stwową, podległy bezpośrednio głównemu inspektorowi PP. 20 stycznia 1919 r. teren Łodzi został podzielony na 14 komisariatów, w trzy dni później ze stanowiska Naczelnika PP w Łodzi ustąpił gen. Stanisław Suryn-- Massalski, a jego obowiązki przejął Bohdan Zbrożek. Na przełomie lat 1918—1919 następowała stopniowa unifikacja przepisów o Policji Państwowej i zmiana nazewnictwa.
9 lutego 1919 r. odbyło się w Łodzi uroczyste zaprzysiężenie Milicji Miejskiej na służbę w Policji Państwowej, 24 lipca tegoż roku ogłoszono ustawę o policji państwowej, z której wynikało. że „policja jest podstawową organizacją służby bezpieczeństwa. Policja pańsizcowa jest organem wykonaicczym władz państwowych i samorządowych i ma za zadanie ochronę bez-pieczeńst wa, spokoju i porządku publicznego". 29 września 1919 r. na stanowisko komendanta PP miasto Łodzi został powołany podinspektor Ryszard Ga llenr. Jubileusz dziesięciolecia polskiej służby bezpieczeństwa stworzył podstawy do refleksji na temat roli policjanta w społeczeństwie. Były prezydent miasta Łodzi A-leksy Rżcwski zauważył, ic odszedł w przeszłość zarówno rosyjski gorodowoj, jak 1 pruski Schutzmann, przed którymi drżeli zniewoleni mieszkańcy miasta, stosunek społeczeństwa do policji uległ radykalnej zmianie — pisał Aleksy Rżewski. — Pogarda i nieufność ustępuje miejsca wzajemnemu szacunkowi i Zaufaniu”. Dr Bolesław Fi-ehna, prezes Rady Miejskiej m. Łodzi, skłaniał do takich przemyśleń: „Policjant to nie mój wróg, a przyjaciel. Komisariat policji to nie ponury, groźny dom, dokąd idę ze strachem i tylko z konieczności, ale to przybytek jasny i ciepły, odzie zawsze znajdę i pomoc, i radę, i opiekę, a dokąd dążę z ufnością, że mnie cierpliwie wysłuchają i w biedzie pomogą (...) Nie można rozróżniać tych dwu pojęć: policjant i obywatel. Można tylko mówić, że ten lub inny policjant jest złym lub dobrym obywatelem, tak jak się mówi o każdym adwokacie, lekarzu, księdzu, robotniku, nauczycielu Itp. Naszym w stosunku do policjanta jest jedno życzenie, aby dobry policjant. z okręgu wojewódzkiego łódzkiego byl jednocześnie dobrym óbyicatelem kroju i pożytecznym członkiem społeczeństwa”.
Należy dążyć do tego, by •zarówno społeczeństwo, jak i policja zrozumiały wzajemne powiązania * zależności. Gdy znikną animozje, to choćby się policji nic kochało, trzeba będzie uznawać jej potrzebę, bo po prostu nie ma innego wyjścia. Od nas samych zależy, by już nigdy więcej strażnicy bezpieczeństwa, ładu i porządku publicznego nie posłużyli się orężem bezprawia przeciw własnemu narodowi.
Robert Geyer i Guido John byli potomkami starych rodów' łódzkich fabrykantów. Mimo niemieckiego pochodzenia byli mocno związani z Polską. W czasie wojny założyli Komitet Obywatelski, którego :elem była obrona ludności przed agresywnymi atakami hitlerowców. Nie przyjęli volkslisty. Obaj zginęli za to, że wybrali polskość.
Żyje jedyny świadek leli śmierci. Jest nim przyjaciel Guido Johna, Zygmunt Krauzo — Polak niemieckiego pochodzenia, uczestnik trzeciego powstania śląskiego, żołnierz AK.
