Jest nam bardzo mito poinformować, iż piętnastu profesorów Akademii Górniczo-Hutniczej zasiądzie w składzie Komisji Nauk Technicznych Polskiej Akademii Umiejętności.
Akademia Umiejętności została utworzona w 1872 roku, w wyniku przekształcenia istniejącego od 1815 roku Towarzystwa Naukowego Krakowskiego. Choć formalnie ograniczona do zaboru austriackiego, pełniła od początku rolę ogólnopolskiej instytucji naukowej i kulturalnej. Jej działalność - zgodnie z ideą Towarzystwa - wykraczała bowiem poza zabór austriacki, skupiając badaczy z całej Polski i wielu innych krajów. Wyrazem promieniowania akademii poza granice zaborów było przekazanie na jej własność (1893) zbiorów Biblioteki Polskiej w Paryżu, największej kolekcji poloników zgromadzonych przez Wielką Emigrację, także utworzenie jej stacji w Paryżu, a już wcześniej Ekspedycji Rzymskiej (corocznych wyjazdów do archiwów rzymskich).
Po pierwszej wojnie światowej, przemianowana na Polską Akademię Umiejętności, stała się niezależną od państwa, oficjalną reprezentacją nauki polskiej, także wobec międzynarodowych organizacji naukowych, będąc m.in. członkiem-zalożycielem Union Academique Internationale. Okres międzywojenny byt czasem największej aktywności PAU, przede wszystkim wydawniczej (publikowano wówczas ponad 100 serii wydawniczych, wśród nich monumentalny Polski Słownik Biograficzny). Powstała też, w miejsce Ekspedycji Rzymskiej, Stacja Naukowa w Rzymie.
Działalność PAU w tym samym zakresie była kontynuowana po okupacji niemieckiej do 1952 roku, kiedy jej agendy i majątek zostały przejęte, decyzją władz na rzecz utworzonej wówczas Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. PAU nie została jednak rozwiązana, tak że działalność jej - po nieudanych próbach reaktywacji w latach 1956/57 i 1980/81 - mogła być podjęta zaraz po transformacjach ustrojowych 1989 roku.
(red)
- prof. Henryk Górecki
- prof. Zygmunt Kolenda
- prof. Andrzej Korbel
- prof. Roman Pampuch
- prof. Jakub Siemek
- prof. Leszek Stoch
- prof. Ryszard Tadeusiewicz
- prof. Piotr Augustyniak
- prof. Henryk Dybiec
- prof. Krzysztof Fitzner
- prof. Jerzy Lis
- prof. Jan Małolepszy
- prof. Wojciech Mitkowski
- prof. Tomasz Szmuc
- prof. Antoni Tajduś
O kardynale Mezzofantim z Bolonii mówią, że znal 72 języki, albo 50 albo też. że w pełni opanował 30. Jedna z opowieści o tym purpuracie, żyjącym na przełomie XVIII i XIX wieku, mówi, iż kiedy nie było nikogo, kto podjąłby się wysłuchania spowiedzi dwu skazańców przed mającą się odbyć nazajutrz egzekucją, gdyż używali nieznanego nikomu języka, Mezzofanti nauczył się go na tyle przez noc, iż rankiem złoczyńców wyspowiadał i tym samym uchronił przed niechybnym piekłem.
Tego i innych hiperpoliglotów opisuje Michael Erard w świeżo wydanej w USA książce Babel No Morę: The Search lor the World's Most Exlraordinary Language Lear-ners. Na przykład, niejakiego Ziada Faza-ha, ongiś posiadacza rekordu Guinessa za znajomość 58 języków, czy Emila Krebsa, niemieckiego dyplomatę z początków ubiegłego wieku, o których się mówi, że znali dziesiątki języków.
Za hiperpoliglotę uważa się kogoś, kto zna ponad 11 języków. Tylko, co to znaczy, że zna? W czasach Mezzofantiego oznaczało to umiejętność rozumienia, czytania i tłumaczenia, często w pewnych ograniczonych obszarach leksykalnych. Dziś nazywamy to znajomością bierną, która jednak nie jest traktowana jako pełna znajomość języka. A czynne posługiwanie się wieloma językami naraz to już zupełnie inna sprawa. Uważa się, iż płynne i szybkie przechodzenie z jednego języka na drugi jest możliwe maksymalnie w sześciu językach jednocześnie.
Dla pocieszenia tych z nas, którzy poliglotami nie są, mogę powiedzieć, że niektóre hipotezy tłumaczą hiperpoliglotyzm pewnymi specyficznymi cechami mózgu. Otóż hiperpoliglotą łatwiej zostać osobie autystycznej lub komuś kto w okresie prenatalnym był wystawiony na działanie zbyt wielu hormonów, podobnie jak dzieje się to w przypadku osób leworęcznych, o skłonnościach homoseksualnych, z zaburzeniami widzenia przestrzennego lub zaburzeniami immunologicznymi. Czyli coś za coś. Mózg wspomnianego Krebsa, przechowywany w plasterkach w laboratorium w Duesseldorfie. wykazuje wiele cech, nieobecnych u zwykłych monoglotycznych śmiertelników.
Ale tak do końca cudów nie ma. Nawet Mezzofanti używał zwykłych fiszek, przy pomocy których wkuwał słówka. A my, sza-raczki, żmudnie uczący się języka? Lepiej umieć jeden język, niż nie umieć dziesięciu. No, może dwa. Więcej zostawmy fanatykom, koneserom i mającym nadmiar czasu. Za to nauczmy się dobrze, bo w naszych czasach umieć znaczy zupełnie coś innego, niż w czasach Mezzofantich.
■-i Lucjan Bluszcz
14 Biuletyn A6H 50-2012