Donatien Alphonse Fran莽ois de Sade Rozprawa Brassaca o religii


Donatien Alphonse Fran鏾is de Sade
Rozprawa Brassaca o religii
Wszystkie religie wychodz膮 z fa艂szywej zasady, Justyno  rzek艂 pewnego dnia de Bressac 
wszystkie ka偶膮 przyj膮膰 jaki艣 byt stw贸rczy, kt贸ry istnie膰 nie mo偶e. Przypomnij sobie rozs膮dne pod
tym wzgl臋dem zalecenia wspomnianego Coeur-de-Fer a, kt贸ry, jak m贸wisz, podobnie jak ja
pracowa艂 nad twym umys艂em. Nie ma m膮drzejszych zasad ni偶 zasady tego rozb贸jnika. Widz臋 w
nim cz艂owieka wielkiego umys艂u, a pogarda, jak膮 darzy go ludzka g艂upota, nie odbiera mu prawa do
poprawnego rozumowania.
Je艣li wszystkie wytwory natury s膮 rezultatami rz膮dz膮cych ni膮 praw, je艣li wieczne akcje i reakcje
zak艂adaj膮 nieod艂膮czny od niej ruch, to kim staje si臋 suwerenny w艂adca bezzasadnie kojarzony z ni膮
przez tych, kt贸rzy maj膮 w tym jaki艣 interes? O tym w艂a艣nie m贸wi艂 ci 贸w 艣wiat艂y nauczyciel, moja
droga. Czym偶e s膮 zatem religie, je艣li nie okowami, jakie tyrania silniejszego chcia艂a narzuci膰
s艂abszemu? Silniejszy, tak w艂a艣nie usposobiony, o艣mieli艂 si臋 powiedzie膰 temu, kogo zamierza艂
sobie podporz膮dkowa膰, 偶e to B贸g w swym okrucie艅stwie zaku艂 go w stworzone przez siebie
kajdany. S艂aby za艣, og艂upiony przez sw膮 n臋dz臋, bezkrytycznie uwierzy艂 w to, czego chcia艂 tamten.
Czy zatem zrodzone z tych oszustw religie mog膮 zas艂ugiwa膰 na jaki艣 szacunek? Czy jest w艣r贸d nich
cho膰by jedna, kt贸ra nie nosi pi臋tna szalbierstwa i g艂upoty? C贸偶 widz臋 w nich wszystkich?
Tajemnice przyprawiaj膮ce rozum o dr偶enie, dogmaty zniewa偶aj膮ce natur臋, groteskowe ceremonie,
kt贸re wywo艂uj膮 tylko 艣miech i odraz臋. Ale je艣li z nich wszystkich zw艂aszcza dwie zas艂uguj膮 na
nasz膮 pogard臋 i nienawi艣膰, Justyno, to czy偶 nie te, kt贸re opieraj膮 si臋 na bzdurnych opowie艣ciach
znanych pod nazw膮 Starego i Nowego Testamentu?! Przyjrzyjmy si臋 teraz temu 艣miesznemu
zbiorowi impertynencji, k艂amstw i niedorzeczno艣ci, i zobaczmy, do czego to wszystko prowadzi.
B臋d臋 zadawa艂 ci pytania, ty za艣 odpowiadaj, je艣li zdo艂asz.
Przede wszystkim, jak mia艂bym mianowicie dowie艣膰, 偶e 呕ydzi, setkami paleni przez Inkwizycj臋,
byli przez cztery tysi膮ce lat ulubie艅cami Boga? Jak ty, kt贸ra uznajesz ich prawo, mog艂aby艣
skazywa膰 ich na 艣mier膰 w艂a艣nie dlatego, 偶e s膮 pos艂uszni temu prawu? Jak tw贸j barbarzy艅ski i
艣mieszny B贸g m贸g艂 by膰 tak niesprawiedliwy, a偶eby nad ca艂y 艣wiat przed艂o偶y膰 偶ydowsk膮 hord臋, a
potem opu艣ci膰 贸w nar贸d wybrany dla jakiej艣 innej, niepor贸wnanie mniejszej i n臋dzniejszej kasty?
Dlaczego ten B贸g czyni艂 kiedy艣 tyle cud贸w? I dlaczego nie chce ju偶 ich czyni膰 dla nas, chocia偶
zast膮pili艣my 贸w wybrany nar贸d, dla kt贸rego niegdy艣 czyni艂 cuda tak wspania艂e?
Jak pogodzisz kalendarze Chi艅czyk贸w, Chaldejczyk贸w, Fenicjan, Egipcjan z kalendarzem 呕yd贸w?
I jak uzgodnisz czterdzie艣ci r贸偶nych sposob贸w obliczania czasu przez kronikarzy? A je艣li powiem,
偶e sam B贸g dyktuje t臋 ksi臋g臋, to czy偶 nie us艂ysz臋 w贸wczas, 偶e jest on pysza艂kowatym ignorantem?
Czy偶 nie jest on ignorantem r贸wnie偶 wtedy, gdy ka偶e mi uwierzy膰, 偶e Moj偶esz pisa艂 na pustyni
przekroczywszy Jordan? Jak偶e 贸w prorok mia艂by to zrobi膰, skoro nigdy nie przekroczy艂 Jordanu?
W Ksi臋dze Jozuego czytamy, 偶e B贸g poleci艂 wyry膰 w glinie zbi贸r praw. Tymczasem wszyscy
pisarze tamtej doby donosz膮, 偶e ryto w贸wczas wy艂膮cznie w kamieniu i w cegle. Mniejsza o to,
przyjmijmy takie za艂o偶enie. Pytam wi臋c, jak, zgodnie z t膮 hipotez膮, m贸g艂 ocale膰 贸w zbi贸r wyryty w
glinie, i jak nar贸d, kt贸remu na pustyni brakowa艂o wszystkiego, kt贸ry nie mia艂 si臋 w co odzia膰 ani
obu膰, m贸g艂 zajmowa膰 si臋 spisywaniem praw?!
Jak偶e w ksi臋dze dyktowanej przez twego Boga mog艂y znalez膰 si臋 nazwy miast, kt贸re nigdy nie
istnia艂y, rady dla kr贸l贸w, kt贸rych 呕ydzi zawsze si臋 bali i kt贸rzy jeszcze wtedy nimi nie rz膮dzili... i
mn贸stwo podobnych sprzeczno艣ci? Tw贸j B贸g jest jednocze艣nie g艂upi i niekonsekwentny.
Wola艂bym nie mie膰 go wcale, ni偶 by膰 zmuszonym do wielbienia go w takiej postaci.
Jak rozumiesz komiczn膮 opowie艣膰 o 偶ebrze Adama? Czy jest dos艂owna, czy alegoryczna? Jak B贸g
m贸g艂 stworzy膰 艣wiat, zanim stworzy艂 s艂o艅ce? Jak oddzieli艂 艣wiat艂o od ciemno艣ci, skoro ciemno艣ci
s膮 przecie偶 brakiem 艣wiat艂a? W jaki spos贸b stworzy艂 dzie艅, zanim zosta艂o stworzone s艂o艅ce? W jaki
spos贸b po艣r贸d w贸d stworzony zosta艂 firmament, skoro nie ma 偶adnego firmamentu?1 Czy偶 nie jest
jasne, 偶e tw贸j marny B贸g jest r贸wnie kiepskim fizykiem, jak geografem i 艣miechu wartym
kronikarzem?
