Brown Steve , Jak mówić, aby ludzie słuchali


Steve Brown

"Jak mówić aby ludzie słuchali"

Wprowadzenie Henry Clay cieszył się wielkim uznaniem jako mówca. Tak już jest w życiu, że gdy odnosisz sukcesy w jakiejś dziedzinie, ludzie, którym się nie udało, zazdroszczą ci. Niektórzy ze starszych członków izby zazdrościli Clay'owi jego zdolności porywania tłumów. Pewnego razu jeden z nich wypowiedział w jego obecności obraźliwą uwagę: "Henry, twój problem polega na tym, że w swoich przemówieniach starasz się wywrzeć natychmiastowy wpływ na słuchaczy. Ja przemawiam dla potomnych". "Faktycznie", odpowiedział Clay. "Słuchając ciebie odnoszę wrażenie, że chcesz mówić nieprzerwanie aż przybędą twoi słuchacze". Clay dał do zrozumienia, że jego krytycy wygłaszali mowy, których nikt nie chciał słuchać. Ich audytorium nie stanowiła grupa realnych ludzi. Książka, którą czytasz, w praktyczny sposób traktuje o zwyczajnych ludziach porozumiewających się z innymi zwyczajnymi ludźmi. Nie jest to książka dla naukowców czy zawodowych mówców. Napisałem ją, aby pomóc ci dotrzeć do prawdziwych słuchaczy - takich, jakich spotykamy w codziennym życiu. Czy zdarzyło ci się wygłupić w czasie publicznego wystąpienia? Czy zastanawiałeś się kiedyś, co powinieneś powiedzieć w rozmowie z przyjacielem czy znajomym? Czy obserwowałeś, jak mówcy ciągną za sobą tłumy, i zazdrościłeś im tego? Czy zastanawiałeś się, dlaczego twoje słowa nie mają wpływu na ludzi, którzy ich słuchają? Czy czułeś się ignorowany w rozmowie, na przyjęciu towarzyskim czy stojąc z tyłu podium? Czy pragnąłeś poprawić swoje umiejętności przemawiania i prowadzenia rozmowy? Czy składając sprawozdanie odkryłeś, że nikt nie zrozumiał tego, co chciałeś przekazać, i że w ogóle nikomu na tym nie zależało? Czy kiedykolwiek pragnąłeś powiedzieć swoim podwładnym rzeczy, które mogłyby ich zmotywować do bardziej efektywnej pracy? Czy pragnąłeś powiedzieć szefowi coś, co skłoniłoby go do dania ci podwyżki? Jeśli kiedykolwiek miałeś takie pragnienia, to książka, którą czytasz jest dla ciebie. Książka ta traktuje o mówieniu. Sam jestem gadułą i to takim gadułą, który odniósł w tej dziedzinie pewne sukcesy. Książka, którą trzymasz w rękach, nie została napisana naukowym żargonem, nie ma w niej również niepraktycznych teorii. Podzielę się z tobą informacjami, które sprawdziłem we własnym życiu doświadczając też wielu porażek. Najlepszym sposobem nauczenia się czegoś jest zrobienie tego źle, ja zaś popełniłem wiele błędów. Chcę dać ci okazję do uczenia się z moich niepowodzeń i sukcesów. Na co dzień wykładam sztukę komunikowania w Seminarium Reformowanym - staram się nauczyć młodych duchownych, jak przenieść ogień ich przesłania do pierwszych rzędów kościelnych ławek. Dużą część życia spędziłem przemawiając na różnych konwencjach, w kościołach, na uczelniach i w seminariach. Obecnie prowadzę codzienny piętnastominutowy program radiowy słyszalny w ponad trzystu stacjach radiowych rozsianych po całych Stanach. Pracowałem również w rozgłośniach komercyjnych, gdzie sprzedawałem wszystko począwszy od cadillacków po papierosy, i w rozgłośniach chrześcijańskich, gdzie niosłem ludziom o wiele lepsze przesłanie. Jako gospodarz programu "Christian talkshow" (Chrześcijański talkshaw) przeprowadziłem wiele dyskusji poświęconych ludzkim problemom i pomagałem znaleźć odpowiedzi dające poczucie pewności. Powiem wprost: mówienie to moja praca. Oczywiście moja praca obejmuje o wiele więcej - jeśli ograniczymy się jednak do minimum, to mówienie jest tym, co robię, aby żyć. Mówienie przypomina pociąg, który dostarcza towary na rynek. Określony produkt może być najlepszym towarem, jaki przemysł w danej chwili oferuje, jeśli jednak zabraknie środka transportu, który dostarczy go klientom, to pozostanie on na półkach. Jestem chrześcijaninem i leży mi na sercu, aby chrześcijanie potrafili lepiej komunikować się z innymi ludźmi. Nie obawiam się tego, że chrześcijańskie przesłanie ucierpi z powodu swojej prawdziwości. Ono naprawdę jest prawdziwe! Obawiam się, że może ucierpieć od mówców, którzy nie wiedzą jak przemawiać. Częścią mojego powołania jest pomaganie mojej chrześcijańskiej rodzinie w lepszym porozumiewaniu się. Umiejętności w dziedzinie komunikowania się nie mają charakteru moralnego (są "skuteczne" lub "nieskuteczne", nie zaś "dobre" lub "złe"). Dlatego książka ta może ci pomóc nawet jeśli nie jesteś osobą wierzącą. Po prostu nie mów nikomu, skąd uzyskałeś te informacje. Głównym problemem z mówieniem jest to, że wszyscy to robią, lecz bardzo niewielu rozumie, co się właściwie dzieje i jak to co mówią wpływa na innych ludzi. Każdego dnia słyszysz tysiące, dziesiątki tysięcy słów wypowiadanych przez wielu ludzi. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie zapamiętasz tego, co większość z nich miała do powiedzenia. Każdego dnia ty sam wypowiadasz tysiące słów, lecz zaledwie garstka osób rozumie czy pamięta, co wyrażały twoje słowa. Piszę tę książkę, aby poprawić jedną ze stron tego równania: twoją stronę. Pragnę, abyś lepiej mówił - aby twoje słowa przynosiły owoc w twoim kościele, w twojej rodzinie, w twoim miejscu pracy i w twoich kontaktach z przyjaciółmi. Być może spotkamy się pewnego dnia. Może będę słuchał twojego przemówienia czy kazania. Być może nawiążemy rozmowę. Będę z tobą boleśnie szczery: pragnę nauczyć cię lepszego przemawiania, abym nie zanudził się na śmierć, gdy się spotkamy. Rozdział 1.& Potęga mowy "Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony." - Mt 12, 37 Czy zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdybyś stracił mowę? Nie mógłbyś porozumieć się szybko i łatwo z innymi, aby powiedzieć o swoich potrzebach, uczuciach czy pragnieniach. Nie mógłbyś skorygować fałszywego wrażenia czy podzielić się swoimi poglądami. Nie mógłbyś zachęcać, karcić, inspirować. Nie mógłbyś wyrażać gniewu, okazywać miłości ani radości. Gdybyś nie mógł mówić, musiałbyś pozostać w skorupie własnego prywatnego świata i byłoby to zaiste samotne miejsce. Gdy przemawiałem na konferencji w Detroit, po raz pierwszy w życiu zachorowałem na ostre zapalenie krtani - chorobę gardła powodującą utratę głosu. Jedynym dźwiękiem, jaki mogłem z siebie wydobyć, był szept słyszalny tylko wtedy, gdy system nagłaśniający był nastawiony na maksymalną moc. Mogłem wygłaszać moje wykłady szeptem pod warunkiem, że powstrzymam się od rozmów w przerwach między publicznymi wystąpieniami. Frustrujące doświadczenie? Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Wtedy zrozumiałem, jak bardzo jestem uzależniony od mówienia. Nie mogłem robić tego, co przyjmowałem za coś oczywistego, jak powiedzenie "dzień dobry" czy zamówienie dania w restauracji. Nie mogłem prowadzić konwersacji w czasie obiadu, nie mogłem odpowiadać na pytania, a wieczorem zadzwonić do domu i porozmawiać z żoną. Zauważyłem, że popadam w depresję i złość. Jednak najbardziej frustrowało mnie to, że nie mogłem nikomu powiedzieć, jak bardzo jestem zdenerwowany i zły. Nie zdajemy sobie sprawy z ważności czegoś dopóki tego nie stracimy. Podczas tamtej konferencji odkryłem, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od słów. Język jest jednym z najważniejszych darów, jakie otrzymała ludzkość. Początek całych cywilizacji można wyprowadzić od punktu, w którym ich język stał się wystarczająco rozwinięty. Uczenie się języka danego narodu czy kraju jest głównym czynnikiem, od którego zależy odniesienie sukcesu w jego obszarze kulturowym. Cały problem polega na tym, że wielu ludzi przyjęło Boży dar i zmarnowało go. Miałem przyjaciela, który mawiał, że w sferze wolności słowa nie ma wielkiej różnicy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a ZSRR (wtedy istniał jeszcze ZSRR): "W Związku Sowieckim ludzie są pozbawieni wolności słowa i nic nie mówią. W Ameryce mamy wolność słowa, lecz ludzie i tak nic nie mówią. Co za różnica?". Miał na myśli to, że wolność słowa nie ma znaczenia, jeśli nie masz nic do powiedzenia. Wielu ludzi przeżywa frustracje, ponieważ nie nauczyli się, jak właściwie wykorzystywać dar mowy. Nie mają nic do powiedzenia lub mówią tak marnie, że nikt się nie interesuje myślami, które wypowiadają. To wielka szkoda. Być może powiesz: "Steve, daj spokój. Wiem, że żyjesz z mówienia i dlatego uważasz, że jest ono ważne. Czy nie przywiązujesz jednak przesadnej wagi do komunikowania się? Jest tyle innych ważniejszych rzeczy. Frustracje, które przeżywam, i bałagan w moim życiu wiążą się z wieloma rzeczami, lecz nie z mową". Pomówmy o tym. Słowa mają moc. Kiedy Bóg przemawia, to sam akt wypowiadania słów realizuje zamierzony przez Niego cel. "(...) Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do mnie bezowocnie, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa" (Iz 55, 11). W Biblii słów używa się zwykle dla osiągnięcia określonego celu, dlatego mamy "błogosławieństwa" i "przekleństwa" - słowa mające moc obdarzania pomyślnością lub niszczenia. Chrystus powiedział, że zostaniemy potępieni lub usprawiedliwieni na podstawie naszych słów. Nie jest przypadkiem, że w 1. rozdziale Ewangelii Jana cud wcielenia został opisany jako "Słowo, które stało się ciałem". Gdy Bóg pragnął ukarać Zachariasza za jego niewiarę, odebrał mu zdolność mowy. * * * "Nie wystarczy wiedzieć, co powiedzieć, trzeba jeszcze wiedzieć, jak." - Arystoteles, Retoryka. * * * Słowa mogą błogosławić Uczę moich studentów, że bardzo ważne jest, aby okazywali afirmację ludziom, którym służą. Zbyt wielu duchownych ma poczucie, że zostali posłani do kościoła, aby głosić gniew Boży, by napominać wierzących i naprawiać wszystkie problemy. Prawda zaś jest taka, że Bóg zwykle powołuje duchownych do pracy w kościele, aby kochali ludzi i wzywali ich do takiego samego postępowania. Istnieje ścisły związek i analogia pomiędzy tym, czego nauczam w seminarium, a innymi dziedzinami życia. Na przykład, kilka lat temu przyjaciel poprosił, abym pomógł mu rozwiązać problemy w jego firmie. Zapytałem, czy kiedykolwiek powiedział swoim pracownikom, że ich ceni i uważa za wartościowych. Odparł, że płaci im i uważa, że to wystarczy. "Steve", powiedział. "Afirmuję ich za każdym razem gdy wręczam im czek". Przyjaciel sądził, że źródłem problemu było lenistwo jego pracowników. Jednak nie to było przyczyną problemów - każdy głupiec mógł to zobaczyć na własne oczy. Kiedy przekazałem mu kilka zasad, których mam zamiar nauczyć cię w tej książce, nastąpiła zdumiewająca zmiana. Później powiedział mi: "Któż by uwierzył, że coś tak małego może spowodować tak wielką zmianę?". Kiedy myślę o ludziach, którzy wywarli na mnie wpływ wspominam tych, którzy wykorzystywali słowa, aby mnie zachęcać, motywować i afirmować. Przypominam sobie pięciu emerytowanych pastorów z maleńkiego kościółka w Cape Cod, którzy mogli zniszczyć swojego młodszego kolegę. Zamiast tego jednomyślnie postanowili, że będą mnie dopingowali. Zawsze gdy byłem zniechęcony i chciałem zrezygnować, ci Boży ludzie zachęcali mnie słowami pocieszenia i miłości. Często zastanawiam się nad tym, co by się stało z moją służbą i z moim życiem, gdyby ci mężczyźni nie postanowili "podbudowywać" mnie swoimi słowami. Mój przyjaciel R. C. Sproul, jeden z najbardziej płodnych i głębokich pisarzy chrześcijańskich w Ameryce, usłyszał kiedyś od swojej nauczycielki następujące słowa: "R. C., nie wierz nikomu, kto ci powie, że nie powinieneś pisać". Jej słowa stały się motywacją do pisania książek. Sam czytam trzy, cztery książki tygodniowo i nie wyobrażam sobie życia bez tego. Uwielbiam książki, ponieważ - gdy byłem w ósmej klasie - nauczyciel zachęcił mnie do czytania i pokazał jak się to robi. Kiedy Sir Walter Scott był chłopcem, nie uważano go za zbyt inteligentnego. Z tego powodu koledzy ignorowali go. W wieku dwunastu lat poszedł na spotkanie, gdzie było kilka postaci świata literackiego. Robert Burns, sławny Szkocki poeta, podziwiał malowidło pod którym umieszczono wiersz. Zapytał o jego autora, lecz nikt nie wiedział kto napisał te strofy. Wtedy Scott bardzo onieśmielony podał nazwisko autora i zacytował resztę wiersza. Burns położył dłoń na głowie chłopca i powiedział: "Synu, pewnego dnia będziesz w Szkocji wielkim człowiekiem". Minęło wiele lat, a Scott nadal pamiętał zachęcające słowa Burnsa i uważał je za punkt zwrotny swojego życia. Słowa te obudziły w nim dążenie do wielkości. Żony i mężowie zwykle nie zdają sobie sprawy z tego, jaki wpływ mogą mieć na sukces czy porażkę współmałżonka w pracy zawodowej i relacjach międzyludzkich. Moja żona Anna zawsze była dla mnie błogosławieństwem. Kocham ją z kilku powodów. Anna jest piękna i wesoła. Jest cudowną matką. Wspaniale gotuje. Ma nieprzeciętne zdolności do prowadzenia interesów i zarządzania. Jednak najważniejszym darem, jaki dała mi w ciągu tych wszystkich lat naszego małżeństwa, jest to, że wierzyła we mnie i mówiła mi o tym. Zbierała fragmenty kazania, które okazało się "niewypałem", czy przedsięwzięcia, którego nie udało się zrealizować, i wypowiadała słowa zachęty i afirmacji. Pomagały mi one stawać na nogi za każdym razem, gdy zostałem powalony. Słowa mogą niszczyć * * * Pytanie: "Czy skończył już swoją przemowę?". Odpowiedź: "Skończył przemawiać dawno temu - on po prostu nie może przestać mówić!". * * * Wielu z nas zna na pamięć króciutki tekst: "Kije i kamienie mogą połamać moje kości, lecz słowa nie zranią mnie nigdy". Podejrzewam, że matka nauczyła mnie tej rymowanki, kiedy ktoś zranił mnie okrutnymi słowami. Pragnęła, abym wiedział, że mogę wytrzymać słowne zniewagi bezmyślnych ludzi. Jednak moja matka myliła się. Słowa mogą ranić o wiele bardziej niż kije i kamienie. Wiele cierpienia i smutku, jakiego doświadczamy spowodowane jest słowami. Słowa wypowiadane jako przekleństwa mogą nas zniszczyć. Jeśli mi nie wierzysz, pomyśl o tych sytuacjach, gdy czyjeś słowa poniżyły cię ("Gdyby mózg był substancją wybuchową, nie miałbyś go dość, aby rozsadzić łupinkę orzecha!"), gdy złośliwe słowa zraniły cię tak okrutnie, że chciałeś umrzeć ("Ty idioto! Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś!"), gdy słowa krytyki pozbawiły cię możliwości sukcesu ("Czy nigdy nie potrafisz zrobić niczego jak należy? Zobacz jak to spaprałeś!") czy gdy czyjeś słowa komunikowały ci, że nie jesteś ważny ("Masz tutaj dziesiątaka i znajdź kogoś, kogo to interesuje!"). Bill Glass podczas spotkań, jakie organizuje w więzieniu, często zadaje słuchającym pytanie: "Komu z was ojciec lub matka mówili: Synu, kiedyś skończysz w więzieniu?". Bill opowiada, że zawsze prawie wszyscy więźniowie podnosili ręce potwierdzając proroczą moc słów rodziców. Nasze dzieci zwykle zostają tym, kim mówimy, że się staną. Jeśli mówimy im, że są głupie, prawdopodobnie będą się głupio zachowywały. Jeżeli mówimy im, że do niczego się nie nadają, będą nieprzydatne. Jeśli zwracamy się do nich jak do przestępców, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa staną się kryminalistami. Chociaż świadomość niszczącego działania fizycznego i seksualnego wykorzystywania dzieci jest bardzo rozpowszechniona w naszym społeczeństwie, słowne znęcanie się nad dziećmi może mieć równie szkodliwe skutki. Jedną z kluczowych zasad zarządzania firmą jest to, że słowa zachęty lub zniechęcenia mogą w decydujący sposób wpływać na efekty działalności. Słowa przywódców mają wielką siłę niszczenia, zniechęcania i osłabiania ich naśladowców. Ilu niedoszłych Einsteinów nauczyciele zniszczyli bezmyślnymi słowami? Pomyśl o małżeństwach, które rozpadły się, o zerwanych przyjaźniach i podziałach wewnątrz kościołów z powodu beztrosko rzucanych słów. Słowa determinują to jak postrzegamy siebie Słowa nie tylko błogosławią i przeklinają. Słowa, jakich używasz w rozmowie, wskazują na to, co o sobie myślisz. Po pięciu minutach rozmowy z każdym człowiekiem jestem w stanie powiedzieć ci, co ta osoba myśli na własny temat - czy traktuje siebie jak mistrza czy głupka. Po poważnej życiowej porażce John Wesley doszedł do wniosku, że wiara jest kluczem do pozyskania świata dla Boga. Nie wiedział jednak, w jaki sposób spowodować, by wiara stała się rzeczywistością w jego życiu. Poszedł więc do jednego ze swoich doradców i zapytał: "Jak mam głosić wiarę, skoro sam jej nie mam?". Jego nauczyciel uczynił interesującą uwagę: "Panie Wesley, niech pan głosi wiarę, dopóki sam jej nie uzyska, a wtedy - gdy pan uwierzy - będzie pan mógł nadal ją głosić". Inaczej mówiąc: "Naucz się patrzeć na siebie jak na człowieka wiary, wyartykułuj tę rzeczywistość w swoim życiu, a wtedy staniesz się mężem wiary". Słowa naprawdę determinują to, jak widzimy siebie i kim się staniemy. Pragnę pokazać ci, jak zacząć myśleć o sobie lepiej i powiedzieć o tym innym. Będziesz zaskoczony, jak słowa mogą zmienić twoje życie. Są ludzie, którzy rozmawiają i przemawiają w taki sposób, że odnosi się wrażenie, iż wiecznie narzekają i użalają się nad sobą. Poprzez swój sposób mówienia sygnalizują, jakie mają o sobie wyobrażenie. Słowa determinują to, jak ludzie na nas reagują Jeżeli stale narzekasz i użalasz się nad sobą, możesz być pewny, że ludzie będą traktowali cię stosownie do twoich słów. Jeśli przemawiasz z autorytetem, ludzie będą się do ciebie odnosili jak do osoby, która ma władzę. Jeśli wypowiadasz słowa miłości ludzie odpowiedzą miłością. Jeśli twoje słowa wyrażają silny gniew, nie bądź zaskoczony, gdy będą cię unikali (za wyjątkiem sytuacji, gdy będą chcieli z tobą walczyć lub wciągnąć do wojen, jakie prowadzą z innymi). Ludzie religijni są czasami bardzo pompatyczni. Nie tak dawno temu zostałem ostro skrytykowany w czasopiśmie kościelnym za jedną z moich wypowiedzi. Otrzymałem listy od ludzi z całego kraju, którzy starali się poprawić moje "fałszywe poglądy teologiczne". Najbardziej interesującą reakcją w całym tym epizodzie było zachowanie dogmatycznego i religijnego młodego mężczyzny, który podszedł do mnie po wykładzie, jaki wygłosiłem na pewnej konferencji. Powiedział mi: "Doktorze Brown, to, co pan powiedział, zasmuciło moje serce". (Miej się na baczności gdy chrześcijanie mówią, że "zasmuciłeś ich serce". Generalnie rzecz biorąc oznacza to, że wycelowali w ciebie swoje rakiety i są gotowi pociągnąć za spust). Odparłem na to: "Synu, to jest mała konferencja zorganizowana w niepozornym miejscu, ja sam też jestem maluczki. Nic tutaj nie jest na tyle duże, aby zasmucić twoje serce". Był zszokowany moimi słowami, a następnie wyraził swoje zatroskanie o mnie: "Czy nie chcesz usłyszeć co ma do powiedzenia twój brat w Chrystusie?" "Nie, synku", odpowiedziałem. "Naprawdę nie chcę, chyba, że pragniesz to z siebie wyrzucić. Jak na jeden dzień mam już dość duchowych nonsensów. Jeśli chcesz powiedzieć mi co naprawdę myślisz, bez tych wszystkich subtelnych pułapek posłucham". "Uważam, że jest pan arogancki i nieuprzejmy!", prawie wykrzyczał. I wtedy poczuł wstyd i zakłopotanie. Była to prawdopodobnie pierwsza bezpośrednia i szczera wypowiedź od dłuższego czasu. "Myślę, że się z tobą zgadzam", odparłem. "Lecz dzisiaj jestem lepszy niż byłem. Mam nadzieję, że Bóg jeszcze ze mną nie skończył". Następnie zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że była to bardzo przyjemna i pomocna wymiana myśli. * * * "Gdyby ludzkie umysły otworzyły się przed nami, dostrzeglibyśmy niewielką różnicę między myślami mędrca i głupca. Różnica polega na tym, że pierwszy wie, jak dobierać myśli i wplatać je w rozmowę... drugi zaś pozwala im wszystkim bez różnicy wylatywać pod postacią słów." - Joseph Addison * * * Jednak jego pierwsze słowa wytyczyły parametry rozmowy właściwe dla relacji adwersarzy. Wcale nie miał takiego zamiaru. Po prostu nie zdawał sobie sprawy, że słowa zwykle determinują to, w jaki sposób ludzie reagują na innych. Kiedy pracowałem w radiowej stacji komercyjnej i byłem członkiem zespołu wiadomości w rozgłośni w Bostonie nauczyłem się, że jeśli ktoś nie potrafi właściwie wymawiać słów powinien mówić okazując pewność siebie, a ludzie będą myśleli, że to oni są w błędzie. Jeśli we wszystkich rozmowach przyjmujesz "postawę pokornego Harry'ego", ludzie uznają, że masz powody do pokory (jak to pewien psychiatra powiedział do pacjenta: "Masz kompleks niższości ponieważ jesteś istotą niższą"). Jeśli zaś okazujesz pewność siebie (podczas prezentacji handlowej, przedstawiania ewangelii, kazania czy mowy), natchniesz z pewnością swoich słuchaczy. Jeżeli z góry przepraszasz za to, co masz do powiedzenia ("Nie potrafię dobrze opowiadać..." czy "Nie jestem mówcą...") ludzie uznają, że rzeczywiście masz za co przepraszać. Słowa jakich używasz decydują o twoim sukcesie bądź porażce w osiągnięciu celu, jaki postawiłeś sobie wypowiadając je. Kiedyś byłem pastorem w kościele, w którym istniała konieczność zbudowania kilku dodatkowych budynków. Poinformowano nas, że nowe budynki nie będą kosztowały więcej niż półtora miliona dolarów. Później okazało się, że najniższy z pięciu rachunków od wykonawców opiewał na ponad trzy miliony. Gdy wyjaśniłem projekt budowy członkom komitetu, uznali go za nic nie wart. Zrezygnowali z całego przedsięwzięcia, a nad przywódcami zawisła złowroga chmura potępienia. Wtedy zadzwoniłem do przyjaciela, który przeżył trzy budowy, i poprosiłem, aby opowiedział mi o swoich problemach. (Jest coś dziwnego w każdym duchownym, który poprowadził więcej niż jedną budowę - pierwsza budowa jest rezultatem braku doświadczenia, zaś wszystkie następne odzwierciedlają spaczoną osobowość). Przyjaciel udzielił mi dwóch cennych rad. Po pierwsze, że przywódca musi przewodzić. I po drugie, że problemy znikną, gdy zostanie położona pierwsza cegła. Po tej rozmowie wezwałem dwóch wykonawców, aby złożyli mi raport. Powiedziałem im, że za dwa tygodnie będziemy mieli ceremonię rozpoczęcia robót na parkingu przy kościele. "Nie wiem, co będziemy budowali", dodałem. "Może tylko toaletę". Później zadzwoniłem do przyjaciela i powiedziałem: "Jim, jeśli się mylisz, to jestem w poważnych tarapatach". W ciągu kilku następnych miesięcy wypowiadałem słowa zachęty i rysowałem wizje przed członkami mojej kongregacji. Czasami sam byłem zniechęcony i traciłem wizję, lecz mimo to nadal wypowiadałem właściwe słowa. Nasz kościół był zbyt mały, aby wybudować tak duże budynki. Kilka osób odeszło i były takie chwile, gdy modliłem się: "Panie, czy naprawdę chcesz tej budowy?". I wiecie co? Te budynki dzisiaj stoją. Parafianie są dumni z tego, czego dokonaliśmy. Ludzie, którzy przed rozpoczęciem budowy mówili: "To się nie uda. To zbyt duże przedsięwzięcie. Jesteśmy zbyt mali", teraz powiadają: "Zobaczcie co udało się nam osiągnąć!". Są dumni z tego, czego Bóg dokonał z ludźmi oddanymi tej sprawie. Najbardziej zdumiony jest pewien kaznodzieja (ja), gdy z niewiarą patrzy wstecz na okres budowy. Czasami trudno uwierzyć, w jaki sposób Bóg używa słów, by zainspirować ludzi do dokonania tego, co uważali za niemożliwe. Czy słowa mają moc? Oczywiście, że tak. Rabbi Stephen Samule Wise został poproszony o przemówienie na antyfaszystowskim mityngu na Brooklynie. Zgodził się i z tego powodu otrzymał kilka listów z pogróżkami. Jeden z autorów listów groził mu, że zostanie zabity, jeśli przemówi na zgromadzeniu. Kiedy nadszedł ów dzień, Wise wszedł na podium i powiedział: "Ostrzegano mnie, aby nie pojawiać się tutaj pod groźbą śmierci. Jeśli ktoś z obecnych chce mnie zastrzelić, niech to zrobi teraz. Nie lubię, gdy mi się przerywa". Ten człowiek znał siłę słów! Miał coś do powiedzenia i rzucił wyzwanie każdemu kto chciałby go powstrzymać. Czy słowa mają władzę? Daj mi dziesięciu mężczyzn i kobiety takich jak Rabbi Wit, a będę mógł zmienić świat. Rozdział 2.& Jak przezwyciężyć onieśmielenie "Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak i co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić." - Mt 10, 19 Gdy rozległ się dźwięk telefonu, był już późny wieczór. Dzwoniła kobieta, która była prezydentem dużej i znaczącej organizacji religijnej o nieco feministycznej orientacji. "Steve, przepraszam, że dzwonię tak późno, ale ciągle to odkładałam", powiedziała. "Chciałam cię o coś poprosić, lecz bałam się". "No, dalej", odparłem. "Jako męski uczestnik rozmowy, wypełnię moją rolę i udzielę ci odpowiedzi". "Steve", kontynuowała nie wiedząc, czy żartuję. "Nie potrzeba mi informacji, potrzebuję mówcy na nasze spotkanie. Czy podjąłbyś się tej roli?". Przyjąłem zaproszenie, a następnie - szczerze zdumiony - zapytałem, czego się obawiała. W rzadkim przypływie szczerości wyznała: "Zawsze wprawiałeś mnie w zakłopotanie". Moja odpowiedź była równie szczera: "To zabawne. Zawsze sądziłem, że jest na odwrót". Tłem tej konwersacji było kilka konferencji, w których oboje braliśmy udział. Jej feministyczne przekonania i słowna obrona sprawy wyzwolenia kobiet stwarzały sytuacje, w których nie wiedziałem, jak zareagować. Dlatego odpowiadałem zawoalowaną wrogością: gdy wychodziła z pokoju, zrywałem się z krzesła i otwierałem jej drzwi. Zawsze podawałem jej okrycie. Jeśli uczestniczyliśmy w jakiejś debacie, zawsze siedziałem spokojnie i "pozwalałem", aby mówiła pierwsza, gdyż taka jest rola mężczyzny: ustępować "słabszej płci". Prawiłem też komplementy za jej wygląd wiedząc, że pragnie, bym pochwalił ją za to, co powiedziała. Powodem, dla którego w taki sposób się zachowywałem, było onieśmielenie, w które wprawiały mnie jej umiejętności, odwaga, bystrość intelektualna i silna osobowość. Zdumiało mnie odkrycie, że ja również ją onieśmielałem. Podejrzewałem, że była równie zaskoczona jak ja. Jednym z głównych problemów w prywatnym czy publicznym komunikowaniu się jest onieśmielenie - mam na myśli sytuacje, w których nie zachodzi dobre porozumiewanie się, ponieważ jedna lub dwie strony czują się onieśmielone. Co więcej, (a jest to ważniejsze z punktu widzenia celów tego rozdziału) onieśmielenie jest przyczyną klęski dużej liczby wystąpień publicznych i powodem nie przekazania słuchaczom zamierzonego przesłania. To ono sprawia, że wiele rozmów zamiera zanim się na dobre rozpocznie. Co robić z czynnikiem onieśmielenia? Czy boisz się ludzi? Czy odmawiasz występowania przed większą publicznością, ponieważ sama myśl o tym jest dla ciebie zbyt przerażająca? Czy zauważyłeś, że na czyjś gniew reagujesz milczeniem i lękiem? Czy przedstawiając swoje poglądy drugiej osobie łapiesz się na tym, że jąkasz się i nie potrafisz zebrać myśli? Czy odkrywasz, że zawsze zgadzasz się z innymi, bowiem obawiasz się tego, że uznają cię za głupiego? Czy unikasz pewnych ludzi, ponieważ uważasz ich za bardzo ważnych lub inteligentnych? Czy zasycha ci w ustach na samą myśl o wygłoszeniu sprawozdania na spotkaniu w pracy? Czy drżą ci ręce zawsze, gdy zostajesz wywołany do odpowiedzi? Czy unikasz małych grup, ponieważ lękasz się, że zostaniesz zauważony i będziesz musiał coś powiedzieć? Jeśli odpowiedziałeś "tak" na jedno z powyższych pytań, to padłeś ofiarą czynnika onieśmielenia i zamierzam ci w tym pomóc. Ponieważ problem ten ma kluczowe znaczenie w dziedzinie porozumiewania się, rozdział ten będzie najdłuższym rozdziałem tej książki. Nie pomiń go. To, o czym tutaj piszę, jest bardzo ważne. Widzisz, większość ludzi, którzy mają problemy w dziedzinie porozumiewania się, uważa, że powodem wszystkich zmartwień jest zła technika, podczas gdy w rzeczywistości jest nim lęk przed innymi ludźmi. Jakże często starając się pomóc ludziom w lepszym porozumiewaniu się odkrywam, że nawet gdy dysponują odpowiednią techniką i bogatym słownictwem nadal nie potrafią komunikować się z innymi. Dlaczego? Ponieważ ich problem nie polega na tym, że muszą się czegoś nauczyć, lecz na tym, że muszą coś czuć. * * * "Człowiek, który nigdy nie doświadczył lęku, to coś więcej niż duża przesada - to biologiczna niemożliwość." - Anonim. * * * Mój plan jest następujący: przebudzimy się i poddamy analizie niektóre "demony" onieśmielenia, a następnie po kolei je unieszkodliwimy. Lęk onieśmiela Najpierw porozmawiajmy o onieśmielającej mocy lęku. Często popełniamy błąd i przechodzimy przez most zanim dostaniemy się w pobliże rzeki. Inaczej mówiąc, wyobrażamy sobie, że zrobimy czy powiemy coś głupiego i wprawiającego nas w zakłopotanie. W tej kategorii znajduje się także lęk przed zawstydzeniem i prześladujący nas koszmar, że okażemy się gorsi od innych. Często w poradnictwie małżeńskim spotykałem się z tą formą onieśmielenia i wiem, że może ona zniszczyć każde małżeństwo. W małżeństwie jedna osoba dąży do konfrontacji, zaś druga jej unika - jeden lubi "stawiać kawę na ławę" i rozwiązywać problemy, drugi po prostu je ignoruje mając nadzieję, że znikną same. Podział ten nie ma nic wspólnego z płcią. Czasami osobą wybierającą konfrontację jest kobieta, kiedy indziej mężczyzna. Chodzi po prostu o to, że jedna osoba jest bardziej rozwinięta językowo od drugiej. Osoba lepiej rozwinięta językowo i konfrontacyjna wygrywa wszystkie dyskusje, zawsze wyraża swoje opinie i podejmuje wszystkie decyzje. Nie potrzeba specjalisty, aby zrozumieć, że jeśli małżeństwo przez długi okres czasu znajduje się w takiej sytuacji, będzie narażone na poważne niebezpieczeństwo. Zwykle na zewnątrz panuje tam "zgoda", lecz słowo to jest w tym przypadku jeszcze jednym synonimem podporządkowania. Poświęciłem dużo czasu ucząc małżonków, jak wprowadzić równowagę do takiej sytuacji. Wskazuję osobie konfrontacyjnej, jak się nieco wycofać, by zachęcić współmałżonka do wyrażania opinii, zaangażowania w dyskusję i podejmowania decyzji. Zachęcam drugą osobę, aby przemówiła, nawet jeśli się boi, i broniła swego, nawet jeśli jest to bardzo niewygodne zadanie. Zwykle kilka prostych elementów treningu asertywności znacznie poprawia sytuację w małżeństwie. Interesującym faktem jest to, że małżonkowie, którzy nie wykazują skłonności do konfrontacji, prawie zawsze mają obraz siebie skazujący ich niejako na niepowodzenia. Innymi słowy, osoba, która unika konfrontacji, ma obraz siebie namalowany barwami niepowodzenia i winy. Moim zamiarem nie jest angażowanie się w psychologiczne czy teologiczne dyskusje o tym, jak poradzić sobie ze złym obrazem siebie (robię to w seminariach Key Life z cyklu "Born Free" (Urodź się wolnym). Podam jednak kilka rzeczy, które możesz zrobić, gdy czujesz się onieśmielony przez innych ludzi z powodu złego obrazu siebie. 1. Uznaj prawdę o sobie. Przeanalizuj sytuacje, w których byłeś zawstydzany przez rodziców czy innych ludzi. Odpowiedz na pytanie: "Dlaczego zawsze mam poczucie niższości?", "Dlaczego czuję się winny?", "Dlaczego się boję?". Poszukaj tragicznych wydarzeń, które zaszły w przeszłości i nadały kształt twojej teraźniejszości. Pomyśl o sytuacjach, w których zawiodłeś, i nazwij je. Wynieś na światło dzienne dawne sekrety, które powodują, że masz opory przed mówieniem i boisz się podejmować ryzyko. Skieruj na nie promień światła i zobacz jak tracą na znaczeniu. Każdy kto oglądał film grozy czy czytał horror wie, że demony giną w świetle. Większość naszych osobistych demonów - przeszłych wydarzeń, które kształtują nasze obecne reakcje - umrze, jeśli wyciągniemy je na światło. Frederick Buechner w swojej książce pt. "Telling Secrets" ("Zdradzanie sekretów") opowiada o samobójstwie swojego ojca (była to wielka tragedia w jego rodzinie) i o córce chorej na anoreksję. Buechner wypowiada tam bardzo głęboką myśl: "Kiedy mówimy o naszych sekretach, nawet samym sobie, tracą swoją moc" (Harper & Row, 1991, s. 3). Proponuję, abyś znalazł zaufanego przyjaciela, duchownego czy nawet zawodowego terapeutę i odsłonił przed nim niektóre swoje sekrety. Czasami w przezwyciężeniu lęku przed mówieniem pomaga odsłonięcie przed samym sobą i innymi źródła życiowych dramatów. 