Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
III.76)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga III - Drugi
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
76. W
DOMU JUDASZA Z KARIOTU
Napisane 10 lipca 1945. A, 5611-5621
Jezus właśnie podchodzi do stołu, w
pięknym domu Judasza, razem ze
wszystkimi Swoimi [uczniami]. Mówi do matki Judasza, która przybyła z
wiejskiego domu,
ażeby godnie przyjąć Nauczyciela:
«Nie, matko, także ty powinnaś
pozostać z nami. Tu jesteśmy jak
jedna rodzina. To nie jest chłodne przyjęcie, pełne powściągliwości,
złożone z
przypadkowych gości. Zabrałem ci syna i chcę, abyś Ty Mnie wzięła za
syna, tak jak i
Ja biorę ciebie za matkę, bo jesteś tego całkowicie godna. Czy to nie
prawda, że tak
poczujemy się wszyscy bardziej zadowoleni i mniej skrępowani?»
Apostołowie i dwie Marie przytakują
żarliwie. A matka Judasza, z
załzawionymi źrenicami, siada między synem i Nauczycielem, który ma
naprzeciw Siebie
Margcjama [siedzącego] między dwiema Mariami. Służąca przynosi
jedzenie. Jezus
ofiarowuje je i błogosławi, a potem rozdziela, bo po tym wszystkim
matka Judasza już
nie wstaje. Rozdziela, zawsze rozpoczynając od niej. To coraz bardziej
wzrusza niewiastę
i napawa dumą Judasza, a równocześnie wprawia go w zadumę.
Rozmowy dotyczą różnych tematów.
Jezus usiłuje zainteresować
matkę Judasza i [zachęcić ją] do rozmowy z dwiema uczennicami. Bardzo
użyteczny jest
w tym Margcjam, który oświadcza, że już bardzo kocha matkę Judasza,
“gdyż nazywa
się Maria, jak wszystkie dobre kobiety”.
«A tej, która czeka na nas, tam nad
jeziorem, nie będziesz kochał,
mały łobuzie?» – pyta Piotr z odrobiną powagi.
«O, bardzo, jeśli będzie dobra.»
«Tego możesz być pewien. To mówią
wszyscy i muszę to powiedzieć
także i ja, gdyż zawsze była łagodna wobec swojej matki i wobec mnie.
To jest
prawdziwym znakiem, że jest dobra. Ale nie nazywa się Maria, synu. Ma
dziwaczne imię.
Ojciec nadał jej takie od rzeczy, która mu przyniosła bogactwo. Nazywa
się Porfirea.
Purpura jest piękna i cenna. Moja małżonka nie jest ładna, ale jest
cenna z powodu
swojej dobroci. I kochałem ją bardzo, gdyż była tak spokojna, czysta,
cicha. Trzy
cnoty... ech!... nie łatwo je znaleźć! Spoglądałem na nią od jej
dzieciństwa.
Chodziłem do Kafarnaum z rybami i widywałem ją przy sieciach czy przy
źródle lub też
w ogrodzie przy domu, jak pracowała i milczała. Nie była rozproszonym
motylem, który
lata to tu, to tam, ani też nierozważną kurką, przewracającą oczyma na
każde
‘kukuryku’ koguta. Nigdy nie podnosiła głowy, nawet gdy słyszała głos
mężczyzny
i gdy ja, zakochany w jej dobroci i we wspaniałych warkoczach, jedynej
jej piękności, i także... tak, i również
pełen litości dla jej życia niewolnicy w rodzinie... Zwróciłem się do
niej z
pierwszymi ukłonami... Wtedy miała szesnaście lat... Odpowiedziała
tylko, spuszczając
jeszcze bardziej swój welon i jeszcze bardziej wycofując się do domu.
Ech! Upłynęło
wiele czasu, nim pojąłem, że nie bierze mnie za wilkołaka... i potem
posłałem
swata!... Ale nie żałuję tego. Mógłbym obejść całą ziemię, a drugiej
takiej bym
nie znalazł. Prawda, Nauczycielu, że jest dobra?»
«Bardzo dobra. I jestem pewien, że
Margcjam pokocha ją, chociaż nie
nazywa się Maria. Prawda, Margcjamie?»
