132 Nowe mieszkanie. Mój pierwszy krokodyl.
132 Nowe mieszkanie. Mój pierwszy krokodyl.
nimi, dając wskazówki i pilnując, by nie podziurawili skóry. Po przeszło dwu godzinach skóra rozstała się z ciałem krokodyla.
Spojrzałem na słońce. Było już po drugiej. Za późno na dalsze polowanie.
Możnaby pozostać na noc i rozpocząć polowanie
o świcie. Mówili murzyni, że przed wschodem słońca roi się tu od krokodyli, hipopotamów, wielkich czarnych małp i innego zwierza. Lecz spędzenie nocy bez snu, w ciągłej walce z miljonami komarów, nie uśmiechało mi się wcale.
Wydałem rozkaz powrotu.
Patron pozwolić zabierać kawałek mięso! Krokodyl być dużo, dużo dobra!
— Pozwolić!
Ruszyliśmy ku skałom. Dwóch „czarnych” dźwigało z trudem skórę, trzeci uginał się pod ciężarem „polędwic” i „szynek” krokodylich.
Stanęliśmy pod górą, gdy murzyn, niosący mięso, zrzucił swój ciężar na ziemię i podbiegł do mnie.
Małpy, co być czarne
rzekł cicho, wskazu
jąc na skały.
W oczach chłopca wyczytałem błaganie.
Strzelaj
rzekłem do niego.
Duże czarne małpy w popłochu wspinały się po
skałach.
Szybko ujął w lewą rękę łuk, przyłożył strzałę i naciągnął cięciwę.
— Spudłuje, chyba — pomyślałem.
W promieniach słońca stał nagi i piękny. Widać było każdy muskuł wyprężonego ciała, które błyszczało od potu jak lakierowane.