Star Trek Dwa światy


Dwa światy

autor: Matrox

Część I

USS Entrapment jak zawsze wyglądał dostojnie, jak na klasę Galaxy przystało. Oto najnowszy okręt Floty za chwilę zostanie ochrzczony. Emerytowana admirał Necheyev została matką chrzestną tego okrętu. Właśnie rzuciła butelką szampana, która po chwili rozbiła się o biały kadłub z napisem NCC-52795-A, USS Entrapment.
Pięćdziesięciodwuletni kapitan Ernest został dowódcą tego okrętu. Już drugi raz zasiada na fotelu kapitańskim. Pierwszy okręt USS Intrepid znajdował się pod jego rządami bardzo krótko. Ernest był bardzo sumiennym oficerem, zauważono to w dowództwie i postanowiono go nagrodzić. Dlatego właśnie dostał eksperymentalną wersję Galaxy.

Po zakończonej części oficjalnej admirałowie i oficerowie Floty tłumnie udali się na mostek, gdzie mieli być świadkami wiekopomnej chwili. Oto najnowsza jednostka Floty, zmodyfikowana klasa Galaxy, opuści dok. Pilot - El-Aurianin - Altor, podawał wytyczne do komputera, który wyznaczał kurs. Najpierw, jak to było w zwyczaju zapalono światła pozycyjne oraz ustawiono reflektory by oświetlały najważniejsze części okrętu, w tym insygnia floty oraz numer rejestracyjny i nazwę statku. Jeden po drugim zapały się niczym lampy na ulicach San Francisco oświetlając ciemny, szarawy okręt. Teraz w mgnieniu oka stał się śnieżno biały. Statek po woli zaczął posuwać się do przodu. Potężny biały talerz błyszczał w świetle wynurzającego się za planety światła słonecznego. Statek wysuwał się z doku orbitalnego niczym żółw z jaskini. Jednak jego powolny lot tylko pozornie był ślamazarny. Wysoko wydajne silniki impulsowe z gracją nosiły ku nowej przygodzie setki ton metali, tworzyw sztucznych sprzężonych najnowszą, eksperymentalną technologią. Ponadto na jego pokładzie przebywało obecnie około siedmiu tysięcy gapiów, którzy chcieli uczestniczyć w tym historycznym wydarzeniu. Wynurzywszy się w połowie z doku, witany był przez liczne promy, których piloci również chcieli przywitać okręt - przywitać przyszłość Federacji. Niczym małe muszki przelatywały pod i nad talerzem. Były tak małe przy tym potężnym okręcie, że nawet nikt ich nie zauważył. Jedynie pilnujący wszystkiego pilot zanotował ich obecność na pulpicie odbierając sygnały z czujników. Gdy statek w 2/3 wysunął się z doków, jego prędkość się zwiększyła. Gondole znacznie szybciej opuściły metalową konstrukcję. Przecięte niebieskim pasem dopełniały widoku, jakiego nikt dotąd nie oglądał. Galaxy-2 były o 80% większe od swoich poprzedników. Co dało się wkrótce odczuć spoglądając na przelatujący Entrapment, który sunął wyznaczoną przez inne statki torem lotu. Ze wszystkich stron otaczały go białe jednostki, niczym świecące gwiazdy. Jednak to on był ta najjaśniejszą. Potężny, dostojny, z gracją poruszał się wyznaczonym torem przed siebie... a jego celem była orbita słońca.

Niestety bankiet szybko się skończył i trzeba było wrócić do pracy. Statek zszedł na standardową orbitę Ziemi, gdzie miały zostać dokonane nieliczne poprawki i drobne uzupełnienia zniszczonego w locie próbnym sprzętu. Kapitan pojawił się na mostku, gdzie czekali na niego starsi oficerowie. Jego pierwszy oficer - Savona była Wolkanką. Szybko zapoznała dowódcę z resztą załogi. Ernest wspomniał coś o tradycjach floty i udał się do swojej kwatery by rozpakować rzeczy przewiezione z USS Intrepid. Tam czekała na niego czternastoletnia córka. Kapitan musiał podwójnie się nią zaopiekować, gdy jego żona zginęła w wypadku na Tzenkethi. Martin wiedział, że to nie był wypadek, ale by utrzymać dobre stosunki z tym ludem Federacja zatuszowała sprawę - tego był pewien. Podobnie jak i tego, że to on był celem ataku, a nie jego żona. Jednak teraz przestał o tym rozmyślać i zajął się tym co ma - dorastającą córkę i piękny okręt.
Następnego dnia kapitan pojawił się niespodziewanie wcześnie na mostku. Chciał dokonać osobistej inspekcji, zasiąść w fotelu... Niespodziewanie otrzymał wiadomość od Floty. Szybko udał się do gabinetu i odebrał ją. Jego rozmówcą był admirał Heroto.
- Witam admirale, co pana sprowadza? - zapytał kapitan.
- Pierwsze rozkazy... - odparł nieco podenerwowany admirał - natychmiast opuści pan system Sol i uda się do stacji Deep Space 4, gdzie czekać będzie na pana kilka okrętów. Razem z nimi poleci pan w konwoju na planetę Orinand.
- Orinandianie prowadzą wojnę z Tzenkethi, czy przypadkiem nie powinniśmy zachować neutralności?
- Rada zdecydowała inaczej. Na Orinand jest wielu rannych. Nasz konwój zawiezie im lekarstwa i niezbędny sprzęt medyczny - zapewnił Heroto.
- Czy Rada nie obawia się wojny z Tzenkethi? Przecież mogą odebrać to jako złamanie układu pokojowego.
- Nie wydaje mi się, aby zajęci wojną z Orinad zwrócili się przeciwko nam. Tylko by się pogrążyli. Poza tym Entrapment jest świetnym obiektem odstraszającym. Pomacha pan flagą i powróci. Ale nie o sytuacji politycznej miałem z panem rozmawiać. Pan, kapitanie, zabierze swój okręt do stacji. Jej komendant przekaże wam dalsze rozkazy. I jeszcze jedno: proszę się trzymać z dala od kłopotów. Heroto, skończyłem.
Kapitan Ernest zastanawiał się chwilę. Przecież poleci w sam środek konfliktu. Zapewne spotka się z rasą, która zabiła mu żonę. Martin przypomniał sobie o niej, o reakcji Floty, o jej reakcji... Wkrótce wstał i udał się na mostek. Wydał rozkaz:
- Odlatujemy, pełna impulsowa.
USS Entrapment opuścił orbitę i udał się w stronę zewnętrznych planet systemu. Gdy docierał do Plutona Ernest wydał kolejny rozkaz. Zawsze chciał powiedzieć to na mostku okrętu Galaxy. Gdy w końcu pojawiła się okazja, nie mógł się już doczekać tego momentu.
- Kurs na stację, warp 8... Impuls!

Trzy dni później:
Ernest pił swoją ulubioną herbatę cynamonową i przeglądał jakieś zdjęcia gdy nagle do kwatery weszła jego córka.
- Co robisz, tato?
- Nic kochanie - kapitan schował terminal i łyknął herbatę.
- Wiesz, ten porucznik Altor jest bardzo miły. Zabrał mnie dziś na holodek, gdzie z większą grupą oficerów odtwarzali starożytną historię o piratach... - powiedziała Magraget, jednak ojciec jej przerwał.
- Skarbie... On jest od Ciebie dużo starszy... Powinnaś chyba zachować dystans... A poza tym on jest El-Aurianinem.
- To chyba nie grzech - zapytała Margaret.
- Nie, ale...
Niespodziewanie ich rozmowę przerwał komunikat z mostka.
- Kapitanie dolatujemy do stacji.
- Już idę - odpowiedział kapitan.
W chwilę później był już na mostku, gdzie z jego fotela wstała Savona.
- Kapitanie, stacja jest w zasięgu kamer.
- Ekran - powiedział Ernest i zasiadł na swoim fotelu.
Na ekranie pojawiła się stacja, federacyjna konstrukcja, dookoła której latało kilka okrętów federacji przeróżnych klas. Największymi były Nebula i Akira, które dosłownie rzucały się w oczy, ale dało się zauważyć kilka Defiantów i tylko jednego, ale jak widocznego - Prometheusa. Kapitan zatrzymał na chwile wzrok na tej jednostce. Niespodziewanie jego myśli przerwał wiadomość oficera komunikacyjnego, który zameldował, że wzywa ich stacja.
- Ekran - powiedział kapitan jakby oczekiwał admirała.
I miał rację! Na ekranie pojawiły się dwie osoby: kapitan Alandin - Bolianin, i admirał Sovotek - Wolkanin.
- Admirale co za niespodzianka - powiedział na powitanie Ernest.
- Zapewne się mnie spodziewałeś, albo kogoś z moją rangą?
- Spodziewałem się admirała, ale nie z czterema oczkami.
Admirał wyraźnie próbował nie dopuścić do dalszej rozmowy przy świadkach. Zaprosił kapitana na pokład stacji. Ernest zgodził się na spotkanie o 16.00 i zezwolił swojej załodze na odwiedziny stacji. Sam udał się do kwatery, by zabrać neseser, który dostał od admirała Heroto. Co prawda nie wiedział co jest w środku, gdyż tylko Sovotek miał klucz, ale spodziewał się, że ma to związek z konwojem. Następnie udał się na stację.

Ernest wszedł do pomieszczenia z zasłoniętymi oknami. Przy biurku dowódcy stacji dziś wyjątkowo siedział admirał, a kapitan stał za nim. Martin ruszył wolnym, ale zdecydowanym krokiem w stronę biurka.
- Proszę siadać, kapitanie - powiedział admirał, wskazując na krzesło postawione w centralnym miejscu pomieszczenia.
- To co zaraz powiemy musi zostać pomiędzy nami - wtrącił się Alandin.
Admirał wstał i podszedł do panelu, na którym wyświetlił dane obszaru. Dziwnie znajomego Ernestowi. To była mapa taktyczna obszaru przygranicznego Federacji, Tzenkethi i Orinad. Jak się okazało USS Entrapment będzie przewodzić konwojowi złożonemu z jedenastu okrętów. Poza Galaxy, Nebulą i dwoma Akirami, do Orinad wybiorą się jeszcze Intrepid, Excelsior, Prometeusz oraz cztery Defianty w ramach eskorty. Plan jest prosty: konwój poleci do systemu Orinad, gdzie przekaże lekarstwa władzom, a następnie wróci do Federacji bez eskortowców, które pomogą przerzucić część lekarstw do innych systemów. Ernest pomyślał sobie, że to proste - przecież nic się nie może zdarzyć, nikt nie zaryzykuje ataku na zgraję mocnych statków. Ale poza tym, że okręty były przygotowane było jeszcze coś, co wyraźnie zaniepokoiło kapitana. Otóż brakuje kompetentnych oficerów na stanowiska dowódcze. Tak więc tylko okręt klasy Akira - USS Farpoint, dowodzony był przez kapitana. Reszta przez komandorów, komandorów-poruczników lub nawet przez poruczników, co tyczyło się "twardych malców". Ernest nie mógł nic zrobić, bo przecież nie wytrzaśnie kapitana pstryknięciem palców - pomyślał sobie. Zabrał terminal z ważnymi zapisami i udał się na Entrapment, gdzie dokonał inspekcji.
W sali odpraw zebrali się wszyscy dowódcy okrętów biorących udział w konwoju. Ernest wszedł do pomieszczenia, spojrzał na (w większości) młodych ludzi i usiadł na końcu stołu. Zaraz za nim usiedli inni oficerowie. Kapitan Marscynsky siedział po drugiej stronie stołu i był drugim oficerem najwyższym rangą w tym pomieszczeniu. Ernest jeszcze raz spojrzał po kolei na każdego z oficerów i przystąpił do zapoznawania ich z rozkazami.
- Panowie. Na początku pragnę powitać was na moim okręcie - po tym krótkim przywitaniu przystąpił do zapoznawania oficerów z celami misji - Misja jaką mamy wykonać, to standardowy konwój. Przewozimy lekarstwa i sprzęt medyczny do systemu Orinad. Okręty klasy Defiant zostaną na miejscu jeszcze przez cztery tygodnie, by dopilnować dystrybucji lekarstw. Reszta okrętów powróci do Federacji. To najprostsza misja, jaką kiedykolwiek miałem okazję prowadzić. Czy są jakieś pytania?
- Tak kapitanie - odezwał się Marscynsky - Czy nie obawia się pan ataku Tzenkethi? Jest bardzo możliwe, że będą chcieli nam przeszkodzić.
- Dlatego właśnie lecimy tam w konwoju, a nie w pojedynkę - Ernest zauważył, że Marscynsky wyskoczył z tym pytaniem, gdyż chciał wymusić szacunek na innych oficerach podważając autorytet dowódcy. Wiedział, że mogą być z nim kłopoty. Zresztą zauważył, że jego uwaga wcale nie była bezpodstawna. "Widać gościu dobrze zna moją przeszłość, wie o moich uprzedzeniach do Tzenkethi" - pomyślał Ernest. Zauważył też, że inni oficerowie raczej nie podążyli tokiem myślenia Marscynskiego i posłusznie przyglądali się Ernestowi.
Kapitan zwolnił wszystkich i zarządził odlot floty o 21.0, czyli za trzydzieści minut. Ernest został sam w sali odpraw. Zamówił swoją ulubioną herbatę i usiadł przed oknem przyglądając się flocie, którą przyszło mu dowodzić. Podziwiał piękne kształty Prometeusza, klasyczną sylwetkę Excelsiora i zupełnie nowatorskie kadłuby Defiantów. Nawet nie zauważył kiedy minęło trzydzieści minut. Ockną się, gdy Savona zawiadomiła go o gotowości floty. Ernest wstał, poprawił mundur i ruszył śmiało w stronę drzwi. Chwilę później był już na mostku i zasiadł w zwolnionym przez Savonę fotelu.
- Status - zapytał.
- Flota gotowa do odlotu - zameldowała Wolkanka.
- Nic tu po nas... Sternik, kurs na Orinad. Warp 8. W drogę - za każdym razem, kiedy wymawiał te słowa na mostku tego okrętu, czuł, że nareszcie doszedł do czegoś.
Flota ruszyła na impulsowej, gdy tylko odsunęła się od stacji wszystkie okręty weszły w warp.

