczy równie| w szczegóBach zwyczajnych, szaroburych. Dzisiaj nie musz nic gotowa, wystarczy tylko od- grza. I do tego [wie| surówk z marchwi. Ju| mi lepiej, spokojniej. Nie chc my[le o Aukaszu, przynajmniej teraz. A jego sBowa cigle mi brzcz w uszach. I jeszcze ten u[miech, który powraca. Nie tak dawno caBowaBam ten u[miech. Nie, dosy. Na dzisiaj dosy Aukasza. *** Dlaczego Batwiej mi si dogada z nauczycielami ni| z kole|an- kami i kolegami w klasie? Nieuleczalny ze mnie przypadek. Dla niektórych klasowy kujon, w dodatku niekole|eDski. Nauczyciele pogodzili si z my[l, |e jestem typ tak zwany aspoBeczny i |adnych funkcji w samorzdzie szkolnym peBni nie bd ani publicznie wy- stpowa. Potrafi jednak walczy o swoje, co mi zreszt bez trudu przychodzi, bo |adnych kBopotów z nauk nie mam. Ogólnie pit- kowa, a nawet szóstkowa jestem. A| wstyd. Zd|yBam si jednak do tego wstydu przyzwyczai. Koledzy przestali mnie zaprasza na im- prezy weekendowe, gdy przekonali si raz czy drugi, |e nie |Bopi piwa, nie bywam w dyskotekach i pubach. Nawet w tzw. wysoko postawionych domach wprawiaBam wszystkich w osBupienie, gdy na pytanie:  Czego si napijesz?  odpowiadaBam: Lampk wy- trawnego martini lub campari z sokiem grapefruitowym. Nie prze- padam za jednym ani za drugim, najbardziej lubi sok z marchwi i winogron, ale blefowaBam, nie wiedzc wtedy po co. Teraz mi si 26/168 wydaje, |e wiem po co. Chyba bardzo chciaBam, aby mnie kto[ po- lubiB ze wszystkimi niemodnymi manierami, z moim sobkostwem, kujoDstwem, zarozumialstwem i caBym pozostaBym dobytkiem in- wentarza. Tak|e z okularami, które nosz. My[laBam, |e jak bd tajemnicza, to kto[ si mn zainteresu- je, bdzie chciaB dotrze do mojego [rodka, rozwikBa jak[ zagad- k. A tu si okazaBo, |e nikt nie ma ochoty my[le o [rodkach! Po co im dziwadBa, gdy mo|e by pro[ciej, zwyczajniej i kto wie, czy nie ciekawiej. Mo|e my[leli, |e si zgrywam, a mo|e nic nie my[leli, tylko po prostu mieli dosy wszystkiego, co nie ich. Tak czy owak: dobrnBam do czwartej klasy, w której przyjdzie mi jeszcze wszyst- kich wprawi w zdumienie, cho wcale mi ju| na tym nie zale|y i te| bardzo bym chciaBa, aby byBo zwyczajnie i po prostu. Ale to nie u mnie. Koniec pisania na dzisiaj, je|eli chc ze wszystkim zd|y. Te- raz sprztanie, lekcje na jutro, co[ zje[ i na angielski. Sprzta mog z walkmanem, aby powtórzy sBownictwo z poprzednich za- j. 3 LISTOPADA  CZWARTEK Czuj si dobrze. Rano wstaj bez |adnych problemów. Wska- kuj w dres i biegam pitna[cie minut wokóB bloków, midzy traw- nikami. Drzew tutaj jeszcze nie ma. To znaczy: nie wida ich, s za maBe i zlewaj si z krzewami okalajcymi trawniki. Moje bieganie tak wyglda, jak na amerykaDskim filmie, gdzie wszyscy biegaj. WolaBabym wychodzi z psem, ale w naszym domu zwierzt by nie mo|e. ByBoby mniej sterylnie z nimi, wicej kurzu, psiej sier[ci, a 27/168 poza tym troch rado[ci przy powitaniach i smutku przy rozsta- niach. Po co rado[ ma by, skoro mo|e jej nie by programowo, przepisowo, urzdowo. Coraz cz[ciej tak wBa[nie my[l i utwier- dzam si w przekonaniu, |e moja matka nie zniosBaby widoku, gdy pies si na mnie rzuca z rado[ci i gdy ja si do niego tul. Ale to niewa|ne. Zd|yBam ju| to zaakceptowa, co nie znaczy, |e si po- godziBam. Kiedy[ (!) bd miaBa swój dom, a w nim du|o ludzi i zwierzta. Po bieganiu wchodz pod prysznic. Mydl ciaBo le[nym |elem i spBukuj ciepB wod. Tylko ciepB, bo nie cierpi zimnej, dlatego katorg byB obowizkowy basen w klasie drugiej, w którym woda byBa dla mnie zawsze za zimna, choby nie wiem jak byBa ciepBa dla innych. I zawsze za brudna. Na szcz[cie to ju| minBo i nikt mi nie ka|e pBywa na ocen ani dla przyjemno[ci. Teraz nawet lekcje wf- u s w szkole milsze, bo mamy nowe szatnie, jeszcze nie za[mier- dziaBe, i co najwa|niejsze: prysznice z ciepB wod. A w dodatku udaBo nam si pani namówi, by lekcj koDczyBa kilka minut wcze- [niej, aby[my mogBy wej[ pod prysznic, spBuka wiczeniowy pot i jeszcze zd|y na nastpn lekcj. Ka|dy chciaBby mie lekcje wf-u na ostatniej w szkole godzinie, a nam si to raz w tygodniu zdarza, wic dobrze jest. Dzisiaj nie mdlaBam na widok Aukasza, ale te| nie miaBam od- wagi nic powiedzie, cho przez chwil próbowaBam. Zderzyli[my si przy wychodzeniu ze szkoBy. U[miechnB si cudnie, jak zawsze, bBysnB biaBymi zbami i powiedziaB:  Cze[, Magda.  Hej  powiedziaBam i chciaBam go zatrzyma oczami.  Au- kasz  dodaBam, on spojrzaB pytajco i przytuliB jak[ kasztanow i wysok, i szczupB.  Kiedy indziej  powiedziaBam, machajc r- kawiczk. 28/168 WróciBam do domu dBu|sz drog. Znieg ani deszcz cigle nie pada. ChciaBam posiedzie na Bawce przy skwerku, ale szybko po- czuBam, |e to |adna przyjemno[. WiaBo jak diabli. WróciBam wic i usiadBam przed D|ord|em, by troch jemu i sobie poopowiada. Powinnam zachowa rytm w pisaniu. StaBa mniej wicej pora po- winna mi w tym pomóc. Matki nie ma, wróci za trzy godziny, nie wcze[niej, mog wic czu si pani na trzech pokojach z kuchni i Bazienk. My[l o Aukaszu. A mo|e bardziej o tej kasztanowej. Czy z ni robi to samo, co ze mn? Czy to samo odczuwa? Czy te| zabraB j do swojego pokoju na górze? O czym rozmawiaj, jakiej muzyki sBuchaj? Jaki sok pij? Aukasz ma du|y dom i dwie lodówki w kuchni. W jednej s same napoje. Aukasz ma w tym domu wszyst- ko, czego zapragnie. Ma nawet komputer podBczony do Internetu, mo|e wic porozumiewa si z matk, mieszkajc w PóBnocnej Karolinie, w Boon, tak|e i w ten sposób. Gdy tylko za ni zatskni, ju| pisze. A ona do niego. WidziaBam na wBasne oczy i smutek mnie dopadB okropny, bo nagle zrozumiaBam, |e te| chciaBabym tskni za matk, a jako[ nie mog. I my[l tutaj o tsknocie, która rodzi si bez wzgldu na to, czy kto[ jest blisko, czy daleko. Za ojcem t- skniBam nawet wtedy, gdy byB w pracy i wiedziaBam, |e po poBudniu wróci. TskniBam, bo chciaBam mu co[ opowiedzie, pochwali si, po|ali albo pój[ z nim do parku, na karuzel, do kina, gdziekol- wiek. TskniBam, bo wiedziaBam, |e on te| tskni i |e jest ciepBy w [rodku dla mnie. Zawsze my[laBam, |e Aukaszowi mo|na zazdro[ci wszystkie- go: ojca, który te| ma na imi Aukasz, matki, która go nie porzuci- Ba, tylko wyjechaBa, urody, jak otrzymaB w spadku po rodzicach, bogatego domu. Wszystkiego. ZadurzyBam si w nim okropnie. I z góry zaBo|yBam, |e nie mam u niego |adnych szans, bo wszystkie 29/168 dziewczyny w szkole chciaByby chodzi z Aukaszem. Zanim zrozu- miaBam, |e to Aukasz mo|e nie mie u mnie szans  ju| jest za póz- no. I dla Aukasza, i dla mnie, o czym ja ju| wiem, a on pozostaje cigle w bBogiej nie[wiadomo[ci. Zburz mu t bBogo[ wkrótce i Bóg mi [wiadkiem, jak bardzo tego nie chc. *** Wczoraj wieczorem czytaBam wiersze Eugenia Montale i wy- braBam co[ dla siebie: W nieprzewidzianym jedynie nadzieja. Ale mówi mi, |e gBupot jest wmawia to sobie. i drugi fragment: W sieci, która nas wizi, szukaj zerwanego oka, wyskakuj, uciekaj! Bardzo bym chciaBa uciec, ale nie wiem, jak si to robi, dlatego pozostaj i czekam, a| na wszystko bdzie za pózno, a| wszystko si oka|e samo z siebie, a| si stanie. I ciekawe, co ja z tym zrobi. I co inni zrobi. Chyba ciekawo[ trzyma mnie w ryzach i organizuje we mnie spokój, który pozwala, by dni pBynBy, lekcje toczyBy si do- kBadnie jak |ycie Barbary w Nocach i dniach, z czym akurat jestem na bie|co, bo w kujoDstwie swoim powtarzam tak|e i to, czego nie musz. 30/168 4 LISTOPADA  PITEK Pitek mógBby by miBy, gdyby po nim nie nastpowaBa sobota i niedziela. To, co dla jednych jest darem, dla mnie staje si kator- g. W sobot moja matka dBu|ej [pi, a ja musz siedzie cicho w swoim pokoju, by jej nie zbudzi, nie trzasn drzwiami od Bazien- ki, nie zaszura w kuchni. Mój rytm jest taki, |e nie potrafi