2. Czy w to wierzysz, czy nie, spojrzenie lękom prosto w oczy pozbawia je mocy. Angielskie przysłowie mówi: "Lęk zapukał do drzwi, a gdy otworzyła mu wiara, okazało się, że nikogo tam nie było". Jeśli masz w sobie dość wiary, aby otworzyć drzwi, odkryjesz, że okropna rzecz, jakiej się obawiałeś, uciekła. Pamiętam moje pierwsze publiczne przemówienie. Byłem wtedy w college'u i parafianie maleńkiego kościółka w górach Północnej Karoliny zaprosili mnie, abym wygłosił kazanie w czasie porannego nabożeństwa w niedzielę. Miałem trzy strony notatek i ćwicząc wygłaszanie kazania odkryłem, że każda strona zajmuje mi około ośmiu minut. W niedzielę okazało się jednak, że powiedziałem pierwszą stronę w ciągu dwóch minut. Nie to jednak było najgorsze (ostatecznie krótka mowa jest lepsza niż długa). Najgorsze było to, że gdy sięgnąłem do notatek, okazało się, że druga strona gdzieś się zapodziała. Co zrobiłem? Nic. Po prostu stałem tam i głupio rozglądałem się dookoła. Nawet dzisiaj, gdy opowiadam o tym incydencie, rumienię się. Szczerze mówiąc tego ranka moja kariera mówcy prawie dobiegła końca. Przez mój umysł przebiegały najróżniejsze myśli. "Już nigdy nie będę się tak wstydził, ponieważ nie podejmę się więcej takiego zadania". Tłumaczyłem się przed samym sobą: "Jestem lepszy w pisaniu niż w mówieniu. Dlatego jeśli ktoś poprosi mnie o to, abym przemawiał, napiszę mowę i pozwolę, aby wygłosił ją ktoś inny". Zacząłem myśleć o podjęciu innej pracy. Na szczęście przyjaciele troszczyli się o mnie na tyle, że powiedzieli mi to, co ja teraz powiem wam: różnica pomiędzy człowiekiem sukcesu a nieudacznikiem jest taka, że człowiek sukcesu podniósł się po ostatnim upadku. Mój przyjaciel powiedział, że jeśli nie wygłoszę kazania, i to tak szybko, jak to możliwe, to już nigdy nie będę w stanie tego zrobić. Dodał też słowo zachęty: "Steve, za twoim lękiem i porażką kryje się bardzo rzadki dar. Nie pogrzeb go pod nimi". Podniosłem się po tym upadku i przy pierwszej sposobności (było to spotkanie zorganizowane na terenie college'u) wygłosiłem inną mowę. Czy bałem się? Oczywiście, że się bałem! Czy martwiłem się z powodu tego przemówienia? Człowieku, czy martwiłem się?! Powiem coś jeszcze: nie zgubiłem moich notatek, bowiem nauczyłem się tekstu na pamięć. Nie wygłosiłem wielkiej mowy, lecz nie czułem się też jak głupiec. Jaki stąd morał? Dobry rozmówca czy dobry mówca musi podejmować ryzyko - i czynić to stale - dopóki demony lęku nie zginą. Roger Staubac, gracz drużyny Dallas Cowboys, został kiedyś zapytany o to, jak się czuł, gdy zepsuł zagrywkę. Odparł: "Nie mogłem wprost wytrzymać, aby z powrotem dojść do piłki". Taka postawa uczyniła z niego wielkiego gracza. Nie ma niczego złego w przeżywaniu lęku. Odczuwanie onieśmielenia jest nawet naturalne. Lecz nie jest rzeczą właściwą poddać się. Nie twierdzę, że możesz całkowicie usunąć swój lęk przed innymi. Odczuwam lęk zawsze, gdy wygłaszam kazanie czy mowę lub nawiązuję rozmowę z kimś, kto mnie onieśmiela. To w porządku, lecz zrezygnowanie nie byłoby w porządku. Marszałek Ney, jeden z dowódców armii Napoleona, zawsze przed bitwą mawiał do swoich nóg: "Drżyjcie! Trzęsłybyście się jeszcze bardziej, gdybyście wiedziały, gdzie was dziś zabiorę!". Po prostu zrób to, co do ciebie należy. Podejmij ryzyko. Podnieś się, nawet jeśli upadek był fatalny, i wstawaj ciągle na nowo. Po pewnym czasie (nie stanie się to natychmiast, lecz w końcu to nastąpi) będziesz bardziej myślał o tym, co masz do powiedzenia niż o tym, jak bardzo obawiasz się to wypowiedzieć. 3. Naucz się rozmawiać z samym sobą o tym, kim jesteś i jak się czujesz. Wyobraź sobie, że dobrze ci idzie. Zastąp taśmy z negatywnymi nagraniami pozytywnymi taśmami. Mam poważne zastrzeżenia do koncepcji tzw. "sterowanych wyobrażeń" wyznawców New Age. Po pierwsze, cały pomysł jest głupi, po drugie nie działa. Jednakże to, co tutaj mam na myśli, jest całkiem inne. Pytanie, jakie przed tobą stoi, nie jest pytaniem w rodzaju, czy będziesz tworzył obrazy w swoim umyśle. Wszyscy wyobrażamy sobie przyszłe sytuacje i nasze reakcje na nie. Prawdziwą kwestią jest to, czy twoje wyobrażenia przyszłości będą pozytywne czy negatywne. Wiem, że może się to wydawać czymś w rodzaju przyklejania plastra na raka, szczególnie jeśli ktoś miał fatalne doświadczenia i zły obraz siebie. A jednak będziesz zaskoczony tym, co się wydarzy, gdy zaczniesz postrzegać siebie jako dobrego rozmówcę czy dynamicznego mówcę (pozytywne wyobrażenie) zamiast jako nudziarza w rozmowie i niewydarzonego mówcę (wyobrażenie negatywne). Przed meczem golfa dobrzy gracze wyobrażają sobie, że uderzają piłkę we właściwy sposób i wychodzi im długi, prosty strzał. Podobnie mówca powinien wyobrażać sobie, jak zabiera głos w czasie rozmowy, zadaje pytania, komunikuje swoje opinie, wygłasza błyskotliwe mowy i przyciąga uwagę ludzi składanym sprawozdaniem. Naucz się odtwarzać w myślach takie pozytywne taśmy i puszczaj je sobie raz po raz na nowo. W końcu staniesz się tym, kogo sobie wyobraziłeś. Ta gra nosi nazwę "udawaj, że to robisz, aż w końcu naprawdę ci się to uda" i niezależnie od tego, czy mi uwierzysz - ten sposób naprawdę działa. Inaczej mówiąc, wyobraź sobie rolę, jaką chcesz odgrywać, a następnie podejmij ryzyko. W końcu gra stanie się rzeczywistością. Opowiadano mi, że Dustin Hoffman po zagraniu roli autystycznego mężczyzny w filmie pt. "Rain Man" ("Deszczowy człowiek") potrzebował wielu miesięcy, aby znowu zacząć myśleć w normalny sposób. Aktor tak dobrze wcielił się w rolę, że w jakimś sensie stał się postacią, którą odgrywał. Odgrywaj rolę aktora, a w końcu odkryjesz, że stała się ona rzeczywistością. * * * "Ten, kto ma sięgnąć po sławę nie może okazywać lęku przed krytyką. Obawa przed krytyką dla geniusza oznacza śmierć." - William G. Simms * * * Wrogość onieśmiela Po drugie, porozmawiajmy o władzy onieśmielania, jaka kryje się we wrogości. Słyszałeś pewnie, że najlepszą metodą obrony jest atak. To prawda, ponieważ agresywne działania (które są zwykle manifestacją wrogości) zwykle zastają ludzi nieprzygotowanych do obrony i nie pozwalają na dialog, a jedynie na podporządkowanie się. Czy kiedykolwiek próbowałeś rozmawiać z kimś, kto jest rozgniewany? Zawsze jest to nieprzyjemne doświadczenie. Jeśli chcesz kontynuować rozmowę musisz zainwestować większość swojej energii w uspokajanie wzburzonych wód, nie zaś w zmianę poglądów czy w przeanalizowanie idei, jakie zostały przedstawione (w przypadku mowy). Wrogość (czy to w przemówieniu, czy w rozmowie) powoduje trzy rzeczy: uniemożliwia porozumiewanie się, przeszkadza w realizacji celów i stwarza jeszcze więcej wrogości. Istnieje tylko jeden wyjątek. Czasami wrogość jest używana jako pewna technika dobrej komunikacji. W takim przypadku jest to wrogość zaplanowana. Przykładem niech będzie przesłanie gniewnego proroka czy komunikowanie wrogich zamiarów nie po to, by prowadzić autentyczną rozmowę, lecz zmusić cię do posłuszeństwa. Zaplanowana wrogość może być czasami skutecznym sposobem wskazania na jakąś myśl, zmotywowania słuchaczy czy odniesienia zwycięstwa w dyskusji. Jednak wrogość jako specyficzna technika jest bardzo rzadko używana przez dobrych mówców, którzy podają ją w starannie odmierzonych dozach. Prowadząc program radiowy, do którego dzwonią słuchacze, zauważyłem pewną interesującą rzecz: zawsze otrzymuję kilka telefonów od osób, które są wrogo nastawione wobec mnie lub wobec stanowiska, jakie zająłem. Staram się ustosunkować do tych telefonów w twórczy sposób (mam taką nadzieję). W końcu takie wrogie telefony są nieodłączną częścią każdego dobrego talkshow prowadzonego na żywo. Jednak za każdym razem, gdy otrzymuję taki telefon, odkrywam, że pojawia się napięcie i przyjmuję pozycję obronną. To samo zdarza się w rozmowie czy podczas publicznie wygłaszanej mowy. Kiedy wiemy, że nasz odbiorca jest wrogo nastawiony, znajdujemy się w bardzo trudnej sytuacji. Pozwólcie, że podam kilka prostych sposobów poradzenia sobie z onieśmieleniem spowodowanym przez wrogość. 1. Pamiętaj, że nie musisz rozmawiać ze wszystkimi. Moje zadanie jako gospodarza programu radiowego, mówcy i nauczyciela wymaga tego, że czasami muszę doprowadzać do konfrontacji z wrogo nastawionymi ludźmi. Ty jednak (chyba, że jesteś podobny do mnie) wcale nie musisz tego robić. Kiedy ludzie reagują na ciebie wrogością, postaraj się pamiętać o tym, że nie jesteś owieczką prowadzoną na rzeź. Sugeruję, abyś powiedział: "Nie muszę tego słuchać. Lubię cię, lecz dopóki nie będziemy mogli rozmawiać w bardziej spokojnym tonie, nie mam ochoty w tym uczestniczyć". Następnie odejdź. Moja żona nie chce ze mną rozmawiać, gdy jestem rozgniewany. Wie, że w takiej sytuacji żadna rozmowa ze mną nie będzie zbyt produktywna. Podobnie jest z przemawianiem przed publicznością. Miałem przyjaciela, którego poproszono o wygłoszenie kazania w kaplicy uniwersyteckiej. Dla tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w obowiązkowych nabożeństwach, powiem słowo wyjaśnienia. Studenci i nauczyciele są obowiązani pojawić się wtedy w kaplicy. Cierpią z tego powodu okrutnie. Co więcej, sprawdzana jest obecność przez odnotowanie, czyje ławki są zajęte. Przemawianie w czasie takich obowiązkowych zgromadzeń jest przedostatnią rzeczą jaką lubię robić na tym świecie, ostatnią jest skakanie z dwudziestopiętrowych budynków. W każdym razie mój przyjaciel zauważył, że studenci nie słuchają go, a profesorowie ignorują (jeden czytał gazetę). Dla wszystkich (za wyjątkiem największych tępaków) było oczywiste, że nic z tego nie będzie. Oto jak mój przyjaciel rozpoczął i zakończył swoją mowę: "Jest dla mnie oczywiste, że chcecie słuchać tego, co mam do powiedzenia, równie mocno, jak ja mam ochotę wam to powiedzieć. To kazanie należy już do historii". Powiedziawszy to wsunął notatki do kieszeni, zszedł z kazalnicy i ku zdumieniu słuchaczy wyszedł z kościoła, wsiadł do samochodu i odjechał. Nie ma żadnego prawa, które wymagałoby od ciebie angażowania się w jałowe konwersacje. Nie ma reguły mówiącej że musisz mówić do wrogo nastawionych słuchaczy. 2. Pamiętaj, że wrogość prawie zawsze jest oznaką braku pewności. Kiedy człowiek czuje się na tyle zagrożony, aby wyrazić gniew, pamiętaj, że jest to mechanizm obronny. Proste stwierdzenie w rodzaju: "Zastanawiam się dlaczego jesteś taki rozgniewany. Co cię tak przeraziło?" będzie dużym krokiem do zajęcia się prawdziwą przyczyną gniewu i usunięcia jej. Wrogością i brakiem pewności siebie należy zająć się w delikatny, współczujący sposób. Kiedyś wygłaszałem wykład na temat religii do grupy studentów z uniwersytetu w Miami. Gdy nadszedł czas na pytania i odpowiedzi, zwróciłem uwagę na grupę bardzo wrogo nastawionych osób. Ich pytania były pełne gniewu, choć moim zdaniem nie powiedziałem niczego, co mogłoby ich tak rozzłościć. I wtedy, gdy słuchałem czwartego agresywnego pytania, zrozumiałem co się dzieje. Ci studenci byli muzułmanami. Oni rozprawiali się właśnie z wizerunkiem Islamu prezentowanym w amerykańskiej prasie, który mówi: "Muzułmanie to zwolennicy wojny i fanatycy religijni". Wyczuwali surowe sądy innych studentów na temat Islamu i to spowodowało ich wrogość. Kiedy to zrozumiałem, mogłem zająć się prawdziwym problemem. "Obaj jesteście muzułmanami?", zapytałem. Przyznali mi rację. Następnie stwierdziłem: "Zanim odpowiem na wasze pytanie, pozwólcie, że powiem coś ważnego. Jestem zaszokowany tym, jak amerykańska prasa obchodzi się z waszą religią. Nasze media bardzo płytko rozumieją chrześcijaństwo i judaizm, które są częścią naszej kultury. Jednak to, co uczyniono waszej religii, jest przestępstwem kryminalnym. Gdybym był na waszym miejscu, czułbym się tym bardzo urażony". Następnie odpowiedziałem na ich pytanie. Zmiana w ich postawie była zdumiewająca. Gdy spotkanie dobiegło końca, poczekali aż wyszła ostatnia osoba. Wtedy jeden z nich zwrócił się do mnie: "Doktorze Brown, chciałbym podziękować panu za to, co pan powiedział. Miło jest widzieć Amerykanina, który nie zgadza się z naszymi przekonaniami religijnymi, lecz jednocześnie traktuje nas z szacunkiem". Wrogość, która zdaje się być skierowana do ciebie, w rzeczywistości może być skierowana przeciwko komuś, czemuś innemu. Kiedyś zatrzymałem się przejazdem w domu misyjnym w Afryce. Przy obiedzie siedziałem razem z kobietą, która była wobec mnie bardzo wrogo nastawiona (dodam, że nie dałem jej do tego najmniejszego powodu). Później powiedziałem komuś, że ona przypominała mi "wiedźmę z Endoru". Mój rozmówca odparł na to: "Steve, musisz jej wybaczyć. Przez ponad trzydzieści lat była na misji, a w następnym tygodniu przechodzi na emeryturę i wraca do Stanów. Jej domeną stało się to miejsce, nie zaś to, co pozostawiła w Stanach Zjednoczonych. Mimo to musi wrócić i jest to dla niej przerażający, bardzo trudny okres". Kiedy to zrozumiałem następnego wieczora rozmowa podczas obiadu była o wiele bardziej przyjemna. Moja myśl jest następująca. Postaraj się odkryć źródło wrogości i zajmij się nim. 3. Zdaj sobie sprawę, że czasami należy odpowiedzieć wrogością na wrogość. Często gniewni ludzie nie zmieniają swojej postawy, bowiem nigdy nie musieli zapłacić ceny za swoje wrogie zachowanie. Kiedy dotrzemy do rozdziału poświęconego temu jak wygrać dyskusję, będę miał o wiele więcej do powiedzenia na ten temat, lecz już teraz chciałbym zaznaczyć, że gniew musi czasem spotkać się z gniewną reakcją. Czasami (wbrew temu, co mówiono wam w szkole) okazywanie gniewu jest jak najbardziej na miejscu. * * * Tajemnicą szczęścia jest wolność, zaś sekretem wolności - odwaga." - Gillbert Murray * * * W jednym z kościołów, w których służyłem jako pastor, był mężczyzna cieszący się reputacją "prześladowcy duchownych". Kilku ludzi ostrzegało mnie przed nim i jego wrogą postawą. Pewnego dnia zaprosiłem go do mojego biura i powiedziałem: "Sam, rozumiem, że żaden pastor tego kościoła nigdy nie interesował się tym, co myślisz. Ty, jak rozumiem, mówisz to, co myślisz". "Cóż, przypuszczam, że to prawda", przyznał niechętnie. "Zaprosiłem cię tutaj, ponieważ chciałbym, abyś wiedział, że według mnie to jest wspaniale. Daję ci moją zgodę na to, abyś mówił mi co tylko zechcesz: pozwalam ci się na mnie gniewać, możesz mnie poprawiać tak długo, jak długo będę miał twoją zgodę, by mówić ci wszystko, co mam ochotę powiedzieć, by wyrażać gniew i poprawiać ciebie". W ciągu następnych lat wiele ze sobą walczyliśmy, lecz obaj nauczyliśmy się radzić sobie z naszym gniewem o wiele lepiej niż przedtem, bowiem zgodziliśmy się na to, by na gniew odpowiadać gniewem. Zbyt często gniewni ludzie są ignorowani, znoszeni cierpliwie czy krytykowani za plecami. Powodem, dla którego ich gniew się pogłębia, jest to, że nigdy nie zapłacili za niego ceny. Czasami jest rzeczą całkowicie właściwą odpowiedzieć gniewnej osobie tak, jak to uczyniłem skarbnikowi pewnej organizacji, który zaczął na mnie wrzeszczeć: "Myślisz, że jesteś wściekły. Nie masz zielonego pojęcia o gniewie. Teraz patrzysz na najbardziej hamowany gniew, jaki widziałeś w swoim życiu". Zdumiewające jak szybko się uspokoił. Onieśmielająca moc pozycji A teraz porozmawiajmy o onieśmielającej mocy pozycji. Czy wiesz, że większość chrześcijan odmawia składania świadectwa przed kimś, kogo uważa za stojącego wyżej od siebie na drabinie społecznej? Rozmawiamy o naszej wierze z tymi, których uważamy za stojących niżej od nas i których uznajemy za równych, lecz dzieje się z nami coś dziwnego, gdy musimy podzielić się z kimś stojącym od nas wyżej. Sytuacja taka ma tragiczne konsekwencje, bowiem powoduje, że ci, którzy wspięli się na szczyt w swojej dziedzinie, klasie społecznej czy w kręgu przyjaciół, są ludźmi całkiem samotnymi. Mam przyjaciela, który był pastorem kościoła w Cambridge w stanie Massachusetts. Na jakimś przyjęciu poznał znakomitego profesora z Uniwersytetu Harvarda i ten profesor poprosił go, aby spotkali się i porozmawiali. Gdy mój przyjaciel przybył na umówione spotkanie, okazało się, że profesor jest spóźniony. Sekretarka zaprosiła go do jego biura i poprosiła, aby zaczekał. Profesor miał nadejść lada moment. Gdy mój przyjaciel oglądał biuro wypełnione książkami, tytuły naukowe i dyplomy wiszące na ścianach i gdy myślał o sławie profesora, poczuł się całkiem onieśmielony (zapewne czułbyś się tak samo jak on). Wtedy odniósł wrażenie, że usłyszał głos od Boga: "Powiedz profesorowi, że Jezus go kocha". "Panie, nie mogę tego uczynić. On jest wybitnym naukowcem, a ja jestem nikim. Nie będzie mnie słuchał i pomyśli sobie, że jestem głupcem. Myślę, że będę grzecznie siedział i zadawał pytania. To mało prawdopodobne, aby powiedział coś, co będę potrafił zrozumieć. Dodam może jedną lub dwie uwagi komentarza". "Powiedz mu, że Jezus go kocha", głos nie ustawał. W końcu doszedł do wniosku, że został tutaj posłany po to, aby się ośmieszyć. Kiedy profesor wszedł do biura, mój przyjaciel powiedział mu tak prosto, jak umiał, że Jezus go kocha. Wtedy profesor załamał się i zapłakał. Wszyscy jesteśmy w większym albo mniejszym stopniu onieśmieleni przez pozycję innych. Pozwólcie, że podzielę się z wami kilkoma rzeczami, które mogą pomóc. Ludzie, którzy osiągnęli wielką sławę i pozycję, są zwykle najbardziej zaskoczeni, że udało im się to osiągnąć. Kilka lat temu przeprowadzono badania prezydentów wielkich korporacji. Naukowcy odkryli, że najbardziej powszechnym lękiem, jakiego doświadczali, było, że ludzie dowiedzą się, iż popełniono pomyłkę i umieszczono ich w niewłaściwym miejscu. Wiele czasu spędziłem na rozmowach z dyrektorami. Będąc chłopcem z gór Północnej Karoliny, urodzonym po gorszej stronie torów kolejowych, czułem się onieśmielony przez tych ludzi, dopóki Bill Bright nie powiedział mi, że zostałem powołany do tego, aby im służyć. I wiecie co? Im dłużej przebywałem z tymi ważnymi ludźmi tym bardziej sobie uświadamiałem, że byli oni równie przestraszeni jak ja, że byli tak samo samotni, że tak samo doświadczali poczucia winy i byli pozbawieni poczucia pewności - czasami nawet bardziej ode mnie. Posiadali zdolność lepszego ukrywania tego, lecz byli dokładnie tacy jak ja. Kiedy to zrozumiałem, onieśmielenie przestało być takim problemem. Zwykle ludzie zajmujący wysoką pozycję są o wiele bardziej łaskawi i uprzejmi niż mógłbyś sądzić na podstawie ich portretu, jaki przedstawiają media. Środki masowego przekazu komunikują, że najgorszymi ludźmi w naszym społeczeństwie są osoby mające władzę i prestiż. Przedstawia się ich jako manipulatorów, potwory niszczące środowisko i amoralne, wypaczone osobowości. Oczywiście są wśród nich i tacy ludzie, lecz będziesz zaskoczony, jeśli ci powiem, że większość odpowie uprzejmością na uprzejmą uwagę, czy łaskawością na łaskawość. Kilka lat temu byłem na obiedzie z Arthurem Burnsem. Burns współpracował z kilkoma prezydentami i był przez większość ludzi uznawany za jeden z najwybitniejszych umysłów w rządzie i za geniusza w dziedzinie ekonomii. Na początku posiłku powiedziałem mu: "Doktorze Burns, nie potrafię zbilansować moich wydatków i oblałem matematykę w collegeu. Aby ten obiad nie był dla mnie katastrofą, musi pan obniżyć poprzeczkę". Zaśmiał się i podczas obiadu uważał, aby właściwie formułować swoje uwagi, wyjaśniać rzeczy, których nie rozumiałem, i wyrażać się w prosty sposób. Najlepszą rzeczą, jaka zdarzyła się podczas tego obiadu, było to, że Burns nigdy nie spowodował, że miałem poczucie niższości czy czułem się głupi. Powtórzę to jeszcze raz: zwracając się do ludzi, którzy mają władzę i prestiż (publicznie czy też podczas prywatnej rozmowy) musimy być skłonni do podjęcia ryzyka. Zwykle ludzie, którzy twoim zdaniem nie odczuwają potrzeby przyjaźni, troski o innych czy koleżeństwa, są w największej potrzebie. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać, jest podjęcie ryzyka. Jeśli zaryzykujesz możesz zostać bardzo przyjemnie zaskoczony. Odkryjesz, że za ochronną fasadą kryje się istota ludzka, która zareaguje na twoje wysiłki o wiele cieplej niż tego oczekiwałeś. (Jeśli ktoś tak nie zareaguje, wtedy nauczysz się czegoś o sarkazmie.) Profesjonalizm onieśmiela Czwartą przyczyną onieśmielenia jest profesjonalizm. Niektórzy ludzie tak są błyskotliwi i utalentowani w swojej dziedzinie, że czujesz się onieśmielony ich profesjonalizmem. Uczę w seminarium teologicznym, lecz musisz wiedzieć, że gdy byłem mały, uciekłem z przedszkola, a kariera akademicka była dla mnie jednym wielkim mozołem. Tytułują mnie "doktorem", lecz mój doktorat jest honorowy i został mi nadany przez radę collegeu w chwili kompletnego zapomnienia. Jestem pełnym profesorem w seminarium, ponieważ "dobrze przemawiam" i moi przełożeni sądzą, że mogę nauczać studentów teologii jak właściwie komunikować te prawdziwe, a jednocześnie przyprawiające o zawrót głowy treści, jakich się tam uczą. Cierpię z powodu braku iluzji co do mojej bystrości czy wiedzy teologicznej znawstwa. Czasami daję wykład w kaplicy w seminarium. Nie macie pojęcia, jak czułem się tym onieśmielony, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że prawie wszystko, co powiedziałem o onieśmieleniu przez władzę i prestiż, odnosi się również do onieśmielenia przez profesjonalizm. Pozwólcie, że powiem wam o tym, co pomogło mi poradzić sobie w tej dziedzinie. Moja matka nauczyła mnie, że nie jestem gorszy od nikogo i nie powinienem skłaniać głowy przed nikim - za wyjątkiem Boga. Jednak ona była moją matką, a matki mają obowiązek mówić takie rzeczy. Dlatego nadal miałem poczucie niższości dopóki Bóg nie powiedział mi tego samego co matka. W szesnastym stuleciu pewien biedny naukowiec imieniem Muretus został znaleziony w kanale i zabrany do szpitala. Dwóch lekarzy rozmawiało przy nim po łacinie (zakładali, że Muretus ich nie zrozumie) o tym, czy przeprowadzić na nim nową operację chirurgiczną. Jeden z doktorów zapytał: "Czy uważasz, że powinniśmy przeprowadzić taką operację na tej nędznej, bezwartościowej istocie?". Słysząc to Muretus podniósł się na szpitalnym łóżku i powiedział: "Zaliż ważycie się nazwać bezwartościowym człowieka, za którego umarł Chrystus?". Miał rację. Kiedy byłem młodym pastorem, mój doradca powiedział mi, że nigdy nie powinienem opuszczać cmentarza podczas nabożeństwa pogrzebowego zanim nie uczyni tego rodzina. Powiedział mi: "Steve, gdy oni odjeżdżają, powinni widzieć pastora stojącego nad grobem ich ukochanej osoby". To była dobra rada, jednak najlepszych rzeczy nauczyłem się w rozmowach z grabarzami, gdy rodzina zmarłego już odjechała. Pamiętam pewnego cynicznego grabarza z Cape Cod zasypującego grób. Odwrócił się, spojrzał na mnie, wyjął cygaro z ust i powiedział: "Młody jesteś, nie?". Potem wskazał na grób i powiedział: "Popatrz wielebny, to wszystko co dostaniesz po śmierci: dziurę w ziemi i łopatę piachu". Zawsze, gdy rozmawiasz z ekspertem, pamiętaj, że przed upływem stu lat będzie już martwy. Śmierć jest taka sama dla wszystkich, wszyscy są równi wobec jej majestatu. Pamiętanie o tym pomoże ci poradzić sobie z tym rodzajem onieśmielenia. Drugim faktem jest, że większość ekspertów naprawdę nimi nie jest, a jeśli już nimi są, to nie onieśmielają innych swoim profesjonalizmem. Tak długo traktowaliśmy lekarzy, teologów, polityków i adwokatów jak bogów, że uwierzyli w to. Sytuacja taka jest równie groźna w życiu, jak i w dobrej rozmowie czy w publicznych wystąpieniach. Podczas studiów odbywałem staż w klinice dla osób z problemami emocjonalnymi w Bostonie. Na szkolenie składało się spędzanie dużej ilości czasu z pacjentami. Trzeba było skoncentrować się na jednym lub dwóch z nich i przygotować szczegółowy raport. Pamiętam jak pisałem taki okresowy raport na temat spotkań z pacjentem, którego poznałem bliżej. W mojej pracy zasugerowałem pewne wnioski. Później sprawdziłem obserwacje psychiatry dotyczące tego pacjenta. Byłem zaszokowany tym, jak bardzo pomyliłem się w mojej diagnozie. Zabrałem ten mój okrutnie chybiony raport do profesora i opowiedziałem mu o błędach, jakie popełniłem. Odpowiedział: "Steve, nigdy nie zakładaj, że ludzie, a szczególnie psychiatrzy, wiedzą więcej niż rzeczywiście wiedzą. Znam tego pacjenta i uważam, że twój raport jest bliższy prawdzie niż obserwacje psychiatry. Ucz się nie ufać ekspertom". Pamiętam, jaki byłem zaszokowany. Podobnego uczucia doświadczyłem siedząc w galerii dla zwiedzających w Kongresie gdy nasi przywódcy debatowali na temat budżetu państwa. Zawsze uważałem, że oni wiedzą, co robią. Najbardziej doniosłym odkryciem dokonanym podczas tej wizyty było to, że ci ludzie wydawali miliardy dolarów naszych pieniędzy i wcale nie wiedzieli więcej ode mnie. To było przerażające. Zawsze zadawaj pytania twoim lekarzom i prawnikom, dopóki nie zrozumiesz, co mówią, i nie będziesz potrafił wydać własnego sądu. Nigdy nie zakładaj, że twój pastor przemawia z góry Synaj. Nie zakładaj tego tylko dlatego, że ktoś napisał książkę czy lepiej od ciebie potrafi formułować zdania. Lecz co ważniejsze, nie czuj się onieśmielony przez ekspertów. To tacy sami ludzie jak ty. Nie twierdzę, że nie powinniśmy słuchać i przyjmować opinii fachowców. W końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto w każdej dziedzinie wie więcej od ciebie. Stąd potrzeba dobrych rozmów i poszerzania swojej wiedzy. Kiedy publicznie zwracasz się do ekspertów, pamiętaj, że nie czyniłbyś tego, gdybyś nie miał czegoś do powiedzenia. Zatem powiedz to bez onieśmielenia. Okoliczności onieśmielają Na koniec, onieśmielają nas okoliczności. Dzieje się tak szczególnie wówczas, gdy znaleźliśmy się w okolicznościach, których nie szukaliśmy, o które nie prosiliśmy i których nie chcemy, lecz mimo to musimy się w nich odnaleźć. Może umówiłeś się na randkę w ciemno lub przyjąłeś zaproszenie na obiad od ludzi, których dobrze nie znasz. Może ludzie, do których masz przemawiać, okazali się całkiem inni niż to sobie wyobrażałeś. Może okazało się, że ubrałeś się przesadnie starannie (czy nie dość starannie) na jakąś towarzyską imprezę. Niekiedy okoliczności same w sobie nas onieśmielają. Kiedyś zostałem poproszony o wygłoszenie wykładu dla członków pewnej dużej organizacji chrześcijańskiej. Po moim wystąpieniu organizatorzy mieli zorganizować akcję na plaży w Hyannis koło przylądka Cape Cod. Sądziłem, że mam przemawiać do pracowników tej organizacji. Kiedy przybyłem na miejsce, odkryłem, że jej członkowie systematycznie przeczesywali plażę i ulice miasta szukając różnych pijaków i włóczęgów. Zapędzili ich do audytorium i przedstawili ich w nadziei, że powiem coś sensownego. Drodzy przyjaciele, to było ostatnie miejsce na ziemi, w jakim pragnąłem się wtedy znajdować. Nie byłem przygotowany do przemawiania do takiej publiczności, a nawet gdybym był, nie wiem, co bym im powiedział. Lecz oto znalazłem się oko w oko z pijakami, prostytutkami i włóczęgami patrzącymi na mnie i czekającymi, co powiem. Czy uwierzylibyście, że była to jedna z naprawdę wielkich mów w dziejach chrześcijaństwa? Czy uwierzylibyście, że dobrze mi poszło? W rzeczy samej tak było. I nawet teraz traktuję to doświadczenie jako bardzo ekscytujące przeżycie, przez które nauczyłem się kilku rzeczy, które stosuję od tej pory. Naucz się odróżniać problemy od faktów (jak mawia mój przyjaciel Fred Smith). Problem to jest coś, co da się naprawić, fakt zaś jest tym, co należy zaakceptować. Stara modlitwa o mądrość doskonale odzwierciedla to zrozumienie: "Boże, daj mi rozumu, abym pogodził się z rzeczami, których nie mogę zmienić, odwagę, abym zmienił rzeczy, które zmienić mogę, i rozum, abym potrafił odróżnić jedne od drugich". Pozwólcie, że dam wam zasadę pokrewną: "Możesz wytrzymać piekło, jeśli będziesz wiedział, że się z niego wydostaniesz". Wnioski nasuwają się same. "Zawsze możesz patrzeć w przyszłość i w niej umieszczać swoje oczekiwania". A zatem przyjmij złe okoliczności jak coś, czego nie możesz zmienić, i zrób z nich jak najlepszy użytek. Niektóre z najbardziej przyjemnych rzeczy w życiu Bóg (czy - jeśli jesteś niewierzący - "los") maskuje pod pozorem nieprzyjemnych okoliczności. Pamiętam jak pewnego razu znalazłem się przy jednym stole z grupą radykalnych feministek. Przemawiałem na konferencji. Ze wszystkich uczestników te panie były ostatnimi osobami, z którymi chciałbym jeść obiad. Niestety, wszystkie inne miejsca były zajęte. Miałem alternatywę: albo być głodnym, albo zrobić z siebie głupca. W końcu usiadłem z nimi i starałem się być tak uprzejmy, jak to możliwe. Czy wiecie, co się stało? Ku mojemu zaskoczeniu ich poglądy nie były takie, jak oczekiwałem, i mogliśmy poruszyć tematy, które były powodem rozłamów i bolesnych nieporozumień. Byłem zdumiony, że moje rozmówczynie pragnęły poznać moją opinię w kilku kwestiach (podejrzewam, że potraktowały to jako przypadek naukowej analizy osobników niższego rodzaju). To było rozwijające i nie tak znowu nieprzyjemne doświadczenie. Ucz się, jak bez uprzedzeń podchodzić do okoliczności. Na tych, którzy pragną jak najlepiej wykorzystać to, co zapowiadało się jako okropne doświadczenie, czekają zwykle wielkie niespodzianki. Podskocz i spraw, aby demony uciekły. Jeśli okoliczności w jakich się znalazłeś, są złe, prawdopodobnie już gorsze nie będą. Zatem nie masz nic do stracenia. Niektóre z najlepszych rozmów, jakie miałem, i najlepszych przemówień, jakie wygłosiłem, zaszły, gdy "wskoczyłem" w okoliczności z tym wszystkim, co miałem. Podobno samice pewnego gatunku ptaków zaczynają rozbierać gniazdo, gdy nie potrafią skłonić do latania któregoś z piskląt. Matka wie, że małe ptaki potrafią latać, lecz pisklęta tego nie wiedzą. Zatem matka zaczyna bardzo powoli rozbierać gniazdo patyczek po patyczku, listek po listku. Podejrzewam, że mały ptaszek jest zaniepokojony złymi okolicznościami. "Mamo!!! Co ty wyprawiasz? Czy nie przejmujesz się tym, że umrę? Co z ciebie za matka?". I wtedy, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, młody zaczyna machać skrzydłami i odkrywa radość latania. "Hej, mamo! Popatrz na mnie. Ja latam!". Bóg zwykle stwarza takie sytuacje gdy chce nas zmusić do latania. Podobnie postępuje ucząc nas mówić tak, aby ludzie słuchali. Odważ się więc i zrób to. Jeśli tego nie uczynisz, nigdy nie poznasz prawdy o sztuce mówienia. Mój przyjaciel Norm Evans powiedział mi kiedyś o nowym zawodniku liniowym w drużynie futbolowej w college'u, który podszedł do trenera i powiedział: "Trenerze, gracz liniowy przeciwnej drużyny zsuwa mi hełm na oczy. Co powinienem zrobić?". Odpowiedź trenera była prosta, bezpośrednia i klasyczna: "Nie pozwól mu na to!". Jeśli onieśmielenie przed ludźmi i sytuacjami powoduje, że milczysz... nie pozwól im na to. Rozdział 3.