40
RYSZARD FILAS
innej kwestii: jak zachowuje się potencjalny inwestor, który chciałby wyłożyć pieniądze na zakup firmy medialnej. Zapewne trudno abstrahować od cech indywidualnych inwestujących podmiotów, ale znajdujemy pewne przykłady, jak i stereotypowe opinie na temat typowych zachowań jednych i drugich.
O inwestorach będących instytucjami finansowymi (bankami, funduszami inwestycyjnymi etc.) mówi się, że w zasadzie nie wtrącają się do polityki firmy, w którą angażują pieniądze (a jeśli tak - to przeważnie w sferę zarządzania, a mniej, choć się zdarza - do oferty programowej); sprawdzają jednak, jaka jest zdolność danej firmy medialnej do pozyskiwania dochodów z reklam, wysokość limitu reklamowego przyznanego w koncesji danej stacji i zdolność jego wypełnienia; pytają jednak i o atrakcyjność grupy docelowej, co wiąże się z polityką finansową. Stąd z pewną ostrożnością ryzykują inwestowanie większych środków w firmę z ograniczeniami reklamowymi i programowymi (jak w przypadku katolickiej sieci Radia Plus), a nie zdecydowali się wejść do TV Puls, obecnie TV Niepokalanów Puls (w której koncesję i większość udziałów oraz decydujący głos w sprawach programowych mają o.o. franciszkanie).
Inwestorzy medialni chcą zwykle mieć wpływ zarówno na całość zarządzania firmą, jak i program stacji radiowej, a tym bardziej - telewizyjnej. Korzyścią ich pozyskania jest znaczne obniżenie kosztów utrzymania programu, gdyż wprowadzają wiele produkcji „sieciowych”, programów wyprodukowanych już na potrzeby innych stacji należących do tego inwestora (zwykle w innych krajach, czasem odległych). Ceną natomiast, jaką płacą za to polskie stacje, jest wielce prawdopodobne obniżenie poziomu artystycznego (tzw. masowa „sieczka”); tę cenę jednak nierzadko zapłacą i wówczas, gdy nie dopuszczą dopływu zachodniej gotówki (bo przecież muszą wówczas, z braku środków na rozwój, kupować na światowych medialnych giełdach programy i formaty możliwie najtańsze, a więc i niskich lotów).
Czy możemy grymasić w wyborze inwestorów, powiedzieć: „tego a tego do Polski nie wpuścimy”? Nawet gdyby ktoś bardzo tego chciał, to metodami administracyjnymi w praktyce nic się załatwić nie da. Na początku ubiegłej dekady, mimo całkowicie wolnego rynku prasowego, Komisja Likwidacyjna RSW sprzedała wiele dzienników „dobrym” Francuzom (Her-sant) i Szwajcarom (Marąuard do spółki z Fibakiem), z podtekstem ochrony polskiego rynku przed Niemcami; w połowie lat 90. większość tych tytułów została odprzedana już przez nowych właścicieli niemieckiej Verlagsgruppe Passau (podejrzewanej o powiązania z koncernem Bertels-manna). Ale prawo unijne, z którym musimy się liczyć w coraz większym stopniu, zapewne wyznaczy pewne preferencje geograficzne.
Może się okazać, że firmy amerykańskie chcące prowadzić działalność na naszym rynku będą uznawane za gorsze od europejskich. Dokładniej idzie o charakter oferty programowej stacji telewizyjnych. Dotychczas, dzięki dwustronnym umowom o ochronie inwestycji, sięgającym niekiedy