Miłość... - złudne szczęście, ulotna chwila życia, źródło cierpień... Do jakich refleksji na ten temat skłoniła cię lektura wybranych dzieł literackic
Środa, 26 Kwietnia Imieniny obchodzą: Marzena, Maria, Klaudiusz
Sciaga.pl > Prace
> Współczesność >
Home | Reklama | Info
| Mail
Gdzie Cz@T ???
Gdzie jestSciaga.pl
?
Miłość... - złudne
szczęście, ulotna chwila życia, źródło cierpień... Do
jakich refleksji na ten temat skłoniła cię lektura
wybranych dzieł literackic
kategoria: J.polski
zakres: Współczesność
dodano: 2000-01-14
Marta Kazior
kl. IV B Miłość - złudne szczęście, ulotna chwila życia,
źródło cierpień... Do jakich refleksji na ten temat skłoniła cię
lektura wybranych dzieł literackich? Miłość!
Czymże jest miłość? Pozostaje niezgłębioną tajemnicą to niesamowite
uczucie, niepowtarzalna więź łącząca dwoje ludzi. Od wieków jest
przedmiotem fascynacji wielu - obraz owej fascynacji możemy znaleźć
również w literaturze. Tyle ilu ludzi, tyle rodzajów
miłości. Każdy z nas, nieco inaczej ją rozumie - lecz jest to
naturalne, gdyż po prostu jesteśmy różni. Różne są rodzaje
miłości i nie nam sądzić o tym, która jest lepsza, a która mniej
ważna, mniej istotna. Czyż nie jest pięknym uczucie, którym matka
obdarza swe potomstwo? Ktoś może powiedzieć, że jest to poniekąd
narzucone - oto pojawia się na świecie mały człowiek i naturalnym
jakby odruchem jest miłość matczyna, ojcowska. Ktoś może powiedzieć,
że prawdziwa miłość, to ta, na którą możemy do pewnego stopnia
wpływać -czyli że nie jest to miłość narzucona, tylko ta wyczekana,
jedyna, wybrana, odwzajemniona. A miłość pomiędzy rodzeństwem?
Czyżby była mniej ważna? Czy zawsze jednak kochanie
kogoś jest równoznaczne z byciem szczęśliwym? Czy sama świadomość
istnienia na świecie kogoś, kogo się kocha i kto odwzajemnia nasze
uczucia nie jest już ogromnym szczęściem? Niestety nie zawsze
szczęście idzie w parze z miłością... W dramacie „Antygona"
Sofoklesa mamy do czynienia z konfliktem tragicznym głównej
bohaterki - tytułowej Antygeny. Jej bracia walczyli w czasie wojny
przeciwko sobie i teraz, gdy nastał już pokój, król postanowił
ukarać swych przeciwników, zakazując grzebania ich zwłok. Czyż
Antygona mogła się nie sprzeciwić? Czy mogła pozwolić na
bezczeszczenie zwłok swego brata? Kochała go i nie mogła na to
zezwolić. Król jednak nie mógł jej wybaczyć, gdyż dla jego osoby
oznaczałoby to utratę autorytetu wśród poddanych. Stając na drodze
miłości Antygeny do Polinejka -jej brata, równocześnie skrzywdził
sam siebie - gdy zdecydował nie przejmować się konwenansami i posłał
po Antygonę (którą kazał zamurować na pustyni),było już za późno -
wtedy już i Antygona, i jego syn, który kochał Antygonę, nie żyli.
