ROZDZIAŁ DRUGI


ROZDZIAŁ DRUGI
BAZA WYPADOWA

"Wszystkie wiary mają systemy energii, które działają jak pokoje narodzin dla manifestacji wiary. W granicach tych systemów energii są prądy, które kierują twoim doświadczeniem życiowym. Jesteś świadomy tych prądów, świadomie lub podświadomie, i ty pozwalasz nosić siebie do królestwa doświadczeń, które najlepiej ilustrują twoją prawdziwą wiarę w system. Kiedy wierzysz " jestem fragmentem pierwszego źródła, połączonym z JEGO zdolnościami," ty angażujesz energię właściwą w połączenie uczuć. Ty ciągniesz do twojej rzeczywistości zmysł związku z twoim źródłem i wszystkich pomocy. Wiara jest nierozłączna z tobą ponieważ JEGO system energii jest asymilowany w granice twojego własnego systemu energii i jest tkany do twojego ducha jak nitka światła."

Wyjątek z "Wiar i Ich Systemów Energii", rozszyfrowany z Komory Czwartej
WingMakers

Pustynia w nocy była magicznym światem pogrążonym w ciszy i klarowności.

Nerudzie przypomniało się jak on i Andrews rozstawiali namiot. Jedna noc nie powinna być aż taka zła, pomyślał. Poza tym, Andrews twierdził że nie chrapie, to był jedyny sensowny powód dla Nerudy, mógłby przecież wyczarować inny namiot.

Każdy kto spędził dużo czasu na pustyni wiedział bardzo dobrze że chrapanie było najbardziej irytującą porą snu behaviors. W absolutnej ciszy pustyni, poza kojotami, chrapanie mogłoby wzrosnąć do poziomu nudnego grzmotu.

Neruda potrzebował snu. Podczas dwóch godziny jazdy udało mu się tylko na kilka minut przymknąć oczy, ale najwięcej czasu stracił na recenzowaniu porządku dziennego misji z Evanem; wybranie miejsca na rozbicie obozu; i zmuszaniu Samanthy Folten aby przyśpieszyła prace nad celami misji i artefakcie.

Walt Andersen nie był dostępny dla wycieczki z powodu choroby w jego rodzinie. Evan miękła, pozwalając Samanthcie dołączyć do zespołu badawczego mimo ze miała ona względnie niskie pojęcie o bezpieczeństwie. Neruda został o to potajemnie poproszony, częściowo ponieważ Samantha była nowa i entuzjastyczna, i częściowo ponieważ była wysoce polecana przez Bransona.

"Wiesz jutro będzie cholernie ciężki dzień, szefie. - Neruda uśmiechnął się na Andrewsa niekonwencjonalny dobór słow. Pomiędzy jądrem naukowców, Andrews był jedynym który mówił z taką gardłową spontanicznością. Przez lata, stało się to komfortem dla Nerudy. Dziwnie dość, było to nawet źródłem podziwu. Neruda często życzył sobie że mógłby recytować te same słowa z Andrewsa naturalną lekkością.

- Dopóki ty wokoło będziesz dostarczał kolorowych komentarzy, jestem pewien że tak będzie. - kiedy Neruda był sam z Andrewsem, sarkazm był mimowolnym odbiciem.

- To jaki mamy plan po śniadaniu?

- Powędrujemy prze pół kilometra do dna płaskowzgórza

- I kto będzie nieść małego potwora?

- Zgłaszasz się?

- Tak, zgłaszam Evan.

- Zbyt dużo martwisz się o przyszłość, - upomniał go Neruda. - Czy możemy się skupić - na dwie minuty tylko - na ustawianiu namiotu?

- Tak, szefie.

- Ale co jest z planem? Czy ten RV ma zakończyć swoją robotę i wtedy wszyscy idziemy do domu?

- Coś w tym rodzaju, - Neruda chichotał. - Byłeś przecież na spotkaniu.

Słuchałeś?

- Zawsze słucham kiedy ty mówisz, Szefie. Jest tylko tak, że misja wydaje mi się... wydaje mi się niekompletna. Jeśli jesteśmy zdolni znaleźć to miejsce ET, to dlaczego przejechaliśmy cały szmat drogi, rozbiliśmy obóz, będziemy wędrować z tym małym potworem przez ten cholerny porzucony kanion, zrobimy odkrycie wieku, i wrócimy do domu?

- Tak jest w protokole, - odpowiedział Neruda.

- Cholera, szefie, jeśli tak jest rzeczywiście w protokole, to czy prowadzący zespół nie powinien móc wprowadzić zmian. Czyż nie jest zaprotokołowane że można zmieniać protokół jeśli sytuacja tego wymaga? Co jeśli jutro odkryjemy coś nieprawdopodobnego? To jest możliwe, prawda? I dlaczego po odkryciu mamy biec do domu, bo tak jest w przeterminowanym protokole? Cholera, inne zespoły dostały szczegółowe namiary. Chcę powiedzieć, że powinniśmy......

- Zobaczymy co się stanie. Jestem zbyt zmęczony aby martwić się o warianty poza celem misji. Tak czy owak, Evan jest po to tutaj.

- Nie dawaj tej małpie więcej mocy niż to jest konieczne, - szepnął Andrews, świadomy głupoty zbyt głośnego mówienia. - Jego jedynym instynktem jest ukrywać. Słowo odkrycie nie figuruje w jego cholernym słownictwie.

- Ty nie jesteś piękny... - Emilia kłuła jej głowę wewnątrz namiotu. - Twoi chłopcy nadal bawią się twoim namiotem? -.

Neruda i Andrews odpowiedzieli zgodnie. - Wychodź!

- Trochę wrażliwości nie zaszkodzi, prawda? - Nawet w przyćmionym świetle latarni, jej uśmiech był zaraźliwy.

- Samantha i ja skończyłyśmy nasze zadanie, zaparzenia trochę decaf, i jesteśmy gotowe na mały spacer przed snem. Myślałyśmy, że gentlemani dołączą do nas. - Położyła duży nacisk na angielski akcent w tym słowie.

- gentlemani - Przypomniała im się edukacja w Cambridge.

- Tak, tak, tak, zacznij się chwalić swoim szybkim zadaniem, ale ty nie musiałeś słuchać wyjaśnień bossmana , i o każdym szczególe, o wszystkich wariantach naszego planu. - Neruda mógł tylko chrząkać w nieporozumieniu, skupiając się na wiązaniu sznura.

- Czy Samantha jest z tobą? - Spytał.

- Ona jest nieśmiała twoich SL­Twelvers, - Wyjaśniła Emilia.

- Ona prawdopodobnie słyszała jak czytasz w myślach. Wszystkie RV są przezorne takich facetów. Każdy jeszcze myśli że ty jesteś tylko wiązką pussycats. - Powiedział pół poważnie Andrews.

- Czy dobrze usłyszałem? Zrobiłaś kawę, czy tylko starasz się abyśmy my starzy gentlemani poczuli się źle? - Spytał Neruda.

- Tak jest.

- Tak jest do którego pytania?

- Do obu.

- I masz zamiar podzielić się tą kawą?

- Muszę się naradzić z moją nową współlokatorką. - Emilia włożyła głowę do namiotu na chwilę. Zamieniły kilka słów szeptem.

- Dobra, ale mamy jeden warunek.

- Którym byłby?

- Samantha chce zobaczyć artefakt. - Neruda spauzował, próbował wyczuć reakcje niż myśleć o tym. - OK, - odpowiedział instynktownie. - Wiem że ciężko w to uwierzyć, ale my już prawie skończyliśmy tutaj. Spotkamy się przy waszym namiocie za kilka minut. Przyniosę artefakt i zademonstruje go odpowiednio.

- Czy wy dwie zajęte osoby będziecie miały dosyć czasu by upiec ciastka zanim się pojawimy? - Neruda uśmiechnął się, patrząc raz na Emilie raz na Samanthe na zewnątrz namiotu.

- Prawdopodobnie tak. - Emilia odwróciła się zostawiając swój fałszywy południowy akcent dryfujący.

- Wiesz szefie, nie jestem pewien czy to jest taki dobry pomysł pozwolić Samanthcie to oglądnąć. - Mówił Andrews, wskazując na aluminiowe pudełko, zaprojektowane dla artefaktu.

- Dlaczego?

- Ona Jest RV.

RV są wyspecjalizowanym personelem w ACIO który został wyszkolony by potrafił widzieć na odległość, a także w czasie. Ale także inne inteligentne organizacje użyły RV, więc ACIO użyło technologii aby ulepszyć ich naturalne psychiczne zdolności. Technologia, zwana RePlay, umożliwiła RVs przeprowadzać obserwacje bardziej dokładnie.