Kapitan dokonywał właśnie osobistego przeglądu stanowiska taktycznego na wypadek domniemanego ataku. Razem z oficerem taktycznym - Lowelem, przeglądali raporty o wyrzutniach torped, które były dość nowatorskim rozwiązaniem - kombinacją technologii Dominium, Federacji z przyszłości jaką dostarczyła Janeway z Voyagerem oraz nowych sojuszników Federacji Romulusa i Cardassji. Eksperymentalne były też baterie fazerów. Te nowoczesne punktowe armatki zastąpiły liniowe fazery na kadłubie spodka. Niespodziewanie odezwał się oficer komunikacyjny.
- Kapitanie, odbieram wezwanie z USS Farpoint. Kapitan Marscynsky na prywatnej linii.
- Ekran - powiedział spokojnie kapitan Ernest.
- Wymagany jest pański kod dostępu... - dodała Elanii.
- Przerzućcie do mojego gabinetu - powiedział już lekko zdenerwowany Martin. Po wydanym rozkazie udał się do gabinetu, gdzie włączył komputer i podał kod dostępu.
- Ernest-Teta-Margaret-012-1-A.
Na ekranie pojawił się symbol Federacji i informacja, iż proces dekodowania transmisji się rozpoczął. Wkrótce pojawił się Marscynsky.
- Marscynsky, co ty do diabła wyprawiasz?! - wrzasnął zdenerwowany Ernest - Co to ma znaczyć!? Głupie pytania w sali obrad, tajemnicze wezwania, dekodowanie transmisji? Po co ten cyrk?! Tylko mi nie mów, że wszystko to na wypadek podsłuchu Tzenkethi!!
- Nie kapitanie. - odpowiedział wyraźnie zdziwiony reakcją Ernesta - Chciałem tylko dowiedzieć się, czy pojmujesz zagrożenie ze strony Tzenkethi, tak jak ja. Jednak widzę, że jesteś przewrażliwiony, gdyż śmierć twojej żony przesłoniła ci prawdziwy cel tej misji. Jeżeli nie czujesz się na siłach, możesz oddać dowództwo nad flotą w moje...
- Dziękuję - przerwał Ernest - Proszę zinwentaryzować ładunek w pańskiej ładowni, który przewozimy do Orinad. To rozkaz. Ernest, skończyłem.
Kapitan rozłączył się i natychmiast polecił komputerowi skasować zapis rozmowy. - Tym razem odpuszczę draniowi - pomyślał. Wiedział, że Marscynsky jest kapitanem od pół roku i jest bardzo ambitnym dowódcą. Odznaczył się wielkim sprytem podczas krótkich potyczek z Imperium Breen, które pobudzone przez Dominium zaczęła sobie śmiało poczynać w galaktyce. Marscynsky przy pomocy jednego Excelsiora wykonał brawurową misję, której celem było zniszczenie eskadry sześciu Breeńskich riderów z nowym typem broni. Jego ruchy były tak śmiałe, że wróg nawet nie zdążył podnieść osłon przed zniszczeniem. Ale widać, że te wydarzenia pozwoliły mu nabrać pewności siebie i teraz pragnie pozbawić władzy takiego wyjadacza, jak Ernest. Pomimo faktu, iż Marscynsky jest świetnym strategiem i świetnie radzi sobie z jednym okrętem, to na pewno z grupką poszłoby mu gorzej. Martin był tego pewien, nawet próbował sobie wyobrazić potyczkę z odziałem kapitana Marscynskiego dowodzącego grupką okrętów, jednak tę wymyśloną komedię przerwała Savona.
- Kapitanie, proszę natychmiast przyjść na mostek.
- Już idę. - odparł Ernest i ruszył szybkim krokiem w stronę drzwi.
- Raport! - krzyknął kapitan.
- Odbieramy na skanerach dziwną anomalię. Komputer nie identyfikuje tego typu zjawiska. - zameldował Lowel.
- Co to może być? - zapytał z zaciekawieniem kapitan.
- Bardzo prawdopodobne, że to... tunel podprzestrzenny.
- Lowel, wyślij sygnał do Floty. Udajemy się w jego stronę. - później z wielkim zainteresowaniem - To niesamowite odkrycie, drugi tunel podprzestrzenny... - powiedział podekscytowany kapitan.
- Czy anomalia znajduje się w naszej przestrzeni? - zapytała ostrożnie Savona.
- Tak, ale... to dziwne... przesuwa się wzdłuż granicy, na zachód.
- Co? - ponownie odezwał się zaciekawiony kapitan.
- Kapitanie, Gwiezdna Flota zawiadomiona. Jesteśmy gotowi do udania się w stronę anomalii. - zameldował Lowel.
- Dobrze. - Kapitan zasiadł w swoim fotelu - Warp 6. Impuls...

Tymczasem Margaret i porucznik Altor znajdowali się pośrodku polany, w cieniu samotnego, ogromnego drzewa. Margaret siedziała oparta plecami o drzewo, a Altor leżał z głową na jej udach. Dziewczyna głaskała go po włosach.
- ... i Nexus jest dla nas tym, czym dla was raj - powiedział Altor.
- To takie nieprawdopodobne... Wstęga energii zapewniała wam dom na pokolenia? - zapytała z niedowierzaniem Margaret.
- Tak, to bardzo niezwykłe doświadczenie...
- To znaczy, że byłeś tam kiedyś?
- Tak, to było dawno temu... - odpowiedział z wahaniem w głosie porucznik.
- I co się stało wtedy?
- Wtedy... - Altor zawahał się chwilkę, jakby czekał na jakiś komunikat. I doczekał się. To było wezwanie z mostka.
Wszyscy oficerowie ze zmiany Alfa mieli natychmiast zgłosić się na mostku. El-Aurianin dotknął ramienia Margaret i wyszedł z holodeku. W chwilę później wstała Margaret, rozejrzała się po pięknej okolicy i powiedziała:
- Komputer, zakończ program.
Piękna łąka nagle rozpłynęła się, i w jej miejscu pojawiła się ciemna sala pokryta srebrnymi holoemiterami. Margaret poczuła smutek z powodu niespodziewanego zakończenia spotkania. Na pewno chwile spędzone z El-Aurianinem były dla niej bardzo mile, gdyż czuła, że rodzi się w między nimi uczucie. Cały czas myślała o następnym spotkaniu.

Altor niezwłocznie pojawił się na mostku. Kapitan Ernest siedział w swoim fotelu i starał się nie zdradzać po sobie, że wiedział gdzie przebywał El-Aurianin i... z kim. Altor również starał się nie pokazać tego po sobie. Ruszył prosto z turbowindy w stronę swojego pulpitu ze spuszczoną głową, jakby nie widział kapitana, albo nie chciał go zobaczyć. Gdy zasiadł już przed sterami kapitan zwrócił się do niego.
- Raport.
- Zbliżamy się do anomalii. - po chwili - jesteśmy już w zasięgu kamer. - zameldował Altor.
- Ekran.
Oczom całej załogi ukazał się mała, zielona plamka.
- Maksymalne powiększenie - rozkazał Kapitan.
Obraz powiększył się kilka razy i owa kropka okazała się być pewnego rodzaju lejkiem. Przypominał on trochę tunel zaobserwowany wcześniej w sektorze Tajfun. Ale tamten był niebieski i na dodatek niestabilny.
- Kapitanie, będziemy w odległości umożliwiającej badania za 45 sekund. - zameldował oficer naukowy.
- Bardzo dobrze. Rozkazać wszystkim statkom, aby utrzymywały bezpieczną odległość. Jeszcze nie wiemy, czy tunel jest bezpieczny. - wydukał kapitan - Komandorze Savona, przejmuje pani mostek.
Wolkanka przytaknęła głową. Kapitan udał się do swojego gabinetu, kierując ostatnie słowa do oficera komunikacyjnego:
- Połączcie mnie z dowództwem Floty.
Wkrótce uzyskał połączenie. Na monitorze pojawił się Admirał Heroto.
- Admirale, znaleźliśmy nową anomalię. Wstępne badania potwierdzają, iż jest to tunel podprzestrzenny. Teraz badamy czy jest stabilny.
- Rozumiem. Jednak musisz przerwać badania i udać się do Orinad, by dowieźć tam lekarstwa. - odpowiedział admirał.
- Ależ admirale, to jest bardzo ważne odkrycie. - krzyknął Ernest.
- Tak wiem, ale ty masz ważniejsze zadanie. Zaraz wyślę jednostki do zbadania tego fenomenu.
- Może zrobimy inaczej... Zostawię jeden okręt by badał anomalię i czekał na posiłki. - zaproponował kapitan.
- Dobrze, informuj mnie na bieżąco... Heroto, skończyłem.
Admirał zniknął, a Ernest wpadł na genialny pomysł. To USS Farpoint, ze zbuntowanym kapitanem zostanie na miejscu, by zbadać anomalię. Kapitan wyszedł z gabinetu, usiadł w fotelu. Poprosił o nawiązanie łączności z Akirą, gdy nagle pewien meldunek zdezorientował personel całego mostka:
- Kapitanie, wykrywam mały okręt w pobliżu tunelu.
- Co... Jak... Zeskanować go...
- To okręt nieznanego pochodzenia. Jego sygnatura, ani konstrukcja nie są rozpoznawane przez komputer.
- Fascynujące - powiedziała Savona - pochodzą z drugiej strony i przybyli by poszerzyć swoją wiedzę o tej części... Możemy wyciągnąć wniosek, że tunel jest stabilny i gdzieś prowadzi.
- Czy możliwe, że nasza sonda przyciągnęła go tutaj? - zapytał Ernest.
- Tak, to bardzo możliwe. Jednak zalecam ostrożność, kapitanie. - odpowiedział Lowel.
- Wykrywam coś jeszcze, dwie humanoidalne formy życia na pokładzie. - zameldował Altor.
- Kapitanie, statek skanuje naszą flotyllę.
- Niech skanuje, pokażemy, że nie jesteśmy wrogo nastawieni. - odpowiedział Ernest.
Fascynacja tym fenomenem trwała chwilę, do momentu, gdy kolejny sygnał z konsoli taktycznej zameldował o zagrożeniu.
- Kapitanie, tunel zbliża się do nas, z ogromną prędkością. - krzyknął Lowel.
- Cała w tył, wszystkie statki cofnąć się.
Okręty Federacji zaczęły się wycofywać, ale tunel pojawił się tuż koło nich tak niespodziewanie, a na dodatek zakłócił pole warp. Konwój był otoczony ze wszystkich stron przez zielone światło.
- Napęd warp nie działa, silniki impulsowe również, osłony na 65% i spadają - zameldował Lowel.
- Wysłać wezwanie o pomoc. - ryknął kapitan.
- Łączność jest zakłócana. - zameldowała z przerażeniem Elanii.
- Ernest do wszystkich: opuścić okręt...!! Powtarzam: opuścić okręt...!!!...
Jednak jego głos ucichł w niesamowitych dźwiękach generowanych przez światło. Cała konstrukcja zaczęła się trząść. Galaxy i inne okręty szybowały w zielonej przestrzeni obracając się bezwładnie jak butelka szampana rzucona podczas chrztu statku. Załoga traciła przytomność...
Zielony kolor po woli został zastąpiony przez biały, aż w końcu kompletnie zdominował otoczenie, do czasu gdy niespodziewanie zniknął, a okręty "wypadły" ze światła prosto w przestrzeń kosmiczną.

