— •• M.
Stałhi Fioły Ochotniczej. Stoją od lewej do prawej: „Petereburg", „Kijów", ,,Chertoii" i „Włodzimierz". Zdjfcie wykonane w Odettie.
ponieważ właściwie jedynym pancernym krążownikiem był tylko „0 1 e g"; reszta to lekkie krążowniki, do boju z głównemi siłami nieprzyjaciela niezdatne. A tutaj nadobitek wszystkiego ujawnił się taki skandal z węglem na głównych jednotskach bojowych I
Dwunastego, eskadra stanęła na kotwicach w zatoce Camran Bay. Zatoka ta znajduje się na północo-wschód od Sajgonu. Jest ona dostatecznie głęboka i zabezpieczona od wiatrów. Większego osiedla niema, są tylko małe anaraickie wioski po kilka chat. Ludność zajmuje się przeważnie rybołówstwem. Okolica górzysta, z małym zalesieniem. Mięsa mieliśmy w bród, naokoło pasły się stada rogatego bydła, w wioskach można było dostać świniny. Stada były silnie strzeżone z powodu masy drapieżników (tygrysów i leopardów). Stadami temi, należącymi do bogatego francuza z Sajgonu, zarządzał polak (zdaje się p. Dombrowski).
Tutaj zatrzymaliśmy się, w oczekiwaniu na eskadrę admirała Nieboga-towa, która lada dzień miała nadejść. Dla połączenia eskadry ze światem francuzi przeprowadzili do Cambran Bay telegraf i osadzili przy nim kilku telegrafistów.
W czasie zjeżdżania na ląd w sprawach służbowych, przy wysiadaniu na brzeg, trzeba było zatykać nos chustką, taki bowiem panował odór koło chat. Chaty stały na samem wybrzeżu. Podczas odpływu, wszystkie nieczystości i trupy zdechłych kaczek, prosiąt, szczurów i t. p., pod działaniem tropikalnego słońca szybko się rozkładając, zarażały swą wonią cały brzeg.
Japonja protestowała, że Francja udziela pomocy i schroniska w swoich portach eskadrze rosyjskiej, na co Francja w swojej odpowiedzi zaznaczyła, że w żadnym porcie kolonji francuskiej rosyjskiej eskadry nie było. Madagaskar posiada tylko dwa porty, Diego-Suarez i Majonga, Ko-chinchina Sajgon. Innych portów na tej drodze niema. Rzeczywiście, ani
Nosi Be, ani Camran Bay, ani Dai-mioi nie figurują jako porty. W zatokach tych niema nietylko żadnych większych osiedli, ale również i połączenia telegraficznego. Pozornie więc było wszystko w porządku.
Dla podkreślenia tego wyjaśnienia, zainscenizowano następującą komedję: Podczas postoju w Camran Bay, admirał Rożdiestwienski otrzymał następującą depeszę: „Admirał Jonclai-re zasyła pozdrowienie admirałowi Rożdiestwienskiemu". Natychmiast po otrzymaniu tej depeszy podniesiono na admiralskim okręcie sygnał: „Eskadra przygotować się do wyjścia w morze I” W dwie godziny później podano rozkaz: „Wszystkie okręty wychodzą w morze". Nastąpiło to natychmiast. Każdy okręt zajął swoje miejsce według planu pochodu, kierując się na północ. W kilka godzin spotkaliśmy dwa francuskie krążowniki pod flagą kontr-admirała Jon-claire, idące w kierunku południowym. Natychmiast admirał Jonclaire, doniósł swojemu rządowi, że spotkał rosyjską eskadrę, idącą w kierunku północnym. Komedja została odegrana. Po przejściu francuzów, eskadra skierowała się do zatoki Daimioi, położonej o 35 mil na północ od Camran Bay. Do zatoki weszły tylko transportowce, torpedowce i drobne krążowniki, reszta zatrzymała się w morzu u wejścia do tej zatoki.
Nareszcie po długiem oczekiwaniu zawitał admirał Niebogatow. Eskadra jego składała się z czterech pancerników obrony przybrzeżnej: „Nikołaj I", „G e n e r a ł - A d ra i r ał A p r a k s i n", „Admirał Sieni a w i n", „Admirał U s z a k o w" i kilku transportowców. Warto rzeczywiście było czekać na te „stare kalosze", jak je nazywano! Uzbrojenie ich stanowiły działa lO-o i 6-calowe, przyczem na trzech ostatnich było wszystkiego po dwa większe działa. Szybkość ich nie przekraczała 10 mil. Wysłane zostały podobno pod naciskiem opinji publicznej, co świadczy że pod wpływem wiadomości z teatru wojny, zarówno rząd jak i całe społeczeństwo rosyjskie potraciło głowy. Zdawało się powszechnie, że wojna ta zakończy się pełnym triumfem Rosji i stosunkowo niedużemi ofiarami, nikt bowiem nie miał pojęcia jakiego mają przed sobą przeciwnika. Sam słyszałem przechwałki, że ci azjaci, „makaki" — jak ich urągliwie przezywali rosjanie — na sam tylko widok wojsk rosyjskich rozbiegną się, a tu następowała klęska za klęską.
Nareszcie 3-go maja po sygnale cała nasza armada wyruszyła w drogę. Na zagładę — jak pocichu mówiono na eskadrze. Porządek pochodu był taki sam, jak poprzednio, tylko pochód zamykał Niebogatow. W drodze do Formozy jeszcze dwa razy zatrzymywano się dla przeładunku węgla, przyczem rozkazem admirała pancerniki musiały nietylko zapełnić bunkry, ale pewien zapas paliwa złożyć w workach na pokładzie i w oficerskiej kajut-kompanji, aby się nie powtórzyła już opisana historja z zapasami węgla.
Japończycy protestowali, że francuzi pomagają rosjanora, ale zdaje się, że anglicy pomagali japończykom. Trudno bowiem przypuścić, aby było to tylko zbiegiem okoliczności, że, idąc na północ, otrzymywaliśmy jakieś niezrozumiałe wyrazy, widocznie depeszowane szyfrem, podczas ukazania się na horyzoncie 3-kominowego krążownika angielskiego, idącego z nami kontra kursem w odległości 4 — 5 mil z prawej strony. Celem poznania tego okrętu admirał wysłał w jego stronę „Ź e m c z u g a", krążownik angielski po zrównaniu się z nami, podniósł na maszcie rosyjską banderę i salutował admirała 17 wystrzałami według statutu. W kilka godzin później z lewej strony ukazał się inny krążownik, również angielski. Szedł w odległości nie mniejszej, niż 5 mil. Widoczne było, że Anglicy mieli polecenie śledzenia eskadry.
(D. n )
25