— W listopadzie 1939 roku zostałem poproszony do Johnów na kolację. Na kolacji miała być róionież obecna rodzina Ccyerów. Drzwi otworzył mi stary służący Johnów zc słowami: „Straszne nieszczęście”. Wbiepłem do gabinetu. Powiedziano mi, że przed paroma minutami był kościelny z wiadomością, iż do kostnicy przy kościele Matki Boskiej Zwycięskiej przywieziono zwłoki Roberta Geyer a t Guido Johna. Natychmiast pojechałem tam z braiem Guida — Ottonem, jego siostrą i naszym wspólnym przyjacielem Adrianem Rene-tHem Tragiczna wiadomość okazała się prawdziwa.
Jak doszło do śmierci potomków bogatych rodzin łódzkich fabrykantów?
Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Lodzi zaczęły się pierwsze prześladowania ludności polskiej. Guido John i Robert Geyer jako przedstawiciele Komitetu Obywatelskiego udali się do komendanta łódzkiego z protestem. Po krótkiej rozmowie gestapo przewiozło obu członków komitetu do mieszkania Roberta Geyera. Tam, według relacji służącego Geyerów doszło do ostrej wymiany zdań między gestapowcami a obu przyjaciółmi. Wymiana zdań zakończyła się zastrzeleniem Roberta Geyera. Przerażonemu Guido Johnowi udało się wyskoczyć przez okno. Został zastrzelony w parku.
— Przed wojną tciełe rodzin niemieckich mieszkających w Polsce polonizowało się — opowiada Zygmunt Krauze. — Ich dzieci chodziły do polskich szkół, często nie umiały słowa po niemiecku. Za przykład może posłużyć historia, rodziny Pliehalów — właścicieli fabryki dziewiarskiej. Ich synek zachorował. Ojciec wezwał do niego lekarza Niemca. Matka przed przyjściem lekarza zaczęła uczyć dziecko, jak ma powiedzieć po niemiecku, co mu dolega. Kiedy lekarz spytał o ta chłopca — ten chwilę namyślał się. po czym spojrzał na matkę z rozpaczą i powiedział: „Mamo, ja zapomniałem"
„Niemieccy Polacy” byli podczas wojny w szczególnej sytuacji. Mieli do wyboru: przyjąć volkslistę i opowiadając się po stronie prześladowców zapewnić sobie wygodne życie lub zostać Polakiem i cierpieć wraz z narodem polskim. Musieli odpowiedzieć na pytanie: prześladować czy być prześladowanym?
— Kiedyś w czasie okupacji grałem w korty ; przyjaciółmi — o-powlada Zygmunt Krauze. — Byli nimi Oskar Bćschow : Edgar Mu-Uer. Nagle drzwi otworzyły się wszedł trzeci kolega — Staś Minkiewicz. Przywitał nas słowami: „Jak się macie Szwaby?” W jakiś czas później te „Szwaby” dostały się do obozu koncentracyjnego. Oskar Bischow zginął w Oświęcimiu, Edgarowi Mullerowi udało się przeżyć. Staś Minkiewicz przyjął rolkslislę.
— Moja babcia była Niemką — wtrąca obecny przy rozmowie Jerzy Libich. — W czasie wojny zapropnowano mi przyjęcie volksli-sty. Nie mogłem się na to zgodzić, ale jednocześnie zdawałem sobie spratoę, że uparte trwanie przy polskości tnoże oznaczać śmierć. Wykorzystując fakt, że mąż babci zmarł 5 lat przed urodzeniem mojego ojca, powiedziałem, że nie mogę przyjąć volkśłisty gdyż... mój dziadek byt Żydem. Ponieważ ttie było dowodów potioierdzają-cych moje rzekome „żydostwo” mogłem czuć się bezpieczny będąc jednocześnie w zgodzie z sumieniem.
Część Polaków niemieckiego pochodzenia przyjęła volkslistę, aby ratować swoje życie i po raz drugi już jako volU.-deut.sche dokonała wyboru: jedni stali się zagorzałymi hitlerowcami, inni uratowawszy siebie, zaczęli pomagać polskiemu ruchowi oporu. Na czele takiej grupy Volksdeutschów stał Harry Draube — odznaczony przez AK Krzyżem Walecznych. Harry Draube organizował pomoc dla partyzantów dostarczał im lekarstw z apteki prowadzonej przez panią Geycrową. Nie można zapomnieć o ludziach noszących nazwiska: Lorenz (organizator tajnego nauczania), Keiścrbrecht, Hoffrioh-ter, Heinzel, Grohman.
