96 Na własnem gospodarstwie.
wia się i robi niesamowite miny w kierunku zbliżającego się murzyna.
To nasz robotnik, Cinąuente (w tłumaczeniu „pięćdziesiątka”), który przed tygodniem miał nieostrożność narazić się małej małpce. A było to tak: Siki wdrapała się na źle położoną deskę i, wraz z nią, spadła na ziemię. Cinąuente, stojący w grupie innych murzynów przy maszynie, roześmiał się głośno z małpy. Przybiegła do niego, nawymyślała, podrapała mu nogi i do dnia dzisiejszego zapomnieć nie może tego głupiego śmiechu.
Rozpoczynamy mycie, ubieranie, golenie. Jose melduje, że śniadanie gotowe. Zasiadamy więc na prowizorycznej werandzie i oglądamy, czem pożywiać się dziś będziemy. Jest puszka sardynek, świeże bułeczki, masło i mleko z konserw, kakao i jajka.
— Jose — wołam — ile jajek tu położyłeś?
— Sześć, patron, — odpowiada.
— Siki, złodziejko podła! — krzyczę.
Z za rogu domu pokazuje się zdziwiona twarzyczka z niepokalanie niewinnym wyrazem oczu i pyszczkiem wysmarowanym na żółto.
Jest siódma. Fabryka rozpoczyna pracę, Praca murzyna kosztuje tanio, lecz jest znacznie mniej wydajna, niż praca białego. Wraz z kulturą europejską przywieziono murzynom wódkę i najróżnorodniejsze choroby, których dawniej w Afryce nie znano. Dziś wiele się zmieniło: wódki nie wolno sprzedawać murzynom, chorych leczą w szpitalach, lecz ślady „kultury” pozostały, i czarny jest zazwyczaj słaby, prędko się męczy i woli udawać, że pracuje, niż pracować rzeczywiście.