Maria Tomaszewska
Dzieci trzeba „otaczać” muzyką. Dzięki śpiewaniu nie tylko rozwijają narząd głosu i ćwiczą pamięć, ale prezentując przed całą klasą swoje wokalne możliwości, uczą się pokonywać lęk przed opinią grupy rówieśniczej. Ćwiczą także panowanie nad emocjami
Od czasu wprowadzenia nauczania zintegrowanego z przykrością obserwuję coraz mniejszy udział zajęć muzycznych w edukacji dzieci. Wychowawcy obarczeni odpowiedzialnością nauczenia swych podopiecznych pisania i czytania, koncentrują się na doskonaleniu tych umiejętności. Przed reformą oświaty w 1999 roku w klasach młodszych obowiązywał przedmiot „muzyka”, co obligowało pedagogów do poświęcenia śpiewaniu i zabawom muzycznym chociaż jednej, a wcześniej dwóch godzin lekcyjnych w tygodniu. Ambitniejsi pedagodzy wprowadzali na lekcjach granie na dzwonkach chromatycznych lub fletach prostych, słuchali z dziećmi muzyki poważnej. Uczeń w wieku od 7 do 10 lat dysponuje pojemną pamięcią i łatwością przyswajania. Wyraża chęć śpiewania i muzykowania, która z wiekiem zanika, zwłaszcza gdy pojawiają się psychologiczne blokady, wstyd i młodzieżowe preferencje, utrudniające pracę na materiale innym niż aktualnie modny.
Kiedyś zapisany w dzienniku przedmiot „muzyka” dawał szansę, że przez cały rok szkolny dzieci nauczą się 30-35 piosenek, wprowadzanych po jednej na tydzień. Obecnie w nauczaniu zintegrowanym regułą stało się marginalizowanie muzyki. Zwolennicy reformy dowodzą, że teoretycznie można wprowadzać piosenki nawet w codziennym materiale edukacyjnym, „przemycając” je przy każdej okazji, co stwarza hipotetyczną możliwość nauczenia dzieci aż 200 króciutkich piosenek podczas całego roku szkolnego. W praktyce uczniowie klas początkowych poznają na lekcjach jedną piosenkę miesięcznie lub nawet jedną na dwa, trzy miesiące. Pytane przeze mnie dzieci komentują ten fakt: „My przecież nie mamy czasu śpiewać na lekcjach! Musimy wciąż pisać i pisać”.
Przed trzema laty próbowałam zaprotestować przeciwko marginalizowaniu nauki muzyki w szkole. Wystąpiłam w „Szansie na sukces”, gdzie zaśpiewałam Coś optymistycznego Kasi Kowalskiej. Zgłosiłam się do programu, by wykorzystać silę telewizji dla zademonstrowania mojego stosunku do reformy oświaty. W czasie rozmowy z Wojciechem Mannem na wizji starałam się uświadomić widzom, że ich dzieci mają niewielką szansę na muzyczną edukację w szkołach.
Na wiosnę tego roku zostałam zaproszona do udziału w koncercie jubileuszowym na dziesięciolecie programu, gdzie wraz z Justyną Steczkowską śpiewałam Oko za oko.
Oprócz manifestów wygłaszanych w telewizji postanowiłam zrobić coś na rzecz muzyki wr bardziej konkretny sposób - zredagowałam śpiewnik dla klas 0-111, który podsuwa nowe pomysły na prowadzenie zajęć umuzykalniających. W książce Dzieciaki - śpiewaki znajduje się 120 piosenek, 29 przykładów inscenizacji do tekstów piosenek, 25 opisów zabaw ruchowych, a także 47 propozycji zajęć plastycznych. Śpiewnik uzupełniają cztery kompakty z nagraniami utworów.
Nauczyciele muszą podporządkować się regułom programowym, a te moim zdaniem dyskryminują muzykę. Kiedyś jednak, mam nadzieję, sytuacja się zmieni. Zależy to także od pedagogów, od ich świadomości i chęci zmian. Jeśli takiej woli nie będzie, to muzyka na długo pozostanie ofiarą ostatniej reformy i wyrośnie pokolenie, które nie będzie śpiewać.
Marla Tomanawska jest współautorką wydanych w 1993 r.
Piosenek na literki, autorką popularnych w latach dziewięćdziesiątych podręczników do nauki muzyki (Pierwszaki — śpiewaki. Muzyka dla ki. III III), a także napisanego dla zreformowanej szkoły programu do przedmiotu sztuka i podręczników do muzyki dla klas IV-VI.