«Tak. Nazywa się “mama”, a mamy są
dobre, jeśli kochają.»
Potem Judasz opowiada, co robił w
ciągu dnia. Dowiaduję się, że
poszedł powiadomić matkę o ich przybyciu. Następnie zaczął przemawiać
na polach
Kariotu, mając Andrzeja za towarzysza. Potem stwierdza:
«Jutro chciałbym, żebyście przyszli
wszyscy, jednak... Nie chcę
sam błyszczeć. Pójdziemy, o ile to możliwe, jeden Judejczyk z jednym
Galilejczykiem.
Ja z Janem na przykład, a Szymon – z Tomaszem. Gdyby mógł też iść drugi
Szymon
[Zelota]! Wy dwaj (pokazuje na synów Alfeusza) możecie iść razem.
Powiedziałem tym,
którzy jeszcze tego nie wiedzieli, że jesteście braćmi Nauczyciela. I
także wy dwaj
(pokazuje Filipa i Bartłomieja) możecie iść razem. Powiedziałem, że
Natanael jest
rabbim, który poszedł za Nauczycielem. To robi wrażenie... I...
pozostajecie jeszcze wy
troje. Ale gdy tylko przyjdzie Zelota, będzie można zrobić jeszcze
jedną dodatkową parę. A potem się wymienimy, bo
chcę, aby was wszyscy poznali...» Judasz, pełen werwy, [dodaje]:
«Mówiłem o
dekalogu, Nauczycielu, usiłując wyjaśnić szczególnie to, o czym wiem,
że się temu
uchybia w tej okolicy...»
«Nie możesz mieć ciężkiej ręki,
Judaszu. Proszę cię o to. Miej
zawsze przed oczyma, że więcej otrzymuje się przez łagodność niż przez
nieprzejednanie i że ty także jesteś człowiekiem. Dlatego badaj siebie
i zastanawiaj
się, jak jest łatwo także i tobie upaść i jak cię drażni upominanie
zbyt otwarte»
– mówi Jezus, podczas gdy matka Judasza schyla głowę, czerwieniąc się
na twarzy.
«Nie bój się, Nauczycielu. Usiłuję
naśladować Cię we wszystkim.
W okolicy, którą widzimy teraz przez te drzwi (jedzą przy otwartych
drzwiach i widać
piękny krajobraz z tego pokoju położonego nieco wyżej) jest jednak
pewien chory,
który chciałby doznać uzdrowienia. I nie można go było przynieść. Czy
mógłbyś
pójść ze mną?»
«Jutro, Judaszu. Jutro rano z
pewnością. I jeśli są inni chorzy,
powiedzcie Mi to lub przyprowadźcie Mi ich.»
«Chcesz naprawdę obdarować moją
ojczyznę, Nauczycielu?»
«Tak. Aby nie mówiono, że jestem
niesprawiedliwy wobec tych, którzy
Mi nie zrobili nic złego. Czynię dobro nawet złym! Dlaczego więc nie
uczynić tego
dobrym z Kariotu? Chcę zostawić niezatarte wspomnienie po Sobie...»
«Jak to? Nie powrócimy tu już
więcej?»
«Powrócimy tu jeszcze, ale...»
«Oto Matka, Matka z Szymonem!» – woła
piskliwie dziecko, które
widzi, jak Maryja i Szymon wchodzą po schodach prowadzących na taras,
na którym jest
izba. Wszyscy wstają i idą na spotkanie dwojga przychodzących. Hałas
okrzyków,
pozdrowień, poruszanych stołków... Nic jednak nie przeszkadza Maryi w
pozdrowieniu
najpierw Jezusa, a potem matki Judasza, która głęboko się pochyliła.
Maryja podnosi
ją i obejmuje, jakby była drogą przyjaciółką odnalezioną po czasie
nieobecności.
Wchodzą ponownie do izby i Maria, matka Judasza, nakazuje służącej
przynieść
jedzenie dla nowo przybyłych.
«Oto, Synu, pozdrowienie od Elizy» –
mówi Maryja i daje mały rulon Jezusowi, który otwiera go i czyta, a
następnie mówi:
«Wiedziałem o tym. Byłem tego pewien.
