W 1966 roku trafiłam w progi dzisiejszej Jubilatki, wtedy Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Opolu, która zajmowała dwa piętra w budynku przy ulicy Piastowskiej 18 oraz kilkanaście filii rozrzuconych po mieście.
Związałam się na długie lata z Działem Gromadzenia i Opracowania Zbiorów. Tu miałam okazję spotkać mądrych, doświadczonych bibliotekarzy-prakty-ków, którzy wprowadzali mnie na wyższy stopień sztuki bibliotekarskiej, zarażając bakcylem pracy z książką.
Najważniejszą dla mnie osobą była wtedy kierująca Działem Gromadzenia i Opracowania Zbiorów pani Janina Knapik, dla pracowników pani Janeczka. Choć dzieliła nas różnica pokolenia, umiała znaleźć z nami wspólny język, stworzyć dobre, niemal koleżeńskie relacje. Miała ogromne doświadczenie w pracy z książką, znała rynek wydawniczo-księgarski, była profesjonalistką w zakresie opracowania książek. Od niej uczyłam się sztuki klasyfikowania zbiorów, podstaw języka haseł przedmiotowych i Uniwersalnej Klasyfikacji Dziesiętnej.
Zapamiętałam ją jako osobę, dla której praca była wszystkim, wkładała wiele serca i energii w to, co robiła. I choć warunki, w jakich przyszło nam pracować nie były łatwe (ciasny pokoik na II piętrze a w nim sześć osób, tyle samo stukających maszyn do pisania, stosy książek, na biurkach, na podłodze, wszędzie), to nie pamiętam konfliktów, nerwowej atmosfery. Pani Janeczka emanowała pozytywną energią, była życzliwa ludziom, miała w sobie dużo cierpliwości. Interesowała się naszym życiem prywatnym, znała daty urodzin naszych dzieci, często o nie pytała.
Po reorganizacji działu i wprowadzeniu systemu centralnego zakupu i opracowania, oddział opracowania przeniesiono na ul. Kośnego 6, do większego lokalu. Tu zwożono książki dla bibliotek terenowych województwa. Pani Janeczka kierowała już tylko sekcją opracowania zbiorów, choć nadzorowała też prace techniczne, związane z dystrybucją zakupionych książek.
Na początku lat 80. do opracowania wkroczyła elektronika, odsuwając w niepamięć przestarzałe maszyny do pisania i nieszczęsne mini-graphy, które produkowały zaplamione farbą, mało czytelne karty katalogowe. Odetchnęliśmy z ulgą. Nowe maszyny, tzw. robotrony, nie tylko poprawiły komfort pracy, ale przede wszystkim estetykę katalogów.
Byłam już wtedy absolwentką wydziału bibliotekoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego. W osobie pani Janeczki miałam sprzymierzeńca moich edukacyjnych zmagań, chciała bym w przyszłości zajęła jej miejsce. Przeszła na emeryturę w wieku 60 lat, choć mogła jeszcze pracować, miała dużo do zrobienia, była w pełni sił, zdrowa i energiczna. Przeżywała to bardzo, chociaż nie skarżyła się, odeszła pogodzona, ale bez pracy było jej trudno.
Kiedy zajęłam jej miejsce w oddziale, a później w latach 1996-2007 kierowałam pracą działu gromadzenia i opracowania, nie ukrywała zadowolenia, w końcu byłam jej uczennicą. Odwiedzała nas przy ul. Kośnego, później na Piastowskiej, dokąd wróciliśmy, ciągle zainteresowana pracą, ciekawa zmian, jakie
43