Miłość narzuca nam pewne zachowania, podporządkowując się im dajemy
dowód prawdziwej miłości i wówczas nie liczą się możliwe straty - w
miłości nie ma miejsca na rachunek zysków i strat. Jednym z
piękniejszych utworów o miłości Jest zapewne „Tristan i Izolda" -
historia miłości, która zaistniała przez przypadek i właściwie była
wywołana przez czarodziejski wywar z ziół- Było to uczucie
nieoczekiwane i silniejsze od wszystkiego, co dotychczas zaznali w
swym życiu - przestało się liczyć dla nich cokolwiek innego, sens
życie miało tylko wówczas, gdy ukochana osoba była obok. Tristan
zapomniał o przyjaźni i wierności władcy, Izolda zapomniała o słowie
danym narzeczonemu. Ich tragedia polegała na tym, że żyć osobno nie
potrafili, ale również nie mogli otwarcie „być razem". Więź łącząca
ich była tak silna, że po śmierci kochanków „w nocy z grobu Tristana
wybujał zielony i liściasty głóg o silnych gałęziach, pachnących
kwiatach, który wznosząc się ponad kaplicę, zanurzył się w grobie
Izoldy. Ludzie miejscowi ucięli głóg: nazajutrz odrósł na nowo,
równie zielony, równie kwitnący, równie żywy, i znowuż utopił się w
łożu Izoldy Jasnowłosej. Po trzykroć chcieli go zniszczyć, na
próżno."- alegoria miłości, która jest silniejsza nawet od śmierci.
Czy Tristan i Izoida zaznali szczęścia? Musieli wszak ukrywać swoje
uczucia. Jednak już sama świadomość istnienia tej drugiej, zupełnie
wyjątkowej osoby dawała im siłę i nadzieję. Miłość bez względu
na konwenanse, nie uwzględniająca ogólnie przyjętych norm, walcząca
z przeciwnościami losu ukazana jest nie tylko w tym jednym utworze,
warto tutaj wspomnieć o dziele jednego z najbardziej znanych
dramatopisarzy angielskich - „Romeo i Julii"' Wiliama Szekspira.
„Romeo i Julia" to utwór pozbawiony już elementów
fantastycznych, bajkowych (które mogliśmy spotkać w „Tristanie i
Izoldzie"). On należy do rodu Montekich, ona jest córką Kapuletów.
Oba te rody od wieków mieszkające w Weronie łączy odwieczna
niezgoda. Romeo wraz z grupą przyjaciół udają się w przebraniach na
bal do domu Kapuletów. Tam poznaje Julię. Miłość od pierwszego
wejrzenia. Jednak nie dane jest im cieszyć się uczuciem wszak
należą do dwóch familii, które od zawsze stoją w opozycji względem
siebie. Mimo wszystko chcą być razem, są gotowi wyrzec się rodzin -
biorą cichy ślub, którego udziela im zaufany mnich i zielarz -
ojciec Laurenty. Romeo, oskarżony o zabójstwo jednego z Kapuletów,
musi wyjechać z Werony, Rodzice Julii postanawiają ją wydać za mąż
za krewnego księcia panującego w Weronie - Eskalusa, za Parysa.
Julia nie godzi się z decyzją rodziców i prosi o radę ojca
Laurentego. Otrzymuje od niego flakon z tajemniczym płynem, który
wypity, ma sprowadzić na nią dwudziestoczterogodzinny sen, podczas
którego będzie wyglądać jak umarła. Julia postanawia postąpić
zgodnie z radą zakonnika - wypija miksturę, a następnego dnia rano
wszyscy są przekonani, że dziewczyna umarła. Wiadomość o śmierci
ukochanej dociera do Romea przebywającego w Mantui. Zrozpaczony
przybywa do kaplicy, w której złożono Julię. Nie wie, że za chwilę
ma obudzić się z letargu przypominającego śmierć jego ukochana - nie
chcąc żyć na świecie, na którym jej już nie ma, wypija śmiertelną
truciznę Gdy Julia budzi się, on już nie żyje. Julia spostrzega jego
sztylet i odbiera sobie życie. Tak kończy się historia miłości Romea
i Julii. Po ich śmierci oba rody opamiętały się i pogodziły, lecz
stało się to zbyt późno i kosztem zbyt dużych ofiar - obie rodziny
straciły ukochane dzieci. Miłość, chociaż odwzajemniona, po raz
kolejny stała się powodem nieszczęścia, byla też surową
nauczycielką. Potrzeba bycia z ukochaną osobą była najważniejszą w
ich życiu, ale równocześnie doprowadziła ich do autodestrukcji.