RVs często były przydzielane do misji ACIO z celem zlokalizowania przedmiotu, osoby, lub określonych koordynatów przestrzenno/czasowych. Ich dokładność była wstrząsająca. Potrafili - widzieć - miejsce gdzie znajdował się przedmiot i jeśli były tam jakieś szczególne znaki, to potrafili określić dokładne położenie.

- Widzę że nie ufasz RV, ale spróbuj być mniej paranoidalny.

- Jestem paranoidalny ponieważ mamy Evan i RV na naszej misji.

Wiesz dobrze. Cokolwiek się zdarzy natychmiast wypadnie to z twoich rąk. - Andrews znów szeptał.

- Dobrze więc, dopilnujmy żebyśmy trzymali wszystko tak mocno jak to jest możliwe, - odpowiedział Neruda. - I moglibyśmy zacząć od ustawienia naszego cholernego namiotu.

- Spokojnie, szefie. Już prawie gotowe. Taa daa! - Wstał i rozłożył ręce na przeciw tak jak magik robi to tworząc swoją iluzje.

* * * *

- Czy twój namiot nadal stoi? - Emilia spytała z uśmiechem. Troszczyła się o kawę stojącą na kuchence polowej i o przygotowanie herbatników które zabrała na wycieczkę.

- Tak było kiedy go zostawiałem.

- Na szczęście dzisiaj wieczorem nie ma wiatru.

- Na szczęście jest kawa. - Miłość Nerudy do kawy była tylko związana z jego zapałem do odkrycia.

- Czy Andrews zamierza do nas dołączyć?

- Myślę, że on chce być jak najdalej od kombinacji RV i artefaktu, - Szepnął Neruda, pochylając się ku uchu Emilii. - Kiedy w końcu odsłonisz jego zachowanie macho, on jest przestraszony tym małym szczeniakiem. - Emilia zaśmiała się i zawołała Samanthe z namiotu.

Samantha była młoda jak na standardy ACIO. Koło trzydziestki, z nieznaczną nadwagą, nieśmiałym uśmiechem i pięknymi szmaragdowymi oczyma, które dominowały na jej twarzy.

Wyglądała na Celtyczke z czerwonymi falistymi włosami, które sięgały prawie że do talii.

Była osobą, która miała spojrzenie pół jak enchantress, pół jak smutny introwertyk.

Neruda posłał jej najmilszy uśmiech jaki tylko mógł. Umieścił pudełko na ziemi.

- Myślę, że będzie to fascynujące dla ciebie, - zaczął. - Jak już mówiłem podczas podróży tutaj, przedmiot został znaleziony dziewięć kilometrów stąd. Chcę poczekać do jutra rana zanim zaczniemy przeprowadzać RV i RePlay, ale możesz rzucić okiem na to teraz. - Jak otworzył i podniósł do góry przykrywkę aluminiowego pudełka, artefakt, pół zagrzebany w gumowej pianie, natychmiast zaczął brzęczeć w niesamowity, pulsujący sposób. Samantha pochyliła się nad pudełkiem. Światło z ogniska i pobliskiej latarni wydawało się zbierać na jej twarzy.

Spojrzenie zmartwienia zastąpiło jej podniecenie. Jej oczy zwęziły się skupiając się wyłącznie na przedmiocie, jej wargi zacisnęły się jak gdyby została im zabrana zdolność do mówienia.

Wyczuwając, że coś było źle, Neruda pośpiesznie zamknął wieko artefaktu. Samantha spadła na ziemie, jej głowa spadła bezpośrednio na górę pudełka z artefaktem. Emilia krzyknęła. Neruda chwycił Samantha i podniósł jej głowę lekko klepiąc ją po policzkach. - Samantha. Samantha. Wszystko jest OK. Wszystko jest OK. - Samantha otworzyła oczy niemal natychmiast. Patrzała na Nerude który trzymał jej głowę na kolanie. - To żyje, - szepnęła jak gdyby bała się usłyszenia przez przedmiot. - To jest inteligencja... nie technologia.

- Wstawaj, - powiedział Neruda pomagając jej wstać.

- Wszystko wporządku? - Spytała Emilia.

- Tak. Jestem OK, tylko mało wstrząśnięta tym...

- Co się stało do cholery? - Spytał Evan pojawiając się, za nim kilka kroków dalej podążał Collin.

Neruda nie był pewny co odpowiedzieć.

- Co się stało? - Spytał Evan znów, tym razem bardziej uparcie.

- Niech każdy się uspokoi, - powiedział Neruda. - Czy jest dość kawy dla każdego, Emilii?

- Tak, tak, oczywiście.

- Siadajmy więc, Wypijmy filiżankę kawy, i powiemy wam co wiemy.

Jestem zainteresowany co ma Samantha do powiedzenia. - Samantha była wyraźnie roztrzęsiona, Neruda pomógł jej usiąść na jednym ze składanych krzeseł rozstawionych dookoła ogniska. Evan i Collin dołączyli do kręgu i usiedli na krzesłach.

Emilia szybko zaczęła lać kawę. Neruda podał filiżankę Samanthcie.

Powietrze nocne zaczynało stawać się chłodne, i ciepła filiżanka przypomniała Nerudzie że gorąco pustynnego dnia otwierało drogę zimnej ciemności.

- Jesteś pewna że wszystko jest OK? - Neruda spytał znów, kucając przed Samantha.

Samantha wzięła długi łyk kawy.

- Tak, jestem OK. Dziękuje.

- Co doświadczyłaś? Czy możesz to nam opowiedzieć? - Neruda wstał tylko po to żeby usiąść naprzeciw Samanthy na składanym krześle które Evan rozstawił.

- Usłyszałam to brzęczenie... to... to natychmiast weszło w mój umysł. To było niewiarygodnie, z potężnym hipnotycznym skutkiem. To pokazało mi obraz...

- Jaki to był obraz? - Zapytał Evan.

- Jakiejś jaskini lub ciemnej struktury jakiegoś rodzaju.

- Na ziemi?

- Nie wiem... Być może. To było zaprojektowane... To nie była naturalna jaskinia... Bardziej jak poczekalnia. Tak, jaskinia została wybudowana ale przebrana jako naturalna struktura.

- Przez kogo? - Neruda i Evan zapytali jednocześnie.

- Nie wiem.

- Samantha, ty mówiłaś wcześniej że artefakt był żywy. Że to nie była technologia, ale raczej inteligencja. Co to znaczy dokładnie?

- Mogę nie mieć racji, ale artefakt wydawał się jakby ożył. - Jej głos zadrżał, a jej oddech stał się krótki. Wyglądała na oszołomioną. - To czytało w moim umyśle. Czułam jak mnie skanuje. To tak jakbym była jedzona żywcem - tylko to było tak jakby to jadło moje myśli.

- To mogła być technologia, która to stworzyła, nieprawdaż? - Evan popatrzała krótko na Nerudę i na Collina.

- Nie mogę wyobrazić sobie jak ten przedmiot może mieć organiczną inteligencję, - wyraził Collin. - Przecież to nie praktyczne być zrobionym ze stopów metalu...

- Myślę że powinniśmy przyjąć, że ta rzecz jest niebezpieczna. - Evan wstał i pozostał cichy. Myślał o alternatywnym wyjściu.

- Nie przyjmujmy nic nie wiemy o tym przedmiocie, - Neruda mówił. - Ten obraz co widziałaś, Samantha, było tam wejście?

- Tak, myślę że tak.

- I wszystko co widziałaś było ciemną strukturą jakiegoś rodzaju?

- Tak.

- Czy dostałaś wrażenie jakieś co do odległości tego od naszego obozu?

- Nie. Nie bardzo. Chociaż, kiedy ty spytałeś się teraz, to wydaje mi się że to było w pobliżu. Nie wiem na pewno. To wszystko trwało kilka sekund. Byłam zasypana. To było uczuciem... Umysłowego gwałtu. - Zaczęła płakać, jej oczy upuszczały łzy co mignięcie oka.

Emilia uścisnęła jej rękę, i Evan, chodzący dookoła ognia i krzeseł, zatrzymał się nagle. - Ty wiesz to może być sonda. Nie wiem dlaczego nie rozważyłeś tego przedtem. Samonaprowadzające urządzenie, kompas, mapa. Myślałeś o wszystkim ale nie o sondzie. Dlaczego?

- Przed zakończeniem naszego śledztwa, zaznaczmy jedno, - Neruda mówił z aluzją sarkazmu. - Z całkowitym szacunkiem do Samantha, ona mogła źle interpretować prawdziwe zamiary artefaktu.

- Jak to? - zapytała Evan.

- To jest możliwe że urządzenie zostało aktywowane przez jej psychiczne zdolności. Być może przez moje własne. Nie wiem. Ale urządzenie zostało aktywowane jakoś, i jego najważniejszym zadaniem może być połączenie z czymkolwiek co go aktywowało i dostarczenie wiadomości lub obrazu. - Neruda zwrócił się do Samanthy znów. - Czy słyszałaś co ja teraz mówiłem? - Kiwała głową.