& Słowa z autorytetem "Neftali - jak rozłożysty terebint, dający miłe przepowiednie." - Rdz 49, 21 Podczas przyjęcia koktajlowego pewna kobieta podeszła wraz ze swoim mężem do znanego lekarza. "Czy może nam pan powiedzieć, dlaczego niektórzy ludzie rodzą się niemi?". "Dlaczego? Jest to spowodowane pewnymi wrodzonymi brakami w rozwoju zdolności artykulacyjnych lub anatomicznymi wadami budowy organów mowy". "No, i widzisz, co daje wykształcenie?", zauważyła kobieta triumfalnie spoglądając na swojego męża. Następnie zwróciła się do doktora: "Pytałam o to Harry'ego wiele razy. Jedyna odpowiedź, na jaką było go stać brzmiała: Ponieważ takie już się rodzą". Oczywiście morał z tej historii jest taki, że gdy ktoś używa uczonych słów dla opisania maleńkiej prawdy, może sprawiać wrażenie osoby autorytatywnej i mądrej. Jednak prawda może być całkiem przeciwna. Czasami najlepszym sposobem, by wydać się naiwnym głupcem, jest używać słów, których nikt nie rozumie (później powiem o tym więcej). Ten rozdział jest poświęcony słownictwu i temu, jak je wzbogacać. We wprowadzeniu porównałem mówienie do pociągu, który przewozi produkty na rynek. Jeśli nadal miałbym się trzymać tej metafory, mógłbym powiedzieć, że słownictwo jest jego kołami. Najważniejszą funkcją kół jest praca, jaką wykonują. Jeśli chcesz mówić w taki sposób, aby ludzie słuchali, to istotne jest znalezienie słów odpowiadających przesłaniu, które chcesz zakomunikować. Rozdział, który czytasz mówi o wzbogacaniu słownictwa i ostrzegam, że jest to najbardziej nudna część tej książki. Jednak nie pomijaj go. Zwykle zanim dokonasz czegoś ekscytującego, musisz wykonać całą masę nudnych rzeczy. ("Zanim spotkasz pięknego księcia musisz pocałować wiele brzydkich żab"). Jeśli chcesz grać na pianinie, zbudować most czy wygłosić mowę, musisz podjąć pewne działania przygotowawcze, które prawie zawsze są monotonne i nudne: ćwiczenie gam, uczenie się wzorów matematycznych i poznawanie słownictwa. Oto mój plan. Pragnę pokazać ci, jaki sposób wzbogacania słownictwa jest zły, a następnie wskazać sposób właściwy. * * * "Niektóre z najbardziej przerażających uczynków ludzkości dokonały się za sprawą czarodziejskiej mocy pewnych magicznych słów i fraz." - James Bryant Conant * * * Rozwijanie słownictwa - niewłaściwy sposób Czasami można się więcej nauczyć o właściwym sposobie wykonywaniu czegoś, gdy wiemy jak nie należy postępować. Edison po zakończeniu serii pięciuset nieudanych prób otrzymał wyrazy współczucia od przyjaciela, który stwierdził, że to wstyd stracić tyle czasu na zakończone fiaskiem eksperymenty. Edison odpowiedział mu: "Wprost przeciwnie. Teraz znam pięćset sposobów, jak nie należy tego robić". Po piersze, rozwijając swoje słownictwo nie ucz się na pamięć słów i ich znaczeń. Prawdopodobnie nie istnieje inna mniej skuteczna metoda rozwijania słownictwa niż uczenie się słów na pamięć. Przypomina to kupowanie narzędzia, którego nigdy nie będziemy używali. Jay Adams w swojej książce pt. "Pulpit Speech" ("Przemawianie zza pulpitu", Baker Book House, 1971) cytuje wyniki badań wskazujące, że przeciętny student college'u zna około 250000 słów, lecz używa tylko niewielu z nich. Adams idzie jeszcze dalej wskazując, że istnieje 20000 powszechnie stosowanych słów, lecz tylko 7000 do 8000 z nich znajduje się w codziennym użyciu. Milton używał tylko nieco ponad 11000 słów, a Szekspir 25000. Czy zastanawiałeś się, kim była osoba, która policzyła wszystkie słowa, jakimi posługiwał się Milton i Szekspir? (Mam nadzieję, że pieniądze na te badania nie poszły z naszych podatków). Jeśli uczysz się na pamięć słów, które nie mają żadnego odniesienia do twojego codziennego języka, zapomnisz je po upływie bardzo krótkiego czasu. Podróżowałem do wielu krajów na świecie. Na krótko przed odwiedzeniem każdego nowego kraju, w którym posługiwano się innym językiem niż angielski, starałem się zapamiętać kilka podstawowych zwrotów i zdań w miejscowym języku. ("Nie znam waszego języka". "Jestem głodny". "Dzień dobry". "Dobry wieczór". "Gdzie jest łazienka?"). To interesujące, że dzisiaj nie pamiętam żadnego z tych słów i zwrotów. Dlaczego? Ponieważ obce słowa, na których zapamiętanie poświęciłem tyle czasu nie są wyrazami, jakich używam w moich codziennych rozmowach. Inaczej mówiąc, nauczyłem się słów, które nie mają żadnego związku z moim obecnym życiem. Słowa takie jak "onomastyka", "oogamia", "zoogeografia", "pędzelkowaty" i "ksenomorficzny" mogą być całkiem zabawne (jeśli fanatycznie uwielbiasz słowa), lecz nie zapamiętasz ich, jeśli nie będziesz ich używał. Jeśli zaś odkryjesz, że często się nimi posługujesz, to jesteś pewnie jeszcze większym dziwakiem od osoby, która uczy się ich na pamięć. Po drugie, (patrząc z punktu widzenia słuchacza) rozwijając słownictwo nie ucz się słów, których znaczenia nikt nie będzie rozumiał. Celem mowy jest komunikowanie się. Jeśli nie jesteś Williamem Buckleyem (jego dewizą jest używanie słów, których nikt nie rozumie), to pamiętaj, że celem komunikowania się jest, po pierwsze, jasne wyrażanie myśli, i po drugie, wyrażanie ich w taki sposób, który podkreśli ich sens. Istnieje jeden wyjątek od tego słownikowego zakazu. Poruszając się we wrogim, polemicznym czy apatycznym środowisku, czasami można używać słów nie po to, aby komunikować się z innymi, lecz by robić na nich wrażenie. Uczę moich studentów, że kaznodzieje mają w naszym społeczeństwie poważne problemy w dziedzinie public relations. Większość z nich jest uważana za płytkich i pozbawionych znaczenia głupców. Zawsze powtarzam studentom, że powinni mieć w swoim bagażu homiletycznym kilka słów, które nie mają innego zadania jak tylko wywierać wrażenie na słuchaczach. Czarnoskórzy kaznodzieje rozwinęli specyficzną formę sztuki przemawiania, która ma także zdolność motywowania słuchaczy, jakiej nie posiada żaden inny styl mówienia. Jednym z najwybitniejszych przedstawicieli tego stylu był E. V. Hill. Miałem okazję słuchać kilka razy jak E. V. Hill zwracał się do białych słuchaczy. Podczas wprowadzenia dr Hill zwykle zdejmował okulary i "mówił językiem białych". Jego technika była bardzo efektywna. Mówił dobrze przemyślanymi chłodnymi i nudnymi zdaniami posługując się słowami, jakie padłyby zza pulpitu w kościele uczęszczanym przez białych klasy średniej. Później zakładał okulary - to był znak, że teraz zacznie wygłaszać. Mówił: "Chciałem pokazać wam, białym, że mogę gadać tak drętwo jak wy. Teraz, gdy już to sobie wyjaśniliśmy, zejdźmy na ziemię". Podobnie mówca może celowo posługiwać się słowami, których nikt nie rozumie (zawsze oczywiście we właściwym kontekście) po prostu, aby wywrzeć wrażenie na audytorium czy na jednostce i przez to zwiększyć otwartość słuchaczy na swoje przesłanie. Lecz w większości przypadków długie słowa wypowiadane z autorytetem przysporzą mówcy jedynie złej sławy. Żyjemy w kulturze populistycznej (jeśli nie zauważyłeś tego, powinieneś zwrócić na to baczniejszą uwagę). Elitaryzm snobizm i pompatyczność są zawsze produktem ubocznym nadużywania słów, których nikt nie rozumie. Jednym z moich wczesnych nauczycieli był dr John Stanton, emerytowany pastor mieszkający w wiosce Cape Cod. Tamtejszy kościół był pierwszym, w jakim służyłem. John z powodu miłości do mnie i słów zachęty zasłużył sobie na prawo niczym nie ograniczonej krytyki moich kazań. Pewnej niedzieli podczas lunchu powiedział mi: "Steve, twoje kazanie było wspaniałe, lecz nikt oprócz ciebie i mnie go nie zrozumiał - nawet ja sam nie jestem tego pewien". Potem dał mi popularne wydanie Roget Thesaurus (Słownika terminów bliskoznacznych Rogeta) i powiedział, abym go używał. Powiedział mi: "Zawsze gdy znajdziesz jakieś miło brzmiące, wielkie słowo, które mogłoby wywrzeć wrażenie na twoich profesorach z Boston University, sięgnij do tej maleńkiej książeczki i znajdź słowo mniejsze, które nauczy tej samej prawdy twoich ludzi z kościoła". Jestem mu dozgonnie wdzięczny za tę radę. Po trzecie, rozwijając słownictwo, nie marnuj czasu na uczenie się ezoterycznych słów. Prawie każdy zawód czy subkultura ma słowa, które są rozumiane i używane wyłącznie przez członków tej grupy i nikogo innego. Prawnicy są powszechnie znani z posługiwania się tego rodzaju słownictwem, lecz niektórzy chrześcijanie, szczególnie kaznodzieje, są jeszcze gorsi od prawników. Vance Havner, jeden z najbardziej wymownych i dynamicznych kaznodziejów, jakich kiedykolwiek wydała Ameryka, mawiał: "Jeśli chcesz wypróbować kaznodzieję, poślij go, by mówił do farmerów - jeśli się tam nie sprawdzi, powinien ponownie rozważyć swoje powołanie". Dobra zasada. Powinna ona znaleźć zastosowanie do wielu ludzi, którzy ulegają pokusie posługiwania się słowami zrozumiałymi wyłącznie przez członków jakiejś wąskiej grupy. Jeśli chcesz wypróbować doktora, poślij go, aby mówił do nastolatków. Jeśli chcesz sprawdzić prawnika, niech mówi do robotników budowlanych. Jeśli chcesz sprawdzić inżyniera, poślij go, aby porozmawiał z filozofem. Jeśli chcesz sprawdzić filozofa, poślij go, aby mówił z barmanem. Jeśli się im nie powiedzie, powinni na nowo przemyśleć swoje powołanie. Jeśli nie zwracasz się do pojedynczego człowieka czy audytorium złożonego z członków własnej subkultury, zawodu upewnij się, że słowa, jakimi się posługujesz posiadają uniwersalne znaczenie. Rozwijanie słownictwa - właściwy sposób A teraz pozwólcie, że udzielę wam kilku rad, jak rozwijać słownictwo, które spowoduje prawdziwą różnicę w porozumiewaniu się. Słuchaj i czytaj. Dobrzy mówcy zwykle słuchają, jak inni posługują się słowami. Zawsze czytają ze słownikiem pod ręką i sprawdzają słowa, których znaczenia nie rozumieją. Jedną z korzyści życia w dwudziestym wieku jest to, że jesteśmy otoczeni przez wielkich mówców. Odwrotną stroną tego medalu jest to, że musisz być bardzo dobrym mówcą, jeśli masz zostać zauważony. Pozytywną stroną jest zaś to, że istnieje wiele wzorów i źródeł, z których można uczyć się sztuki dobrej komunikacji. * * * "Właściwe słowa na właściwym miejscu to prawdziwa definicja stylu." - Jonathan Swift * * * Dobrym ćwiczeniem (szczególnie jeśli twoim problemem jest ubogie słownictwo) jest postawienie sobie za cel uczenia się codziennie jednego lub dwóch nowych słów. Bardzo rzadko zdarza się, bym czytając książkę, rozmawiając z przyjacielem, oglądając telewizję, idąc do kina czy przeglądając gazetę nie nauczył się jakiegoś nowego słowa. Przez całe życie moim zwyczajem było wyszukiwanie nowych słów, których mógłbym użyć w komunikowaniu się z innymi. Dobrym ćwiczeniem jest prowadzenie listy słów, które poznałeś, i co jakiś czas przeglądanie jej. Używaj nowych słów, które poznałeś. Zasada jest następująca: jeśli nie używasz tego, co poznałeś, stracisz to. Prawda ta odnosi się do wielu dziedzin życia, a szczególnie do rozwijania słownictwa. Przypuśćmy, że gdy przeczytałeś słowo ezoteryczny nie było ci ono znane. Przypuśćmy, że poszedłeś po słownik i sprawdziłeś jego znaczenie. Jeśli tak uczyniłeś to dowiedziałeś się, że oznacza ono coś zrozumiałego wyłącznie dla wąskiej, szczególnej grupy ludzi. Wypowiedz je głośno tyle razy, aż oswoisz się z jego brzmieniem. Następnie umieść je w zdaniu: "Lekarze posługują się tak egzoterycznym językiem, że tylko oni sami mogą zrozumieć to, co mówią". Szukaj różnych sposobów zastosowania tego nowego słowa. Posługuj się nim dopóki go nie przyswoisz. Wtedy przedostanie się ono do systemu plików w twoim umyśle i będziesz mógł je przywołać zawsze, gdy pojawi się taka potrzeba. Zwracaj uwagę na te sytuacje, w których brakuje ci właściwego słowa i przyłapujesz się na tym, że używasz jego marnych substytutów. Wszyscy to robimy - różnica pomiędzy dobrym a złym mówcą polega na tym, że dobry odnotowuje takie przypadki i dopilnowuje, aby nie miały one więcej miejsca. "Pełna płynność" - tak Jay Adams opisuje niezbędny zasób słownictwa. Ma przez to na myśli, że osoba mówiąca nie powinna szukać właściwego słowa dla opisania myśli, którą stara się zakomunikować. Kiedy coś takiego ci się przytrafi, zapamiętaj tę sytuację i przy pierwszej okazji znajdź słowo, którego powinieneś był użyć. Będziesz zaskoczony, jak szybko wzbogaci się twoje słownictwo poprzez takie "posprzątanie bałaganu". Naucz się odróżniać martwe słowa od słów, które kryją w sobie moc. Książka Georga Walthera pt. "Porver Talking" ("Przemawianie z mocą", G. P. Putnam's Sons, 1991) bardzo ci w tym pomoże. Nie chodzi mi tutaj o to, jak mówić, by zdobyć władzę nad ludźmi (później powiem o tym kilka słów), lecz o posługiwaniu się słowami, które mają ładunek emocjonalny. Na przykład, "budynek" jest słowem pozbawionym emocji natomiast "dom" kryje w sobie ładunek emocjonalny. Słowo "stymulujący" jest jałowe, zaś słowa "podniecające" czy "ekscytujące" kryją w sobie emocje. Gdy będziesz używał słowa "furia" czy "wściekłość" na oznaczenie gniewu, zauważysz, że ludzie będą czuli moc twoich słów. Pewne słowa wywołują emocje: Ameryka, matka, tchórzostwo, wolność, gniew, zboczeniec. Po czym poznać różnicę? Zadając sobie pytanie, które słowa angażują cię, a które tego nie czynią. Słuchaj mówców, którzy potrafią poruszyć cię swoimi słowami. Wynotuj, jakich słów używają. Odkryjesz, że pewne słowa mają zdolność poruszania tobą. Jeśli poruszają ciebie, to bardzo prawdopodobne, że poruszą także i innych. Ucz się, jak włączać takie słowa do codziennych rozmów. (Bądź jednak ostrożny, ponieważ nadużywanie emocjonalnych słów pozbawi je mocy). Poszerzaj swoje słownictwo do takiego momentu aż będziesz potrafił podać kilka odpowiedników danego wyrazu. Dobrą grą (szczególnie gdy mówca jest nudziarzem) jest słuchanie przemówienia i wymyślanie innych słów, których możnaby użyć. Ta zabawa spowoduje, że nie zaśniesz, i jednocześnie rozszerzy twoje słownictwo. Miałem przyjaciela, który nadal jest jednym z najlepszych mówców jakich znam. Wraz z upływem czasu jest coraz lepszy. Powiedział mi kiedyś, że obecnie najtrudniejszą rzeczą w przemawianiu jest dla niego znalezienie precyzyjnych słów, których mógłby użyć w swojej mowie. "Lecz wiele lat pracy nad rozwinięciem słownictwa naprawdę się opłaciło", mówi. "Zawsze gdy nie mogę sobie przypomnieć jakiegoś słowa mam w pogotowiu pięć innych". * * * "Różnica pomiędzy prawie dobrym słowem a słowem naprawdę dobrym to poważna sprawa - to jak różnica pomiędzy robaczkiem świętojańskim, a błyskawicą." - Mark Twain * * * Dobry mówca, który przemawia w taki sposób, że ludzie słuchają, ma bardzo rzadko kłopot ze znalezieniem właściwego słowa. Prawdziwym problemem będzie dla niego zdecydowanie, którego z kilku możliwych słów użyć do wyrażenia myśli, którą pragnie się podzielić. Nie jestem specjalistą w formułowaniu zasad, lecz pozwólcie, że podam kilka, które dotyczą właściwego posługiwania się słowami. Jak efektywnie posługiwać się słowami 1. Zachowaj prostotę. Celem komunikowania się nie jest wywieranie wrażenia, lecz jasne formułowanie myśli. Opowiem wam historię powstania sloganu reklamowego używanego przy sprzedaży mydła Ivory - "It Floats" (To pływa) - hasła bardzo popularnego kilka lat temu. Kiedy produkt był już gotowy, aby wprowadzić go na rynek, naukowcy, którzy zbadali składniki mydła, przesłali firmie następującą notę: "Składniki alkaliczne i tłuszcze roślinne zawarte w tym produkcie są tak dobrane, że gwarantują najwyższą jakość mydlącą, a jednocześnie nadają mydłu specyficzną gęstość, która powoduje, że utrzymuje się ono na powierzchni wody, oszczędzając kłopotu i rozdrażnienia związanego z koniecznością wyławiania go z dna wanny podczas kąpieli". Szef od reklamy napisał na marginesie notki uwagę: "To pływa!" Te dwa słowa stały się hasłem w kampanii reklamowej mydła Ivory. Więcej na ten temat powiem w następnym rozdziale. W tej chwili dobrze jest pamiętać, że w kulturze, gdzie "bla, bla, bla" jest tym, co dokonuje się w większości konwersacji i przemówień, czasami najpotężniejszą mową jest powiedzenie tego, co myślisz - prosto, wprost i bez fanfarów. Chrystus miał prawdopodobnie to właśnie na myśli, gdy mówił, że nasze "tak" powinno być "tak, a "nie" - "nie". Kiedy ostatni raz powiedziałeś "nie" bez zbędnych elaboratów czy wymówek? Kiedy ostatnio powiedziałeś "tak" bez podawania miliona powodów, dlaczego tak postąpiłeś? Arthur Mueller stworzył błyskotliwą parafrazę dwudziestego trzeciego psalmu: "Pan jest moim zewnętrzno-wewnętrznym mechanizmem integrującym. Nie doznam deprywacji od gratyfikacji dla moich potrzeb i dyspozycji. On motywuje mnie do tego, abym orientował się na aspołeczne obiekty w sposób efektywnie znaczący...". Spróbuj wywołać jakieś emocje tymi słowami. Paul Tillich, jeden z wybitnych myślicieli, filozofów i teologów naszego wieku, nazywał Boga "Podstawą wszechrzeczy". Podejrzewam, że gdyby Tillich tak się modlił, Bóg zareagowałby na jego modlitwy słowami: "Co takiego?". 2. Unikaj słów, które z powodu nadużywania w niewłaściwych okolicznościach utraciły swoje pierwotne znaczenie. Słowa takie jak faszysta, rasista i fundamentalista utraciły wszelki związek ze swoim pierwotnym znaczeniem. Są to użyteczne wyrazy dla rozpalania ognia słów, lecz mają małe zastosowanie w komunikowaniu treści poznawczych. Słowa takie jak dżentelmen (to może znaczyć wszystko począwszy od nieudacznika po członka audytorium), zbawiony (zbawiony od czego?), miłość (wszystko, począwszy od miłego uczucia po wybuch pożądania) chrześcijanin (wszyscy za wyjątkiem Żydów i Muzułmanów) po prostu nie są dość precyzyjne, aby komunikować jakieś treści. 3. Nie używaj słów przekleństwa za wyjątkiem sytuacji ekstremalnych. Wierzę, że Bóg wyposażył pewne słowa większą mocą (słowa przekleństw), dlatego powinny być używane w rzadkich i specjalnych okazjach. Wierz w to czy nie, Biblia zawiera pewne słowa, które z powodu delikatnych uszu współczesnych chrześcijan "zmiękcza się" podczas przekładu na język angielski. Marcin Luter używał czasami języka, który przyprawiłby o rumieniec marynarza. Są takie chwile gdy mocne słowa wydają się właściwe. Kiedy walniesz się młotkiem w palec, pewne słowa po prostu nie pasują. Problem ze słowami przekleństwa polega na tym, że prości ludzie mają ograniczone słownictwo i gdy szukają właściwego wyrazu, zwracają się do przekleństwa jako ostatniej deski ratunku. W dodatku im częściej ktoś używa jakiegoś słowa, tym bardziej traci ono moc. Współczesne media zniszczyły pewne bardzo dobre słowa przekleństwa stale bombardując nimi słuchaczy. Każde pokolenie ma własne przekleństwa, a słowa, które dana kultura określa jako "niecenzuralne " zmieniają się co dwa lub trzy pokolenia.( Na przykład wcześniejsze pokolenia uznawały za przekleństwa zwroty "o, kurczę" czy "wielkie nieba"). Jeśli nie mieszkałeś na pustyni przez wiele lat, to wiesz, że słowa te całkowicie utraciły swoją moc. Nie chciałbym być autorem scenariuszy współczesnych filmów. Słowa, które mają moc, są używane tak często i bez wyczucia, że pozostało nam bardzo mało mocnych słów. Niektórzy muszą już chyba wymyślać nowe rodzaje przekleństw, aby zastąpiły funkcję, jaką jedno pokolenie temu pełniło np. powiedzenie "do licha". Jeśli nie zwracamy się do najbardziej naiwnej publiczności, słowo "do licha" ma tyle mocy co nic. Jeszcze jedno słowo na temat używania przekleństw. Nigdy nie używaj wyrażeń potocznych, które odnoszą się do funkcji cielesnych. Takie postępowanie jest po prostu niesmaczne, a nadal są jeszcze ludzie, którzy zauważają zły smak i czują się nim urażeni. Kiedy to u ciebie zauważą, skojarzą słownictwo, jakim się posługujesz, z twoją osobą i nie będą słuchali niczego, co będziesz mówił. Niewiele sytuacji wymaga słów przekleństwa. Jedynie w najbardziej skrajnych sytuacjach dobry mówca odwołuje się do tego rodzaju języka. Jeśli masz wątpliwości, nie używaj żadnych słów. Milczenie czasami komunikuje emocje w sposób bardziej wymownie niż słowa. Kiedyś pewien student zwrócił się do C. S. Lewisa z prośbą o przyjęcie na indywidualny staż naukowy. Gdy student czytał Lewisowi swoją pracę, ten zapadł w drzemkę. Student wpadł we wściekłość i zaczął wołać, że drogo zapłacił za swoją edukację i spodziewał się chociaż małego komentarza na temat swojej pracy. Lewis odparł: "Synu, sen jest komentarzem". Rozdział 4.& Bariery w komunikacji "...gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was." - Mt 10, 20 Czy słyszałeś historię o człowieku, który siedział na gwoździu? Każdy starał się ulżyć mu w jego bólu. Duchowni powiadali, że mniej by go bolało, gdyby modlił się i czytał Biblię. Socjologowie uważali, że jego cierpienia zostały spowodowane przez instytucje społeczne, które go ukształtowały. Psychologowie twierdzili, że ból jest tak intensywny, ponieważ rodzice źle go wychowywali. Żona mówiła, że cierpi, ponieważ utracił kontakt z własnymi uczuciami. Na koniec zjawił się mały chłopiec i zapytał: "Proszę pana, dlaczego nie zejdzie pan z tego gwoździa?". Lekarstwo na większość problemów pojawiających się w komunikowaniu indywidualnym i z większym audytorium jest równie proste jak zejście z gwoździa. Ta książka jest jedną z tysiąca książek o tym, jak mówić, aby ludzie słuchali. Jednak większość problemów związanych z komunikowaniem się z innymi ludźmi pojawia się nie z powodu braku informacji, lecz ich zalewu. Rozwiązania są o wiele prostsze niż się na ogół sądzi. Oglądałem film wideo o grze w golfa. Brałem lekcje i słuchałem najlepszych rad przyjaciół, którzy instruowali mnie, jak należy uderzać piłkę, jaki jest właściwy chwyt kija, jaką powinienem mieć postawę i jak się wychylać wykonując zamach. Jednak najbardziej pomogła mi najprostsza rada. Udzielił mi jej pewien zawodowy gracz lapidarnie stwierdzając, że mój problem to zbyt wielu chętnych do pomocy przyjaciół. Powiedział: "Steve, trzymaj lewe ramię wyprostowane i patrz na piłkę. Zapomnij o całej reszcie". Tak długo, jak długo słucham tej rady, idzie mi całkiem nieźle (choć nawet wtedy moja gra pozostawia wiele do życzenia). Moje problemy wzrastały wprost proporcjonalnie do tego, ile informacji musiałem zapamiętać. * * * "To prostota sprawia, że ludzie niewykształceni potrafią zwracać się do tłumów bardziej skutecznie od uczonych." - Arystoteles * * * Większość ludzi popełnia pewne podstawowe błędy rzucając sobie pod nogi "bariery" przeszkadzające w skutecznej komunikacji. W niniejszym rozdziale będę chciał je przeanalizować. Nie daj się zwieść ich prostocie. Zejście z gwoździa jest przecież także proste. Zwlekanie z przesłaniem Pierwszą barierą w komunikowaniu się jest zwlekanie z powiedzeniem tego, co się myśli. Większość ludzi tak bardzo przejmuje się tym co ludzie sobie o nich pomyślą, i tym, jak powinni wyrazić swoje myśli, że nie udaje się im powiedzieć tego, co mają na sercu. Obawiamy się, że osoba, z którą rozmawiamy (czy audytorium, do którego się zwracamy) będzie urażona/zraniona naszymi słowami, więc zwlekamy z naszym przesłaniem. Problem nie polega na tym, że brak nam właściwych słów, że nie wiemy jak je powiedzieć, lecz że jesteśmy zakłopotani. Jesteśmy tak wrażliwi na uczucia innych, iż ukrywamy to co mamy do powiedzenia. A wtedy przesłaniem staje się sama przykrywka. Zdradzę wam sekret: prostolinijna, pozbawiona upiększeń, jasna komunikacja jest w naszej kulturze tak rzadkim zjawiskiem, że sama jej prostota jest potężną siłą. Czy znasz kawał o żołnierzu, któremu umarła matka? Sierżant nie wiedział, jak mu o tym powiedzieć, i czuł się trochę niezręcznie na myśl o przekazaniu mu tej złej wiadomości wprost. Zdecydował się więc na coś, co według niego było bardziej współczującym i subtelnym sposobem. Następnego ranka, gdy żołnierze szykowali się do zbiórki, sierżant wydał komendę: "Wszyscy, którzy mają matki wystąp!". A następnie dodał: "Nie tak szybko, George". * * * Sir Oswald Mosley, przywódca brytyjskich nazistów, wstał, aby przemówić na faszystowskim mityngu. Podniósł prawą rękę w faszystowskim pozdrowieniu. Jego gest wzbudził entuzjazm tłumu, więc dumny Mosley dalej stał z podniesioną ręką. Wtedy ktoś z tyłu sali zawołał: "Oswald, możesz już iść do ubikacji!". * * * W ciągu minionych lat byłem posłańcem większej ilości złych wieści niż mogę spamiętać. Mówiłem dzieciom, że ich rodzice popełnili samobójstwo. Przekazywałem rodzinom wiadomości o śmierci ich dzieci. Ponieważ tak często przekazywałem tragiczne wieści, stałem się ekspertem w tej dziedzinie. Jeśli wiadomość jest trudna, powiedz ją tak prosto i szybko, jak potrafisz. Dotyczy to nie tylko złych wiadomości, lecz stosuje się do całej komunikacji. Prosta wiadomość "Kocham cię", "Czy zjesz ze mną obiad?", "To, co powiedziałeś, rozgniewało mnie!", "Nie chcę tego zrobić, bo czuję się z tym niewygodnie". Słowa "tak" i "nie" są potężne, ponieważ są proste. Brak wrażliwości na słuchaczy Druga bariera w komunikowaniu pojawia się, gdy za daleko odsuniemy pierwszą barierę. Niewłaściwie rozumiemy uczucia i myśli osoby, z którą się komunikujemy, i przez swój brak wrażliwości niszczymy dobre porozumiewanie się. W następnym rozdziale obszernie poruszę zagadnienie słuchania, tutaj chcę jedynie powiedzieć, że jeśli chcesz z ludźmi rozmawiać, to musisz ich znać. Najlepszym sposobem poznania drugiego człowieka jest słuchanie. Czynimy wiele fałszywych założeń o ludziach, które mogą nas wtrącić w kłopoty, jeśli zakomunikujemy swoje nastawienie. Na przykład, czynimy przypuszczenie, że inni są tacy sami jak my. To założenie jest szczególnie ryzykowne w komunikowaniu się z przedstawicielami odmiennej płci. Zaryzykuję posądzenie o męski szowinizm, lecz powiem: mężczyźni i kobiety są inni. Nie zakładaj, że twój małżonek czy przyjaciel myśli, czuje i rozumie słowa tak samo jak ty. Mężczyzna obserwując odjazd karetki zabierającej jego żonę do szpitala psychiatrycznego, który powiedział: "Nic nie rowumiem, ona nigdy nie wychodziła z kuchni", tak naprawdę wcale jej nie rozumiał. "Oczywiście, że ją kocham, wyznałem jej to w dniu ślubu. Gdybym zmienił zdanie, powiedziałbym o tym". Taką odpowiedź otrzymałem od pewnego mężczyzny, gdy zapytałem go, czy kocha swoją żonę. Kobiety robią to samo. Mąż jest bardziej zainteresowany tym, co dostanie na obiad, niż tym, co przeżywa podczas jego spożywania. Nie mówi o tym, co działo się w biurze ponieważ sądzi, że żona nie będzie tym zainteresowana. Prawdopodobnie uważa, że ma nudną pracę. Mężczyźni nie lubią mówić o rzeczach abstrakcyjnych, więc gdy pytasz, jakie uczucia żywi względem ciebie, nie odpowie na to pytanie, bowiem nigdy się nad tym nie zastanawiał. Kiedy przemawiam do audytorium złożonego z kobiet, mój sposób prezentacji jest całkiem odmienny od sposobu, w jaki zakomunikowałbym to samo przesłanie grupie mężczyzn. Dla mężczyzn byłoby ono całkiem inaczej "zapakowane". Kiedy mówię do mężczyzn, muszę mieć ich po swojej stronie zanim przejdę do istoty mojego przesłania. To jest szczególnie ważne, gdy mówię do nich o sprawach wiary. Gdy zwracam się do kobiet nie muszę tego czynić. Muszę jednak zwracać większą uwagę na "ton uczuciowy". Kobiety są o wiele bardziej wrażliwe na język ciała, ton głosu i słowa naładowane emocjami niż mężczyźni. Problemy pojawiają się jednak nie tylko w kontaktach między płciami. Zdarzają się każdego dnia podczas formalnych i nieformalnych spotkań. Zdarzają się, ponieważ brakuje nam wrażliwości na uczucia drugiej osoby. Przemawiając na spotkaniu w więzieniu nie powinienem mówić: "Cieszę się, że was tu wszystkich widzę". Jeśli zwracam się do nastolatków, nie powinienem robić aluzji do muzyki Bacha. Jeśli prowadzę rozmowę z homoseksualistą, nie powinienem poruszać kwestii skłonności seksualnych (lub robić to bardzo delikatnie). Gdy przemawiam do rodziców, nie powinienem krytykować ich dzieci. Oczywiście mógłbym mnożyć przykłady, jednak większość z nich (być może wszystkie) to zasady zgodne ze zwyczajnym zdrowym rozsądkiem i wrażliwością na innych ludzi. Oto zasada, która pomoże ci pokonać te wszystkie trudności, o jakich wspomniałem: Istnieje bezpośredni związek pomiędzy tym, jak bardzo cenisz daną osobę, a skutecznością, z jaką możesz się z nią komunikować. Jeśli uważnie słuchasz i okazujesz troskę, nie popełnisz 90 procent błędów wynikających z braku wrażliwości. Pewnego razu do Tołstoja podszedł żebrak prosząc o pieniądze. Tołstoj odpowiedział: "Bracie, nie mam pieniędzy, więc nic ci nie mogę dać". "Już mi coś dałeś", odparł na to żebrak. "Nazwałeś mnie bratem, a to jest wielki dar". Jeśli uznaję czyjąś wartość, to prawdopodobnie zrozumiem, co ten ktoś do mnie mówi - nawet jeśli nie powie tego jak należy. Żona Marka Twaina kiedyś bardzo się na niego rozgniewała i zaczęła przeklinać. Pisarz zaczął się śmiać i powiedział: "Kochanie, znasz wszystkie właściwe słowa, lecz nie znasz właściwej tonacji głosu". Cóż, ta właściwa tonacja polega na uznawaniu za wartościowych ludzi, z którymi rozmawiamy. Jeśli tak uczynimy, to nawet posługiwanie się niewłaściwymi słowami nie przeszkodzi w odebraniu naszego przesłania. Ileż to razy w atmosferze miłości mówimy drugiej osobie: "Och, wiesz co miałem na myśli". * * * Do Boga mówię po hiszpańsku, do kobiet po włosku, po francusku do mężczyzn, po niemiecku zaś zwracam się do mojego konia." - Karol V * * * Wysyłanie mieszanych sygnałów Trzecią barierą w dobrej komunikacji jest nie zauważanie tego, że - jak to powiedział Roger Ailes - ty sam jesteś przesłaniem. Charles Spurgeon, jeden z największych chrześcijańskich mówców ostatnich dwóch stuleci, zwykł był mawiać do swoich studentów: "Kiedy mówicie o niebie, niech wyraz waszej twarzy odbija radość i podniecenie. Gdy opowiadacie o piekle, wasz normalny wyraz twarzy wystarczy". Wyraził w ten sposób to, że komunikacja obejmuje o wiele więcej niż tylko słowa. W czasie miesięcy wspólnej pracy redaktor mojej książki stał się moim bliskim przyjacielem. Kiedy złożyłem w redakcji pierwszy rękopis książki (praca redaktora dopiero się zaczynała), zadzwonił do mnie i zapytał: "Steve, czy ty rzeczywiście tak mówisz?". Stwierdziłem, że tak, a wtedy on powiedział: "To wszystko co chciałem wiedzieć". Zredagował rękopis pamiętając, że ja byłem tak samo częścią przesłania jak sama treść książki. Jeśli dana osoba cię nie lubi, to wydaje się logiczne, że nie będzie przychylnie nastawiona również do tego, co mówisz. Jeśli nie masz entuzjastycznego stosunku do własnego przesłania, to nikt inny nie będzie nim podekscytowany. Jeśli nie przemawiasz z autorytetem, większość słuchających dojdzie do wniosku, że nie wiesz, o czym mówisz. Jeśli twój styl komunikowania się sprawia, że jesteś odbierany jako nieprzyjaciel, powinieneś wiedzieć, że spotkasz się z wrogą reakcją. Jeśli masz rozbiegane oczy i nie patrzysz na ludzi, z którymi rozmawiasz, pomyślą, że kłamiesz. Myśl jest następująca: to kim, jesteś, jak mówisz i jak wyglądasz, razem tworzy "tkankę" komunikacji. Jeśli o tym zapomnisz, to odkryjesz, że komunikacja po prostu nie zachodzi. Jednym z moich autentycznych problemów jest to, że mój głos nie pasuje do mojego wyglądu. Z jakiegoś powodu Bóg dał mi bardzo głęboki głos. Brzmię tak jak facet z reklamy Marlboro, lecz wyglądam raczej jak duży i zły Pan Peepers. (Ktoś powiedział, że mam doskonałą "twarz" radiową). Kiedy przemawiam na mityngach, konferencjach czy seminariach, ludzie, którzy słuchają mojego programu radiowego, początkowo prawie zawsze doznają szoku. Czasami kiedy z nimi rozmawiam mówią: "Nie, ty nie jesteś Steve Brown". Zwykle odpowiadam na to: "Jestem nim. Dzisiaj rano dostałem list, który był zaadresowany do Stevea Browna". Słuchajcie uważnie! Podam wam teraz dobrą ilustrację tego punktu. Proszę zwróćcie uwagę, że mówiąc o problemie dysharmonii pomiędzy moim wyglądem i moim głosem starałem się zachować dobry humor. Kiedy mam do czynienia z audytorium czy jednostką, która jest wyraźnie zakłopotana dysproporcją pomiędzy moim wyglądem i tonem mojego głosu, to mam do wyboru kilka możliwości. Mógłbym na przykład udawać obrażonego i powiedzieć coś w rodzaju: "Myślę, że jesteście zupełnie nieczuli na moje uczucia, chyba zaraz się rozpłaczę". Mogę również założyć buty na wysokiej podeszwie i wysokich obcasach, koszulę wypchaną w ramionach i kurtkę motocyklową z czarnej skóry z trupią czaszką i skrzyżowanymi piszczelami na plecach. Wtedy mój wygląd trochę bardziej harmonizowałby z tonem mojego głosu. Mógłbym też po prostu zignorować ten ich szok. Jednak takie metody nie pomogłyby mi w tym, co robię, aby zarobić na życie, tj. w komunikowaniu konkretnego przesłania. Odkryłem, że mogę poprawić moje przesłanie, jeśli nie będę brał siebie zbyt poważnie. Podchodząc z humorem do problemu braku harmonii między moim wyglądem i brzmieniem głosu otwieram przed sobą szerokie możliwości dobrego komunikowania się. Nauczyłem się, przynajmniej w tej dziedzinie, że ja jestem przesłaniem. Naucz się zwracać uwagę na coś więcej niż słowa, jakie wypowiadasz. Zapytaj zaufanych przyjaciół, jak nawiązujesz kontakt z innymi ludźmi. Nie przemawiaj na formalnych zgromadzeniach w kostiumie kąpielowym i nie rób ewangelizacji na plaży w garniturze i pod krawatem (szczególnie gdy jesteś kobietą) czy w sukni wieczorowej (szczególnie gdy jesteś mężczyzną). Nie śmiej się głupkowato na pogrzebach i nie czkaj na weselach, ponieważ ty sam jesteś przesłaniem. Ignorowanie reakcji Czwartą barierą w dobrej komunikacji jest takie zaabsorbowanie sobą, że przestaje się zwracać uwagę na to, co powiedziała druga osoba. * * * Powiadają, że słowo jest martwe # Gdy zostanie wypowiedziane. # Lecz tego dnia # Gdy je mówię # zaczyna żyć - Emily Dickinson, 1872 * * * W poradnictwie małżeńskim, kiedy staje się jasne, że partnerzy nie porozumiewają się ze sobą, zwykle proponuję im pewną grę. Mówię małżonkom: "Zagramy w Komunikowanie się. Oto zasady gry. Chcę, aby każde opowiedziało drugiemu o swoich myślach i uczuciach. Druga osoba musi powtórzyć to, co zostało powiedziane, a pierwsza zgodzić się, że to właśnie powiedziała". Zwykle proszę, aby żona zaczęła pierwsza i ona jest na ogół z tego bardzo zadowolona. "Chociaż raz zostanę wysłuchana przez bezstronnego sędziego", myśli i wyrzuca z siebie wszystko co czuje. Mąż zwykle jej przerywa i muszę go upomnieć: "Bądź cicho. Dostaniesz swoją szansę". I mąż siedzi cicho, dopóki żona nie skończy. Wtedy on wybucha. Ja mówię: "Poczekaj chwilę, musisz powtórzyć żonie dokładnie to, co powiedziała". "Wiem, co powiedziała", odpowiada na to. "Dobrze, powiedz jej." "No dobrze", mówi zrezygnowany. "Moja żona powiedziała...". I mówi żonie, co myśli, że ona powiedziała. "Wcale tego nie powiedziałam", odpowiada małżonka. "No dobrze", mówię. "Powiedz mu jeszcze raz". Żona jeszcze raz włazi mu na kark. Zwykle zauważam, że tym razem mąż słucha trochę bardziej uważnie, ponieważ wie, że jeśli nie zrozumie jak należy, nigdy nie będzie miał szansy opowiedzieć swojej wersji zdarzeń. Kiedy w końcu nadchodzi jego kolej wszystko zaczyna się od nowa. Czasami zarówno mąż, jak i żona musieli powtarzać swoje przesłanie trzy albo cztery razy zanim zostało ono właściwie zrozumiane. Dobrą praktyką w komunikowaniu się jest mówić drugiej osobie: "Nie wiem, czy dobrze to zrozumiałem. Czy powiedziałeś, że..." Twoja odpowiedź jest zwykle o niebo lepsza, gdy rozumiesz, co się dzieje podczas rozmowy. Brak definicji słów Ostatnią barierą w dobrej komunikacji jest nie zdefiniowanie słów. W dobrej debacie pierwszym krokiem jest zdefiniowanie znaczenia słów. Jeśli tak się nie stanie dyskusja może przerodzić się w pozbawione sensu współzawodnictwo o to, kto głośniej krzyczy. * * * "Wyrażając uczucia należy przede wszystkim zwrócić uwagę na oryginalność. Jednak słowa, którymi się posługujemy, powinny być stare." - Fujiware No Teika * * * Chrześcijanie mają szczególne problemy w tej dziedzinie. Kiedy byłem pastorem, mój kościół (i moje osobiste przekonania) wymagały, abym nie łączył węzłem małżeńskim wierzącego z niewierzącym. Małżeństwo jest wystarczająco trudne, nawet gdy panuje zgoda w tak ważnej sprawie jaką jest religia. Jeśli w tej dziedzinie nie można osiągnąć porozumienia, szanse niepowodzenia małżeństwa wzrastają raptownie. Zatem z zasady - a także ze względów praktycznych - nie udzielam takich ślubów. Inaczej mówiąc, nie zgadzam się na taką wymianę. Jednym z problemów, jakie w naszej kulturze nastręcza słowo chrześcijanin, jest to, że było ono tak nadużywane, iż obecnie prawie nic nie znaczy. Większość wierzy, że chrześcijanin to ktoś kto nie jest Żydem. Zatem, odkryłem, że w moim przedmałżeńskim poradnictwie konieczne jest wyraźne zaznaczenie: "Posłuchajcie, mam pewną zasadę, która jest dla mnie ważna. Nie chodzi w niej o to, aby was osądzać. Nie mogę połączyć węzłem małżeńskim chrześcijanina z niechrześcijaninem. Jednak zanim szybko przejdziecie do konkluzji pozwólcie, że wyjaśnię, co rozumiem przez słowo chrześcijanin. Chrześcijanin to nie jest człowiek, który chodzi do kościoła w Wielkanoc, ani nawet taki który formalnie jest jego członkiem. (Nie staniesz się samochodem, jeśli będziesz spał w garażu). Dla mnie chrześcijanin to ktoś kto podjął decyzję osobistego oddania Chrystusowi i przyjął Boże przebaczenie na podstawie Jego ofiary". Odkryłem, że gdy tak zdefiniuję słowo "chrześcijanin" zostanę właściwie zrozumiany. Nie ma też żadnego zakłopotania z powodu przesłania, jakie komunikuję. O dziwo odkrywam, że ludzie nie są z tego powodu zagniewani. Zwykle narzeczeni mówią mi: "Teraz rozumiemy, co miałeś na myśli. Nie pasujemy do tej definicji. Chyba powinniśmy poprosić kogoś innego o udzielenie nam ślubu". Pewien człowiek powiedział kiedyś do ateisty: "Powiedz mi, jaki jest Bóg, w którego nie wierzysz. Prawdopodobnie ja też nie wierzę w takiego Boga". Co rozumiesz przez słowo Bóg? Co rozumiesz przez dowolne słowo, jakiego używasz? Kiedy to zostanie już ustalone, wtedy ty i twoi słuchacze będziecie rozmawiali o tym samym. W ten sposób pokonaliśmy wszystkie bariery w komunikowaniu się. Są to rzeczy bardzo proste, lecz prawdziwe. Naucz się ich, a będziesz bliżej celu niż ci się wydaje. Rozdział 5.