Powstaje pytanie, czy tych kilka niepowtarzalnych chwil wartych było
aż tyle? Czy trzeba było śmierci dwojga kochających się ludzi, aby
reszta społeczeństwa podzielona na zwolenników Montekich i Kapuletów
dostrzegła, że nieistotne jest pochodzenie, gdyż tak naprawdę sensem
naszego życia jest miłość - kochać i być kochanym? To odwieczne
pragnienie - chcemy być komuś potrzebni, móc się dzielić wszelkimi,
nawet najmniejszymi przeżyciami, wiedzieć, że druga osoba jest nam
przyjacielem i rozumie nas. Ludzie nie zostali stworzeni do
samotnego życia - podświadomie poszukujemy związku z drugim
człowiekiem, odrzucenie miłości jest zbrodnią gdyż działamy wbrew
własnej naturze, nie może być wytłumaczeniem nasza obawa przed
pomyłką - w końcu życie mamy niestety tylko jedno, tak mało czasu,
musimy jak najlepiej go wykorzystać, czemu w takim razie nie szukać
miłości? Czyż zawsze szczęśliwym jest człowiek odnajdujący
miłość swego życia? Niestety życie rządzi się własnymi prawami i
raczej trudno nam jest przewidywać cokolwiek, tym bardziej w kwestii
uczuć. Najbardziej boli, gdy nadzieje zawiodą i uczucie zostaje
nieodwzajemnione. Tak kochała Justyna Zenona Ziembiewicza. Nigdy co
prawda nie obiecywał jej niczego, ale jego zachowanie mogło stwarzać
pozory istnienia czegoś więcej niż zwykłej sympatii. Nadzieja czasem
jest najgorszym, co może się nam w życiu zdarzyć - ta biedna
dziewczyna, choć nie chciała się do tego przyznać, wierzyła, że
któregoś dnia jej los się odmieni i wrócą radosne, wspólne dni. Gdy
jednak mijał czas, a Zenon żył w postrzeganej przez nią, idylli
małżeńskiej, coś umarto w niej, być może poczucie realności
sytuacji, odżyły urazy, których istnienia nawet się nie domyślała.
Zazdrość i ból odrzucenia spowodowały, że jedynym prawdziwym światem
dla niej był świat, który sama sobie uroiła. Złudzenia spowodowały
tragedię. Wydawać by się mogło, że w takim razie, nie powinniśmy się
tak do końca angażować w związki pozostawiając dla siebie
przestrzeń, w którą będziemy mogli uciec bez szwanku na zdrowiu
przede wszystkim psychicznym - ale to z kolei spowoduje
nieautentyczność naszych uczuć. Jedynym rozsądnym wyjściem jest
definitywne kończenie niemiłości bez pozostawiania porzucanej
stronie nie dopowiedzianych słów mogących być obietnicą pojednania.