- Czy jest to możliwe że urządzenie po prostu próbowało połączyć się z tobą? Że to nie próbowało zranić ciebie? - Samantha nie poruszyła głowy. Jej twarz zamarła. Jej oczy zamknęły się jak ociężałe drzwi, każdy czekał.

- Samantha, słyszysz mnie? - Pozostała nieruchoma jak gdyby spała.

Neruda doszedł do wniosku że artefakt znów ją badał, lub próbował się z nią w jakiś sposób połączyć.

- Myślę, że komunikuje się teraz z przedmiotem.

- Nie Powinniśmy ją z tego wyrwać? - zapytał Evan. - Może być w jakimś zagrożeniu.

- Wygląda na spokojną. - Neruda szepnął. - Poobserwujmy przez chwilę. - Podniósł aluminiowe pudełko i powoli otworzył jego wierzch. Przedmiot emitował wibracje. To nie było brzęczeniem z elektrycznego urządzenia. To brzęczenie było bardzo subtelne, nawet w ciszy pustynii. Więcej się to czuło niż słyszało.

Samantha nadal wyglądała na spokojną, jakby była w transie, w całkowitym porozumieniu z artefaktem. Neruda pochylił się do niej i dotknął jej czoła jak gdyby próbował określić czy miała gorączkę. Sprawdził jej puls. Był zadowolony że Samantha jest OK.

Gdy usiadł spowrotem na miejsce, Neruda stał się mały i zdezorientowny.

- Czy wszystko jest OK? - Emilia spytała.

Neruda kiwał głową powoli, ale widać było niepewność w jego oczach.

- Czuję jak jestem ciągnięty do nieświadomości, - Neruda mówił słabo.

- To nie jest łatwe sprzeciwić się tej rzeczy... - Evan wstał i zaczął się kręcić znów. - Czy każdy czuje ten... Tą hipnozę? - Collin i Emilia obaj potrząsnęli głową i wymamrotali - nie".

- Cholera, myślałem ze zgodziliśmy się czekać do rana ze śledztwem. - Usłyszeli podniesiony glos Evan.

- Zapomniałem powiedzieć artefaktowi że zamierzaliśmy czekać do rana, - powiedział Neruda, pokazując że jego zmysł humoru był nietknięty. - Nie martw się, nie czuję jakiegokolwiek zagrożenia. To próbuje tylko dostać się do swojej homebase i do mojego umysłu w tym samym czasie. To jest tak jak gdyby ta rzecz robiła wprowadzenie. - Neruda deklamował słowa jakby mówił we śnie. Potarł kąt oczu swoim palcem wskazującym. Każdy ruch był naciągany jak gdyby nagle wzrosła waga i czas został skrócony do zwolnionego tempa.

- Rozumiem. - Samantha ruszyła. Jej cały ciało spadło z krzesła i klęczała przed artefaktem. Podniosła artefakt z wielkim napięciem na jej twarzy, jej ręce walczyły z jego wagą. Dotknęła artefakt w określony sposób palcami. Brzęczenie zatrzymało się.

- To zostało zaprojektowane aby zapobiec intruzom, - Samantha wyjaśniła. - To chroni się. To określa twój zamiar, kiedy to bada twoje myśli. To stwarza pozór ze jesteś bezradny podczas szacowania twoich zamiarów. - Neruda otrząsnął się i powrócił do rzeczywistości kiedy Samantha wyłączyła urządzenie. - Widziałaś to miejsce?

- Tak, - mówiła podniecona. - To jest w pobliżu. To miejsce jest dobrze schowane, ale myślę możemy je znaleźć.

- Co miejsce? Gdzie? - Evan spytał, lekko oszołomiony.

- Zobaczyłem też coś, - Neruda mówił. - Myślę że rozpoznałbym to jeśli znów to zobaczę.

- Wspaniale, ale czy ty wiesz gdzie powinniśmy zacząć szukanie?

- Nie, - Odpowiedział Neruda.

- Myślę że mogę to zlokalizować poprzez znak na ziemi jaki zobaczyłam. - Samantha włożyła przedmiot spowrotem do jego pudełka, przyciągnęła je bardziej do swych stóp, i usiadła na krześle z długim westchnieniem.

- Miałaś nam coś powiedzieć o znaku na ziemi jaki zobaczyłaś, - Przypomniał jej Evan.

- To jest cienka, skalna formacja, wygląda jak komin. Prawdopodobnie ma trzydzieści metrów wysokości, dziesięć w obwodzie podstawy, ale tylko pięć metrów na szczycie. Dużo takich skalnych formacji dookoła tutaj nie może być. Może tam?

- Ty widziałeś to samo? - Evan zwrócił się do Nerudy.

Neruda trząsł głową. - Z jakiejś przyczyny nie widziałem czegokolwiek co mógłbym zidentyfikować jako skalna formacje, to było bardziej jak zbiór obrazów, jak mozaika.

I najwięcej tego było w pieczarze lub czymś podziemnym.

- Co jest, - Emilia spytała, - Technologia czy żyjąca inteligencja?

- Być może to i to. - Neruda uśmiechnął się. - Cokolwiek to jest, zna nas lepiej niż my znamy to.

- Ja nie wiem jak to mogłoby być żyjącą inteligencją, - Samantha zaczęła powoli, - - ale każda kość w moim ciele krzyczy że to jest żywe. To nie jest nieżyjąca, zaprogramowana technologia. To jest żyjąca inteligencja która jest umieszczona jakoś w tym obiekcie. - Wtedy, w frustracji, dodała. - Och, nie wiem o czym mówię.

Mówię bełkotem dzisiejszego wieczoru. Przepraszam.

- W tych okolicznościach, bełkot może być jedynym językiem. - Neruda uśmiechnął się i nalał sobie następną filiżankę kawy. - Ty wiesz, jeśli to nie było przez twoją kawę, Emilii, to prawdopodobnie jestem ciągnięty do nieświadomości przez tamtą rzecz. - Zaśmiał się, i wskazał na artefakt. To wygląda jak ciche dziecko ptaka śpiące w swoim gnieździe.

- To Jest decaf , - Emilia odpowiedziała z śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy.

- Tak ty myślisz o moich przejściach koncentracji...

- Chciałbym, żebyś wziął to trochę więcej poważnie, właśnie widzieliśmy jak ta technologia czyni was bezradnymi, to jest mentalny gwałt, co Samantha przeżyła, a ty żartujesz o kawie. - Neruda spokojnie zwrócił się do Emili. - Czy możesz przynieść mi mapę SMT... 2507? - Neruda zwrócił się ponownie do Samantha. - Jak długo potrzebujesz aby wykonać RePlay struktury?

- Dziesięć minut,".

- Dobrze, więc zaczynaj się dostrajać. - Neruda zwrócił się do Evan z niecierpliwą miną na twarzy. - I co ty chciałeś zrobić?

- Tylko obserwuj... teraz. - Evan wrócił swym spojrzeniem do ognia, odwracając się od autorytatywnego wzroku Nerudy. Evan wiedział, że podczas jego obecności na misjach badawczych zawsze był obrażony. Wiedział że denerwował też swoich kolegów. Też wiedział że to było jego pracą.

Emilia wróciła z namiotu trzymając duży arkusz papieru i latarkę.

Dała je Nerudzie, on rozpostarł mapę na ziemi dwa metry od ognia.

Latarka oświetliła centrum mapy, która została pokryta liniami różnych kolorów. Evan, Collin, i Emilia ustawili się za nim, stojąc z rękami opartymi na kolanach. Neruda kucną jednym kolanem na ziemi.

- Tu jest Samanthy znak, który widziała, - Neruda wskazał go i latarką i swoim palcem wskazującym. Mały punkt ciasno ukształtowanych okręgów był, niemal koncentryczny, w tęczy kolorów blisko centrum mapy topograficznej.

- To jest odizolowane, te prawdziwe proporcje, i trzydzieści metrów wysoki, - kontynuował.

- I jest to oddalone od naszego obozu o trzy kilometry. - Posłużymy się RePlay rano, - Evan mówił. - Jest późno, wiemy gdzie musimy iść. Chodźmy wszyscy odpocząć trochę. - Jego głos brzmiał obcięty jak karabin maszynowy.

Samantha wyszła z namiotu z komputerem i miała nakrycie na głowie, które wyglądało jak druciana klatka. Nie ważne jak dużo razy Neruda widział to, zawsze myślał że to jest najgłupsza technologia jaką kiedykolwiek widział.

Najwięcej technologii z ACIO nigdy nie była produkowana z perspektywy konsumenta. Była wybudowana ręcznie, jeden egzemplarz za każdym razem. Jaki był tego wygląd nigdy nie miało znaczenia.