& Nie ma straconych rozmów "Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym." - Ef 4, 29 Zanim przejdziemy do tematu tego rozdziału - jak być dobrym rozmówcą - chciałbym udzielić ostrzeżenia: zasady, które tutaj podaję, mogą mieć charakter manipulacji, jeśli zostaną źle zastosowane. Moim celem jest pokazanie, w jaki sposób motywować ludzi za pośrednictwem rozmowy. Jednak wszystko, co może być używane do motywowania, może też być wykorzystane w celu manipulacji. Różnica pomiędzy "motywacją" a "manipulacją" polega na tym, że działania manipulacyjne podejmuje się dla własnej korzyści, zaś celem motywowania jest dobro innych (czy nasze wspólne). Zasady, które tutaj wymieniam, nie mają charakteru moralnego. To nie samochód zabija, lecz pijak, który go prowadzi. Podobnie jest z zasadami dobrej konwersacji - można uzyskać władzę nad innymi, realizować swoje egoistyczne cele i dbać o własne interesy. Jednak takie zastosowanie zasad, które podam nie jest zgodne z moim zamysłem. Chociaż nie jestem twoją matką i nie ponoszę odpowiedzialności za to, co zrobisz z przesłaniem tego rozdziału (czy z przesłaniem całej tej książki), pozwól, że powiem ci coś, o czym powinieneś wiedzieć: ci, którzy manipulują innymi, prawie zawsze kończą jako ludzie samotni, paranoicznie nieufni wobec innych i zwykle nie udaje im się zrealizować upragnionych celów. Widzisz, we wszechświecie działają prawa (wierzący są przekonani, że to Bóg je ustanowił), które zniszczą tych, co je łamią. Kilka lat temu moja przyjaciółka Marabel Morgan napisała książkę pt. "The Total Women" ("Kobieta totalna"). Książka sprzedała się w setkach tysięcy egzemplarzy i Marabel stała się sławna w ciągu jednej nocy. Występowała w telewizji i uczestniczyła w radiowych talkshow organizowanych na terenie całego kraju. Jej zdjęcia można było znaleźć we wszystkich głównych magazynach i czasopismach Ameryki. Jej portret umieszczono na okładce "Time'a" oraz wielu innych znanych magazynów. W tym czasie byłem pastorem Marabel. Zwykle prosiła mnie o pomoc w odpowiadaniu na niektóre z tysięcy listów, jakie otrzymywała. Pisały je w większości kobiety (nie jest to niespodzianką). Autorki listów można było podzielić na dwa rodzaje. Pierwsza grupa pań egoistycznie pragnęła ukształtować swoich mężów zgodnie ze swymi pragnieniami. W listach zadawały pytania o to, jak "manipulować" mężem za pomocą zasad podanych w książce Marabel. Druga grupa składała się z kobiet, które kochały swoich mężów i pragnęły dowiedzieć się, jak mogą lepiej ich zadowolić. Motywowała je miłość, a zasady podane przez Marabel traktowały jako sposób zrozumienia i zadowolenia mężów. Pragnienie zadowolenia męża czy żony, którą się kocha, jest naturalne. Marabel stale spotykała się z oskarżeniami, że jej książka jest manipulacyjna. Na takie pomówienia zawsze odpowiadała (nawiasem mówiąc, Marabel stosuje tę odpowiedź we własnym życiu i w małżeństwie): "Kocham mojego męża i odkryłam pewne sposoby zadowolenia go. Pragnę sprawiać mu przyjemność, ponieważ go kocham - nie zaś dlatego, że chcę nim manipulować". U osób, które stosowały zasady przedstawione przez Marabel w jej książce, zaobserwowałem pewną ciekawą rzecz: ludzie, którzy posługiwali się nimi w celu manipulacji, po początkowym błyskotliwym sukcesie w końcu znajdowali swoje małżeństwo w gorszym stanie niż było na początku. Natomiast w tych przypadkach, gdy książka Marabel została potraktowana jako poradnik wskazujący kobietom, jak lepiej kochać swoich mężów, rezultaty były zdumiewające. Podobnie jest z zasadami, których nauczam w tej książce. Jeśli twoim celem jest zdobycie władzy poprzez manipulowanie innymi, to - podobnie jak silnie rozciągnięta guma - to co robisz powróci i uderzy cię. Jeśli zaś pragniesz lepiej komunikować się, ponieważ jesteś zorientowany na innych i pragniesz przedstawiać swoje idee w jak najlepszym świetle, to przedstawione tutaj zasady poprawią twoje życie. Wystarczy już tego. Teraz przejdźmy do podstawowych zasad dobrej konwersacji. Wymienię trzy zasady i też kilka implikacji, które bezpośrednio lub pośrednio z nich wypływają. * * * "Co powiedziałeś prezydentowi?", pytano człowieka, który spotkał się z Theodorem Roosveltem. "Powiedziałem tylko, jak się nazywam", odarł. "Potem tylko on cały czas mówił". * * * Pierwsza zasada konwersacji Pierwsza zasada konwersacji jest zasadą dotyczącą życia jako takiego, a jednocześnie zasadą odnoszącą się do komunikacji. Jeśli ją zrozumiesz, będziesz mógł nie tylko po mistrzowsku opanować podstawowe kanony dobrej konwersacji, lecz również świetnie sobie przyswoisz reguły dobrych relacji międzyludzkich. Oto nasza zasada: Ogólnie rzecz biorąc, ludzie bardziej interesują się sobą niż tobą. Wnioskiem płynącym z tej zasady jest stwierdzenie, że również ty, zasadniczo rzecz biorąc, jesteś bardziej zainteresowany sobą niż innymi ludźmi. Przyjaciel kiedyś zadał mi pytanie: "Steve, czy ty kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, co ludzie myślą na twój temat?". Gdy dałem mu do zrozumienia, że nie miałbym nic przeciwko tego rodzaju informacjom, zaśmiał się i powiedział: "Oni w ogóle nie zawracają sobie tobą głowy!". Miał rację! Nie tylko miał rację - sam fakt, że zależało mi na tym, aby się dowiedzieć, co ludzie o mnie myślą, był potwierdzeniem zasady, że - generalnie rzecz ujmując - ja sam bardziej interesuję się własną osobą niż innymi. Teraz, gdy znamy już podstawową zasadę komunikacji przeanalizujmy kilka jej implikacji, które pomogą nam w prowadzeniu rozmowy. Implikacje zasady 1. 1. Osoba zorientowana na innych zawsze będzie postrzegana jako dobry rozmówca. Czy słyszałeś anegdotę o pewnym sławnym pisarzu egoiście: pewnego razu powiedział swojemu przyjacielowi: "Mówimy tylko o mnie. Porozmawiajmy o tobie. Co sądzisz o mojej ostatniej książce?". Wielu z nas jest jak ten pisarz. Tak naprawdę nic nas nie interesuje, chyba że to dotyczy nas i naszych spraw. Jeśli jesteś zainteresowany wyłącznie rozmową o własnych zmartwieniach, a osoba, z którą rozmawiasz, o swoich własnych, to nie trzeba specjalisty, by pojąć, że niewiele osiągną poprzez rozmowę. Jeżeli posiadasz zdolność podporządkowania własnych zainteresowań zainteresowaniom drugiej osoby, to już zrozumiałeś 80 procent tego, co potrzeba, aby zostać przez przyjaciół i znajomych uznanym za wspaniałego rozmówcę. 2. W dobrej rozmowie słuchanie jest równie ważne jak mówienie. Czy byłeś kiedyś uczestnikiem rozmowy, w której jeden z rozmówców czekał wyłącznie na to, aż skończysz mówić, aby dorwać się do głosu? Czy kiedykolwiek spotkałeś się z reakcjami ludzi, które wskazywały, że nie mają oni zielonego pojęcia o tym, co powiedziałeś? Czy kiedykolwiek zwróciłeś uwagę na "rozbiegane oczy" swojego rozmówcy i później zdałeś sobie sprawę, że ta osoba wykorzystuje cię dopóki nie zjawi się ktoś bardziej interesujący? Czy powiedziałeś komuś o tym, co uważałeś za ważne dla niego, a następnie z jego odpowiedzi wywnioskowałeś, że wcale nie było to dla niego ważne? Czułeś się prawie tak, jakby ta osoba powiedziała: "Masz tu dziesiątaka i zadzwoń do kogoś komu na tym zależy". Czy pamiętasz, jak się czułeś, gdy to się zdarzyło? Chociaż nie padły żadne słowa, było jasne, co słuchacz o tobie sądzi. Jeśli nie lubisz takich sytuacji, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że inni również za nimi nie przepadają. 3. Nie potępianie i nie osądzanie innych podtrzyma dobrą rozmowę. I przeciwnie, reagowanie na innych słowami potępienia czy osądzanie ich doprowadzi rozmowę do raptownego końca. Niestety, pewni ludzie po prostu nie są zdolni powiedzieć niczego pozytywnego. W każdej rozmowie, w której uczestniczą, ktoś zostaje napiętnowany. Niektórzy ludzie powodują, że czuję się winny, gdy tylko zbliżę się do nich na odległość dziesięciu metrów. Zawsze patrzą na mnie spode łba. Gdy jestem w towarzystwie takich osób prawie zawsze odkrywam, że boję się cokolwiek powiedzieć z obawy, że zostanę skrytykowany. Nie chcę podzielić się swoją opinią (będzie zła), zadać pytania (będzie głupie) czy skomentować cokolwiek (będzie przedmiotem szyderczego śmiechu). Mój doradca, Fred Smith, zwykł był mawiać, że mądry mężczyzna czy kobieta to jest ktoś, kto wie, że nie ma takiego grzechu, do którego popełnienia nie byłby zdolny. Wziąłem sobie uwagę Freda do serca i w rezultacie w ciągu ostatnich dwudziestu lat miałem bardzo intensywną służbę w dziedzinie poradnictwa. Setki ludzi zwracało się do mnie o pomoc i czasami (mam nadzieję, że mniej niż więcej) potrafiłem powiedzieć coś w miarę inteligentnego i pożytecznego. Nie to jednak było powodem, że przychodziło do mnie tak wielu ludzi. Przyczyna nie miała nic wspólnego z moją mądrością czy zrozumieniem ludzkiej natury. Ludzie przychodzili do mnie przede wszystkim dlatego, że przyjmowałem ich bez osądzania czy potępiania. Zwykle, gdy ktoś zwracał się do mnie o pomoc, mówiłem: "Wiesz, udzielam porad od wielu lat. Na wstępie muszę ci powiedzieć, że nie powiesz mi niczego, czego już nie słyszałem. Zobaczysz, że nie można mnie zaszokować i że nikomu nie powiem o tym, czym się ze mną podzielisz. Nie powiem o tym nawet przez sen. Najważniejsze jest jednak to, że nic, co powiesz, nie spowoduje, że będę miał o tobie gorsze mniemanie. Lubię cię po prostu za to kim jesteś". Duchowni są zwykle postrzegani jako ludzie bardzo krytyczni i osądzający innych, więc niektórzy po usłyszeniu mojej maleńkiej mowy byli trochę zaskoczeni. Bardziej istotne jest jednak to, że moja akceptacja powodowała, iż wylewali przede mną swoje serce. Często mówili: "Steve, nigdy o tym nikomu nie powiedziałem...". Uznawałem za wielki zaszczyt mieć przywilej poznania ich sekretów - płakania z nimi, gdy cierpieli i radowania się z ich sukcesów. Nauczyłem się tego od Chrystusa, który traktuje tak wszystkich ludzi. (Trudno nam zaakceptować innych, dopóki sami nie zostaniemy zaakceptowani - dopiero wtedy możemy zaakceptować innych i to tylko w takim stopniu, w jakim sami zostaliśmy zaakceptowani). Powodem, dla którego Jezusa często otaczali pijacy i prostytutki było to, że mówił do nich i śmiał się z nimi nie potępiając ich. Niezależnie od tego, czy jesteś człowiekiem wierzącym czy nie, przykład Jezusa dostarcza wzoru tego, co niezbędne, aby mogło dojść do dobrej rozmowy. Jeszcze jedna uwaga o konwersacji zanim zakończymy omawianie tego punktu: oprócz tego, że nie powinniśmy osądzać osoby, z którą rozmawiamy, lecz okazywać jej naszą akceptację, powinniśmy również uważać na to, by nie wyrażać się negatywnie o osobach nieobecnych. Nie chcę przez to powiedzieć, że dobra rozmowa jest zawsze pozytywna. Mam na myśli tylko to, że ludzie negatywnie nastawieni nie przyciągają do siebie innych - takie osoby dla nikogo nie są atrakcyjne. Trochę dobrze wypieczonej ploteczki może uatrakcyjnić każdą rozmowę. (Na przykład, są tacy politycy, o których da się powiedzieć bardzo mało pozytywnych rzeczy). Jeśli konwersacja nie dotyczy ludzi, bardzo szybko przeradza się w nudną gadaninę. Nie można bez końca rozmawiać o pogodzie, lecz gdy rozmowa przeradza się w sesję przypiekania innych ludzi na wolnym ogniu, ulega zwyrodnieniu. 4. Konwersacja, szczególnie ze świeżo poznaną osobą, będzie płynęła gładko, gdy zostanie zamknięta w granicach jej zainteresowań. Oczywiście jest to inny sposób sformułowania tego, co już zostało powiedziane - wskazuje na inny aspekt sprawy. Kiedy spotykam kogoś pierwszy raz, podejmuję wysiłek, aby dowiedzieć się czegoś o jego rodzinie, o to, z czego żyje, gdzie mieszka i jakie są jego zainteresowania. Jeśli rozmawiam z kaznodzieją, nie muszę pytać. Wiem jacy są kaznodzieje. Podobnie gdy rozmawiam z rodzicem, sportowcem czy politykiem - mogę z góry przyjąć, czym ta osoba się interesuje. W przypadku innych ludzi jest to trochę trudniejsze, lecz zawsze można się tego dowiedzieć, gdy ktoś chce zadawać pytania i słuchać. 5. Gdy odnosisz wrażenie, że niezdarnie prowadzisz rozmowę, pamiętaj o tym, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa druga osoba nawet tego nie zauważy. Ponieważ generalnie rzecz biorąc, ludzie są bardziej zainteresowani sobą niż tobą i tym, co masz do powiedzenia, większość nie jest tak jak ty świadoma, zaszokowana, czy przygnębiona twoimi |faux |pas. Odkryłem, że większość ludzi nie uważa siebie za dobrych rozmówców ponieważ obawiają się, że zawsze wypalą coś "głupiego". Pozwólcie, że zdradzę wam cudowny sekret, który znają wszyscy wspaniali rozmówcy: inni nawet tego nie zauważą. Często ludzie pytają mnie: "Steve, mam nadzieję, że sądzisz, iż to, co powiedziałem, jest beznadziejnie głupie. I nie mogę uwierzyć, że powiedziałem coś tak idiotycznego". W takich sytuacjach zwykle nie potrafię sobie przypomnieć, co właściwie mają oni na myśli. * * * "Gdy mówisz, wypowiadasz jedynie to, co już znasz. Gdy słuchasz, uczysz się tego, co wie ktoś inny." - Anonim * * * Widzisz, jestem tak zajęty sobą i swoimi problemami, że nie zauważam głupich zdań wypowiadanych przez kogoś innego. Większość ludzi jest podobna do mnie. Pamiętaj o tym, gdy następnym razem zapłoniesz rumieńcem wstydu. Druga zasada konwersacji Druga zasada dobrej konwersacji jest następująca: Styl prowadzenia rozmowy powinien wynikać z natury relacji z twoim rozmówcą. Inaczej mówiąc, musisz zapracować sobie na prawo do czegoś więcej niż powierzchowna konwersacja. Ta zasada ma również pewne implikacje. Implikacje zasady 2. 1. "Strefa komfortu" w konwersacji nigdy nie powinna być naruszana. Strefa komfortu ludzi, z którymi rozmawiasz różnicuje się i rozszerza zależnie od natury łączącej was więzi. Głębia uczuć i manifestacja wzajemnej otwartości w rozmowie są wprost proporcjonalne do głębi waszego związku. Podczas moich programów radiowych czasami mówiłem: "Bardzo sobie cenię, że każdego dnia zapraszacie mnie do swojego domu. Uważam to za wielki, święty przywilej". Pewnego razu (był to żart, który nie wypalił) powiedziałem: "Chcę być jednak z wami całkiem szczery: wasz sposób prowadzenia domu pozostawia nieco do życzenia". Otrzymałem taką odpowiedź: "Drogi Steve. Głęboko zraniłeś moje uczucia jednym ze swoich "dowcipów" i to zmniejszyło mój entuzjazm dla twojego programu. Uwaga o moim złym prowadzeniu domu, która nastąpiła tuż po podziękowaniu za zaproszenie ciebie jako zaufanego gościa, poruszyła czułą strunę w moim sercu. Powinieneś wiedzieć o mojej samotności i aspołecznej izolacji. Czy ten "tani strzał był wymierzony we mnie?" Co się stało? Naruszyłem strefę komfortu tej kobiety. Oczywiście nie oddałem "taniego strzału" w jej sposób prowadzenia domu. Każdego miesiąca do naszego biura przychodzą tysiące listów. Gdyby autorka listu powiadomiła mnie wcześniej o swoich trudnościach w tej dziedzinie, z pewnością nie otrzymałbym takiego listu. Jednak, ponieważ w tej dziedzinie nie miała ona poczucia komfortu, to, co powiedziałem, zraniło ją. Chociaż jest to do przyjęcia w audycji radiowej byłoby niewybaczalne w rozmowie indywidualnej. Nie rozmawia się o seksie z najbardziej pruderyjną osobą w mieście. Ktoś kto na scenie politycznej znajduje się na prawo od Dżyngis-Chana nie powinien rozmawiać o swoich poglądach z liberałem, dla którego "jedynym ograniczeniem jest pułap nieba". Nikt we wstępnej rozmowie nie powinien zakładać całkowitej swobody konwersacji, którą może dać wyłącznie czas i łącząca ludzi relacja. Zacznij rozmowę od pogody, sportu i filmów zanim przejdziesz do bardziej poważnych tematów. Dobry rozmówca wie, że trzeba zasłużyć sobie na prawo rozmawiania o pewnych sprawach. 2. Rozpoczynając rozmowę lepiej skupić się na faktach niż na uczuciach. Ktoś (prawdopodobnie jakiś ohydny męski szowinista) powiedział, że mężczyźni rozmawiają o wydarzeniach i faktach, a kobiety o uczuciach. Jest w tym prawdopodobnie trochę prawdy. Jeśli intryguje cię, jakie są najgłębsze uczucia twojego męża, to może się okazać, że jest to uczucie zwyczajnego głodu. Zaobserwowałem, że kobiety lepiej rozumieją swoje uczucia w tym sensie, że zawsze - bez szczególnego wysiłku - mogą powiedzieć dokładnie, co i dlaczego czują. Rozmawiając z nowo poznaną osobą (oprócz różnic związanych z płcią) należy koncentrować się na faktach. Gdy wasza relacja się pogłębi, będziecie mogli poszerzyć granice rozmowy. Trzecia zasada konwersacji Trzecia i ostatnia zasada dobrej konwersacji brzmi: Rozmowę zawsze trudniej jest rozpocząć niż ją kontynuować. Wynikają z tego dwie konsekwencje. Implikacje zasady 3. 1. Prawie wszystkie wysiłki zmierzające do zaplanowania kierunku rozmowy to wysiłki daremne. Powinniśmy zaplanować, jak zacząć rozmowę, nie zaś jak ją kontynuować. W dalszej części tego rozdziału podam kilka dobrych i praktycznych sposobów rozpoczęcia rozmowy. Niektórzy pragnęliby jednak czegoś więcej. Podobnie jak silnik samochodu - gdy rozmowa się już rozpocznie, może być podtrzymywana kosztem małego wysiłku. * * * "Wielki dar konwersacji polega raczej na pozwalaniu, aby inni ją prowadzili, niż na samodzielnym sterowaniu jej biegiem. Ktoś kto opuszcza twoje towarzystwo zadowolony z siebie i własnej inteligencji, będzie również w pełni zadowolony z ciebie." - Jean de La Bruyére * * * Gdy pracowałem w komercyjnej rozgłośni radiowej, do naszego miasta przyjechał z recitalem pianista Roger Williams. Prowadziłem wtedy wieczorny talkshow. Dyrektor programu szukał kogoś do przeprowadzenia wywiadu z Williamsem. Mimo że byłem najmłodszy w zespole i nigdy nie przeprowadzałem wywiadów, byłem jedyną dostępną osobą - no i wysłano mnie. Pamiętam jak wszedłem do sali koncertowej, w której Roger Williams ćwiczył gamy na fortepianie. Gdy go słuchałem, postanowiłem, że najlepszym sposobem podejścia będzie udawanie doświadczonego reportera. Zaplanowałem sobie, że wstanę i powiem: "Panie Williams, jestem z rozgłośni W G B G. Ponieważ przeprowadzam najlepsze wywiady, wysłano mnie, abym odbył z panem rozmowę". Jednak im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że to się nie uda. Kiedy podszedłem do fortepianu, Roger Williams przestał grać i odwrócił się do mnie. Powiedziałem: "Panie Williams, jestem z rozgłośni W G B G i mam przeprowadzić z panem wywiad. Pragnąłbym panu powiedzieć, że jestem w tym dobry, lecz byłoby to kłamstwem. I przysłano mnie tutaj dlatego, że byłem jedyną dostępną osobą. Więc jeśli pan zechce udzielić tego wywiadu, ja chętnie go przeprowadzę. Jeśli jednak wolałby pan poczekać na kogoś, bardziej kompetentnego, moje uczucia nie będą tym zranione". Williams roześmiał się, poszedł na tył estrady i postawił obok fortepianu drugi stołek. "Synu", powiedział. "Usiądź tutaj. Doceniam twoją szczerość. Pozwól, że podpowiem ci pierwsze pytanie. Uważnie słuchaj mojej odpowiedzi, a będziesz wiedział, jakie powinno być następne. W ten sposób przeprowadzimy cały wywiad. Musisz tylko uważnie słuchać i robić to, co wydaje się naturalne". To był wspaniały wywiad! (Faktycznie sądzę, że to był jeden z największych wywiadów w historii amerykańskiego radia). Kiedy wróciłem do rozgłośni, mój szef wykrzyknął: "Steve, to było fantastyczne! Nie wiedziałem, że masz taki dar". Odpowiedziałem na to czymś w rodzaju: "Wiesz, niektórzy ludzie po prostu są w tym dobrzy". W czym rzecz? To czego nauczył mnie Roger Williams jest prawdą o wszystkich rozmowach. Nie martw się tak bardzo, co masz powiedzieć czy jak zareagować. Po prostu uważnie słuchaj, a następnie rób (oczywiście posługując się metodami konwersacyjnymi) to co jest naturalne. 2. Płynięcie wraz z prądem konwersacji jest o wiele lepsze niż narzucanie swoich celów. Z powodu moich książek chrześcijańscy reporterzy często przeprowadzają ze mną wywiady. Zawsze gdy osoba prowadząca wywiad przynosi ze sobą listę pytań opracowanych przez wydawcę programu, wiem, że będą kłopoty. Najlepsze wywiady przeprowadzają reporterzy, którzy nie wiedzą, kim jestem, i nigdy nie czytali moich książek, lecz są szczerze zainteresowani moją osobą i tym, co napisałem. * * * "Prawdziwa sztuka konwersacji polega nie tylko na umiejętności powiedzenia właściwego słowa we właściwym momencie, lecz także na nie wypowiadaniu niewłaściwych słów w chwili pokusy." - Dorothy Nevill * * * Podobnie jest z rozmową, w przeciwieństwie do publicznego przemawiania, składania raportu czy prowadzenia sprzedaży. Konwersacja zachodzi wówczas, gdy dwoje ludzi dzieli się informacjami o sobie. Rozmowa zamiera, gdy wprowadzasz do niej jakieś zewnętrzne cele. Ludzie są interesujący, każdy człowiek ma własną historię i to ludzie sprawiają, że rozmowy mają wartość i stanowią cenny wkład. Ucz się, jak "płynąć z prądem" rozmowy rezygnując z własnych celów. Będziesz zaskoczony diamentami, które w ten sposób odkryjesz. Praktyczne wskazówki Teraz weźmy nasze zasady i przejdźmy do omówienia pewnych praktycznych wskazówek dotyczących tego, jak stać się dobrym rozmówcą. Każda rozmowa ma rozpoczęcie, rozwinięcie i zakończenie. Przeanalizujmy bardziej szczegółowo każdy z tych elementów. 1. Rozpoczęcie. Jak już zauważyłem, jest to najważniejsza część rozmowy. Na początku ważne jest, abyś skoncetrował się na drugiej osobie. Na marginesie, przyczyną, dla której nie pamiętamy imion naszych rozmówców, jest to, że jesteśmy całkowicie skupieni na sobie i na wrażeniu jakie wywieramy. We wstępnej fazie konwersacji zawsze się przedstaw, nawet jeśli sądzisz, że druga osoba powinna cię znać. Nigdy nie zakładaj, że ktoś wie jak się nazywasz. Twój rozmówca może być zorientowany na siebie tak samo jak ty. Zacznij słowami: "Cześć! Jestem Sara Smith...", po czym zastosuj "rozrusznik" konwersacji nie stwarzający zagrożeń dla drugiej osoby. Pozwólcie, że podam wam krótką listę sposobów rozpoczęcia rozmowy. Pomyślcie o nich, możecie również dodać do tej listy własne propozycje. "Zwróciłam uwagę na twoją sukienkę. Gdzie ją kupiłaś? Naprawdę mi się podoba". "Stoisz sam, więc pomyślałem sobie, że podejdę i zapoznam się z tobą. Jestem...". "Myślę, że to było dobre sprawozdanie (kazanie, program, film itp.). A ty co o tym sądzisz?". "Ten upał (zimno, wiatr, wilgoć itp.) zaczyna mi się naprawdę dawać we znaki. Mam wrażenie, że tobie to nie przeszkadza. Jak ty to robisz?". "Widziałem cię na spotkaniu (w kościele, w klubie, w parku itp.) tego wieczoru i powiedziałem sobie: Bardzo chciałbym go poznać. Nazywam się Jack Smith. Jak według ciebie wypadło to spotkanie?". Myślę, że już masz pewne pojęcie, o co chodzi. 2. Rozwinięcie. To jest najłatwiejsza część rozmowy. Jeżeli umiesz wyczuć kierunek konwersacji, podtrzymywanie jej nie będzie dla ciebie trudne. Jesteśmy istotami społecznymi dlatego jeśli pójdziemy za głosem społecznych impulsów - zamiast je tłumić obawami, egocentryzmem czy manipulacją - konwersacja przybierze naturalny obrót. Nie lękaj się przerw czy okresów milczenia podczas rozwinięcia rozmowy. Te pauzy mogą być naturalnym czasowym zawieszeniem rozmowy lub przerwą, w czasie której uczestnicy konwersacji mogą się przegrupować lub zastanowić nad tym, co zostało powiedziane. Ja żyję z mówienia. Niebezpieczeństwo kryjące się w zarabianiu mówieniem na życie jest takie, że człowiek czuje się bardzo niezręcznie, gdy panuje cisza. Gdy pojawia się przerwa w rozmowie, czuję wewnętrzny przymus, aby ją wypełnić. Nie ważne co mówię, nie ważne czy mam coś istotnego do powiedzenia - po prostu gadam czekając aż przyjdzie mi coś do głowy. Jeden z przyjaciół, który kochał mnie na tyle, aby powiedzieć mi prawdę, stwierdził: "Steve, nie musisz wypełniać gadaniem każdej rozmowy. Cisza jest czasami najlepszą częścią rozmowy". Zaakcentowałem już znaczenie słuchania i zadawania pytań. Powiedziałem, że dobry rozmówca musi być zorientowany na innych. Jednakże dobrze jest pamiętać również o tym, że konwersacja to spotkanie dwóch osób. Dlatego istotne jest, aby każdy miał w niej udział. Dziel się swoimi opiniami i obserwacjami. Ważne jest, aby każdy był nie tylko dobrym słuchaczem, lecz także dobrym rozmówcą. Jeśli nie masz zielonego pojęcia o temacie rozmowy, nie udawaj. Powiedz, że nie wiesz czy nie rozumiesz, a następnie zadawaj pytania. Inni uczestnicy rozmowy nie zwrócą uwagi na twoją ignorancję - będą pod wrażeniem własnej błyskotliwości. Jednak gdy będziesz miał coś do dodania... podziel się tym. 3. Zakończenie. W poradnictwie psychologicznym najtrudniejszym momentem dla terapeuty i pacjenta jest zakończenie sesji. Tak też jest w rozmowie. Niewłaściwe zakończenie wydaje się osądzeniem drugiej osoby - przypomina powiedzenie: "Nie chcę z tobą dłużej rozmawiać". Dlatego ważne jest, aby zamknąć rozmowę w sposób wyraźny i zawsze czynić to z uzasadnionego powodu. Podam kilka przykładów: "Ojej! Muszę już iść. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak długo rozmawialiśmy". "Wspaniale było z tobą porozmawiać. Mam nadzieję, że znowu się spotkamy. Sprawiło mi to prawdziwą radość, lecz jeśli zaraz nie wrócę do domu, moja żona (mąż) zażąda rozwodu". "Mam teraz umówione spotkanie, muszę uciekać. Czekam na następną okazję, gdy będziemy mogli porozmawiać". Jeśli trochę pomyślisz i poćwiczysz, będziesz mógł stworzyć własną listę zakończeń rozmowy. Ogólna zasada jest taka, że gdy kończysz konwersację, osoba, z którą rozmawiałeś, nie powinna czuć się źle. Oczywiście są również takie sytuacje, gdy chcesz zakomunikować pragnienie nie rozmawiania więcej z daną osobą. Przezwyciężanie przeszkód Pragnę omówić jeszcze jedno zagadnienie zanim przejdziemy do przeanalizowania pewnych ogólnych problemów, na jakie ludzie napotykają w rozmowie. Jak radzić sobie z niepokojem. Jedną z przeszkód w prowadzeniu rozmowy jest niepokój związany z brakiem odpowiednich umiejętności. Obawiamy się, że palniemy coś głupiego, więc nic nie mówimy. Jeśli ludzie nas onieśmielają, unikamy dłuższych rozmów. Poczucie niepewności blokuje naszą zdolność do dobrego reagowania na przebieg konwersacji. * * * "Dobra natura jest milsza niż błyskotliwy umysł - nadaje ona obliczu szczególny czar, który jest bardziej przyciągający niż fizyczne piękno." - Joseph Addison * * * Słuchajcie uważnie! Zdradzę wam sekret, który zna każdy dobry rozmówca, lecz wam o nim nie powiedział. Każdy czuje się niepewnie; każdy się niepokoi, czy zrobi dobre wrażenie; każdy się lęka, że powie coś niewłaściwego. Zapamiętaj moje słowa i nie zdradź nikomu tego sekretu. To w znacznym stopniu poszerzy twoją strefę komfortu. Naucz się zadawać sobie pytanie: "Jak zachowałbym się gdybym nie czuł się tak onieśmielony, gdybym nie był taki niepewny siebie i tak pełny niepokoju? Co bym powiedział? Co bym zrobił?". Następnie "zagraj" to. Powiedz to. Będziesz zaskoczony, jak szybko "gra" stanie się rzeczywistością. Jak poradzić sobie z odrzuceniem. Jestem osobą wrażliwą. Ty również. Ci którzy utrzymują, że nie są wrażliwi, że nie zważają na krytykę i odrzucenie, będą kłamali również w innych sprawach. Wszyscy pragniemy, aby ludzie dobrze o nas myśleli. Wszyscy pragniemy być podziwiani, słuchani i szanowani. Są cztery podstawowe przyczyny lęku wieku dorosłego: odrzucenie, niepowodzenie, kara i wstyd. Zwróć uwagę, że wszystkie cztery dotyczą odrzucenia przez innych ludzi. Ucz się, że nie należy oceniać siebie na podstawie odrzucenia innych. Jesteś wartościową osobą, godną zaakceptowania - jest to prawdą niezależnie od tego, jak inni będą na ciebie reagować. (Oczywiście jeżeli spotykasz się z odrzuceniem ze strony wszystkich, możesz potrzebować pomocy). Z powodu moich audycji radiowych każdego miesiąca otrzymuję tysiące listów. Czy wiesz, co jest w nich najtrudniejszą rzeczą? Dziesięć procent listów zawiera słowa krytyki. Nauczyłem się, jak właściwie odczytywać 90 procent korespondencji i nie ignorować pozostałych 10. Reakcje, z jakimi się spotykasz, są prawdopodobnie takie same. Jezus powiedział, że powinniśmy strzec się gdy wszyscy ludzie będą o nas dobrze mówić. Nie wyjaśnił tego dokładniej, lecz podejrzewam, że powodem wypowiedzenia tych słów było to, że jeśli wszyscy lubią nas i podziwiają, to prawdopodobnie jesteśmy bardzo nudni albo bardzo martwi. Ucz się sztuki afirmowania ludzi od tych, którzy tę sztukę posiedli. Wszyscy możemy rozpocząć naukę od naszych matek, a później rozszerzyć to na wielu innych ludzi. Oceń krytykę i odrzucenie innych, lecz nie zakładaj, że krytycyzm zawsze jest usprawiedliwiony, a odrzucenie zawsze jest właściwe Zbadaj jego źródło. Krytyka może pochodzić od przyjaciela, a odrzucenie od kogoś, kto całkiem niedawno obdarzył cię komplementem. Pewien młody człowiek po zwiedzeniu National Gallery of Art w Waszyngtonie powiedział strażnikowi, że nie bardzo mu się podobały te wszystkie obrazy. Strażnik odpowiedział: "Synu, to nie te obrazy są oceniane, lecz ty". Jak sobie poradzić z szyderstwem. Szczerość jest zwykle najlepszą metodą obcowania z pewnymi ludźmi. Mam na myśli tych negatywnie nastawionych osobników, te krytyczne i gniewne dusze, które po prostu nie chcą się od ciebie odczepić. Powodem, dla którego większość z nas unika takich ludzi, jest, że obawiamy się tego, co oni o nas pomyślą. Pamiętaj wtedy o tym, że twoja mamusia cię kocha, a mimo to mówi: "Sam (czy Gertrudo), mam prawdziwy problem z naszą relacją i nie będę w stanie dłużej jej podtrzymywać. Może wina leży po mojej stronie, lecz nie mogę być już dłużej twoim przyjacielem, ponieważ..." (i podaje przyczynę). Taka szczerość może początkowo cię przerazić na śmierć, lecz stanie się zaraźliwa i nie będziesz czuł się "brudny" z powodu swej nieszczerości. Jak poradzić sobie z uzasadnioną krytyką. Czasami słowa krytyki pochodzą od kogoś, kto ma krytycznego ducha, lecz są też takie sytuacje, gdy ktoś kocha nas na tyle mocno, aby powiedzieć nam prawdę. Mam w Miami przyjaciela księdza, który nosi ze sobą karteczkę. Z jednej strony jest napis: "Błogosławieni, którzy cię przeklinają...". Z drugiej zaś: "... bowiem mogą mieć rację". Mam taką grupę przyjaciół, którym całkowicie ufam (polecam ćwiczenie się w tej sztuce). Zawsze będą ze mną szczerzy. Nauczyłem się przyjmować ich krytykę. Mogę powiedzieć: "Eddie, co myślisz o tej sprawie, która wynikła podczas naszej rozmowy dzisiaj wieczorem? Muszę to z tobą omówić, aby się przekonać czy twoim zdaniem to, co o mnie powiedziano, jest słuszne". Mogę polegać na tym, że mój przyjaciel powie mi prawdę (delikatnie). Jeśli nie masz takich przyjaciół, postaraj się ich pozyskać. Tacy ludzie są bardziej potrzebni niż znajomość algebry. Ostatnie ważne słowo. Proszę, okazuj trochę pokory. Pewien pyszałek dumny z tego, że sam do wszystkiego doszedł, usłyszał: "To dobrze. To zdejmuje z Boga bardzo dużo odpowiedzialności". Istoty ludzkie są mieszaniną dobrego i złego, sukcesów i porażek, bystrości i głupoty, miłości i nienawiści, słuszności i błędu. Nikt, czy to w rozmowie, czy w jakiejkolwiek innej sytuacji, nie może przemawiać tak jakby znajdował się poza obrębem rodzaju ludzkiego. Masz prawo okazywać ludzką słabość. To oznacza, że masz prawo czasami zawieść, omylić się czy powiedzieć lub zrobić coś głupiego. Nie staraj się tego ukryć. Ukrywając to wypierasz się swojej ludzkiej natury. Osoby wszechwiedzące są marnymi rozmówcami i złymi przyjaciółmi. Naucz się śmiać z siebie a inni będą się śmiali razem z tobą. Gdy nie będziesz umiał śmiać się z siebie, inni będą się śmiali z ciebie za twoimi plecami. Najlepsze rozmowy zdarzają się pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy rozumieją, co to znaczy być człowiekiem. Jeśli traktujesz siebie zbyt poważnie, możesz odkryć, że nie masz nikogo przed kim mógłbyś tę powagę obnosić. Rozdział 6.