spa dBu|ej, a w dodatku, gdy tylko si obudz, ju| chciaBabym wybiec, pooddycha przestrzeni nie tylko swojego pokoju. Musz jednak siedzie cicho, jak mysz za miotB. Na szcz[cie tylko do dziewitej, bo wtedy matka wstaje i zbiera si do wyj[cia. O jedenastej rozpo- czyna lekcje w szkole wieczorowej (!). Niestety, wraca ju| o trzeciej. I co tu dalej robi? Jeste[my dla siebie miBe, ka|da zajmuje si tym, co powinna i co ustalone, ale jest tak powa|nie, tak bardzo powa|- nie, |e zdechn mo|na od ci|aru tej powagi. Czuj nienormal- no[ sytuacji. Gniecie mnie ona i dusz si. W dodatku nie mam dokd pój[. Za zimno na park. Pozostaje kino lub koncert. Korzy- stam z tych ucieczek nawet wbrew sobie i swoim chciejstwom. My- [l, |e matka mczy si podobnie. Ona ma jeszcze telewizor. Ja te| mam w swoim pokoju, ale mniej mnie do niego cignie. Telewizor fajnie si ogldaBo z ojcem. Kawa wtedy pachniaBa. MogBam usi[ obok i czu si bezpiecznie. Matka te| siedziaBa z nami. Nie ci|yBa mi jej obecno[ tak, jak obecnie. Teraz czuj na- picie, sztywno[ jak[. Czekam na ukBadnie postawione pytania o to, czy ju| lekcje odrobiBam i czy nie mam w szkole problemów. Tak, jakby problemy musiaBy by tylko w szkole! A poza ni? Czy ja ju| poza szkoB nie |yj? Odpowiadam wic, |e odrobi- Bam i |e nie mam. I od razu si je| tak bardzo, |e musz wyj[ z pokoju, by nie usBysze, ile to kurzu zgromadziBo si na telewizorze, wida niezbyt dokBadnie powycieraBam. SzkoBa, telewizor, kurz na 31/168 meblach, na oknach, na ksi|kach. A o ciemnej, mrocznej duszy tak nie Baska porozmawia? O oknach, które Bcz, a nie dziel? O lampie, która [wieci i przytula? Marzy ci si, Magdusiu, kurna chata! Rzeczywi[cie, lepiej wyjdz i nie drcz matuli swoim ndznym widokiem! Zamknij drzwi za sob i nos w sos, rogi czy nogi w pierogi, karaluchy pod podu- chy, prztyki-patyki-zielone guziki-bomby-miny-karabiny! Karuzela z Madonnami, grochówka z kieBbaskami, ciastko z dziurk, figa z makiem, z pasternakiem! A na deser kocie gówno na bigos! *** W porzdku, w porzdku. Jestem w[ciekBa i daj upust swoim zBo[ciom. Gdzie[ przecie| musz. A zaczBo si od gBupiej szmaty przed drzwiami, któr zapomniaBam zamoczy. Ka|demu przecie| mo|e si zdarzy zapomnie. Stop! Nie ka|demu. Ja jestem wyjt- kiem. Nie mog zapomina o swoich [witych, szmacianych obo- wizkach. Wic po co si w[ciekam i dziel wBos na czworo, jakbym maBo miaBa prawdziwych problemów! Ju| po sposobie, w jaki otwieraBa drzwi, wiedziaBam, |e zaraz wybuchnie. I nie myliBam si.  Szmata!  wrzasnBa matka.  ZapltaBam si w szmat na wBasnej wycieraczce, bo oczywi[cie nie miaB jej kto wypBuka, za- moczy. A przecie| ciapa na dworze (rzeczywi[cie zaczBo pada) i bBoto wnosi si wprost do domu& Ale kogo to mo|e obchodzi, mo- |emy uton w tym [wiDstwie, przewróci si o [mieci i wszystko w porzdku, a dwie baby w domu, a| wstyd&  No, wBa[nie, dwie baby  wtrciBam niepotrzebnie. No i wtedy si zaczBo. UsByszaBam o roli wdowy w dzisiejszych czasach, o tym, jak trudno samotnie wychowywa upart córk (te| co[& jakby mnie w 32/168 ogóle od [mierci ojca kto[ wychowywaB), o tym, |e ona sobie |yBy wypruwa i po[wica si dla mnie, a ja nie pamitam, aby t gBupi, pieprzon szmat wypBuka i poBo|y na wycieraczce, skoro czarno na biaBym napisane i w dodatku powieszone na lodówce, |e ja mam to zrobi. Nikt inny, tylko ja! Bezduszna, niewdziczna, uparta jak kozioB w kapu[cie. Skoro tak, to ona mi jeszcze poka|e. No wBa[nie, poka|e, jeszcze j popamitam i bd ja co[ chciaBa wcze[niej czy pózniej, a wtedy ona mi przypomni o tej szmacie i o wszystkich in- nych nie zamoczonych w moim |yciu szmatach! No, pewnie, z dziemi trzeba surowo zamiast pBaszcza Bach ubierz Bach zapnij Bach szanuj Bach ten Bach to moja praca moje wyprute |yBy ten Bach moje stracone zBudzenia moje niedoszBe posBannictwo moje zBamane |ycie moja martwa perspektywa wszystko ten Bach ubierz Bach zapnij Bach szanuj Bach. Bursa miaB racj, a wic nie jestem samotna, on te| czuB po- dobnie. 33/168 Wez szmat zamocz szmat pamitaj o szmacie szmat, w szmacie, o szmato! ***  Ale| to tylko szmata, mamo  próbowaBam co[ powiedzie. Niepotrzebnie. Tylko zaogniBam sytuacj. I trzask drzwiami. I raz jeszcze: Bup nimi. W porzdku  my[l  sobota i niedziela bd milczce, co nam na dobre wyjdzie. Matka bdzie czekaBa, a| j przeprosz, a ja tego nie zrobi. W ten sposób mam troch czasu dla siebie bez uda- wania, |e |yj |yciem rodzinnym i dobrze mi z tym. Kiedy[ bym si drczyBa i te nadprogramowo ciche dni by mnie uwieraBy. Teraz ju| nie, bo przecie| jestem jak gBaz. I to prawda [wita. Z nieba wzita. 5 LISTOPADA  SOBOTA Mog tylko modli si jak Marek Aureliusz i prosi: o pogod ducha  aby godzi si z tym, czego zmieni nie mo|na, o odwag  aby zmienia to, co zmieni mo|na, i o mdro[  aby umie odró|nia jedno od drugiego. 34/168 6 LISTOPADA  NIEDZIELA Ju| pózno. Niech si wreszcie skoDczy ta niedziela. PowiedziaBam dzisiaj matce:  Przepraszam. Rano u[wiadomiBam sobie, |e przecie| ona nigdzie nie wyj- dzie, a trzeba bdzie zje[ razem obiad. PrzeprosiBam dla [witego spokoju. Prze[cigaBy[my si potem w nic nie znaczcych uprzejmo- [ciach. UczyBam si historii, czytaBam SoB|enicyna. Wszystko po to, by poprawi sobie nastrój (!?). Wieczorem wsiadBam w samochód i pojechaBam do kina na Fortepian. ZamurowaBo mnie do reszty. Nic o tym nie napisz. *** Moja matka pod dat 5 listopada 1968 roku (wtorek) napisaBa: OgldaBam film produkcji wBoskiej& [gdzie go ogldaBa, w ki- nie czy w telewizji?] pod tytuBem BBdne gwiazdy Wielkiej Niedz- wiedzicy. GBówn rol graBa Claudia Cardinale& [ki diabeB, musz sprawdzi w jakim[ leksykonie filmowym]. Brat, siostra  wielka miBo[ we wczesnej mBodo[ci. Ona wychodzi za m|. MiBo[ zmy- sBowa do brata wygasa. Inaczej jest z Giannim. W nim nic nie wy- 35/168 gasBo, namawia siostr, by z nim zostaBa, bo nie mo|e uwierzy, |e wielkie uczucia przemijaj. Sandra postanawia wróci do m- |a. Gianni popeBnia samobójstwo. Czy rzeczywi[cie Sandra wró- ci? PodjBa tak decyzj, nie wiedzc o [mierci brata. Co teraz zrobi? Ona wróci. Ona musi wróci. Ale nigdy ju| nie zazna spo- koju. ChciaBabym zobaczy ten film. Mo|e jest na kasetach wideo. A mo|e w filmotece jakiego[ klubu filmowego? Zapisa. Sprawdzi. *** Nie miaBam kiedy my[le o Aukaszu ani o sobie. To dobrze. Powoli kamieniej jeszcze bardziej. Badam swoj wytrzymaBo[. NaBkowska powiedziaBa, |e rzeczywisto[ jest do prze|ycia, bo nie caBa dana jest w do[wiadczeniu. Te| tak my[l. A chciaBabym jesz- cze, aby nie wszystko do mnie docieraBo wprost. To znaczy, abym nie |yBa w peBnej [wiadomo[ci. Nie zdawaBa sobie do koDca sprawy z tego, co pewne fakty znacz. Aby fakty odebraBy mi uczucia. Skd jednak mog wiedzie, jak to bdzie, gdy ju| bdzie?  Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono . Szymborska. Pamitam z podstawówki. Ale przydaje mi si i teraz, gdy literatur obozow i Bagrow kar- mieni jeste[my w szkole do granic mo|liwo[ci. 7 LISTOPADA  PONIEDZIAAEK 36/168 OgldaBam Balety tatrzaDskie Kilara. Korzystam z okazji, bo Opera Zlska w poniedziaBki przyje|d|a do Teatru Zlskiego. Mo- gBabym pojecha do Bytomia, ale w ten sposób oszczdzam czas, nie mówic o benzynie, któr kupuj za wBasnorcznie zarobione pienidze. W tym tygodniu bd pracowaBa podwójnie, by nadrobi lekcje z poprzedniego (dzieci byBy zagrypione). To dobrze. Mniej czasu pozostanie mi na my[lenie o sobie i Aukaszu. O Baletach nic nie bd pisaBa. Ochy i achy to w stylu mojej matki, gdy miaBa 18 lat, a nie w moim. To trzeba po prostu prze|y i zachowa dla sie- bie. Zasejfowa w swoim twardym dysku na wieczne nieoddanie. 