Czy chcesz kolejnego dowodu jego g艂upoty? Z jakim偶 niesmakiem czytam w ksi臋gach, kt贸re on
dyktuje, 偶e cztery rzeki, cho膰 oddalone od siebie o tysi膮ce mil, maj膮 wszak swe zr贸d艂o w ziemskim
raju! C贸偶 to za 艣mieszny zakaz zjedzenia owocu w ogrodzie, jakim rozporz膮dzamy? Bardzo
z艂o艣liwy musia艂 by膰 B贸g wydaj膮cy podobny zakaz, wiedzia艂 przecie偶 dobrze, 偶e cz艂owiek ulegnie
pokusie. Zastawi艂 wi臋c na艅 pu艂apk臋. Niez艂y 艂ajdak z twego Boga! Dot膮d mia艂em go tylko za idiot臋,
lecz przyjrzawszy si臋 mu bli偶ej, widz臋 w nim t臋giego hultaja.
Co s膮dzisz o tym wielkim Wiekuistym g艂upcu, kt贸ry z Adamem, Ew膮 i w臋偶em przechadza si臋
codziennie po raju w samo po艂udnie, a zatem w贸wczas, gdy nad t膮 pi臋kn膮 krain膮 s艂o艅ce stoi w
zenicie? Dlaczego nieco p贸zniej 贸w dziwak nie pozwala ju偶 spacerowa膰 po swym parku i aby temu
zapobiec, stawia u bram wo艂u2 z ognistym mieczem w d艂oni? Czy mo偶e by膰 co艣 bardziej
pospolitego i 偶a艂osnego ni偶 ta kolekcja anegdot?
Jak obja艣nisz opowie艣膰 o anio艂ach ca艂uj膮cych ludzkie c贸rki i p艂odz膮cych olbrzymy? Je艣li wszystko
to jest alegori膮, to w istocie bardzo pi臋knie, i potrzebny by艂 szalony wysi艂ek geniusza, aby to
wymy艣li膰!
A jak poradzisz sobie z potopem, kt贸ry, gdyby trwa艂 tylko czterdzie艣ci dni, jak chcia艂 B贸g,
musia艂by przecie偶 pokry膰 ziemi臋 zaledwie osiemnastocalow膮 warstw膮 wody? Co powiesz o
kaskadach sp艂ywaj膮cych z nieba, zwierz臋tach przybywaj膮cych z czterech stron 艣wiata, by da膰 si臋
zamkn膮膰 w wielkiej skrzyni, w kt贸rej, bior膮c pod uwag臋 wymiary, o jakich wzmiankuj膮 twoje
艣wi臋te ksi臋gi, w og贸le nie zmie艣ci艂aby si臋 ca艂a ta bo偶a mena偶eria? I jak rodzina Noego, licz膮ca
tylko osiem os贸b, mog艂a 偶ywi膰 i piel臋gnowa膰 wszystkie te stworzenia? O, wszechmocny Bo偶e
呕yd贸w, jestem pewien, 偶e w艣r贸d wszystkich tych zwierz膮t nie by艂o bardziej t臋pego od ciebie!
A co z wie偶膮 Babel? By艂a niew膮tpliwie o wiele wy偶sza od egipskich piramid, skoro tamtym B贸g
pozwoli艂 ocale膰. Jedyn膮 analogi膮, jak膮 tu znajduj臋, jest analogia mi臋dzy pomieszaniem j臋zyk贸w i
dzia艂alno艣ci膮 tw贸rc贸w twego Boga: istnieje zapewne wielkie podobie艅stwo mi臋dzy ludzmi, kt贸rzy
wzajemnie si臋 nie rozumiej膮, wznosz膮c materialnego kolosa, a tymi, kt贸rzy plot膮 od rzeczy,
tworz膮c kolosa moralnego.
Czy nie 艣mieszy ci臋 troch臋 贸w poczciwy Abraham, kt贸ry maj膮c sto trzydzie艣ci pi臋膰 lat podaje Sar臋
za sw膮 siostr臋 w obawie, by nie wzi臋to jej za rozpustnic臋? Ja sam nawet lubi臋 Abrahama, wola艂bym
jednak, by troch臋 mniej k艂ama艂... by艂 bardziej uleg艂y i nie sprzeciwia艂 si臋 Bogu, gdy ten 偶膮da, by
wszyscy potomkowie patriarchy poddawali si臋 obrzezaniu.
Uwielbiam, Justyno, 贸w pikantny fragment o sodomitach, kt贸rzy chc膮 posi膮艣膰 anio艂y, i o Locie,
kt贸ry woli im raczej odda膰 swe c贸rki, co nie powinno przecie偶 uchodzi膰 za to samo w oczach takich
znawc贸w w tej dziedzinie, jak ludzie mieszkaj膮cy nad brzegami Morza Martwego.
Nie w膮tpi臋, 偶e od razu potrafisz odpowiedzie膰, jak s艂up soli, w jaki zamieni艂a si臋 偶ona Lota, m贸g艂
tak d艂ugo przetrwa膰 na deszczu?
Jak usprawiedliwisz przychylno艣膰 Boga wobec Jakuba, kt贸ry oszukuje Izaaka, swego ojca, i okrada
Labana, swego te艣cia? Co powiesz o pojawieniu si臋 Boga na drabinie i walce Jakuba z anio艂em?
Och, jakie to urocze, jakie intryguj膮ce!
Powiedz mi, co zrobisz z drobnym b艂臋dem w rachunkach, wynosz膮cym 195 lat, jaki znajdujemy,
obliczaj膮c czas pobytu 呕yd贸w w Egipcie? Jak wyobra偶asz sobie k膮piel c贸rek Faraona w Nilu, w
kt贸rym nikt nigdy si臋 nie k膮pie z powodu krokodyli?
Skoro Moj偶esz po艣lubi艂 c贸rk臋 ba艂wochwalcy, to dlaczego B贸g, kt贸ry nie znosi艂 ba艂wochwalc贸w,
uczyni艂 go jednak swym prorokiem? Jak to mo偶liwe, 偶e magowie Faraona czynili takie same cuda
jak Moj偶esz? Dlaczego Moj偶esz, prowadzony przez twego pot臋偶nego Boga i (z boskiego nakazu)
stoj膮cy na czele 630 tysi臋cy wojownik贸w, uchodzi ze swym ludem, zamiast opanowa膰 Egipt, w
kt贸rym wszyscy pierworodni skazani zostali na 艣mier膰 przez samego Boga? W jaki spos贸b
kawaleria Faraona mog艂a 艣ciga膰 ten lud w kraju, w kt贸rym kawaleria nie mo偶e przecie偶 walczy膰?
Jak偶e zreszt膮 Faraon m贸g艂 dysponowa膰 kawaleri膮, skoro zsy艂aj膮c na Egipt pi膮t膮 plag臋, B贸g
przemy艣lnie wygubi艂 wszystkie konie?
W jaki spos贸b z艂oty cielec m贸g艂 powsta膰 w osiem dni? I jak Moj偶esz m贸g艂 go obr贸ci膰 w proch?
Czy wydaje ci si臋 ponadto czym艣 naturalnym, 偶e 23 tysi膮ce ludzi daje si臋 wyr偶n膮膰 na pustyni
jednemu tylko plemieniu?