Tęskniąc do miłości, odnajdując ją, ciesząc sieją, czy
możliwe jest jej odrzucenie? Czy potrafimy wskazać wartości
istotniejsze od miłości? Są ludzie, którzy wyrzekają się własnego
szczęścia. Z powodu poczucia obowiązku odrzucił miłość Tomasz Judym,
bohater „Ludzi bezdomnych" Stefana Żeromskiego. Judym czuł się
poniekąd zobowiązany pracować dla warstwy społecznej, z której się
wywodził, którą potem pogardzał i wstydził się. Nie mógł zapomnieć o
ciężkich warunkach, o chorobach trapiących najuboższych, o braku
podstawowych świadczeń dla biedaków. Był idealistą - wierzył, że
ciężką pracą i zaangażowaniem zdoła zmienić nieco na lepsze sytuację
biedoty. Zakochał się w Joannie. Była całym jego życiem, gdy musiał
wyjechać tęsknił za nią ogromnie, lecz ostatecznie zdecydował się
poświęcić całkowicie pracy, uważając, że dopóki nie spłaci swego
wyimaginowanego długu wobec społeczeństwa, nie ma prawa być
szczęśliwy - a dlań szczęściem właśnie była miłość. Trudno naprawdę
osądzić jego postępowanie. Pierwszą reakcją, jest podejrzenie, że
tak naprawdę nie kochał Joanny i wycofał się w ostatnim możliwym
momencie. Ale to raczej była miłość. Tak bardzo ją kochał, że
dokonał wyboru za ich dwoje i zezwolił, a wręcz wymusił na niej,
rozstanie. Dla Tomasza były dwa szczęścia na świecie - Joanna i
spokój moralny. Niemożliwe było ich pogodzenie, a nie chciał
unieszczęśliwiać ukochanej wyrzutami, które z czasem być może
pojawiłyby się, oskarżeniami, że stał się człowiekiem złym, że
sprzeniewierzył się młodzieńczej idei, której przyrzekł służyć, że
postąpił jak egoista, a wszystko to, boją kochał. Nie chciał jej
ranić -dlatego odrzucił jej uczucia. Nie każdy potrafiłby tak
postąpić, niewielu jest dziś altruistów, łatwiej żyć dla siebie.
Młodzieńcza miłość czasami rzuca cień na całe nasze przyszłe
życie. Żyjemy jej wspomnieniem, które wraz z upływem czasu zdaje się
być idealniejsze, piękniejsze, tęsknimy za obrazem, który
przechowujemy w naszej pamięci. To smutne, żyć tym, czego już nie ma
i nie powróci. Tak żyła Barbara Niechcicowa z „Nocy i dni" Marii
Dąbrowskiej. Jej młodzieńczy ideał - Józef Toliboski, okazał się
materialistą i ożenił się z nieciekawą, lecz bardzo majętną panną.
Całe życie pielęgnowała w sobie obraz miłości, za którą tęskniła -
za miłością romantyczną, tajemniczą, będącą poezją jej życia. Nie
potrafiła dostrzegać w prozaicznym życiu, które wiodła wraz z mężem,
owych pożądanych porywów serca, wzruszeń, nużyła ją rola, brak jej
było wielkomiejskich rozrywek. Nie potrafiła się cieszyć, tym, co
posiadała. Nigdy nie doceniała swojego męża Bogumiła - wspaniałego,
uczciwego człowieka, który by dla niej nieba przychylił, gdyby tylko
mógł. Uwielbiał ją i kochał wiedząc, że Barbara nigdy nie będzie
kochać go tak, jak on ją kochał. Ale to mu nie przeszkadzało — dla
niego celem było jej szczęście — gdy ona była szczęśliwa, on również
tak się czuł. Bogumił potrafił docenić trwającą chwilę i cieszyć się
takimi zwykłymi, z pozoru prozaicznymi rzeczami, które w sumie
składają się na obraz szczęścia codziennego, dlatego też może czasem
niezauważalnego, dopiero gdy zabraknie nam momentów tego błogiego
spokoju lub zabiegania, współdziałania domowników, wiemy, jak bardzo
byliśmy szczęśliwi. Z miłością niestety też tak może być - możemy
przyzwyczaić się do niej, do jej stałej obecności w naszym życiu,
traktować, jak coś należnego nam, coś, na co nie musimy
zapracowywać, o co nie musimy się starać — rutyna prowadzi do
jałowości, możemy wręcz stwierdzić, że miłość zanikła, lecz ona
istnieje i dopiero, gdy z niej zrezygnujemy, świadomie lub
nieświadomie, może się okazać, co straciliśmy... Będzie jednak już
za późno, aby odzyskać ją - nikt nie lubi być traktowany jak nikomu
niepotrzebny przedmiot... Miłość jest dziwnym zjawiskiem -
przeobraża łudzi tak, że czynią oni rzeczy dawniej dla nich
niewyobrażalne, osiągają nieosiągalne dotychczas cele, a wszystko w
imię wszechwładnej miłości. Tylko czy zawsze warto poświęcać się
całą duszą pogonią za kapryśnym szczęściem uosobionym w jeszcze
bardziej abstrakcyjnej miłości? Nikt tego nie wie - ryzyko
niepowodzenia jest ogromne, ale kusi nadzieja zdobycia niedostępnego
ideału. Ideałem dla Wokulskiego, bohatera powieści Bolesława Prusa
„Lalka", ową słodką pokusą, była dumna panna Izabela. Zubożała
arystokratka zachowała jednak maniery przynależne swemu stanowi i
nie było dla niej możliwe do pojęcia, aby się w jakikolwiek sposób
mogła związać z kimś, z niższej sfery. Wokulski za wszelką cenę
usiłował jej zaimponować. Niczym innym, prócz bogactwa i pozycji
społecznej nie mógł zdobyć jej zainteresowania. Wierzył, że skoro
tylko Izabela pozna go bliżej, pokocha go i będą razem szczęśliwi.