Część II

Ciemno... Było tak ciemno... Nagle usłyszałem głos - pomyślał kapitan - powoli otworzyłem oczy... To Altor i doktor Muniz.
- Kapitanie, czy wszystko w porządku? - zapytał doktor.
- Tak... Trochę boli mnie głowa... Co się stało...
- Dokładnie nie wiemy... Ale tunel gdzieś rozpłynął się. Sensory, osłony, bron i komunikacja nie działają. Udało się nam przywrócić transportery i systemy podtrzymywania życia. Wyglądając przez okna zidentyfikowaliśmy wszystkie okręty konwoju - nikt nie ucierpiał. Niestety nie mogliśmy się z nimi porozumieć, tak więc przesłaliśmy łączników na poszczególne jednostki.
- Niech zgadnę - przerwał kapitan - wszystkie okręty bezbronne?
- Tak, ale USS Hood i USS Monitor odzyskały sprawność w ponad 80%. Poza sensorami oczywiście. - zameldował Lowel.
- Dobrze, w końcu jesteśmy blisko granicy z Tzenkethi. Chciałbym być na nich przygotowany. - po chwili - czy ten tunel to mogła być jakaś ich tajna broń?
- Możliwe, ale Tzenkethi nigdy nie wymyślali nowych technologii, tylko kradli od innych.
- Mniejsza o to - powiedział kapitan łapiąc się za głowę - doktorze czy mogę dostać coś od bólu?
- Oczywiście, może uda się pan ze mną do ambulatorium. - zaproponował doktor.
- Wolę inaczej spożytkować ten czas. - zaprzeczył kapitan - Poruczniku Lowel, który okręt ma obecnie najsprawniejszy system komunikacji?
- USS Hood. - odparł taktyczny.
- Prześlę się tam i spróbuję nawiązać kontakt z Flotą, albo najbliższym posterunkiem. Poruczniku Altor, proszę za mną. Przygotować się do przesłania dwóch osób.
Oboje weszli do turbowindy. Kapitan wydał polecenie:
- Komputer, przesyłownia nr 2.
Komputer zareagował charakterystycznym dźwiękiem i turbowinda ruszyła. Oboje stali przez chwilę, nie spoglądając na siebie. W końcu odezwał się Ernest.
- Fajnie było na holodeku? - zapytał kapitan.
Altor troszkę zaskoczony:
- Opowiadałem pańskiej córce o korzeniach mojego ludu...
- Zapewne - odparł całkowicie wyluzowany kapitan. Wydawał się tym w ogóle nie interesować.
- Kapitanie - zareagował zmieszany Altor - to nie jest to o czym pan myśli.
- Tak... a o czym myślę... - odpowiedział kapitan, dalej wyglądając na nie zainteresowanego rozmową, którą sam rozpoczął.
- Myślę, że...
- Dosyć tego - przerwał podniesionym głosem Ernest - Komputer, zatrzymaj turbowindę. Wstydziłby się pan. Ona ma tylko 15 lat, a pan prawie trzysta...
- Prawie dwieście pięćdziesiąt...
- Prawie - odrzekł z pogardą kapitan.
- Ale na realia waszego gatunku mam 21 lat.
- Dosyć, tego!!! Dokończymy później, a tymczasem proszę się trzymać z dala od mojej córki. - odpowiedział wyraźnie zdenerwowany kapitan. Później zupełnie spokojnie wydał polecenie komputerowi, by winda ruszyła dalej.
Oboje stali z zupełnie obojętnymi minami do końca podróży. W końcu dotarli do pokładu przeznaczenia. Drzwi otworzyły się i oboje wyszli z turbowindy. Podążyli do przesyłowni, gdzie czekał na nich główny mechanik Martin Lafetein.
- Kapitanie, transporter sprawny. Możemy przesłać pana na USS Hood.
- W porządku Martin.
Kapitan lekko się uśmiechnął, gdyż nie dość, że mechanik był jego imiennikiem, to był jego dobrym znajomym z Akademii Floty. Lafetein był o dwa lata młodszym kadetem od Ernesta.
- Czy pan udaje się z nami, komandorze? - zapytał Altor.
- Tak, spróbuję podkręcić ich systemy komunikacji.
W trójkę weszli do transportera. Ernest wydał polecenie:
- Impuls.


Trójka oficerów z Entrapment pojawiła się na pokładzie Excelsiora równo o 13.15. Natychmiast udali się do maszynowni, gdzie oczekiwał ich dowódca tego okrętu - komandor-porucznik Laveten oraz wszędobylski kapitan Marscynsky. Ernest wszedł w towarzystwie swoich oficerów do maszynowni.
- Kapitanie, za chwilę zakończymy naprawę anteny i będziemy mogli wysłać sygnał pomocy. - zameldował dowódca USS Hood.
- Bardzo dobrze. Komandorze - zwrócił się do Lafetein'a - proszę pomóc.
- Tak jest - potwierdził mechanik i udał się do panelu, przy którym inni mechanicy grzebali coś.
- Co pan tu robi kapitanie? - zapytał Ernest swoją zmorę, Marscynskiego.
- Przybyłem uczestniczyć w wysłaniu sygnału. W końcu jestem kapitanem.
- O tak - odezwał się Ernest.
- Gotowe kapitanie - zameldował komandor Laveten.
- Dobrze, rozpoczynamy. - rozkazał Ernest.
- Otwieram kanał... Wysyłam sygnał... - po chwili - Kapitanie, nie otrzymuję odpowiedzi... Przeprowadzam diagnostykę nadajnika... wszystko w porządku...
- Więc co jest nie tak? - zapytał Marscynsky.
- Już wiem - odpowiedział Lafetein - docelowy odbiornik zniknął... - na chwilę przerwał, by przełknąć ślinę i kontynuował ze zdziwieniem - podobnie jak Czwarta Stacja i najbliższa Baza Gwiezdna. Nie odbieram żadnych stacji nasłuchowych, które jeszcze przed chwilą znajdowały się wzdłuż granicy Tzenkethi.
- Przed chwilą, to znaczy przed tunelem... - dodał Altor.
- Czy możliwe jest, że przekroczyliśmy go? - zapytał Ernest.
- Tak, to jedyne logiczne wyjście... Ale nigdzie nie mogę go zlokalizować. - dodał Lafetein.
- Alarm czerwony dla całej floty. Jak najszybciej przygotować broń, osłony i sensory. Musimy się przygotować na ewentualne spotkanie z tą obcą rasą. - rozkazał Martin Ernest.


Dwa dni później:
- Kochanie mówiłem Ci, że on nie jest odpowiedni dla ciebie.
Kapitan Ernest znajdował się w swojej kwaterze i próbował przekonać swoją córkę, aby zrezygnowała ze znajomości z El-Aurianinem. Jego postępowanie było zrozumiałe, gdyż martwił się o swoją córkę. Stracił żonę, a Margaret chciał zatrzymać przy sobie jak najdłużej.
- Tato, między nami nic nie ma... Ja po prostu lubię z nim rozmawiać. - broniła się Margaret.
- On nie rozmawia, on słucha. Zapomniałaś, że pochodzi z rasy słuchaczy?
- Tato, nie chcę o tym rozmawiać! - zareagowała dziewczyna.
Kapitan obserwował jak córka wyszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Tego jeszcze brakowało - pomyślał - aby moja córka się ode mnie odwróciła. Ernest dokończył picie herbaty i wyszedł z kwatery. Ruszył w stronę turbowindy. Następnie udał się na mostek. Na miejscu poprosił o raport.
- Sensory sprawne kapitanie. - odparł Lowel.
- Jaka jest nasza pozycja. - zapytał kapitan.
- Z ustaleniem tego mieliśmy trochę problemu. - odpowiedziała Savona.
- Na podstawie najbliższego układu - wtrącił się Lafetein - możemy stwierdzić, że to nie jest żaden znany mam sektor. Ale, na podstawie oceny odległości od jądra galaktyki możemy stwierdzić, że... jesteśmy w Alfie, i nawet w tym samym miejscu, gdzie byliśmy przed przeniesieniem, tj. na granicy z Tzenkethi.
- To oznacza, że jesteśmy w tej samej galaktyce, ale... - rozpoczął kapitan.
- W innym wymiarze. - dokończył Lafetein.
- Czyli obecnie znajdujemy się na terenie jakiegoś innego imperium...
- Tak. - potwierdziła Savona.
- Czy możliwe, że jesteśmy w wymiarze sojuszu klingońsko-kardasjańskiego?
- Nie, to możemy wykluczyć, gdyż technologia używana przez sojusz zostawiłaby pewne ślady. Na przykład bazy, stacje... a tutaj nic takiego nie mamy. Nawet nie odebraliśmy żadnych śladów warp klingońskich i kardasjańskich. - dodał Lafetein.
- Dobrze... - zamyślił się kapitan - Status floty?
- Wszystkie okręty sprawne. - dodał Lowel.
- Zarządzam naradę dowódców. Wezwać mi ich tutaj, natychmiast. - powiedział Ernest i udał się do sali odpraw.


Śnieżny kadłub USS Entrapment sunął w przestrzeni. Rozdzierał próżnię niczym kajak wodę. Jako wiodący prym statek Floty przewodził stadu kaczek.
Kapitan Ernest pił swoją ulubioną herbatę w towarzystwie oficerów dowodzących innymi okrętami. Teraz, po przeprowadzeniu wszystkich badań, jasne stało się, że flota jest w innym wymiarze. Galaktyka wydaje się być identyczna z tą jaką znają, ale układy planetarne i ich lokalizacje różnią się od tych z "ich" świata.
- Panowie - rozpoczął spokojnie kapitan - nasza sytuacja jest dość skomplikowana. Zostaliśmy sprowadzeni do tego wymiaru, wbrew naszej woli, przez obcą siłę. Niestety tunel, którym tu przylecieliśmy zniknął, i nie wiemy jak go odtworzyć. Jednak na pewno wiedzą to obce istoty, które nas tu sprowadziły. Dlatego proponuję, abyśmy rozejrzeli się trochę po okolicy i zebrali niezbędne informacje o tym tunelu, sztucznym jak zresztą podejrzewamy. - zwrócił się do Lafetein'a - Komandorze...
- Jeżeli tunel - rozpoczął - został stworzony sztucznie jest wysoce prawdopodobne, że obce istoty mogą go odtworzyć. Jest również prawdopodobne, że już kiedyś nawiedzali nasz wymiar. Według danych z komputera w ciągu dwóch lat znikło pięć okrętów federacyjnych w niewyjaśnionych okolicznościach. Zapewne Federacja uzna nas za zaginionych... jednak aby temu zapobiec musimy odszukać drogę do domu. Dlatego proponuję udać się do najbliższego systemu gwiezdnego, nazwanego przez nas: Omega-13. Jest to najbliższy układ, zdolny do podtrzymania życia...
- Podobnego do naszego - zwrócił uwagę Marscynsky.
- Tak... jest tam planeta klasy M. - odparł Lafetein.
- Skąd ta pewność, że obca rasa jest podobna do nas? - kontynuował Marscynsky.
- Możemy się tylko domyślać, że...
- To nie starczy komandorze... Musimy myśleć w pięciu wymiarach...
- Tak, musimy... ale teraz podążymy za planem Lafetein'a. - włączył się kapitan Ernest.
- Może powinniśmy zagłosować... - dodał Marscynsky.
- Dobrze - odparł kapitan Ernest - zagłosujmy. Kto jest za misją badawczą do tego systemu?
- Nie, kapitanie... chodziło mi o to, byśmy zagłosowali, kto ma zostać przywódcą naszej grupki. Wydaje mi się, że pan już pokazał co potrafi...
Ernest zastanawiał się przez chwilę. Lafetein i Savona patrzyli na niego jakby widzieli chłopca, bojącego się o swoje zabawki. Ale Ernest wcale o tym nie myślał. Nie przejmował się utratą stanowiska. Szybko ocenił, że większość oficerów zagłosuje za nim.
- Proszę bardzo. Głosujmy - odpowiedział zdecydowanym głosem.
Po oddanych głosach niewiele się zmieniło, poza tym, że Marscynsky w końcu doszczętnie się skompromitował. Oburzony opuścił salę i udał się na swój okręt bez słowa komentarza. Ernest nie ukrywał swojego zadowolenia. Na jego ustach rysował się leki uśmieszek, podobnie jak na ustach reszty oficerów. Tylko Savona zachowała kamienną twarz.
- Tak więc głosowanie mamy za sobą. Proszę powrócić na swoje okręty. Wkrótce udamy się do systemu. I proszę się zapoznać z danymi o misji sporządzonymi przez moich oficerów.
Dowódcy jednostek Floty wyszli z pokoju. W sali pozostali Ernest, Savona i Lafetein.
- Kapitanie - powiedział Lafetein - mam nadzieję, że nam się uda. - wyszedł z sali.
- Nie obawia się pan o Marscynskiego? - zapytała Savona.
- Nie... on nic nie może. Teraz, gdy wszyscy poparli mnie zrozumie, że nie ma innego wyjścia jak podporządkować się. W sytuacjach tak wyszukanych jak ta dowódca najsilniejszego okrętu przejmuje bezdyskusyjne dowództwo nad całą resztą. Wszyscy dowódcy to wiedzą.
- Dlatego założył pan, że zagłosujemy za panem?
- Oczywiście. - uśmiechnął się Ernest.
- To było logiczne - odparła Savona.
Niespodziewanie przerwał im oficer komunikacyjny.
- Kapitanie, USS Farpoint oddala się od nas... właśnie wszedł w warp...
- Gdzie poleciał? - zapytał Martin.
- Dokładnie w drugą stronę.
- Już idę.
Kapitan udał się na mostek. Jednak wiedział, że ściganie Marscynskiego to nie jest zadanie na ten czas. Ważniejsze było zlokalizowanie obcej rasy. Kapitan popatrzył na ekran nie ukrywając swojego zdenerwowania.
- Teraz nie mamy czasu na zabawy. Wprowadzić kurs na system Omega-13. Warp 8.
Po wydaniu rozkazu udał się do swojego gabinetu.