A co my艣lisz o boskiej sprawiedliwo艣ci, widz膮c, jak B贸g nakazuje Moj偶eszowi, kt贸ry ma za 偶on臋
Madianitk臋, zabi膰 24 tysi膮ce m臋偶czyzn, poniewa偶 jeden z nich spa艂 z jak膮艣 Madianitk膮? Czy ci
Hebrajczycy, przedstawiani jako tak srodzy, nie byli jednak poczciwcami, skoro dali si臋 w ten
spos贸b wyr偶n膮膰 z powodu dziewek? I powiedz mi, prosz臋, czy mo偶na si臋 powstrzyma膰 od 艣miechu,
widz膮c, jak Moj偶esz znajduje w obozie Madianit贸w 32 tysi膮ce dziewic i 61 tysi臋cy os艂贸w? Przecie偶
na dziewic臋 przypada艂yby przynajmniej dwa os艂y. Czy偶 dla ka偶dej obyczajnej panienki nie by艂oby
w takim przypadku czym艣 zaszczytnym mie膰 jednego os艂a z przodu, a drugiego z ty艂u?
Czy jednak B贸g, g艂upiec, ignorant, kiepski geograf, nieudolny kronikarz, marny fizyk, oka偶e si臋
lepszym przyrodnikiem? Z pewno艣ci膮 nie, twierdzi bowiem, 偶e nie nale偶y je艣膰 zaj臋cy, poniewa偶
prze偶uwaj膮 i nie maj膮 rozszczepionych 艂ap, gdy tymczasem ka偶dy ucze艅 wie, 偶e zaj膮ce maj膮
rozszczepione 艂apy i nie prze偶uwaj膮.
To jednak dopiero jako prawodawca Tw贸j szlachetny B贸g okazuje si臋 doprawdy wspania艂y. Czy
jest co艣 bardziej m膮drego i zasadnego ni偶 nakazywa膰 m臋偶om, aby nie sypiali ze swymi 偶onami w
czasie ich menstruacji, i kara膰 ma艂偶onk贸w 艣mierci膮, gdy im si臋 to przydarzy? Zaleca膰 spos贸b, w
jaki nale偶y si臋 my膰 i podciera膰?... Doprawdy wszystko to jest najwy偶szego sortu! I je艣li 艂atwo
rozpozna膰 we wszystkim r臋k臋 Wiekuistego... to z pewno艣ci膮 tym 艂atwiej pokocha膰 Wiekuistego,
kt贸ry zaleca rzeczy tak wspania艂e!
Jak uzasadnisz potrzeb臋 cudu przy przekraczaniu Jordanu, kt贸ry nie ma nawet czterdziestu st贸p
szeroko艣ci?
Jak wyja艣nisz, 偶e tylko mury Jerycha mog膮 run膮膰 na dzwi臋k tr膮b?
Jak usprawiedliwisz czyn nierz膮dnicy Rachab, kt贸ra zdradza Jerycho, swoj膮 ojczyzn臋? Po c贸偶 by艂a
ta zdrada, skoro wystarczy艂o zad膮膰 w tr膮by, aby opanowa膰 miasto?
Dlaczego zatem B贸g chce, aby w艂a艣nie 艂ono tej nierz膮dnicy Rachab by艂o zr贸d艂em pochodzenia jego
syna?
Dlaczego 偶ycie dziecka zbrodni i zdrady, twego Jezusa, do kt贸rego wkr贸tce wr贸cimy, musia艂o mie膰
pocz膮tek zar贸wno w kazirodczym zwi膮zku Tamary i Judy, jak i w cudzo艂贸stwie Dawida i
Batszeby? Ach, jak偶e niepoj臋te s膮 drogi Boga i jak偶e mi艂y jest ten niepoj臋ty byt!
Jak ocenisz Jozuego, kt贸ry kaza艂 powiesi膰 trzydzie艣ci jeden os贸b tylko dlatego, 偶e mia艂 ochot臋
przyw艂aszczy膰 sobie ich dobra?
Co powiesz o bitwie Jozuego z Amorytami, podczas kt贸rej Pan B贸g, wci膮偶 bardzo ludzki, przez
pi臋膰 godzin zrzuca kamienie na wrog贸w narodu 偶ydowskiego?!
Jak z nasz膮 dzisiejsz膮 wiedz膮 o cia艂ach niebieskich pogodzisz rozkaz Jozuego, aby s艂o艅ce
wstrzyma艂o sw贸j bieg, skoro to ziemia si臋 kr臋ci, a s艂o艅ce jest nieruchome? Ach, odpowiesz mi
mo偶e, 偶e B贸g nie wiedzia艂 jeszcze o post臋pie, jakiego dokonamy w astronomii! Co za geniusz z
twego Boga!
Co s膮dzisz o Jeftem, kt贸ry sk艂ada w ofierze sw膮 c贸rk臋 i ka偶e wyr偶n膮膰 czterdzie艣ci dwa tysi膮ce
呕yd贸w tylko dlatego, 偶e ich j臋zyk nie jest do艣膰 gi臋tki, by wym贸wi膰 s艂owo szibbolet?
Dlaczego twoje nowe prawo m贸wi o dogmacie piek艂a i nie艣miertelno艣ci duszy, skoro stare, na
kt贸rym tamto si臋 wzoruje, nie m贸wi ani s艂owa o tych odra偶aj膮cych niedorzeczno艣ciach?
Jak z艂agodzisz niemoraln膮 wymow臋 tej uroczej powiastki o Lewicie, kt贸ry przyby艂 na o艣le do Gaby
i kt贸rego tamtejsi mieszka艅cy chc膮 ciele艣nie posi膮艣膰? Biedak oddaje im swoj膮 偶on臋, by wyj艣膰 z
opresji. Poniewa偶 jednak kobiety s膮 od nas bardziej wra偶liwe, nieszcz臋sna umiera w trakcie tej
sodomickiej operacji. Ach, powiedz, prosz臋, jaki po偶ytek p艂ynie z opisywania takich mi艂ych pos艂ug
w ksi臋dze natchnionej przez Boga!
Mam jednak nadziej臋, 偶e obja艣nisz mi przynajmniej znaczenie dziewi臋tnastego wersetu pierwszego
rozdzia艂u Ksi臋gi S臋dzi贸w, w kt贸rym m贸wi si臋, 偶e B贸g towarzysz膮cy Judzie nie mo偶e odnie艣膰
zwyci臋stwa, poniewa偶 wrogowie posiadaj膮 偶elazne rydwany. Jak to mo偶liwe, 偶e B贸g, kt贸ry
wstrzymuje s艂o艅ce i wielokrotnie zmienia bieg natury, nie jest w stanie zwyci臋偶y膰 wrog贸w swego
narodu tylko dlatego, 偶e posiadaj膮 偶elazne rydwany? Czy nie mo偶na przyj膮膰, 偶e 呕ydzi, atei艣ci w o
wiele wi臋kszym stopniu ni偶 s膮dzimy, uwa偶ali zawsze swego Boga tylko za lokalne i opieku艅cze
b贸stwo, kt贸re raz by艂o pot臋偶niejsze ni偶 jego wrogowie, innym za艣 razem by艂o im
podporz膮dkowane? Czy tej opinii nie potwierdza ta oto odpowiedz Jeftego:  Czy偶 nie posiadasz
tego wszystkiego, co Kemosz, b贸g tw贸j, pozwoli艂 ci posi膮艣膰? Tak samo i my posiadamy wszystko,
co Jahwe, B贸g nasz, pozwoli艂 nam posi膮艣膰! 3. M贸g艂bym ci臋 jeszcze zapyta膰, sk膮d wzi臋艂o si臋 tyle
偶elaznych rydwan贸w w kraju tak g贸rzystym, 偶e mo偶na go przemierza膰 tylko na os艂ach?
