272 BRZYDKA
— Tylko na półrocze... do nowego roku.
— A co potem będzie? pytała zadziwiona. Czy masz pan inną kopalnię w odwodzie?
— Starą, zalaną wodami, zamkniętą od lat dziesięciu...
— Cóż znów? pytał Hubę.
— Zbadałem rzecz na miejscu. Kopalnia to była ogromnej wydajności—węgiel w najprzedniejszym gatunku — pokłady głęboko ułożone. ale prawie niewyczerpane...
— Tak, lecz wszystko zalane, zrujnowane...
— Nie tak bardzo; wody znalazły odpływ, dotąd dla mnie zagadkowy... ale łatwo osuszyć można wnętrze, pomódz przyrodzie i powiększyć spadki.
— Czy przestrzeń do sprzedania?
—- Za bezcen, bo za dwadzieścia tysięcy marek od obecnćj właścicielki nabyć ją można.
— Ale włożylibyśmy tam ze dwieście tysięcy, a rezultat byłby jeszcze może wątpliwy.
Inżenier spojrzał na Lilę.
— Żałuję, że nie mam majątku—ręczyłbym całym za udanie się... zgarniemy krocie.
— To kopalnia złota te pokłady; dziwię się, że dotąd o wznowieniu prac nie pomyślano; bo przecie Niemcom nie brak przedsiębiorczości...
— Dziwna rzecz, zaprawdę.
— Woda jak lawa wulkanu spadła na robotników — były podobno nawet liczne ofiary... ale dziś mamy przyrządy odpowiednie, wprawnych ludzi.
— Zawsze jest to ryzyko, perswadował Hubę.
— Żadnego: ręczę, słowem. Zresztą sam kierowałbym robotami. Czy zgodziłabyś się pani? Proszę—zaufaj mojemu wj^ksz-tałccniu i nieomylnym obliczeniom.
Rozwinął plany, opatrzone uwagami, posiane mnóstwem liczb...
Lila wierzyła w niego jak w ewangelią, po za sympatyą, u-czuwaną dla dorodnego mężczyzny, tkwiła w niój życzliwość szczera, oraz uznanie dla technicznego wykształcenia Kruszewskiego.
— Powiadasz pan, że to przedsięwzięcie korzystne?., mówiła.
— Tak korzystne, że oszczędzi nam 50% z kapitału, wydawanego teraz rocznie na węgiel, wliczając już koszta sprowadzania na własną reke.
w y ^
— Dobrze tedy—zadecydowała — daję panu carte blanche co do wydatków; p. Eisenherzhut otrzyma dziś jeszcze stosowne polecenie.