Stanisław Wokulski był człowiekiem, który dzięki swemu uczuciu do
Izabeli Łęckiej zdobył ogromny majątek (w czasie wojny rosyjsko -
tureckiej), całe życie musiał walczyć, wszystko to, co posiadał,
okupił wysiłkiem i ciężką pracą. Próbował współdziałać z
arystokracją, popierał inicjatywę, był zainteresowany postępem
naukowym i technicznym, potrafił współczuć i pomagać potrzebującym,
przedsiębiorczy; człowiek jednej wielkiej namiętności, która
spowodowała jego cierpienie i rozpacz, jego dramatem życiowym było
to, że kochał bez wzajemności -Izabela zwodziła go - ona żyła tylko
w swoim wyimaginowanym świecie od balu do balu, w którym ludzie
istnieją tylko po to, aby uprzyjemniać jej życie - nie była zdolna
do miłości prawdziwej i szczerej, za co jednak nie można jej winić a
środowisko i obyczaje, wśród których wyrastała - Wolulski mógł być
dla niej powiernikiem, przyjacielem, ale tylko dlatego, że miał
pieniądze -jeżeli małżeństwo z nim - to tylko z rozsądku, w ramach
dobrego, opłacalnego interesu. Być może gdyby zdecydowała się zerwać
ze sztywnymi regułami zachowań salonowych, to z czasem dorosłaby do
miłości, ale Wokulski tego wszystkiego nie wiedział - dla niego
liczyło się tylko uczucie, wierzył i żył nadzieją - to go zgubiło.
Odrzucony, opuszczony i odizolowany ucieka do Paryża. Tutaj
stara się ocenić bez zbędnych emocji ostatnie miesiące oraz spojrzeć
z dystansu na siebie, Izabelę i w ogóle ludzi. Poznaje zapalonego
naukowca, który za jego wkład pieniężny obiecuje mu udział w
odkryciach, których spodziewa się dokonać. Wiedział, że musi podjąć
decyzję, która być może zaważy na całym jego przyszłym życiu - albo
nauka, albo kobieta. Mówił: "Przypuśćmy wreszcie, żebym się z nią
ożenił, a wtedy co?... Natychmiast do salonu dorobkiewicza wleliby
się wszyscy jawni i tajni wielbiciele, kuzyni rozmaitego stopnia,
czyja wiem wreszcie kto?... I znów musiałbym zamykać oczy na ich
spojrzenia, głuchnąć na ich komplimenta, dyskretnie usuwać się od
poufnych rozmów - o czym?.... O mojej hańbie czy głupocie?..." Był
zdecydowany poświęcić się nauce zgodnie z wszechobecnym w Paryżu
pozytywistycznym duchem czasu, poświęcić swój czas, pieniądze
doświadczeniom i odkryciom. Chciał zdusić w sobie wszystkie
romantyczne odruchy i stać się człowiekiem, w którego życiu liczy
się rozum i racjonalne podejście do świata. Otrzymał jednak
zaproszenie od prezesowej Zasławskiej, w którym wspominała o Izabeli
- niewiele myśląc błyskawicznie powrócił do Polski... Odżyły
nadzieje, odzyskał radość i zapał. Przez jakiś czas wydawało mu się,
że szczęście jego będzie już wiecznie trwać, jednak los okrutnie z
niego zakpił - załamany i nieszczęśliwy próbował popełnić
samobójstwo, następnie wycofał się z życia towarzyskiego i
działalności handlowej, sprzedał sklep i zniknął. W jakiś czas
później pojawiły się pogłoski, że zginął przywalony zasławskimi
ruinami, które sam wysadził. Czy była to prawda? Nie wiadomo.