- Komandorze, wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale Ernest nie jest dobrym dowódcą. Dlatego musimy odnaleźć sami wrogą cywilizację. Poznać ich technologię i poznać. Tylko tak powrócimy cali do domu.
W sali obrad kapitan Marscynsky rozmawiał ze swoimi oficerami na temat jego ostatniej decyzji.
- Ależ kapitanie - powiedział pierwszy oficer Arthuro - Jeżeli proponuje pan użycie siły, to pragnę przypomnieć, że...
- To nasze jedyne wyjście. - dodał oficer taktyczny Hollowel.
- Teraz nie jesteśmy na terenie Federacji. Dyrektywy nas nie obowiązują. Musimy działać. A gdy wrócimy do Federacji, wtedy będziemy odpowiadać, za nasze błędy. Jedynym wyjściem jest przechwycenie obcej technologii. Będziemy próbować zdobyć ją pokojowo, ale jeżeli nasze wysiłki okażą się daremne wówczas upomnimy się o swoje przy pomocy torped metafazowych. Czy podważa pan mój rozkaz komandorze?
- Ależ oczywiście, że nie, kapitanie.
- Dobrze. Udajemy się więc do systemu z czerwonym słońcem. Czujniki USS Hood wykryły tam ślady sygnatur obcych pojazdów. Tam na pewno ktoś jest. - dodał Marscynsky.
- Skąd te odczyty, i dlaczego Entrapment ich nie ma. - zapytał Arthuro.
- To taka mała sztuczka... jeszcze z czasów akademii. Gdy ich mechanik bawił się z anteną myśląc, że jest zepsuta, ja maskowałem odczyty z tego systemu.
- Ależ kapitanie, czy to przypadkiem nie jest złamanie regulaminu? - krzyknął komandor Arthuro.
- Może, ale jak już mówiłem, tym zajmiemy się później, gdy uratujemy życie swoje i tych zapatrzonych w Ernesta oferm. To wszystko. Meldować mnie na bieżąco.
Oficerowie wyszli z sali. W pomieszczeniu został tylko Marscynsky. Kapitan siedział w fotelu i wpatrywał się w okno. Był bardzo pewny siebie, a przez jego umysł przewijały się myśli typu... Marscynsky odznaczony za męstwo... awansowany na kapitana, za uratowanie życia tysiącom oficerów i zdobycie nowych technologii...


Tymczasem flota pod dowództwem Ernesta odlatywała do systemu Omega-13. Kapitan pojawił się na mostku, gdy tylko system znalazł się w zasięgu sensorów.
- Raport. - rozkazał Ernest.
- Skanuję planetę klasy M... Kapitanie... Brak życia... - zameldowała Elanii.
- Jak to? - krzyknął zdziwiony Ernest - Przecież to planeta klasy M.
- To nie wszystko kapitanie... Niebieska planetę nie jest zamieszkana, ale za to planeta klasy Y jest!!!
- Klasy Y??? Czy ktoś mógłby przeżyć tam???
- Tak... Około 360 milionów istot... humanoidalnych...
- Fascynujące - dorzuciła Savona.
- Kapitanie - zameldowała wstrząśnięta Elanii - wzywają nas.
- Wzywają nas?... Ekran...
Na monitorze pojawiła się dziwnie wyglądająca postać, jej otoczenie było wypełnione jakimś pomarańczowym gazem. Ona sama nie przypominała człowieka, jedynie wyprostowaną postawą. Posiadała sześć rąk, potężne musze oczy, jej skóra była niesłychanie brązowa. Obraz był nieco zakłócony, ale to przez niekompatybilność systemów łączności. Tak przynajmniej wytłumaczyła to Elanii.
- Witamy was... Kim jesteście? - zapytała obca forma życia. Po tym jak tłumacz zidentyfikował obce sygnały.
- Jestem kapitan Martin Ernest z federacyjnego statku kosmicznego USS Entrapment. Przybyliśmy... zostaliśmy zabrani wbrew naszej woli z innego wymiaru przy pomocy sztucznie wytworzonego tunelu. Czy wiecie coś o tej technologii?
Obcy wyraźnie przeraził się słysząc o tunelu.
- Niestety nie. Natychmiast opuścicie naszą planetę. - Obcy znikł.
- Przerwali łączność kapitanie - zameldowała Elanii.
- Widać bardzo się czegoś boją. - dodała Savona - Może to...
- Niech zgadnę - przerwał Ernest - obcy od tuneli ich zastraszyli?
- Tak właśnie pomyślałam.
- Nie interesuje mnie ich powiązania. Macie dowiedzieć się od nich czegoś więcej. Komandorze, zabierze pani grupę zwiadowczą na powierzchnię.
- Zaraz dostosuję kombinezony do atmosfery - dodał Lafetein.
Razem z Savoną i Lowelem udali się do turbowindy. Niestety transportery były bezużyteczne, gdyż niespotykany związek chemiczny z atmosfery zakłócał jego działanie. Dlatego oficerowie zabrali prom i udali się z grupką marines na powierzchnię planety. Wkrótce wylądowali na głównym placu jakiegoś miasta. Po wyjściu z promu natychmiast pojawili się jacyś dziwni osobnicy, którzy kazali mi udać się za nimi. Savona domyślała się, że to ochrona. Wkrótce znaleźli się w ogromnym pomieszczeniu, gdzie zostali zamknięci. Po kilku minutach oficerowie zebrali mnóstwo danych na temat składu ścian i przedmiotów znajdujących się w pomieszczeniu. Niespodziewanie ogromnie ściany się otworzyły, i wyszedł z nich korowód obcych. Wśród nich był ten znany już z Entrapment - ten, który odmówił wyjaśnień.
- Prosiłem was, abyście opuścili planetę. - rozpoczął.
- Przybywamy w pokoju. Nic wam nie zrobimy - odpowiedziała Savona.
- To nie chodzi o wasze zamiary... nam chodzi o Tarinków!!! Musicie jak najszybciej opuścić ten system, zanim się o was dowiedzą.
- Kim oni są? Czy to oni dysponują technologią mogącą stworzyć tunel?
- Tak... nie... nie wiemy... Oni są najbardziej zaawansowani... musimy ich słuchać... bo inaczej śmierć... - dodał poważnie przerażony obcy.
- Tam skąd pochodzimy pilnujemy porządku. Każda istota ma prawo do własnego określenia swojego istnienia. - dodała Savona.
- Swojego istnienia??? Co to jest? - zapytał obcy.
- Wiem, że to pewnie dla was dziwne i zupełnie niezrozumiałe, ale my mamy swoje zasady, którymi się kierujemy. One nie pozwalają nam bezczynne patrzyć na cierpienie innych istot. Jeżeli nam pomożecie... my pomożemy wam. - odpowiedziała zdecydowanie Savona.
- Wasze statki są potężne... Zbadaliśmy je... Wy przewyższacie technologicznie Tarinków. Jednak gdybyście wygrali... Odejdziecie. I co wtedy z nami... Oni wrócą.
- Te sprawy omówimy z naszym kapitanem. Jeżeli pozwolisz... - zaproponowała Savona.
- Dobrze... - odpowiedzą zadowolony obcy - Jam jest się Altorghratant.
Savona udała się w asyście obcych i swoich oficerów do innego pomieszczenia, skąd nawiązano łączność z Entrapment. Rozpoczęły się pertraktacje.

Kapitan zajęty jest pertraktacjami w sali odpraw. Dowództwo przejęła Elanii. Właśnie zajmowała się badaniami nad anomalią gazową, która orbitowała wokół planety. To było naprawdę niespotykane zjawisko - różowa mgła tańcząca dookoła planety... Wkrótce dane jej zostało poznać prawdę o wyprawie Marscynskiego...
- Poruczniku, dowódca USS Hood wzywa nas. - zameldował oficer zajmujący się komunikacją.
- Dajcie go na ekran.
- Tu Laveten. Poruczniku... odkryliśmy coś niepokojącego. Ktoś sabotował nasz komputer. I prawdopodobnie był to kapitan Marscynsky.
- Proszę czekać - odpowiedział ze zdziwieniem Elanii - dopóki kapitan Ernest nie będzie wolny. Zaraz poinformuję go o waszym odkryciu.
Po zerwanym połączeniu Elanii udała się do sali odpraw, gdzie znajdował się Ernest. Kapitan właśnie zakończył pertraktacje, których owocem był sojusz federacyjno-astarandowski. Mieszkańcy systemu Omega-13 porozumieli się co do wzajemnej formy pomocy. Astarandowie przekażą Federacji wszystkie informacje dotyczące galaktyki w zamian za ochronę ich gatunku. Gdy Ernest dowiedział się o sabotażu jego uśmiech, wywołany porozumienia, znikł z twarzy.
- Natychmiast chcę mieć raport na stole. - zawołał - I wezwać grupę zwiadowcą na pokład.
Tak też się stało. Wkrótce okazał się, że system do którego udał się USS Farpoint, to system Tarinków - Abriancham Torein. Ernest wydał natychmiastowy rozkaz do części floty - wybrane okręty miały udać się do Abriancham Torein, by przechwycić zdrajcę.
- Nie ma się co oszukiwać, kapitanie. - powiedziała Savona - Marscynsky mógł zdradzić.
- Mógł? - wrzasną kapitan - on zdradził!
- Mógł też zostać poddany praniu mózgu podczas przejścia przez tunel. Gdy się ocknęliśmy minęło 28 godzin. Obcy mogli to wykorzystać - kontynuowała Savona.
- Nie wydaje mi się - wtrącił się Altor - Obcy przenieśli nas, ale prawdopodobnie nie wiedzieli, gdzie. Pewnie nas szukali, aż tu nagle USS Farpoint wpadł im w ręce. Teraz może być już po nim...
- Spekulacje później. - przerwał kapitan - Savona, uda się pani jako dowódca floty z USS Astachar na czele by zbadać sytuację. Ja zostanę tutaj, by wypełnić naszą cześć umowy.
- Tak jest, kapitanie. - odpowiedział Savona i udała się w stronę turbowindy.
Po kilku minutach Wszystkie okręty oprócz Galaxy i Intrepid wyruszyły do systemu Abriancham Torein, by wyjaśnić sytuację. Dodatkowo USS Monitor, klasy Nebula udał się do sąsiedniego systemu Farrnadation-Pired, z delegacją Astarandanów, by nawiązać sojusz z rasą Kolpanków.
- Dobrze. Mamy ich z głowy - zaśmiał się Ernest - A teraz wywiążemy się z naszej umowy. Kurs 135 na 43.
- Ale to jest... - wtrącił Lowel.
- Tak wiem. Niech Falcon podąża za nami. Mam złe przeczucia...
Galaxy i Interpid opuściły orbitę planety Omega-13.

Część III

Cztery godziny później. W obcym pomieszczeniu:
- Karracie Ahitor, dostąpiłeś godności wodza chmary. Wszystkie myśliwce są twoje.
Potężny pokryty łuskami na brzuchu i plecach, a na ramionach i nogach szczeciną żabo-szczur, bez ogona, z licznymi kikutami wystającymi z pleców - przypominających ogon skorpiona, zakończonych ostrymi pazurami - podszedł do leżącego na podeście i wymawiającego do niego zdanie, jeszcze większego potwora. Pochylił się. Leżący przedstawiciel obcej rasy włożył do ucha Karrata prążek, który symbolizował jego godność.
- Powstań. - powiedział przywódca. - Udasz się w swoją pierwszą misję do systemu Heberrat-Asteranf, by zbadać przyczynę zerwania komunikacji z ludem Astarandów.
- Tak jest o wielki Grikkarracie Aberten. Stanie się tak jak rozkażesz.
Ahitor pochylił się nisko, niemal do stóp zwierzchnika i po chwili opuścił pomieszczenie złożony w pół jak szkatułka. Po jego wyjściu do sali wszedł inny obcy. Grikkarrat właśnie opychał się jakimś mięsem. Łapał je brudnymi paluchami i wciskał do gardła. Nagle sługa odezwał się:
- Panie...
- Czego... Beeee... Chcesz???
- Panie... sonda z systemu Abriancham Torein zameldowała o wykryciu obcego okrętu. Konstrukcja jakiej nie znamy. Jest dość duży. Dorównuje naszym mega-bazom. Jakie rozkazy? - zapytał uniżenie sługa.
- Przechwycić... Mniam, mniam... Beeee... w ostateczności zniszczyć.
- Tak jest panie!
- Jednak pamiętaj... Jeżeli jest inny niż wszystkie... może mieć nową technologię... Zrób wszystko, by dowiedzieć się jak najwięcej.
- Tak panie. Czy będziesz przyglądać się atakowi? - zapytał sługa.
- Nie. Zaraz odlatuję na Hexatron. Ty poprowadzisz atak.
- Tak jest panie.
Grikkarrat Aberten wyjechał na swoim mechanicznym podjeździe z sali wcinając kawałki mięsa i pobekując pomiędzy kęsami. Jego sługa zacierał ręce. Był pewien, że gdy przechwyci obcą technologię Grikkarrat odznaczy go i awansuje do stopnia Karrata.
W chwilę później mały stareczek opuścił ogromny okręt i skierował się do małego tuneliku podprzestrzennego.


