252 OD 8. DO 15. GRUDNIA 1914 R.
nistrant zadzwonił na podniesienie, rozległ się straszny huk w powietrzu, cały Wielki Ołtarz zachwiał się nad odprawiającym Mszę św. Kapłanem. Ludzi podrzuciło do góry w kościele. Był to granat z moździerza wielkiego kalibru. Uderzył on w stolarnię na naszym podwórcu i zabił tam dwóch kozaków i sześć ich koni. Odtąd granat po granacie padały w stronę klasztoru, hucząc przeokropnie.
W chwili, gdy O. Superior podawał mi Komunię św., piorunujący huk nowego wystrzału przeraził nas tak okropnie, że Ksiądz mimowolnie cofnął się z Najśw\ Hosfcyą' a ja nie byłam w stanie w tej chwili przyjąć Pana Jezusa. Po przyjęciu schroniłam się między grube mury, bo się zdawało, że cały klasztor na nas runie. Posadzka kamienna trzęsła się z klęczącymi, napawając strachem obecnych. Kanonada nie usta-wTała ani na chwilę, więc nie widząc innego ratunku, zebrałam lud przed Wielki Ołtarz na modlitwę, błagając wspólnie z nim miłosierdzia Bożego w tych okropnych godzinach. Nad głcf-wami nasze mi trzaskały kule przeraźliwie, sklepienie groziło zawaleniem, więc nie mogąc tam wytrzymać, przenieśliśmy się na modlitwę do kaplicy. W przewodniczeniu w modlitwie zmieniałam się z siostrą Służebniczką, kiedy ja zachrypłam — ona mnie wyręczała i odwrotnie.
Granaty na kościół.
Nie bez skutku były nasze błagania. Jak długo były podniesione ręce nasze, Pan Bóg cios powstrzymywał. Zaledwie bowiem w południe przestaliśmy się modlić, aby się cokolwiek posilić, o 12% wystrzeliła armata od strony północnej i olbrzymia kula uderzyła w zewmętrzną ,ścianę kościoła od cmentarza*. Huk nie do opisania rozległ się po całym klasztorze, zdawało się, że cały kościół runął. Na ten strach przeokropny pędzę do kościoła i... o grozo! co widzę! Cały kościół pełny kurzu, dymu i sw^ędu, że ani dychać, ani spojrzeć na krok przed siebie niepodobna było. Przytem wicher przeraźliwy i okropny przeciągał. Zdawało się, że głowę urwie. Wszystkie okna z futry-