- Zamierzamy czekać do rana, Samantho, - Mówił Neruda. - Przepraszam, że zmarnowałem twój czas każąc ci się przygotować. Ale Jim ma rację, powinniśmy iść teraz spać i skoncentrować nasze siły na znajdowaniu miejsca podczas dnia. - Samantha kiwnęła głową, ulżyło jej że nie musiała znów kontaktować się z artefaktem tej nocy. Czuła się osuszona z energii, i sen wydawał się doskonałą receptą.

- Ktoś chce więcej kawy? - Spytała Emilia.

- Pół filiżanki i idę. - Evan pochylił się naprzód z ręką rozszerzoną trzymając swoją filiżankę. Biały Styrofoam błyszczał, łapiąc światło z ognia i latarni rzucając je jak księżyc.

- Dzięki za kawę. Zobaczymy się rano. Śpij dobrze.

- Ty, też, - powiedziała Emilia.

- Dobranoc, - Neruda mówił z roztargnieniem.

Evan i Collin udali się razem do swojego namiotu.

- Cholera, szkoda, że nie zabraliśmy parę podczerwonych lornetek. - Neruda patrzał w góre i powoli obrócił się o 360 stopni. - Wschód jest w tamtym kierunku, - wskazał. - Jeśli miałbym lornetki, wspiąłbym się na zakańczającą dach kalenicę i miałbym dobry widok.

- Pamiętaj, to był decaf. - Emilia mówiła miękko. - Myślę, że powinieneś przespać się, dobrze wiem ile godzin ty spałeś przez ostatnie cztery dni.

Idź się położyć.

- Chyba masz rację. - Zamknął pudełko z artefaktem, ale zaraz otworzył je znów. - A przy okazji, - zwrócił się do Samantha, - Skąd wiesz jak wyłączyć artefakt?

- Co masz na myśli? - spytała Samantha.

- Nie pamiętasz jak wstałaś i wyłączyłaś artefakt? - Neruda spytał.

- Nie... - Samantha zaczęła trzepotać rzęsami. Skupiała umysł jak laser, i Neruda zobaczył wkońcu dlaczego Branson ją tak lubił.

- Całkowicie nie pamiętam abym wstawała i wyłączała artefakt. Czy jesteś pewny? - Patrzała z Neruda do Emilii.

- Ja tez to widziałam, - Emilia potwierdziła. - Wstałaś z krzesła tak szybko jak gdyby twoje spodnie się paliły. Podniosłaś artefakt i zaczęłaś nim obracać... twoją lewą ręką kiedy twoja prawa ręka naciskała coś tam, co wyglądało jakby miało swoją kolejność naciskania. Wydawałaś się wiedzieć dokładnie co robisz.

- Jeśli tak zrobiłam, to nie pamiętam.

- Może twój umysł był w jakimś transie, - powiedziała Emilia, - i przeżyłaś łagodny przypadek amnezji.

- To nie wyjaśnia skąd ona wiedziała jak de aktywuje się artefakt. - Neruda spojrzał na Emilia. - Artefakt jakoś wsadził tą wiedzę wewnątrz ciebie bez zapamiętania tego przez ciebie. Działałaś bez wiedzy o tym działaniu.

- Co zamierzasz przez to powiedzieć? - Samantha spytała. Nerwowy uśmiech rozpostarł się na jej twarzy, i jej koncentracja wyglądała jak rozproszony dym w powietrzu.

- Myślę, że powinniśmy przestać spekulować, - Neruda zamknął pudełko i spiął jego klamki z głośnym, zsynchronizowanym klikiem. - Jedyną rzecz jaką wiem, to na pewno nie jest jedynym dzieckiem. To ma braci i siostry którzy mogą być w pobliżu. I nie mogę czekać żeby ich znaleźć.

- Jak ty będziesz spał dzisiaj wieczorem? - Emilia spytała swoim południowym akcentem.

Neruda tylko się uśmiechnął i podniósł pudełko. - Zobaczymy się rano. Dobranoc. - Neruda słyszał stłumione głosy Emilii jak odchodził do swojego namiotu oddalonego o dwadzieścia metrów. Nie było żadnego ruchu w pustynnym powietrzu.

Było tak perfekcyjnie spokojnie; Neruda czuł obecność tego coraz bardziej.

Andrews już spał. Jego słuchawki były nadal włączone i książka leżała wzdłuż jego klatki piersiowej, rozłożona jak raniony ptak. Z dźwięku jego oddychania, Neruda wiedział że on głęboko spał. Chciał być na jego miejscu, ale on wiedział zbyt dużo o zdarzeniach następnych dni. Nie mógł spać. Przynajmniej nie jeszcze.

* * * *

Chociaż nie posiadał wyposażenia na podczerwień, miał kompas. To było nadal wcześnie jak na jego standardy - była 2300 godzina. Wziął kilka rezerw ze sobą w małym pakunku, wybrał standardową kurtkę ACIO która miała ndruk DoD Centrum Badań nad Pogodą w małych literkach, i wyszedł we wschodnim kierunku.

On poszedł szerokim okręgiem dookoła kempingu ostrożnie aby uniknąć wykrycia przez Evan. Neruda chciał być sam. Wiedział bardzo dobrze, że Evan lub każdy inny mógłby śledzić jego miejsce pobytu.

Każdy personel w ACIO ma zamontowane urządzenie śledzące tak że satelita ACIO mogła podążać za każdym z nich. Nikt tego nie lubił, ale Grupa labiryntu przyznała że to było rzeczą niezbędną kiedy technologia została rozwinięta w środkowych latach 60. To zmierzało do paranoi, jak to określił Piętnastka.

Implanty były wielkości ziarna ryżu i wstawiało się je poniżej dekolt w prawą stronę kręgosłupa. Transmitowały unikalną częstotliwość ciała. Acio odkrył w 1959 że każda osoba emituje względnie stały i całkowicie unikalny wzór wibracyjny. Bodyprint, tak został nazwany w ACIO, był tak dobry jak niezawodny odcisk palca. To odkrycie doprowadziło do technologii, która izolowała bodyprint osoby i transmitowała do satelity którą wspólnie posiadały NSA i ACIO.

Dezerterowanie było w granicach ACIO uznane za największe ryzyko do jego sukcesu i przyszłości. Bodyprint implant, technologia ta była najważniejszą metodą przez którą pracownicy ACIO zostali pohamowani. Były też inne technologie - w rozwoju i w pełni rozwinięte - co też zmniejszyło ryzyko. To były jedyne rzeczy w ACIO których Neruda nigdy nie był zdolny przyjąć.

Żałobne wycie kojota doprowadziło Nerude do pełnego zatrzymania się.

Oczyścił kemping i wybrał drogę przez rzadki Pinion. Księżyc był jak cienki, świecący sierp, jego światło jak słaby zmęczony szept wdzierało się w noc. W kontrascie, gwiazdy niemal świeciły w pustynnym krajobrazie i ujawniały pustynną florę i skały więc Neruda mógł iść drogą w komfortowym tempie.

Czuł się bardziej spokojnie kiedy wyszedł z wizualnego zasięgu kempingu, włączył latarke i podniósł tempo marszu. Jego latarka wydała się niewygodnie potężna przeciw ciemnej pustyni, i czuł jak się wdziera do ograniczonego świata.

Wyruszył do szczytu grzbietu który wskazała Emilii piętnaście minut temu. Mógłby zobaczyć to, nawet bez podczerwieni. To wyglądało jak Samantha mówiła. Samotny, fallicznie ukształtowany piaskowiec wywyższający się pośród swojego sąsiedztwa chropowatych drzew.

Kiedy zdjął lornetkę z oczu mógł stwierdzić że do tego miejsca było mniej niż dwa kilometry. Neruda szacował położenie. Nie był szczególnie zmęczony. Może troche zadyszany po wspinaczce, ale jego ciało i umysł były przebudzone. Temperatura powietrza była chłodna, ale po wspinaczce w górę czuł ciepło.

Bez pochamowań, szedł ku skale jakby to był dom.

* * * *

Zapach kawy i bekonu obudził Andrewsa przed rankiem światło przeciekało przez ciemną, zieloną skórę namiotu. On przewrócił w śpiworze i usłyszał trzask książki spadającej na czerwoną, skalistą podłogę. To zmusiło go do otworzenia oczu. Nie ma Nerudy. Jego śpiwór był pusty i nienaruszony.

- Czy już się przebudziliście? - To była Emili promieniując swoim wesołym głosem na zewnątrz namiot.

- Tak, już się obudziłem, - odpowiedział Andrews, - Ale nie widzę Nerudy. On musiał wstać wcześniej.

- Teraz jest wcześnie. Jest dopiero szósta godzina, - Emilia odpowiedziała, jej głos był mniej wesoły.

- Więc, jeśli ty nie widziałaś go i go tu nie ma, być może jest z Collin lub Evan.