Dzieje Wokulskiego to tragedia człowieka, który porzuciwszy
ideały młodości nie znalazł nic, czym by mógł je zastąpić,
człowieka, który spragniony szczęścia - ogląda ruinę swoich marzeń.
W życiu kierował się rozsądkiem i pokonywał wiele przeszkód, aby
przetrwać i dotrzeć do wyśnionego celu (warto wspomnieć ile wysiłku
kosztowało go zdobycie wykształcenia), dzięki tym cechom mógłby
osiągnąć wiele na polu nauki, gdyby nie zwątpił sam w sens, tego co
czyni, gdyby ludzie mu nie rzucali ciągle pod nogi kłód. Odkąd
zgodził się na życie według ogólnie uznawanych norm i zatracił się w
"normalności" przestał dążyć do czegokolwiek, gdyż nie miał już
odwagi marzyć i ustalać sobie celów. Dopóki nie zaczął kochać, jego
życie było bezbarwne i nijakie - miłość "obudziła" go do życia i
skłoniła do działania, do upartej walki o własne szczęście. To
uczucie, które później sprowadziło na niego cierpienia, spowodowało,
że ponownie stał się pragmatykiem (m.in. w interesach), a jego
sukcesy zwiększały jego wiarę w siebie. Obudzenie ze złudzeń
spowodowało, że znowu zainteresował się techniką i odkryciami,
przypomniał sobie swoją pełną ideałów i zapału młodość, swoje
wielkie plany i marzenia zmiany świata na lepsze dzięki nauce -
odżyła w nim uśpiona dusza szukającego prawdy pozytywisty, ale nawet
w pracowni Geista gdzieś w głębi duszy nadal wierzył. Gdy wreszcie
uświadomił sobie, że żył złudzeniami, przestało mu zależeć na
czymkolwiek, stracił zainteresowanie kobietami, nauką i zgorzkniały
wyjechał. Powrócił, aby zniszczyć miejsce, które przypominało mu
jego złudną szczęśliwość. "Tacy ludzie jak on albo wszystko
naginają do siebie, albo trafiwszy na wielką przeszkodę rozbijają
sobie łeb o nią." (słowa doktora Szumana) Dla Wokulskiego tą
przeszkodą była nieodpowiednia kobieta. Najtrafniej chyba
określił go Szuman: "Stopiło się w nim dwu łudzi: romantyk sprzed
roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedemdziesiątego. To, co dla
patrzących jest sprzeczne, w nim samym jest najzupełniej
konsekwentne." Miłość również może być źródłem naszej siły
-jeżeli kochamy, to staramy się aby kochana przez nas osoba była
również szczęśliwca - troszczymy się o nią i dbamy. Nie zawsze
jednak dane nam jest cieszyć się odwzajemnionym uczuciem, lub
zdajemy sobie sprawę, że ktoś jeszcze kocha wybraną, tę jedyną dla
nas osobę - czy można na siłę zatrzymywać kogokolwiek mając
świadomość, że nie jest się kochanym, wierząc, że czas przyniesie
miłość? Można, ale to chyba nie jest zbyt dobre dla żadnej ze stron
- nie można nikogo osądzać za wybory serca—jeżeli naprawdę kochamy,
to potrafimy również zrozumieć i darować wolność: „Zrozum, to co
powiem, spróbuj to zrozumieć dobrze, jak życzenia najlepsze te
urodzinowe, albo noworoczne, jeszcze lepsze może, o północy gdy
składamy drżącym głosem niekłamane: Z nim będziesz szczęśliwsza,
dużo szczęśliwsza będziesz z nim; ja cóż? Włóczęga, niespokojny
