WESOIY
11( Powieść
Przed mieszkaniom n.-trob ko marynarza Jim lluzeldc,ia. po*>ukuJąc«-ko wraz z Chiilczvkl«m Wong-tl pracy, tajemniczy Chld:z,< Klnie prze. bity nożem swych współwyznawców. ale dąży Jeszcze więc/yć Anglikowi zwój. przesłany przez brała Hnzeldcna. zamieszkałego w Chinach. naiM den udaje sio do Chin.
Pokłosie świąteczne
Podarki pana Alojzego
PODSTĘPNY GENTLEMAN.
UCZTA U MALARZA.
— A Jnkłc sałatki życzysz Bobie do tego mięsa?
Przed meczem bokserskim
— Żal mi pana! Mola lewa pięść to szpital, moja prawa to cmentarz.
Drugi bokser:
— Za to gdy ja w czasie mego ostatniego meczu trzasną lent mego przeciwnika w żołądek. musiał, biedaczysko, zapłacić za bilet wstępu, aby móc wrócić z powrotem do sali. w której toczyła się wałka.
Rachunek prau/dopodobleA-stwu
— Czy wic pjo, — powiedział zawszony ilodzJonilk do człowieku. Md ry używał Zyc*a bez ograniczeń. --ie każda wypKi przez pana butelka wina. skraca uirt.kio ‘yele co nnj-mnlcl o tydzień!?
— Wykluczono*
— Ależ nrosze pana. wlwn co mówię! To zoslalo naukowo dowiedziono!
— Mimo lo Jo U (o niemożliwe, bo w takim razie mudal bym umrzeć przynajmniej przed studwudzICMu lity!
Pan-Alojzy jest człowiekiem majętnym, a pr/ytem starym kawalerem. Nic dziwnego, żc cała familia odnosi się do niego z przesadnym szacunkiem... Pan Alojzy nie dow-jrzi jednak że rodzinnym duscrom i nie zaniedbuje żadnej okazji, by wypróbować istotny charakter tych uczuć. W święta zajechał taksówką, naładowaną podarkami przed dom. w którym inie szkał jego sK)St.*z >" tc z żoną i dziećmi.
— Niech pan tu zaczeka pięć niir.ut —- powiedział do szofera. • Jeśli w ciągu tego czasu nic wrócę, proszę zanieść wszystkie te paczki na pierwsze piętro. Jestem ciekaw, jak miftp przyjmie kochana rodzinka, kiedy zonaczy. żc nie mam żadnych uprnmków.
Jat: to było ti szkotóur
Dwaj Szkoci. Patryk 0‘Kel-ly i Patryk McP.amsay. stale grywają w szacny. W wigiiię powiada pierwszy Patryk do
Zatwardziały pijak
Pewna dobroczynna paniusia usiłuje przemówić do sumie nia zatwardziałemu pijakowi:
— Czy panu nie wstyd pić w ten sposób? Czy panu nie żal? Niech pan pomyśli, cobv pan mógł sobie kupić za tę olbrzymia sumę pieniędzy, która pan przepił w ciągu całego swe jego życia.
— To prawda - odpowiada skruszony pijak — żc za le pieniądze możmiby było sobie pierwszorzędnie popić.
Ach, cl uczeni
Działo się to w pewnym prowincjonalnym gimnazjum. Nauczyciel przyrody mówił wialnie o dirabąst-czu majowym.
— Przyniosłem wam właśnie takiego chrabąszcza. powiedział wre szcle. — Mam ko pr/y sobie w kieszeni.
Wydobył mały pakleclk. Odwin.il ostrożnie papier t — wszyscy ujrzeli bułeczkę z szynką.
Profesor wpatrywał się w nią przez długą chwilę.
Nazle zaczęło mu 4wilać w yło-włc.
— Boże iwlęly Jęknął przerażony, —■ okazulo się, te na poprzednie] pauzie zjadłem chrabąszczaI
Kumor duftskl
Sven skoV*y;ł sie-.lcm lat. 2 wizytą zjawia się proboszcz i matka woła: "•
— Sycił, zsJJź na dół, mamy gościa!
Na to pada odpowiedź:
— A po co? Jeżeli mm?e .-lico znaczyć, niech wlezie na górę. Od niego do mnie jest akurat tak samo dV,?ko. jak odt mn'e do niego!