- Nie, oni jedzą śniadanie, i nie mówili że widzieli Nerude. - Andrews otworzył swój śpiwór i wstał. - On chciał tak wczoraj w nocy wybrać się na spacer, może wybrał się rano. Cholera, nie wiem.

- Nigdy nie poszliśmy na spacer ostatniej nocy.

- Jestem pewny że pojawi się niebawem. Na pewno faktem jest to że, zapach kawy powinnien go przyciągnąć gdziekolwiek jest. Na mnie to działa.

- Jeśli go zobaczysz, powiedz mu że mamy jajka, bekon, i kawa.

- To śniadanie tylko dla bossmana, czy też jestem zaproszony?

- Och, OK, ty też możesz przyjść. - Emilia śmiała się.

Andrews mógł słyszeć jej ślady jak ona odchodziła.

Evan przeglądał mapy kiedy popatrzał w górę, - Jakiekolwiek znaki Jamissona? - Wziął łyk kawy.

Żadnych nie widziałem, - Andrews odpowiedział, - jednakże wcale prawie go nie szukałem.

- Być może powinniśmy...

- Nie mogę wierzyć że on zostawiałby obóz, - Emilia mówiła. - Czy ty widziałeś go w ogóle ostatniej nocny? - Andrews gromadził jajka i bekon na swoim talerzu. - Nie wiem... Ja nie przypominam sobie żebym go widział wczorajszej nocy. Ale kiedy śpię, jestem jak martwy.

"On poszedł do tego miejsca, - Evan mówił z niedowierzaniem w głosie. - Złamał protokół znów. Nie mógł czekać do rana. Założę się że poszedł ostatniej nocy zaraz po tym jak się położyliśmy spać. - Evan wyciągnął małą czarną skrzynkę o wielkości pakunku papierosów.

ACIO używało tylko prostych częstotliwości do komunikowania się, i czarna skrzynka była cyfrowym urządzeniem stronicowania. Jego duża ręka, przypominająca opaloną skórę, zupełnie zdusiła przedmiot kiedy jego kciuk nacisnął zielony guzik. Odwrócił się plecami, i cichym głosem wypowiedział do nadajnika, - Natychmiast wykonaj wyszukanie bodyprint Nerudy. Prześlij ścisłe współrzędne. Określ ruch w granicach jednego metra. - Nacisnął guzik - send - i czekał na wiadomość potwierdzenia. Światełko mrugnęło i Evan odłożył pager do swojego kaftanika.

ACIO preferowała komunikacje singleloop, lub nonrealtime. To było bardziej trudniejsze do odszyfrowania ponieważ utajnianie było zmieniane za każdym razem, gdy wiadomość została wysłana. Ale to frustrowało Evan czasami ponieważ musieli czekać dłużej na odpowiedź.

- Czy artefakt jest nadal w twoim namiocie? - Evan spytała zwracając się do Andrewsa.

- Jeśli dobrze wiem. Pudełko jest tam, przyjmuję że artefakt jest wewnątrz. - Emilia skoczyła do obrony Nerudy, - Sugerujesz że wziąłby artefakt i poszedłby do miejsca bez nas?

- On jest w tym miejscu, - Evan odpowiedział. - On nie wziął prawdopodobnie artefaktu tylko z powodu jego wagi. Ale ufaj mnie, on już jest tam.

- A dlaczego miałby coś takiego zrobić? - Andrews spytał ustami pełnymi jedzenia.

- Ty nic nie wiesz o ostatniej nocy, nieprawdaż? - Emilia spytała.

- Nie... Spałem, pamiętasz?

- Samantha i Jamisson komunikowali się z artefaktem. To jakoś aktywowało się i przesłało im obrazy przedstawiające miejsce jego bazy. Dostaliśmy bardzo dobre odniesienie co do jego położenia... trzy kilometry na wschód od naszej pozycji. - Evan wstał , i wyciągnął swój pager z kieszeni.

- Czemu oni potrzebują tak dużo czasu do cholery?

- Jest bardzo wcześnie, być może mają mały personel o tej porze, - Emilia powiedziała.

- Tak więc kiedy my wyruszymy do tego miejsca? - Samantha spytała.

- Gdy tylko dostanę weryfikację, zaczniemy naszą podróż. - Andrews spojrzał na wschód. - Wygląda na to ze mamy niezły kawałek wspinaczki przed sobą. Jak zamierzamy nieść artefakt? - Wepchał tak dużo jedzenia do ust jakby jadł posiłek gotowany w domu.

- Przetransportujemy to drogą powietrzną. Nie martw się. - Evan powiedział, lecz jego myśli były gdzie indziej. - Cholera, Jenkins! Czemu to trwa tak długo?

- Tak powiedz co się stało z tobą i artefaktem ostatniej nocy. - Andrews spojrzał na Samanthe.

Samantha jąkała się trochę, niepewna jak opisać jej doświadczenie. - Zobaczyłam obraz jego homebase.

- I wiemy że jest to o trzy mile odległe od naszego obozu... ponieważ zobaczyłaś obraz...

jaki? - Andrews spytał.

- Niezwykła skalna formacja. - Samantha niechętnie to mówiła. Jej psychiczne zdolności zostały zaburzone i zostało ośmieszone jej całe życie, i stała się ekspertem w odkrywaniu jak to nazwała, tripup questions. To nauczyło ją zręczności obliczonej małomówności nawet pomiędzy kolegami z ACIO.

- Widziała też pieczarę...

- W końcu! - Evan zawołał nim Emilia mogła skończyć mówić. Usiadł i skanował mały ekran przyrządu osłaniając ręką ekran przed przebudzającym się słońcem. Jego wargi ruszyły się, ale nie padł z nich żaden dźwięk kiedy odczytywano wiadomość: 0527 - 0921: NERUDA BP ID'ED @ NML0237/L0355. 3.27 KILOMETERS ESE FROM YOUR PRESENT POSITION. MOVEMENT BOUNDARIES NEGATIVE. VITAL SIGNS INTACT. EXTREMELY FAINT READINGS. ADVISE.

Evan zmarszczył wargi momentalnie i powiedział do pagera, - Żadnych dalszych działań. Nadzoruj i bądź na bieżąco. Wszystko jest dobrze. Koniec przesłania.

- On jest na miejscu, i śpi, - Evan nawet nie trudził się aby ukryć frustrację. Spojrzał na zegarek. - Przygotujmy się. Bird'll będzie tutaj za mniej więcej piętnaście minut. - Evan odszedł bez słowa. Emilia popatrzała się na Samanthe jakby czytała w jej oczach szukając wytłumaczenie, ale Samantha mogła tylko gapić się w kierunku wschodniego grzbietu, umysł miała skupiony na zadaniu jakie na nią czekało.

- Czy zauważyłeś żeby on zabrał swój śpiwór ze sobą? - Emilia spytała.

- Nie wziął go, - Andrews odpowiedział. - Był nieużyty.

- Nie mogę wyobrazić sobie Nerude śpiącego na pustyni bez śpiwora, - Emilia mówiła, - chodźmy zanieść mu jego kawę poranną. Coś jest nie tak.

- Myślisz ze on jest ranny?

- Nie wiem, ale coś jest nie tak. - Emilia odwróciła się do Samanthy.

- Co ty czujesz? - Samantha popatrzała się na Emili. - On jest OK. To czuję.

- To wszystko? To wszystko co możesz mi powiedzieć?

- To wszystko co wiem.

- Nie czujesz czy on jest w jakimkolwiek zagrożeniu?

- Nie. - Twarz Emilii rozluźniła się wyraźnie. - Jeśli zamierzamy dotrzymać kroku z Evan, lepiej przyśpieszmy.

- Cholera, jedyną rzeczą na jaką można liczyć to że, Neruda jest zbyt inteligentny by znaleźć się w zagrożeniu. - Pocieszał Andrews. Szeleścił papierem wkładając go do plastikowej torby na śmieci, i podał ją Emilii. - Tak czy owak, muszę rozmontowywać namiot w pięć minut, a rozstawienie zajęło nam trzydzieści. Musze się pośpieszyć.

"Zobaczymy się za dziesięć minut. - Ujawniła się mała wątpliwość w Andrewsa umyśle że Emilia była czymś więcej niż profesjonalnym pomocnikiem dla Neruda. To nie był macierzyński instynkt który alarmował ją. To było tak jakby była zakochana w nim, i jej późniejsze pytanie tylko podkreśliło ten fakt.

Emilia czekała na wzgórzu przyjaźni oczekując na sygnał od Nerudy że wszystko jest OK. i że może już przekroczyć skrzyżowanie. Czekała tak prawie dwa lata. Nie padł żaden jasny sygnał. Linia zaledwie się ruszyła, ale ona powiedziała sobie, cierpliwość zostanie nagrodzona. Poza tym, nie było alternatywy.

