ZE ZWIĄZKU PIONIERÓW KOLONJALNYCH
Zarząd Związku Pionierów Kolonialnych (Oddział I im. Jana z Kolna Ligi Morskiej i Kolonjalnei). nowołany przez walne zebranie w dniu 2 marca r. b. ukonstytuował się. jak następuje pp.: Dr. Wiktor Rosiński — prezes Stanisław Lenartowicz — wiceprezes. Kazimierz Kolilmann — skarbnik. Hubert Su-kiennicki — sekretarz, członkowie: Edmund Ernest. Franciszek Łyp. Dr Aleksander Freyd Edward Januszewicz, Stanisław Zieliński. Zastępcy członków zarządu pp.: Antoni Kalinowski, mjr. Leon Bulowski. Mieczysław Mysłowski i kot. Jan Karol Hordliczka.
LEOPOLD IANIKOWSKI
Na szeregu zebrań Zarządu po szcze-STÓłowem omówieniu programu prac na rok bieżący powołane zostały następujące sekcie:
1. Sekcja finansowo - gospodarcza — przewodniczący p K Kolilmann.
2. Sekcja propagandy i dochodów niestałych — przewodniczący — p. K. Kolilmann
3 Sekcja ogólno - kolonialna — przewodniczący p. H. Sukiennick'
Zkołei sekcja ogólno - kolonialna podzielona została na referaty: I. ogólnoinformacyjny — przew. p. M. Mysłowski. 2. handlu zamorskiego — przew. p.
Dr. W. Rosiński. 3. kolonialny—przew. p. Dr. J. Rozwadowski. 4. kolomzacyj-ny — przew. p E. Januszewicz i 5. emigracyjny — przew. p radca W. Skowron.
Zadaniem sekcii ogólno - kolonialnej będzie przygotowane szeregu problemów. skrystalizowanie oogi»dów i ustosunkowanie s-ie do rzeczywistych możliwości w realizowaniu wytkniętych punktów programu kolonialnego. Zarówno sekcje, iak i referaty, zostały już zmontowane i rozpoczęły swoje prace.
Zgłoszenia do sekcyj luj) referatów mogą być uskuteczniane u sekretarki Biura Związku p. Ancerewiczowej. Liga Morska : Kolonialna. Widok 10. III p.
Ponieważ noc zaskoczyła nas na jeziorze, postanowiliśmy przenocować w leżących na połowie drogi i będących własnością francuskiej faktorii plantacjach kawy w Flimie. Stanęliśmy tam późnym wieczorem.
Rogoziński, ja i dwu Francuzów udaliśmy się na polowanie przy księżycu. Było tam wiele lampartów. panter i dużych dzikich kotów. Szczególnie trudne jest polowanie na lamparta, w dzień bowiem chowa się on w niedostępne kryjówki Nieraz straciłem kilka godzin, idąc za śladem i napróżno, prowadził on bowiem w końcu w takie gąszcze lub błota, że trzeba było się cofnąć. Za to w nocy lampart jest panem lasu. Wychodzi wówczas na żer. zbliża się do mieszkań, czatując na inwentarz, a nawet, gdy jest głodny, zabiera ofiarv z ludzi. W nocv lub nad ranem przychodzi do źródeł lub rzek. abv gasić pragnienie i tam najłatwiej go podejść. Rozstawiliśmy się na ścieżce, prowadzącej do wody. Trzeba było leżeć na wilgotnej ziemi, w rosie, pomiędzy krzakami. Ostrożny zwierz omijał nasze stanowiska. Połowa myśliwych zniecierpliwiona powróciła do domu. Ja z Francuzem dotrzymałem placu i nad ranem. zdawało się, że trudy nocy będą wynagrodzone. Usłyszałem szelest i trzask łamiących sie suchych gałęzi; ciężki zwierz zbliżał sie ku nam. Niestety, znajdujący się przy mnie pies. przeczuwając nieprzyjaciela, dostał nerwowego drżenia, trzeba go było siłą powstrzymać, wreszcie. gdv zwierz był blizko, pies warknął — usłyszałem tylko uciekającego lamparta, którego nawet nie widziałem.
