03 (243)



















H. Harrison & D. Bischoff    
  Na Planecie Niesmacznej Przyjemności

   
. 3 .    





NIEBEZPIECZEŃSTWA
PLAŻOWANIA
    Cóż za cudownie kiepski dzień, żeby być półżywym - pomyślał
Bill. Małe fale leniwie omywały burą plażę.
    Zielonkawopomarańczowe słońce wisiało na horyzoncie jak
rozdęty, zepsuty owoc. Rząd ołowianych obłoków powoli sunął po niebie, radośnie
przesłaniając marny blask dnia poszarpanymi, szarymi welonami wilgoci. Zapach
gnijącej ryby atakował udręczone nozdrza Billa, idącego brzegiem śmiertelnie
cichego morza. Kawalerzysta potężnie kichnął i otarł nos grzbietem ręki. Jego
morale sięgnęło dna i rozbiło tam obóz.
    No tak! Cóż za wspaniałe miejsce na P i P myślał Bill.
Niechętnie zezwolono mu na ten poranny spacer. Miał odetchnąć świeżym
powietrzem. Ha! Co za cholerny żart! Niemal zapragnął, żeby wysłali go na
Stomatologię. Na tamtej planecie mieli przynajmniej na każdym rogu automaty z
podtlenkiem azotu, zapewniające szybki odlot w razie potrzeby, czyli przez cały
czas.
    Jednak kawalerzysta bierze to, co przynosi mu los, klnąc przy
tym i narzekając. Bar był nadal zamknięty, Billowe zapasy gorzały dawno wypite,
a doktor Delazny gdzieś zniknął. W przypływie rozpaczy Bill uznał, że zanim
zabierze się do lektury świeżo ugotowanej pastylki z "Bleeder's Digest", przyda
mu się krótka rozgrzewka.
    Idąc plażą, zdjął buty. Teraz odwrócił się i spojrzał na ślady
pozostawione na piasku, niedbale ścierane przez morze koloru smarków. Odcisk
ludzkiej stopy obok odcisku sporego, rozszczepionego kopyta! Na ten widok
ksenobiolog zmarszczyłby brwi i zawyłby z radości!
    Może warto wymoczyć nogi? Bill wybrał płaski kamień i puścił
nim kaczki na wodzie. Z morza wynurzyła się ryba, ryknęła, złapała kamyk w pysk
i z powrotem zniknęła w głębinie, pozostawiając Billowi obraz ostrych,
błyszczących zębów.
    Bill przystanął. No nic. I tak nie miał ochoty na kąpiel. Był
prostym człowiekiem, o niewielkich potrzebach i jeszcze skromniejszych
przyjemnościach. Ograniczających się do przedstawicielek przeciwnej płci. Albo
jedzenia. Albo picia. Albo ćpania. A najlepiej wszystkiego jednocześnie. A
jeszcze lepiej, z daleka od armii - co nie było możliwe. Niestety, spacer boso
po plaży i kontemplowanie całego tego pitolonego piękna dobrej starej Natury nie
miało z tym nic wspólnego. Bill ciężko westchnął, potężnie kichnął, a potem
ruszył z powrotem, żeby wziąć swoje buty i wrócić do szpitala, gdzie na pewno
już otworzyli bar, w którym mógł zaspokoić swoje skromne potrzeby.
    Idąc z powrotem, miał dobry widok na ocean i zakłady
odwadniające obok szpitala, wysyłające w niebo wielkie kłęby tłustego, czarnego
dymu.
    Ciekawe, co jest w tej morskiej wodzie? - zastanawiał się
leniwie Bill. Na pewno jakieś potworne świństwa.
    Podszedł trochę bliżej, żeby spojrzeć w ciemną toń. Trochę
przypomina ciemne piwo słodowe albo niesławny napój Von Guinnessa z zielonej,
skąpanej w słońcu planety Paddy'ego - pomyślał Bill. Nawet ma żółtą pianę na
grzbietach fal. Nabrał jeszcze większej ochoty na jakiś dobry browar. A nie mógł
powiedzieć, żeby w szpitalu podawali piwko choćby równie dobre jak Von Guinness.
Bill poważnie podejrzewał, że ciecz rozlewana w barze bardziej przypomina
składem zawartość sporej kloaki przyprawionej formaliną. Jednak dawało się nią
upić, a on z zasady nigdy nie dociekał, co pije.
    Już miał oddalić się w głąb plaży, kiedy pięć jardów od brzegu
trysnęła fontanna piany. Gejzer opadł, lecz obiekt, który go wywołał, pozostał -
czarny i ociekający wodą.
    - Cześć, wielkoludzie!
    Przez moment Bill poczuł gwałtowne podniecenie. W wodzie stała
naga kobieta, z triumfalnie i zaborczo wypiętymi piersiami o wydatnych sutkach,
ze zmysłowym uśmiechem na mile uśmiechniętej, pięknej twarzy.
    Na Świętego Ducha wielkiego Ahury Mazdy pomyślał z nadzieją
Bill. Będę napastowany seksualnie!
    Ruszyła ku niemu, wzbijając pianę - i cudowne uniesienie
przeszło mu jak ręką odjął. Od pasa w dół kobieta była porośnięta gęstym, kozim
futrem takiej samej barwy jak ciemnobrązowa grzywa opadająca mokrymi splotami na
jej alabastrowe ramiona. Kiedy wyszła na plażę, Bill zobaczył, że nogi kobiety
były zakończone parą diabelskich kopyt, bardzo podobnych do jego stopy, tylko
znacznie mniejszych.
    - Cześć - powiedział Bill. - Miło było panią spotkać, chociaż
przelotnie, ale... hmm... muszę już iść. Umówiłem się z lekarzem, który ma mi
dać zastrzyk przeciw okropnie zakaźnej wstydliwej chorobie, o której wolałbym
nie mówić!
    Skoczył przed siebie, ale jego stopa (ta humorzasta, zauważcie)
stanęła sobie na szczególnie sypkim piachu, tak że stracił równowagę i upadł.