Powinna艣 mi tak偶e wyja艣ni膰, jak to mo偶liwe, 偶e w kraju pozbawionym drzew Samson pod艂o偶y艂
ogie艅 pod plony Filistyn贸w, przywi膮zuj膮c pochodnie do ogon贸w trzystu lis贸w, kt贸re zwykle
zamieszkuj膮 lasy. Jak zabi艂 tysi膮c Filistyn贸w o艣l膮 szcz臋k膮? I jak z jednego z臋ba tej szcz臋ki doby艂
krystaliczn膮 strug臋? Przyznasz, 偶e samemu trzeba by膰 po trosze o艣l膮 szcz臋k膮, aby wymy艣li膰 tak膮
bajk臋 lub w ni膮 wierzy膰.
Prosz臋 ci臋 o podobne wyja艣nienia odno艣nie poczciwego Tobiasza, kt贸ry spa艂 z otwartymi oczami i
zosta艂 o艣lepiony przez ptasie odchody... oraz odno艣nie anio艂a, kt贸ry zst膮pi艂 z Empireum specjalnie
po to, by wraz z Tobiaszem odebra膰 pieni膮dze, jakie 呕yd Gabael winien by艂 jego ojcu... a tak偶e
odno艣nie 偶ony tego偶 Tobiasza, kt贸rej siedmiu poprzednich m臋偶贸w diabe艂 pozbawi艂 偶ycia... a
wreszcie odno艣nie przywracania wzroku 艣lepcom za pomoc膮 rybiej 偶贸艂ci. Te opowie艣ci s膮
doprawdy intryguj膮ce. I nie znam nic bardziej uroczego, wy艂膮czaj膮c mo偶e  Tomcia Palucha .
Czy偶 m贸g艂bym bez twej pomocy zinterpretowa膰 艣wi臋ty tekst, kt贸ry m贸wi, 偶e pi臋kna Judyta
pochodzi艂a od Symeona, syna Rubena, skoro wed艂ug tego samego tekstu, kt贸ry nie mo偶e przecie偶
k艂ama膰, Symeon by艂 bratem Rubena? Bardzo podoba mi si臋 Estera i podziwiam rozs膮dek
Aswerusa, kt贸ry po艣lubiwszy 呕yd贸wk臋 spa艂 z ni膮 p贸艂 roku, nie wiedz膮c, kim ona jest.
Kiedy Saula og艂oszono kr贸lem, 呕ydzi byli niewolnikami Filistyn贸w i nie mogli posiada膰 broni.
Musieli nawet u nich ostrzy膰 no偶e i narz臋dzia rolnicze. Jak偶e wi臋c to mo偶liwe, 偶e w kraju, kt贸ry nie
mo偶e wy偶ywi膰 trzydziestu tysi臋cy ludzi, Saul na czele trzystu tysi臋cy wojownik贸w odnosi jednak
pami臋tne zwyci臋stwo nad Filistynami?
Tw贸j Dawid sprawia mi nie mniejszy k艂opot. Z trudem uznaj臋 w tym zbrodniarzu protoplast臋 twego
Jezusa. Istocie, kt贸ra aspiruje do bycia Bogiem, nie艂atwo jest mie膰 za przodka zab贸jc臋,
cudzo艂o偶nika, porywacza kobiet, zapowietrze艅ca, jednym s艂owem nicponia, kt贸rego dwadzie艣cia
razy 艂amano by ko艂em, gdyby nasze europejskie prawa zdo艂a艂y go dosi臋gn膮膰.
Zgodzisz si臋, 偶e jego bogactwo i bogactwo Salomona trudno usprawiedliwi膰, por贸wnuj膮c je z n臋dz膮
kraju. Nie艂atwo sobie wyobrazi膰, 偶e, jak m贸wi tw贸j 艣wi臋ty tekst, w kraju, w kt贸rym zawsze by艂y
tylko os艂y, Salomon mia艂 czterysta tysi臋cy koni.
Jak pogodzisz wspania艂e obietnice 偶ydowskich prorok贸w z odwieczn膮 niewol膮 tego nieszcz臋snego
ludu, uciskanego a to przez Fenicjan, a to przez Babilo艅czyk贸w, to zn贸w przez Pers贸w,
Syryjczyk贸w b膮dz Rzymian?
Skoro tw贸j Ezechiel zjada odchody, jest albo wielkim 艣wintuchem, albo wielkim libertynem. I
gorszy mnie, gdy zwraca si臋 do dziewczyny:  Kiedy twoje piersi nabra艂y kszta艂tu, a na 艂onie
pojawi艂y si臋 w艂osy, u艂o偶y艂em si臋 na tobie, zakry艂em twoj膮 nago艣膰 i da艂em ci co艣 wspania艂ego; a ty
zbudowa艂a艣 sobie burdel i prostytuowa艂a艣 si臋 w miejscach publicznych; szale艅czo pragn臋艂a艣 sypia膰
z tymi, kt贸rzy maj膮 cz艂onki jak os艂y i tryskaj膮 sperm膮 jak konie 4. Ach, wstydliwa Justyno, czy
wszystko to jest wed艂ug ciebie czym艣 stosownym?! Czy tak膮 ksi臋g臋 mo偶na nazwa膰 艣wi臋t膮 i czy
mo偶e ona stanowi膰 duchow膮 straw臋 dla panienek?
Czy opowie艣膰 o twoim Jonaszu, uwi臋zionym przez trzy dni w brzuchu wieloryba, nie jest r贸wnie
odra偶aj膮ca? Czy偶 nie jest ona wyraznie wzorowana na opowie艣ci o Herkulesie, kt贸ry, r贸wnie偶
po艂kni臋ty przez wieloryba, by艂 jednak sprytniejszy od twego proroka, skoro wpad艂 na pomys艂, by
upiec sobie w膮trob臋 potwora?
Obja艣nij mi, bardzo prosz臋, pierwsze wersety z Ksi臋gi Ozeasza. B贸g nakazuje mu stanowczo, by
przym贸wi艂 sobie kurw臋 i mia艂 z ni膮 dzieci. Nieszcz臋艣nik pos艂ucha艂. Bogu to jednak nie wystarcza:
teraz chce, by wzi膮艂 on kobiet臋, kt贸ra przyprawi艂a m臋偶owi rogi. Prorok zn贸w si臋 zgadza. Powiedz
mi, prosz臋, po co to wszystko w 艣wi臋tej ksi臋dze?... Jakiego rodzaju moraln膮 nauk臋 czerpa膰 mog膮
gorliwi wyznawcy z tych oburzaj膮cych bredni?!
Bardziej jednak potrzebuj臋 twych poucze艅 w zwi膮zku z Nowym Testamentem. Obawiam si臋, 偶e
b臋d臋 w k艂opocie, gdy przyjdzie mi uzgodni膰 dwie genealogie Jezusa. M贸wi si臋, 偶e Mateusz za ojca
J贸zefa uwa偶a Jakuba i 偶e Aukasz podaje go za syna Eliego. Kto艣 m贸g艂by zapyta膰, dlaczego
pierwszy wylicza 56 pokole艅, a drugi tylko 42. Dlaczego w ko艅cu m贸wi si臋 tutaj o drzewie
genealogicznym J贸zefa, kt贸ry nie by艂 przecie偶 ojcem Jezusa? Czy zgodzisz si臋 ze 艣wi臋tym
Ambro偶ym, 偶e anio艂 zap艂odni艂 Mari臋 przez ucho (Maria per aurem impraegnata est)? Czy te偶 z
jezuit膮 Sanchezem, kt贸ry zapewnia, 偶e zareagowa艂a jak kobieta, gdy nawiedzi艂 j膮 anio艂?
