Historia jednego bananka


Historia jednego bananka

by Hoshiko

W prezencie imieninowym dla Saluśka (z życzeniami wielu bananowych chwil, dużego natchnienia i zapału do pracy twórczej^^ oraz... całej dyskografii Queen X3)

Będzie to historia w trzech aktach o Valciu i o banankach, czyli po prostu o tym, co w życiu najpiękniejsze. ^^ Będzie to jednak historia w 100% goopia, co spowodowane jst olbrzymim włoskim banankiem, który od minut niespełna czterech spoczywa na dnie Hoshusiowego brzuszka. ^^

Tyle słowem wstępu.

Niech rozpocznie się pierwsza komedia, jaką zdarzyło mi się napisać. X3

************************************************************************************

AKT I - "BO BEZ BANANKÓW... NIE MA BANANKÓW" XD

Słońce prażyło silnie, zwiastując, iż w małej włoskiej mieścinie o dżwięcznej acz przydługiej nazwie Montepaone Lido nastał kolejny upalny dzień.

Na jednym z balkonów w ośrodku "ESTELLA" (filia w Montepaone Lido X3) nie suszyły się żółciutkie slipki, co oznaczało, że mieszkaniec apartamentu nr 64 obudził się już i zdążał w kierunku plaży. Osobnik ów nosił imię Valcio oraz morskiego koloru koszulkę z wielkim banankiem na piersi i żółciutkie kąpielówki. Odznaczał się również olbrzymim urokiem osobistym (oddziałującym na ogół przedstawicielek płci przeciwnej) oraz umiłowaniem bananków i wszystkiego, co bananowe.

Valcio zdążał, jako się rzekło, na plażę, ale w połowie drogi ogarnęły go wątpliwości. Rozejrzał się z niepokojem dookoła. Czegoś mu brakowało.

Czegoś ważnego.

"BANANEK!", oświeciło go nagle. "NIE MAM BANANKA!"

Z miejsca postanowił zawrócić. Popędził z powrotem do ośrodka, by zostawić w apartamencie ręcznik w bananki, dmuchanego banana oraz olejek do opalania (o zapachu bananowym). Zdesperowany, szybko wciągnął dopasowane do jego zgrabnej sylwetki spodenki, po czym ruszył w kierunku warzywniaka z mocnym postanowieniem zakupu bananków. "I think I'm a banana tree", nucił pod nosem, rozmyślając o tym, jak pachnące i pyszne bananki zje już niebawem.

Po drodze do sklepu ma złaknionego bananków Valcia czekała jednak przeszkoda niemal nie do pokonania: włoski przejazd kolejowy. Różni się on od wszystkich innych przejazdów tym, że nagminnie jest zamknięty; co często nie ma nic wspólnego z przejazdami pociągów. Włosi z niewyjaśnionych dotąd powodów uważają bowiem, iż skrzypienie opuszczanego i podnoszonego szlabanu nadaje sennemu miasteczku uroków ruchliwej metropolii, więc zwykli go przejazd zamykać i otwierać od czasu do czasu.

Zniecierpliwiony Valcio stał, stał i stał. I robił się coraz bardziej zły i odbanankowany. Pociąg oczywiście ani myślał jechać. Wreszcie, po pięciu minutach bycia opuszczonym w zagadkowych celach, zapora z przeraźliwym zgrzytem uniosła się.

"Widzi pan, w jakim ruchliwym mieście mieszkamy?", wyrażało skierowane na Valcia zarozumiałe spojrzenie jakiejś nie narzekającej na brak ciała kobiety. Valcio obciął ją wzrokiem. Nie miała na sobie nic żółtego. Absolutnie nic.

"Niewtajemniczona", zawyrokował, kręcąc z politowaniem głową. "Przypadek najprawdopodobniej beznadziejnie niebananowy i nie rokujący poprawy."

Rzucił jeszcze kobiecie wyniosłe spojrzenie, pełnym godności ruchem obciągnął koszulkę z bananem na piersi i podążył prosto do warzywniaka.

~ * * * * * * * * * ~

-JAK TO NIE MA?! NIEEEEE!!! WSZYSTKO, TYLKO NIE TOOOO!!!