- Panie dolatujemy do systemu Abriancham Torein. Obcy okręt w zasięgu.
- Na holoemiter! - obcy dowódca przyglądał się mu przez chwilę. Był wyraźnie zafascynowany jego kształtami. - Przygotować chmary i rakiety.
- Tak jest... Odbieram coś jeszcze... Oni wzywają nas... - zameldował oficer w centrali.
- Nas??? - zapytał zdziwiony dowódca.
- Tak nas. Tylko dźwięk. Ich systemy komunikacyjne nie są kompatybilne z naszymi.
- Posłuchajmy...
- Tak jest. - odparł sługa i przełączył dźwięk na głośniki.
W głośnikach odezwał się dobrze znany głos kapitana Marscynskiego:
- Tu kapitan Elvis Marscynsky, z federacyjnego okrętu Farpoint. Przybywamy w pokoju. Chcemy wymienić się z wami informacjami. Możemy się wiele od siebie nauczyć...
- Tu Aherrak Alofing. Z Kastylii Tarinków. Co macie na myśli.
- Czy jesteście zainteresowani?
- Tak.
- Więc szybko się dogadamy...


Tymczasem daleko w kosmosie... Chmara 34 myśliwców Karrata Ahitora przechwyciła obcy frachtowiec powracający z Farrnadation-Pired. Kupiec zameldował pod przymusami, że zauważył tam obcy statek. A właściwie, to musiał go zauważyć, bo był tak duży, że nie sposób było go przeoczyć. Wielki jak Harrat Pograt w stolicy Kastylii. Statek przybył z systemu Astarandów, by pertraktować zawiązanie sojuszu Astarandów z Kolpankami i jakąś Federacją. Pogłoski mówią, że obcy są tak potężni, iż nawet Hexatron by im się nie oparł. Po zakończeniu przesłuchania Karreat własnoręcznie rozerwał klatkę kupca, przy pomocy pazurów wystających z kikutów i razem z załoga pożywili się jego wnętrznościami. Ahitor marzył o tym, by dane mu było pożywić się flakami tych niezwykle silnych obcych. Po obfitym obiedzie rozkazał udać się całej chmarze do systemu Astarandów, by dowiedzieć się o co chodzi, i w razie spisku zniszczyć obcych i ukarać winnych...


- Komandorze... Zaraz dolecimy do systemu Abriancham Torein. Wykrywam jakieś zaburzenia... - niezdecydowany oficer taktyczny z USS Astachar zaczął stukać w panel pulpitu, by uzyskać więcej danych. Gdy już dowiedział się co się dzieje wrzasnął na cały głos - Strzały fazerów!!! Obce jednostki atakują federacyjną sygnaturę. Wszystko rozgrywa się na robicie szóstej planety. - po chwili dodał - Jedna duża jednostka i ponad sześćdziesiąt małych myśliwców... wielkości Danube.
- Alarm bojowy dla całej floty, wszyscy na stanowiska. - powiedziała spokojnie Savona, jakby podawała wiadomości w drugim programie Polskiego Radia. - USS Astachar, przygotować się do rozłączenia.
Wszyscy oficerowie na pokładzie Astachar zaczęli biegać po mostku. Komputer rozpoczął odliczanie do sekwencji rozdzielenia. Wkrótce Astachar podzielił się na trzy części i razem z resztą floty wkroczył na orbitę planety, gdzie okrążony ze wszystkich stron Farpoint odganiał się od tarinkowych jednostek jak od aldebarańskich much.
Flota wkroczyła strzelając z wszystkiego i do wszystkiego. Samotny Farpoint wycofał się na bezpieczną odległość. Obca mega-baza zaczęła uginać się pod salwami torped fotonowych, kwantowych i metafazowych. Przestali strzelać. Natomiast Defianty i Astachar dokończyły eliminację małych, zwrotnych, ale bezbronnych jednostek wroga.
Po trzech kwadransach było już po wszystkim. Savona zarządziła reintegrację okrętu. W czasie gdy załogi innych jednostek dokonywały abordażu Farpoint, inne okręty skanowały resztki obcej floty, by poszerzyć swoją wiedzę. Tuż za planetą znaleziono coś, co pełniło rolę złomowiska starych okrętów. Marscynsky został pojmany, nie stawiał oporu. Jedynie strasznie się zdziwił, że uganiał się za stertą obcych wraków. Tymczasowo został umieszczony w areszcie na USS Hood. Savona zarządziła przeprowadzenie niezbędnych napraw na uszkodzonych okrętach. Naprawy te miały trwać kilka godzin. Dlatego część okrętów musiała zostać w tym systemie, by asystować przy naprawie. Natomiast USS Astachar w asyście Akiry i trzech defiantów wybrał się w stronę systemu Omega-13, by zapobiec ewentualnemu odwetowi Tarinków. Gdyż jak odczytano z dzienników pokładowych zdobytego okrętu, obcy wiedzieli o obecności Federacji. Flota Savony weszła w warp.


Tymczasem na granicy systemu Omega-13:
- Panie, brak jakichkolwiek odczytów obcych okrętów.
- Na pewno? - zapytał Karrat.
- Tak panie.
- Dziwne... powinni gdzieś być... - Karrat nie myślał długo pomiędzy komunikatami, jego myśli były zdominowane przez jedno: chciał spróbować obcego mięsa - Dobrze... Udajemy się na planetę Astarandów.
- Tak jest... Panie...
Pilot wprowadził dane do komputera i chmara 34. myśliwców ruszyła w stronę planety. Niespodziewanie z powierzchni wystartowało 14 jednostek Astarandów.
- Panie! Astarandowskie jednostki na kursie przechwytującym...
- Przygotować się do starcia!
- Nie, oni zawracają... lecą do mgławicy... Teraz planeta jest nasza!!!
- Nie, nie lecimy na planetę. Kurs pościgowy. Aby zdobyć planetę musimy wytępić ich siły, by nie mogli zaatakować nas z ukrycia. - odpowiedział Karrat.
- Tak jest panie. - stwierdził podoficer i pochylił się uniżenie - To doskonałe spostrzeżenie.
Chmara zmieniła kurs i udała się w stronę mgławicy. Jako pierwszy leciał myśliwiec Karrata. Ahitor obserwował na swoim ekranie mgławicę, która w szybkim tępię rosła. Ekran szybko został zdominowany przez jeden kolor, który był wszędzie... różowy. Gdy okręt wszedł do mgławicy na ekranie zaczęło się przejaśniać. Niespodziewanie zauważyli coś zaokrąglonego... jakby talerz... z niezrozumiałymi dla nich znakami NCC-52795-A, USS Entrapment - był wszędzie. Gdy zdążyli ogarnąć wzrokiem napis wypustki kadłubowe - wieżyczki fazerów punktowych - zaczęły się rozjaśniać jasnym, pomarańczowym światłem. Pierwszy namierzony został myśliwiec Karrata. Mały, bezbronny okręcik po prostu wyparował. Galaxy eliminował otumanione mgłą i sytuacją jednostki wroga. Spora część nie zdołała zawrócić i rozbiła się o powierzchnię kadłuba chronionego osłoną pancerną. Widok przypominał spadające fragmenty asteroidy, rozpryskujące się i rozbijające o powierzchnię planety. Do pogromu przyłączył się USS Falcon i myśliwce Astarandów. Proces eksterminacji trwał chwilkę. Gdy jednak już się zakończył, Ernest dał rozkaz do opuszczenia mgławicy. Wielki talerz powoli wyłaniał się z różowej mgły. Obok niego pojawił się mniejszy owalny Intrepid, a dookoła nich myśliwce sojuszników.
- Brak innych jednostek wroga. - zameldował Lowel.
- Świetnie! - Ernest nie ukrywał swojego zadowolenia - Nawiązać łączność z USS Monitor. Chcę wiedzieć, czy zdołano nawiązać porozumienie z Kolpankami. - po chwili - Będę w swojej kwaterze.
Kapitan ruszył w stronę turbowindy. Przemierzył w szybkim tempie kilka pokładów i po chwili był już przed drzwiami swojej kwatery.
- Kochanie - krzyknął po wejściu do środka, wzywając swoją córkę - Margaret, jesteś tu... Komputer, zidentyfikuj Margaret Ernest.
- Margaret Ernest znajduje się w holodeku 1. - odpowiedział chłodny głos komputera.
Kapitan udał się tam po kwadransie, który poświęcił na wypicie herbaty. Po kilku minutach stał pod drzwiami holodeku. Wszedł do środka, do wielkiego lasu. Drzewa wskazywały na to, że jest to Ziemia. Szybkim krokiem udał się w stronę altanki, która stała na polanie. Niestety nie zastał tam nikogo. Nagle usłyszał cichy chichot dochodzący ze strony wielkiego głazu, który stał kilkanaście metrów dalej. Bez słowa udał się w jego stronę. W tym momencie przypomniał sobie nie tak odległe chwile, gdy bawił się z Margaret w chowanego. Jednak jego myśli przerwał widok Altora i jego córki obejmujących się i całujących namiętnie. Oboje byli ubrani w luźnie białe stroje. Altor natychmiast zauważył stojącą nad nimi postać. Jedynie Margaret miała problemy z orientacją, gdyż ojciec stał za nią. El-Aurianin poderwał dziewczynę do góry i stanął przed kapitanem. Margaret przez chwilę dochodziła do siebie. W końcu wyjąkała:
- Cześć tato...
- "Cześć tato"? To wszystko na co cię stać? - zapytał zdenerwowany kapitan.
Altor stał nieruchomo. Nie wiedział jak się zachować.
- Pan niech stąd zmiata. Jutro porozmawiamy. - powiedział cicho Ernest z trudem panując nad tonem głosu.
Altor wyszedł z holodeku bez żadnych dodatkowych sformułowań. Ernest śledził go wzrokiem aż do czasu, gdy znikł za drzwiami holodeku. Później kliknął na komunikator:
- Komputer, sytuacja awaryjna, dwie osoby do natychmiastowego przesłania do mojej kwatery.
Komputer zareagował sygnałem potwierdzającym i po chwili oboje byli w kwaterze. Margaret przystąpiła do obrony.
- Tato, to nie tak jak myślisz.
- Tak, wiem... Już mi to mówiłaś, tylko, że wtedy myślałem o tym co zrobiłaś, a teraz aż boję się myśleć...
- Ależ tato, co jest w tym złego? Przecież ty całowałeś się z mamą przed ślubem...
- A to już chcecie się pobrać??? - wrzasnął ze zdziwienia Ernest.
- Nie, ale... - Margaret zaczęła płakać.
- Ale co?
- Jestem dorosła - wykrztusiła przez łzy Margaret - prawo federacyjne zezwala mi na mieszkanie w oddzielnej kwaterze. Chcę z niego skorzystać.
- Tylko gdy kapitan się na to zgodzi... Nie licz na to... - wypowiedź Ernesta przerwało wezwanie z mostka.
- Kapitanie, USS Monitor właśnie wszedł do systemu. Będzie na orbicie za pięć minut.
- Przyjąłem. Ernest, skończyłem. - zwrócił się do Margaret - zostań tu do mojego powrotu.