Je艣li za 艣wi臋tym Aukaszem o艣miel臋 si臋 m贸wi膰 o spisie ludno艣ci zaleconym przez Augusta w ca艂ej
Judei rz膮dzonej w贸wczas przez Kwiryniusza, co by艂o przyczyn膮 ucieczki do Egiptu, za艣miej膮 mi
si臋 w twarz. Wszyscy bowiem wiedz膮, 偶e w cesarstwie nigdy nie przeprowadzono takiego spisu i 偶e
w Syrii nie rz膮dzi艂 w贸wczas Kwiryniusz, lecz Warus.
Gdy za Mateuszem b臋d臋 m贸wi艂 o tej ucieczce do Egiptu, odpowiedz膮 mi, 偶e jest ona bajk膮, 偶e
偶aden inny ewangelista o niej nie wspomina. Je艣li za艣 zgodz臋 si臋, 偶e 艣wi臋ta rodzina pozosta艂a w
Judei, b臋d膮 twierdzi膰, 偶e przebywa艂a w Egipcie.
Czy nie s膮dzisz, 偶e astronomowie mnie wy艣miej膮, gdy powiem im, 偶e gwiazda prowadzi艂a trzech
kr贸li do stajni? Jak, 艣ledz膮c dalej t臋 opowie艣膰, wyja艣nisz, 偶e Herod, najwi臋kszy z despot贸w, m贸g艂
cho膰 przez chwil臋 obawia膰 si臋, 偶e zostanie usuni臋ty z tronu przez b臋karta kurwy, urodzonego w
stajni? Niestety, 偶aden historyk nie potwierdza tej rzekomej rzezi niewini膮tek. Nale偶a艂oby sobie
偶yczy膰 w imieniu ca艂ej ludzko艣ci, aby Noc 艢wi臋tego Bart艂omieja oraz masakry w M閞indol, w
Cabri艁res i inne by艂y r贸wnie w膮tpliwe.
Mam zw艂aszcza nadziej臋, 偶e o艣wiecisz mnie co do tego uroczego sposobu, w jaki diabe艂 wiedzie
Boga na g贸r臋, z kt贸rej wida膰 ca艂膮 ziemi臋. Diabe艂, kt贸ry obiecuje Bogu wszystkie te dobra pod
warunkiem, 偶e ten z艂o偶y mu ho艂d, zgorszy by膰 mo偶e wielu uczciwych ludzi, w imieniu kt贸rych
prosz臋 ci臋 o jakie艣 wyja艣nienie.
Kiedy wyjdziesz za m膮偶, Justyno, wyja艣nisz mi zapewne, w jaki spos贸b B贸g, kt贸ry bywa艂 r贸wnie偶
na weselach, zamienia艂 wod臋 w wino ku uciesze upojonej ju偶 gawiedzi.
Kiedy pod koniec lipca b臋dziesz je艣膰 figi na 艣niadanie, zechcesz mi 艂askawie powiedzie膰, dlaczego
B贸g, b臋d膮c g艂odny, szuka fig w marcu, skoro sezon na nie dawno ju偶 si臋 sko艅czy艂.
W tych wyja艣nieniach brakuje mi jeszcze jednak odpowiedzi na par臋 g艂upstw. Nale偶a艂oby na
przyk艂ad uzna膰, 偶e B贸g zawis艂 na krzy偶u z powodu grzechu pierworodnego. Je艣li kto艣 odpowie, 偶e
nigdzie w Starym i Nowym Testamencie nie ma mowy o grzechu pierworodnym, lecz jedynie o
tym, 偶e Adam umrze, o ile zje owoc z drzewa poznania, cho膰 faktycznie nie umiera, i je艣li wezm膮
mnie za wariata o艣mielaj膮cego si臋 g艂osi膰, 偶e Boga powieszono za jab艂ko zjedzone cztery tysi膮ce lat
przed jego 艣mierci膮, b膮dz pewna, 偶e odpowiedz ta mnie zaintryguje.
Czy mam m贸wi膰 za Aukaszem, 偶e Jezus wst膮pi艂 do nieba w wiosce Betania, czy za Mateuszem, 偶e
sta艂o si臋 to w Galilei? Czy te偶 powinienem przychyli膰 si臋 do zdania pewnego doktora, kt贸ry, chc膮c
pogodzi膰 te opinie, twierdzi, 偶e B贸g jedn膮 nog膮 by艂 w Galilei, a drug膮 w Betanii?
Wyja艣nij mi, dlaczego credo, zwane symbolem apostolskim, pojawi艂o si臋 dopiero w czasach
Hieronima i Rufina, czterysta lat po aposto艂ach? Powiedz mi, dlaczego pierwsi Ojcowie Ko艣cio艂a
cytuj膮 zawsze tylko ewangelie uznane za apokryfy? Czy偶 nie jest to oczywistym dowodem na to, 偶e
cztery ewangelie kanoniczne jeszcze w贸wczas nie powsta艂y?
I czy przekonanie mnie do wszystkich tych szalbierstw i sztuczek, w kt贸rych k艂amstwo i
szelmostwo zbiegaj膮 si臋 w celu podtrzymania twych chrze艣cija艅skich niedorzeczno艣ci, nie
przyjdzie ci z pewnym trudem?
Powiedz mi, dlaczego twoja religia uznaje siedem sakrament贸w, mimo 偶e Jezus bynajmniej siedmiu
nie ustanowi艂? Dlaczego czcisz Tr贸jc臋 艢wi臋t膮, chocia偶 Jezus nigdy o niej nie m贸wi艂? Dlaczego,
innymi s艂owy, tw贸j B贸g, posiadaj膮cy tyle mocy, nie ma jej do艣膰, by pouczy膰 nas o wszystkich tych
prawdach, tak istotnych dla naszego zbawienia?
Pozostawmy na chwil臋 to, co m贸wi膮 o twym Chrystusie, i oce艅my go raczej wed艂ug jego s艂贸w i
czyn贸w, ni偶 wed艂ug relacji na jego temat. Powiedz, prosz臋, w jaki spos贸b ludzie rozumni mog膮
jeszcze ufa膰 niejasnym s艂owom i wierzy膰 w rzekome cuda nikczemnego tw贸rcy tego
przera偶aj膮cego kultu? Czy istnia艂 kiedykolwiek kuglarz bardziej zas艂uguj膮cy na publiczn膮 wzgard臋?
Jak偶e to tr臋dowaty 呕yd, zrodzony z ladacznicy i 偶o艂nierza w jakiej艣 zapad艂ej dziurze, 艣mie si臋
podawa膰 za g艂os tego, kto, jak m贸wi膮, stworzy艂 艣wiat? Czy zgodzisz si臋, Justyno, 偶e przy tak
wyg贸rowanych pretensjach potrzebne by艂yby przynajmniej jakie艣 zalety? Jakimi za艣 dysponuje ten
偶a艂osny ambasador? Co uczyni, by uwiarygodni膰 sw膮 misj臋? Czy ziemia zmieni swe oblicze? Czy
znikn膮 spadaj膮ce na ni膮 plagi? Czy s艂o艅ce o艣wietla膰 j膮 b臋dzie w dzie艅 i w nocy? Czy nie b臋dzie ju偶
ska偶ona wyst臋pkiem? Czy wsz臋dzie zapanuje wreszcie szcz臋艣cie? Bez dw贸ch zda艅! Wys艂annik
Boga objawia si臋 艣wiatu za po艣rednictwem sztuczek, pl膮s贸w i kalambur贸w5. Minister niebios
manifestuje sw膮 wielko艣膰 w szacownej spo艂eczno艣ci matactw, wyrobnik贸w i dziwek. Pij膮c z
jednymi, pieprz膮c si臋 z drugimi, wybraniec Boga, sam B贸g, podporz膮dkuje swym prawom
najbardziej zatwardzia艂ego grzesznika. Oszust uwiarygadnia sw膮 misj臋, wprowadzaj膮c do swych
fars tylko to, co mo偶e s艂u偶y膰 albo jego rozpu艣cie, albo ob偶arstwu. W ka偶dym razie zyskuje
powodzenie, najgorsze 艂otry do艂膮czaj膮 do tego hultaja. Tworzy si臋 sekta, a dogmaty obmy艣lone
przez t臋 kanali臋 przyci膮gaj膮 garstk臋 呕yd贸w. Niewolnicy rzymskiej pot臋gi z rado艣ci膮 musieli przyj膮膰
wyznanie, kt贸re, uwalniaj膮c ich z kajdan, narzuca艂o im tylko ograniczenia religijne. Ich motywy
艂atwo odgadn膮膰. Zamyka si臋 uwiedzionych; ich przyw贸dca ginie, cho膰 bez w膮tpienia potraktowano
go zbyt 艂agodnie jak na zbrodnie, kt贸rych si臋 dopu艣ci艂, a wskutek niewybaczalnego b艂臋du
politycznego uczniom tego prostaka pozwolono si臋 rozproszy膰, zamiast zabi膰 ich wraz z nim.
