WITOLD BENEDYKTOWICZ
Gdybyśmy przeprowadzili ankietę, lub wywiady, by ustalić, co przeciętny, współczesny chrześcijanin myśli o zbawieniu, to otrzymalibyśmy taką zapewne odpowiedź: „Zbawienie — to moje nieskończone istnienie po śmierci w stanie błogości, na które muszę sobie ZASŁUŻYĆ przez przykładne pod względem MORALNYM I RELIGIJNYM życie doczesne. To, czy będę zbawiony, okaże się po śmierci.” Tak by nam powiedział człowiek z ulicy w tym mieście. Tak brzmiałaby odpowiedź katolika czy protestanta, z tym, że protestant podkreśliłby jeszcze rolę Zbawiciela oraz znaczenie miłosierdzia Bożego; metodysta zaś dodałby, nawiązując do dziedzictwa doktrynalnego swego Kościoła, że już teraz ma pewność zbawienia.
Owa „ankietowa” odpowiedź nie byłaby wprawdzie całkiem błędna, ale też nader niedoskonała i niepełna. Dla ludzi spoza Kościoła byłaby jednak mdła i nieprzekonywująca, a dla wielu wierzących zbyt mało mobilizująca. Czy tak rozumiane zbawienie mogłoby się stać najważniejszą sprawą osobistą?
Trzeba nam nowej (a może właśnie starej, biblijnej) artykulacji tej kwestii.
W Starym Testamencie jeśuah znaczy — pomoc, ratunek, zbawienie, szczęście, zwycięstwo, a czasownik jaśa znaczy dosłownie: być szerokim, przestrzennym. Ludzie doznają wybawienia od perturbacji (Psalm 34, 6; Iz. 33, 2; Jer. 14, 8; 30, 7), od nieprzyjaciół (2 Sam. 3, 18), przemocy (2 Sam. 22, 3), hańby (Ps. 57, 4), od śmierci (Psalm 6, 5) i grzechu (Ezech. 36, 29; Mat. 1, 21).
Konstytutywnym dla idei zbawienia wydarzeniem jest w Starym Testamencie exodus — wyjście z Egiptu, a raczej wybawienie Izraela z niewoli egipskiej. Minimalistyczne znaczenie pojęcia dotyczy wyratowania kogoś z aktualnego niebezpieczeństwa, szczególnie z klęski w bitwie. Stąd i zwycięscy dowódcy wojskowi oznaczani są mianem zbawców (Sędz. 3, 9, 15; Neh. 9, 27). Biblia Gdańska i Biblia Tysiąclecia nazywa ich „wybawicielami”. Lecz i w takich