Matka spk "Ja na pr^b-sz-cza ze znłrv,MnLvn i wreszcie jaka:
— Bard ;o przepraszam, ksie żę proboszczu, ale Svt u jest taki nieśmiały!..
drugiego:
— Właściwie, powinniśmy
W PORANEK NOWOROCZNY
— Jak sądzisz, czy jesteśmy u mnie, czy u ciebie?
— Nic wiem sam, ale słyszę jakiś głos kobiecy, zaraz więc ustalimy.
— Pozwolą szanowne panie, że ustąpię miejsca starszej ' nich.
Uczciwy zawód
— Niechaj Inni się pocą! Ja dbam o to, żeby mleć z teteo Jak nnlwlęccj dochodu!
— Jest więc pan nieuczciwym człn wlokłem, który żyjo z cudzego potni
— Przeciwnie, Jestem najuczciwszym człowiekiem, który żyje z cu-dzcKO potu! Mam po prostu łaźnię turecką;
Bajeczka
. Około icodzlny trzeciej w uocy ma la Elżunła budzi się zc snu.
—■ Mamusiu, — szepcze błagalnie. — opowiedz ml Jakąś baicezkę!
— Chwileczkę, dziecko. — odpowiada matka. — właśnie słyszę, że tatuś wraca .lo domu. Już on nam za chwilę opowie Jakąś ciekawą bajeczkę!
Kłopoty szkockie
Pewien Szkot zaprosił dziewczynę na spacer taksów**. Dziewczę było tak piękne, że biedak cUrplał strasznie, nie inoitąc oderwać oczu otL. licznika!
się z okazji świąt obdarować jakimiś upominkami.
— Racjuf — woła drugi Patryk. — W najbliższej partii damy sobie po figurze for!
Między przyjaciółmi
— Nie wiele brakowało, a byłbym spędził cały dzisiejszy wieczór w domu.
— Czy źle się czułeś?
— Nie. ale grałem ze sobą w orła i reszke. aby sie przekonać czy mam poświęcić wieczór na prace. czv też pójść do kina i dopiero za szóstym razem wyszła reszka.
Sprxoda£ przedświąteczna
Młoda pani roM zakupy w domu towarowym, ni’-ęizy Innymi również w dziale liler/uy mę-Mt-J.
— A teraz poproszę o koszulę Jedwabną dla u jzo męża!
— Jaki ob^óJ f?>M, prozę pani?
— Bożo 4w:j:y.. na fińłurć zapomniałam! Alo to nic, niccb ml pani zmierzy dłonie. Pasują dokładnie do Jo«o tzyiL
— Gdzież to? - zapytał Dc!avanc.
—Gdzie Eu-Czang, ani nikt jego pokroju dotrzeć nie może!—
odpowiedział Hazcldcn zagadkowo.
Od dyżurnego oficera, który przybył na brzeg z pierwszego z krążowników dowiedział się Hazcldcn ku swemu rozczarowaniu. źc z pokładu „Sussesa" nikt nic przybędzie na brzeg tej nocy,
— Ja zabieram cała pocztę dla „Sussexa“ l "Ariadny* rzekł oficer — a więc będę musiał Jeszcze tej nocy udać flę na pokład' „Sussex‘n.... Może mógłbym załatwić pańskie zleeemsr
— Czy Benson, drugi oficer, znajduje się jeszcze na pokładzie .Sussex‘a? — spytał Hazcldcn. , ...
— Tak jest__To jeden z najlepszych mych przyjaciół.
Jim odciągnął go na bok. aby nikt z załogi nie tnógł dotfy-
szeć ich rozmowy: „, , . , . . „
—Czy Benson nie będzie przypadkiem na lądzie Jutro rano?.
Oficer potrząsnął przecząco głową.
— Sądzę, żc nie — odparł — „Sussex“ ma wyruazyć na manewry, a to związane Jest z wstrzymaniem wstolklbh nrio-
PÓ'-1 Czy byłby pan w takim razie skłonny oddać ml pewną przysługę? — rzekł Jim, wyjmując inałą paczuszkę z kieszeni. — Niech mu pan to odda ode mnie, I powie, ie Jim Hazcldcn prosi o ukrycie tego w miejscu bezwzględnie pewnym. Niech tnu pan powie, żc rzecz ta posiada dla mnie niesłychane znaczenie. i że trzeba liczyć się nawet z możliwością napadu, dla zdobycia tego... Z tego tylko względu proszę go o ukrycie tego na okręcie i przestrzegam, aby pod żadnym pozorem nic nosił tego przy sobie... Chciałbym nadto pana prosić — dodnt poważnym tonem — aby żywa dusza na pokładzie nic dowiedziała się o tym.... Proszę nie wyjmować paczki z kieszeni aż do momentu oddania jej Tomowi...