8 LISTOPADA  WTOREK Chodz spa wcze[nie. Przed dziesit jestem w Bó|ku. Je|eli nie rozbudzam zanadto swojej wyobrazni faktami, które mnie do- tycz, a pozostaj jedynie w przedmiotach na szkolne jutro, to zasy- piam bez kBopotów. Po skoDczeniu lekcji angielskiego z moimi dzieciakami (wyjtkowo rozbrykane byBy dzisiaj) czytaBam zapiski w matki dzienniku. Narzeka, |e nie spaBa przez dwie noce (na pew- no przesadza, jak zwykle), bo przygotowywaBa referat z polskiego o {eromskim i uczyBa si WOP-u  to wiadomo[ci o Polsce. Chyba odpowiednik naszego WOS-u, czyli wiedzy o spoBeczeDstwie. Ma- 37/168 rudzi równie|, bo poszBa nie przygotowana z PW, co znaczy przy- sposobienie wojskowe. Podejrzewam, |e to odpowiednik naszego przysposobienia obronnego, ale my to mieli[my tylko w klasie I li- ceum i kto by si takim przedmiotem przejmowaB. UczyBa si tak|e do klasówki z higieny. ZupeBnie nie wiem, co to takiego. PeBno ja- kich[ gBupich przedmiotów mieli. Moja matka te| udzielaBa lekcji. I w dodatku uczyBa matematyki dziewczyn z klasy VIII. Ju| ja wol uczy angielskiego. Ale zbytniej satysfakcji mi to nie daje. Mo|e dlatego, |e jedna nauczycielka w rodzinie wystarczy. Pracuj dla chleba, jak powiedziaBby LechoD. No, mo|e na cukierki. Na chleb nie musz. Na razie. 9 LISTOPADA  ZRODA WidziaBam Aukasza. U[miechnB si |yczliwiej, a ja zaraz za- pomniaBam o wszystkim, co zBe. ZapragnBam wróci do ostatnich dni sierpnia i jeszcze raz wszystko prze|y, tylko inaczej. Gdybym mogBa zasn i obudzi si w sierpniu& Raz jeszcze spotka opalo- nego Aukasza w [rodku miasta, raz jeszcze pój[ z nim na lody do Misia (tam s najlepsze), raz jeszcze [mia si tak, jak nigdy potem i jak kiedy[ przedtem, gdy jeszcze ojciec mnie tam zabieraB. Gdy- bym mogBa cofn czas, byBabym najszcz[liwsza. Wprawdzie nie wiem, czy udaBoby mi si by z Aukaszem do teraz, ale te| mdrzej- sza o  teraz wiem, |e nie d|yBabym do takiego obrotu spraw na siB. ChciaBabym siebie usprawiedliwi, znalez jakie[ wytBumacze- nie, majce psychologicznie ugruntowane podstawy, ale to dla mnie za trudne. Próbuj jedynie jako[ trwa codziennie i robi to, co zapisane na kartce, wypunktowane przez matk lub przeze mnie 38/168 sam. Lata dyscypliny robi swoje. Teraz nawet sranie w bani wpierw ustalam i wpisuj w swój komputerowy kalendarz. A jed- nak (i to najdziwniejsze!) zdarzyBy si sprawy jakby spoza mojego kontrolowanego ukBadu, jakby nie ze mnie, jakby to nie ja, tylko diablta, czarne kocita, z tysica i jednej, nie mojej nocy, z korzeni baobabów, które si rozrosBy, rozpleniBy. O baobabach potem. Ju- tro. 10 LISTOPADA  CZWARTEK Dni biegn jak gBupie. Narastaj szybko, jak korzenie baoba- bów. No, wBa[nie& o nich chciaBam pisa. Jestem w takim nastroju, |e mog. Przysigam: nic nie wiem o tych potwornych drzewach poza tym, co Saint-Exupéry napisaB w MaBym Ksiciu. Dlatego w moim wyobra|eniu s magicznie potworne. WrosBy mi w wyobraz- ni wprost z rysunku na stronie 21. I takie ju| pozostaBy. MogBabym pokusi si o jak[ sensown wiedz, udokumentowan bardziej naukowo, a mniej literacko, bardziej racjonalnie, a mniej bajkowo. Nie zrobiBam tego i nie zrobi. Ju| za pózno. Ju| nie chc. Niech ten bajkowy obrazek we mnie pozostanie na zawsze, niech bdzie dla mnie wielkim ostrze|eniem i ciepB chwil, któr spdzaBam z tat, gdy mi czytaB MaBego Ksicia, cigle od nowa, od pocztku, wic wreszcie nauczyBam si go na pami, co mi nie przeszkadza- Bo, abym tat dalej prosiBa o czytanie. LgnBam do jego gBosu jak pies, który nie ma pojcia, na czym polega wierno[, cho caBy jest wierno[ci. Czasami próbowaB omin jaki[ fragment albo skróci go o kilka sBów. Nic z tego. DojrzaBam, upomniaBam si o nieprze- czytane sBowa. 39/168 I cigle pamitam, |e baobaby nie s krzewami, tylko drzewa- mi tak du|ymi, jak ko[cioBy. I |e wyrastaj z ziaren straszliwych, które trzeba wyrwa zaraz po wykieBkowaniu, bo gdy baobab wyro- [nie, to nie mo|na si go pozby. Zajmie caB planet. CaB moj dusz, je[li ona jest planet. Przeorze j korzeniami, rozsadzi w drobny mak i nic z niej nie zostanie dla mnie. Jest na to rada. Pa- mitam j: Jest to kwestia dyscypliny  powiedziaB mi pózniej MaBy Ksi|.  Rano, po umyciu si, trzeba robi bardzo dokBadn toa- let planety. Trzeba si zmusi do regularnego wyrywania ba- obabów, i to natychmiast po odró|nieniu ich od krzewów ró|y, do których s w mBodo[ci bardzo podobne. Jest to praca bardzo nud- na, lecz bardzo Batwa& Pamitam, jak tatu[ koDczc rozdziaB o baobabach grzmiaB gBosem tego przedziwnego pisarza (o nim dowiedziaBam si pózniej wielu ciekawych rzeczy i przeczytaBam inne jego ksi|ki):  dzieci, uwa|ajcie na baobaby! . Tata mówiB, |e moja dyscyplina powinna si zacz od mycia zbów rano, zakrcania kranów, wypicia kakao na [niadanie i zjedzenia czego[, choby najmniejszego (nigdy nie cierpiaBam [niadaD), a potem dopiero wykonywania swoich innych obowizków. Zawsze pamitaBam o baobabach. Raz jeden zapomniaBam. SpojrzaBam w oczy Aukasza i zapo- mniaBam. UcieszyBam si, |e go spotkaBam w [rodku miasta i pod koniec wakacji, |e si do mnie u[miechnB, |e chwyciB mnie za rk i |e wszystko staBo si tak zwyczajnie i najcudowniej, tak |e musia- Bam my[le tylko o ró|ach, zapominajc o baobabach. 40/168 *** Musz przerwa pisanie. Rozmarzam si. A poza tym czekaj mnie drobne robótki domowe. To te| jest kwesti dyscypliny, a w moim przypadku tak|e zaoszczdzenia sobie wymówek i nerwów, które powinnam traktowa delikatnie z wielu powodów. Jak zwykle podlej kwiaty, wymyj podBogi i Bazienk. Dla mojej matki wa|- niejsze jest to, abym miaBa czas na umycie umywalki ni| na ugoto- wanie sobie zupy z proszku. Na szcz[cie polubiBam zupki wiet- namskie z makaronem, majce orientalne nazwy i zupeBnie podob- n konsystencj: nieodmiennie jest tam makaron poskrcany ze zBo[ci, |e traktuje si go tylko wrztkiem i maleDkimi torebeczka- mi, w których jest odrobina przypraw i pikantnej oliwy. S to zupki awaryjne, bo korzystam z nich wtedy, gdy chc mie w [rodku co[ ciepBego, a nie mam czasu ani ochoty, by naprawd co[ gotowa. Dzisiaj nie mam. *** Wracam do D|ord|a z fili|ank herbaty yunan. ZrobiBam, co trzeba z domowych prac, i mam teraz do wyboru: albo zaj si od- rabianiem lekcji, albo pogada z komputerowym D|ord|em. Wy- bieram to drugie, bo wol siedzie nad ksi|kami, gdy wróci matka. Dzisiaj mog sobie pozwoli na robienie wszystkiego wolniej, bo ju- tro nie musz rano pdzi do szkoBy. Narodowe Zwito Niepodle- gBo[ci daje mi ten przywilej, co w sumie z sobot i niedziel stanowi trzy dni wolne od typowych obowizków. Dni, które musz ju| dzi- siaj zaplanowa, aby nie siedzie tylko w domu, co grozi mo|e nie- spodziewanym spiciem, a wiadomo, |e za tym nie przepadam. Matka wróci koBo 17. Przede mn wic dwie godziny przy klawiatu- rze, po których powinnam rozBo|y szkolne ksi|ki. Niekoniecznie 41/168 jednak do nich zajrze. Na 18 id pouczy dzieci angielskiego. W ten sposób idealnie si z matk rozminiemy. I o to chodzi. *** Wracam do spotkania z Aukaszem. Nie o to mi chodzi, by prze|y je raz jeszcze, nie o to, by sobie przypomnie w szczegó- Bach, bo przecie| pamitam a| za dobrze. Raczej o to, by poukBada, zapisa, a potem przeczyta. I jeszcze spojrze na zapisane sBowa jak na obc histori. *** ByBam wtedy lekka, radosna i wyzwolona od wszelkich napi. WróciBam dzieD wcze[niej z piknych wakacji, które byBy jak nigdy dBugie i udane. A najwa|niejsze, |e w caBo[ci bez matki. Wyjecha- Bam pod koniec czerwca do stryja (to brat ojca, a mój chrzestny oj- ciec, mieszkajcy w Drezdenku). Stryj mnie lubi, a ja go uwielbiam. Pod koniec pobytu u niego czuBam, |e i temperatura jego uczu wzrosBa. Stryj jest wBa[cicielem kilku tartaków w okolicznych la- sach. Mówi, |e podtrzymuje dawne rodowe tradycje, cho ich wcale nie pamita i nie hoBubi. Dziadek, którego znam tylko z opowie[ci, byBby z niego dumny, bo