Po tym jak jej pierwsze małżeństwo runęło, stała się ostrożna - być może paranoidalna - co do mężczyzn, i potem jej posada nauczyciela w Cambridge też runęła, z tej samej przyczyny: rak. Podczas rocznej rekonwalescencji jej samopoczucie trzymało się na nitce. Zupełnie odrzucona i sama, Neruda ukazał się, nie wiadomo skąd i zaproponował jej pracę i nowy początek życia.

On był jej zbawicielem w różnych sprawach. Emilia bała się że gdy się do niego zbliży, on mógłby się od niej odsunąć. Tak czekała, ale jej cierpliwość zaczynała się burzyć.

* * * *

- Ostatnia szansa, chcesz iść pieszo czy jechać? - głos Evan był ledwie słyszalny ponad rykiem helikoptera. Piasek wdzierał się w jej włosy i kłuł jej skórę jak drobny kos żądny krwi. Emilia w końcu dała za wygraną, wolała jechać.

- Tak myślałam, ze powinniśmy wysłać kogoś pieszo być może on zacierał ślady za sobą. - Siadła w siedzeniu obok Evan z pochmurną miną na twarzy.

- Sprawa jest taka, - Zaczął Evan, - taka, że on nadal śpi inaczej zostałbym powiadomiony o jego ruchach.

- Jak znajdziemy jego ślady kiedy wylądujemy? - Emilia spytała. - Ta rzecz wzburza wiatr jakby to był huragan. - Machała rękami w powietrzu dziko aby podkreślić swoje niezadowolenie.

- Patrz, będziemy lądowali pół kilometra na wschód od jego pozycji.

OK? - Evan spuścił głowę i patrzał spod swoich okularów dwuogniskowych , potem zaczął przeglądać mapę. Wiedział że to dawało mu autorytatywne spojrzenie.

- OK. - Emilia powtórzyła cicho.

Minęło zaledwie kilka sekund a Collin wskazał wrzecionowatą skalną wieżę która wynurzyła się przed nimi. Była to niesamowita struktura. Rysowała się naprzeciw podnoszącemu się słońcu, to wyglądało jak stos monet gotowych spaść po zwykłym oddechu.

Helikopter doleciał do tej pozycji w mniej niż pięć minut. Emilia przyglądała się skalistemu terenowi podczas jazdy, podczs gdy Evan zajmował się mapą. Samantha zamknęła oczy na pozór niepokoju poprzez hałaśliwą jazdę, lub być może aby uniknąć konwersacji z Andrewsem.

Copilot zwrócił się do izby pasażerów i powiedział że zamierzają lądować bezpośrednio poniżej, i każdy powinien być gotowy aby skoczyć.

Samantha złapała się za żołądek i wykrzywiła się.

Opuścili helikopter szybko, Evan pierwszy, pomagając jeszcze każdemu przy wysiadaniu. Copilot podał plecaki Evan i Collin, i potem aluminiową skrzynkę podał delikatnie do Evan. - Będziemy w gotowości, gdybyśmy usłyszeli coś od ciebie, inaczej spotkamy się przy tych koordynatach o 18 godzinie. Powodzenia. - Evan potwierdził copilotowi machnięciem ręki, i helikopter odleciał. Następnie cisza zabrala ich tak jak tylko to potrafi pustynia zrobić.

- No wiec, gdzie do cholery mamy zaczać szukać jego śladów? - spytał Andrews, głosem który dla wszystkich wydal się niewygodny.

- Zanim zaczniemy, jest kilka spraw, które powinniśmy przemyśleć, - Evan pokręcił głową rozglądając się po okolicy, jak gdyby ją penetrował. - Po pierwsze, cała komunikacja przechodzi wyłącznie przeze mnie. Po drugie, jeśli znajdziemy cokolwiek szczególnego - jak bazę artefaktu - robimy tylko rozpoznanie. Zabezpieczamy miejsce, nic nie badamy. Zrozumiano? - Każdy kiwnął głową. - I pijcie dużo wody. Będziemy się zatrzymywać okresowo aby odpocząć i uzupełnić zapasy wody. Każdy kto będzie chciał częściej postoje na odpoczynek, niech się odezwie, to narzucimy inne tempo. - Evan patrzał na zachód przez moment; jego nozdrza zaczęły się ruszać jakby zwąchał zdobycz. - Mamy jego współrzędne, zaczniemy tam i potem rozejdziemy sie w kierunku westerly, southwesterly aż znajdujemy jego ślad. W tej mieszaninie piasku i kamienia, nie powinno być zbyt trudno zobaczyć jego odciski.

- Co z Samantha? - spytała Emilia. - Czy nie mogłaby pomóc nam ze swoimi zdolnościami?

- Spróbujmy najpierw starą sprawdzoną metodą, - odpowiedział Evan. - Jeśli nie odnajdziemy żadnego jego śladu przez następne dwadzieścia minut, to odniesiemy się do alternatywy - metoda RV. - Andrews spojrzał na Evan.

- Jeśli rzeczywiście chcesz spróbować starą sprawdzoną metodę, to lepiej zacznijmy nawoływać go ile sił w płucach?

- Najpierw znajdźmy jego ślady. Potem możemy krzyczeć.

Andrews poprawił plecak i zauwazył ze dostał to co najbardziej nienawidzi: partnera do poszukiwań.

Evan poprowadził ścieżką poprzez dwie skały, jakieś 50 metrów. Skały miały kolor lekkiego cynamonu, i jako słońce wstawało o wschodzie, miały czerwonawy odcień. Nie było żadnego podmuchu wiatru i ich kurtki zaczynały być za ciepłe kiedy szli drogą przez rzadki pustynny underbrush.

* * * *

Dziesięć minut od wyruszenia, Collin znalazła odcisk stopy.

- Neruda! - Evan natychmiast zaczął krzyczeć z rękami ustawionymi dookoła ust. Wołał co jakiś czas w kierunku który pokazywały odciski stóp i czekał na odpowiedz. Drobne echo towarzyszyło jego nawoływaniu, ale nie było podobne do głosu Nerudy. Emilia spróbowała też swoich sił, z tym samym skutkiem.

- Czy nie byłoby sensowne przyjąć że on jest ranny?? - Spytała Emilia, zwracając się do Evan. - Postawmy na tym że, Neruda nie jest skłonny spać na świeżym powietrzu bez śpiwora. Coś musiało się zdarzyć. - Jej głos zmienił się pod koniec w szept.

-"I to nie może znaczyć dobrze.

- Nie wiemy tego z pewnością", argumentował Evan. - Jego współczynnik życiowy był wporządku. Jestem pewny że tylko śpi.

- Więc dlaczego nam nie odpowiada??

- Idżmy jego śladami a się wszystkiego dowiemy, - odpowiedział Collin. - Nie ma sensu tu stać i spekulować. - Collin był bardzo chudy, koło czterdziestki, z brązowymi włosami, i pojedynczym paskiem wlosów na środku. Wydał się czuć niewygodnie stojąc cały czas w jednym miejscu, jak gdyby jego ptasie nogi nie mogły utrzymać jego ciała.

- Neruda! - Evan zawołał jeszcze raz, jego głos wydawał się być coraz bardziej niecierpliwy gdy zamiast odpowiedzi usłyszał cisze.

- Dobra, chodżmy go obudzić, - stwierdził Evan.

Szli za jego śladami z łatwością, dopuki nie doszli do miejsca w którym było dużo skał i jego ślady stały się mniej widoczne. Rozproszyli się, jak mrówki w poszukiwaniu jedzenia. Ale jego ślad zniknął. Nikt nie znalazł więcej ani jednego jego śladu.

- Musi być gdzieś w tych skałach. Może tu jest gdzieś jakieś przejście lub jaskinia. - To był Evana głos który krzyczał do reszty grupy. - Szukajcie jakichkolwiek znaków szczeliny lub dziury w skałach. - Emilia wyczula napięcie w jego głosie. Wyczuła także napięcie w powietrzu. Każdy był świadom tego że mogli się znajdować kilka metrów od bazy ET. Być może aktywne miejsce. Zniknięcie Nerudy powiększało uczucie odkrycia.

-"Znalazłam odcisk, - krzyknęła Samantha. - Jest taki sam jak inne... tak... myślę. - Klękała blisko odcisku z kijem wskazując każdemu kto przyszedł do niej.

-"Dobrze, - stwierdził Evan. - Teraz wiemy w którym kierunku poszedł. - Niech każdy odejdzie pięć metrów na bok i chodźmy powoli do przodu.

- Neruda! - Emilia krzyknęła znów. Bardziej silne echo potwierdziło że byli w jakimś głębokim kanionie. Zbliżali się do masywnej ściany, skały, która miała wysokość 40 metrów po prawie pionowej linii. Chodzili rozważnie, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiś śladów.

- Chyba znalazłam inny odcisk, - powiedziała Samantha, - Ale nie jestem pewna.