-Non c'e, signor* - odezwał się drżący głosik schowanej ze strachu pod ladą ekspedientki. - Veramente!*

Wszystkie dźwięki zamilkły i zapadła absolutna i okrutna w swej wymowie cisza, przerywana jedynie szmerem klimatyzacji. Nagle w ciszy tej odezwał się głuchy łomot.

To biedny Valcio, zemdlawszy, zwalił się na podłogę.

~ * * * * * * * * * ~

Sytuacja była poważna. Bananków nie było, zaś zabiegi biednej ekspedientki, takie jak: polewanie wodą, klepanie po policzkach i wreszcie błagania (liczne a rozpaczliwe), nie przynosiły oczekiwanego skutku. Valcio jak leżał, tak leżał. I leżałby jeszcze dłużej, gdyby dziewczyna nie wpadła na pomysł - genialny w swej prostocie i okrucieństwie.

I skuteczności.

-BANANI!* - wrzasnęła na cały głos. - BANANI!

-GDZIE?! - zerwał się Valcio.

Niestety prędko okazało się, że nigdzie. Zrozumiawszy podstęp zdesperowanej sprzedawczyni, biedak rzucił jej zbolałe, pełne wyrzutu spojrzenie i bez słowa opuścił to niegościnne miejsce, jakim okazał się jedyny w Montepaone Lido warzywniak.

Nie odwrócił się nawet wtedy, gdy biedna kobieta zemdlała i z westchnieniem osunęła się na skrzynkę pomidorów.

Zbolałe spojrzenie Valcia to nie to, co jakakolwiek istota płci żeńskiej mogłaby znieść z zimną krwią. (X3)

~ * * * * * * * * * ~

-Och - wzdychał smętnie Valcio. - Och, ach. Cóż ja biedny pocznę bez bananków.

Nagle doznał oświecenia.

-CO JA POWIEM FILUNI?!

Obiecał jej przywieźć prawdziwe włoskie bananki. Jutro wraca do domu, a bananków nie ma... Co on ma zrobić, do zgniłego bananka?!

Cóż. Prawdziwy mężczyzna (a takim Valcio niewątpliwie był - wystarczyło popatrzeć i zemdleć) mógł zrobić tylko jedno.

Zdobyć bananki.

~ * * * * * * * * * ~

************************************************************************************

AKT II - BANANOWIEC

~ * * * * * * * * * ~

"Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać", zasępił się Valcio, bezczelnie przełażąc pod znów zamkniętą zaporą kolejową. m"Skąd ja teraz wezmę bananki?!"

Biedak wracał do ośrodka pogrążony w czarnych, zgoła niebananowych myślach.

Nagle jego spojrzenie padło na pewien płot. Potem wyżej.

BANANOWIEC! RÓSŁ TAM PRAWDZIWY BANANOWIEC! Co za fart!...

Mózg Valcia rozpoczął pracę na niewiarygodnie wręcz wysokich obrotach i w rekordowo krótkim czasie doszedł do wniosku, że na bananowcach rosną ni mniej, ni więcej - a bananki. Po drugie: bananki to bananki i bez nich nie ma bananków. Trzecim zaś wnioskiem wysnutym przez Valcia było to, że niestety jest jeden mały problem.

Bananowiec ujrzany przez niego był ewidentnie bananowcem prywatnym.

"Szaber?", skrzywił się Valcio. "Czy to się czasem nie kłóci z ogółem mych zasad moralnych?"

"Nie, chyba jednak nie...", stwierdził sekundę później. "Przecież moja zasada moralna numer jeden brzmi: dla bananków wszystko".

Uspokoiwszy się w ten sposób, Valcio postanowił zabrać się do dzieła. Czujnie niczym pantera na łowach obszedł płot dookoła, szukając w nim najmniejszych choćby dziurek, pęknięć, szczelin i wypukłości.

Nie znalazł żadnej.

-A niech to szlag trafi! - zirytował się i jął wymachiwać pięściami w kierunku płotu, jakby pokazując szlagowi, w co konkretnie ma trafić.

Ulżywszy sobie w ten sposób Valcio postanowił się nie poddawać. Nadeszła pora na pierwszą próbę wdarcia się na terytorium wroga. Już on dostanie te bananki i żaden głupi płot mu w tym nie przeszkodzi!