stryj rozwinB biznes, nie wyrzekajc si wBasnych zabu|aDskich (czyli zza Buga) korzeni. Z mojego ojca dziadek te| byB dumny, cho ojciec, jako in|ynier górnik, budowaB now rzeczywisto[, któr dziadkowie przyjli z konieczno[ci, a mniej z wyboru. Ale to dBuga historia, do której mo|e troch jeszcze wróc. Potem. Na razie o wakacjach u stryja. ByBy pikne, a najwa|niejsze, |e beztroskie. Stryj jest szcz- [ciarzem. Nie do[, |e ma du|o forsy, to jeszcze lasów wokóB pod dostatkiem, [wietny dom w Drezdenku i dacz w Augach nad jezio- 42/168 rem. No i jeszcze du|o mBodsz od siebie |on. Stryjenka Basia prowadzi ksigarni w ryneczku. Zwietn, rewelacyjn, wspaniaB. ZgBupiaBam dla tej ksigarni i dla Basi, do której mówi po imieniu i bardzo mi z tym dobrze. Do stryja zwracam si oficjalnie i te| mi z tym dobrze. Stryjostwo nie maj dzieci. My[l, |e nie mog ich mie z tylko im znanych powodów. Nie jest to jednak ich najwik- szym zmartwieniem. {yj zwyczajnie i rado[nie. Ka|dy w swoich sprawach i codziennie równie| we wspólnych. Lubi si bardzo. To wida. I to dla mnie byBo wa|niejsze ni| ich miBo[, o której trudno byBoby mi mówi. Ale to, czy si kto[ lubi, czy nie  wida najwy- razniej. UparBam si, by w ksigarni Basi popracowa. Stryj si uparB, by mi zapewni leniuchowanie. Ale wytBumaczyBam im, a Basi do- kBadnie, |e chc, lubi& i w ogóle to bdzie cudowne, gdy bd mo- gBa zastpi w ksigarni dziewczyn, która wBa[nie dostaBa dwuty- godniowy urlop. WytBumaczyBam Basi, |e o niczym innym nie ma- rzyBam, |e chc pracowa i znam si na ksi|kach, a w dodatku po- trafi by miBa i traktowa klientów tak, jakbym przeszBa nie wia- domo jaki kurs marketingu. Najtrudniej byBo mi j przekona, |e bd równie| bardzo z tego powodu dumna i szcz[liwa. UdaBo si. MogBam pracowa, a wieczorami pBawi si ze stryjostwem w luk- susach, które, przyznaj, lubi w nadmiarze i wcale si tego nie wstydz. W sumie: byBo wspaniale. DostaBam prawdziw pensj, regulaminow + premi, tak|e regulaminow, nie liczc kieszonko- wego. Osobno od Basi i od stryja (w funtach, bo prosto od nich wy- je|d|aBam do Londynu). A w dodatku miaBam wszystko to, co na wakacjach: sBoDce, wod, lasy pachnce grzybami i |ywic. I jeszcze co[ wyjtkowo wakacyjnego. CzuBam, |e kto[ mnie kocha albo przynajmniej bardzo lubi. I chocia| wcale o tym nie mówili[my, to ja czuBam. ByBo mi dobrze, wic i ja byBam dobra. LubiBam siebie i 43/168 u[miechaBam si jak nigdy. Zauwa|yBam, |e mam co[, co nazywa si poczuciem humoru, i bardzo mnie to uradowaBo, bo my[laBam, |e jestem tylko  Magd Ponur Gb. {al mi byBo |egna si ze stryjostwem, ale przecie| czekaBy mnie inne atrakcje, od Londynu poczwszy, a na Cambridge i Oxfordzie skoDczywszy. Nie teraz jed- nak czas na opisywanie moich angielskich do[wiadczeD. Z Londynu pojechaBam jeszcze do mojej chrzestnej matki, mieszkajcej we Francji, niedaleko niemieckiej granicy, a konkret- nie w Wissembourgu na Place du Marché-aux-Choux. Moja matka chrzestna, Jeannette, jest kuzynk mojej matki, technikiem denty- stycznym z wyksztaBcenia i wykonywanego zawodu. UrodziBa si we Francji, wychowywaBa si w Polsce, a od dBugiego ju| czasu miesz- ka we Francji. Nigdy jednak nie wniknBam, dlaczego ten kraj wy- braBa. Jeannette jest wdow, jak moja matka. Ma 57 lat i dorosBe dzieci, ka|de na swoim, a w dodatku jedno w Polsce, a drugie w Niemczech. Jeannette pracuje, bo lubi i ma prac, w której jest ce- niona. To jej wystarcza, by si u[miecha, nigdy nie narzeka i cie- szy si ze wszystkiego, co przynosi ka|dy dzieD. A cieszy si po- trafi, szczególnie gdy inni o niej pamitaj, telefonuj lub przysyBa- j kartki. ByBo mi tam dobrze. WBa[ciwie dlaczego miaBoby by ina- czej? CzuBam si tak, jakby codziennie na mnie kto[ czekaB. Czy mo|na chcie wicej? *** Dosy tych rodzinnych opowie[ci. NapisaBam, by przekona siebie, |e jednak kto[ wie o moim istnieniu, kto[ mnie oczekuje i w dodatku to ja komu[ z rodziny umilam |ycie. Tak wBa[nie. Umilam tym, |e jestem. Musz na te sBowa spojrze, by si przekona, |e naprawd je napisaBam. MaBo 44/168 tego: by uwierzy, |e to, co napisaBam, jest prawdziwe. Taka wiara jest mi teraz bardzo potrzebna. *** Wracam do Aukasza. Do spotkania z Aukaszem, bo o spotka- niu miaBam pisa, a widz, |e odwlekam te wydarzenia, jak potra- fi. *** WróciBam wic z cudownych wakacji, cudownie usposobiona, otwarta, przekonana, |e ludzie |yj po to, by robi konkretne rze- czy, sobie pomaga, lubi si i by ze sob rozmawia. Matki nie by- Bo. SpdzaBa swoje wakacje pracowicie, na koloniach, wychowujc cudze dzieci w dyscyplinie i bez rado[ci. WiedziaBam, |e nikt mnie nie odbierze z autokaru i nikt nie bdzie na mnie czekaB. Nie byBo mi z tego powodu przykro. WróciBam do pustego domu. Rozsia- dBam si na balkonie, patrzc z niego na podwórka peBne dzieci bie- gajcych z patykami, je|d|cych na rowerkach i deskorolkach. Bal- konowe kwiaty uschBy z braku wody i przekwitBy ze staro[ci. Posta- nowiBam nazajutrz odwiedzi ogrodnika i zasadzi co[, co prze- trwaBoby wrzesieD oraz pazdziernik. Najpierw jednak zabraBam si za powakacyjne porzdki, co zreszt robiBam z ochot. PraBam swo- je ciuchy, rozwieszaBam na balkonowych sznurkach, majc pew- no[, |e w cigu nocy wszystko zd|y wyschn. Rano obudziBam si w dobrym humorze. PobiegBam do ogrodnika i kupiBam co[ czerwonego i chabrowego. PosadziBam. Zaja[niaBo i wypikniaBo. UmyBam okna, aby dobrze widzie kwiaty. A po poBudniu pojecha- Bam do centrum miasta, by zobaczy, co w kinach. KupiBam bilet na  Raw Blues Festival na 17 wrze[nia za 145 tysicy zBotych. 45/168 Koncert na MaBej Scenie miaB rozpocz si o godzinie 10.00, a na Du|ej Scenie o godzinie 15.00. Na razie nie my[laBam, o której tam dojad. Czasu miaBam wiele. Cigle trwaB upalny sierpieD. Po- BaziBam troch po ksigarniach, po sklepach z ciuchami, w których za |adnym nie zatskniBam. PrzywiozBam ich troch od Basi z Drez- denka i od Jeannette z Francji. Szkoda forsy na zbytki. ChciaBam do kina, wic skrciBam w zatBoczon ulic 3 Maja, by zobaczy, co w Zwiatowidzie. Nie zobaczyBam, bo nagle przede mn wyrósB opa- lony Aukasz.  Do you how how?  powiedziaB, próbujc angielskiego hu- moru.  I m fine, thank you  powiedziaBam, a oczy musiaBy mi bByszcze i [mia si& a Aukasz zBapaB mnie za rk wesoBo i powie- dziaB, |e idziemy na lody i on mnie zaprasza, wic poszli[my do Mi- sia, a potem do Aukasza, do domu, do jego pokoju. U niego te| byBo pusto. SkrzydBa nam rosBy ju| przy lodach i dziwili[my si sobie, |e do tej pory nam te lody nie przyszBy do gBowy, chocia| przecie| wi- dywali[my si w szkole czsto. Moje wakacje cigle trwaBy. A mo|e dopiero teraz si naprawd zaczBy. W czasie lipcowo-sierpniowych dni, które byBy, nie spotkaBam nikogo, za kim bym poszBa, jak za 46/168 Aukaszem. Bez zastanowienia, po omacku, na palcach, jak cieD fru- wajcy, jak duch lekki niby piórko ptasie. PoszBam. *** PróbowaB mnie pocaBowa ju| w samochodzie. Nie pozwoli- Bam, bo jestem zdyscyplinowanym kierowc, a poza tym sceny z amerykaDskich filmów nijak nie pasuj do naszych maBych fiatów. Dojechali[my w cigu 15 minut. Ulica Ko[ciuszki byBa pusta o tej porze lata i dnia. Potem skrciBam w prawo, w KBodnick i jeszcze jak[ maB boczn, gdzie staB pikny dom Aukasza. Opu[ciBam go dopiero w poBudnie dnia nastpnego. *** Niestety, musz koDczy t opowie[. WróciBa moja matka, troch wcze[niej, ni| powinna. Mówi, |e zmczona, na pewno zaraz si poBo|y, a ja wyjd na lekcje z dzieciakami. Przedtem jednak za- planuj jutro i pojutrze. A wic planuj, ale niezbyt dokBadnie: 11 listopada  pitek  Zwito NiepodlegBo[ci " Rano, gdy si obudz, a bdzie to jak zwykle o siódmej, nie póz- niej, a wsta nie bd mogBa do dziewitej ze wzgldu na mat- k (ju| o tym pisaBam)  z okazji [wita tudzie| zbli|ajcej si matury  powtarzam Polsk PiBsudskiego i wszystko, co si z tym wi|e; " od 9.00 do 9.30 (ju| bd mogBa)  wyBa| z Bó|ka, wskakuj w sportowe ubranko i biegam; 47/168 " od 9.30 do 14.30  siedz koBkiem przy biurku i robi wszystko, co trzeba pisa do szkoBy; " od 15.00 do 15.30  jak zawsze  jem obiad z matk (mo|e bdzie Bagodnie); " od 16.00 do 18.00  siedz przy D|ord|u i pisz w pliku Mag- da.doc; tym razem ju| musz skupi si na Aukaszu; plik ma ju| 47 113 znaków; 29 stron i jestem w 3 wierszu na tej stro- nie; OK; " od 18.00 do 20.00  wychodz z domu, nie wiem dokd, naj- prawdopodobniej do minikawiarenki pt. Ewa na naszym osie- dlu, a wBa[ciwie tu| przed nim, na ulicy Jaworowej, w domku jednorodzinnym; knajpka jest tak okropna, tak okropna, |e jak w niej jestem i pij piwo EB, to zaraz mi lepiej, bo mój dom, jaki jest, taki jest, ale sto razy lepiej wyglda i caBe szcz- [cie, |e to w nim spdzam wikszo[ czasu i w szkole, a nie w tej knajpce; ale to jedyne miejsce na osiedlu, gdzie przychodz mBodzi ludzie, sBuchaj Liroya i wszystkiego, czego nie lubi, ale te| sBucham, aby si integrowa, a przynajmniej próbowa to robi, sobie samej wmawiajc, |e jestem jedn z tego wBa- [nie pokolenia i |e nie jestem zapózniona w rozwoju kulturo- wym, mBodzie|owym itp., itd. i gówno mnie to obchodzi, ale z kim w koDcu mam by, jak nie z nimi; oni przynajmniej si do mnie nie wpieprzaj, jak czytam, to czytam, jak pij piwo, to pij, robi swoje i mog byle dupkowi powiedzie  spBywaj, byle z u[miechem, a on zrozumie, jakie to proste, on zrozumie i nie powie, |e brak mi ogBady towarzyskiej, dobrego wycho- wania, |e nie znam zasad i |e w lesie byBam chowana; jakie to 48/168 proste, spBywaj& i jestem sama z ksi|k, gazet lub bez niej, a jednak w grupie, jednak mam towarzystwo, którego pragn, nie mog przecie| udawa, |e go nie pragn, skoro pragn; i niewa|ne, |e to nie jest towarzystwo, w którym bym chtnie przebywaBa, ale skoro si nie ma tego, co si lubi, to si lubi to, co si ma, jak mówi Jeannette i ma racj; " no, dobrze, wic spdz ten czas w Ewie, mo|e nawet dBu|ej, ni| zaplanowaBam, mo|e nawet do 21.00; niech moja matka wie, |e mam towarzystwo, |e nie jestem tak wyobcowana, jakby ona sobie tego |yczyBa i jak ona jest; a potem zobacz z ni ja- ki[ film w TV lub co[ innego, w ramach integracji rodzinnej i dobrossiedzkich stosunków, o które trzeba dba, by si nie zepsuBy, bo po co kBopot, mam inne, mam inne i niech je dia- bli& Najwy|szy czas wychodzi na lekcje. Dwa nastpne dni zaplanuj jutro. Nic na to nie poradz, |e nie zd|yBam, pisz szybko, a jednak& 49 226 znaków si zrobiBo, wic koniec, bo spózni si nie mog. Nie drukuj dzisiaj. Tylko  zachowaj, D|ord|u, zachowaj, wróc do Ciebie jutro, pa, kochany, do zo- baczenia, do jutra. 11 LISTOPADA 1994 ROKU  PITEK W porzdku. DzieD przebiega zgodnie z planem, |adnych mi- Bych lub niemiBych niespodzianek. Tak mo|e by. Czuj si bez- pieczniej, jakby wszystko ode mnie mogBo znów zale|e. Albo  pra- wie wszystko . Podejrzewam, |e szkopuB tkwi w sBowie   prawie . Nie bd si rozwodzi. 49/168 Jest godzina 16.10. Siedz z D|ord|em. Przy D|ord|u. Obok D|ord|a. I czuj, |e lubi go coraz bardziej. {eby on jeszcze miaB oczy zamiast ekranu. Nie [miem marzy o rkach. Zreszt, ja ju| o niczym nie marz. Zwiat si dla mnie zatrzymaB tamtego dnia, a wszystkie nastpne tylko sobie pByn, a ja pByn razem z nimi i pa- trz, co ka|dy mi przynosi i dokd bd mogBa kontrolowa to, co si dzieje wokóB, nie liczc tego, co we mnie. Aukasz. Nie rozmawiaBam z nim tak naprawd od czasu ostat- niej, to znaczy jeszcze wrze[niowej rozmowy i od chwili naszego rozstania. Nie licz przecie| tych urywanych zdaD i spojrzeD na szkolnym korytarzu. I musz znalez odwag do tej rozmowy. Za kilka dni. Nie wcze[niej. *** A w sierpniu caBowaB mnie, gdy tylko zamknB drzwi. CaBowaB mnie najpikniej. To znaczy: czuBam, |e nie mo|e by jeszcze pik- niej. Wprawdzie do tej pory caBowaBam si tylko z Jackiem, ale tymczasem minBy prawie cztery lata, do[wiadczeD wic nie mia- Bam zbyt wielu. Ale te| i moje potrzeby w tym wzgldzie byBy pra- wie |adne. Mo|e dlatego, |e nie spotkaBam nikogo, z kim chciaBa- bym si caBowa. A z Aukaszem w ogóle si nie zastanawiaBam, czy chc, czy mog, bo przecie| o niczym innym nie marzyBam od póB roku i przerabiaBam te pocaBunki na sto filmowych sposobów, o wielu porach dnia i nocy, we [nie, w my[lach ulotnych i skrytych najgBbiej.  Aukasz  szepnBam, bo chyba chciaBam co[ powiedzie, ale nie zd|yBam. Wszystko staBo si szybciej ni| w filmie i ni| w nowoczesnym romansie. Aukasz wziB mnie za rk i przeskakujc po dwa stop- 50/168 nie, zaprowadziB na gór, do swojego pokoju. ZrzuciB ze mnie krót- k i zwiewn sukienk. Cigle mnie caBujc, zdjB moje minimajtki i tak nagusieDk poBo|yB na swoim szerokim Bó|ku. W tempie abso- lutnie dzikim zdejmowaB swoje ubranie i taki mocny, du|y, opalo- ny, najwspanialszy le|aB obok mnie i dotykaB wszystkich moich miejsc, których nikt przedtem i nigdy nie widziaB. I nie dotykaB. *** Nie wiem, jak dBugo trwaBy nasze przytulania bez sBów, nie li- czc gBo[nych oddechów i moich szeptów, które nic nie znaczyBy poza zachwytem. Po prostu nie wiem. Aukasz kilkoma zdecydowa- nymi ruchami wszedB w moje ciaBo. Nie krzyknBam. WbiBam tylko zby we wBasn rk, zostawiajc na niej gBboki [lad, który trwaB potem dosy dBugo i w ró|nych kolorach. Aukasz nie ukrywaB swo- ich reakcji i widziaBam, |e prze|ywa co[ wicej, ni| jest to w stanie okre[li jaki[ fachowy termin. A potem nie odwróciB si ode mnie, tylko le|aB dBugo, przygniatajc mnie swoim sBonecznym ciaBem, a ja nie wiem, czy w ogóle o czym[ my[laBam. CzuBam tylko zapach mandarynek, wydzielaB si z naszych ciaB, a mo|e z któw tego do- mu.  Mandarynki& czujesz?  tak na pewno powiedziaBam.  Czuj tylko ciebie, a ty nie jeste[ mandarynk, tylko Magd, pachnc jak&  & jak wrzosy w sierpniu  dodaBam.  Nie jak wrzosy, tylko jak Bka w czerwcu& chocia| dobrze, niech bdzie jak wrzosy, bo zawsze chciaBem na le[nych wrzosach kocha tak jak ty, dziewczyn. Le|eli[my jeszcze dBugo bez sBów.  Chodz pod prysznic  powiedziaB Aukasz. 51/168 WstaBam. Prze[cieradBo byBo zakrwawione. Du|a jasna plama widniaBa na samym jego [rodku.  Magda, nie wiedziaBem, |e to byB twój pierwszy raz  powie- dziaB Aukasz, nie ukrywajc swojego zdziwienia i zaskoczenia.  Magda, Magda&  powtarzaB.  Nie mogBo by inaczej, bo ja przedtem nikogo nie kochaBam.  Ja mówi o seksie  tBumaczyB si Aukasz i wygldaB teraz nie[miaBo, jakby rozmawiaB na ten temat po raz pierwszy.  A ja mówi o miBo[ci  dodaBam w sposób tak pewny, jak- bym o tym mówiBa codziennie.  To znaczy, |e ty mnie&  Tak wBa[nie i to od dawna. StaBam przed nim naga i nie wstydziBam si tego. PatrzyB na mnie spokojnie i wydawaBo mi si, |e czule.  Chodz pod prysznic  powtórzyB. Aukasz polewaB mnie ciepB wod. Potem ja zrobiBam to samo. Cigle krwawiBam.  Musz co[ z tym zrobi  powiedziaBam pytajco.  Poszukam jakich[ podpasek, powinny by w szafce mamy. PrzyniósB mi je po chwili. Tak|e majteczki oraz szlafrok. Chyba te| mamy.  