- To wygląda tak jakby zniknął w tej ścianie kamiennej, - powiedział Andrews. - Dlaczego miałby tutaj przychodzić? Czy to nie jest ta skała, którą widziałaś w swojej wizji? - Wskazywał, na smukła skalną strukturę za nimi oddaloną od nich o 100 metrów.

- Wygląda jak odcisk, ale nie jest dobrze widoczny. Niestety, tu nie ma dużo piasku ani luźnych skał. - Evan zamknął oczy momentalnie jak gdyby próbował skupić się na miejscu pobytu Nerudy.

- Jest w pobliżu. Czuje go. Nie śpi. Jest przebudzony. - Głos Evan brzmiał odlegle, jak gdyby mówił do siebie samego. - Myślę, że jest tam. - Wskazał ręką bezpośrednio przed siebie w stronę czystej skały na ścianie kanionu.

- Jeśli jest tam, jak tam wszedł? - Emilia spytała.

- Musi być gdzieś jakieś wejście. Zbadajmy skałę ostrożnie. Tam jest gdzieś wejście.

- Może powinniśmy użyć artefaktu, - Powiedziała Samantha. - Jeśli to jest urządzenie samonaprowadzające, a my jesteśmy tak blisko...

- Znajdźmy najpierw Nerude, - powiedział Evan, - Potem będziemy się martwic o homebase.

- Ale być może oni są w jednym i tym samym miejscu, - powiedziała Samantha.

- Wątpię w to. - Evan odwrócił się, zaczął przyglądać się ścianie przed nimi. - Jak do cholery znalazłby homebase bez artefaktu? Jeszcze do tego w nocy.

- Nie wiem, jednak skąd wiedziałam ostatniej nocy jak wyłączyć artefakt? - słowa Samanthy zawisły w porannym powietrzu otoczone głęboką ciszą jak archipelag w turkusowym morzu.

- OK, poszukajmy jakiegoś wejścia... Jeśli nie znajdziemy niczego w ciągu dziesięciu minut, to spróbujemy artefaktem.

- Dlaczego nie pozwolimy Samancie użyć tego małego potwora podczas naszych poszukiwań wejścia do tej pieprzonej góry? - Evan westchnął. Spojrzał na Emilii i Collin aby zobaczyć ich reakcje na Andrewsa sugestie. - Emilia, ty sprawdź tam. Collin, spróbuj w tamtą stronę za tamtymi skałami. Andrews, bierze występ, tuż za tamtymi małymi drzewami. Ja wezmę centrum tak abym był blisko Samanthy w razie jakby coś się stało. Jeśli zobaczycie cokolwiek co przypomina jakieś wejście, od razu mnie powiadomcie.

- Nadal nie wiem dlaczego sądzisz ze on tam jest, - Andrews patrzał na masywną ścianę skalną przed sobą. - Być może się tylko zgubił do cholery. Jeden ślad nic nie mówi...

- Spójrz, - powiedział Evan, - czuję że on jest tam. To mi wystarcza. Jeśli to ci nie wystarcza, to idź szukaj gdzie indziej, ale swoje argumenty zachowaj dla siebie. - Andrews patrzał w dół udając że bada odcisk stopy.

- Ruszajmy. - Evan zaczął odchodzić gdy nagle się zatrzymał i spojrzał na Samanthe. - Wszystko OK?

- Tak, wszystko OK. Na pewno będę OK. - Uśmiechnęła się słabo.

- Jestem kilka kroków stąd. Wołaj jeśli będziesz czegoś potrzebowała.

- Powodzenia, - Wydawała się mówić do samej siebie podczas gdy reszta ruszyła na poszukiwania. Emily poczekała aż wszyscy odejdą daleko.

- Samantha, - Emily mówiła cicho, - Czy zmierzasz użyć RV do zlokalizowania Nerudy?

- Nie wydaje mi się abym musiała. Evan jest pewny że on tam jest. Nie zamierzam się z nim sprzeczać z tego powodu.

- Oni nie są doskonali, - Emilia mówiła. - nasłuchałam się historii o ich zdolnościach parapsychicznych, ale myślę że RV to dobry pomysł, można by było potwierdzić założenia Evana.

- Mogła bym to zrobić, - ofiarowała się Samantha.

- Dzięki, jesteś kochana.

- Proszę bardzo, - Samantha odpowiedziała, uśmiechając się w stronę ziemi.

- Och, przy okazji, - Emily spytała, - czy pamiętasz jak wyłączyć artefakt na wypadek gdyby się uruchomił?

- Nie mam pojęcia, jednakże wtedy mnie nie powstrzymywał. Poza tym, myślę że zaznajamiamy się teraz. Mam uczucie ze teraz inaczej będzie się zachowywał w mojej obecności.

- Mam nadzieję że masz racje, - Emily klepnęła ją lekko w ramię odchodząc do poszukiwań. Lubiła nieśmiałość Samanthy, ma wrażliwą naturę. To przypominało ją samą kilka lat wcześniej. Przed rakiem.

Skała wynurzyła się przed nimi zasłaniając promienie słoneczne i pokazując nierzeczywiste i tajemnicze piękno. W cieniu skały powietrze było chłodne, ale nawet bez kurtki było ledwo znośne. Te skały które spadały z tej mamuciej ściany przez tysiąclecia były wielkości małych domów. Można łatwo wyobrazić sobie jak to mogło wyglądać i jaki wydawały dźwięk spadając z tej ściany.

Samantha zajęła się z ustawieniem RePlay i przygotowaniem do spotkania z artefaktem. Zawsze preferowała pracować sama podczas RV. Wszystko czego musiała się dowiedzieć to dane, które zazwyczaj są potrzebne, współrzędne i okres czasu. To jest minimalne wymaganie, jeśli znała zbyt dużo parametrów, mogła być o wiele mniej dokładna. Branson nazwał to zjawisko GhostKnotting, w jakiś sposób poznanie zbyt dużej ilości parametrów o poszukiwaniach spowolniało przepływ energii psychicznej.

Samantha doświadczyła GhostKnotting przedtem jeden raz, i to niepokoiło ją teraz ponieważ znajdowała się w podobnych okolicznościach. Znała temat, położenie, i cel przeszukiwania. Świadomie, będzie ciężko zapomnieć o tym co już wie i po prostu widzieć i słyszeć obrazy które pokazują się podczas sesji RV. Obrazy są bardzo delikatne i kruche. Żądają kompletnej absorpcji. Inaczej, rozpłyną się nim zostaną zrozumiane i odczuwalne przez RePlay.

Kiedy ubrała nakrycie głowy, które jest nazywane Brain Shell, otworzyła pudełko. Artefakt leżał spokojnie. Była lekko zaskoczona. Może wyłączyła go na stałe. Lub jej misja została zakończona podczas ostatniej nocy.

Oglądnęła artefakt ostrożnie, dotykając jego obudowy jak gdyby była ona nowo narodzoną dziecinką. Włączyła przycisk od RePlay, dopasowała wrażliwość, usiadła w pozycji z nogami skrzyżowanymi jak Indianie, zamknęła oczy jak się zamyka ciężkie drzwi przed hałasem z ulicy.

W ostatniej chwili, zmieniła cel misji z zlokalizowania Nerudy na zidentyfikowanie położenia homebase. Przyjmowała że Neruda jest tam tak czy owak , i że tą strategią, załatwi dwie sprawy za jednym razem.

Po chwili, zaczęła widzieć obraz który wyłonił się na ekranie jej umysłu. Jej szef nazywał to zjawisko BS Statyczne, ponieważ Brain Shell, kiedy po raz pierwszy się włączało, często produkował obraz swojego własnego RV. To miało coś wspólnego z jego polem elektrycznym i bliskością do wizualnej kory. Jakkolwiek, ten obraz był czymś co nigdy wcześniej nie widziała.

Trzy zamglone kształty wyglądały jak zielone prostokąty płynące w szaro-brązowym świetle. Jej oko umysłu próbowało rozwiązać kształt i cel tych prostokątów, ale nic niestety się nie dowiedziała. Wyglądały trochę jak jakieś drzwi - chociaż intuitywnie wiedziała ze to nie był ich zamiar.

Prostokąty, unoszące się w przestrzeni, zaczęły się kręcić - każdy w innym kierunku. Pierwszy pozostał w pionie, kręcąc się zgodnie z ruchem zegara; drugi kręcił się w przód jak wiatrak; trzeci obracał się zgodnie z ruchem zegara. Bez ostrzeżenia, została uświadomiona ze artefakt nucił i że zostało to jakoś połączone z obrazem który widziała - ruch.

Zdecydowała wypróbować hipotezę drzwi, zaczęła podchodzić do prostokątów. Kiedy się zbliżyła prostokąty zatrzymały się i nucenie artefaktu ucichło.