Jednak choć Valcio wspinał się i wspinał, podskakiwał i podciągał się - płot zawsze zwyciężał. Stał jak stał i bezczelnie pysznił się długością desek i jakością bejcy. Najwyraźniej zamierzał bronić bananków jak lew.

-Niedoczekanie twoje! - pogroził płotowi Valcio i postanowił poszukać sprzymierzeńca. Gdyby tylko ktoś go podsadził, płot nie miałby zadnych szans. X3

Złotooki rozejrzał się w poszukiwaniu ofiary i dostrzegł opuszczającego ośrodek salvataggio* Lorenza (czyt. Lorenca X3); młodego, bardzo kędzierzawego i bardzo burkliwego człowieka.

-Lorenzo! - ucieszył się nieszczerze Valcio na jego widok. - Buongiorno!*

-Bhum - odburknął przystojny młody salvataggio, nieuleczalny gbur. Wyraźnie przyspieszył kroku, chcąc uniknąć jakiejkolwiek rozmowy.

Valcio był jednak szybszy.

-Lorenzo... - zaczął przymilnie. - Podsadzisz mnie, prawda? Bo widzisz... obiecałem dziewczynie bananki i chciałem kupić bananki ale tam nie było bananków i ja teraz nie mam bananków i nie mogę jej zawieźć bananków ale jakbym miał tamte bananki to wtedy bym mógł jej zawieźć te bananki...

-Non capito* - oświadczył na to burkliwie Lorenzo i poszedł sobie.

Wściekły Valcio postanowił się nieodwołalnie i ostatecznie obrazić. "Będzie mnie jeszcze ten gbur błagał o przebaczenie!", zadecydował.

Tymczasem jednak problemem o wiele większej wagi było znalexienie sposobu na sforsowanie płotu. Valcio rozważał podpalenie go, przepiłowanie, rozbicie ciosem karate, wyłamanie mu sztachet, przeskoczenie go o tyczce, rozmontowanie go i wreszcie wdarcie się zań za pomocą lotni, skacząc z sąsiedniego balkonu. Żaden jednak z pomysłów, które przychodziły mu do głowy nie wydał się być dostatecznie dobry, dopóki nie wpadł na coś bezsprzecznie genialnego. Wymyślił, jak za jednym zamachem dostać się do bananków i dokonać zemsty na podłym Lorenzo.

-Buahhahahaaahahahahaaa!!! - rozległ się szatański śmiech Valcia. - Buahhaaahahahaaahahaaaahahahaaaaa!!!

Natychmiast ruszył w kierunku plaży. Tam, niczym zawodowy złodziej, zwędził ze stanowiska salvataggio sznurową drabinkę z hakami do zaczepienia o słupek trampoliny. Stamtąd z oszałamiającą prędkością popędził z powrotem w kierunku bananowca.

Zaczepienie drabinki o płot i przedostanie się do bananowca nie przedstawiało już większych trudności.

Kradzież siedemnastu dorodnych bananków również. X3

~ * * * * * * * * * ~

************************************************************************************

AKT III - "DON'T WORRY, BE HAPPY AND EAT A LOT OF BANANAS!"*

~ * * * * * * * * * ~

Filia Ul Copt uśmiechnęła się szeroko na samą myśl, że oto już jutro (a przy odrobinie szczęścia może nawet i dzisiaj) może spodziewać się przybycia z Włoch bananków i Valcia. "To znaczy", szybko poprawiła się w myślach, "Valcia i bananków! ^^""" ".

"Hmmm...", zamyśliła się. "A może by tak zrobić mojemu kurczaczkowi ciasto z banankami?"

(I tutaj sprawa się, niestety, jak to się brzydko mówi, rypła - i Czytelnik dowiedział się, jak mówi na Valcia jego dziewczyna. Spuśćmy na to określenie zasłonę wymownego, pełnego współczucia milczenia. Jemu też się to nie podoba, ale cóż zrobić?)