Nie chc szlafroka, wolaBabym twoj koszul lub trykot. Aukasz wyszedB, by poszuka. PatrzyBam na siebie w lustrze. U[miechaBam si na ró|ne spo- soby, badaBam swoje ciaBo, zagldaBam w oczy w okularach i bez nich, jakbym nie wierzyBa, |e ja to ja. StaBo si przecie| to, o czym my[laBam wielekro i wyobra|aBam sobie w szczegóBach. Aran|owa- Bam wntrza, [wiatBa, napoje, sBowa. Wszystko na t wBa[nie okazj. WierzyBam, |e to bdzie z kim[, kogo kocham. Moja inicjacja miaBa 52/168 by jednak poprzedzona rozmowami, ustaleniami, wspóln decyzj podjt po tak zwanym chodzeniu z chBopcem. Najpierw miaBam si z nim spotyka tu i tam, caBowa, przechodzi kolejne etapy wtajemniczenia i blisko[ci. Nic z tego. StaBo si od pierwszego wejrzenia w [rodku miasta. Nawet mi do gBowy nie przyszBo, by powiedzie  nie. Albo: nie dzisiaj. Lub: nie teraz. Nie powiedziaBam, |e jestem dziewic. Nie ustaliBam, jakie [rodki antykoncepcyjne bdziemy stosowa. Moja teoretyczna wie- dza na ten temat jest taka, |e niejedn dojrzaB kobiet mogBabym ni zaszokowa. Potrafi wymieni ró|ne nazwy piguBek, globulek, ma[ci i wkBadek domacicznych, które s nie dla mnie, bo jeszcze nie rodziBam. StaBo si. StaBo si 24 sierpnia w czwartek. *** Aukasz przyniósB mi sok pomaraDczowy i koszul. PrzytuliB mnie. Wszystko mnie bolaBo, ale nie narzekaBam. ByBam bardzo osBa- biona. Siedzieli[my chwil w salonie, ale powiedziaBam, |e musz si poBo|y. Aukasz zaprowadziB mnie do swojego pokoju. ZmieniB prze[cieradBo. PoBo|yB si obok, ale po chwili poprosiBam go, by mnie zostawiB sam. *** ObudziBam si rano w Aukasza Bó|ku. WBo|yBam sukienk. Ro- zgldnBam si po mieszkaniu. Aukasz spaB w pokoju obok. Wy- 53/168 szBam wic po cichu, zatrzaskujc drzwi. WsiadBam w samochód i przyjechaBam do swojego domu. W wannie z pian le|aBam godzi- n, a mo|e wicej. Nie byBam w stanie nic wymy[li ani nic zje[. Dobrze, |e nikt mnie nie obserwowaB. Nic nie robiBam. Nic nie my- [laBam. SnuBam si z kta w kt. Nie byBam niezadowolona, nie- szcz[liwa, zawiedziona. Ale nie mogBam te| powiedzie, bym sza- laBa z rado[ci i z tego, |e byBam najbli|ej z chBopcem, o którym [ni- Bam od dawna. Dopiero wieczorem zrozumiaBam, |e czekaBam. Na znak od Aukasza czekaBam. Ale nie byBo go przez caBy dzieD. *** Dobrze. Koniec na dzisiaj. Jest godzina 18.35. Wychodz z do- mu. Id do Ewy. ZasBu|yBam na tak zwan rozrywk. {adnych Bez. Jestem twarda. Nie czas |aBowa ró|, gdy pBon lasy. *** Nic ju| dzisiaj nie planuj. Jutro dopiero, gdy wstan. Mog sobie przecie| pozwoli na taki luz. Czasami. Zachowaj, D|ord|u. Zachowujesz aktywny dokument: 56 399 znaków, 34 strony. Dru- kowa? OK, na drukarce Epson Stylus 800 ESC/P2 na LPT 1. Ilo[ kopii? Jedn oczywi[cie. Na co mi wicej. I jeszcze dyskietka. Prze- gra. Ale to ju| w Nortonie. 12 LISTOPADA  SOBOTA 54/168 Jak dobrze. Matka wychodzi za chwil do swojej wieczorowej szkoBy. Ja na spacer lub poranny bieg. W ka|dym razie kilka godzin tylko dla siebie. Bd pisaBa. I ustal, co robi dzisiaj. Te| musz gdzie[ wyj[. Wczorajszy pobyt w Ewie dobrze mi zrobiB. Troch za du|o tam dymu, ale nie mog si przecie| doprowadzi do rozpaczy wspominaniem tego, co byBo i roztkliwianiem si nad tym, co jest. Mam racj, D|ord|? No, D|ord|? *** SBabo mi. WyszBam do Bazienki, by przemy twarz w zimnej wodzie, i zobaczyBam swoj przezroczysto[. Jakbym miaBa rozpBy- n si w lustrze, wodzie i [wietle. SchowaBam gBow w kolanach. Nie pomogBo. Chyba zrezygnuj z biegu. Mo|e tylko spacer, ale naj- pierw zjem pBatki kukurydziane z mlekiem. Nie, nic nie zjem, poBo- | si jeszcze. Poczekaj, D|ord|. Nie zamykam tego pliku ani Cie- bie. Pomrucz troch i wBcz za chwil ten gwiezdzisty wygaszacz ekranu. Tylko chwil, D|ord|. No, co? Nigdy Ci nie byBo sBabo? Nigdy Ci w gBowie zajczki nie burmistrzowaBy? To si zdarza, za- pewniam Ci, nawet w najlepszej rodzinie. *** No to sobie rozmemBaBam dzieD nastpn godzin w Bó|ku& Powinnam zostawia luzy czasowe. Bezczelnie te luzy czasowe pla- nowa. Ja chyba zwariowaBam z tym planowaniem! Przecie| na dzisiaj jeszcze nic nie zaplanowaBam, wic mog si umówi z sob, |e wBa[nie zaplanowaBam godzinne leniuchowanie w Bó|ku i poran- n sBabo[. Umawiam si, |e tak wBa[nie byBo. A teraz powolna mo- bilizacja do dnia zwanego sobot. 55/168 A dzisiaj jeszcze: " 10.30  11.30  spacer; wBa[nie spadB pierwszy [nieg, nie za du|o, tak w sam raz; wszdzie jest bielutko; troch mrozu, 2-3 stop- nie, te| w sam raz; wkBadam cieplejsze spodnie, skafander, czapk w stylu  hejukum-kejkum  Olo, ratuj i miciutki szal; opatul si nim dokBadnie; " 11.30  12.00  kpiel w le[nej pianie; nie! w poziomkowej pia- nie; wicej lata; ale wBa[ciwie, po co mi wspomnienia?; musz by; opowiem, co byBo, i zaczynam |y ju| tylko dzisiaj; " 12.00  14.00  opowiadam D|ord|owi i sobie; " 14.00  15.30  OK, niech bd luzy czasowe; musz zje[ obiad z matk, a mo|e tak|e zamieni kilka zdaD o dzisiejszej pogo- dzie; porównamy do[wiadczenia: ja ze spaceru, a ona z drogi do pracy i z pracy; " 15.30  17.30  ucz si jeszcze historii, przegldam gazety z ostatniego tygodnia pod ktem wydarzeD politycznych w Pol- sce; niestety, musz, cho nic mnie to nie obchodzi; nie czuj si powoBana do polityki ani do zbawiania [wiata, ani do rato- wania ojczyzny; pono mój dziadek j ratowaB, mo|e wic od- robiB patriotyczny obowizek w naszej rodzinie i za mnie; je|e- li natomiast wybior histori do matury, to musz wiedzie; ale nie wiem jeszcze, czy nie wybior biologii  facet z bioli wydaje mi si sensowniejszy od tego z historii; ale studia& có| ja tak dzisiaj bredz?; jeszcze do matury daleko i nie wiadomo, 56/168 co si zdarzy mo|e; gówno si zdarzy mo|e!; no, dobra, bez tych ekstrawagancji semantycznych; " 17.30  18.00  five o clock; te| mi five! " 18.00  21.00  szaleDstwo! Czytam tylko dla wBasnej przyjemno- [ci; jeszcze nie wiem co; nigdzie nie wychodz; mam sBabowity dzieD, musz to potwierdzi; jutro id na badanie krwi; nie, jutro jest niedziela!; a wic dopiero w poniedziaBek; niech b- dzie poniedziaBek; mo|e wtedy si czego[ dowiem i uwierz jak ten Tomasz niewierny; niewierny, bo nie wierzyB, czy niewier- ny, bo zdradziB?; sprawdzi. *** Lepiej mi. Mog pisa dalej. Na spacerze byBo biaBo i spokojnie. Nie spotkaBam nikogo zna- jomego, a wic nikt mnie nie wyprowadziB z równowagi. Coraz cz- [ciej my[l, |e ludzie s po to, aby mnie denerwowa lub rani. Dlatego si uodparniam na nich, na wszystkie ewentualne sytuacje i sBowa. Próbuj znalez swoje barwy ochronne. OtworzyBam dziennik matki na datach 11 i 12 listopada 1968 roku. PrzegldaBam. Matka opisuje dzieje wakacyjnej korespon- dencji, która j nudzi, ale nie rezygnuje z niej, bo nie chce by po- sdzona o egoizm. Nie rozumiem. Dlaczego egoizm? Po co podtrzy- mywa nic nie znaczc korespondencj? Czy tylko po to, by jakie- mu[ Zdzi[kowi nie robi przykro[ci? Po[wica si? A je|eli Zdzi- siek odkryje to po[wicanie, a godno[ci nie jest pozbawiony, to b- dzie mu dopiero podle. Moja matka nigdy w |yciu nie przyznaBaby 57/168 si do tego, |e woli co[ zrobi dla siebie ni| dla innych. Na pewno tak j wychowywano i urabiano od maleDko[ci. Morda w kubeB i czyni wszystko dla dobra idei, a jak nie dla idei, to dla ojczyzny, która te| mo|e by ide, a jak nie dla niej, to dla spoBeczeDstwa al- bo zwyczajnie po[wica si, bo[ baba i taka twoja psia rola i po- winno[. Plony jej |ycia dla innych ja zbieram od kilku lat. Mo|e zbieram od jeszcze dawniej, ale sobie przedtem pewnych spraw nie u[wiadamiaBam. Moja matka nie |yBa dla siebie, a wic mnie w so- bie nie polubiBa ani nie pokochaBa. My[l nie tylko o okresie pBodo- wym, gdy mnie dosBownie w sobie nosiBa, ale tak|e o nastpnych latach, gdy |yBam obok niej, cho przecie| musiaBam tak|e i w jej my[lach. Moja matka na pewno po[wicaBa si dla ojca i dla maB- |eDstwa jako spoBecznej komórki. Dziecko, czyli ja, owoc maB|eD- stwa, byBo konieczno[ci, dla której zabrakBo jej siB, a przede wszystkim miBo[ci. Tu jednak odzywaj si moje |ale, wic dajmy im spokój, D|ord|. *** 11 listopada moja matka zapisuje: V Zjazd Partii  pierwszy dzieD obrad, 4-godzinna nuda w szkole. Dlaczego nuda? Czy|by musieli transmisj z tego Zjazdu ogl- da w TV? UczyBam si o V Zjezdzie na historii. Pod koniec zapisków w tym dniu  dBuga inwokacja do Dzien- nika: 58/168 Dzienniku przygód, wra|eD, pBaczów, [miechów, narzekaD, trosk, rado[ci. I czegó| jeszcze? Jeste[ wszystkim& [To prawie jak D|ord| dla mnie! Ale ja oprócz D|ord|a mam siebie. I nie tylko.] *** Egzaltowane wyznanie. Ja bym tak nie napisaBa. I widz, |e gdybym miaBa tylko takie problemy, jak matka w moim wieku, to nie miaBabym ich wcale. Jedno (czuj) miaBy[my wspólne: t piekieln samotno[. I niewa|ne, |e moja upBywa w luksusowych warunkach w porówna- niu z warunkami, w jakich |yBa matka. Mo|e tym bardziej jest bole- sna. Nie chc teraz porównywa. Wracam do Aukasza, do opowie- [ci o nim. *** Aukasz. Aukasz, który byB. Jak Wojaczek, który byB. CzytaBam t ksi|k. NapisaB j poeta i dziennikarz, pracujcy w katowickim radiu. Czasami sBucham jego audycji. Ksi|k przeczytaBam jednym tchem, bo byBy w niej dwie pasje: pasja [mierci Wojaczka i pasja zrozumienia tego poety przez kogo[, kto tylko mo|e depta po jego [ladach i czyta wiersze, które pozostawiB, a domy[la si tych, ja- kie zabiB. Aukasz byB oczywi[cie inaczej. Nie potrafi nazwa jednym sBowem, zdaniem. Dlatego pisz, ale jak na razie maBo w moim pi- saniu pasji, wicej dyscypliny, racjonalnego poukBadania. To do- brze. Emocje ju| byBy i teraz musz sobie z nimi radzi. *** 59/168 Aukasz nie zatelefonowaB nastpnego dnia. Na darmo czeka- Bam jak gBupia. W sobot wykrzesaBam z siebie tyle odwagi, by pod- nie[ sBuchawk i wykrci jego numer. OdezwaB si telefoniczny sekretarz i gBosem Aukasza poinformowaB, by zostawi wiadomo[. ZostawiBam. Bardzo staraBam si brzmie zwyczajnie, bez smutku w gBosie. Aukasz oddzwoniB w niedziel (to byBo 27 sierpnia) póz- nym popoBudniem. Po prostu wyjechaB do kumpla w góry. Jako[ nie pomy[laB, by mi zaproponowa wspólny wyjazd, zreszt, to miaBo by takie mskie spotkanie, grillowanie i popijanie. Ale ju| jest i czeka na mnie. PowiedziaBam, |e mo|e on do mnie.  Dlacze- go?  zapytaB.  Nie byBo ci chyba zle w moim Bó|ku  powiedziaB tak zalotnie, |e zapragnBam by u Aukasza natychmiast.  Przyje|- d|am  powiedziaBam, odkBadajc sBuchawk i od razu rzucajc si na szaf z ciuchami.  W co si ubra, w co si ubra  szukaBam, nie znajdujc nic wBa[ciwego. Do tej pory nosiBam tylko sportowe ubrania. Spodni miaBam do wyboru i koloru. Sukienek prawie wca- le, a czuBam, |e powinnam wBo|y co[ wakacyjnego. ZdecydowaBam si na sukienk otrzyman w prezencie od Jeannette: dBug, zwiewn, na ramiczkach, z jakiej[ indyjskiej baweBny, nie widzia- Bam takiej u nikogo, cho i u nas India shopów peBno. ByB upaB. Ci- gle cudowny, sierpniowy upaB. *** Za póB godziny byBam u Aukasza. CzekaB. PomógB mi wprowa- dzi samochód na podwórze i zaparkowa we wBa[ciwym miejscu. Nie ukrywaB podekscytowania.  Zwietnie wygldasz, Magda  powiedziaB.  Chyba byBem [lepy, |e na tych szkolnych korytarzach nie widziaBem twoich nóg i 60/168 ramion, i jasnych wBosów&  Ju| mnie caBowaB.  Dobrze si czu- jesz?  zapytaB, zsuwajc ramiczka mojej sukni. SkinBam gBow nieprzytomnie. Nie miaBam ju| na sobie suk- ni. StaBam przed nim w delikatnych sandaBkach na maBej stopie nu- mer 23 i w czarnych majteczkach numer S. Aukasz patrzyB.  Tego mi potrzeba po dwóch dniach za pan brat z górami i Bo- nem tak zwanej przyrody  powiedziaB.  Aukasz  szepnBam  ale ja&  Nic nie mów  poprosiB i znów mnie caBowaB, prowadzc wprost do swojego Bó|ka. ByB czuBy i zdecydowany. ByB pewny swoich rk, sprawnego ciaBa, wdziku. Nie wstydziB si nago[ci, bo wiedziaB, |e jest pikny i wszystko, co teraz robi, wprowadzi mnie w osBupienie, jak piosen- ki, którymi si popisywaB w szkolnym przedstawieniu.  Aukasz  szepnBam znowu  boj si, bo ja nie mam |adne- go&  Nie bój si, bd uwa|aB, mam do[wiadczenie  próbowaB mnie uspokoi.  Rozpr| si, Magda, to naprawd mo|e by du|a przyjemno[, wez oddech i daj mi siebie. *** Nie musiaB prosi. Nie miaBam wprawdzie do[wiadczenia, ale poddaBam si jego czarom, a to wystarczyBo, by moje mi[nie si rozluzniBy, a potem zacisnBy w przekonaniu, |e Aukasz jest ze mn i |e go kocham, jak nikogo do tej pory. I |e nie mo|e sta si nic zBego, skoro jest tak dobrze. Nie powiedziaBam mu ju| o swoich uczuciach. MiaBam nadziej, |e bdzie ku temu okazja. 61/168 Zawsze miaBam skBonno[ci do bajkowego my[lenia, a w baj- kach przecie| nic zle si nie koDczyBo. Dobrych ludzi, a my takimi byli[my na pewno, musiaBa spotka nagroda. WBa[ciwie si nie znali[my. Podejrzewam, |e to ja wiedziaBam wicej o Aukaszu, o jego zainteresowaniach, o bardzo dobrych stopniach w szkole, a teraz tak|e o jego domu. Dziewczyny lubi opowiada o chBopcach. A o Aukaszu wszystkie gadaBy bez przerwy. ByBy zachwycone, gdy któr[ obdarowaB spojrzeniem. PokazywaB si co chwil z inn. Nie sByszaBam jednak, by miaB jak[ na staBe. Je|eli miaB, to nie byBa ni |adna z naszej szkoBy. Ju| by tego na pewno nie utrzymaBa w tajemnicy. Zreszt, nie wiem. MaBo przy- sBuchiwaBam si babskim rozmowom. ByBam kim[ spoza: klaso- wym kujonem z odrobin oryginalno[ci, co znaczyBo po prostu dzi- wactwa. Oto ja: najodwa|niejsza w dyskusjach lekcyjnych, mówi- ca najbieglej po angielsku, podró|ujca po Europie, a jednocze[nie pow[cigliwa w rozmowach na przerwach, daleka od towarzysko- imprezowego |ycia. Magda na imprezie? To niemo|liwe. Magda rozprawiajca o seksie? No, chyba |e na lekcji, powoBujc si na okre[lone ksi|ki, na pogldy znanych i nieznanych autorów. Po prostu: mniszka. A wiadomo, |e mniszka powinna by dziewic. Pod warunkiem, |e nie spotka Aukasza. Ale o tym nikt w sierpniu nie wiedziaB, bo nikt nas nie widziaB, a mnie do gBowy nie przyszBo, by po pierwszym spotkaniu z Aukaszem obdzwoni póB klasy, chwalc si swoj przygod i szcz[ciem. To byBo moje i nie chciaBam si z nikim dzieli. PodejrzewaBam, |e wikszo[ moich klasowych kole|anek miaBa ju| inicjacj za sob. MaBo tego: miaBy po kilku partnerów na imprezach, o których tak wiele si nasBucha- Bam. WstrzsaBo mn na wspomnienie tych przechwaBek, nieraz wulgarnych tak, |e nikt z dorosBych by nie podejrzewaB, jakie sBowa potrafi wypowiada skromne z wygldu dziewczyny. 62/168 A czy kto[ z dorosBych by podejrzewaB, |e kochaBam si z Auka- szem? I |e robiBam to bez |adnych ceregieli i do[wiadczeD? {e by- Bam caBa w jego rkach, byBam, bo chciaBam? Nie musiaB mnie pro- si, obiecywa chodzenia, deklarowa uczu. UprawiaBam z nim seks, jak bratki na swoim balkonie. A |e z miBo[ci to robiBam? Ko- go to w rezultacie obchodzi, czy byBy w tym uczucia, czy nie. Kogo mogBo obchodzi, |e nie wszyBam w naszym spotkaniu grzechu, tylko co[, co wydarzyBo si najwspanialej. Fakty istniaBy. Dla pa- trzcego z boku sytuacja mogBa wyglda banalnie. Dom pusty, ro- dziców nie ma, wic troch si zabawili, a pro[ciej bawi si ciaBem ni| rozmow. *** Koniec na dzisiaj. PrzedBu|yBam swój czas przy D|ord|u o póB godziny. Boli mnie kark. SiedziaBam skulona, skrcona jak para- graf, gdy pisaBam o Aukaszu. Matka ju| wróciBa. Krzta si po kuchni. Bdzie obiad. Prawie zawsze taki sam. Lubi te obiady. Czuj si wtedy jak w domu. Przynajmniej tyle domowego mam, co na talerzu. 