duch, ze mną można tylko pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko
-jaka epoka, jaki wiek, jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień i jaka
godzina kończy się, a jaka zaczyna." (Edward Stachura „ Z nim
będziesz szczęśliwsza"). Tylko ogromna miłość pozwala nam zdobyć
się na takie wielkie wyrzeczenie - bo czyż nie jest poświęceniem
rezygnacja z możliwości bycia z kochaną osobą i podarowanie jej
prawdziwego szczęścia? Trudno jest kochać kogoś i dzielić się tą
osobą z kimś innym nie odczuwając zazdrości, ale jeszcze trudniej,
jest pozwolić odejść... Czasem właśnie taki gest jest przejawem
prawdziwości naszych uczuć. Patriotyzm to umiłowanie
ojczyzny. Tylko prawdziwi patrioci potrafią zdobyć się na ostateczne
wyrzeczenia, rezygnację z własnych pragnień, ze szczęścia
osobistego, z ukochanej osoby skazując się na miano zdrajcy. Tak
postąpił Konrad Wallenrod - wybrał drogę, którą sam uważał za
niemoralną, ale nie widział innego wyjścia - chciał ocalić ukochaną
ojczyznę: „Walter kochał swoją żonę, lecz miał duszę ślachetną;
Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie"
Ojczyzna była dla niego sensem istnienia: dla niej żył, dla niej
poświęcał się, dla niej był gotów cierpieć, przelewać krew i ginąć:
„Słodszy wyraz nad wszystko, wyraz miłości, któremu Nie masz
równego na ziemi, oprócz wyrazu - ojczyzna" Tym nieszczęśliwym
człowiekiem kierowała wyłącznie chęć ulżenia ojczyźnie - był oddanym
patriotą, który wiedział, iż w walce wręcz nie ma szans. Dlatego też
musiał walczyć jak lis -podstępami. Brzydził się tego, do czego
zmusiły go nie sprzyjające okoliczności. Mimo, że odniósł zwycięstwo
i przywiódł Zakon, do upadku był człowiekiem przegranym: przegrał
swoje życie, swoją młodość, miłość (Aldona), szczęście. Jego
poświęcenie jest bezsporne, zdobyć się na nie mógł tylko człowiek
wielkiego serca - bohater, ryzykujący wszystko, co posiada na rzecz
jednej wygranej lub szaleniec. Dla wielu z nas miłość to
uosobienie szczęścia. Dążąc do spełnienia marzeń częstokroć możemy
nie zauważyć wielce istotnego szczegółu - bo miłość zaczyna się
wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie mogą nam się do czegokolwiek
przydać, gdy kochamy bezinteresownie, oddając całą duszę uczuciu,
wiedząc, że im więcej dajemy, tym więcej mamy - tu nie mają
zastosowania przyziemne prawa matematyki. Prawdziwa miłość jest
czymś wspaniałym, swą siłą może doprowadzić nas do autodestrukcji -
kochając możemy się tak zupełnie zatracić, że niemożność bycia z
osobą przez nas kochaną może spowodować, że nie będziemy chcieli żyć
na świecie, na którym nie dane nam jest zaznawać miłości. Miłość
powoduje, że tak naprawdę istotną staje się tylko ta jedna osoba,
krąg naszych zainteresowań nagle maleje, najważniejsza jest nasza
miłość i jej szczęście, chcemy chronić ją i równocześnie obdarowywać
wszystkim co najlepsze. „Kochać to nie znaczy zawsze to samo"...
