60 Na wysokim płaskowyżu.
radość, że widzimy waszą królewską mość w dobrem zdrowiu, składamy u stóp tronu wraz ze skromnemi darami gorące prośby o udzielenie nam pomocy.
Zakończywszy to piękne przemówienie, zbliżyłem się do „królowej” i złożyłem u jej bosych stóp wyjętą z kieszeni pomarańczę i dwa angielskie papierosy.
Po obliczu królowej przebiegł cień jakiś. Być może, że był to nawet uśmiech.
Siadajcie panowie,
wskazała na rozłożone
Zaraz przyprowadzę wam
na podłodze maty. ludzi.
Mówiła wcale poprawnie po portugalsku.
Zabrała pomarańcze i papierosy i majestatycznym krokiem wyszła z pałacu.
Położyliśmy się przy ogniu i zapaliliśmy papierosy. Po dobrym kwadransie weszła do szałasu wielka, czarna i brudna Świnia. Obejrzała nas uważnie, pogodnie chrząknęła i zaczęła wycierać swój zabłocony pysk o moje nowe spodnie.
krzyknąłem obu
Ach ty bydlę przydworne
rzony. Złapałem porzucone na ziemi królewskie berło i wypędziłem gościa z szałasu. Ale za chwilę wróciła z dwoma prosiakami. Nie chciało mi się ruszać z miejsca, więc dałem jej spokój. Z pewną dozą złośliwości przypatrywaliśmy się, jak Świnia i prosiaki dojadały resztki uczty królewskiej.
Minął dalszy kwadrans. Spokój i cisza, nawet Świnia i prosiaki zasnęły, ułożywszy się wygodnie.
Dopiero po trzech kwadransach oczekiwania zrozumieliśmy, że królowa nie powróci. Widocznie zdecydowała, że przemówienie było w złym tonie.