63/168 13 LISTOPADA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 64/168 14 LISTOPADA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 65/168 15 LISTOPADA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 66/168 16 LISTOPADA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 67/168 17 LISTOPADA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 68/168 18 LISTOPADA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 69/168 19 LISTOPADA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 70/168 20 LISTOPADA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 71/168 21 LISTOPADA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 72/168 22 LISTOPADA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 73/168 23 LISTOPADA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 74/168 24 LISTOPADA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 75/168 25 LISTOPADA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 76/168 26 LISTOPADA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 77/168 27 LISTOPADA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 78/168 28 LISTOPADA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 79/168 29 LISTOPADA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 80/168 30 LISTOPADA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 81/168 1 GRUDNIA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 82/168 2 GRUDNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 83/168 3 GRUDNIA 1994 ROKU  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 84/168 4 GRUDNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 85/168 5 GRUDNIA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 86/168 6 GRUDNIA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 87/168 7 GRUDNIA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 88/168 8 GRUDNIA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 89/168 9 GRUDNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 90/168 12 GRUDNIA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 91/168 13 GRUDNIA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 92/168 14 GRUDNIA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 93/168 15 GRUDNIA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 94/168 16 GRUDNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 95/168 17 GRUDNIA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 96/168 18 GRUDNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 97/168 22 GRUDNIA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 98/168 23 GRUDNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 99/168 24 GRUDNIA  SOBOTA  WIGILIA BO{EGO NARODZENIA Kup ksi|k w peBnej wersji 100/168 26 GRUDNIA  PONIEDZIAAEK  BO{E NARODZENIE Kup ksi|k w peBnej wersji 101/168 29 GRUDNIA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 102/168 31 GRUDNIA  SOBOTA  SYLWESTER  NOWY ROK Kup ksi|k w peBnej wersji 103/168 1 STYCZNIA 1995 ROKU  NOWY ROK  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 104/168 4 STYCZNIA 1995 ROKU  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 105/168 6 STYCZNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 106/168 7 STYCZNIA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 107/168 8 STYCZNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 108/168 9 STYCZNIA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 109/168 14 STYCZNIA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 110/168 15 STYCZNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 111/168 17 STYCZNIA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 112/168 20 STYCZNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 113/168 21 STYCZNIA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 114/168 22 STYCZNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 115/168 23 STYCZNIA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 116/168 25 STYCZNIA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 117/168 26 STYCZNIA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 118/168 27 STYCZNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 119/168 29 STYCZNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 120/168 6 LUTEGO  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 121/168 9 LUTEGO  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 122/168 11 LUTEGO  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 123/168 12 LUTEGO  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 124/168 18 LUTEGO  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 125/168 23 LUTEGO  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 126/168 1 MARCA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 127/168 4 MARCA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 128/168 8 MARCA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 129/168 12 MARCA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 130/168 17 MARCA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 131/168 20 MARCA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 132/168 23 MARCA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 133/168 24 MARCA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 134/168 25 MARCA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 135/168 26 MARCA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 136/168 27 MARCA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 137/168 31 MARCA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 138/168 1 KWIETNIA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 139/168 2 KWIETNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 140/168 4 KWIETNIA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 141/168 6 KWIETNIA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 142/168 7 KWIETNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 143/168 8 KWIETNIA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 144/168 10 KWIETNIA  PONIEDZIAAEK Kup ksi|k w peBnej wersji 145/168 12 KWIETNIA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 146/168 13 KWIETNIA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 147/168 14 KWIETNIA  WIELKI PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 148/168 15 KWIETNIA  WIELKA SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 149/168 16 KWIETNIA  NIEDZIELA  WIELKANOC Kup ksi|k w peBnej wersji 150/168 17 KWIETNIA  PONIEDZIAAEK  WIELKANOC Kup ksi|k w peBnej wersji 151/168 18 KWIETNIA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 152/168 21 KWIETNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 153/168 22 KWIETNIA  SOBOTA Kup ksi|k w peBnej wersji 154/168 23 KWIETNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 155/168 25 KWIETNIA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 156/168 28 KWIETNIA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 157/168 30 KWIETNIA  NIEDZIELA Kup ksi|k w peBnej wersji 158/168 3 MAJA  ZRODA  ROCZNICA  KONSTYTUCJI 3 MAJA Kup ksi|k w peBnej wersji 159/168 5 MAJA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 160/168 9 MAJA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 161/168 12 MAJA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji 162/168 16 MAJA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 163/168 24 MAJA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 164/168 25 MAJA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 165/168 30 MAJA  WTOREK Kup ksi|k w peBnej wersji 166/168 31 MAJA  ZRODA Kup ksi|k w peBnej wersji 167/168 1 CZERWCA  CZWARTEK Kup ksi|k w peBnej wersji 168/168 2 CZERWCA  PITEK Kup ksi|k w peBnej wersji Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment peBnej wersji caBej publikacji. Aby przeczyta ten tytuB w peBnej wersji kliknij tutaj. Niniejsza publikacja mo|e by kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyBcznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo|na naby niniejszy tytuB w peBnej wersji. Zabronione s jakiekolwiek zmiany w zawarto[ci publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania si jej od-sprzeda|y, zgodnie z regulaminem serwisu. PeBna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym Nexto.pl.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dla dzieci Scooby Doo I Szaman Siedmiorog
Dla dzieci Scooby Doo Na Tropie Zaginionego Drwala Siedmiorog
dla dzieci 4
Dla dzieci
zioła dla dzieci
ćw oswajające z piłką lekcja dla dzieci
Dla dzieci Kosciuszko Wojownik Trzech Swiatow Czv Poczatek

więcej podobnych podstron