Dziękuję, Mamo. W Moim
imieniu i Elizy. Jesteś naprawdę ocaleniem dla chorych!»
«Ja? Ty, Synu, a nie Ja» [– zaprzecza
Maryja.]
«Ty. I jesteś Moją największą pomocą.»
Potem odwraca się do apostołów i do
uczennic, mówiąc:
«Eliza pisze: “Powróć, mój Pokoju.
Chcę Cię nie tylko kochać,
ale też Ci służyć”. I tak wyrwaliśmy z przygnębienia i smutku jedno
stworzenie i
zdobyliśmy uczennicę. Powrócimy tam, tak.»
«Ona chce poznać także uczennice –
[mówi Maryja] – Powraca do
siebie powoli, ale stale. Biedna! Ma jeszcze chwile pełnego lęku
zagubienia się.
Prawda, Szymonie? Któregoś dnia próbowała wyjść ze Mną, ale zobaczyła
przyjaciela
swojego Daniela... i natrudziliśmy się bardzo, aby ukoić jej płacz. Ale
Szymon jest
tak dzielny! I podsunął Mi myśl, żeby wezwać [na pomoc] Joannę, gdyż
[Eliza]
pragnie powrotu do świata, ale świat w Betsur zbyt przywodzi jej na
myśl wspomnienia.
Poszedł po nią. Powróciła po święcie do Beter, do swoich wspaniałych,
różanych
ogrodów w Judei. Szymon mówi, że wydawało mu się snem przemierzanie
tych wzgórz,
całych okrytych różami. Myślał, że przebywa w Raju. Przybyła
natychmiast.
Potrafiła zrozumieć matkę, która opłakuje synów! Eliza przywiązała się
do niej,
więc Ja [mogłam już] odejść. Joanna chce ją przekonać, by opuściła
Betsur i
udała się do jej pałacu. I osiągnie to, bo jest łagodna jak gołębica i
twarda jak
granit w swoich postanowieniach.»
«Pójdziemy z powrotem do Betsur, a
następnie się rozdzielimy. Wy,
uczennice, pozostaniecie z Elizą i Joanną przez jakiś czas. My
pójdziemy przez Judeę
i spotkamy się w Jerozolimie na Pięćdziesiątnicę...»
...[Teraz] Najświętsza Maryja i
Maria, matka Judasza, są razem. Nie
w domu w mieście, lecz na wsi. Są same. Apostołowie z Jezusem są na
zewnątrz,
uczennice z dzieckiem – we wspaniałym sadzie jabłoniowym. Słychać ich
głosy
połączone z odgłosami [pranej] bielizny, uderzanej w baliach. Być może
piorą, gdy
dziecko się bawi.
Matka Judasza siedzi w półmroku izby
obok Maryi.
Mówi do Niej:
«Te spokojne dni pozostaną we mnie
jak słodki sen. Zbyt krótkie!
Zbyt krótkie! Rozumiem, że nie mogę być egoistką i że to słuszne,
abyście poszli
do tej biednej niewiasty i do tylu innych nieszczęśliwych ludzi. Gdybym
potrafiła,
gdybym mogła zatrzymać czas lub pójść z wami!... Ale nie mogę. Nie mam
krewnych
oprócz mojego syna i muszę troszczyć się o posiadłość i dom...»
«Rozumiem... Było dla ciebie
cierpieniem rozstanie się z synem. My,
matki, chciałybyśmy zawsze być z dziećmi. Ale dajemy je dla powodu o
wiele
ważniejszego i nie tracimy ich. Nawet śmierć nie odbiera nam dzieci,
jeśli one i my
jesteśmy w łasce w oczach Bożych. A przecież mamy je jeszcze na ziemi,
nawet jeśli
wola Boża odrywa je od naszego łona, aby dać je światu dla jego dobra.
Możemy zawsze
dotrzeć do nich i nawet echo ich dzieł daje jakby pieszczotę sercu,
gdyż ich dzieła
są zapachem ich dusz.»
«Kim jest Twój Syn dla Ciebie,
Niewiasto?» – pyta łagodnie Maria, matka Judasza.
Matka Najświętsza odpowiada
zdecydowanie:
«Jest Moją radością.»