& Zwycięstwo w dyskusji "Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? - Łk 14, 31 Czy po zakończeniu dyskusji nigdy nie żałowałeś, że czegoś nie powiedziałeś? Czy zdarzyło ci się kiedyś, że gdy wyraziłeś swoje zdanie, zostałeś zaatakowany przez jakiegoś bufona, który uważał, że jedynie jego opinie są słuszne? Czy miałeś ochotę powiedzieć komuś prawdę o jego komentarzach ("To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem!"), lecz czułeś, że to po prostu nie wypada? Czy czułeś się zakłopotany, gdy w trakcie dyskusji okazywało się, że jesteś na przegranej pozycji? Czy pragnąłeś nie zgodzić się z kimś nie wychodząc jednocześnie na głupka? Jeśli kiedykolwiek odczuwałeś podobne frustracje, to jest "twój" rozdział. Być może powiesz: "To na pewno nie jest mój rozdział. Ja nie prowadzę sporów". Jeśli nigdy się nie spierasz ani nie uczestniczysz w dyskusjach, to znaczy, że jesteś świętym albo kłamcą, lub nie masz żadnych wyrobionych poglądów. Tematem tego rozdziału nie jest to, czy prowadzisz spory - wszyscy to robimy, przynajmniej w naszych myślach - lecz czy twoje argumenty są skuteczne. Jeśli prowadzisz spory wyłącznie w myślach, to zawsze wygrasz, więc nie potrzebujesz żadnej pomocy. Jeśli jednak twoje argumentacje są sprawą publiczną, ten rozdział podpowie ci, co robić, aby nie wyjść na głupca. Jako stary specjalista w robieniu z siebie durnia mam pod ręką kilka lekcji, którymi postanowiłem się z tobą podzielić. Dla celów naszego wywodu podzielę ten rozdział na pięć części: przyjęcie postawy wojownika, wybranie miejsca bitwy, poziomy intensywności konfliktu, uzbrojenie wojownika oraz oczyszczenie placu po bitwie. A zatem przejdźmy do rzeczy. Przed zaangażowaniem się w spór, niezależnie od tego, czy jest to wymiana zdań z przyjacielem czy poważne starcie z wrogiem należy zastanowić się nad sensem dyskusji. Czytając ten rozdział zauważysz, że posługuję się ilustracjami zaczerpniętymi z wojskowości. Wyda się to podejrzanym dla pacyfistów i innych, którzy uważają, że porządny człowiek powinien "kochać a nie wojować". Jeśli czujesz się urażony słownictwem, jakim się posługuję, prawdopodobnie wskazuje to, że potrzebujesz informacji, które podaję w tym rozdziale. Podczas jednej z ostatnich audycji radiowych miałem potyczkę słowną z jednym z dzwoniących. Konwersacja stała się bardzo gorąca. Stacja wykorzystała ten fragment audycji w reklamie mojego programu. Puszczano ją bardzo często w czasie tamtego tygodnia. Spiker mówił "Steve czasami się śmieje, czasami wpada w złość, lecz nigdy nie jest nudny". Później odtwarzano ten kawałek taśmy, kiedy toczyłem zażarty spór, po czym następował komentarz: "Na pewno nie przepuścisz okazji posłuchania Stevea w radiu W X Y Z". * * * "Stójcie twardo na swoich pozycjach. Nie strzelajcie dopóki nie otworzą ognia. Lecz jeśli chcą wojny, to będą ją mieli i zacznie się ona tutaj! - John Parker do oddziałów ochotników pod Lexington * * * W ciągu tego tygodnia prawie każdy chrześcijanin, który kochał mnie na tyle, aby powiedzieć co myśli, wyrażał mi swoje niezadowolenie. Gdy pytałem, co ich tak poruszyło, wszyscy odpowiadali, że ich zdaniem nie jest rzeczą właściwą, aby "osoba duchowna" uczestniczyła w tak gorącej debacie. Miałem wrażenie, że chcą mi powiedzieć: "Chrześcijanie nie wpadają w gniew i nie spierają się. A już z pewnością nie czynią tego publicznie". Byłem przytłoczony tym odkryciem. Niewierzący, którzy nie lubią się kłócić, mówią, że "to nie jest przyjemne", natomiast chrześcijanie tłumaczą, że "to nie po chrześcijańsku". Jedni i drudzy się mylą (chrześcijanie mogą przeczytać moją książkę pt. "No More Mr. Nice Guy" ("Nigdy więcej panie Milutki"). John R. W. Stott napisał wspaniałą książkę zatytułowaną "Christ the Conversialist" ("Chrystus jako rozmówca"; Inter Varsity Press, 1970). Stott pokazuje w niej, że Jezus wielokrotnie angażował się w dyskusje z żydowskimi przywódcami religijnymi. Jezus nie zawsze był "miły", dlatego także chrześcijanie nie powinni dążyć do tego za wszelką cenę. Jeśli nie jesteś osobą wierzącą, twoje "uprzejme zachowanie" może być pozbawione religijnych korzeni. Jednak ma ono źródło w tym samym fałszywym poglądzie (wyznawanym przez wierzących i nazywanym "chrześcijańskim"), który głosi, że nigdy nie należy się złościć i wyrażać zdecydowanych poglądów. Tego się po prostu nie powinno robić. Ludzie (wierzący i niewierzący), którzy uważają, że sama istota sporu jest zła czy niemoralna, są w błędzie. A oprócz tego, że pogląd ten jest błędny zieje on nudą - a nuda - z uwagi na cel tej książki - jest o wiele poważniejszym grzechem niż niestosowność. Niedawno zadzwonił do mnie pastor pewnego dużego kościoła, który jest jednym z najlepszych, najbardziej kochających i współczujących duchownych, jakich znam. Jego problem polegał na tym, że nie było w nim niczego podłego. Powiedział mi, że czuje się osaczony przez pewnych agresywnych i neurotycznych członków kościoła, którzy atakują jego osobę i jego służbę. "Nie byłoby tak źle, gdyby chodziło wyłącznie o mnie, lecz oni niszczą wszystko, co jest wartościowe w tym kościele. Czy możesz mi pomóc?". "Nie", odparłem. "Nie?". "Nie, drogi przyjacielu! Ponieważ ty uważasz, że Jezus umarł, abyś ty mógł być miły, a w tej sytuacji bycie miłym nic nie da. Jeśli pragniesz rozwiązać konflikt, staw czoła problemowi i uporządkuj sytuację, a wtedy będę mógł ci pomóc. Lecz tak długo, jak długo będziesz się upierał przy tym, aby być kotkiem zamiast lwem (do czego moim zdaniem Bóg cię powołał), nie będę mógł ci pomóc. Nie znam się na tresurze kociąt". Ten człowiek wiedział, że go kocham, i przyjął to, co mu powiedziałem, z łaskawością podobną do tej, z jaką przyjmował (choć nie powinien był) ataki ludzi starających się zniszczyć jego wspaniałą służbę. Nie podobało mu się to, co kazałem mu zrobić, lecz postąpił, jak mu powiedziałem, ponieważ był w kłopotach i wiedział o tym. Dzisiaj ma silną, rozwijającą się, ekscytującą służbę, która dotyka życia wielu ludzi. Wniosek jest następujący: połowa jego walki polegała na zdecydowaniu, że wyruszenie do bitwy jest właściwe. Kiedy to już zdecydował, mógł zrobić to, co należało. Jeśli naprawdę wierzysz, że człowiek nigdy nie powinien spierać się z innymi czy się z nimi nie zgadzać, to to, co dalej powiem, nic ci nie pomoże. Możesz zaoszczędzić sobie wiele czasu przechodząc od razu do następnego rozdziału - zakładając oczywiście, że nie będziesz miał moralnego problemu z wygłaszaniem mowy. Widzisz, pierwszy krok do zwycięstwa w dyskusji polega na potraktowaniu siebie jak wojownika. Jesteś wartościową osobą i masz głębokie, przemyślane poglądy. Masz rację (zakładając prawo średniej arytmetycznej) przynajmniej w 50 procentach przypadków. Ani Biblia, ani zdrowy rozsądek nie sugerują, że powinieneś rozpłynąć się w tle czy stać się czyjąś wycieraczką. Musisz to sobie wyraźnie powiedzieć, a będziesz bliżej celu niż ci się zdaje. Po tym wszystkim co powiedziałem do tej pory powinienem zaznaczyć, że ani przez chwilę nie sugeruję, abyś stał się osobą krytyczną, kłótliwą i gniewną. Jezus gniewał się - nie był jednak zagniewany przez większość czasu. Chociaż ważne jest, abyś był gotów przyjąć postawę wojownika, musisz bardzo ostrożnie wybierać swoje bitwy. Nie jesteś powołany do poprawiania tego świata, do komentowania każdej głupiej uwagi, jaka została wypowiedziana w twojej obecności, ani do dostarczania remedium na każdą fałszywą teologiczną, filozoficzną czy polityczną teorię. Twoje zadanie nie polega również na matkowaniu komukolwiek. Są dyskusje, które możesz wygrać i takie, w których nigdy nie powinieneś uczestniczyć. Zanim wdasz się w spór, wyrazisz swoją niezgodę czy rzucisz komuś wyzwanie, zadaj sobie pytanie: "Czy warto?". * * * "Lepiej jest dyskutować nad jakimś pytaniem nie dochodząc do uzgodnienia niż uzgadniać pytania i nie przeprowadzać nad nimi debaty." - Joseph Joubert * * * Jeśli nie masz zdecydowanego poglądu w jakiejś sprawie, nie spieraj się. Jeśli osoba, z którą chcesz dyskutować, jest tak silnie przekonana o słuszności swego stanowiska, że żadna zmiana nie jest możliwa, to głupio postąpisz dążąc do tego. Głupotą jest na przykład angażowanie się w spór na tematy ekonomiczne, jeśli nie potrafisz zbilansować własnych wydatków. Czasami angażowanie się w dyskusję nie jest oznaką odwagi, lecz czystym idiotyzmem (spieranie się z szefem, żoną czy mężem). * * * "W dyskusji nic tak nie irytuje jak spieranie się z osobą, która wie, co mówi." - Anonim. * * * A zatem przystępując do dyskusji zawsze ostrożnie wybieraj pole bitwy. Zadaj sobie pytanie: "Ile będzie mnie kosztować (i innych) wygranie tej dyskusji?"; "Ile będzie mnie kosztować (i innych), jeśli przegram?". Czasami koszt dyskusji jest zbyt wysoki. Obliczenie kosztów przed dokonaniem zakupu towaru, przed zawarciem małżeństwa i przed zaangażowaniem się w spór jest dobrym zwyczajem. Po trzecie, bardzo ważne jest, abyś zdawał sobie sprawę z różnych poziomów intensywności konfliktu w dyskusji. Każdy poziom intensywności konfliktu wymaga innej metody walki. Do pcheł nie strzela się z moździerza. Podobnie, spór z małżonkiem czy z przyjacielem ma zupełnie inny charakter od sporu z kimś, kto stara się ciebie zniszczyć. Istnieją cztery poziomy konfliktu i jeden wyjątek. Pozwólcie, że teraz je omówię. Poziom pierwszy: Spór bez nieprzyjaciela Zapamiętaj następującą zasadę: bez iskrzenia relacja nie przejdzie z poziomu znajomości do poziomu przyjaźni. Im głębszy jest związek, tym więcej możliwości kontrowersji. W codziennych relacjach często dochodzi do braku zgody, co prowadzi do sporu. Spór w ramach relacji małżeńskiej, przyjaźni czy między współpracownikami wyróżnia to, że jego celem nie jest wygranie dyskusji, udowodnienie słuszności swego zdania a już z pewnością nie postawienie na swoim. Celem sporu dokonującego się w takim kontekście jest wzmocnienie i pogłębienie wzajemnej relacji. Ruth Graham zapytano kiedyś, czy ona i dr Graham zawsze się ze sobą zgadzali. Jej odpowiedź była klasyczna: "Oczywiście, że nie. Gdybyśmy zawsze się zgadzali jedno z nas nie byłoby potrzebne". To jest prawdą w każdej rodzinie, w każdym miejscu pracy i w każdej przyjaźni. Pozostaje jedynie pytanie, co robić, gdy wyniknie spór z kimś, na kim ci zależy. Podam wam pięć zasad, których stosowanie wam pomogą: Zasada 1. Nigdy nie komentuj sporu wywołanego przez osobę, którą kochasz. Powtórz to, co on/ona powiedziała, i staraj się zrobić to tak wiernie, jak to możliwe. Zasada 2. Nie prowadź długiego rejestru przewinień. Zawsze sprzątaj bałagan, aby jeden spór nie prowadził do drugiego. Biblia powiada: "Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem". Jest to ważne napomnienie, gdy odczuwamy gniew do bliskiej osoby. Zasada 3. Trzymaj w zamknięciu "narzędzia zniszczenia". "Narzędzia zniszczenia" to te rzeczy, które przynosisz ze sobą na pole bitwy, które nie mają żadnego związku z aktualnie toczonym sporem. Mąż mówi do żony: "Sądzę, że mylisz się co do tego samochodu, jaki powinniśmy kupić (jasno wyrażona opinia), a na dodatek okropnie gotujesz (narzędzie zniszczenia)". Albo żona mówi do męża: "Wiem, że się nie zgodzisz, lecz uważam, że powinniśmy zaprosić Smithów na obiad (jasno wyrażona opinia". I wiesz, co ci jeszcze powiem? Ostatniej nocy byłeś w łóżku zupełnie do niczego (broń zniszczenia). Głęboki związek wytrzyma każdy spór, lecz narzędzia zniszczenia zawsze osłabiają i niszczą relacje. Zasada 4. Przepraszaj szybko. Zasada 5. Okazuj afirmacje bez ociągania. Zasada 6. Zawsze idź na kompromis. Zasada 7. Trzymaj się tematu. Tak długo, jak długo dyskusja/spór jest obiektywny, można rozwiązać każdy problem. Jeśli jednak przerodzi się on w poniżanie współmałżonka, przyjaciela czy współpracownika ("jesteś głupi") z powodu stanowiska, jakie zajmuje w danej sprawie, trudno ci będzie posprzątać bałagan, jaki zrobiłeś. Zasada 8. Szukaj punktów wspólnych i koncentruj się na nich podejmując wysiłki doprowadzenia do porozumienia. Jedynym celem sporu czy różnicy zdań z osobą, która jest nam bliska, powinno być osiągnięcie pewnego rodzaju porozumienia, aby możliwa była dalsza współpraca. Wygrywanie wszystkich sporów z osobami, na których nam zależy jest strategią skazaną na porażkę. Pamiętaj, że wasza relacja jest ważniejsza od każdego sporu. Poziom drugi: Spór z osobą, w której nie chcesz mieć wroga Byłem pastorem przez długi okres czasu. Jednym z powodów, dla których cieszę się, że dłużej nim nie jestem, jest to, że nie muszę być już niczyją matką. Będąc pastorem nauczyłem się kilku dobrych lekcji, a jedna z najlepszych jest następująca: matki mają moc niszczenia swoich dzieci - lecz dobre matki tego nie czynią. Możesz wygrać spór i stracić człowieka. Kościół, jak każda inna instytucja, ma wśród swoich członków pewną liczbę neurotyków. Są tam ludzie mający wąskie horyzonty, krytycznie nastawieni i niszczycielscy. Ponieważ potrafię dyskutować, zwykle wygrywam spory. Jednak czasami wygrywając dyskusję mogę wyrządzić szkodę kościołowi, zniszczyć swoją służbę i sprawić duże cierpienie tym, do których Bóg powołał mnie jako pastora. Kiedyś zamknąłem w moim gabinecie jednego ze starszych kościoła i przekonywałem tak długo, dopóki nie zgodził się ze mną. Czy wiesz, co się później stało? Opuścił kościół. Ciężko się napracowałem nad odbudowaniem naszej relacji i w końcu mi się to udało. Prosiłem o przebaczenie i wyszedłem do niego z inicjatywą dając do zrozumienia, że wstydzę się tego, co zrobiłem. Przebaczył mi i staliśmy się przyjaciółmi, lecz nigdy nie wrócił do kościoła. Pozwólcie, że opowiem wam pewną historię. Kilka lat temu był taki biskup anglikański, James Pike, który przeżył głęboki kryzys wiary. W końcu zrezygnował z funkcji biskupa i zaczął szukać odpowiedzi w spirytyzmie i różnych sektach. Śmierć syna była dla niego wielką tragedią i wydawało mu się, że za pośrednictwem medium skontaktował się z nim. Przy jakiejś okazji biskup Pike zaangażował się w poważną debatę publiczną z luterańskim teologiem i polemistą Johnem Warwickiem Montgomerym. Właściwie to niewiele tam było debaty. Montgomery zbijał dosłownie każdy argument biskupa Pikea tak, że nawet ci, którzy nie podzielali jego poglądów, zaczęli mu współczuć. Pod koniec życia Pike wziął udział w innej publicznej debacie, tym razem z teologiem i pisarzem Francisem Schaefferem, przywódcą L'Abri - chrześcijańskiej wspólnoty w Szwajcarii. L'Abri to było takie miejsce, gdzie ludzie mający uczciwe pytania mogli liczyć na uczciwe odpowiedzi. W czasie debaty Schaeffer miał wyraźną przewagę. Widać było, że ma więcej wiedzy i potrafi lepiej przedstawić swoje stanowisko niż Pike. Jednak dr Schaeffer nie zamierzał zetrzeć swojego przeciwnika na proch. Jasno prezentował swoje poglądy, wskazywał na niespójności w wywodach Pikea, a następnie afirmował go i zgadzał się z nim w tych punktach, w których można było osiągnąć porozumienie. Pozwólcie, że opowiem wam dalszą część tej historii. Po debacie z Montgomerym Pike coraz bardziej oddalał się od swoich chrześcijańskich korzeni. Jednak w dniu swojej śmierci planował przyjazd do Szwajcarii, gdzie chciał prowadzić badania pod nadzorem Francisa Schaeffera. Schaeffer miał wroga, lecz uczynił go swoim przyjacielem. Tak się dzieje w wielu sporach i debatach. Oczywiście są ludzie, którzy raczej przysporzą sobie wrogów niż przyjaciół. Pewien mężczyzna leżał na łożu śmierci. Wiedział, że umiera. Przywołał do siebie żonę i powiedział: "Zadzwoń do swojego brata i powiedz, że mu przebaczam. Ale zrób to dopiero po mojej śmierci upewniwszy się, że naprawdę jestem martwy". Czasami pragniemy, aby nieprzyjaciel pozostał nieprzyjacielem, lecz jeśli starasz się nie tylko wygrać, lecz także pozyskać przyjaciela, musisz być bardzo uważny. Zastosuj bardziej stanowczo zasady prowadzenia sporu na poziomie pierwszym. Poziom trzeci: Spór z wrogiem Często zdarzają się spory, w których przeciwnik jest wyraźnie zdefiniowany: nieprzyjaciel w widoczny sposób oznaczył linie swoich stanowisk, widać, że nie chce iść na kompromis i jest zdecydowany, aby cię zniszczyć i obalić twoje argumenty. Tego rodzaju spory prawie zawsze koncentrują się wokół różnych zagadnień - politycznych, teologicznych, filozoficznych - i muszą być prowadzone bardzo ostrożnie i zręcznie. Nick Thornely i Dan Lees w książce "Winning with Word" ("Zwyciężanie słowami") udzielają bardzo dobrego ostrzeżenia: "Zwycięzcy w walce słownej rzadko używają swojej pełnej mocy, zdarzają się jednak takie utarczki słowne, w których, jak w walkach ulicznych, nawet mistrz jest zmuszony do zadania kilku ciosów poniżej pasa" (Mercury Books, Londyn, 1991, s.145). Tak intensywny spór można porównać do walki ulicznej, w której nikt nie oddaje kwartałów ulic i nie bierze jeńców. Później zawsze należy uprzątnąć pole bitwy (szczególnie gdy ktoś jest chrześcijaninem). Zajmiemy się tym w dalszej części tego rozdziału. W tej chwili powinieneś wiedzieć, że pewni ludzie są zdecydowani na to, aby "zjeść twoje śniadanie". Tylko ludzie bardzo naiwni czy powierzchowni tego nie zauważają. Poziom czwarty: Spór z rozwścieczonym nieprzyjacielem Chodzi tutaj o spór z osobą, która atakuje cię słowami równie szybko, jak ruszyłaby na ciebie z nożem czy pistoletem. Kiedy nadchodzi atak, jest oczywiste, że sprawa wykracza daleko poza zwykły spór czy debatę. Masz do czynienia z osobą, która z jakiegoś powodu cię nie cierpi i jest zdecydowana cię zniszczyć. Na szczęście tego rodzaju spotkania rzadko się zdarzają, lecz czasami mają one miejsce i dlatego ważne jest, aby umieć je rozpoznawać. Kiedyś, po wygłoszeniu wykładu na jakiejś konferencji, podszedł do mnie nieznajomy mężczyzna z ogniem w oczach. Natychmiast zaczął na mnie krzyczeć z powodu czegoś, co powiedziałem. Czasami gdy jesteś cicho, taki osobnik wypuści z siebie całą "parę" i w końcu się uspokoi. Tym razem było inaczej: im dłużej człowiek ten na mnie krzyczał, tym bardziej agresywny się stawał. Cała sytuacja szybko zmierzała ku czemuś, co możnaby uznać za atak fizyczny. Zakończyło się na tym, że mój przyjaciel (bardzo potężny przyjaciel) interweniował i delikatnie wyprowadził go na zewnątrz. Tego rodzaju sytuacje się zdarzają. Kiedy już się pojawią, należy pamiętać o trzech bardzo ważnych zasadach: 1. Nie spieraj się. 2. Nie spieraj się. 3. Nie spieraj się. Spieranie się z taką osobą przypomina uczenie lwa, jak odżywiać się arbuzami. Lew z natury nie lubi arbuzów, a im bardziej go do nich zmuszasz, w tym większą wściekłość wpada. Najlepiej po prostu odejść. (Jeśli twój adwersarz jest potężnej budowy, zalecam nawet ucieczkę). Mój przyjaciel Ed Pope jest redaktorem działu sportowego w "The Miami Herald". Kiedy Ed dostaje krytyczne listy, udziela na nie standardowej odpowiedzi: "Drogi... Być może ma pan rację. Szczerze oddany, Ed Pope". Nauczyłem się odpowiadać podobnie na najbardziej krytyczne listy - dokonałem jednak pewnej zmiany. Mój list brzmi: "Drogi... Być może ma pan rację...prawdopodobnie jednak jest pan w błędzie. Szczerze oddany, Steve Brown". Chodzi o to, aby jak najszybciej pozbyć się takiej osoby na tyle uprzejmie, na ile jest to możliwe. Oczywiście, są takie sytuacje, w których nie można po prostu odejść. Kiedy przydarzy ci się coś takiego, stój twardo na swojej pozycji i zastosuj to, czego będę nauczał o rynsztunku wojennym w dalszej części rozdziału. Czasami taki łobuz ucieka, gdy mu się stawi czoło. Czasami nie. W każdym razie dobrze zrobisz chroniąc tyły. Dodatek: debata przed publicznością Czasami osoby, które przysłuchują się dyskusji, są dla ciebie ważniejsze niż osoba, z którą prowadzisz spór. Kilka lat temu zostałem zaproszony do debaty telewizyjnej z ateistką Madalyn Murray O'Hair. Odmówiłem nie dlatego, że przegrałbym w debacie (przynajmniej bym zremisował), lecz ponieważ wiedziałem, jakiego rodzaju publiczność będziemy mieli. Obserwowałem technikę prowadzenia debat przez O'Hair. Pani ta jest gniewna, sarkastyczna, zgorzkniała i bardzo surowa. Aby wygrać debatę z panią O'Hair trzeba się stać takim jak ona i odpowiadać inwektywą na inwektywę. W momencie gdy otrzymałem zaproszenie byłem pastorem i zdałem sobie sprawę, że program będzie oglądać wielu chrześcijan. Nie było sposobu, abym mógł wygrać nie angażując się w takiego rodzaju polemikę, z jakiej pani O'Hair była znana. Gdybym to uczynił, sprzeniewierzyłbym się samej istocie zajmowanego przeze mnie stanowiska. Innymi słowy, musiałbym się stać zaprzeczeniem miłującego i czyniącego pokój postępowania, jakiego wymaga się od pastora. Bardziej zależało mi na widzach niż na pani O'Hair i na wygraniu debaty z nią. Zawsze gdy publiczność przysłuchuje się dyskusji albo debacie (czy to jest jedna, czy tysiąc osób), dodaje jej to nowy wymiar. Czasami ktoś rzuca mi wyzwanie, gdy przemawiam w college'u czy daję wykład na konferencji. Gdyby wyzwanie to zostało rzucone w prywatnej rozmowie, mógłbym pozwolić sobie na więcej uprzejmości, na wycofanie się nieco i potraktowanie go jako przyjacielskiego pojedynku. Jednak wyzwania takie rzuca się zwykle w obecności publiczności. I to właśnie z powodu publiczności i ważności obrony wiarygodności mojego przesłania istotne jest, abym wygrał spór i zrobił to szybko, nawet gdyby osoba rzucająca wyzwanie została przy tym zraniona. Bądź świadomy swojej publiczności. Gdy prowadzisz z naganiaczem spór o narkotyki i przyglądają się temu dzieci, gdy rozmawiasz o etyce i przysłuchują się temu biznesmeni, gdy spór dotyczy wartości jakiejś osoby, a słuchaczami są ludzie ze złym obrazem siebie, szybko przejdź do poziomu trzeciego i zachowaj się zgodnie z podanymi tam zasadami. Planowanie zwycięstwa Teraz, gdy ustaliliśmy już wstępne parametry, przejdę do następnego pytania: jak wygrać spór? * * * "Pewne spory są głębokie i nic poza tym." - Richard Armour * * * Broń Powiem teraz o dziesięciu rodzajach uzbrojenia, jakimi zawsze posługują się zwycięzcy dyskusji. Sugeruję, abyś popracował nad nimi, jeśli chcesz się stać skutecznym polemistą. Każdy kto angażuje się w spór i nie posługuje się odpowiednią bronią, skończy jako przegrany. Ponieważ książka ta nie jest poświęcona wyłącznie logice i sztuce argumentacji, z konieczności muszę ograniczyć sposoby argumentowania do pewnych bardzo podstawowych i prostych metod. Jeśli jesteś zainteresowany pogłębieniem swojej wiedzy w tej dziedzinie, znajdziesz w bibliotekach wiele książek, które bardziej szczegółowo omawiają ten temat. Pierwszą bronią jest wiedza. Zasada jest następująca: Nigdy nie angażuj się w spór dotyczący tematu, o którym nie masz zielonego pojęcia. Konsekwencją tej zasady jest: Kiedy odkryjesz, że zaangażowałeś się w dyskusję o czymś, o czym nie masz pojęcia, najlepiej zrobisz przyznając się do braku wiedzy i wycofując się. Mam dużą wiedzę w dziedzinie teologii. Jestem obeznany z argumentami na istnienie Boga, sfery nadprzyrodzonej i absolutnego charakteru praw moralnych. Mogę wygrać prawie wszystkie dyskusje na takie tematy. Nieźle orientuję się w zagadnieniach polityki, filozofii i etyki społecznej, dlatego mogę bronić swego w tego rodzaju sporach. Lecz gdybym miał się z kimś spierać w dziedzinie nauk przyrodniczych, ekonomii czy sztuki, moją najlepszą obroną byłaby pokora i milczenie. Drugą bronią jest jasność. Nic ci to nie da, jeśli wiele wiesz, lecz nie umiesz tego powiedzieć w taki sposób, aby twój adwersarz i przysłuchująca się publiczność zrozumieli, o co ci chodzi. Istnieje pewna bardzo ważna technika, która pomoże ci bardziej jasno precyzować myśli w dyskusji. Zawsze ćwicz wyrażanie swoich myśli przed przyjaciółmi - dlatego, że zawsze należy wyciągnąć sztandar na przyjaznym polu apelowym i zobaczyć, czy ktoś salutuje, zanim uczyni się to na polu apelowym nieprzyjaciela. Na przykład, ja zwykle zapraszam do krytykowania tego, co mówię i moich poglądów osoby, które są mi bliskie. Moja żona, córki i współpracownicy zwykle mówią mi, jaki jest lepszy sposób powiedzenia czegoś. Mój wydawca Steve Griffith zawsze pomaga mi lepiej wyrazić moje myśli. Trzecią bronią jest ćwiczenie. Kiedy młody biznesmen zapytał swojego doradcę, czemu przypisuje swój fenomenalny sukces usłyszał odpowiedź: "Podejmowaniu właściwych decyzji". "Rozumiem", odparł młody człowiek. "A jak nauczyłeś się podejmować właściwe decyzje?" "Podejmując złe". Podobnie jest z argumentacją. Jeśli nigdy nie wyrażałeś przeciwnych poglądów i nigdy nie obalono twoich argumentów, to nie nauczysz się formułowania poglądów, które wytrzymają krytykę. Mój brat jest bardzo dobrym prawnikiem. Na początku swojej praktyki adwokackiej przez kilka miesięcy nie przegrał w sądzie ani jednej sprawy. W końcu nadeszło to co nieuniknione i przegrał pierwszą sprawę. Później poszedł na lunch z kilkoma przyjaciółmi. Wszyscy śmiali się z niego, że przegrał pierwszą bitwę w sądzie. Odpowiedź brata była mądra i zabawna. Powiedział: " Panowie, wczoraj utraciłem dziewictwo, lecz wcale nie mam zamiaru zostać prostytutką". Dał im do zrozumienia: "Nauczyłem się czegoś z mojej porażki i nadejdzie taki dzień, gdy zastosuję w praktyce to, czego się nauczyłem". Uważam się za dobrego polemistę. Wygrywam większość dyskusji, w których biorę udział. Nie mógłbym jednak powiedzieć, że nigdy nie zostałem zraniony w ogniu dyskusji. Za każdym razem, gdy się wygłupię, za każdym razem, gdy przegram dyskusję czy powiem coś głupiego lub banalnego uczę się czegoś o sztuce argumentacji. A zatem podejmij ryzyko. Wyrażaj swoje poglądy, przyjmuj wyzwania i przegrywaj. Nie minie dużo czasu, a poczynisz postępy. Problem polega na tym, że z punktu, w którym jesteś obecnie, nie można dostać się tam, gdzie chcesz się znaleźć, bez doznania po drodze kilku poważnych porażek. Ktoś powiedział, że różnica pomiędzy człowiekiem sukcesu a nieudacznikiem jest taka, że człowiek sukcesu powstał po ostatnim upadku. Jest to prawdą także jeśli chodzi o uczenie się wygrywania dyskusji. Czwartą bronią jest opanowanie. Z powodu utraty kontroli nad emocjami (szczególnie gniewem) przegrano więcej dyskusji niż z jakiegokolwiek innego powodu. William Buckley jest jednym z moich bohaterów. Lubię patrzeć jak zabiera głos w debatach. Prawie zawsze odnosi zwycięstwo. Kilka lat temu Buckley brał udział w programie telewizyjnym z Gore Vidal. Vidal (bardzo irytująca postać) nazwał Buckleya "krypto-nazistą". Buckley zdenerwował się i nazwał Vidala "dewiantem". Była to jedna z nielicznych dyskusji, jaką przegrał. Anglicy powiadają: "Nie wpadaj w gniew - wpadaj w spokój". Nie jest to może zbyt "przyjemne", lecz jest skuteczne. Kontrolowany gniew wyostrzy twoje widzenie, udoskonali twoje argumenty i dostarczy większej mocy twoim słowom... tak długo, jak długo nad nim panujesz. Piątą bronią jest wyzwanie. Zawsze bądź przygotowany do poproszenia osoby, z którą polemizujesz, o podanie źródła jej informacji. Taka praktyka skłoni twojego oponenta do prawdomówności. (Czyniąc to pamiętaj o sprawdzeniu wiarygodności własnych źródeł). Ludzie, którzy nie wiedzą, o czym mówią, są zwykle zdani na bicie pokłonów przed danymi statystycznymi, cytatami i ezoterycznymi informacjami. Zawsze można powiedzieć: "Szanowny panie (pani), to najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałem. Z jakiego źródła zaczerpnął pan/pani te informacje?!". Tutaj słowo ostrzeżenia: jeśli jesteś pewien, że to, co druga osoba mówi, nie jest prawdą, możesz rzucić wyzwanie z silnym przekonaniem, mając pełną wiedzę, że nie ma wiarygodnych źródeł, które to potwierdzają. Jednak jeśli nie jesteś pewny, przyda się troszeczkę pokory. W tym drugim przypadku można by powiedzieć: "Może na pan rację, lecz trudno mi uwierzyć w to, co pan mówi. Na czym pan opiera swoje przekonanie? Chciałbym usłyszeć, skąd pan czerpał swoje informacje". Szóstą bronią jest upowszechnienie. W swoich pracach z dziedziny etyki Kant sugerował, że najlepszym sposobem ustalenia, czy dane działanie jest etyczne, jest pomyślenie, co by było, gdyby stało się ono powszechnie obowiązującą regułą. Inaczej mówiąc, co by było, gdyby wszyscy robili to, o czym myślę? W sporze (podobnie jak w etyce) upowszechnienie jest ważną bronią. Na przykład, jeśli ktoś żąda wygórowanej kwoty za przeprowadzenie jakiegoś programu badawczego, przyprzyj go do muru mówiąc: "Co by się stało gdyby również inni zażądali za ten program więcej pieniędzy niż w niego inwestują?". Albo, jeśli jesteś kapitalistą i prowadzisz debatę z socjalistą, możesz zapytać, co by się stało, gdyby wampir żywił się własną krwią. Jeśli zaś jesteś chrześcijaninem i dyskutujesz o absolutnym charakterze praw moralnych, opisz, co by się stało, gdyby nikt nie przestrzegał absolutnych norm. Odmianą tej metody jest posługiwanie się przesadą. Można obalić prawie każdy fałszywy pogląd poprzez doprowadzenie go do skrajności i zapytanie, co by było, gdybyśmy wszyscy przyjęli go za prawdę. Pewnego razu Walter Martin uczestniczył w debacie radiowej nadawanej z Nowego Jorku. Dyskutował z ateistą żydowskiego pochodzenia. Mężczyzna ten utrzymywał, że wszystkie wartości wyznawane przez dane społeczeństwo są względem niego relatywne. Inaczej mówiąc, twierdził, że wartości można ustalać wyłącznie drogą głosowania. Martin powiedział, że gdyby miał czas, to zająłby się tym argumentem w bardziej szczegółowy i wyrafinowany sposób. Program radiowy narzuca jednak pewne ograniczenia czasowe i ważne jest, aby skutecznie i szybko sformułował swoje wnioski. "Przypuśćmy", Martin zwrócił się do swojego adwersarza, kiedy powrócili w eter po przerwie na reklamy. "Przypuśćmy, że jesteśmy w Niemczech, mamy Trzecią Rzeszę, a ja jestem w S S. Przypuśćmy dalej, że moi koledzy właśnie wyciągnęli pana, Żyda - członka niższej rasy, z łóżka w środku nocy i zabrali do swojej kwatery. Ma pan teraz Lugera wycelowanego w głowę. Niech mi pan teraz powie, dlaczego nie miałbym pociągnąć za spust?". I nagle cała dyskusja przerodziła się w rzeczywistość i to rzeczywistość przerażającą. Ateista odpowiedział: "Nie może pan tego zrobić". "Dlaczego?", zapytał Martin. "Ponieważ takie postępowanie jest złe". "Wcale nie. Sam pan przecież powiedział, że wartości są ustalane przez społeczeństwa, w których funkcjonują. I my jako społeczeństwo ustaliliśmy, że pan jest członkiem rasy niższej i powinien być zgładzony. Dlaczego nie powinienem pociągnąć za spust?". Upadła cała hipoteza ateisty, a Martin wygrał dyskusję. Jeśli nie istnieją absolutne wartości, to miłość jest równie dobra jak nienawiść, niszczenie życia jak chronienie go, a kradzież jak uczciwe zarabianie pieniędzy. Jeśli nie istnieją absolutne wartości to Hitler i tysiące innych większych i mniejszych tyranów mieliby podstawę do działania tak długo, jak długo udałoby im się przekonać swoich zwolenników, że to co mówią jest słuszne. Jeśli jesteś człowiekiem wierzącym i zaangażowałeś się w dyskusję na tematy religijne, bardzo niewielu twoich adwersarzy będzie potrafiło obronić pokrętną logikę swoich argumentów. Na przykład, dyskutując o ostatecznym końcu ludzi niegodziwych zwróć uwagę na to, że Bóg odpłaca za czyny człowieka. Gdyby Albert Schweitzer i Adolf Hitler otrzymali taką samą nagrodę, to we wszechświecie byłoby coś wypaczonego i moglibyśmy przyjąć, że jest on pozbawiony sensu. Bezsens jest miłym tematem na debatę, lecz bardzo niewielu ludzi może żyć z jego przeszywającą, twardą realnością. Jeśli wszechświat jest pozbawiony sensu, to bez znaczenia jest osoba, z którą rozmawiasz, jak też to, co ona robi. Chociaż nie daję tutaj wykładu logiki, należy pamiętać, że większość sofistycznych chwytów wyjdzie na jaw, gdy poddamy je analizie i zastosujemy do sytuacji z realnego życia. Siódmą bronią jest pokora. Oszuści bilardowi wygrywają nie dlatego, że są tacy dobrzy, lecz dlatego, że udało im się przekonać przeciwnika, iż kiepsko grają. Podobnie dzieje się w dobrych dyskusjach. Czasami skromność i pokora pozwalają odnieść zwycięstwo. Niezależnie od tego, jak jesteś wymowny i zorientowany w jakimś temacie, zawsze istnieje możliwość, że znajdzie się ktoś kto wie więcej od ciebie, przemawia lepiej niż ty i może cię roznieść w bitwie. Nie wchodzi się w dyskusję z postawą pyszałka, bowiem jeśli przegrasz, będziesz się czuł o wiele większym głupcem. Zawsze dobrze jest przejawiać trochę pokory. Stwarza to dobrą drogę ucieczki, gdy znajdziesz się w kłopotach, i pozwala zdystansować się nieco od twojego oponenta. Jeśli dobrze znasz swoją dziedzinę i potrafisz dobrze przedstawić to co wiesz, nie pysznij się tym - po prostu to rób. Kiedy czegoś nie wiesz uśmiechnij się i powiedz: "Nie wiem". Jeśli jesteś w błędzie, przyznaj się do tego szybko. Jeśli się pomyliłeś nie staraj się tego ukryć. Pascal powiedział: "Czy chcesz, aby ludzie dobrze o tobie mówili? Jeśli chcesz, to nigdy nie mów dobrze o sobie". Ósmą bronią jest humor. Nie każdy potrafi właściwie wykorzystywać tę broń, lecz jeśli masz dar, to skutecznie go wykorzystaj. Dobrze dobrana humorystyczna historia czy powiedzonko pomoże ci zdobyć sympatię publiczności, pomiesza szyki przeciwnika, a jednocześnie da ci szansę pozbierania myśli. Casey Stengel został kiedyś napadnięty słownie przez jakąś kobietę z audytorium. Pani ta głośno zawołała: "Stengel, gdybym miała wyjść za ciebie, nakarmiłabym cię trucizną". Stengel odkrzyknął: "Gdybym wyszedł za ciebie, zjadłbym ją". Zupełnie podobnie Churchill został upomniany przez pewną damę. "Panie premierze", powiedziała gniewnym, lecz pełnym godności głosem. "Pan jest pijany". "Ma pani rację, madam", odparł Churchill. "Natomiast pani jest brzydka. Jutro rano ja będę trzeźwy". Dziewiątą bronią jest rekapitulacja. Zawsze mądrze jest powtórzyć argument oponenta eliminując pejoratywne określenia i dodając swoje własne. Jeśli na przykład ktoś powiedział: "Dobroczynność zaczyna się i kończy w domu - nie zamierzamy oddawać własnych ciężko zarobionych pieniędzy, by karmić pozbawionych ambicji nierobów, którzy nie chcą pracować i być produktywnymi członkami społeczeństwa". Możesz powtórzyć taki argument zmieniając nieco jego treść: "Chciałbym się upewnić, czy dobrze zrozumiałem, co pan powiedział. Powiedział pan, że biedni ludzie powinni być trzymani w ubóstwie?". Dziesiąta broń powinna być używana tylko w wyjątkowych wypadkach - nigdy, gdy można tego uniknąć. Tą bronią jest pominięcie. Polega ona na zignorowaniu argumentu przeciwnika jakby był dziwaczny lub pozbawiony jakiejkolwiek wartości. Niebezpieczeństwo kryjące się w używaniu tej broni polega na tym, że pomija ona osobę tak samo jak argument, którego użyła a żaden etyczny polemista nie będzie poniżał drugiego człowieka, aby wygrać dyskusję. Pominięcie składa się zwykle z powiedzenia czegoś w rodzaju: "Nie będę dodawał powagi takim argumentom udzielając na nie odpowiedzi" lub "To, co pan właśnie powiedział, jest tak głupie i powierzchowne, że nie zasługuje na odpowiedź". Jednym z najlepszych sposobów używania tej broni jest po prostu zignorowanie argumentu przeciwnika. Oczyszczenie pola bitwy Zanim przejdziemy do następnego rozdziału ważne jest, abyśmy powiedzieli słowo o oczyszczeniu pola bitwy. Na każdym polu bitwy spoczywają ciała poległych, które trzeba uprzątnąć, są rany, które trzeba opatrzyć, i psychiczne urazy, którymi należy się zająć. We wszystkich sporach, za wyjątkiem tych na poziomie pierwszym (a czasami nawet i tam), jest zawsze wiele zniszczeń, które należy usunąć. Co należy z tym zrobić? Istnieją trzy zasady, o których zawsze należy pamiętać. Zasada pierwsza głosi, aby nigdy nie napawać się zwycięstwem. Nie ma nic gorszego niż zwyciężyć w dyskusji i celebrować swój sukces, i to pod nosem oponenta. Bardzo często w sporach robi się dużo hałasu o nic. W tej grze czasami się wygrywa, czasami przegrywa. Trudniej jest być pokornym i okazywać łaskawość, gdy się wygra niż przegra, lecz w drugim przypadku jest to o wiele bardziej ważne. * * * "Nic nie nastraja taką melancholią jak przegrana bitwy, może za wyjątkiem bitwy wygranej. - Książę Wellington Druga zasada brzmi: zawsze chwal swojego oponenta. Styl debatowania stosowany przez Cala Thomasa, konserwatywnego dziennikarza, jest jednym z najlepszych przykładów skutecznej argumentacji jaki znam. Thomas brał kiedyś udział w programie nadawanym na żywo z Miami i przez prawie dwie godziny absolutnie dystansował liberalnie nastawionego gospodarza programu. Pod koniec Cal powiedział: "Dziękuję ci za zaproszenie mnie do twojego programu. Muszę powiedzieć, że jesteś jednym z najlepiej przygotowanych i najbardziej błyskotliwych redaktorów jakich spotkałem. Czuję się zaszczycony, że mogłem wystąpić w twoim programie". Cal na pewno zostanie zaproszony ponownie. Ważniejsze jednak jest to, że pokazał, iż ceni i szanuje swojego oponenta. Nie ma takiego człowieka, który czasami nie czułby się jak głupiec, który nie byłby nigdy zakłopotany własnymi słowami lub który nie przegrałby kilku dyskusji. Pamiętaj, jak się czułeś, gdy ci się to przytrafiło, i upewnij się, że opatrzyłeś rany, które chciałbyś mieć opatrzone, gdybyś znalazł się na miejscu twojego przeciwnika. Nie sugeruję, abyś był nieszczery w swoich pochwałach. Proponuję ci jednak, abyś uważnie szukał czegoś godnego pochwały i tej pochwały udzielił. Trzecia i ostatnia zasada brzmi: czasami przegraj. Nie musisz wygrywać każdej dyskusji. Tylko ludzie mający poczucie bezpieczeństwa mogą celowo przegrać dyskusję. Na tym świecie jest wiele rzeczy ważniejszych od wygrywania sporów. Od zwycięstwa ważniejsi są ludzie, miłość i łączące ich związki, afirmowanie wartości drugiego człowieka. Właściwie jednak wcale nie muszę udzielać ci tej rady. Czasami przegrasz dyskusję - chociaż po przeczytaniu tego rozdziału będzie tych przegranych prawdopodobnie trochę mniej. Rozdział 7.