Rezultatem polowania była nazajutrz słaba, a na trzeci dzień tak silna febra, żeśmy obaj o mało życiem nie przypłacili nocnej wycieczki. Opis tego nieudanego polowania podaję, aby sprostować mylne a powszechne wyobrażenie o niebezpieczeństwach ze strony dzikich zwierząt w Afryce. Lampart np., spotkany w lesic, ucieka, jak zając, chyba, że się go zrani, wtedy rzuca się na człowieka celem obrony. To samo dotyczy wężów. Wąż. chociażby najjadowitszy i głodny, na szelest idącego człowieka ucieka z drogi i chowa się w gąszcze, a jeżeli jest syty, to jest tak ociężały i leniwy, że z miejsca ruszyć się nie chce. Bywają wypadki ukąszenia, ale wtedy, gdy Murzyn nieostrożnie polożv sie na nim lub nadepnie go nogą.
Nazajutrz rano oglądaliśmy plantacje, polując po drodze. Mnóstwo papug szarych.- zielonych gołębi. dużych kuropatw i jarząbków przewijało się przed oczami. Wtem, już koło południa, nadbiegli
Murzyni z krzykiem, dając znać. iż odkryli legowisko dużego węża boa. który im oddawna niszczył inwentarz. Pobiegliśmy szybko na miejsce i rzeczywiście ujrzeliśmy olbrzymiego węża. który leżał zwinięty w krzakach. Dostał 5 kul rewolwerowych 12 kalibru w kark około głowy, ciało było prawie przecięte, ale okazało się to jeszcze dla niego niedostateczne. Raniony skrył się w otwór spróchniałego drzewa, leżącego o kilkadziesiąt kroków. Murzyni twierdzili, że to musi być jego zwykła kryjówka — gniazdo. Widząc nasze powątpiewanie, jeden z nich, z najzimniejszą krwią, wsunął całą rękę aż po ramię w ów otwór i nie zważając na znajdującego sie tam węża, wyciągnął parę jaj wężych. jako dowód. Nie mogliśmy w żaden sposób wystraszyć węża z kryjówki, dopiero czarni ucięli długą żerdź i. włożywszy ją w otwór, drażnili potwora. Po długiej chwili wąż wysunął z drugiej strony drzewa głowę » dostał w nią zaraz cały nabój śrótu. Murzyni wyciągnęli natychmiast potężny okaz i przy głośnych okrzykach radości powlekli go do domu. Waż miał kilkanaście stóp długości, a stopę szerokości. Skóra była tak pokaleczona, że tylko cześć jej można było ściągnąć. Mięso oddaliśmy Murzynom: pokrajali Je zaraz na kawałki, aby je uwedzić. Tłuszczu, którego była warstwa ze 2 cale grubości, używają w celach leczniczych na różne rany.
Podczas naszego polowania wioślarze przygotowali łódź. Popłynęliśmy też zaraz dalej, z początku jeszcze po jeziorze, później po rzece Kindżabo. Brzegi rzeki są prześliczne, zarośnięte już nie man-grową, lecz palmami i drzewami liściastemi. Olbrzymie liany, pnąc się. okrążają pnie drzew, następnie w fantastycznych zwojach spuszczają sie ku wodzie. Ptaków pełno. Zwinne czarne małpy przeskakiwały z drzewa na drzewo. Zabiliśmy pięknego wodnego węża, o żywych kolorach, zielonym i niehieskim. Przed wieczorem stanęliśmy u celu. Król Amatifu, uprzedzony o naszem przybyciu, kazał wyciąć wygodną, szeroką na 2 metry drogę, od brzegu rzeki aż do wsi, t. j. na przestrzeni 2 kilometrów. Była to praca melada. zważywszy, iż dotąd była tam tylko wązka. zarośnięta ścieżynka, prowadząca przez las dziewiczy. Musiały pracować tam setki ludzi, skoro droga powstała w ciągu dwu dni. Po wylądowaniu zwróciły naszą uwagę dwie olbrzymie łodzie królewskie. Jedna z nich. większa, miała kilkanaście metrów długości i była wyrobiona z jedne! sztuki drzewa, zewnątrz malowana, stapowiła własność króla. Druga prawie równej długości, ale mniej
45 —