Umys艂y opanowuje fanatyzm; kobiety krzycz膮, szale艅cy dyskutuj膮, g艂upcy wierz膮. I oto
najn臋dzniejsza istota, najwi臋kszy nieudacznik, najgorszy szalbierz, jaki si臋 kiedykolwiek pojawi艂,
wyst臋puje jako B贸g, prawdziwy syn bo偶y, r贸wny swemu ojcu. I oto wszystkie jego mrzonki
u艣wi臋cone, wszystkie jego s艂owa uczynione dogmatami, a brednie  tajemnicami. Jego ba艣niowy
ojczulek przyjmuje go na swe 艂ono; i ten Stw贸rca, niegdy艣 byt prosty, staje si臋 oto troisty, by
przypodoba膰 si臋 synowi, tak godnemu jego chwa艂y! Czy jednak 贸w 艣wi臋ty B贸g na tym
poprzestanie? Z pewno艣ci膮 nie; o wiele bardziej wznios艂e rzeczy b臋dzie mia艂 na wzgl臋dzie. Z woli
ksi臋dza, czyli nicponia splamionego k艂amstwem i zbrodni膮, 贸w pot臋偶ny B贸g, stw贸rca wszystkiego,
co widzimy, poni偶y si臋 do tego stopnia, 偶e b臋dzie zst臋powa艂 na ziemi臋 dziesi臋膰 czy dwana艣cie
milion贸w razy dziennie w postaci kawa艂ka ciasta, kt贸re zanim zostanie wydalone przez wiernych,
przeistoczy si臋 w ich trzewiach w najohydniejsze ekskrementy. A wszystko po to, by zadowoli膰
swego drogiego syna, odra偶aj膮cego inicjatora tej potwornej bezbo偶no艣ci dokonuj膮cej si臋 podczas
knajpianej uczty! Tak rzek艂 i tak ma by膰. A powiedzia艂:  Ten chleb, kt贸ry widzicie, stanie si臋 moim
cia艂em, b臋dziecie go spo偶ywa膰; jestem Bogiem, B贸g b臋dzie wi臋c przez was spo偶ywany; stw贸rca
nieba i ziemi zamieni si臋 wi臋c w g贸wno, gdy偶 ja tak powiedzia艂em; a cz艂owiek b臋dzie zjada艂 i
wydala艂 swego Boga, poniewa偶 ten B贸g jest dobry i wszechmocny .
I oto g艂upstwa coraz bardziej si臋 szerz膮. Do ich wznios艂o艣ci i do pot臋gi tego, kto je propaguje,
dochodzi jeszcze zasi臋g, z jakim oddzia艂uj膮; najbanalniejsze przyczyny jeszcze je wzmacniaj膮, a
narastanie b艂臋du dowodzi tylko istnienia szuler贸w, z jednej strony, i durni贸w, z drugiej.
Ta haniebna religia zasiada wreszcie na tronie. A s艂aby, okrutny, g艂upi, fanatyczny w艂adca,
rozwijaj膮c sw贸j kr贸lewski sztandar, bruka nim ziemi臋 od kra艅ca do kra艅ca. O, Justyno, jakie偶
znaczenie mog膮 mie膰 te argumenty dla umys艂u badacza i filozofa?! Czy w tym zlepku
zdumiewaj膮cych bajek m臋drzec mo偶e widzie膰 co艣 opr贸cz odra偶aj膮cego rezultatu oszustwa
nielicznych i 艂atwowierno艣ci wielu innych? Gdyby B贸g chcia艂, aby艣my mieli jak膮艣 religi臋 i gdyby
rzeczywi艣cie by艂 wszechmocny lub, by lepiej to wyrazi膰, gdyby naprawd臋 by艂 Bogiem, to czy w
r贸wnie absurdalny spos贸b przekazywa艂by nam swe rozkazy? Czy g艂osem godnego pogardy bandyty
wskazywa艂by nam, jak nale偶y mu s艂u偶y膰? Gdyby B贸g, o kt贸rym mi m贸wisz, by艂 najwy偶szy,
pot臋偶ny, sprawiedliwy i dobry, to czy chcia艂by mnie nauczy膰 s艂u偶enia mu i da膰 mi si臋 pozna膰 za
pomoc膮 zagadek i fars? Czy suwerenny poruszyciel gwiazd i ludzkiego serca nie mo偶e nas poucza膰,
pos艂uguj膮c si臋 tymi pierwszymi, lub do nas przemawia膰, odciskaj膮c si臋 w tym drugim?! Niech
pewnego dnia ognistymi znakami zapisze na s艂o艅cu prawa, jakie by mu odpowiada艂y i jakie
chcia艂by nam nada膰. Ludzie na ca艂ym 艣wiecie, mog膮cy je zobaczy膰 i przeczyta膰, stan膮 si臋 winni, o
ile nie b臋d膮 ich przestrzega膰. Nic w贸wczas nie usprawiedliwi ich niewiary. Ale ujawni膰 swe
pragnienia w jakiej艣 zapad艂ej azjatyckiej dziurze, wybra膰 na wyznawc贸w lud najbardziej fa艂szywy i
wizjonerski, a na swego reprezentanta najbardziej nikczemnego, g艂upiego, podst臋pnego wyrobnika,
wprowadzi膰 tak wielki zam臋t do doktryny, 偶e nie spos贸b jej zrozumie膰, wpoi膰 jej znajomo艣膰 tak
niewielkiej liczbie ludzi, a innych pozostawi膰 w b艂臋dzie i kara膰 ich za tkwienie w nim, och! nie,
Justyno! nie, nie! wszystkie te okropno艣ci nie s艂u偶膮 temu, by nas prowadzi膰! Po tysi膮ckro膰
wola艂bym umrze膰, ni偶 w nie uwierzy膰!
Nie ma Boga, nigdy go nie by艂o. Ten urojony byt istnia艂 tylko w g艂owach szale艅c贸w. 呕adna
rozumna istota nie zdo艂a go ani okre艣li膰, ani uzna膰. I tylko g艂upiec m贸g艂by przyj膮膰 ide臋 tak jawnie
sprzeczn膮 z rozumem.
Ale natura, powiesz, jest niezrozumia艂a bez Boga. Ach, pojmuj臋!A zatem, 偶eby wyja艣ni膰 mi to, co
rozumiesz s艂abo, potrzebna ci jest przyczyna, kt贸rej wcale nie rozumiesz. Zamierzasz rozproszy膰
mrok, zaci膮gaj膮c kolejne zas艂ony. S膮dzisz, 偶e zrywasz wi臋zy, gdy tymczasem mno偶ysz przeszkody.