Wyprawa Monitora zakończyła się pełnym sukcesem. Okręt powrócił na orbitę z delegacją Kolpanków, która gotowa była zrobić wszystko dla uwolnienia się spod jarzma Tarinków. Na dodatek ostatnie umowy zawarte między Kolpankami a Astarandonami zaowocowały zbliżeniem. Gdyby udało się przepędzić agresorów mogło by dojść do zawiązania sojuszu... lub, kto wie... może federacji, gdyż inne rasy również marzą o wolności, ale za bardzo się boją tyranów. Dlatego Ernest założył, że po pierwszych większych sukcesach inne nacje powinny występować przeciwko agresorowi. Czy miał rację? Czas pokaże.
Wkrótce przybyła flota Savony. Niestety ze złą wiadomością. Razem z nimi był pozostawiony w systemie Abriancham Torein USS Farpoint. Ale tylko on... Jak się okazało Savona lecąc do systemu Omega-13 na pomoc USS Entrapment musiała zawrócić, gdyż USS Hood, Farpoint i pozostawiony do obrony Defiant musiały samotnie stawić czoła nowej Mega-bazie. Gdy flota dotarła z powrotem do systemu wroga okręty były w opłakanym stanie, ale USS Hood pod świetnym dowództwem Marscynskiego przechylił znacznie szalę na stronę Federacji. Jego uniki i sztuczki stosowane w starciach z Breen zakłopotały wroga do tego stopnia, iż jego myśliwce ostrzelały własną bazę. Marscynsky na Excelsiorze wydawał się być w swoim żywiole. Gdy flota Savony dotarła z powrotem, mega-baza była już unieszkodliwiona. Prometheus w kilku strzałach dokończył dzieła. Szybko nawiązano łączność z poważnie uszkodzonym USS Hood pod dowództwem Marscynskiego. Kapitan nakazał ewakuację całego okrętu, gdyż jak się okazało, rdzeń został naruszony i istniało prawdopodobieństwo eksplozji. Niestety przeliczono się z czasem. Mikropęknięcie rozrosło się w ułamku sekundy rozrywając okręt na kilka części. 45% załogi, której nie udało się przesłać, zginęła. Podobnie jak załoga Defianta, który został zniszczony jeszcze podczas ataku.
Savona sporządziła raport i przekazała go kapitanowi. Ernest przejął dowództwo nad Excelsiorem na prośbę tymczasowego dowódcy porucznika Eliota. Z danych wynikało, że zdrajca zmazał plamę ze swojego honoru. Ernest nie miał podstaw, by nie wierzyć tak szanowanej osobie jak komandor Savona. Dlatego zarządził honorowy, symboliczny pogrzeb dla oficerów, którzy zginęli w systemie Abriancham Torein.
Następnego dnia w hangarze USS Entrapment zebrało się wiele osób. Ernest spojrzał na ich twarze. Wielu z nich nigdy nie widział. Byli to głównie podoficerowie. Rozpoznał Martina Arthuro, pierwszego oficera Farpoint. To jemu zamierzał przekazać dowodzenie nad tym okrętem. Rozpoznał też wysokich oficerów z innych okrętów. Nawet ambasadorów Astarandów i Kolpanków w specjalnych kombinezonach. Kapitan stanął na podium, spojrzał na pamiątkową tablicę i rozpoczął swoje przemówienie.
- Zebraliśmy się tutaj, by pożegnać członków naszej rodziny... Oficerów Gwiezdnej Floty. Wielu z nich nigdy nie widziałem, a z tymi, których znałem, nie zawsze się zgadzałem. Ale teraz to nieważne... bo oni odeszli... nie będą świadkami powrotu do domu... Ich domem będzie ten wymiar... Dlatego musimy upewnić się, że pozostaną w miejscu godnym, do pełnienia domu dla istot rozumnych... Musimy o to zadbać.
Kapitan jeszcze raz spojrzał na tablicę, później na oficera, by dać mu znak do otwarcia hangaru. Wkrótce potężna śluza zaczęła się unosić a za nią pojawiła się przestrzeń... Dwóch innych oficerów podniosła tablicę i podeszli z nią na skraj hangaru, skąd Ernest pchnął ją lekko wypychając na zewnątrz. Tablica szybko oddalała się od okrętu, obracając wokół własnej osi. Na jej powierzchni widniał napis: "Dla tych, którzy bronili wolności na USS Hood i USS Endanor." Pod spodem nad listą nazwisk poległych wyróżniało się nazwisko kapitana Marscynskiego, ze sCzęść IV


- Czy zanalizowano dane zebrane od sojuszników? - zapytał Ernest wchodząc do sali odpraw, gdzie czekali na niego oficerowie z Entrapment oraz dowódcy innych okrętów.
- Tak kapitanie. - odparł Lafetein - przeanalizowaliśmy również dane z obcej mega-bazy. Z tych danych wynika, że Hexatron to ogromny okręt wroga. Stanowi regionalną bazę, z której kontrolowane są podbite rasy. Plotki mówią, że ten okręt jest w stanie wytworzyć tunele podprzestrzenne, które ułatwiają komunikację między dwoma Hexatronami oraz, że to źródło niesamowitej broni. Ale nikt tego nie mógł poświadczyć.
- Czy wiemy, gdzie taki okręt się znajduje? - zapytał kapitan.
- Możemy się domyślać, ale mamy zbyt dużo możliwości i przeszukiwanie wszystkim jest ryzykowne. - dodała Savona.
- Mamy taki pomysł...
- Jaki? - zapytał ze zdziwieniem Ernest.
- Od jednego z Kolpanków, odpowiadającego za bezpieczeństwo, dowiedziałem się, że kilka parseków stąd jest planeta, coś w stylu międzygalaktycznego rynku. Ujarzmione nacje muszę się wymieniać towarami między sobą, by zaspokoić zachcianki okupantów.
- Odpowiednik stacji handlowej. Co dalej? - zapytał Ernest.
- Moglibyśmy wysłać naszego szpiega do tego systemu. Na pewno się czegoś dowie.
- Ale... - zamyślił się kapitan - wszystkie rasy z tego wymiaru żyją w innym środowisku niż my. Jak pan sobie to wyobraża, przecież człowiek będący w kombinezonie od razu zostanie rozpoznany.
- Niezupełnie... Konsultowałem się z doktorem. Kilka ras, które zbadaliśmy, żyją w nieprzyjaznych środowiskach. Ale wszystkie oddychają nie żrącą substancją. Ponadto na tej planecie... nazywa się Sherant Kahr, wszystkie spotykają się twarzą w twarz. Większość z nich oddycha poprzez specjalne maski, które dostarczają im niezbędnej substancji.
- No tak... wyjaśnił mi pan to... ale co dalej?
- Możemy wysłać naszego szpiega z podobną maską, dostosowana do człowieka i z zapasem tlenu. Obcy pomyślą, że to jeden z ujarzmionych...
- To jest ciekawe... A kogo pan poleca?
- Porucznika Altora. Jest El-Aurianinem. Wyciągnie każdą informację od każdego. Poza tym był w Marines. Poradzi sobie. - uśmiechną się Lafetein.
Ernest popatrzył na niego z gorzką miną. Przecież proponuje człowieka, który naraził mu się od pierwszego spotkania. Ale komandor nie wiedział o jego zatargach.
- Zastanowię się. Dam panu znać. Tymczasem proszę zająć się skonstruowaniem odpowiedniego stroju.
- Tak jest, kapitanie... Już to zrobiłem! - dodał zadowolony Lafetein.
- Ernest zerknął na niego i uśmiechnął z szacunkiem. - dobrze jest mieć zgraną załogę - pomyślał.


Martin Ernest wypił ostatni łyk herbaty i udał się do pokoju córki.
- Kochanie? - zapukał do drzwi. - Kochanie, jesteś tam?
Dobrze wiedział, że jest. Ciągle słyszał jej płacz. Kapitan otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Skarbie, dlaczego płaczesz? - zapytał.
- Jakbyś nie wiedział. - odpowiedziała zapłakana Margaret.
- Skarbie... - zbliżył się do córki.
- Nie dotykaj mnie! - Margaret wybiegła z pokoju przebiegając przez salon do drugiego pomieszczenia. Tam też się zamknęła.
Ernest zrozumiał, że traci córkę, o ile już jej nie stracił. Usiadł na łóżku i zastanawiał się nad swoim życiem, nad życiem córki. Zaczął postrzegać swój błąd - za wszelką cenę pragnął odizolować swoją jedyną pociechę od reszty świata. "Może już faktycznie nadszedł czas..." - pomyślał. "Może pozwolić jej na samodzielność". Przerwał swoje rozmyślenia z wypiciem ostatniego łyku herbaty. Wstał i udał się na obchód.


Kapitan pojawił się w przesyłowni numer dwa:
- Kapitanie, jesteśmy gotowi. - powiedział Lowel.
- Dobrze. - Ernest popatrzył na Altora i jego "strój nie z tej ziemi". - życzę powodzenia. Chyba nie muszę wam przypominać, jak ważna jest ta misja.
- Oczywiście, że wiemy. - odpowiedział Altor, trochę w lekceważącym tonie pewny, że jest najlepszą osobą do tego zadania - postaram się wrócić cało. - dodał.
"Tego się właśnie obawiam" - pomyślał kapitan. Skinął głową i wyszedł. Teraz udał się na mostek.


- Porucznik Altor dotarł cały do systemu Sherant Kahr. Ostatni komunikat to potwierdza. - powiedział Lafetein.
- Tak... - zamyślił się Ernest - utrzymać stan pogotowia dla całej floty. Na razie to wszystko. Aha... poruczniku Lowel... wyznaczam pana na mojego pierwszego oficera.
- Tak jest kapitanie! - odpowiedział zadowolony oficer taktyczny.


- Margaret, gdzie jesteś? - Kapitan wszedł do kwatery po skończonym obchodzie.
- Tutaj!
- Kochanie... mam dla ciebie dobrą wiadomość... Kwatera C-14 na pokładzie 8 jest wolna.
- Czy to oznacza, że mogę...
- Tak, ale pamiętaj, mieszkasz tam sama.
- Och! Dziękuję tato!
Margaret pocałowała ojca i udała się do pokoju, by spakować swoje rzeczy.
Ernest przyglądał się jej przez chwilę. Wiedział, że traci coś z obecnego życia, ale przecież będą nadal na tym samym statku.


Tymczasem kontakt z Altorem został zerwany. Ernest dowiedział się o tym i niezwłocznie udał się do swojej kwatery skąd zabrał podłużny kuferek. Następnie zawiadomił Lowela, by spotkał się z nim w przesyłowni nr 4.
- Poruczniku Lowel proszę ze mną na USS Hektor.
- Tak jest kapitanie.
Razem ze swoim pierwszym wybrał się na okręt klasy Defiant. Po przesłaniu udał się do maszynowni i wydał rozkaz:
- Ustawić kurs na Sherant Kahr, warp 6.
Okręt ruszył z pełną parą.
- I zamontujcie to... - wskazał na kuferek. Mechanik USS Hektor otworzył go. W środku znajdowało się coś... jakieś urządzenie, którego nigdy przedtem nie widział... Ale romulańskie znaczki wszystko wyjaśniły. To był kamuflaż. Ernest jeszcze raz powiedział "wykonać". Mechanik natychmiast zabrał się do pracy i już po kwadransie Defiant ukrył się "wśród gwiazd".
Cztery godziny później byli już na miejscu. Ernest, Lowel i dowódca Hektora - Lennington, byli ubrani w śmieszne kostiumiki z maską na twarzy. Takie same w jaki był ubrany Altor. Przyniósł się w okolice baru, skąd udał się pieszo do środka w asyście dwóch oficerów. Tam spotkał wiele dziwnych ras. W rogu siedział jakiś obcy, bez maski. Chyba jako jedyny w barze. Przyglądał się wszystkim dookoła. Kapitan postanowił porozmawiać z nim.
- Mogę o coś zapytać?
- To będzie kosztować - odpowiedział obcy.
- Ile - odpowiedział Ernest i od razu przypomniał mu się Yridianin, którego spotkał ostatniego lata.
- Jesteś samcem jakiego gatunku? - zapytał obcy.
- To ja miałem zadawać pytania...
- No tak... Pytaj...
- Czy widziałeś kogoś mojego rodzaju?
- Tak był tu kilka dni wcześniej...
- A gdzie jest teraz?
- Zaprowadzę cię. Ale potrzebuję czegoś w zamian.
- A czego to potrzebujesz?
- Broni. Może być ta, którą masz przy pasie.
Ernest zastanawiał się przez chwilę, czy spełnić jego życzenie, ale wydawało mu się, że wie co robi. Dał mu swój fazer. Obcy zabrał go, ale samego do drugiego pomieszczenia. Tam z kolei wszedł do podziemnego tunelu, którym szli razem ponad godzinę. Obcy w tym czasie nie powiedział ani słowa. Gdy doszli do nowego światła przewodnik wskazał na właz w suficie.
- Tędy.
Kapitan wszedł pierwszy. Na górze znalazł szklany pojemnik, a w nim nagie, poobijane ciało Altora, z licznymi siniakami i zadrapaniami. Przeląkł się, ale po krótkiej chwili przywrócił równowagę i zaatakował stojącego za nim obcego. On jednak był szybszy i obezwładnił kapitana z jego własnej broni. Ernest upadł na kolana krzycząc z bólu. Agresor stanął przy szklanym pojemniku. Za nim stanęło kilku innych.
- Dlaczego najechaliście nasze imperium? - zapytał drugi obcy.
- To wy jesteście Tarinkami? - zapytał Ernest.
- Jesteśmy panami. - spojrzał na pojemnik z Altorem - Wasza budowa znacznie różni się od naszej i innych ras... Jednak jesteście słabi fizycznie. Co jednak wynagradzacie sobie technologią...
Obcy rozmówca dokonywał psychoanalizy Federacyjnych sił. Obszedł dookoła szklany pojemnik.
- Wiem, że lubicie się dogadywać - dodał - możemy zawrzeć, jak wy to mówicie... umowę. Oddacie nam swoją technologię, a my pozwolimy wam zamieszkać na planecie zdatnej do podtrzymania waszego życia. Co ty na to???
- Ja mam lepszy pomysł... Może pozwolicie nam wrócić do naszego wymiaru i opuścicie ten rejon galaktyki? - zaproponował Ernest z lekkim uśmiechem na twarzy, maskując ból. Drugi obcy nadział go na kikuta w okolicy ramienia i podniósł do góry. Ernest wrzasnął z przeszywającego jego ciało bólu.
- A... więc o to wam chodzi... Widzisz... on potrafił sprowokować nas do mówienia... ale sam niczego do rozmowy nie wnosił. Z tobą jest inaczej... sam mówisz to czego chcemy się dowiedzieć. Tak więc, chodzi wam o tunele... Bo przecież przez niego się dostaliście... To wy jesteście tymi, których straciliśmy podczas procesu przenoszenia... Było was za dużo...- podszedł do Ernesta i posmakował krwi z jego rany na ramieniu. Wyraźnie usatysfakcjonowany kontynuował - Najpierw skieruj swoje okręty do niedalekiego pulsara, a później porozmawiamy dalej. Jeżeli poddasz swoją załogę, to ci, których oszczędzimy wrócą do domu...
- A jeżeli się nie zgodzę? - zapytał kapitan.
- To z chęcią zatopię kły w twoim mięsie.
Niespodziewanie pojawiły się cztery cylindry białego światła, które w ciągu chwili zmieniły się w oficerów ochrony z Lowelem na czele. Obcy nawet nie stawiali oporu. Widać ta technologia zrobiła na ich piorunujące wrażenie. Kapitan wstał, popatrzył na agresorów i kazał ich zabrać do aresztu. Podszedł do niego Lowel. Zawiesił na sobie.
- Dobrze, że zabrał pan tą pluskwę. Swoją drogą dziwię, się, że jej nie wykryli. Nadaje taki mocny sygnał...
Kapitan, otumaniony z bólu skinął głową i rozkazał przesłać wszystkich na okręt. Defiant założył kamuflaż i wszedł w warp. Ernest pojawił się w niby-ambulatorium i zaczął wypytywać oficera medycznego o stan porucznika. Ten, udzielając mu odpowiedzi zaczął opatrywać jego przekłute na wylot ramię.
- Wszystko będzie w porządku. To tylko zadrapania i sińce. Nic poza tym... Otumanili go jakimś związkiem, nie znam pochodzenia.
- To dobrze. - popatrzył na Altora - nie odchodź draniu... Nie uciekniesz tak szybko...
Potem udał się na mostek.