Ale wszyscy tego pragną, chociaż czasem nie chcą się do tego
przyznać bojąc się pomyłki, odrzucenia, zdrady. Jeden nieudany
związek, taki, w który zupełnie się zaangażujemy, zaufamy całkowicie
partnerowi, a potem okaże się wszystko ułudą, może naprawdę
spowodować utratę wiary w istnienie miłości, w sens bytu. Jednak
trzeba wierzyć, że gdzieś na świecie, istnieje ktoś, komu jesteśmy
potrzebni, kto potrzebuje naszej miłości i wsparcia. Nie wolno
tracić nadziei. Nie wolno nie pozwalać się kochać, chyba że my sami
nie kochamy, gdyż taka sytuacja może być krzywdząca i
niesprawiedliwa. Jak napisał ksiądz Jan Twardowski: „Śpieszmy się
kochać ludzi - tak szybko odchodzą". Nam również dano niewiele czasu
na tym padole łez. Starajmy się żyć tak, aby na pięć minut przed
śmiercią móc powiedzieć, że mieliśmy piękne, ciekawe życie i nie
wstydzimy się tego, w jaki sposób żyliśmy. Kochajmy, ale nie
nadużywajmy tych magicznych słów „Kocham Cię" - dla nas mogą one w
danej chwili nic nie znaczyć, ale ten ktoś, kto usłyszy to od nas,
może uwierzyć... Nie rańmy się nawzajem. Jeśli kochamy, to znaczy,
że szanujemy drugą osobę, jej poglądy, wierzenia, że jesteśmy
względem jej tolerancyjni i wyrozumiali, że trwamy przy niej w
dobrych i w złych chwilach, potrafimy też, jeśli jest taka potrzeba,
darować kochanej osobie wolność - nie ma nic gorszego od miłość
wymuszonej, oszukiwanej. Miłość to piękne uczucie.
Zależnie od sytuacji może uszczęśliwiać, może być powodem
tragedii, może dodawać nam sił, może także powodować zupełną zmianę
naszych zachowań i przekonań. Niezbadana jest jej moc i potęga. Może
to ona przesądza o wartości naszego życia, o jego sensie? Kochać
kogoś, kochać swój kraj, kochać życie. Jest niezaprzeczalnie
najbardziej poszukiwana i pożądana. Nie można zdefiniować
miłości, gdyż jest abstrakcyjna, nieokreślalna, pełna tajemnic,
niezbadana. Dzisiejsza nauka próbuje mimo to zbadać chemiczne
podłoże tego zjawiska -uczeni coraz bliżej są odkrycia, czym
naprawdę jest miłość. Na razie jest wiadome, że „stan euforii, w
jaki wpadają zakochani, jest wynikiem aktywności dopaminy,
norepinefryny lub ubytku serotoniny". Czysta chemia... Chyba jednak
milej wierzyć, że nasza druga połówka jest nam po prostu
przeznaczona, że to związek dusz - sprowadzenie tego wszystkiego do
kilku dość złożonych procesów chemicznych pozbawia uroku to
najpiękniejsze i najpotężniejsze uczucie. Mimo wszystko „Kochajmy
się!!!"
Autor: emka
Ocena : 3.9
oceń
prace:
1 2 3 4 5 6
Home | Reklama | Info
| Mail
Prace | Pomoc | Książki | Artykuły | News | Katalog | Forum
| Rozrywka
Wszelkie prawa zastrzeżone / All
rights reserved Sciaga.pl
2000
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Cassidy Carla Ulotna chwilaMIĹOĹÄ SZCZÄĹLIWAMIĹOĹÄ SZCZÄĹLIWA 2Tajemnica?l mozgowych Przywroc rytm szczesliwego i zdrowego zycia tajfalszczÄĹcie, pieniÄ
dze, miĹoĹÄ, dĹugie Ĺźycie wzĂłrKLUCZE ZYCIA czyli KREOWANIE SZCZESLIWEJ RZECZYWISTOSCIJak ĹźyÄ Poszukiwanie Ĺźycia szczÄĹliwego w Ĺwietle pieĹni~79AOdrobinÄ szczÄĹcia w miĹoĹci Czarno CzarniwiÄcej podobnych podstron