Przyrodnicy  naiwni i gorliwi  chc膮c udowodni膰 istnienie Boga, przepisujcie botaniczne traktaty,
badajcie wnikliwie, jak F閚elon, najdrobniejsze cz臋艣ci ludzkiego cia艂a, wzbijcie si臋 w przestworza,
a偶eby podziwia膰 bieg gwiazd, zachwycajcie si臋 motylami, owadami, polipami, uk艂adami atom贸w,
w kt贸rych spodziewacie si臋 odnalez膰 wielko艣膰 waszego Boga! Czego by艣cie jednak nie
powiedzieli, nie dowiedziecie nigdy istnienia tego absurdalnego i wyimaginowanego bytu!
Wszystko to wyka偶e jedynie, 偶e nie macie idei ogromnej zmienno艣ci materii i skutk贸w
wywo艂ywanych przez niesko艅czenie r贸偶norodne uk艂ady tworz膮ce 艣wiat. 呕e nie wiecie, czym jest
natura i nie macie 偶adnego wyobra偶enia jej si艂, skoro uwa偶acie je za niezdolne do wytworzenia
wielo艣ci form i byt贸w, kt贸rych w og贸le nie jeste艣cie w stanie dostrzec, nawet uzbrojeni w
mikroskopy. 呕e wreszcie, nie znaj膮c czynnik贸w zmys艂owych, wybieracie drog臋 na skr贸ty i si臋gacie
po s艂owo okre艣laj膮ce czynnik duchowy, kt贸rego jasnej idei nigdy nie zdo艂acie posi膮艣膰.
Twierdzi si臋 stanowczo, 偶e nie ma skutk贸w bez przyczyny, powtarza si臋 ci膮gle, 偶e 艣wiat nie
powsta艂 sam z siebie. Ale 艣wiat jest przyczyn膮  nie skutkiem, nie dzie艂em. Nie zosta艂 stworzony,
by艂 zawsze tym, co widzimy, jego istnienie jest konieczne, jest on sw膮 w艂asn膮 przyczyn膮. Natura,
kt贸rej istot膮 w oczywisty spos贸b jest stanowi膮ce jej funkcj臋 dzia艂anie i wytwarzanie, co wida膰
go艂ym okiem, nie potrzebuje niewidzialnego sprawcy, jeszcze mniej znanego ni偶 ona sama. Materia
porusza si臋 dzi臋ki w艂asnej energii, dzi臋ki koniecznym skutkom w艂asnej z艂o偶ono艣ci. Sama
r贸偶norodno艣膰 porusze艅 czy sposob贸w dzia艂ania stanowi o r贸偶norodno艣ci materii. Byty odr贸偶niamy
wzajem od siebie jedynie dzi臋ki odmienno艣ci wra偶e艅 czy porusze艅, jakie przekazywane s膮 naszym
organom. Co takiego? Widzisz, 偶e wszystko w naturze si臋 porusza, a twierdzisz, 偶e nie ma w niej
energii?! S膮dzisz naiwnie, 偶e wszystko to, dzia艂aj膮c samoistnie, mo偶e jeszcze potrzebowa膰 jakiego艣
poruszyciela?! Czym偶e wi臋c jest ten poruszyciel! Duchem, czyli niczym. B膮dz wi臋c pewna, 偶e
materia dzia艂a sama z siebie, i przesta艅 argumentowa膰 za sw膮 mi艂o艣ci膮 duchow膮, w kt贸rej nie ma
niczego, co mog艂oby materi臋 t臋 wprawi膰 w ruch. Porzu膰 swe pr贸偶ne spekulacje. Powr贸膰 ze 艣wiata
uroje艅 do 艣wiata rzeczywistego, trzymaj si臋 przyczyn wt贸rych, zostaw teologom ich pierwsz膮
przyczyn臋, kt贸rej natura bynajmniej nie potrzebuje, a偶eby wytwarza膰 wszystko, co widzisz. Och,
Justyno! Jak偶e nie znosz臋, jak偶e nienawidz臋 tej idei Boga! Jak偶e mnie ona szokuje, jak偶e odstr臋cza!
Je艣li ateizm 偶膮da m臋czennik贸w, wystarczy jedno s艂owo, a oddam moj膮 krew.
Odrzu膰my te okropno艣ci, moja droga, niech jak najbardziej wymy艣lne zniewagi wzmog膮 pogard臋,
na jak膮 brednie te zas艂uguj膮. Zaledwie otworzy艂em oczy, a ju偶 czu艂em wstr臋t do tych prostackich
uroje艅. Z pogardy dla nich uczyni艂em zasad臋..., poprzysi膮g艂em nigdy do nich nie wraca膰. Na艣laduj
mnie, je艣li chcesz by膰 szcz臋艣liwa. Tak jak ja nienawidz, przeklinaj, zniewa偶aj i odra偶aj膮cy
przedmiot tego potwornego kultu, i sam 贸w kult, rodz膮cy urojenia, a b臋d膮cy, tak jak one, tylko
po艣miewiskiem m膮dro艣ci.
G艂upcy powiedz膮 jednak na to: nie ma moralno艣ci, je艣li nie ma religii! Durnie! Jak膮偶 to wi臋c
moralno艣膰 g艂osicie? A jakiej potrzebuje cz艂owiek, 偶eby 偶y膰 przyjemnie? Ja, moje dziecko, znam
tylko jedn膮: czyni膰 siebie szcz臋艣liwym, oboj臋tne czyim kosztem, nie odmawia膰 sobie niczego, co
mo偶e zwi臋kszy膰 nasze szcz臋艣cie na ziemi, cho膰by艣my dla osi膮gni臋cia go mieli nawet depta膰,
niszczy膰, odbiera膰 je innym. Natura, kt贸ra zrodzi艂a nas samotnymi, nie nakazuje nam bynajmniej
liczy膰 si臋 z bliznim. A je艣li ju偶 to robimy, to z wyrachowania, powiem wi臋cej, z egoistycznych
pobudek. Nie szkodzimy innym ze strachu, by i nam nie szkodzono. Ten za艣, kto b臋dzie na tyle
silny, by szkodzi膰, nie obawiaj膮c si臋 odwetu, ca艂kowicie wyzb臋dzie si臋 skrupu艂贸w. Odt膮d s艂ucha膰
b臋dzie tylko swych pop臋d贸w, a w艣r贸d nich nie ma przecie偶 bardziej typowego, bardziej
gwa艂townego ni偶 pop臋d wyrz膮dzania z艂a i tyranizowania innych. Te sk艂onno艣ci bior膮 si臋 z natury,
os艂abia je tylko konieczno艣膰 偶ycia w spo艂ecze艅stwie. Ale to, 偶e cywilizacja wywiera na nas presj臋,
nie powinno oznacza膰 wyniesienia cywilizacyjnego przymusu do rangi cnoty. Presja ta nie zmienia
faktu, 偶e najwi臋ksza z ludzkich rozkoszy polega na przekraczaniu wszystkich cywilizacyjnych
praw.
Czy nie jest 艣mieszne, pytam, twierdzi膰, 偶e nale偶y kocha膰 innych jak samego siebie? I czy w
ustanowieniu tego absurdalnego kontraktu nie dostrzegamy s艂abo艣ci marnego i nikczemnego
prawodawcy?! Ach, c贸偶 mnie obchodzi los bliznich, bylebym tylko ja sam m贸g艂 si臋 rozkoszowa膰!