Ciasto szybko było gotowe, jako że Filia zdążyła nabrać nielichej wprawy w sprawnym jego przygotowaniu. Zazwyczaj robiła to bowiem w warunkach ekstremalnych: z zaglądającym jej przez ramię Valciem, wyjadającym z garnków wszystko, co tylko zdołał. Wypiek pochłonął jednak cały zapas bananków, jaki miała, więc postanowiła natychmiast go uzupełnić. Nie mogła dopuścić do sytuacji, że nie będzie bananków w domu, w którym będzie znajdował się Valcio. Groziłoby to prawdziwym kataklizmem.

Filia szybciutko ubrała błękitną sukieneczkę w bananki i wyszła z domu. A raczej nie wyszła. Została na progu.

Bowiem na wycieraczce spoczywał piękny, wielki, dojrzały, przewiązany różową wstążką w serduszka włoski bananek.

-Niespodziewanka - oświadczył głos ukrytego za rogiem Valcia.

~ * * * * * * * * * ~

I tutaj historia się kończy. Nie będziemy opisywać tego, co Filia i Valcio robili później, bo to chyba dla każdego Czytelnika jest oczywiste. Dodamy jedynie - w razie jakby ktoś miał cień wątpliwości - że z ciasta z banankami Valcio nie pozostawił ani okruszyny.

Do wyjaśnienia pozostaje jeszcze jedna rzecz. Uważny czytelnik niewątpliwie zauważył, iż Valcio ukradł bananków siedemnaście, zaś Filia dostała jeden. Odpowiedź jest prosta i okrutna.

Valcio oczywiście kochał Filię, ale bananki również miłował nad życie. Miłował zaś je tak bardzo, iż po dwudziestu trzech godzinach jazdy do domu dla Filii ostał się ino jeden.

Cóż, życie jest ciężkie. Kto powiedział, że nie.

A ponieważ Filia nic o bestialsko zeżartych banankach nie wiedziała, nic nie mąciło jej szczęścia. Nie miejmy więc do Valcia zbytnich pretensji... i tak się wykazał.

Ja bym zjadła wszystkie. X3

~ * * * * * * * * * ~

-LORENZOOOOO! - wydzierał się Antonio, kierownik ratowników na plaży w Montepaone Lido. - IL CRETINO!!!* IL LADRO!!!*

Valcio zemścił się okrutnie i niebywale skutecznie. Echo litanii Antonia rozlegało się jeszcze długo.

~ * * * * * * * * * ~

SŁOWNICZEK XD

*) nie ma

*) naprawdę!

*) banany... XDD

*) ratownik

*) dzień dobry!

*) nie rozumiem

*) ty kretynie! X3

*) ty złodzieju! XD

*) cytowane za: Sal ^^

ELEMENTY AUTENTYCZNE:

1. Lorenzo = =" istny koszmar...

2. ośrodek Estella

3. ten cholerny przejazd kolejowy = ="

4. Montepaone Lido XD

5. deficyt bananków w warzywniaku T_T

6. bananowiec w pobliżu ośrodka ^^

7. i ten PŁOT!!! = =""""""""""

8. pomysły na przedostanie się do środka (widać, jak bardzo byłam zdesperowana... XD)

PODZIĘKOWANIA:

Dla mojego Tatusia za pomoc w napisaniu tych kilku partii po włosku. ^^

OPINIE:

na mój adresik: pandziusia@poczta.onet.pl

POZDROWIENIA:

dla Solenizantki ^^ Raz jeszcze wszystkiego najlepszego!

KONIEC:

nareszcie X3

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Historia jednego rajdu
Hakerzy Krótka historia jednego włamania
Bartkiewicz Zygmunt HISTORIA JEDNEGO PODWÓRKA
HISTORIA JEDNEGO POWROTU JACEK JURECZKO
Izaak Babel Historia jednego konia (opowiadanie)
W obronie nasion historia jednego morderstwa Część 3
Izaak Babel HISTORIA JEDNEGO KONIA
0800 DUO James Julia Historia jednego balu
HISTORIA JEDNEGO PRAGNIENIA ośw Stanisławie K
HISTORIA JEDNEGO POWOŁANIA
HISTORIA JEDNEGO WYZNANIA
R Brandstaetter JEST, czyli historia jednego przekładu
Historia książki 4
Krótka historia szatana
Historia Papieru
modul I historia strategii2002

więcej podobnych podstron