— Brzmi to dość groźnie — uśmiechnął się trochę kwaśno
oficer. „ ,,
— Proszę ml wierzyć — zapewnił go gorąco Hazcldcn — że sprawa Jest poważna. Jeśliby pan zechciał poprosić Toma, al»y w jakikolwiek sposób dał mi znać. że przesyłkę otrzymał I ukrył w bezpiecznym miejscu — byłbym panu niewymownie obowiązany.
— Może pan być o to zupełnie spokojny — odparł gorąco oficer. — Zrobię wszystko, o co mnie pan prosi.
Oficer dyżurny ! trzej ludzie z załogi udali się w kierunku poczty. Jim zwrócił się do Dclnvcną:
— W każdym razie znajduje się w bezpiecznym miejscu, aż do chwili, kiedy wymyślę coś innego — rzekł.
— TakOy wyglądało... — odpaił Dclavnne. — Trudno przypuścić. aby nawet najbardziej chytry Chińczyk zdołał się przedrzeć nn pokład wojennego okrętu i popełnić tam krad/łeż. Wobec tego. żeśmy już wyszli z hotelu — tnożchyśmy wpadli nr. pocztę, która będzie otwarta teraz dla wydania korespondencji okrętowej? Zaoszczędzę sobie w ten sposób udania się tam wczesnym rankiem.
— Chętnie — zgodził się Hazcldcn. — Zwłaszcza, żc noc iest zbyt gorąca, aby można było zasnąć w pokoju hotelowym.
12. W walce z żółtą tłuszczą
Gdy mijali stary plac targowy, cichy szelest wzbudził po-deji zenie Hazcldcnn, że nie byli sami... Szybkim ruchem dał znak swemu towarzyszowi i obydwaj za trzymali się natychmiast w miejscu... Nic nie było słychać.
— Ktoś jednak musiał się skryć za tymi starymi straganami
— szepnął cicho. — 1’rzypuszczant, żu to nowa sprawka Eu-Czanga. Lcplcjby było. abyś odszedł stąd... Nie chciałbym wciągać cię w niebezpieczeństwo...
— Trochę za późno — odparł Dclavane spokojnie. —Czy masz przy sobie broń?
Zamiast odpowiedzi Jim wyciągnął z kieszeni swój automatyczny rewolwer.
— Ktoś widać chce wkopać się sam w niebezpieczeństw!
— zauważył Dc!avanc groźnie.
Jakkolwiek nic jeszcze nic było widać, a mgliste cienie mogły oznacznć najbłahsze rzeczy — obydwa! mężczyźni czuli wyraźnie, że napad wisi w powietrzu. Dokoła ani śladu żywej duszy... Ponieważ niewielu europejczyków zapuszcza się w te okolice po zmroku, — policja nie uważała za potrzebne ani nawet za wskazane wysyłanie nocnych patroli... Istnieją bowiem takie chwile, że daleko lepiej pozostawić Chińczyków sobie samym.
Pe1avane, który znał dokładnie każdą piędź terenu, mogącego się w każdej chwili przekształcić w teren walki — kierował Hazcldena w tę stronę skweru, gdzie mieściła się studnia. W ten sposób, mogli być osłonięci przed atakiem przynajmniej z jednej strony..
Jakgdyby nagle odgadnięto Ich manewr — dokoła powstało poruszenie: dal się słyszeć szybki tupot nóg i szepty. Delavane strzeli! dwukrotnie: za każdym razem jeden z żółtych z rozpostartymi rękami pada! na ziemię.
Zanosiło się tym razem na walkę innego rodzaju, niż ta. która odbyła się w Zatoce Tygrysiej.... Chińczycy nacierali gromadnie. wyrastali jak z pod ziemi, walczyli z dzikim uporem, lakgdyby przyświecały im tajemne sekciarskic cele.- Ale wszystko to odbywało się wśród przeraźliwej ciszy... Napastnicy zdawali sobie widocznie sprawę z tego. coby się stać mogło, gdyby zjawiła się policja. Browning Hazcldena odezwał się cztery razy l za każdym błyskiem strzału jeden z nacierających zwalał się na ziemię. Ale natychmiast Inni wstępowali w jego miejsce. Jeśliby to istotnie byli ludzie Eu-Czanga, — wyglądali o na zdecydowanych na walkę oż do zwycięstwa.
| (Dalszy ciąg nastąpi)