USS Hektor wszedł do systemu Omega-13. Ernest kazał przeanalizować dane skompletowane przez Altora i jego ekspedycję. Sam udał się do ambulatorium na Entrapment, gdzie właśnie był badany, nieprzytomny Altor. Jego sytuacja była krytyczna. W pomieszczeniu znajdowała się już Margaret. Kapitan spojrzał na córkę trzymającą rękę swojego wybrańca. "Oni są dla siebie stworzeni" - pomyślał. Później podszedł do doktora i wypytał o szczegóły.
Margaret obserwowała swojego ojca, który przez chwilę rozmawiał z doktorem. Gdy wychodził na chwilę spojrzał na nią. Była wściekła. Nienawidziła go. Ale teraz nienawiść trzeba odłożyć na bok. Jej ukochany był ważniejszy. Altor odzyskiwał przytomność. Dziewczyna trzymała go za rękę z całych sił. Gdy wszyscy wyszli z ambulatorium zaczęła wspominać ich pierwsze, wspólnie spędzone chwile.


Po przejrzeniu danych z misji okazało się, że w systemie Sherant Kahr była mobilizowana flota, której celem była lokalizacja 123,4 na 34,4. Wszyscy zdawali sobie sprawę, iż jest to najlepsze miejsce do inwazji na świat Astarandów. Inne okręty znajdowały się w pobliżu pulsara, gdzie uzupełniały energię. Kapitan rozkazał USS Hektor dokonać zwiadu, mając nadzieję, że obcy nie spenetrują kamuflażu. Tak też się stało. Operacja powiodła się w 100%. Defiant nie tylko dostarczył niezbędne dane o flocie, przetestował kamuflaż, ale także, na co najbardziej liczył Ernest, zanotował obecność ogromnego walcowatego okrętu "pustego" w środku. Bardzo podobnego do rurki z wieloma szparkami po bokach. Kapitan liczył, iż przechwycenie tego okrętu pozwoli uzyskać przewagę sojuszowi w tym sektorze i, co najważniejsze, powrócić Federacji do domu.
Flota przygotowała się na spotkanie bardzo dokładnie. Kapitan postanowił wykorzystać sztuczkę z orbitującą mgławicą i zgromadzić tam flotę kilkuset myśliwców sojuszników oraz mniejsze okręty Federacji. Podczas ustalania strategii w sali odpraw Ernest został wezwany przez ambasadora Kolpanków.
- Witam panie ambasadorze... Co mogę dla pana zrobić?
- Słyszeliśmy, że macie na swoim okręcie czterech Tarinków. Czy to prawda?
- Tak, zgadza się. - odparł dumnie kapitan.
- Co z nimi zrobiliście?
- Przeprowadziliśmy dokładne testy, badania i pozostałe czynności związane z protokołem...
- Czyli rozumiem, że teraz już nie są wam potrzebni? - zapytał ambasador.
- Tak...
- Więc przygotujcie ich do transportu. Podzielimy się z Astarandami.
- Co zamierzacie z nimi zrobić.
- To oczywiste... Odpłacić im za to, co z nami robili przez tyle lat.
- Ależ panie ambasadorze... - Ernest wstał - to niehumanitarne...
- Ale pomoże naszym ludom odzyskać wiarę w siebie, a poza tym... i tak zginą.
- To nie jest... tego nie było w umowie... Nie pomożemy wam zabijać.
- Kapitanie... Sami nie wygracie. Potrzebujecie naszej pomocy. Jeżeli odmówicie... Sojusz zostanie zerwany.
Ambasador zakończył transmisję. Kapitan Ernest był teraz w nie lada opałach. Długo się zastanawiał, czy powinien ich zwrócić. Ponieważ podczas rozmowy w pomieszczeniu byli: Lafetein, Lowel, Savona i Elanii. Kapitan nie miał problemów z podjęciem decyzji. Wszyscy przede wszystkim ślubowali chronić życie. Gdy już się wydawało, że wszystko jest ustalone, flota uda się sama na przechwycenie wroga, Ernest zmienił zdanie.
- Przygotujcie Tarinków do transportu.
- Ależ kapitanie, dyrektywy jasno określają... - włączyła się Savona.
- Tak wiem - przerwał Ernest - jednak sami możemy mieć problemy. Musimy stworzyć małą dywersję, które będzie możliwe jedynie przy pomocy sojuszników... Wiem, że... nie mieści wam się to w głowie, ale... jesteśmy w innych realiach. Odnotuję wasz sprzeciw w dzienniku pokładowym. Konsekwencjami tego rozkazu zajmiemy się później. Wykonać rozkaz!
Oficerowie pogodzili się z decyzją kapitana nie zgłaszać sprzeciwów, choć wyraźni byli niezadowoleni. Odprawa się zakończyła.


Ernest siedział w swoim fotelu, na mostku Entrapment. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zasiadł w nim popijając herbatę. Nagle otworzyły się drzwi turbowindy. Na mostek weszli Lafetein i Altor. Komandor udał się na stanowisko naukowe, gdzie właśnie Elanii dokonywała pewnych obliczeń. Natomiast Altor podszedł do kapitana i zgłosił swoją gotowość do służby. Kapitan potwierdził i rozkazał mu objąć stanowisko. Porucznik usiadł za sterami. Lowel zameldował o gotowości floty. Kapitan wypił ostatni łyk, wstał i udał się w stronę konsoli, przy której znajdowali się Lafetein i Elanii.
- Obraz systemu. - rozkazał kapitan.
Na monitorze pojawiła się mapa taktyczna systemu Omega-13. Na orbicie planety Astarandów znajdowały się setki myśliwców. Brakowało tylko okrętów Floty. Kapitan Ernest obrał identyczną strategię jak przy poprzedniej inwazji. Okręty ukryły się w mgławicy, skąd będą monitorować sytuację. Taki stan rzeczy ma jeszcze jedną zaletę. Wróg nie spenetruje obłoku skanerami. Zresztą poprzednio tego też nie zrobił. Dlatego mgławica po raz kolejny może przechylić szalę zwycięstwa na stronę sojuszu.
Wkrótce pojawiły się pierwsze odczyty ze stacji nasłuchowych. Jeden potężny okręt, sześć mniejszych i prawie tysiąc myśliwców zbliżały się w stronę systemu. Nadszedł czas na ostateczną rozgrywkę. Martin wydał rozkaz do wszystkich okrętów. "Hexatron ma zostać przechwycony za wszelką cenę". Ale czy to będzie możliwe? Zespół oficerów naukowych i mechaników zanalizował dane dotyczące Hexatrona. Jest to ogromny okręt, jednak jego uzbrojenie stanowią wysunięte, słabo chronione wieżyczki. Gdyby udało się je wyeliminować i dodatkowo uszkodzić napęd, okręt matka nigdzie nie ucieknie.
Już tylko minuty dzieliły Flotę wroga do wkroczenia do systemu. Jednak niespodziewanie coś się zmieniło. Hexatron zatrzymał się przy zewnętrznej planecie, a pozostałe okręty udały się w stronę planety.
- Co oni robią? - zapytał kapitan.
- Okręt matka został w towarzystwie stu myśliwców z dala od pola walki. - zameldował Lowel.
Kapitan zastanawiał się przez chwilę.
- Kapitanie - zawołał Lafetein - musimy wyjść im naprzeciw. Efekt zaskoczenia został stracony. - kapitan nie odpowiadał - Martin... musisz podjąć decyzję... teraz!
- Zmiana planów - krzyknął Ernest - wyprowadzić flotę z mgławicy w stronę zbliżających się okrętów. Alarm czerwony, stanowiska bojowe. Rozkazać flocie sojuszników przechwycić wrogie jednostki.
Kilka białych kadłubów, pokrytych pancerzem zabezpieczającym wyłoniło się z różowej mgły. Myśliwce sojuszu dołączyły do nich i razem udały się w stronę nadciągających jednostek. Wróg wydawał się być zaskoczony pojawieniem się Federacji. Wykonał korektę kursu, udając się na przechwycenie.
Obce floty zmieszały się w połowie drogi między Hexatronem, a planetą Astarandów. Galaxy i Nebula atakowały w parze mega-bazy, podobnie jak Akiry, które w swoich atakach przypominały skaczące żaby, gdy strzelały salwami torped. Podczas wystrzału z górnej wyrzutni torped nurkowały dziobem, a gdy strzelały z dolnych podnosiły talerz do góry. Cała akcja została przeprowadzona sprawnie i wkrótce Akiry w towarzystwie Intrepida zniszczyły pierwszą mega-bazę. Defianty i podzielony Prometheus dołączyły do myśliwców i pomagały im eliminować przeważającego na tym polu wroga. Entrapment odłączył się od Nebuli i skierował swój talerz w stronę dwóch mega-baz, które niszczyły najwięcej myśliwców sojuszu. Posuwając się przed siebie Ernest zdecydował przelecieć przez mgławicę statków. Po raz kolejny pancerz ochronny kadłuby zadziałał jak łapka na muchy, na której rozbijały się owady. Małe myśliwce bez przerwy rozbijały się o powłokę statku. Tworząc przy tym małe kłębki ognia.
- Przygotować się do salwy, zastosować unik Omega-2. - rozkazał Ernest.
- Tak jest! - potwierdził Altor.
- Kapitanie, USS Falcon poważnie oberwał. - zameldował Lowel.
Niespodziewany wstrząs wywołał eksplozję na mostku.
- Uszkodzenia na pokładzie 12, 14 i 15.
- Maszynownia do mostka - odezwał się głos - komandorze Lafetein, potrzebujemy pomocy...
- Już idę - przerwał Lafetein.
Kapitan obejrzał się za komandorem, potem spojrzał na Lowela.
- Status USS Falcon.
- Wycofuje się, by dokonać niezbędnych napraw, ale flota wroga podążą za nim. - zameldował Lafetein.
- Niech USS Monitor mu towarzyszy, za wszelką cenę musimy go chronić - dodał kapitan - ma coś co nam się przyda później.
- Tak jest - odparł Lowel.
- Kontynuować kurs, przygotować niespodziankę.
Entrapment dalej leciał w stronę mega-baz ustawionych do niego dziobem i okładających go ze wszystkiego. Galaxy niespodziewanie poderwał dziób tuż przed obcymi okrętami i wypuścił z ładowni duży ładunek osłaniając go ogniem z fazerów. Gdy Entrapmnet odsunął się na bezpieczną odległość, podążający za nim myśliwiec sojuszniczy zdetonował ładunek, który wywołał potężną eksplozję niszczącą wrogie jednostki.
- Co to było? - zapytał Altor.
- To tylko gaz, jaki USS Hektor zebrał z pulsara. Obcy używają go do napędzania swoich jednostek. My wykorzystaliśmy go w inny sposób.
- Wyjaśnienia później, panowie. - wtrącił się kapitan - Obrać kurs na ostatnią mega bazę.
Akiry i Galaxy skierowały się w stronę poważnie uszkodzonej bazy wroga. Natomiast myśliwce sojuszu i inne okręty właśnie uzyskały przewagę wśród małych jednostek.
Gdy atak floty Tarinków zamienił się w pogrom ich sił, Grikkarrat Aberten przeraził się potęgą Federacji. Ale uznał, że jeszcze nie wszystko stracone. Najważniejsze to złamać wroga.
- Rozpocząć proces anihilacji. - wrzasnął szef obcych.
- Co ma być celem. - zapytał podwładny.
- Beeeeeee... Świat Astarandów! Rozpocząć przygotowania.
Zielone światło wewnątrz walca zostało powoli zastąpione czerwonym. Hexatron ruszył w stronę planety.