& Propozycje do przemyślenia "Człowiecze są zamysły serca, odpowiedź języka od Pana." - Przysł 16, 1 Jeśli zamierzasz wygłosić mowę, ten rozdział będzie najważniejszym rozdziałem w całej książce. Nie oznacza to, że nie będziesz już musiał czytać nic innego (jest przed nami trochę dobrego materiału), lecz jeśli pragniesz poznać najważniejsze rzeczy, które są potrzebne do dobrego przemawiania, znajdziesz je tutaj. Jeśli znasz teologię, to pewnie słyszałeś o Janie Kalwinie. Jeśli zaś słyszałeś o Kalwinie, to wiesz, że jego system teologiczny często przedstawia się w formie uproszczonej jako "Pięć punktów Kalwinizmu". Jeśli zaś jesteś obeznany z "Pięcioma punktami Kalwinizmu", to na pewno znasz współczesną formę, w jakiej są one prezentowane. Na pewno wiesz, że jest to słowo-akrostych: Tulip (tulipan, przyp. tłum.). Ja również opracowałem pięć punktów o tym, jak przygotować mowę. Powiem więcej, tych pięć zasad można również zapamiętać za pomocą akrostychu Tulip. Większość książek o publicznym przemawianiu omawia to zagadnienie w sposób tak szczegółowy i skomplikowany, że gdy opanujesz wszystkie zasady, będziesz już za stary, aby przemawiać. Nauczając studentów sztuki komunikacji odkryłem, że bardzo ważne jest skoncentrowanie się na kilku podstawowych zasadach. Przez wiele lat uczyłem pływania i nurkowania. Pamiętam pewnego chłopaka, który chciał się nauczyć nurkowania. Mówiłem mu: "Billy, jeśli będziesz uważał na głowę, wszystko inne będzie w porządku". Billy zanurkował, a kiedy wypłynął na powierzchnię zapytał: "Panie Brown, czy trzymałem nogi razem?". "Billy", powiedziałem. "Nie martw się o swoje nogi. Pamiętaj o tym, co powiedziałem o głowie". Spróbował jeszcze raz, lecz to jego nurkowanie nadal słabiutko wyglądało. "Panie Brown", zapytał (jego brzuch był cały czerwony, ponieważ skoczył "na blachę"). "Czy teraz dobrze skoczyłem?". "Billy, zapomnij o skakaniu. Martw się o swoją głowę. Zapomnij o całej reszcie. Jeśli głowa jest w porządku, reszta będzie też jak należy". Przedstawiam te zasady, aby nauczyć cię najważniejszych elementów przygotowywania mowy i wszelkich innych form publicznej prezentacji. Gdy wykonasz to tak, jak należy, to nawet jeśli wszystko inne pójdzie źle i tak odniesiesz sukces. Jeśli zrobisz źle to, o czym tutaj mówię, to choćbyś wykonał dobrze wszystko inne, nigdy nie wygłosisz mowy, której ludzie będą słuchali. A zatem przejdźmy do rzeczy. Dobra mowa powinna być: Terapeutyczna Każda dobra prezentacja jest "terapeutyczna" (wyraz ten pochodzi od greckiego słowa oznaczającego "sługę" czy "pomocnika"). Inaczej mówiąc, mowa musi stawiać sobie za cel pomóc ludziom, którzy jej słuchają. Jeśli jesteś duchownym, to musisz pamiętać, że nikt nie interesuje się dokumentarną hipotezą Grafa-Weelhausena, nikogo nie obchodzi, czy poglądy lapsariańskie są prawdziwe lub jaka jest różnica pomiędzy systemem teologicznym Augustyna a nauką Tomasza z Akwinu. Ludzie, którzy siedzą w kościelnych ławkach, umierają. Martwią się o swoje rodziny, swoją pracę i swoją przyszłość. Czują się winni i mają wiele obaw. Nawet nie są pewni, czy Bóg istnieje, a jeśli istnieje, to czy to cokolwiek zmienia. * * * "Elokwencja jest darem natury i nie można się jej nauczyć w szkołach, lecz retoryka jest tworem sztuki, której najlepiej wyuczy się ten, który czuje się najmniejszy." Charles Caleb Colton * * * Frederick Buechner w drugim tomie swojej biografii pt. "Now and Then" ("Teraz i wtedy") opowiada o tym, jak był duchownym w szkole dla chłopców w Exeter. Pisze o swoich kaznodziejskich doświadczeniach nawiązując do powiedzenia Karla Bartha, że ludzie przychodzą do kościoła, ponieważ pragną uwierzyć, że to o czym się tam mówi jest prawdą: "Nigdy nie zakładałem, że ludzie, do których przemawiam, mają niezachwianą pewność, że są pozbawieni wszelkich wątpliwości. Czy człowiek może mieć taką pewność? Zawsze przyjmowałem, że inni ludzie pragną poznać prawdę równie silnie jak ja. Zakładałem, że nawet ludzie najbardziej rozczarowani religią i negatywnie nastawieni pragną, aby była ona prawdziwa, i postępują w tym względzie zupełnie tak jak ich nieco bardziej pobożni bliźni - pragną, aby wykazać im jej prawdziwość, pragną, aby przed ich oczyma przybrała namacalną postać, chcą umieć się nią cieszyć. Dochodzą w życiu do momentu, gdy pragnienie to staje się tak silne, że należy uważać, co się im daje, bowiem w tobie również jest pragnienie, aby dać im wiele. ("Now and Then", San Francisco, Harper & Row, 1983, s. 70). Innymi słowy, głównym punktem skupienia każdej publicznej prezentacji są słuchacze. Jeśli o nich zapomnisz, to, niezależnie od tego, jak jesteś wymowny, twoje przesłanie nie dotrze do pierwszego rzędu słuchaczy. Zawsze zadawaj sobie pytanie: "Co zmieni moja mowa?". Jeśli nie potrafisz podać odpowiedzi, nie wygłaszaj jej. Nie znam ciebie, lecz zmęczyłem się już słuchaniem ludzi wygłaszających mowę tam, gdzie wystarczyłby pisemny raport. Wiele czasu się traci na wysłuchiwanie prezentacji, które nie mają żadnego znaczenia dla słuchaczy. Najważniejszym darem, jakim obdarzy cię audytorium, jest czas. Kiedy ludzie już ci go dadzą, upewnij się, że nie zmarnujesz go mówiąc im o czymś, czego nie potrzebują. Zawsze przed przygotowaniem mowy zadaj sobie pytanie, jaki cel chcesz osiągnąć. Ten cel musi spełniać wobec publiczności służebną rolę albo cała twoja prezentacja pójdzie na marne. Unikalna Drugą z pięciu cech dobrej mowy jest "unikalność". Żyjemy w czasach, gdy jesteśmy bombardowani słowami. Gdziekolwiek się zwrócimy, ludzie pragną przyciągnąć naszą uwagę. Aby być skutecznym mówcą musisz zrobić czy powiedzieć coś, co spowoduje, że ludzie będą chcieli słuchać tego co masz im do powiedzenia. * * * "Mam wiele świszczących strzał w moim kołczanie - przemawiają one do mądrych, lecz dla tłumu wymagają objaśnienia." - Pindar * * * Zwykle mówię moim studentom, że jeśli sądzą, że nie powinni czegoś powiedzieć, to prawdopodobnie należy właśnie to zrobić. Zawsze gdy myślisz: "To określenie trochę za mocne", prawdopodobnie się mylisz. Nawet gdy czujesz, że to co powiesz może obrazić twoich słuchaczy, i tak powinieneś to powiedzieć. Lepiej obrazić ludzi niż zanudzić ich na śmierć. Mam przyjaciela kaznodzieję, który do pulpitu przyprowadził swojego psa, aby zademonstrować zasady uczniostwa. Posunięcie to było bardzo ryzykowne, lecz nikt nie spał i on przekazał to co chciał. Myśl w kategoriach obrazów - posługuj się rzutnikami, plakatami i innymi środkami wizualnej prezentacji. Podam przykład: pewien motywacyjny mówca mówił o znalezieniu właściwej perspektywy nalewając jednocześnie wodę do szklanki. Kiedy naczynie było w połowie pełne, zapytał: "Czy myślicie, że szklanka jest w połowie pełna czy w połowie pusta?". Przez lata starałem się nakłonić ludzi do słuchania tego co mam im do powiedzenia. Jakiś czas temu cierpiałem na poważną chorobę biodra i musiałem przemawiać w pozycji siedzącej. Miejsce pulpitu zajął wysoki stołek. W okresie gdy ból zmuszał mnie do siedzenia na stołku zauważyłem, że ludzie słuchają uważniej niż przedtem. Zrozumiałem, że gdy siedzę, moje kazania wydają się mniej "kaznodziejskie" i nie budzą takiego poczucia zagrożenia. Gdy ból ustąpił, nabrałem nowego zwyczaju wygłaszania kazań: głosiłem siedząc na stołku. Kościół, w którym wówczas służyłem, miał teatralne krzesła ustawione jak w amfiteatrze. Jeden ze starszych tego kościoła odpowiadając na pytanie, dlaczego tylu ludzi przychodzi na nabożeństwa, stwierdził: "Nic dziwnego. Nasz pastor siedzi na barowym stołku, a ludzie w fotelach teatralnych". Dobry dowcip powiedziany we właściwym momencie może bardzo pomóc przełamując formalny, konwencjonalny nastrój. Kiedyś przemawiałem w kościele Bena Hadena w Chattanooga. Jeśli znasz z telewizji Bena i jego styl przemawiania, to wiesz, że on jako dawny prawnik, spaceruje gdy mówi, zupełnie tak jakby wygłaszał mowę przed ławą przysięgłych. Pewna pani była nieco podenerwowana moim stylem prezentacji. Wyszła mówiąc do siebie: "Mamy pastora, który chodzi, mówi i zaprasza do uczestnictwa słuchaczy, którzy siedzą i śmieją się. Jestem już zmęczona tym kazaniem". Cóż, mogła się zmęczyć, lecz przecież nie zasnęła z nudów. Miałem przyjaciela, który zapalał i gasił lampkę na pulpicie podczas swojej mowy. Pod koniec powiedział: "Zastanawialiście się pewnie, dlaczego zapalałem i gasiłem lampkę, gdy do was przemawiałem. Zrobiłem to, aby skłonić was do zadania tego pytania i abyście nie odpłynęli gdzieś daleko myślami". Sposób posługiwania się słowami może być całkiem niekonwencjonalny. Kiedy już zdecydujesz, które zdania odgrywają kluczową rolę w komunikowaniu treści twojego przesłania postaraj się sformułować je tak, aby zdumiewały, szokowały, zaskakiwały czy malowały przed słuchaczami barwną ilustrację. Na przykład, gdy wygłaszając sprawozdanie na temat danych statystycznych wskazujących na istotne trendy rozwojowe firmy powiesz: "Zauważyłem, że pojawił się tutaj interesujący trend", to ludzie nadal będą spali. Zamiast tego powiedz: "Teraz pokażę wam coś ekscytującego. Obudźcie się i posłuchajcie! Te dane statystyczne was zaskoczą". Posługiwanie się słowami w rodzaju "posłuchajcie" lub "niektórzy z was śpią, lecz ja znam ich nazwiska" spowoduje, że ludzie pozostaną z tobą. Często zadaję egzystencjalne pytania, aby skłonić ludzi do słuchania, jaka będzie odpowiedź, na przykład: "Czy zastanawialiście się nad tym, czy Bóg nie jest okrutny?". Czasami podobne efekty można osiągnąć poprzez szept czy krzyk. Często używam niekonwencjonalnych wyrażeń, jak "banialuki", "prześmiewca", "nieudacznik" lub "końskie pióra". Kiedyś podszedł do mnie jeden ze starszych kościoła, w którym byłem pastorem. Powiedział: "Pastorze, naprawdę podobają mi się twoje kazania, lecz wolałbym, abyś przestał mówić "końskie pióra"! Zobaczysz, że kiedyś noga ci się powinie". Nie wiem, która agencja reklamowa wymyśliła nazwę Fuddruckers (Róg obfitości) dla sieci barów szybkiej obsługi sprzedających hamburgery i hot dogi, lecz człowiek ten jest geniuszem, bowiem zrozumiał konieczność bycia niekonwencjonalnym. Lapidarna Trzecią cechą dobrej komunikacji jest "lapidarność" (wyrazistość). Pozwólcie, że podam wam inną pokrewną zasadę: jeśli ludzie nie potrafią zanotować tego, co mówisz, w ogóle nie powinieneś przemawiać. Oczywiście nie chodzi mi o to, że wszyscy słuchacze powinni notować to, co powiedziałeś, lecz jeśli ktoś chce robić notatki i nie może, oznacza to, że nie przedstawiłeś jasno swojej myśli lub twoje przesłanie padło na głuche uszy. * * * "Wszyscy wielcy mówcy byli kiedyś słabymi mówcami." - Ralph Waldo Emerson * * * Na temat przejrzystości powiem więcej w następnym rozdziale, tutaj jedynie zaznaczę, że porządek jest bardzo istotny dla każdej prezentacji. Poszczególne punkty powinny być ponumerowane, a wymieniając je mówca powinien zawsze nawiązywać do tego, co zostało powiedziane wcześniej. Na przykład, "Po pierwsze, mówiłem o sile motywowania, po drugie chcę powiedzieć o osobistym motywowaniu... ". Kiedy przechodzisz od jednego punktu do drugiego, nie zakładaj, że ludzie pójdą za tobą. Nie uczynią tego, jeśli nie zaznaczysz jasno tego przejścia. Większość dobrych przemówień posiada jeden główny temat i kilka podtematów podporządkowanych głównej idei. Upewnij się, że sam rozumiesz główny temat, i postaraj się uczynić go zrozumiałym dla innych. Zadaj sobie pytanie, co starasz się osiągnąć przez swoje wystąpienie. Jeśli nie potrafisz tego wyrazić w jednym zdaniu, nie zrealizujesz tego zamiaru. Ilustrowana Piątym elementem dobrej komunikacji są "ilustracje". Powiadają, że Sydney Smith, brytyjski duchowny i autor, który pomógł w założeniu pisma "Edinburgh Revier" ("Edynburski przegląd"), modlił się kiedyś na głos: "A teraz, Panie Boże, opowiem ci anegdotę". To możliwe, że Pan Bóg nie chciał słuchać jego anegdoty lub był tym nawet urażony - lecz ja osobiście w to wątpię. Widzisz, Bóg dając nam swoją księgę nie wręczył nam wykazu doktryn, wyznania wiary, wykładu teologii systematycznej i indeksu. Dał nam księgę, która zawiera wiele opowieści, bowiem ludzie, których stworzył, bardzo je lubią. Skuteczny mówca jest wytrawnym ilustratorem. Oto dobra zasada: jeśli nie potrafisz podać ilustracji do tego, co chcesz powiedzieć, nie jest to prawdą lub jest rzeczą pozbawioną znaczenia. Nie oznacza to, że każdy punkt prezentacji powinien mieć ilustrację. Istnieje niebezpieczeństwo (ja sam często wpadam w tę pułapkę) umieszczenia zbyt wielu ilustracji. Powinieneś jednak potrafić (nawet jeśli tego faktycznie nie uczynisz) podać przykład do każdego punktu swojej mowy. * * * "Przykład zawsze jest bardziej skuteczny niż przepis." - Samuel Johnson * * * Mój mentor John Stanton mawiał, że problem z moimi wczesnymi kazaniami polegał na tym, iż były one pozbawione "okien". Wyjaśnił mi, że ilustracje są oknami, przez które ludzie mogą zobaczyć zastosowanie czy prawdę, której się naucza. Jestem dozgonnie wdzięczny za tę radę. John nauczył mnie, jak opowiadać historie, które są zastosowaniem przekazywanych prawd, i jak nadawać wszystkiemu co mówię praktycznego wymiaru. Skąd można zaczerpnąć ilustracje? Dr Donald Grey Barnhouse powiedział kiedyś: "Całe życie jest ilustracją nauki biblijnej". Miał rację, lecz zasada, o której mówił, jest jeszcze szersza. Można powiedzieć, że "całe życie jest ilustracją prawdy". Każdy dobry mówca jest bystrym obserwatorem życia szukając w nim ilustracji do przekazywanych przez siebie prawd. Jeśli wygłaszasz mowę motywacyjną do pracowników na temat ważności koncentrowania się na potrzebach klientów, powinieneś zilustrować tę zasadę konkretnym przykładem, jak poprzez takie działania można osiągnąć sukces. Jeśli po prostu zakomunikujesz jakąś prawdę, zostanie ona szybko zapomniana. Większość ilustracji czerpiemy z życia uważnie je obserwując. Biskup William Quayle wygłosił kiedyś kazanie do duchownych, w którym wskazał na obserwację jako jedno z najważniejszych zadań stojących przed kaznodzieją. Powiedział: "Kiedy tydzień kaznodzieja dochodzi do niedzieli, ludzie pytają go: "Kaznodziejo, powiedz nam, gdzie byłeś i co widziałeś gdy robotnicy trudzili się ciężką pracą?". Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli powiedzieć o nim z szacunkiem: "Otworzył swoje usta i nauczał ich mówiąc" i wysłuchać kolejnego, choć nieco mniejszego, kazania na górze. Byłoby dobrze gdyby słuchający mogli westchnąć i z sercem przepełnionym ulgą powiedzieć: "Kaznodziejo, dostrzegłeś i usłyszałeś to? Wykonałeś dobrą pracę. Idź tam i słuchaj następnego tygodnia, a potem przyjdź tutaj i opowiedz nam o tym, co usłyszałeś i zobaczyłeś". Każde spotkanie z realnymi ludźmi - każdy wyraz bólu, każde zajęcie, historia każdego życia - dostarcza mówcy bogatego materiału ilustracyjnego. Ktoś powiedział, że sztuka pisania to sztuka obserwacji. To samo można powiedzieć o przemawianiu. Każdy potrafi napisać poprawne zdanie, wstawić odpowiednie znaki interpunkcyjne i sięgnąć po słownik, aby nie popełnić błędów, lecz ludzie, którzy są obserwatorami życia mają coś ważnego do powiedzenia. Obserwując innych nie zapomnij o obserwowaniu samego siebie. Jeśli jesteś kaznodzieją, pamiętaj, że nie możesz wypowiadać się o rodzaju ludzkim jakbyś do niego nie należał. Na lotniskach nie ma oddzielnych toalet dla mężczyzn, kobiet oraz duchownych. Po dwudziestu ośmiu latach bycia pastorem odkryłem, że te same rzeczy, które mnie przerażają, kuszą i inspirują, przerażają, kuszą i inspirują innych. W rezultacie odkryłem, że jednym z największych źródeł informacji jestem ja sam i to co rozgrywa się w moim życiu. Innym sposobem wynajdywania ilustracji jest oczywiście czytanie. Mówca, który nie czyta, wcześniej czy później znajdzie się w poważnych tarapatach. Zapytasz: "Co powinienem czytać?". Wszystko: czytaj ogłoszenia na pudełkach płatków śniadaniowych, czytaj plakaty, magazyny i wszystkie książki, jakie wpadną ci w ręce. Nie zapominaj także o radiu i telewizji. Męczą mnie mówcy, którzy są stale na wojennej ścieżce z mediami elektronicznymi. Zdradzę wam sekret: żaden przemysł nie jest bardziej wrażliwy na to ludzkie pragnienie niż rozgłośnie komercyjne. Racją ich istnienia jest dowiadywanie się, jakie są potrzeby ludzi, a następnie dawanie im tego. Nie podoba mi się to tak samo jak tobie, niestety takie są fakty. Dlatego mówca, który nie wie, co się dzieje w mediach elektronicznych, nie dotrze tam, gdzie żyją prawdziwi ludzie. Jednym z najlepszych źródeł materiału ilustracyjnego jest radio i telewizja. Innym źródłem przykładów są specjalne książki z materiałem ilustracyjnym. Wiem, wiem. Może wydawać się to oszukiwaniem, lecz tak naprawdę nim nie jest tak długo, jak długo obdarzasz zaufaniem osobę, która pierwsza opowiedziała daną historię czy posłużyła się daną ilustracją. Większość książek z przykładami nie ma wielkiej wartości, lecz jeśli znajdziesz w nich trzy czy cztery dobre przykłady, to są one warte swojej ceny. A teraz podam wam najlepsze źródło ilustracji jakie znam: są nim ludzie, z którymi rozmawiasz. Kiedy dasz do zrozumienia, że "oddałbyś duszę" za dobry przykład, twoi przyjaciele zaczną ich szukać dla ciebie. Oprócz tego będą mieli prawdziwą frajdę słysząc jak używasz historii czy cytatów, których ci dostarczyli (co zwiększy ich pragnienie znalezienia jeszcze większej ilości przykładów). Mówienie nigdy nie jest prywatną sprawą mówcy. Powinno ono angażować publiczność, a jednym z najlepszych sposobów osiągnięcia tego celu jest poproszenie ich o pomoc w znalezieniu ilustracji. * * * "Połączenie matematyka z poetą, zapału z umiarem, pasji z poprawnością - oto prawdziwy ideał." - William James * * * Z pasją Piątym i ostatnim elementem komunikacji jest "pasja". Jeśli to co mówisz nie ma dla ciebie większego znaczenia, nie będzie go też miało dla kogoś innego! Nienawidzę nudnych, pozbawionych życia i pasji przemówień. Postanowiłem, że już nigdy więcej nie będę ich słuchał. Kiedy jestem zmuszony słuchać do końca nudnej mowy, gram w pewną grę. Sprawdzam, ile razy uda mi się przejść przez wszystkie litery alfabetu zanim mówca dobrnie do końca - używam przy tym jedynie pierwszych liter słów, których użył. Być może nie wyraża to zbyt wiele szacunku, lecz jest o wiele bardziej kurtuazyjne od zapadnięcia w drzemkę. Jeśli jesteś duchownym, wiesz, że trudno uczynić nudnym coś tak ekscytującego jak ewangelia. Mimo to wszyscy wiemy, że zdarza się to często w niedzielny poranek w tysiącach kościołów. Jeśli jesteś sprzedawcą towaru, który nie wzbudza w tobie zaraźliwego entuzjazmu, powinieneś postarać się o nowy towar. A jeśli twoje sprawozdanie przed członkami zarządu czy komisji nie "porusza cię", to możesz być pewny, że nie zainteresuje też nikogo innego. Mój przyjaciel John Haggai, założyciel i dyrektor Haggai Institute for Advanced Leadership Training, jest jednym z najbardziej skutecznych mówców jakich znam. Gdy zbierałem fundusze na program budowlany, zadzwoniłem do niego i zapytałem, jak on to zrobił. Powiedział mi: "Steve, powiedziałem mojej sekretarce, że odwołuję wszystkie moje rozmowy telefoniczne i nie chcę, aby na krótko przed powtórnym przyjściem Chrystusa ktokolwiek mi przeszkadzał. Następnie usiadłem za biurkiem i zacząłem się zastanawiać nad tym projektem i nad tym, jak wiele zmieni on w życiu ludzi. Kiedy byłem tak podekscytowany, że nie mogłem już dłużej wysiedzieć, szedłem prosić o pieniądze". Zasada ta będzie działała także w twojej mowie. Gdy będziesz ją przygotowywał, obudź w sobie entuzjazm. Jeśli nie potrafisz być nią podekscytowany, poproś, aby zamiast ciebie wygłosił ją ktoś inny. Rozdział 8.& Przygotowanie mowy "Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz." - 2 Tym 4, 2 W seminarium miałem profesora, który mówił studentom, że na każdą minutę, jaką kaznodzieja spędza za pulpitem, powinna przypadać godzina przygotowań. Nie miał zielonego pojęcia o prawdziwym życiu. Od dwudziestu lat nie służył w kościele i nie zdawał sobie sprawy z czasowych rygorów narzucanych przez napięty rozkład zajęć współczesnego duchownego. Wielu pastorów wygłasza trzy trzydziestominutowe kazania w tygodniu - gdyby chcieli posłuchać rady mojego profesora, musieliby poświęcać dziewięćdziesiąt godzin w tygodniu na przygotowania. Zadanie to jest wykonalne dla mnicha, który nie ma rodziny i nie chce jeść ani spać. Chociaż profesor mylił się co do ilości czasu, jaki należy poświęcić na przygotowanie kazania, nie mylił się co do znaczenia przygotowania. Louis Pasteur powiedział kiedyś: "Przypadek faworyzuje jedynie przygotowane umysły". Prezydent Nion powiedział mi kiedyś, że rozmawiając z synem Winstona Churchilla wyraził swój podziw dla jego zdolności do improwizowanych przemówień. Ten odpowiedział: "O tak, obserwowałem jak ojciec całymi godzinami przygotowywał te improwizowane przemówienia. Jedną z cech dobrej mowy jest łatwość, z jaką jest wygłaszana. Istnieje bezpośredni związek pomiędzy łatwością, z jaką ktoś przemawia, a pracą włożoną w przygotowanie mowy. Miałem przyjaciela, który uwielbiał przemawiać, lecz nie był w tym zbyt dobry. Przypadkowo usłyszałem, jak mówił do naszego wspólnego znajomego: "Nie przygotowuję się. Chyba po prostu mam ten dar". Pragnąłem mu powiedzieć (nie zrobiłem tego), że rzeczywiście ma dar, lecz nie dar wygłaszania mów. Jego dar był tak potężny, że nikt nie śmiał powiedzieć mu o tym, że jego przemówienia są okropne. W tym rozdziale przyjrzymy się, jak przygotować mowę. Niewłaściwe przygotowanie jest powodem niepowodzenia większości złych przemówień. Nie znaczy to, że sposób prezentacji nie jest ważny (powiem o tym w następnym rozdziale), lecz że jeśli nie poświęcisz czasu na przygotowanie się i nie wykonasz tego jak należy, konfrontacja z publicznością może mieć tak katastrofalne skutki jak skakanie z samolotu bez spadochronu. * * * "Człowiek jest głuchy na wszystko do czego nie dają mu przystępu jego doświadczenia." - Fredrich Wilhelm Nietzsche * * * Pamiętaj o słuchaczach Pierwszą rzeczą, którą musi wziąć pod uwagę autor mowy są słuchacze - o dziwo, jest to najbardziej zaniedbywany fragment przygotowań. Oprócz tego, że czas jest najcenniejszym darem, jaki ofiarują ci słuchacze, i nie powinieneś go marnować, istnieje jeszcze kilka innych czynników związanych z audytorium, o których należy pamiętać. Kilka lat temu pewien mężczyzna, któremu zależało na udowodnieniu prawdziwości swojego poglądu na sztukę, dał małpie pędzel malarski i nauczył ją malować. Następnie wystawiał te małpie "dzieła sztuki" jako swoje własne. Malowidła były nieco abstrakcyjne, kolorowe i nowoczesne, więc krytycy nazwali je "interesującymi" i "niezwykłymi". Niektórzy z nich uznali nawet, że wyszły one spod pędzla najważniejszego z młodych artystów tamtego okresu. Człowiek ten nigdy nie zdradził krytykom, ani tym, którzy kupili malowidła, tajemnicy o swojej małpie. W końcu praca była łatwa, a małpa pracowała szybko. Dobra mowa, podobnie jak dzieło sztuki, uwzględnia fakt, że "autoekspresja" nie ma żadnej wewnętrznej wartości - po prostu jest. Tak jak małpa potrafi malować, każdy potrafi składać słowa. To w publiczności tkwi coś, co czyni sztukę wielką, a mowę skuteczną. Lecz na tym analogia się kończy. Chociaż sztuka komunikuje pewne treści, jej sposób komunikacji nie musi mieć charakteru poznawczego. Sztuka nie koncentruje się przede wszystkim na publiczności, chyba że przestaje być sztuką i staje się propagandą. Natomiast mowa musi koncentrować się na słuchaczach, w przeciwnym bowiem razie przerodzi się w bełkot. Mowa musi być konkretna, mieć jasne przesłanie i być pomyślana tak, aby wytwarzała określoną reakcję tych, co słuchają. Chociaż pewne elementy w przygotowywaniu mowy można nieco swobodnie określić jako pewną formę sztuki, coraz mniej mi odpowiada nazywanie retoryki "sztuką". Mowa nie jest sztuką. Jest narzędziem, bardzo pragmatycznym i nakierowanym na pewien punkt docelowy - publiczność. Co jakiś czas różne organizacje sponsorują konkursy mające wyłonić "najlepsze kazania roku". Kaznodzieje posyłają swoje kazania do oceny, a grupa sędziów decyduje, komu przyznać nagrody. Niektóre z najlepszych kazań, jakie kiedykolwiek wygłoszono, nigdy nie zdobyłyby nagrody, nigdy nie otrzymałyby dobrej oceny na zajęciach homiletyki czy zostały opublikowane w księdze kazań. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ sędzią, jedynym sędzią decydującym, czy kazanie jest dobre, czy złe, jest publiczność. Mowa nie może być oceniana pod kątem tego, jak jest kwiecista, pełna tolerancji czy elegancka. Jedynym sędzią mowy jest publiczność. Zwykle mówię moim studentom: "Nie przejmujcie się tak bardzo ocenami, które wam wystawię. Jeśli będziecie przychodzili na zajęcia, nie będziecie mieli problemów. Prawdziwy egzamin zdaje się stojąc za pulpitem w kościele. Jestem tutaj nie po to, aby przygotować was do otrzymania dobrej oceny w klasie, lecz pomóc, abyście nie oblali egzaminu jakiemu zostaniecie poddani w waszych kościołach". Przygotowując mowę poświęć dużą uwagę twojej publiczności. Powinieneś zawsze odpowiedzieć sobie na poniższe pytania: Jaki jest przeciętny wiek i płeć słuchaczy? Jakie jest wykształcenie słuchających? Czy słuchacze będą wrogo nastawieni, wspierający czy neutralni? Czy trzeba ich przekonać o ważności podjętego tematu? Jaki mają czas koncentracji uwagi? Na jakiego rodzaju mowy ta konkretna publiczność reagowała pozytywnie? Podam wam tutaj pewną zasadę: w fazie przygotowań określenie rodzaju publiczności poprzedza i wyznacza formę samej prezentacji. Inaczej mówiąc, treść i styl mowy powinny być podyktowane przez rodzaj publiczności. W dalszej części tego rozdziału udzielę kilku innych rad dotyczących przygotowywania mowy. Pamiętaj jednak, że nawet jeśli wszystkie inne rzeczy opanujesz, jak należy, lecz zapomnisz o słuchaczach, twoja mowa będzie wielką "sztuką" i niczym więcej. Dokonaj właściwego wyboru tematu Drugą sprawą jaką należy uwzględnić przygotowując mowę jest temat. Czasami inni wyznaczą ci temat. Czasami poproszą, abyś skoncentrował się na pewnej ogólnej dziedzinie. Kiedy indziej wybór tematu zostanie całkowicie pozostawiony twojemu uznaniu. W pierwszym przypadku lepiej odmówić wygłoszenia mowy niż podjąć się mówienia na temat, o którym wiesz bardzo niewiele lub którym słuchacze w ogóle się nie interesują. W drugim przypadku będziesz musiał dostosować swoją mowę do swojej wiedzy i rodzaju zainteresowań publiczności. W trzecim przypadku zawsze przyjmij zaproszenie! Teraz pozwólcie, że bliżej wyjaśnię poszczególne punkty. Kiedy zostanie ci wyznaczony wąski temat, musisz być bardzo ostrożny. Sama umiejętność "dobrego przemawiania" nie wystarczy, by skompensować twój brak wiedzy czy niedostateczne zainteresowanie słuchaczy. Często jestem proszony o przemawianie na konferencjach i w collegeach. Zwykle osoby, które mnie zapraszają, błędnie zakładają, że mogę mówić o wszystkim co ma jakikolwiek związek z religią. Po wielu latach doświadczeń nauczyłem się mówić: "Przykro mi, lecz jest wielu ludzi, którzy potrafią mówić na ten temat lepiej ode mnie. Jeśli nie możecie dać mi większego wyboru, to chyba powinniście znaleźć kogoś innego. * * * "Jakie jest krótkie znaczenie tej długiej mowy?" - Johann von Schiller * * * Kiedy temat jest bardziej ogólny i luźno łączy się z dziedziną, na której się znasz, masz stosunkowo szerokie pole manewru. Na przykład, gdyby kazano ci wygłosić wykład na temat: "Jak uczyć dzieci", a ty jesteś rodzicem, nauczycielem, nauczycielem szkoły niedzielnej czy trenerem Little League (Małej ligi), możesz przyjąć zaproszenie wiedząc, że skoncentrujesz się na tym aspekcie "nauczania dzieci", o którym wiesz najwięcej. Najlepszymi zaproszeniami do wygłoszenia mowy są takie, które dają nieograniczoną swobodę wyboru tematu. Musisz przejrzeć w myślach wszystkie tematy, które uważasz za interesujące i które potrafisz najlepiej przedstawić. Problemem, jaki się wówczas nasuwa, jest zdecydowanie, który temat wybrać. Udzielę ci trzech rad: 1. Wybierz temat, który przyciąga twoją uwagę. 2. Wybierz temat, który przyciągnie uwagę słuchaczy. 