«Jest Twoją radością!!!...»
Matka Judasza wybucha płaczem. Tak
się pochyla, tak jest zgięta dla
ukrycia płaczu, że czołem dotyka niemal kolan.
«Dlaczego płaczesz, Moja biedna
przyjaciółko? Dlaczego? Powiedz Mi.
Jestem szczęśliwa w Moim macierzyństwie, jednak potrafię też zrozumieć
matki
nieszczęśliwe...»
«Tak, nieszczęśliwe! Jestem jedną z
nich. Twój Syn jest Twoją
radością... Mój jest moim cierpieniem. Przynajmniej nim był. Teraz,
odkąd jest z
Twoim Synem, mniej mnie zadręcza. O, między wszystkimi tymi, którzy
modlą się za
Twoje święte Dziecko, o dobro i tryumf, nie ma ani jednej, po Tobie,
Błogosławiona,
która modliłaby się tak wiele, jak ta nieszczęśliwa, która do Ciebie
mówi...
Powiedz mi prawdę, co sądzisz o moim synu? Jesteśmy obie matkami, jedna
naprzeciw
drugiej. Pomiędzy nami jest Bóg. Porozmawiajmy o naszych synach. Tobie
będzie łatwo
mówić o Swoim. Ja... muszę zrobić wysiłek, aby mówić. Ale mówienie o
tym może mi
przynieść wielkie dobro lub wielki ból! Ale nawet jeśli będzie to ból,
to przecież
przyniesie też ulgę rozmawianie o tym... Ta niewiasta z Betsur doszła
prawie do
szaleństwa z powodu śmierci synów, nieprawdaż? A ja Ci przysięgam, że
czasami
myślałam i myślę – patrząc na mojego Judasza, pięknego, zdrowego,
inteligentnego,
ale niedobrego, pozbawionego cnót, nieprawego w duszy, o niezdrowych
uczuciach – że
wolałabym opłakiwać go martwego raczej, niż wiedzieć to... niż
wiedzieć, że jest bardzo nie lubiany
przez Boga. Powiedz, co myślisz o moim synu? Bądź szczera. To już
więcej niż rok,
jak to pytanie pali mi serce. Ale kogo miałam zapytać? Współmieszkańców
miasta? Ci
nie wiedzieli jeszcze, że pojawił się Mesjasz i że Judasz chciał iść za
Nim. Ja to
wiedziałam. Powiedział mi to, przychodząc tu po święcie Paschy,
podekscytowany,
gwałtowny – jak zawsze, kiedy go nachodzi jakiś kaprys – i jak zawsze
lekceważący
radami matki. [Czy miałam zapytać] jego przyjaciół z Jerozolimy? Święta
roztropność i
pobożna nadzieja powstrzymywały mnie przed tym. Nie chciałam im
powiedzieć: “Judasz
idzie za Mesjaszem”, bo ja nie umiem ich kochać... gdyż jest w nich
wszystko, prócz
świętości. I miałam nadzieję, że kaprys się skończy jak wiele innych,
jak
wszystkie, powodując może łzy i gorycz... jak dla niejednej dziewczyny,
którą tu i
gdzie indziej rozkochał w sobie, a potem nigdy nie pojął za żonę...
Wiesz, że są
miejsca, do których on już nie chodzi, bo musiałaby go spotkać
zasłużona kara? Nawet pobyt w
Świątyni był jego kaprysem. Nie wie, czego chce. Nigdy. Jego ojciec,
Bóg niech mu
przebaczy, zepsuł go. Nigdy nie miałam prawa do głosu przy dwóch
mężczyznach w moim
domu. Musiałam tylko płakać i naprawiać upokorzenia wszelkiego
rodzaju... Umarła
Joanna... i chociaż nikt tego nie powiedział, wiem, że umarła z
cierpienia. Czekała
na niego przez całą młodość. Judasz oświadczył, że nie chce żony. Potem
jednak
wydało się, że posłał przyjaciół do Jerozolimy, aby poprosić o córkę
pewnej bogatej niewiasty,
posiadającej sklepy nawet na Cyprze. Wiele musiałam płakać, bardzo
wiele, z powodu
wyrzutów matki zmarłej dziewczyny, jakbym to ja była wspólniczką mojego
syna. Nie.