— Przed wojną nie dzieliliśmy się na Niemców, /kilaków i Żydów — mówi Zygmunt Krauze. — Jako dzieci chodziliśmy do lej samej szkoły, bawiliśmy się na tym samym pmlwórku. To, jakie kto mo pochodzenie, nie miało znaczenia. Ważne, jakim kto byl CZŁOWIEKIEM! Dziś jest inaczej. Coraz częściej zdarzają się przypadki zaglądania ludziom w metryki. Wraz z demokracja pojawiła się nietolerancja religijna i światopoglądowa, rasizm, fanatyzm, przeSłado-wanie za jakąkolwiek „inność”.
MAGDALENA GROC1IOWALSKA
■
W kwietniu (12.04.) minęło 19
lat od śmierci red. Henryka Rudnickiego. Chcę ograniczyć się do przypomnienia, niewielkiego. ale jakże cennego dla łódzkich dzieci (i nie tylko łódzkich) okresu jego współpracy i redaktorstwa w „Małym Kurte-rzc”. W latach trzydziestych' (1930—1939) był to samodzielny, sobotni dodatek do „Kuriera Łódzkiego”. Wydawany byi przez Władysława Stypullcow-skiego. a pod koniec jego brata Jana.
Henryk Rudnicki pracując w „Kurierze Łódzkim” (od 1929 r<*» ku) równocześnie przejął, po v/r stąpieniu Ryszarda Manugicwfc* cza, także redagowanie „Małego Kuriera” (1032 r.). W „Małym Kurierze” pisywał od chwili jego powstania. To najtańsze p£* semko dla dzieci stało się jego „ulubioną pracą”.
Pochwala
„Małego
Kuriera”
II. Rudnicki pisywał dużo, wiersze, opowiadania, odcinki powieściowe, teksty do historyjek obrazkowych; wykorzystywał swe zdolności techniczne w dziale dla majsterkowiczów, korespondował z młodymi czytelnikami. umieszczał niekiedy wiersze pisane przez dzieci.
„Mały Kurier” odnotowywał ważniejsze wydarzenia z kraju i ze świata. Wiele miejsca poświęcał przeszłości historycznej, literackie j. Prowadził interesują-cą rubrykę: „Wielcy ludzie, ich czyny i dzielą" zapoznając dzieci i z Michałem Faradayem, i Mahntmą Gandhim, i innymi wielkimi tego świata. Redakcja organizowała rozmaite konkursy. Nagrody były wartościowo i pożyteczne. Do „Konkursu spostrzegawczości” stanęło ponad 6,5 ty*, dzieci. „Konkurs wakacyjny” umożliwiał dzieciom udział w wycieczce do Gdyni — zobowiązywał do pisania dzienniczka, o-pisania wrażeń. W rubryce „Rzeczy ciekawe” dzieci znalazły wiadomości o kolibrach, mrówkach, historię zapałki, ziarnka kawy i wiele innych ciekawostek. Byl urozmaicony dział rozrywkowy — żarty, zagadki, krzyżówki, szarady, rebusy, zabawy dla dzieci. W dążeniu do ulepszania pisma wprowadzono, drogą ankiety przeprowadzonej wśród czytelników, dział sportowy. Dział ilustracyjny dostosowany do treści pisemka podnosił jego atrakcyjność.
„Mały Kurier” miał czytelników nic tylko w Łodzi i okolicy (Brzeziny, Konstantynów. O-zorków, Pabianice, Zgierz), lecz także w innych miejscowościach m. in. w Kaliszu, Częstochowie, Włocławku, Białymstoku,
Brześciu Kujawskim, Drohobyczu. Miał odbiorców również w ośrodkach wiejskich woj. warszawskiego, lubelskiego, kieleckiego.
WIESŁAWA
KASZUBINA
NR 1*19, C2BRWMBC 1390 R.
ODGŁOSY 1S