3. Wybierz temat, o którym już coś wiesz lub po przeprowadzeniu badań możesz wiedzieć tyle, że twoje wystąpienie będzie miało sens. Niezależnie od tego, czy narzucono ci temat, czy sam go sobie wybrałeś, czeka cię zadanie zgromadzenia materiału. Możesz zacząć od zebrania całego dostępnego materiału i zanotowania wszystkiego co może zostać włączone do mowy, którą planujesz wygłosić. Zapisz wszystkie ilustracje, dane statystyczne i fakty dotyczące tematu. W tym momencie nie staraj się jeszcze niczego porządkować. Po prostu rób notatki dopóki nie zbierzesz całego materiału, jaki może zostać użyty. Dobrym zwyczajem jest przeczytanie jakiejś krótkiej pracy na ten temat. To da ci pewien pogląd, czego należy szukać. Prawda jest taka, że wykorzystasz jedynie małą część materiału, jaki zebrałeś w pierwszej fazie robienia notatek. Gdy będziesz wygłaszał swoją mowę, nawet to, czego nie wykorzystasz stanie się częścią twojej "siatki bezpieczeństwa". Zawsze mądrze jest przygotować mowę mając do dyspozycji nadmiar materiału - nie powinna ona nigdy zawierać wszystkiego, co wiesz na dany temat. * * * "Wszystko, co zostało napisane, jest dobre w takim stopniu, w jaki jest udramatyzowane. Treść nie potrzebuje wyrażenia w formie, lecz w dramacie - w przeciwnym razie jest niczym." - Robert Frost * * * Przygotowując mowę (szczególnie gdy robisz to często) odkryjesz, że dużo materiału, którego nie planowałeś użyć, przyjdzie ci na myśl, gdy będziesz mówił. Wszystko samo się uporządkuje i wyjdzie jak należy. Taka jest funkcja "bibliotekarza naszego umysłu", który ustawicznie sprawdza słowa, fakty i historie. Lecz jeśli niczego nie ma na półkach, bibliotekarz nie będzie ci mógł pomóc w przygotowaniu lepszej mowy. Zastosuj zasadę lejka Następnym krokiem w przygotowywaniu mowy jest zastosowanie "zasady lejka". Na tym etapie zaczynasz przepuszczać zgromadzony materiał przez "lejek" koncentrując się na wybranych zagadnieniach. Jest to proces eliminacji. Na przykład, jeśli twoja mowa dotyczy tego "Jak uczyć dzieci", możesz mieć pięć czy sześć stron notatek szczegółowo opisujących wszystko począwszy od tego, ile dzieci uczęszcza do szkół publicznych w Stanach Zjednoczonych, a kończyć na teorii wychowania niektórych czołowych pedagogów. Być może sporządziłeś jakieś notatki na temat psychologii dziecka czy różnic pomiędzy szkolnictwem prywatnym i państwowym. Mogłeś znaleźć dużo materiału na temat nowych metod nauczania czy szkół eksperymentalnych. Być może poczyniłeś jakieś uwagi na temat zaangażowania rodziców w proces nauczania czy w nauczanie w domu. Możesz też zanotować fakty dotyczące możliwości wyboru, jakie stwarza szkoła, czy przedłużenia okresu nauki. Być może znalazłeś materiały na temat przesądów dotyczących publicznego systemu edukacji. Jest oczywiste, że nie możesz omówić wszystkich tych tematów (a nawet wykorzystać większości z nich) w swojej mowie, ponieważ twoi słuchacze tego nie wytrzymają. A zatem musisz rozpocząć proces eliminowania i porządkowania, czyli (jak ja to nazywam) przepuszczania materiału przez lejek. Koncentrujesz się na tym, co zostanie włączone do twojej mowy, a co zostanie z niej usunięte. Dobrą praktyką dla mnie przy zbieraniu materiałów z wielu dziedzin jest zaznaczanie tych punktów, które mnie szczególnie interesują czy ekscytują. Nazywam je "świetlistymi punktami" komunikacji. Gdy będziesz przeglądał swoje notatki, niektóre rzeczy będą niemal wyskakiwały z kartek notatnika wołając: "Użyj nas! Użyj nas". Nauczyłem się, że dobrze jest w takich chwilach zaufać swojemu instynktowi, zawsze jednak pamiętając o publiczności i o swoich własnych zainteresowaniach. Teraz można już przejść do fazy porządkowania materiału. Ja biorę zwykle kartkę papieru i wypisuję najważniejsze myśli, które chcę zakomunikować moim słuchaczom. Następnie łączę je ze sobą, tytułuję poszczególne części i podczęści i tworzę szkic mowy. Pod koniec procesu przepuszczania przez lejek powinieneś potrafić w jednym czy dwóch zdaniach powiedzieć, co starasz się osiągnąć w swojej mowie. Jeśli tego nie potrafisz zrobić, musisz cofnąć się i jeszcze raz skoncentrować się na temacie tak długo, aż będziesz potrafił szybko i wyraźnie przedstawić cel i główny temat mowy. Jeszcze raz posłużę się przykładem wykładu pt. "Jak uczyć dzieci". Przypuśćmy, że po przepuszczeniu materiału przez lejek ograniczyłeś temat do jednej dziedziny, tj. możliwości wyboru jakie daje szkoła. Być może doszedłeś do wniosku, że danie możliwości wyboru przedmiotów szkolnych jest dobrym pomysłem. Po doprowadzeniu tego procesu do końca powinieneś być w stanie powiedzieć coś w rodzaju: "Mam zamiar ukazać słuchaczom, że wbrew stanowisku wielu pedagogów stworzenie dzieciom możliwości wyboru przedmiotów w szkole jest dobre dla nich samych, dla ich rodziców i dla Ameryki". (Lub przeciwnie, możesz wskazać, że stwarzanie takich możliwości wyboru jest złe dla dzieci, rodziców i narodu). Nadaj właściwą formę Teraz jesteś już gotowy do nadania formy swojej mowie. Składa się ona z trzech głównych części: wprowadzenia, rozwinięcia i zakończenia. Porozmawiajmy o każdej z nich. Wprowadzenie Wprowadzenie jest najważniejszą częścią mowy. Podczas pierwszej minuty twojego wystąpienia słuchacze ocenią cię i zdecydują, czy są zainteresowani tym, co masz im do powiedzenia. Pozwól, że udzielę ci trzech "zakazów" i trzech "nakazów". Nie przepraszaj. Nie uwierzyłbyś ile mów zostało popsutych dlatego, że mówcy rozpoczynali słowami: "Nie jestem wielkim mówcą..." czy "Mam nadzieję, że wybaczycie mi mój brak przygotowania w tej dziedzinie..." lub "Wcale nie chciałem przemawiać i jestem tym bardzo podenerwowany". * * * "W przypadku zmysłu wzroku idea komunikuje emocje, natomiast w przypadku słuchu emocja komunikuje ideę, co jest o wiele bardziej bezpośrednim i dlatego bardziej potężnym środkiem oddziaływania." - Alfred North Whitehead * * * Nie poniżaj słuchaczy. Twoi słuchacze dali ci swój czas. Nie są ci nic winni. To ty jesteś im coś winien. Kiedy we wprowadzeniu wyśmiewasz się z nich czy stajesz się sarkastyczny albo zły, to równie dobrze możesz już skończyć. Pewien lider zespołu muzycznego w przypływie kiepskiego humoru przekazał mi kiedyś mikrofon wraz ze słowami: "Steve, ci ludzie to ciężki kawałek chleba, lecz jestem pewien, że dasz sobie jakoś radę". Gdy zabrałem głos, potrzebowałem pięciu cennych minut, aby przeciągnąć słuchaczy z powrotem na moją stronę. Nie wywyższaj się. Mówcy, którzy na samym wstępie okazują arogancję zginą zanim dotrą do głównej części mowy. Niektórzy mówcy sprawiają wrażenie jakby zamierzali przemówić z góry Synaj. Niektórzy są przedstawiani w taki sposób, jakby mieli wygłosić kazanie na górze. Myślą sobie: "Jeśli rzeczywiście jestem taki dobry, to nie mogę się wprost doczekać, by usłyszeć co mam do powiedzenia". Pamiętaj jednak, że jeśli komunikujesz taką postawę, to od razu stracisz publiczność. Abyś nie pomyślał sobie, że mówię wyłącznie o rzeczach negatywnych oto kilka "nakazów". Przyciągnij uwagę słuchaczy. Istnieje wiele sposobów osiągnięcia tego celu we wprowadzeniu do mowy. Kontynuując nasz przykład wykładu pt. "Jak uczyć dzieci" możesz celowo wygłosić jakieś zaskakujące stwierdzenie: "Dzisiaj powiem wam o czymś, co złamie wasze serce" (rozwieje wasze iluzje, sprawi, że będziecie mieli łzy w oczach itp.). Możesz też zwrócić uwagę słuchaczy na jakiś uderzający fakt: "Czy wiecie, że 50 procent dzieci w szkołach publicznych nie potrafi wymienić trzech ostatnich prezydentów Stanów Zjednoczonych?". Możesz posłużyć się humorem: "Czy znacie dowcip o trzech chłopcach, którzy siedzieli w zbitej gromadce z tyłu klasy? Nauczyciel zapytał ich, co robią, a oni przyznali się, że opowiadają sobie świńskie kawały. Nauczyciel odpowiedział: "Całe szczęście! Myślałem, że się modlicie". Czasami można pozyskać uwagę audytorium dobrze przemyślanym komplementem: "Czekałem na to, by być z wami tego wieczoru, ponieważ wykazaliście, że jesteście inteligentnymi i odpowiedzialnymi obywatelami naszej społeczności". Podsycaj apetyty publiczności. Dobre wprowadzenie wzbudzi u słuchających pragnienie usłyszenia tego, co zostanie powiedziane w rozwinięciu mowy. Jeśli publiczność nie przejawia pełnego zainteresowania tym, co masz zamiar powiedzieć, całkiem prawdopodobne, że nie będą zwracali na to uwagi. Jeśli mówisz do więźniów znajdujących się w celach śmierci o tym jak "pokonać system", będziesz miał zainteresowanych słuchaczy. Przedsiębiorcy będą cię słuchali, gdy będziesz mówił o inwestowaniu. Jeśli chcesz zająć się wychowywaniem dzieci, sfrustrowani rodzice będą łapczywie chwytać każde słowo. Przedstaw im jednak, co masz zamiar powiedzieć w dalszej części wykładu. Wróćmy do naszego wykładu o tym "Jak uczyć dzieci". Możesz rozpocząć słowami: "Przyszłość naszego narodu zależy od edukacji naszych dzieci. Jeśli zawiedziemy w tej dziedzinie, to poniesiemy porażkę jako naród". Innym sposobem rozpoczęcia może być powiedzenie: "W. C. Fields powiedział: "Ktoś, kto nie lubi dzieci lub psów, nie może być całkiem zły." Jezus mówił: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie." Fields od dawna nie żyje i prawie nikt go nie pamięta. Jezus jest nadal ekspertem, którego ludzie słuchają. Troska o dzieci jest miarą wielkości narodu i poszczególnych jednostek". Możesz zadać pytanie: "Czy zastanawiałeś się, dlaczego pomimo miliardów dolarów, jakie wydajemy na edukację, mamy jeden z najgorszych systemów edukacji w uprzemysłowionym świecie?". Podaj słuchaczom temat swojej mowy. Ktoś powiedział, że dobry mówca najpierw informuje słuchaczy, o czym zamierza mówić, następnie to mówi, a na koniec podsumowuje to, co zostało powiedziane. Jest to pewne uproszczenie, ważne jest jednak, aby słuchacze wiedzieli, w jakim kierunku będziesz zmierzał. Jeśli aż do końca zwlekasz z przedstawieniem swojego celu, to w końcu będzie na to za późno. Nie oznacza to, że od razu powinieneś zdradzić wszystko, co masz zamiar powiedzieć. Gdyby tak miało być, twoja mowa byłaby niepotrzebna. Jednak temat twojej mowy i cel, jaki sobie stawiasz, powinny zostać przedstawione w jak najlepszy sposób, który przyciągnie uwagę słuchających. Na przykład: "W ciągu tych kilku chwil jakie spędzimy razem, mam zamiar wykazać, że dając dzieciom możliwość wyboru przedmiotów szkolnych można osiągnąć zdumiewające postępy w nauce. Mam też zamiar wykazać, że w naszym kraju jest spora rzesza ludzi, którzy z samolubnych powodów woleliby, abyście nie byli świadomi tego, co powiem". (Oczywiście, jeśli znajdowałbyś się po przeciwnej stronie barykady, mógłbyś powiedzieć: "W moim wykładzie planuję pokazać, że pewni bardzo ograniczeni i pełni uprzedzeń ludzie chcą zniszczyć największą instytucję w Ameryce - system publicznej edukacji"). Rozwinięcie Teraz omówię drugą część mowy, tj. jej rozwinięcie. Rozwinięcie jest tą częścią mowy, w której przedstawiasz swoje główne myśli, prezentujesz dane i zajmujesz swoje stanowisko. Przygotowując rozwinięcie należy pamiętać o dwóch ważnych zasadach. Zasada 1. To, czy twoja mowa będzie sukcesem, zależy od tego, ile pytań publiczności zdołasz przewidzieć i odpowiedzieć na nie. Następnym razem gdy będziesz przysłuchiwał się mowie czy kazaniu (zakładam, że po wprowadzeniu będziesz nadal słuchał), zwróć uwagę na to, jak reagujesz na słowa mówcy. Jeśli z czymś się nie będziesz zgadzał, powiedz w myślach: "To nonsens!". Jeśli zgadzasz się z tym, co mówi, możesz wyszeptać: "Taaaaaak!". Jeśli mówca wyraża się niejasno, powiedz sobie: "Chciałbym, aby to trochę bardziej wyjaśnił. Odnoszę wrażenie że jest to sprzeczne z tym co powiedział poprzednio". Mowa jest dialogiem pomiędzy mówcą i słuchaczami. Jedna strona tego dialogu pozostaje milcząca - lecz jest realna. Jeśli o tym zapomnisz, twoja mowa będzie niewypałem. Mówcy, którzy mają za sobą lata doświadczeń, nauczyli się odczytywać myśli swoich słuchaczy - ich zagubienie, gniew czy aprobatę. Jeśli nie jesteś tak doświadczonym mówcą, musisz przewidywać reakcje słuchaczy zadając sobie pytania: Gdybym był słuchaczem, co chciałbym wiedzieć na ten temat? Jakiego rodzaju pytania bym zadał? Co wywołałoby u mnie właściwą reakcję? Zasada 2. Istnieje bezpośredni związek pomiędzy zdolnością słuchaczy do robienia notatek a skutecznością twojej mowy. Proszę zwróć uwagę, że nie powiedziałem, iż słuchacze muszą robić notatki, by twoja mowa była udana. Jeśli jednak ktoś chce notować, lecz nie może z powodu niezauważalnych przejść z punktu do punktu, zlewania się poszczególnych części i braku jasności wywodu, to twoja mowa będzie klęską. Odkryłem, że mądrze jest ponumerować punkty i wracać do poprzednich zanim przejdzie się do następnego. Szczególną uwagę należy zwracać na przejścia. Muszą zostać one wyraźnie podkreślone, aby słuchacze mogli robić notatki, jeśli takie jest ich życzenie. Zakończenie Ostatnia część mowy nie jest miejscem przeznaczonym na zrobienie tego, czego nie udało ci się zrobić do tej pory. Zakończenie nigdy nie powinno być prostym powtórzeniem. Nie jest to też czas na odzyskanie tego co straciłeś, czy na wprowadzenie nowej myśli. Zakończenie jest to czas na zamknięcie mowy z hukiem. Nie ma nic gorszego od mowy, która była dobra aż do momentu zakończenia, lecz pod koniec niezauważalnie zamarła. Istnieje komunikacja poznawcza, której celem jest przekazywanie określonego przesłania dotyczącego faktów, myśli i wniosków. Istnieje też komunikacja emotywna (emocjonalna), której głównym celem jest wywoływanie określonych emocji. Zakończenie mowy powinno oczywiście zawierać element poznawczy - lecz przede wszystkim powinno mieć charakter. Dobra opowieść może być emotywna. Nawet krótkie stwierdzenie czy jakiś dowcip mogą wywoływać emocje. Niezależnie od tego, jak to zrobisz, w twoim zakończeniu powinien znajdować się silny ładunek emocjonalny. Mowa pozbawiona wywołującego emocje zakończenia jest jak rakieta, która eksploduje na wyrzutni. Na przykład, zakończenie wykładu na temat nauczania dzieci może być następujące: "Tego wieczoru poświęciliśmy nasz czas, aby zastanowić się nad przyszłością naszych dzieci. Gdy dyskutujemy o możliwościach wyboru w naszym systemie edukacyjnym, musimy zejść ponad sprawy polityki, ekonomii i tego, co interesuje wyłącznie pedagogów. Musimy pamiętać o dzieciach. Sokrates powiedział kiedyś: "Gdybym mógł wspiąć się na najwyższy punkt Aten, zawołałbym z całych sił: Współobywatele, podnieślibyście każdy kamień, aby zgromadzić bogactwo, a tak mało troszczycie się o swoje dzieci, którym pewnego dnia wszystko to zostawicie?". Podam trzy zasady dotyczące zakończenia: 1. Zakończenie powinno być krótkie. Nie ma nic gorszego od mówców, którzy powiedziawszy wszystko, co mieli do powiedzenia, nadal mówią. 2. Zakończenie powinno mieć charakter zamykający. Czy słuchałeś kiedyś mówcy, który miał trzy lub cztery okazje zakończenia swojego wystąpienia, lecz tego nie zrobił? Zakończenie powinno być formalną, wyraźnie zdefiniowaną częścią twojej mowy. 3. Jeśli twoja mowa okazała się niewypałem zanim dotarłeś do zakończenia, to ono prawdopodobnie i tak jej nie ocali. Może się jednak i tak zdarzyć. Dlatego i tak je powiedz. Czasami bardzo zła mowa zostaje uratowana przez bardzo dobre zakończenie. (Przyznacie chyba, że nie jest to najgorsze zakończenie tego rozdziału). Rozdział 9.& Wygłaszanie mowy "Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie." - Mt 7, 29 Pomówmy teraz o wygłaszaniu mowy. Być może powiesz tak jak wielu innych: "Wolałbym raczej iść do dentysty, przeżyć kontrolę urzędu skarbowego czy spotkać byłego męża mojej żony niż wygłosić mowę. W ustach mi zasycha, ręce mi się pocą, cały zaczynam drżeć na samą myśl, że miałbym wygłosić mowę". Jeśli wygłaszanie mowy jest twoją drugą najmniej ulubioną rzeczą pod słońcem (tuż po skakaniu z dachów domów) i jeśli na samą myśl o tym, że mógłbyś wygłosić mowę, tracisz głos, to wspaniale! Nikt nigdy nie wygłosił wielkiej mowy nie odczuwając lęku. Ten sam lęk właściwie ukierunkowany bezpośrednio przyczyni się do wygłoszenia skutecznej mowy. Mój przyjaciel John De Brine, gospodarz programu radiowego pt. "Songtime" (Pora na piosenkę), wierzy w doktrynę zwaną "łaską umierania". Wierzy, że gdy umiera człowiek wierzący, Bóg daje mu specjalną łaskę, aby śmierć była o wiele łatwiejsza od myślenia o śmierci. John jest przekonany, że chrześcijanin stający w obliczu śmierci otrzyma wielki pokój i że "odejście do domu" będzie radosnym wydarzeniem. Kiedyś odwiedziłem Johna w szpitalu, gdy oczekiwał na poważną operację. Zapytałem, czy się boi. Powiedział: "Jestem przerażony myśląc o śmierci, lecz bałbym się naprawdę, gdybym nie doświadczał lęku". Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Jeśli nie odczuwasz lęku, dopiero wtedy powinieneś się zacząć obawiać. Jeśli nie doświadczasz pewnej niezbędnej ilości niepokoju, to prawdopodobnie wygłosisz marną mowę. Nawet najbardziej doświadczeni mówcy odczuwają silny niepokój przed wygłoszeniem mowy. Wygłosiłem tysiące kazań i mów, lecz nigdy nie spotkałem takiego audytorium, przed którym nie chciałbym uciec. * * * "Najlepszym sposobem wywołania wrażenia jest sprawienie wrażenia, że starasz się wywrzeć wrażenie." - George Hart * * * A zatem, zanim przejdziemy do omówienia metody wygłaszania mowy: Usankcjonuj swój lęk Jedynymi ludźmi, którzy mogą powiedzieć, że nie lękają się wygłoszenia mowy, są kłamcy i głupcy. Przemawianie przed publicznością jest przeżyciem wywołującym silny niepokój. Każdy kto nie odczuwa pewnego zaniepokojenia przed powiedzeniem mowy po prostu nie rozumie sytuacji, w jakiej się znalazł. Gdy pracowałem w rozgłośni radiowej, przeprowadzałem kiedyś wywiady z klientami dużego domu handlowego w Bostonie. Sklep ten korzystał z usług naszej stacji, a część kontraktu reklamowego obejmowała przeprowadzanie takich wywiadów. Ponieważ chciałem, aby młoda kobieta, z którą przeprowadzałem wywiad, czuła się swobodnie, powiedziałem: "Nie zwracaj uwagi na ten mikrofon. Ty i ja po prostu będziemy rozmawiali - mikrofon jest w tej rozmowie czymś całkiem przypadkowym". "Nie martw się", odparła. "To łatwe. Zapewniam cię, że mikrofon mi nie przeszkadza. Z tego żyję". "W porządku", powiedziałem włączając magnetofon. "Jest tutaj ze mną przy mikrofonie jedna z pań kupujących w domu handlowym... . Porozmawiamy o nowej jesiennej kolekcji mody damskiej. Powiedz mi, Sara, co będziemy nosić tej jesieni?". Cisza. Sądziłem, że nie słyszała czy też nie zrozumiała pytania, więc powtórzyłem je. Ponownie zapadła cisza. Wyłączyłem magnetofon. Zauważyłem łzy w jej oczach. "Jestem bardziej zdenerwowana niż sądziłam", odpowiedziała. Tak, rzeczywiście była zdenerwowana. Byłoby dla niej o wiele lepiej, gdyby stawiła czoło realności swojego lęku i porozmawiała ze mną o tym, zamiast zaprzeczać jego istnieniu i pozwalać, aby - jak wąż pełzający w trawie - wśliznął się niepostrzeżenie i ukąsił ją. Pewien rolnik orał w polu, gdy na karku konia ciągnącego pług usiadła końska mucha. Jego syn pochylił się do przodu i odpędził ją. Rolnik zapytał: "Dlaczego to zrobiłeś? To była jedyna rzecz, która utrzymywała go w ruchu". Lęk jest cudowną siłą motywującą. Lęk wyostrza nasze myślenie i powoduje, że wspinamy się na szczyt naszych możliwości. Jeśli nie odczuwasz niepokoju w związku z wygłoszeniem mowy, prawdopodobnie okaże się ona niewypałem. Właśnie to powinno cię przerazić. Wyjaśnij twój lęk W drugim rozdziale tej książki dowiedzieliśmy się, że demony umierają w świetle. Gdy zajmujesz się lękiem, ważne jest, abyś myślał o swoich obawach i potrafił wskazać powody, dla których się boisz. Gdy byłem pastorem, odwiedziłem kiedyś w szpitalu kobietę, która następnego dnia miała mieć poważną operację. Zapytałem ją, czy się boi. Zwykle gdy pytam chrześcijan, czy się boją, dają mi odpowiedź, której mogę się spodziewać: "Nie pastorze. Bóg jest wierny. Dzięki Jego pomocy radzę sobie z moim lękiem". Ta kobieta była inna. Gdy zapytałem, czy się boi, odparła: "Oszalałeś? Oczywiście, że się boję! To jest szpital. Tutaj ludzie umierają!" Bardzo podoba mi się jej odpowiedź. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ ona nie tylko bała się, lecz także zdawała sobie z tego sprawę. Zupełnie podobnie naucz się rozpoznawać swoje lęki związane z przemawianiem. Gdy je wymienisz, będziesz się mógł nimi zająć. Czy lękasz się, że ludzie pomyślą, iż zrobiłeś z siebie głupca? Czy lękasz się, że ludzie nie zrozumieją wagi tematu, który zamierzasz poruszyć? Czy obawiasz się, że ludzie odkryją prawdę o tobie? Czy lękasz się, że stracisz przyjaciół? Czy obawiasz się, że będziesz osamotniony w swoich poglądach? Czy lękasz się, że stracisz pracę? Czy obawiasz się, że twoja mowa okaże się niewypałem i nie dostaniesz oczekiwanej podwyżki? Czy lękasz się, ponieważ masz zły obraz własnej osoby? Czy boisz się, ponieważ jesteś pochlebcą i nie chcesz nikogo rozczarować? Niezależnie od tego, jaka jest przyczyna twojego lęku, naucz się go określić. Lecz nie poprzestawaj na tym. Zadaj sobie pytanie, co najgorszego mogłoby cię spotkać, gdyby ziściło się to, czego się lękasz. Czy gdybyś stracił pracę, mógłbyś znaleźć inną? (Oczywiście, że tak). Czy gdybyś teraz nie dostał podwyżki, byłyby jakieś inne okazje? (Oczywiście, że byłyby, po prostu musiałbyś trochę więcej popracować). Czy ludzie odrzucą cię z powodu jednej mowy? (Być może. Lecz jeśli to uczynią, to pewnie i tak nie chciałbyś mieć takich przyjaciół). Myśl jest następująca: musisz "odmitologizować" swoje lęki. Lęk jest okropną rzeczą, gdy pozwalasz mu istnieć bez sprawdzenia jego zasadności, bez określenia go i bez rzucenia mu wyzwania. Wyobraź sobie swój sukces Wspomniałem o tym w rozdziale 2., lecz pozwólcie mi, że jeszcze raz o tym powiem w związku z wygłaszaniem mowy. Czy pamiętacie słowa o lęku z dramatu Szekspira pt. "Juliusz Cezar"? Cezar powiada: "Tchórze po tysiąckroć przed śmiercią swą umierają, odważny zakosztuje śmierci tylko jeden raz" (akt 2, scena 2, wiersz 32). Tchórze umierają tysiąc razy, ponieważ stale wyobrażają sobie własną śmierć. Podobnie jest z mówcami. Jeśli upierasz się przy tym, aby wyobrażać sobie, iż twoja mowa okaże się niewypałem to nawet jeśli tak się rzeczywiście stanie, będziesz musiał kilka razy przechodzić przez to doświadczenie. Zamiast tego wyobraź sobie, że twoja mowa okaże się niezwykłym sukcesem. Dużą część życia spędziłem na pokładach samolotów i nienawidzę ich szczerze. Mam jednak przyjaciela, który uwielbia latać. Zapytałem go kiedyś, czy czasami nie myśli o katastrofie lotniczej. "O, tak", odparł. "Wyobrażam sobie, że pomagam ludziom, którzy odnieśli rany, i współpracuję z ekipą ratunkową w ewakuacji pasażerów". Uderzyło mnie to, że jego wyobrażenie katastrofy lotniczej radykalnie różni się od mojego. On wyobraża sobie, że nie odniósł żadnych obrażeń i pomaga innym pasażerom, natomiast ja widzę siebie pośród tych, którzy zostali ranni. Takie jest źródło różnicy między jego odwagą a moim lękiem. Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Zamiast koncentrować się na tym, co może się nie udać, skup się na tym, co może pójść dobrze. Wyobraź sobie, że przemawiasz jasno, że poruszasz publiczność mocą swych słów i odbierasz wyrazy uwielbienia (oczywiście z wielką pokorą). To zdumiewające co taka zmiana obrazów myślowych może uczynić z lękiem. Przyjmij swój lęk Lęk wzrasta wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo chcemy przed nim uciec. Gdy ludzie dowiadują się o moim lęku przed lataniem, mówią: "Steve, jesteś przecież chrześcijaninem. Nie powinieneś bać się latania". "Gdybym nie był chrześcijaninem, to nawet nie zbliżyłbym się do samolotu", odpowiadam. "Jeśli runiemy w dół i tak polecę do góry. To dodaje mi odwagi, aby wejść na pokład i siedzieć tam dopóki nie zamkną drzwi i nie znajdziemy się w powietrzu. Wtedy jest już za późno na ucieczkę". Lecz prawda jest taka, że gdybym kiedyś uciekł z samolotu, to nigdy ponownie nie wsiadłbym na pokład. Tylko poprzez stawianie czoła mojemu lękowi, robienie tego, czego się lękam, i przeżycie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Jeśli w wieczór poprzedzający wygłoszenie mowy dzwonisz do organizatorów i wymawiasz się chorobą lub śmiercią w rodzinie, to już nigdy nie wygłosisz mowy. Najgorsza w tym wszystkim jest świadomość że nie zrobiłeś tego, co powinieneś. Czy pamiętasz angielskie przysłowie, jakie cytowałem w rozdziale drugim? "Lęk zapukał do drzwi, otworzyła mu wiara i okazało się, że za drzwiami nie ma nikogo". Jeśli masz obawy, pamiętaj, że jest to normalne. To jest w porządku. Jeśli sądzisz, że cały twój świat się zawali, ponieważ wygłosisz okropną mowę, to uczucie to jest zrozumiałe. Jeśli drżą ci kolana i zaschło ci w ustach, to także jest naturalne. Nie jest jednak czymś naturalnym, aby z tego powodu nie wygłosić mowy. Zrób to! Wygłoś ją! Gdy już zaczniesz, będziesz zaskoczony, jakie to łatwe. Rozluźnij się Gdy mówię, że powinieneś "rozluźnić się", to mam na myśli że powinieneś mówić do siebie i być swoim najbardziej entuzjastycznym kibicem. Najlepsi mówcy zawsze dodają sobie odwagi słowami zachęty. Czy słyszałeś dowcip o mężczyźnie, który poszedł do supermarketu ze swoim dwuletnim synem? Mały chłopiec ściągał z półek wszystko co wpadało mu w ręce. Ojciec odkładał towar na półki i mówił: "Uspokój się, Ronnie". Chłopiec uciekał i wpadał na innych kupujących, a ojciec nadal powtarzał: "Uspokój się, Ronnie". Kiedy podchodzili do kasy chłopiec przewrócił stojak z cukierkami, ojciec ponownie wyszeptał: "Uspokój się Ronnie". W końcu jedna z klientek nie wytrzymała i zebrawszy się na odwagę powiedziała ojcu: "Proszę pana, pański chłopiec jest prawdziwym potworem. Potrzebuje porządnego klapsa w tyłek, a pana stać wyłącznie na to, by powiedzieć `Uspokój się Ronnie" "Madam, pani nie zrozumiała", odparł ojciec. "Mój syn ma na imię Mike. Ronnie to ja!". Podejrzewam, że ojciec powinien był zrobić coś więcej niż tylko mówić do siebie, w każdym razie zrobił przynajmniej tyle. Ty także powinieneś to robić. Lillian Glass w swojej książce pt. "Say it Right" ("Powiedz to jak należy") pisze: "Komunikacja obejmuje trzy rzeczy: jest odzwierciedleniem tego jak czujemy się wobec samych siebie, tego, jak to, co mówimy wpływa na innych, i środkiem, za pośrednictwem którego oni na nas wpływają. Znajomość tych trzech aspektów komunikacji może zwiększyć twoje zdolności dobrego komunikowania. Mimo że przez wiele lat byłeś negatywnie ukształtowany, możesz się zmienić Możesz na nowo wyszkolić swój wewnętrzny głos, by przemawiał w sposób pozytywny - byś mówił sobie zachęcające rzeczy zamiast pogrążać samego siebie, gdy popełnisz błąd. Produktem ubocznym takiego postępowania będzie zwiększenie twojej komunikatywności, bowiem staniesz się bardziej pewny siebie. (Nowy Jork, The Putnam Publishing Group, 1992, ss. 67 - 68). Autorka wypowiedziała bardzo ważną myśl. Naucz się podnosić siebie na duchu. Naucz się mówić: "Jestem równie dobry jak każdy z moich słuchaczy". Pozwól sobie na bycie człowiekiem. Naucz się być swoim najlepszym kibicem, a będziesz zaskoczony widząc jak słabnie twój lęk przed mówieniem. To doskonały sposób, aby zmniejszyć lęk. Posługuj się tą metodą i zasadami podanymi w drugim rozdziale tej książki, a o wiele lepiej poradzisz sobie z lękiem przed wygłoszeniem mowy. Teraz przejdźmy do samego wygłaszania mowy. Jeden z problemów, jakie nastręczają książki na temat przemawiania polega na tym, że dają tyle materiału do zapamiętania, że po ich przeczytaniu większość ludzi nic nie pamięta. Można ucierpieć z powodu zalewu informacji" i popsuć mowę nie dlatego, że twoja wiedza była niewystarczająca, lecz dlatego, że zbyt wiele wiesz. Dziesięć przykazań dotyczących wygłaszania mowy Na temat sztuki wygłaszania mów napisano wiele tomów, lecz wcale nie musisz ich czytać. Podam tutaj dziesięć zasad, które pomogą ci odnosić sukcesy i stać się błyskotliwym mówcą. (Ponieważ w rozdziale 7. podałem pięć zasad, to razem będzie ich piętnaście. Być może posunąłem się w tym trochę za daleko). * * * Pewien biskup zapytał wielkiego aktora Davida Garricka, jak mu się udaje tak doskonale przedstawiać fikcję, że porusza swoich widzów. Garrick odpowiedział: "Przedstawiam fikcję tak, jakby była prawdą, ty zaś głosisz prawdę tak, jakby była fikcją". - Walter L. Lingle * * * Nazywam te reguły "Dziesięcioma przykazaniami" stania przed publicznością i wygłaszania mowy. Słuchajcie bacznie! To co teraz nastąpi jest ważne. Przykazanie pierwsze: Nie będziesz nieprzygotowany Nie zamierzam powtarzać tutaj tego, co powiedziałem w rozdziale 8. o przygotowaniu mowy. Chodzi mi o dobre zapoznanie się z treścią twojej mowy. Pewni ludzie radzą, aby nauczyć się mowy na pamięć. Rada ta jest dobra, jeśli tylko zachowujesz "zimną krew w ogniu walki". Z uczeniem się mowy na pamięć i zdobyciem reputacji mówcy, który przemawia bez notatek, łączy się niebezpieczeństwo polegające na tym, że - gdy się zdenerwujesz - możesz zapomnieć to, co zapamiętałeś. I ta druga omyłka (całkowity zanik pamięci) jest większa niż pierwsza (nauczenie się mowy na pamięć). Kiedy byłem pastorem, wiele par uczyło się na pamięć małżeńskiego ślubowania, które mieli powiedzieć podczas ceremonii ślubnej. Większość z nich pogubiła się wygłaszając swój tekst, ponieważ nie zdawali sobie sprawy, jak będą zdenerwowani podczas właściwej ceremonii ślubu. Na szczęście zawsze wymagałem od nich, aby dali mi tekst ślubowania na kartce, i mogłem im podpowiedzieć, gdy zapomnieli słów. Lecz ty nie będziesz miał żadnego suflera, gdy będziesz wygłaszał mowę, dlatego dobrze jest zabrać ze sobą notatki (najlepiej pełny tekst przemówienia). Jeśli znajdziesz się w kłopotach (odkryjesz, że rozmazała ci się szminka czy rozpiął zamek błyskawiczny), to zawsze możesz sięgnąć do swoich notatek. Jednak powinieneś być tak dobrze zapoznany z twoim materiałem, by nie polegać na swoich notatkach. Przejdź w myślach swoją mowę upewniając się, że jesteś dobrze zaznajomiony z głównymi punktami, ilustracjami, wprowadzeniem i zakończeniem. Będziesz wtedy czuł się na tyle swobodnie, aby skoncentrować się na temacie, a szczególnie na słuchaczach. Powiem teraz słowo o czytaniu rękopisu. Odczytywanie mowy jest w porządku tak długo, jak długo nie jest oczywiste, że to robisz. Jedynym sposobem zdobycia umiejętności takiego czytania jest dopilnowanie, by spełnione zostało pierwsze przykazanie. Podczas wygłaszania mowy bardzo ważne jest utrzymywanie kontaktu wzrokowego z publicznością. Gdy się czyta, istnieje niebezpieczeństwo utraty kontaktu wzrokowego ze słuchaczami. Czytaj jeśli musisz, lecz nigdy nie przemawiaj tak, jakbyś czytał. Przykazanie drugie: Nie będziesz miał tylko jednego sposobu wygłaszania mowy Podobnie jak to, że są "różne ciosy na różnych facetów", istnieją różne sposoby wygłaszania mowy. Miałem przyjaciela pastora, który był tak wielkim przeciwnikiem wojny w Wietnamie, że prawie wszystkie jego kazania z tego okresu koncentrowały się wokół tematu, dlaczego nie powinniśmy angażować się w tę wojnę. Pewnego razu powiedziałem do niego: "Sam, kiedy ta wojna się skończy, nie będziesz miał o czym mówić". Nie spodobała mu się moja uwaga, chyba dlatego, że zaraz potem dodałem: "Będę szczęśliwy, gdy to wszystko się skończy z wielu powodów - jednym z nich jest to, że w swoich kazaniach będziesz musiał wreszcie zająć się religią". Tak jak mój przyjaciel miał tylko jeden temat, niektórzy mówcy mają tylko jedną technikę mówienia. Na przykład, nie możesz przemawiać do dziesięciu osób tak samo jak do audytorium złożonego z tysiąca ludzi. Kiedy słuchaczy jest dziesięciu, należy być nieformalnym, rozluźnionym i wprowadzać od czasu do czasu elementy konwersacji. Przemawiając do tysiąca osób należy postępować w sposób zaplanowany, stosować szerszą gestykulację i być bardziej formalnym. Gdy zdobędziesz już doświadczenie w przemawianiu do ludzi odkryjesz, że czujesz się w tej sytuacji o wiele bardziej swobodnie (choć nadal będziesz doświadczał lęku) niż na początku. W takim momencie mądrze jest nauczyć się sztuki improwizowania (lub tego jak poradzić sobie bez notatek) oraz wyostrzać swoje umiejętności obserwowania widowni i reagowania na wizualne sygnały. Zadanie to nie jest oczywiście przeznaczone dla początkujących, lecz w miarę zdobywania doświadczenia będziesz potrafił coraz lepiej dostosować swój styl do słuchaczy. Podam przykład: do nastolatków nie przemawia się w taki sam sposób jak do profesorów collegeu. Do członkiń charytatywnego klubu dla pań należy zwracać się inaczej niż do członków klubu anonimowych alkoholików. Dana metoda mówienia jest wskazana, gdy zwracasz się do kolegów swojego syna z grupy przedszkolnej, a całkiem inna, gdy mówisz do absolwentów West Point. Pamiętaj, aby dostosować do publiczności sposób przekazu. Trzecie przykazanie: Nie będziesz koncentrował się na sobie Pewna doza samoświadomości jest niezbędna dla każdego dobrego mówcy. Jeśli jednak jesteś skoncentrowany wyłącznie na sobie, to wygłaszanie mowy całkowicie minie się z celem, którym jest zakomunikowanie czegoś ważnego twoim słuchaczom. Nigdy nie dawałem poradników seksualnych narzeczonym, którzy przychodzili do mnie po poradę przedmałżeńską. Czy wiesz dlaczego? (Nie, nie o to mi chodzi). Nie czynię tego, ponieważ odkryłem - podobnie jak mój przyjaciel Harold Myra mówi w swojej cudownej małej książeczce pt. "Is There A Place I Can Scream?" ("Czy istnieje takie miejsce, w którym mogę krzyczeć?" Londyn, Hodder and Stoughton, 1975, ss. 39-40) - że ta wiedza jest całkiem naturalna. Dziękuję ci Boże,# dziękuję ci za moją seksualność,# za wspaniały pomysł męskości i kobiecości.# Dlaczego jednak uczyniłeś seks tak potężnym?# Czy źle coś zaprojektowałeś, Panie?# Czy też to my jesteśmy rozpustnikami?# Seks miał być potężny, to pewne,# aby zapewnić trwałość gatunku.