Nie jestem nią. Jestem niczym przy nim. Ubiegłego roku, kiedy był tu
Nauczyciel,
pojęłam, że On to rozumie... i byłam gotowa porozmawiać. Ale to
bolesne, bolesne dla
matki musieć powiedzieć: “Miej się na baczności przed moim synem. Jest
chciwcem o
twardym sercu, człowiekiem pełnym wad, pyszałkiem, kimś niestałym”. I
tak jest. Ja... proszę, aby
jeden cud... On ich czyni tak wiele... aby Twój Syn uczynił dla mojego
Judasza. Ale
powiedz Ty, Ty mi powiedz, co sądzisz o nim...»
Maryja – która ciągle zachowuje
spokój i wyraża pełen
współczucia ból wobec tej matczynej skargi, której Jej prawy duch nie
może
zaprzeczyć – mówi cicho:
«Biedna matko!... Co myślę? Cóż, twój
syn nie jest duszą czystą
jak Jan ani łagodną jak Andrzej, ani stanowczą jak Mateusz, który
chciał się
zmienić i jest przemieniony. Jest... niestały, tak, jest taki. Ale
będziemy się wiele
modlić za niego, Ja i ty. Nie płacz. Może w twojej miłości matki, która
chciałaby
móc szczycić się synem, widzisz go gorszym niż jest...»
«Nie! Nie! Widzę dobrze i bardzo się
boję...»
Izbę wypełnia płacz matki Judasza. W
półmroku bieleje twarz Maryi.
Stała się bardziej blada od matczynego wyznania, które nasila wszystkie
podejrzenia
Matki Pana. Maryja jednak panuje nad Sobą. Przytula do Siebie
nieszczęśliwą matkę i
głaszcze ją. Ta – po pokonaniu wszelkich hamujących ją barier –
opowiada w
nieładzie, niespokojnie, o wszystkich formach zatwardziałości, żądań i
gwałtowności Judasza. Kończy słowami:
«Czerwienię się za niego, kiedy
widzę, że Nauczyciel uczynił mnie
celem Swojej miłości! Ja Go o nią nie proszę. Ale jestem pewna, że
czyni to z
dobroci, a także po to, aby powiedzieć [Swoim przykładem] Judaszowi:
“Pamiętaj, że
tak się traktuje matkę”. Teraz, teraz wydaje mi się samą dobrocią... O,
oby to
było prawdą! Pomóż mi, pomóż mi modlitwą, Ty, święta, aby mój syn nie
był
niegodny wielkiej łaski, której Bóg mu udzielił! Jeśli nie chce mnie
kochać, jeśli
nie umie być wdzięczny wobec tej, która go zrodziła i wychowała, to
nic. Ale niech
umie kochać prawdziwie Jezusa, niech umie służyć Mu wiernie i z
wdzięcznością.
Jeśli tak by nie było to wtedy... to wtedy niech Bóg mu odbierze życie.
Wolę go mieć
w grobie... Miałabym go w końcu... bo odkąd doszedł do rozumu,
bardzo mało
należał do mnie. Lepszy martwy niż zły apostoł... Czy mogę się modlić w
taki
sposób? Co na to powiesz?»
«Proś Pana, aby uczynił to co
najlepsze. Nie płacz już. Widziałam
nierządnice i pogan u stóp Mojego Syna, a wraz z nimi celników i
grzeszników. Stali
się wszyscy barankami dzięki Jego Łasce. Ufaj, Mario, ufaj. Cierpienia
matek ocalają
dzieci, czy nie wiesz o tym?...»
I na tym pełnym litości pytaniu
wszystko się kończy.
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
863 03ALL L130310?lass101Mode 03 Chaos Mode2009 03 Our 100Th Issuejezyk ukrainski lekcja 03DB Movie 03 Mysterious AdventuresSzkol Okres pracodawcĂłw 03 ochrona ppoĹźFakty nieznane , bo niebyĹe Nasz Dziennik, 2011 03 162009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657Gigabit Ethernet 03Kuchnia francuska po prostu (odc 03) Kolorowe budynie10 03 2010wiÄcej podobnych podstron