C贸偶 艂膮czy mnie z nimi opr贸cz formy? Powiedz mi zatem, prosz臋, czy powinienem kocha膰 kogo艣
jedynie dlatego, 偶e istnieje lub jest do mnie podobny. Czy z tych tylko powod贸w mia艂bym nagle
zacz膮膰 przedk艂ada膰 jego nad siebie? Je艣li to w艂a艣nie nazywasz moralno艣ci膮, Justyno, to twoja
moralno艣膰 jest doprawdy 艣mieszna. I do艂膮czaj膮c j膮 do twej absurdalnej religii, mog臋 jedynie ni膮
wzgardzi膰. Istnieje tylko jeden pow贸d, kt贸ry m贸g艂by naprawd臋 sk艂oni膰 cz艂owieka do odej艣cia od
w艂asnych gust贸w, przyzwyczaje艅, sk艂onno艣ci, aby przypodoba膰 si臋 innym. Powtarzam, je艣li z nich
rezygnuje, to wskutek s艂abo艣ci lub egoizmu, nigdy za艣 si臋 ich nie wyrzeknie, je艣li jest silny.
Wnosz臋 st膮d, 偶e ilekro膰 natura da wi臋cej si艂 i 艣rodk贸w komu艣 innemu, istota ta post膮pi w艂a艣ciwie
po艣wi臋caj膮c mnie swym sk艂onno艣ciom, tak jak mo偶e by膰 pewna, 偶e i ja jej nie oszcz臋dz臋, je艣li b臋d臋
mia艂 nad ni膮 przewag臋, kr贸tko bowiem m贸wi膮c, uszcz臋艣liwianie siebie, niezale偶nie od tego, co by
to mia艂o znaczy膰, jest jedynym prawem, jakie narzuca nam natura. Znam dobrze konsekwencje tej
zasady, wiem, do czego mo偶e ona doprowadzi膰 cz艂owieka. Ale ci, kt贸rym nie przypisuj臋 innych
ogranicze艅 opr贸cz pochodz膮cych z natury, mog膮 bezkarnie dopu艣ci膰 si臋 wszystkiego i je艣li
naprawd臋 s膮 rozumni, nigdy nie narzuc膮 swym poczynaniom innych hamulc贸w ni偶 w艂asne
pragnienia, ch臋ci i... nami臋tno艣ci. To, co nazywaj膮 cnot膮, jest dla mnie urojeniem, czym艣 b艂ahym i
zmiennym, zale偶nym od klimatu, czym艣, co nie podsuwa mi idei 偶adnego wszechmocnego bytu.
Cnota jakiego艣 ludu mo偶e wyrasta膰 tylko z tradycji lub prawodawstwa. Cnot膮 za艣 prawdziwego
filozofa powinno by膰 rozkoszowanie si臋 w艂asnymi pragnieniami lub rezultat w艂asnych nami臋tno艣ci.
S艂owo zbrodnia, r贸wnie arbitralne, nie bardziej mnie kr臋puje. Wed艂ug mnie zbrodnia nie istnieje,
poniewa偶 w艣r贸d czyn贸w nazywanych przez ciebie zbrodniczymi nie ma 偶adnych, kt贸re nie by艂yby
gdzie艣 u艣wi臋cone. Od kiedy 偶aden z czyn贸w nie mo偶e by膰 uznany za zbrodni臋, zbrodnia, zale偶na
jedynie od geografii, staje si臋 niczym, a cz艂owiek, kt贸ry powstrzymuje si臋 od jej pope艂nienia
w贸wczas, gdy nak艂ania go do niej natura, jest tylko g艂upcem ignoruj膮cym pierwotne wra偶enia,
pochodz膮ce od tej偶e natury, kt贸rej zasad nie zna. Och, Justyno! Ca艂a moja moralno艣膰 polega na
robieniu wy艂膮cznie tego, co mi si臋 podoba, na nierezygnowaniu z w艂asnych pragnie艅. Moje cnoty s膮
twoimi wyst臋pkami, moje zbrodnie twoimi dobrymi uczynkami. To, co tobie wydaje si臋 szlachetne,
dla mnie jest prawdziwie odra偶aj膮ce. Twoje godziwe post臋powanie mnie odpycha, twoje zalety
przera偶aj膮, a cnoty przyprawiaj膮 o dr偶enie. A je艣li nie morduj臋 jeszcze na go艣ci艅cach jak Coeur-de-
Fer, to nie dlatego, 偶e tego nie pragn膮艂em, ani nie dlatego, bym dla czystej rozkoszy nie mia艂 tego
kiedy艣 dokona膰, lecz dlatego, Justyno, 偶e jestem bogaty i mog臋 si臋 rozkoszowa膰 i czyni膰 przynaj-
mniej tyle samo z艂a, nie zadaj膮c sobie tak wiele trudu i nie wystawiaj膮c si臋 na takie
niebezpiecze艅stwo.
Przek艂ad: Lubricita de Belfoutre Groupe6
* Fragment powie艣ci Markiza de Sade pt. La Nouvelle Justine, ou Les Malheurs de la vertu,
opublikowanej prawdopodobnie w lipcu lub w sierpniu 1799 r. (cho膰 wydanie by艂o antydatowane
na rok 1797). W wydaniu: Sade: La Nouvelle Justine, ou Les Malheurs de la vertu. Union G閚閞ale
d 蒬itions, coll.  10/18 , Paris 1978, t. 1, s. 123 141 (przyp. t艂um.).
1 Wyobra偶enie firmamentu jest tylko greck膮 bajk膮.
2 Cherubin znaczy w贸艂.
3 Sdz 11, 24.
4 Sade manipuluje tutaj tekstem Ksi臋gi Ezechiela w taki spos贸b, 偶e bezpo艣rednie jej zacytowanie
nie jest mo偶liwe (przyp. t艂um.).
5 Godny uwagi by艂by kalambur mog膮cy dor贸wna膰 temu, jakim popisa艂 si臋 Nazarejczyk wobec
swych uczni贸w:  Ty jeste艣 opok膮 i na tej opoce wznios臋 m贸j Ko艣ci贸艂 . I niech kto艣 teraz powie, 偶e
kalambury sta艂y si臋 modne dopiero w naszych czasach! Cytowany fragment Ewangelii, brzmi膮cy
zwyczajnie po polsku, faktycznie jest kalamburem w j臋zyku francuskim w zwi膮zku z podw贸jnym
znaczeniem s艂owa  Pierre (Piotr, kamie艅). W oryginale:  Tu es Pierre, et sur cette pierre je b鈚irai
mon 蒰lise . Przek艂ad wg Biblii Tysi膮clecia:  Ty jeste艣 Piotr [czyli Ska艂a], i na tej skale zbuduj臋
Ko艣ci贸艂 m贸j... (Mt 16, 18) (przyp. t艂um.).
6 Przek艂adu dokonano na translatorium z j臋zyka francuskiego prowadzonym przez dr. B. Banasiaka
i dr. K Matuszewskiego w Katedrze Filozofii Uniwersytetu A贸dzkiego.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Donatien Alphonse Fran莽ois de Sade Rozprawa hrabiego de Gernande a o kobietach
De Sade Prawda
de Sade Dialog miedzy Ksiedzem
Bogdan Banasiak Kim by艂 Markiz de Sade
de Sade Prawda
marques de sade el perceptor filosofo
De Sade A F Dialog miedzy ksiedzem a umierajacym
Doping in Sport Landis Contador Armstrong and the Tour de Fran
Dick, Philip K Coto de caza

wi臋cej podobnych podstron