# Gdybyś jednak uczynił go trochę mniej potężnym, # jestem pewien, że i tak wykonałbym swoje zadanie. Seks, podobnie jak mówienie, jest naturalną czynnością. (Oczywiście, chociaż seksualna intymność jest zawsze naturalna, jest moralna tylko w kontekście małżeństwa). Podobnie jak to, że jesteśmy istotami seksualnymi, jesteśmy istotami, które komunikują się ze sobą. Nie musisz się bardzo wysilać, aby mówić - po prostu musisz to robić. Nie musisz koncentrować się na mówieniu - po prostu otwórz usta i powiedz to, co myślisz. Większość z nas całkiem dobrze sobie radzi z porozumiewaniem się w ramach naszych codziennych relacji i nie ma powodu, aby zakładać (chyba, że bardzo się o to postarasz), że okropnie ci pójdzie, gdy staniesz przed publicznością. Podam inny przykład: wygłaszanie mowy jest jak kierowanie samochodem, jechanie na rowerze czy pływanie. Im częściej to robisz, tym mniej o tym myślisz. Po jakimś czasie staje się to naszą drugą naturą. Ponieważ porozumiewanie się z innymi istotami ludzkimi jest naturalną funkcją, to duża część sztuki przemawiania przed publicznością dotyczy wyeliminowania lęku przed tym. Biblia i dobry podręcznik na temat przemawiania dadzą ci taką samą radę: nie myśl tyle o sobie - pomyśl o innych. Czwarte przykazanie: Nie będziesz wygłaszał długich mów To przykazanie wymaga bardzo mało wyjaśnienia, więc zrobię to krótko (podobnie powinieneś postępować wygłaszając swoje mowy). Im dłuższa mowa, tym większe prawdopodobieństwo porażki. Piąte przykazanie: Nie będziesz przejmował się krytyką każdego Jeśli zapytasz ludzi, co sądzą o twojej mowie (zanim ją powiesz lub tuż po jej wygłoszeniu), powiedzą ci. Problem polega na tym, że większość ludzi (nawet dobrzy mówcy) nie są dobrymi krytykami. Mają tendencję do uogólniania własnych prywatnych odczuć. Czasami może to być pomocne, lecz częściej bywa niebezpieczne, ponieważ wrażenia jednej osoby mogą nie odzwierciedlać tego, co będzie (lub było) odczuciem całej publiczności. Mam głęboki głos (to jest jeden z tych aktywów, którymi nie mogę się chlubić, uwzględniwszy fakt, że się z tym urodziłem) i gdy mówię do ludzi, którzy mnie nie znają, zwykle ich onieśmielam lub wydaję się pompatyczny. Nawet gdy staram się okazywać pokorę, mój głos brzmi, jakbym przemawiał z wielkim autorytetem. Pewnego razu pewien mężczyzna przyszedł do mojego biura po poradę. Wychodząc wspomniał, że zamierza pójść do lekarza z powodu jakiejś fizycznej dolegliwości. Powiedziałem mu, aby się nie martwił. "Wielu ludzi na to cierpi i zwykle okazuje się, że nie jest to tak poważne, jak się wydaje. Możesz się o tym łatwo przekonać. Jeśli leczenie będzie wymagało hospitalizacji, spędzisz w szpitalu najwyżej dzień albo dwa". Człowiek ten opuścił moje biuro w dobrym nastroju. Niestety, rada, jakiej mu udzieliłem była zła. Moja sekretarka zauważyła: "Steve, musisz być ostrożny z udzielaniem porad medycznych. Ludzie ci wierzą, a ty nie masz pojęcia, o czym mówisz!". Niektórzy krytykują mowy tak samo jak ja udzielam porad medycznych: nie mając o tym zielonego pojęcia. Pozwól, że zasugeruję ci, abyś znalazł kogoś zaufanego znającego się trochę na retoryce. Poproś tę osobę, aby szczerze podzieliła się z tobą swoimi uwagami. Jej krytyka będzie warta tyle co tysiąc komentarzy innych ludzi. Jeszcze jedna uwaga: członkowie rodziny zwykle nie są najlepszymi krytykami twoich mów. Zależnie od waszych stosunków będą cię zbytnio kochali lub byli na ciebie źli. Miłość i gniew mogą przeszkodzić w bezstronnej krytyce. Szóste przykazanie: Nie będziesz mamrotał Wyraźne mówienie jest niezbędnym warunkiem tego, aby audytorium dobrze słyszało. (jest to rzeczywiście nad wyraz głęboka prawda!). Pragnę przez to wskazać, że powinieneś popracować nad sposobem, w jaki mówisz. Nauczając studentów seminarium sztuki przemawiania odkryłem, że większość z nich nie jest nawet świadoma, jak brzmi ich głos. Sądzą, że idzie im dobrze, ponieważ do tej pory nikt nie miał odwagi im powiedzieć: "Gadasz tak szybko, że nikt nie może cię zrozumieć". "Gdy jesteś zdenerwowany, to łączysz słowa". "Nie zdajesz sobie z tego sprawy, lecz nikt ze słuchaczy siedzących w trzecim i dalszych rzędach cię nie słyszy". "Źle wymawiasz większość słów, które mają ponad dwie sylaby". "Mówisz przez nos". Ćwiczenie przemawiania jest ważne dla ciebie ponieważ jest ważne dla twojej publiczności. Poproś zaufanego przyjaciela o wskazanie twoich nawyków mówienia. Posłuchaj nagrania swojej mowy i ucz się, jak być swoim własnym najlepszym krytykiem. Oceniając swoje mowy szczerze przyznaj, w jakich dziedzinach potrzebna jest poprawa. Pewnego razu mój brat Ron został poproszony o odmówienie modlitwy przed posiłkiem. Gdy skończył, mama powiedziała: "Ron, nie słyszałam, co mówiłeś". Przecież nie mówiłem do ciebie, mamo", odparł mój brat. Podejrzewam, że Bóg rozumie mamrotanie, lecz On wie, co powiesz, zanim otworzysz usta. Publiczność niestety nie posiada takiej cudownej umiejętności. Siódme przykazanie: Będziesz sobą Większość dobrych mówców czasami naśladuje styl przemawiania swoich ulubionych i najbardziej szanowanych bohaterów. Uważam, że jest to dobry zwyczaj, gdy zaczynasz przemawiać publicznie. Naśladownictwo to musi być jednak wzbogacone o osobiste elementy i być dostosowane do własnego stylu mówcy i jego darów, nie może też być oczywiste, że jest to imitacja. W takim przypadku ludzie zignorują to, co masz do powiedzenia i pójdą słuchać "oryginalnego" mówcy. Czasami ludzie mówią mi: "Steve, czy wiesz, że przemawiasz trochę tak jak John De Brine?". Przyczyna jest oczywista. Gdy zaczynałem przemawiać, John De Brine był moim mistrzem. Ja byłem dyskdżokejem w Bostonie, a John baptystycznym kaznodzieją. Z jakiegoś powodu on się mną zainteresował. Wiele czasu spędziłem z Johnem na plaży czy w samochodzie wioząc go na jedno z jego spotkań. Przez wiele lat słuchałem jego kazań i mówiłem sobie: "Gdybym tylko potrafił tak przemawiać, zmieniłbym świat". Chociaż to nie przypadek, że przemawiam trochę jak John De Brine, tylko ci, którzy znają dobrze Johna i mnie, mogą to zauważyć. W ciągu lat rozwinąłem własny styl i metodę, lecz zawsze pozostanę wdzięczny Johnowi za to, że stworzył mi "rusztowanie" w tamtych wczesnych latach. Rusztowanie (z samej swej natury) powinno zostać usunięte gdy budowa zostanie zakończona. Podobnie powinno się stać z kopiowaniem stylu mówienia innego mówcy. Na początku można trochę tak postępować, lecz mówca powinien szybko rozwinąć własny styl i własne metody. Phillips Brooks, słynny rektor Trinity Church w Bostonie, mawiał: "Kazanie staje się prawdziwe dzięki osobowości mówcy". To dobra definicja kazania i po dokonaniu małej modyfikacji mogłaby stać się dobrą definicją przemawiania. Przemawianie powinno być prawdziwe z powodu osobowości mówcy. (Przypuszczam, że kłamca mógłby wyszkolić się na skutecznego mówcę. Jednak to nie powinno to być naszym). Jesteś niepowtarzalny. Bóg stworzył cię jako unikalną osobę. Grzechem jest starać się podrobić ten oryginał. Nie wymagam aby moi studenci naśladowali wzór doskonałego kaznodziei dlatego, że każdy z nich jest inny. To co działa w moim przypadku, może nie działać w życiu innego człowieka. Moim celem jest pomóc tym młodym ludziom osiągnąć ideał w granicach ich własnego stylu i darów, jakie posiadają. Ty również powinieneś uczynić to swoim celem. Ósme przykazanie: Będziesz mówił delikatnie Żyjemy w nowych czasach, w których stare sposoby okazują się nieskuteczne. Problem wielu kaznodziei polega na tym, że głoszą tak, jak to czynił Jonathan Edwards. Treść przesłania powinna być taka sama, lecz Jonathan Edwards żył w czasach gdy nie było telewizji. Miał do czynienia z publicznością, której główną rozrywką było słuchanie kazań, a najbardziej ekscytującą rzeczą, jaka mogła się zdarzyć w ciągu tygodnia był nowy rodzaj żywności w miejskim sklepiku. Wszystkie mowy, od mów politycznych począwszy na oracjach z okazji dnia Święta Niepodległości skończywszy, były wzorowane na kazaniach. Ponieważ nie jestem zbyt dobry w "rozrywkowej" warstwie kazań, pragnąłbym powrócić do czasów, kiedy "trawka" była czymś co się kosi, a nie pali; kiedy bycie "gayem" (chłopakiem) oznaczało pozytywną cechę osobowości, nie zaś określone preferencje seksualne; kiedy coli można się było napić z dystrybutora zamiast kupować ją w puszkach w sklepie spożywczym; zaś "AIDS" (pomoc) było czymś, co wykonywało się dla innych - a nie jak dziś, skrótem choroby. Naprawdę nie lubię tych wszystkich zmian, lecz moje uczucia nie mają tutaj żadnego znaczenia. Moje uczucia są nieistotne. To, co jest, po prostu jest. Jeśli mam być skutecznym mówcą, muszę być świadomy tych zmian. Nasze czasy są nie znoszą autorytetów. Im bardziej upierasz się przy swojej ważności, tym mniej ważny się stajesz. W czasach "chłodnej" komunikacji, im głośniej wrzeszczysz, tym mniej ludzi będzie cię słuchać. Mądrzy mówcy nie przemawiają dzisiaj w pompatycznym stylu, lecz dyskutują i przekonują. Mówię to wszystko, aby podkreślić, że krzyk nie jest już dziś aktualny. To nie oznacza, że nie będzie ku temu okazji podczas wygłaszania mowy, aby np. zwrócić uwagę słuchaczy. Lecz podniesiony głos powinien być kontrolowany i używany w ograniczonym stopniu. Nie oznacza to, że emocje nie powinny być częścią dobrej mowy, lecz że niekontrolowane emocje spowodują negatywną reakcję emocjonalną na twoją mowę. Mam nadzieję, że w czasach wielkich społecznych zmian krzyk powróci raz jeszcze do łask, a walenie w pulpit będzie znowu skuteczną techniką komunikowania. Wtedy będę mógł przemawiać z wielką pasją, bowiem jestem w tym dobry. Teraz jednak mądrzy mówcy powinni zmniejszyć nieco "głośność". Powinni przemawiać raczej w stylu: "Czy możemy porozmawiać?" niż "Takie jest prawo i masz być mu posłuszny". Dziewiąte przykazanie: Będziesz zwracał uwagę na język ciała Ta książka nie jest poświęcona językowi ciała. Lecz w komunikowaniu się język ciała jest niemal tak ważny jak słowa, które wypowiadasz. Kilka lat temu doszedłem do wniosku, że moja technika udzielania porad pozostawia nieco do życzenia. Gdy ludzie przychodzili do mnie, już na samym początku byli onieśmieleni faktem, że jestem duchownym. Jeśli połączymy to z moim grzmiącym głosem i surowym stylem, wizyta w moim biurze przypominała odwiedziny u surowego ojczyma, a nie spotkanie z kimś, kto chciał pomóc. Jeden z przyjaciół powiedział mi: "Steve, nie możesz zmienić brzmienia swojego głosu, nie możesz przestać być pastorem, lecz możesz zmienić swój język ciała. Zamiast pochylać się do przodu słuchając tego, co mówi druga osoba, pochyl się na krześle do tyłu. Nie krzyżuj rąk tak jakbyś był Buddą i zamierzał wygłosić kazanie. Niech twoja postawa będzie otwarta, nie wzbudzająca zagrożenia. Wyjdź zza biurka i usiądź na wolnym krześle". Posłuchałem go i okazało się, że zmiana była zdumiewająca.Ludzie zaczęli ze mną rozmawiać zamiast się przede mną spowiadać. Opuszczali moje biuro w poczuciu, że otrzymali pomoc, a nie potępienie, zaś zmiana mojego języka ciała nawet mnie samego zrelaksowała. (Czy pamiętasz naszą zasadę? Jeśli będziesz "grał" w określony sposób, po jakimś czasie rola ta stanie się rzeczywistością). Podobnie jest z publicznymi przemówieniami. Powinieneś przemawiać w pozycji wyprostowanej - nie bądź jednak sztywny. Nie stój cały czas za pulpitem - pulpit jest symboliczną barierą w dobrej komunikacji. Naucz się przyjaznych gestów (np. otwarte dłonie, pochylenie się w kierunku widowni). Dopilnuj, aby utrzymywać dobry kontakt wzrokowy ze słuchaczami. Jeśli nie będziesz na nich patrzył, pomyślą, że kłamiesz. Naucz się uśmiechać co jakiś czas - kiedy to będziesz czynił, zauważysz, że słuchacze odpowiedzą uśmiechem. Czasami oczywiście są takie sytuacje, gdy kazanie czy mowa muszą mieć autorytatywny charakter. Kiedy zajdzie taka potrzeba, zrób wszystko odwrotnie do tego co powiedziałem w ostatnim punkcie. Dziesiąte przykazanie: Będziesz wprowadzał urozmaicenia Różnorodność jest przyprawą życia i tkanką każdej dobrej mowy. Mówcy mogą nabrać pewnych przyzwyczajeń wygłaszania mowy, które powinny być przełamane. Mój przyjaciel Ben Haden, jeden z najlepszych mówców w Ameryce, mistrzowsko opanował technikę "płodnej pauzy". Ben potrafi zrobić tak zręczną pauzę, że wszyscy pochylają się do przodu, by usłyszeć, co za chwilę powie. (Ktoś mi powiedział, że mógłbym powiedzieć całe kazanie podczas jednej z takich pauz). Z kolei Zig Ziglar jest szybkim, dynamicznym mówcą. Bill powinien czasami zwiększyć tempo, a Zig zwolnić, aby zwrócić uwagę słuchaczy. Moja myśl jest następująca: wszystko (nawet jeśli jest dobre) może się kiedyś znudzić. Jeśli jesteś cichym, wyważonym mówcą, naucz się trochę podnosić głos od czasu do czasu. Czasami (nie zawsze) powinieneś krzyknąć. Jeśli jesteś mówcą zorientowanym na fakty, opowiedz czasami jakąś uczuciową historię. Jeśli masz tendencję do opierania się na komunikowaniu emocjonalnym, zacytuj co pewien czas jakieś nudne dane statystyczne. Spraw, aby publiczność musiała odgadywać, co się stanie, a nikt nie zaśnie. Daj ludziom to, czego oczekują, dobierając formę i treść, które nie będą nudne w słuchaniu. * * * "Kryminolodzy utrzymują, że bardzo mało aktów przemocy zostaje popełnionych po pożywnym posiłku. Ten fakt przedłużył życie wielu mówców." - Pic Larmour * * * Zanim Bill Graham zaczął wygłaszać kazania do tłumów zgromadzonych na wielkich stadionach był skromnym studentem, który mówił do ptaków i jaszczurek w lasach na Florydzie. Nie wiem czy ptaki i jaszczurki się nawróciły, lecz na pewno były pod silnym wrażeniem jego słów. Płynie z tego następujący morał: zanim ktokolwiek usłyszy twoją mowę ty sam powinieneś usłyszeć ją przynajmniej dziesięć razy. Jeśli potrafisz znaleźć jakieś ptaki i jaszczurki gotowe cię słuchać i to jest w porządku. Rozdział 10.& Rozbrajanie niewypałów "Bezmyślnie uniosłeś się dumą? Po namyśle - rękę na usta!" - Przysł 30, 32 Jeśli chcesz skutecznie komunikować się z innymi prowadząc konwersację, uczestnicząc w debacie czy wygłaszając mowę, musisz podejmować ryzyko. A jeśli ryzykujesz, to czasami doznasz porażki. Takie są fakty. Czasami rozmowa zostanie przerwana, a ty będziesz się czuł niezręcznie. Czasami przegrasz debatę lub słuchacze wyjdą zanim twoja mowa dobiegnie końca. Nie zaczynaj, jeśli nie jesteś gotowy podjąć ryzyka porażki. Widzisz, nie ma sposobu, aby stać się dobrym mówcą bez popełnienia kilku błędów. W tym rozdziale pokażę, jak zapobiec temu, by te "niewypały" wybuchły. Zanim powiem o tym, jak radzić sobie z niepowodzeniami w komunikacji, pragnę poświęcić trochę miejsca, aby powiedzieć jak przyjmować sukcesy w tej dziedzinie. (Wierzę, że łatwiej sobie poradzić z porażką niż z sukcesem). Pewien bardzo mądry kaznodzieja po usłyszeniu przesadnie pozytywnej uwagi na temat swojego kazania odpowiedział jednemu z parafian: "Nie musiałeś mi tego mówić. Diabeł cię do tego podkusił!". Ocena skuteczności komunikacji Podam teraz pięć spraw, o których powinieneś pamiętać, gdy wiesz, że skutecznie coś zakomunikowałeś - byłeś wspaniałym rozmówcą, zwyciężyłeś w debacie czy wygłosiłeś wielką mowę. 1. Pamiętaj o tym, że sukces jest ulotny. Napoleon powracając ze zwycięskiej wojny był owacyjnie witany przez tłumy. Jego adiutant zauważył, że otrzymywanie od ludu tylu oznak uwielbienia musi być wspaniałą rzeczą. Napoleon odparł: "Nonsens! W nieco innym układzie okoliczności ten sam tłum wrzeszczałby domagając się mojej śmierci na szubienicy". Mamy naturalną skłonność, by sądzić, że gdy ktoś odniesie sukces, to zawsze będzie się nim cieszył, ten, kto upadł, do końca życia będzie nieudacznikiem. Żadne z tych twierdzeń nie jest prawdziwe. W drugim przypadku powinien się znaleźć element zachęty, w pierwszym motywacja do pokory. 2. Pamiętaj, że wszystko co masz jest darem opatrzności Bożej (jeśli jesteś człowiekiem wierzącym) lub szczęścia (jeśli nim nie jesteś). Tylko idiota patrząc wstecz przypisuje wszystkie swoje sukcesy jakiejś jednej umiejętności, która "sprawiła, że to się stało". Niewiele brakowało, aby sprawy potoczyły się inaczej. * * * "Możesz poznać nieudacznika po tym, jak krytykuje sukcesy innych." - Mel Johnson * * * W przypływie szczerości gwiazdy filmowe powiedzą ci, że wielu innych aktorów ma więcej talentu i ciężej pracuje, lecz mimo to nie odnosi sukcesu. Każdy znany muzyk powie ci, że są inni lepsi od niego, którzy nie zostali zauważeni. Każdy wielki mówca powie ci, że wszędzie są lepsi od niego, którzy nie zostali rozpoznani. Jeśli będziesz o tym pamiętał, nauczy cię to wdzięczności za twój sukces. Wdzięczność jest ważnym i zwycięskim rysem każdego skutecznego mówcy. 3. Kiedy odnosisz sukcesy, pamiętaj, że prawdopodobnie nie jesteś nawet w połowie tak dobry jak się czujesz słysząc aplauz widowni. Pewien mężczyzna wygłosił mowę w klubie rotariańskim w swoim mieście i wrócił do domu bardzo zadowolony z siebie. "Zastanawiam się, ilu wielkich mówców wydało nasze skromne miasteczko", powiedział do swojej żony. "Myślę, że o jednego mniej niż ci się zdaje", odparła. Jak wspomniałem wcześniej, kilka lat temu przeprowadzono badania dyrektorów 500 czołowych firm. Jednym ze stale powracających tematów był lęk, że ktoś odkryje ich tajemnicę: że znaleźli się na swoich stanowiskach przez przypadek. Mądrzy i odnoszący sukcesy mówcy zawsze zdają sobie sprawę, że nawet w połowie nie są tak dobrzy jak przypuszczają ich wielbiciele, i nawet w połowie tak źli, jak sugerują ich krytycy. Gdy napisałem moją pierwszą książkę, pewien człowiek, którego bardzo szanowałem, napisał do mnie krytyczny list. Pisał w nim, że moja książka jest dziecinna i że nie może uwierzyć, iż mogłem spłodzić coś tak płytkiego. Czułem się tak zdruzgotany jego uwagami, że postanowiłem nigdy więcej nic nie napisać i powiedziałem mu o tym. "Doceniam twoją szczerość", napisałem w swoim liście do niego. "Pragnę, abyś wiedział, że uznałem, iż masz rację. Podpisałem kontrakt na drugą książkę, lecz gdy tylko zostanie ona opublikowana, poświęcę mój czas i talenty czemuś, co robię lepiej". Kiedy moja następna książka ukazała się na rynku otrzymałem kolejny list. Pisał, że moja druga książka jest jedną z najlepszych, jakie czytał. Nazwał mnie "nowym C. S. Lewisem Ameryki". I to wtedy przyszło olśnienie. Zdałem sobie sprawę, że moja pierwsza książka nie była tak zła, jak mówił - jednocześnie zrozumiałem, że moja druga książka nie była tak dobra, jak twierdził. 4. Kiedy odnosisz sukces nie narzekaj na cenę jaką musiałeś za niego zapłacić. Ktoś powiedział, że jeśli w pracy ciężko pracujesz przez czterdzieści godzin tygodniowo i twój szef to zauważy, to da ci podwyżkę, a wtedy możesz pracować ciężko przez sześćdziesiąt godzin w tygodniu. Jeśli odniesiesz sukces, to będzie to wymagało od ciebie jeszcze większej pracy. Nie narzekaj na to. Jeśli odniosłeś sukces, ludzie będą oczekiwali jeszcze więcej sukcesów. Nie skarż się na to. Jeśli odniosłeś sukces, to następnym razem będzie ci musiało pójść o wiele lepiej. Nie narzekaj z tego powodu. Do każdego sukcesu przyczepiona jest metka z ceną, która bywa niekiedy bardzo wysoka. Lecz twój sukces zostanie zauważony i otrzymasz zapłatę w dolarach lub uwielbieniu tłumu. Będziesz miał o sobie dobre mniemanie i zauważysz, że kilka drzwi, które przedtem były zamknięte, teraz otworzy się przed tobą. Zatem gdy nadejdzie czas płacenia rachunków, zapłać i nie narzekaj na to, że są tak wysokie. 5. Pamiętaj, że trudniej uczyć się na sukcesach niż na porażkach. Mój przyjaciel Fred Smith ma cudowną definicję starości. Powiada, że przez całe życie ludzie starają się osiągnąć pewien poziom. Gdy go osiągną, odpoczywają chwilę i zaczynają się wspinać jeszcze wyżej. Fred mówi, że gdy ktoś zaczyna zataczać koła na tym samym poziomie zamiast wspinać się wyżej, to znaczy, że jest stary. Jest to dobra definicja martwego mówcy, który jeszcze nie został pogrzebany. Upadek może być wspaniałą motywacją do wspinania się wyżej, do bardziej wytężonej walki i osiągnięcia lepszych rezultatów następnym razem. Nie ma nic nudniejszego od emerytowanego sportowca, który stale wspomina dawne zwycięstwa - za wyjątkiem mówcy, który stale wygłasza tę samą mowę, bowiem kiedyś wywarła na kimś wrażenie. Radzenie sobie z porażkami w komunikacji A teraz przejdźmy do prawdziwych niewypałów. Co robić, gdy poniesiesz klęskę? Inaczej mówiąc, jak postąpić w sytuacji, gdy mówiłeś, lecz ludzie cię nie słuchali. Unikaj następujących zachowań Jest pięć ważnych "zakazów". 1. Nie zapominaj o parkingu. Kiedy Ben Haden był młodym pastorem, prowadził cykl ewangelizacyjnych nabożeństw w mieście, w którym kiedyś pracował jako redaktor miejscowej gazety. Ben mówił, że starał się z całych sił zapraszając wszystkich, którzy chcą, aby Bóg odmienił ich życie, aby wyszli naprzód. Nikt nie wyszedł. Ben był zdruzgotany, dopóki starszy pastor, zauważywszy jego przygnębienie, nie powiedział: "Synu, nie zapomnij o tym człowieku na parkingu". Następnie zaprowadził Bena do kościelnego okna wychodzącego na parking. Tam na żwirze klęczał człowiek i przyjmował do swojego serca Chrystusa. Ilustracja ta jest ważna nawet jeśli nie jesteś kaznodzieją. Jeśli zapoznałeś się i zastosowałeś zasady komunikacji podane w tej książce, twoje porozumiewanie się z innymi będzie przynajmniej znośne. Jeśli uczestniczyłeś w debatach czy wygłaszałeś mowy i zdaje ci się, że miałeś same niepowodzenia, to wcale nie musi być tak źle, jak uważasz. Kiedyś przemawiałem do dwóch tysięcy nastolatków na pewnej konferencji. Zawsze gdy o tym pomyślę, płonę ze wstydu. To było okropne. Kiedy wszystko się skończyło, wyszedłem za kulisy, wezwałem taksówkę i odjechałem tak, żeby nikt mnie nie widział. Piętnaście lat później przemawiałem na innej konferencji. Podczas jednej z przerw podszedł do mnie młody mężczyzna i powiedział: "Steve, wiem, że mnie nie znasz, lecz gdy byłem nastolatkiem, uczestniczyłem w konferencji, na której przemawiałeś. (Cofnąłem się przerażony). Chcę ci podziękować za to, co wtedy powiedziałeś. Twój wykład zmienił moje życie. Stało się jednak coś więcej. Nagrałem twoje wystąpienie. W ciągu tych lat pożyczyłem taśmę kilku moim kolegom. Zawsze wywierała na nich głęboki wpływ". I co na to powiecie, kibice? Nie zapominajcie o ludziach na parkingu. 2. Nigdy nie oceniaj swojej wartości w świetle jednej porażki. Powiadają, że pierwsza mowa Damostenesa, jednego z najsłynniejszych greckich mówców, była okropna. Kiedy ze wstydem opuszczał salę, usłyszał, jak ktoś powiedział: "To była zbyt dobra mowa, lecz Damostenes brzmiał czasami mały Perykles" (ateński mąż stanu żyjący jedno pokolenie wcześniej). Ten podsłuchany komplement stał się motywującą siłą, która skłoniła Demostenesa do przezwyciężenia słabego głosu i nędznego sposobu prezentacji. Damostenes ćwiczył mówienie z kamyczkami w ustach. Kiedy przysłuchuję się pierwszym kazaniom moich studentów, zdaję sobie sprawę, że na moich barkach spoczywa wielka odpowiedzialność. Pewien student powiedział mi: "Doktorze Brown, chcę aby był pan wobec mnie naprawdę surowy. Zniosę to." Chciałem mu powiedzieć: "Synu, gdybyś wiedział, jak źle wypadłeś, to nigdy w życiu nie wygłosiłbyś kazania". Oczywiście nie powiedziałem tego. Czy wiesz dlaczego? Ponieważ momentami brzmiał jak mały Billy Graham. Być może gdy odniosłeś porażkę (lub zdawało ci się, że ją odniosłeś, nie miałeś nikogo, kto zachęciłby cię jakimś małym komplementem. Lecz pamiętaj o tym, że nikt nie będzie dobrze przemawiał, jeśli początkowo nie będzie mówił źle. Inaczej mówiąc, marna mowa czy przegrana w debacie nie powinna być miarą twoich zdolności. Znajdź kogoś kto powie jedną dobrą rzecz o twoich umiejętnościach w komunikowaniu. Niech to będzie ziarenko, z którego wyrośnie twój sukces. 3. Nie pozwól, aby negatywne nastawienie umysłu spowodowało jeszcze więcej niepowodzeń. Przez wiele lat powtarzałem: "Nigdy nie chciałem być pastorem. Nie jestem ochotnikiem. Jestem poborowym, wszędzie znajdują się tego dowody". Pewnego razu mój mentor powiedział mi: "Steve, czy wiesz, dlaczego mówisz takie rzeczy?". Odpowiedziałem, że nie wiem. To jest dla ciebie wygodna kryjówka. Jeśli poniesiesz porażkę, zawsze będziesz mógł powiedzieć: "Nigdy nie chciałem tego robić". Miał rację. Z powodu kilku problemów w moim życiu oczekiwałem porażki i przygotowywałem się na nią. Spodziewamy się porażki z wielu powodów. A ponieważ się jej spodziewamy, sami ją stwarzamy. Być może pochodzisz z dysfunkcyjnej rodziny lub doświadczyłeś koszmarnych przeżyć emocjonalnych. Może tak często słyszałeś, że do niczego się nie nadajesz, iż uwierzyłeś w to. Jeśli to prawda, to zawstydzenie w rozmowie z przyjacielem przegrana w debacie czy mowa, która okazała się niewypałem może zrujnować resztę twojego życia. Nie pozwól na to. Opowiem ci o pewnej zasadzie, na której opiera się działanie wszechświata. Kot, który usiadł na rozgrzanej kuchence nigdy nie zrobi tego powtórnie - lecz nie usiądzie też nigdy na zimnej. Być może wyciągnąłeś zbyt wiele wniosków z jednej życiowej lekcji. Jeśli zawiodłeś, to znaczy tylko tyle, że zawiodłeś, nie zaś, że jesteś nieudacznikiem. Nie pozwól, aby demony przeszłości zniszczyły twoją przyszłość. 4. Nie pozwól, aby twoje poglądy teologiczne (jeśli jesteś człowiekiem wierzącym) stwarzały dodatkowe niepowodzenia. Niektórzy chrześcijanie mają dziwną skłonność do myślenia, że zasługują na porażkę. Ktoś powiedział, że Bóg jest tylko kulą inwalidzką dla słabych. No cóż, oczywiście że jest! Jednak nie chodzi o to, że Bóg jest kulą inwalidzką, lecz o to, że my jesteśmy kulawi. Mądrzy ludzie wiedzą o powszechnym upośledzeniu człowieka, więc zwracają się do Boga. Tak właśnie powinno być. Jeśli jesteś grzesznikiem, potrzebujesz przebaczenia. Jeśli się lękasz, potrzebujesz odwagi. Jeśli masz myśli samobójcze, potrzebny ci powód, aby żyć. Ci, którzy znają prawdę, wiedzą, że tylko Bóg jest ostatecznym źródłem przebaczenia, akceptacji, odwagi i sensu życia. Skoro ci przebaczono, powinieneś pamiętać, że otrzymałeś przebaczenie. Skoro zostałeś przyjęty, pamiętaj, że zostałeś przyjęty. Jeśli dano ci odwagę, żyj ze świadomością tego. Jeśli odkryłeś sens swojego życia pamiętaj, że nie stracisz go. Nawyki trudno umierają. Wielu ludzi mądrze postępuje zwracając się do Boga, lecz później nadal żyją tak, jakby nic się nie stało. Nigdzie w Biblii nie znajdujemy sugestii, że Bóg lubi nam wytykać nasze porażki. Pan Bóg nie mówi: "Zobaczmy co można zrobić, aby uczynić Sarę i Sama ludźmi godnymi pożałowania". Bóg jest po twojej stronie. Nie powinieneś obwiniać Boga o swoje porażki. Nie brnij też w niepowodzeniach, ponieważ sądzisz, że Bóg się w nich lubuje. 5. Nie poddawaj się. Zawsze pamiętaj, że jedyną różnicą pomiędzy ludźmi sukcesu a nieudacznikami jest to, że ludzie sukcesu podnieśli się po ostatniej porażce. Życie jest procesem, a chrześcijanie wiedzą, że Bóg jest tak samo zainteresowany nadawaniem mu kierunku, jak i jego ostatecznym rezultatem. Uczenie się tego, jak mówić, aby ludzie słuchali, jest także procesem. Nie spodziewaj się, że uda ci się coś przeskoczyć, i nie staraj się być mną. Niezależnie od tego, co robisz, nie przyspieszaj w żaden sposób tego procesu. Powstań po porażce i spróbuj jeszcze raz. * * * "Jest wielka praktyczna korzyść w popełnieniu kilku błędów we wczesnym okresie życia." - Thomas Huxley * * * Wykonuj następujące rzeczy A teraz, nim skończymy podam wam pięć "nakazów" dotyczących niepowodzenia: 1. Przeanalizuj swoją porażkę. Miałem przyjaciela, który grywał w football z drużyną Miami Dolphins. Powiedział mi, że najgorszą rzeczą w życiu zawodowego gracza jest oglądanie meczu zarejestrowanego na taśmie. Każda drużyna filmuje swoje mecze. W następnym tygodniu po rozgrywce trener i zawodnicy szczegółowo go analizują. Mój przyjaciel powiedział, że jeśli podczas gry popełnił jakiś błąd, to musiał oglądać jego powtórkę raz po razie, aż potem łapał się na tym, że odtwarza go we śnie. "Jednak zwykle nie popełniłem dwa razy tego samego błędu", stwierdził. Jeśli zostałeś zawstydzony w rozmowie, przegrałeś dyskusję czy wygłosiłeś okropną mowę nie czuj się z tego powodu tak bardzo godny pożałowania. Każdemu się to zdarza. Różnica pomiędzy dobrymi mówcami a nieudacznikami polega na tym że pierwsi nie tylko czują się godni pożałowania, lecz zastanawiają się, dlaczego mają takie poczucie. Wykorzystaj materiał przedstawiony w tej książce jako kryterium oceny i zadaj sobie pytanie, którą z zasad złamałeś. Porozmawiaj z zaufanym przyjacielem, który powie ci prawdę nie niszcząc cię przy tym. Jeśli to możliwe, przesłuchaj taśmę z nagraniem twojej mowy czy debaty, w której uczestniczyłeś, i przyznaj się do tego, co źle zrobiłeś. Następnie wypisz kilka sposobów poprawienia tego następnym razem. 2. Przyjmij własne porażki. Jedną z największych przeszkód w emocjonalnym uzdrowieniu jest to, co psychologowie nazywają wyparciem. Wyparcie jest również wielką przeszkodą w skutecznym porozumiewaniu się. Niektórzy ludzie będą ci zawsze mówili, że byłeś wspaniały sądząc, że jest to z ich strony uprzejmość. Nie wierz im. Kaznodzieje są szczególnie narażeni na to niebezpieczeństwo. Tylko chrześcijanie, którzy nie rozumieją istoty swojego chrześcijaństwa, sądzą, że krytyka zawsze jest grzechem. Dlatego nie powiedzą ci prawdy, nawet gdy trafi ci się jakiś niewypał. W magazynie "Christianity Today" przeprowadzono badania kaznodziejów polegające na poproszeniu, aby zrobili listę swoich silnych i słabych stron. Okazało się, że większość kaznodziejów umieszczało "głoszenie" na szczycie listy swoich silnych stron. Jeśli ostatnio byłeś w kościele, to wiesz, że wielu z nich kłamie albo żyje w zaprzeczeniu. Nie pozwól, aby tobie się to przytrafiło. Jeśli widzisz jajko, nie nazywaj go zapiekanką. Jeśli coś jest niewypałem, nie mów, że to rakieta. Jeśli doznałeś porażki, przyjmij ją, przyznaj się do niej, a następnie zrób coś, aby ją naprawić. Rozwijaj przyjaźnie z tymi, którzy cię kochają i powiedzą ci prawdę. Po wygłoszeniu przeze mnie mowy w pewnym klubie przyjaciel powiedział mi: "Steve, powinieneś umieścić tę mowę na samym spodzie sterty swoich mów". Czy wiecie co zrobiłem? Położyłem ją tam. 3. Wykorzystuj swoje porażki. Doznanie porażki nie oznacza, że nie powinieneś czynić starań kontrolowania strat. Czasami powinieneś przeprosić kogoś, kogo obraziłeś. Czasami powinieneś powiedzieć osobie, która poprosiła cię o wygłoszenie mowy: "Wiesz, nie jestem głupi. To była kiepska mowa. Jednak chcę, abyś zaprosił mnie jeszcze raz, ponieważ następnym razem zrobię to o wiele lepiej niż dzisiaj". Czasami naprawa zniszczeń wymaga napisania listu do osoby, z którą odbyłeś okropną rozmowę: "Chciałem ci powiedzieć, że wczoraj nie byłem sobą. Mam nadzieję, że czujesz to i nie weźmiesz sobie do serca tych idiotyzmów, jakie ci powiedziałem. Bóg musi nadal nade mną pracować." Czasami można naprawić porażkę w następnej mowie, debacie czy rozmowie. Następnego dnia po wygłoszeniu nieudanego wykładu zawsze mówię moim studentom: "Muszę wyjaśnić nieporozumienia w pewnych sprawach, o jakich wczoraj mówiłem. Miałem na myśli jedynie...". 4. Napraw porażki. Słyszałem, że w pierwszych latach wykonywania operacji plastycznych panowało dziwaczne przekonanie, że środki anestezjologiczne niszczą rezultaty operacji plastycznych. Jeśli byłeś brzydki i pragnąłeś być piękny, miałeś do wyboru: zgodzić się na ból i doznać zmian lub uniknąć bólu i pozostać brzydkim. Podobnie jest z umiejętnościami w dziedzinie komunikacji. Porażka zawsze jest bolesna, lecz jeśli poprawisz to, co źle zrobiłeś, cierpienie będzie prowadziło do zmiany. Pozwólcie, że podsumuję pedagogiczne punkty przedstawione w tym rozdziale słowami wielkiego teologa i filozofa Mary Tyler Moore: "Jeśli to, co mówisz, kogoś nie zrani, to znaczy, że robisz to źle". * * * "Mówienie i elokwencja to nie jest to samo - mówienie i dobre mówienie to dwie różne rzeczy. Nawet głupiec może gadać, lecz człowiek mądry przemawia." - Ben Johnson * * * Słowo końcowe (no, może kilka słów) Ktoś powiedział, że najbardziej pożałowania godni nie są ci, którzy nie otrzymali tego, czego pragnęli, lecz ci, którzy to otrzymali, lecz odkryli, że naprawdę chcieli czego innego. To prawda w wielu dziedzinach. Bycie osobą samotną jest trudne, lecz nie jest nawet w połowie tak złe, jak obudzenie się w poniedziałek rano i odkrycie, że poślubiło się niewłaściwą osobę. Trudno jest być biednym (wcale nie zamierzam bronić ubóstwa) lecz biedak może przynajmniej marzyć o tym, jak cudownie byłoby być bogatym. Bogaci ludzie, którzy zdobywają się na uczciwą refleksję, zawsze dochodzą do przerażającego wniosku, że obietnice bogactwa nie dają szczęścia i pozbawiają wszelkiej nadziei. Na tej zasadzie nie oczekuj, że osiągnięcie skuteczności w komunikowaniu wypełni twoją wewnętrzną pustkę czy uczyni cię taką osobą, jaką zawsze pragnąłeś być. Możesz być skutecznym mówcą (o tym właśnie jest ta książka), lecz nie stawiaj sobie tego za cel, bowiem osiągnięcie go niesie ze sobą więcej ciężarów niż zdołasz udźwignąć. Pewne rzeczy może sprawić tylko Bóg. Tylko On może nadać ostateczny sens temu, co komunikujesz. Tylko On może wypełnić pustkę, która jest w każdym człowieku. Tylko On może nam dać pozytywny obraz siebie, który staramy się znaleźć u innych. Augustyn modlił się słowami: "Stworzyłeś nas dla siebie i nasze serce nie zazna spokoju dopóki nie spocznie w Tobie". Tematem tej książki było komunikowanie się z innymi. Komunikowanie się jest ważne. Jednak w życiu najważniejszy jest Bóg i jeśli o Nim zapomnisz, to, niezależnie od tego, jak dobrze będziesz się porozumiewał, nie powiesz niczego, co miałoby ostateczne znaczenie. A to byłoby tragiczne. Obawiam się, że poznając zasady komunikowania się zapomnisz o słuchaniu Boga, który jest ostatecznym, najwyższym mówcą. On naraził się na wiele kłopotów komunikując nam swoje przesłanie o miłości, akceptacji, przebaczeniu i wiecznym życiu. Widzisz ... Twoje słowa, choćby były nie wiem jak wymowne, # Twoje mowy, choćby były nie wiem jak skuteczne, # Twoje rozmowy, choćby nie wiem jak stymulowały, # Twoje debaty, choćby były nie wiem jak zwycięskie, # Wszystkie umrą razem z tobą. A wtedy jedynymi słowami, mającymi znaczenie będą słowa, które On wypowie do ciebie.

1/ 11/ 1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Brown Steve Jak mowic aby ludzie sluchali
Brown Steve Jak mówić aby ludzie słuchali
Brown Steve Jak mówić aby ludzie słuchali
Jak mowic by nas sluchano 003
Jak mówić by SJ słuchali
Jak mowic by nas sluchano 002
Jak mówić językiem Twojego słuchacza
Jak mowic by nas sluchano 001
Jak słuchać i mówić, aby dzieci chciały rozmawiać
Jak słuchać i mówić, aby dzieci chciały rozmawiać
Gut Impact Jak sprawić by ludzie Cię słuchali!
Jak mowic do nastolatkow zeby nas sluchaly
Faber A I E Mazlish Jak Mówic Zeby Dzieci Nas Sluchaly

więcej podobnych podstron