- Kapitanie, odbieram wzrost aktywności dużego okrętu. Wydziela jakaś energie nieznanego... to jakieś źródło... - przerwał zdumiony Lowel.
- Gdzie jest teraz?
- Za pięć minut schowa się za planetą. Jeżeli utrzyma ten kurs, zostanie za nią przez 28 minut.
- Chowają się... Pewnie chcą otworzyć potężny tunel i uciec stąd... Niech flota uda się za nami.
Galaxy i kilka innych "wolnych" od walki okrętów udało się w stronę planety, za którą schował się Hexatron. Jednak niespodziewanie planeta eksplodowała znikając w czerwonej mgle. Szczątki planety, grudki ziemi, chmury pyłów. Wszystko to zdominowało przestrzeń na obszarze kilku tysięcy kilometrów. Widok, choć napawał załogę strachem był piękny. Okręty Federacji zaczęły wycofywać się z obłoku pyłu. Zaraz za nimi wyłonił się potężny kadłub Hexatronu. Piaskowy kolor kadłuba powstał na skutek osiadania pyłów ze zniszczonej planety. Wkrótce wewnątrz okrętu zaczęło pojawiać się nowe, zielone światło.
- Co to było?
- Potężne wyładowanie... tej obcej energii. - odparł Lowel.
- Co z planetą?
- Planeta została zniszczona.
- Oni kierują się w stronę rodzinnego świata Astarandów. Chcą go zniszczyć.
- Musimy mu przerwać. Przyspieszyć operację "ekektorn". - krzyknął kapitan.
Chmura pyłów zaczęła powoli rozpływać się w przestrzeni. Ciągle wyłaniał się z niej potężny okręt wroga. Wyglądało to tak, jakby uciekał od chmury, która go goniła. USS Falcon pojawił się w pobliżu w towarzystwie Nebuli. Entrapment wydał rozkaz. Falcon wystrzelił torpedę w stronę wrogiego okrętu. Potężna kula białego światła leciał w stronę Hexatrona przez kilkanaście sekund. Wydawało się, że wszyscy przestali oddychać. Ta chwila trwała wieczność. Załogi wszystkich okrętów skupiły wzrok na monitorze, gdzie właśnie kula dotarła do wrogiej jednostki i w kolizji wydzieliła potężne wyładowanie elektryczne, które spowodowało poważnie uszkodzenia okrętu.
- Status? - zapytał Ernest.
- Wykrywam wahania mocy. Okręt chwilowo obezwładniony.
- Przystąpić do ataku.
Setki myśliwców sojuszu w towarzystwie 'białych kadłubów' udały się w stronę Hexatronu. Defianty i Astachar regularnie niszczyły wieżyczki okręgu. Myśliwce ostrzeliwały okręt lub niszczył resztki floty wroga. Entrapment, Monitor i Falcon obserwowały to z daleka. Wszystko szło zgodnie z planem. "Po przejęciu okrętu zbadamy technologię i powrócimy do domu" - pomyślał Ernest. Wszystko było dobrze. Do czasu, gdy wnętrze Hexatronu znów wypełniło się czerwonym światłem.
- Kapitanie, tu Savona. - w głośnikach pojawił się głos dowódcy USS Astachar - Odczytujemy aktywność obcego okrętu.
- Dziękuję komandorze. - do swojego pierwszego - Poruczniku Lowel. - Kapitan obrócił się w jego stronę.
- To są te same odczyty jak przed zniszczeniem planety. Tym razem statek kieruje się w stronę planety Omega-13.
- Ernest do floty... przygotować się do ataku na Hexatron. Przygotować cały arsenał.
- Kapitanie! Jeżeli pan zniszczy ten okręt nigdy nie wrócimy do domu. - zaprotestował Lowel.
- Albo Tarinkowie, albo Astarandowie. Wywiążę się z umowy z sojusznikami.
- Ależ, kapitanie!!! Uda nam się obezwładnić tek okręt.
- Zapewne, ale po tym jak zniszczą kolejną planetę. Nie pozwolę na to - ryknął kapitan. - Ernest do floty. Zniszczyć okręt wroga.
Zapadła cisza. Żadnych komunikatów, żadnych potwierdzeń, żadnych sprzeciwów. Po chwili pierwsza zgłosiła się Savona. Jej okręt (już po reintegracji) udał się w stronę Hexatronu okładając go torpedami kwantowymi wywołując liczne eksplozje w centralnej części, czyli tam, gdzie w planie unieruchomienia nie wolno było strzelać. Do akcji przyłączył się Defiant i dwie Akiry, które atakowały w wypróbowany już sposób. Niczym żabki wyrzucały dziesiątki torped w stronę okrętu. Pozostałe jednostki uderzyły do ataku. Załoga USS Entrapment powróciła do stanowisk i jako ostania dołączył do reszty, by razem z Flotą i w towarzystwie sojuszników oddalić zagrożenie. Hexatron nie wytrzymał naporu energii. Jego kadłub zaczął pękać pod żółtym i czerwonym światłem eksplozji. Pojedyncze końcówki okrętu rozrywane były przez torpedy. Wybuchy na powierzchni stawały się coraz silniejsze. W centralnej części spory płat metalu oderwał się od stabilnej konstrukcji, niczym gałąź suchego drzewa. Przestrzeń zapełniała się odłamkami metalu z kadłuba. Wreszcie potężna eksplozja rozerwał okręt na trzy części, z których każda poszybowała w inną stronę.
Po zakończonej misji załoga spojrzała na szczątki potężnego okrętu. To był koniec ich marzeń. Wszyscy obserwowali dryfujące w przestrzeni elementy okrętu stale się od siebie oddalające. Powrót do domu stał się nierealny. Zaczęły napływać raporty z poszczególnych okrętów. Pierwszy pochodził z USS Falcon, drugi z USS Astachar. Ernest wsłuchiwał się w słowa Savony. Nikt poza nim jej nie słuchał. Wolkanka meldowała o uszkodzeniach i odczytach w taki sposób jakby nie było to nic poważnego, jakby opowiadała o przyrządzaniu wolkańskiej herbaty. Z innych raportów również nie można było wywnioskować złości czy niezadowolenia. A przecież stało się jasne, że oni wszyscy coś stracili. Myśli o powrocie do domu znikały tak jak Hexatron gdzieś w przestrzeni...
Dziewięć okrętów floty zebrało się w jednym miejscu, dookoła nich orbitowały małe, ocalałe stareczki sojuszników. Najważniejszy punkt umowy - wyzwolenie ujarzmionych nacji spod panowania Tarinków - został wypełniony.

Część V

Kapitan Martin Ernest siedział samotnie w sali odpraw i przeglądał raporty. Nagle do sali weszła Savona.
- Jak tam Spotkanie dyplomatyczne, komandorze?
- Poinformowałam ambasadorów, że nie mógł pan odwiedzić ich osobiście, gdyż jest pan chwilowo niedysponowany.
- Skłamała pani - uśmiechnął się.
- Nie. - zaprzeczyła stanowczo Savona - powiedziałam prawdę. Od czasu zniszczenia Hexatronu wcale się pan nie pokazuje publicznie.
- To tylko cztery dni... Muszę odpocząć...
- Skąd pan wie, że to się szybko skończy?
Ernest popatrzył na nią, a później spuścił głowę.
- Co powiedzieli ambasadorowie?
- Ambasador Altorghratant podziękował nam i liczy na dalszą współpracę. Kolpankowie zaproponowali zawiązanie unii handlowej z wszystkimi rasami sojuszniczymi z tej galaktyki. Piętnaście z siedemnastu ras już wyraziło zgodę. Pozostałe się jeszcze zastanawiają. Ambasadorowie byliby bardzo wdzięczni za udostępnienie danych o...
- Ambasadorowie, sojusz, dane... Oni mają co chcieli... - kapitan wstał i podniósł głos - a co my z tego mamy? Nic! Nawet nie potrafiłem zapewnić powrotu do domu mojej załodze... Moim ludziom... Co ze mnie za kapitan?... Zginęło wielu dzielnych ludzi! Marscynsky miał rację... Nie jestem godny sprawowania tej funkcji. Mogłem mu ją przekazać, kredy jeszcze był czas...
- Kapitanie, nie mógł pan tego przewidzieć. W Akademii nie uczą jak zachować się w innym wymiarze. Logika nakazała mi wybrać pana, choć zastanawiałam się, czy Marscynsky nie byłby lepszy w tych okolicznościach. Jeżeli pana to pocieszy, to pragnę powiedzieć, że jestem dumna, iż mogę służyć pod pana dowództwem.
Ernest popatrzył na Savonę ze zdziwieniem. Komandor kontynuowała.
- Oto lista informacji jakie chcielibyśmy przekazać nowo tworzącej się Federacji. A to dane o strukturze imperialnej Tarinków.
Savona położyła terminale na stole i odeszła. Kapitan został sam.


Ernest pojawił się na mostku, zupełnie niespodziewanie. Altor zasiadał na jego miejscu koordynując pracę statku, gdy zauważył zbliżającego się kapitana zwolnił fotel kapitański i udał się na odpoczynek - jego wachta się skończyła. Martin zasiadł w fotelu i spojrzał na opuszczającego mostek porucznika Altora. Udał się za nim do turbowindy.
- Panie Altor. - stanął pod pulpitem. Przerwał i skierował słowa do komputera - 10 dziobowy.
- Tak kapitanie - odpowiedział El-Aurianin.
- Poruczniku... Altor... Wiem, że jesteś blisko z Margaret...
- Właśnie chciałem prosić o przeniesienie na inny okręt. Nie chcę, aby patrzył mi pan na ręce za każdym razem. Jestem wobec pana lojalny i chcę aby pan to zauważył.
- Właściwie, to chciałem pana przenieść... ale do kwatery mojej córki.
- Co? Ja? Jak? - wydukał zdziwiony porucznik.
- Doszedłem do wniosku, że rozdzielenie was nic nie da. Jedynie zrażę was do siebie. Jeżeli chcecie być razem, to bądźcie...
Po chwili obaj pojawili się w korytarzu i udali na 10 dziobowy, gdzie właśnie trwało przyjęcie okolicznościowe związane z osiągniętym zwycięstwem i utworzeniem nowego ładu politycznego. Kapitan i Altor wypili symboliczną lampkę wina, po czym przyłączyli się do zabawy.
Na mostku pojawił się Lafetein był zadowolony z raportu jaki otrzymał: według danych siły wroga z tego okręgu zostały wyparte. Tarinkowie potrzebowali mało wojska do utrzymania w ryzach inne ludy, decydujący w tym wszystkim był strach. Jednak teraz nie pójdzie im tak łatwo. - pomyślał.
Tymczasem gdzieś w galaktyce: Potężny, walcowaty okręt otoczony przez setki myśliwców przemierza kosmos... Kolejny bilet do domu...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Star Trek Dwa światy Wrota czasu
Star Trek TOS Probe
0975 Dwa światy Wojtek Łuszczykiewicz
dwa swiaty
star trek a chronicle S7UA5N22DVFQ5USC27R5HDLVETFB7JHIVFJVPWA
LUG Star Trek RPG The Expanded Universe Ship Recognition Manual Vol 5 Ships of the Romulan Star Em
07 WhiteFeather Sheri Dwa światy
star trek
Dwa światy Wojtek Łuszczykiewicz
3x06 (43) Dwa swiaty, Książka pisana przez Asię (14 lat)
dwa swiaty
Dwa Światy Roździał 2
Star Trek New Bajor
Star Trek Endevor 'Okręt'
STAR TREK Enterprise Broken Bow (Novelization by CAREY,

więcej podobnych podstron