    Kozłowata dama nadal zmierzała w kierunku Billa, lubieżnie
oblizując wargi. Z bliska wyglądała jak chodzące ginekologiczne zbliżenie żywcem
wyjęte z "Galaktycznego Hustlera".
    - Jesteś nieco brzydki - mruknęła uwodzicielsko - ale masz
niezłe ciało i piekielnie ładną stopę!
    Bill zawył ze zgrozy i usiłował uciec. Obca kobieta chwyciła go
zadziwiająco silnymi rękami za pas i przyciągnęła do siebie.
    - Naprawdę, proszę pani - to nie moja stopa! Chcę powiedzieć,
że jeśli pani chce, może ją sobie pani wziąć!
    Bill żałował tylko, że kończyna jest tak solidnie przymocowana.
Jednak gdyby było inaczej, do tej pory już dawno by jej nie miał.
    - Ach, daj spokój, kawalerzysto. Czyżbyś nie chciał się
zabawić?
    Bill nie chciał. Pragnął tylko uciec. Niestety, mimo iż wytężał
wszystkie wydatne i wyćwiczone muskuły, śliczna, lecz przerażająca kozia dama
trzymała go w mocnym uścisku. W jej smukłych ramionach i ładnie zaokrąglonych
barkach zdawały się kryć niewyczerpane siły. Pociągnęła Billa do wody,
zostawiając za sobą dwie głębokie bruzdy wyorane przez jego rozpaczliwie
szukające jakiegoś uchwytu ręce.
    - Nieeeeeeeeee! - powiedział Bill. "Nie" przeszło w dziki
wrzask, gdy syropowata, śmierdząca woda sięgnęła mu do nóg.
    - Nabierz powietrza, wielkoludzie. Widzę, że już straciłeś dla
mnie głowę!
    Tak mówiąc i chichocząc chrapliwym, szaleńczym śmiechem
nieziemskiej uciechy, satyr-samica wciągnęła szamoczącego się, wierzgającego i
ryczącego Billa w tajemniczą, mętną toń.

następny   








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
863 03
ALL L130310?lass101
Mode 03 Chaos Mode
2009 03 Our 100Th Issue
jezyk ukrainski lekcja 03
DB Movie 03 Mysterious Adventures
Szkol Okres pracodawców 03 ochrona ppoż
Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16
2009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657
Gigabit Ethernet 03
Kuchnia francuska po prostu (odc 03) Kolorowe budynie
10 03 2010

więcej podobnych podstron