Pomyślała o przerwaniu sesji, ale coś było w tych prostokątach co absorbowało jej całą uwagę. Wydzielały jakąś moc, której nigdy nie spotkała.

Wydawało się to naturalne i zarazem nienaturalne, i to ten paradoks pchał ją do przodu.

Samantha chciała dotknąć ten przedmiot, jak tylko to zrobiła, kształt zaczął się zmieniać. To zaczęło się upodabniać do człowieka, mężczyzny, starszy, wysoki, brodaty, patrzący jak czarodziej z oczami wpatrzonymi w nią z taką intensywnością, że chciała obrócić wzrok.

"Nie bój się nas, - wypełnił ją głos, odbijając się wewnątrz. To było tak jak gdyby każdej komórce w jej ciele urosły uszy.

- Jesteśmy tym co szukasz, co zawsze szukałaś, - głos kontynuował.

Brzmiało autorytatywnie, łagodnie. - Byłaś prowadzona nawet w tym momencie aby znaleźć to co zostawiliśmy dla ciebie. To jest już w granicach twojego uchwytu, i kiedy znajdziesz swoje palce dosięgające tego, zamknij je pewnie, zdecydowanie. Bez strachu. Mówimy ci że to jest jedyna droga. Jedyna droga. - Nastała cisza. Samantha patrzała na to co było przed nią. To wróciło do formy prostokąta. Unosiło się jak zielone, niczym nie wyróżniające się drzwi.

Odezwała się. - Co jest w granicach naszego uchwytu?

- Droga do naszego świata, - Głos odpowiedział.

- Twój świat? - Ona powtórzyła myślący.

- Znajdziesz nasz świat jeśli wyeliminujesz strach. To jest jedyna bariera do naszego świata, który jest nieprzenikliwy.

- Dlaczego pragniesz abyśmy znaleźli twój świat? - Samantha spytała, świadoma że jej głos zabrzmiał zmieszanie.

- Byliśmy pośród twojego gatunku od momentu stworzenia na tej planecie, którą zwiesz ziemia. Jesteśmy w granicach twojego DNA - zakodowani w niewidocznych strukturach które otaczają i popierają twoje DNA. Nasz świat jest w tobie i jest bardziej odległy niż twój umysł może to pojąć. Znajdziesz nasz świat ponieważ potrzebujesz naszej pomocy aby obudzić część twojej natury, która jest schowana za językami twojego świata.

- Schowana? - Samantha spytała. - W jakim sensie? - Obraz ziemi, pojawił się otoczony włóknami światła, wypełnił powierzchnię centrum prostokąta. To było jak gdyby trój wymiarowy film został pokazany na jego powierzchni. - Twoja planeta znajduje się w centrum zainteresowania innego gatunku którego nie jesteś świadoma w tym momencie. Ten gatunek jest bardziej zaawansowany i bardziej niebezpieczny niż może to sobie normalny obywatel wyobrazić. Jeśli rodzaj ludzki jest przeznaczony być opiekunami tej genetycznej biblioteki zwanej ziemią, którą my tak ostrożnie eksportowaliśmy do tej galaktyki, wtedy będzie musiał obronić się przed tym drapieżnikiem. - Obraz ziemi powiększał się jak gdyby aparat fotograficzny zaczął powiększać niebieską kule, dryfującą w przestrzennej czerni.

Samantha zaczęła zauważać poszczególne pulsujące światła, które wydawały się być punktami strategicznymi. Jej oczy zatrzymały się na obszarze Nowego Meksyku, gdzie zobaczyła świecący marker.

- To co jest utajnione przed tobą, - głos kontynuował, - to to że twoja planeta jest częścią połączonego wszechświata działającego w porządkowanym chaosie poza konstrukcjami, instrumentami, technologiami, i wynalazkami twoich naukowców. To coś poza cząstką i falą, poza podświadomością, poza duchowym rezonansem największych nauczycieli ziemi, i ten Język Jedności jest schowany dla ciebie. Jest zakodowany w twoim DNA. My to zrobiliśmy. I umieściliśmy zapadki w obrębie twojego DNA aby obudziły twoją zdolność przetrwania, tak jakby genetyczny makijaż.

- Dlaczego? Dlaczego potrzebujemy zrobić genetyczny makijaż? - Nie mogła ukryć sceptyzmu, ale jak tylko wypowiedziała te słowa jej strach zaczął rosnąć.

Z czymkolwiek ona porozumiewała się, wiedziała że ufać w cokolwiek w samo­kierowanej sesji RV było szaleństwem.

- Dowiesz się tego niebawem, - głos odpowiedział. - Po tym spotkaniu, będziesz czuła nowe zaufanie do twoich pytań. To jest jeden element który podtrzyma ciebie w wątpliwościach i strachu jakiemu będziesz stawiała czoła w następnych tygodniach. Na poziomie który nigdy nie widziałaś, jesteś holograficznym istnieniem które jest tkane poprzez wszystkie rzeczy, i kiedy doświadczysz tego uczucia, obudzisz część swojej świadomości która poprowadzi ciebie do naszego świata. Nie masz powodu aby nam wierzyć, jeszcze nie wiesz że nasze słowa mają za cel, aby przebudzić twoją drzemiącą część. Jesteśmy WingMakers. Zostawiamy ciebie w Świetle Jedności. - Prostokąty zamglone w zielonkawo-złotym świetle zupełnie wypełniły jej wizję. Odległy głos Andrewsa złamał jej koncentrację, odzyskała ludzki spokój, świadoma że zgubiła kontakt z najbardziej zdumiewającą siłą jaką kiedykolwiek widziała.

* * * *

Kilku ludzi w tajemniczym świecie Piętnastki bardzo go zaniepokoiło, Darius McGavin był jednym z nich. McGavin był dyrektorem Specjalnych Projektów NSA. Pozornie, McGavin był ukrytym nadzorcą Piętnastki ponieważ ACIO zostało założone jako nieznany dział Specjalnych Projektów NSA kiedy działalność UFO stała się często spotykanym faktem w póżnych latach czterdziestych. Technicznie, Piętnastka podlegał McGavinowi.

Tajemniczość Piętnastki i jego umysł były tak dystyngowane że McGavin był zupełnie nieświadomy rzeczywistego zakresu ACIO, jej prawdziwych misji i celów, lub istnieniu Grupy Labiryntu i jego porozumienia z Corteum. To był naprawdę wspaniały kamuflaż ­ zważając na paranoję i techniczną umiejętność NSA.

Ale to co rzeczywiście niepokoiło Piętnastkę było to że McGavin robił niezapowiedziane, krótkie wizyty, które mogły oznaczać tylko jedno: poważny problem. Bardzo często te poważne problemy były pogłoskami o tajnej inicjatywie z militarnym kompleksem przemysłowym, lub o prywatnych partnerach.

Piętnastka uważał te niezapowiedziane wizyty za duży problem. McGavin był arogancki, i bardzo dobrze poinformowany; taką kombinacje Piętnastka mógł tolerować w małych dawkach. Aranżował odraczanie obowiązkowego spotkania z McGavinem poprzez serię pilnych spotkań. Jeśli plan się udawał, miał 30 min na przygotowanie się do spotkania z McGavinem.

To była godzina 11 kiedy pukanie do jego drzwi przypomniało mu aby zaczął się uśmiechać i zachowywać jak przyjazny gospodarz. Jego bule pleców dokuczały mu bardziej niż zwykle, ale nie używał nigdy środków przeciwbólowych lub jakiegokolwiek innego rodzaju pomocy medycznej. Pokuśtykał do drzwi z jego białą pałką, uśmiechnął się tuż przed otwarciem drzwi.

- Darius, jak miło ciebie widzieć.

- Mi również miło cię zobaczyć. - McGavin odpowiedział. - Co to za pałka? Ty się chyba nie zaczynasz starzeć? - Prychnął kiedy Piętnastka prowadził go w stronę siedzenia przy jego małym biurku. McGavin postawił aktówkę na ziemi i usadowił się w krześle, głaszcząc dłonią swoją głowę na której i tak już nie było włosów.

- Mam bule pleców od kilku tygodni. Pałka dobrze mi robi. - Uśmiechnął się grzecznie, tak jak ćwiczył.

McGavin był rzadką kombinacją technicznego geniusza i politycznej bystrości.

Ukończył Akademie Sił Powietrznych w 1975 jako najlepszy w klasie, kontynuował naukę w MIT, ukończył dział inżynierii mechanicznej, potem ukończył rozwinięty dział fizyki w Yale. Był doskonałym studentem, błogosławiony za zdolności, świecił jak niedawno wypolerowane lustro. NSA zwerbowało go kiedy miał 23 lata i szybko zaciągnęli go do Specjalnych Projektów NSA (SPL).

W przeciągu jedenastu laty zaszedł na stanowisko dyrektora. Piętnastka był dyrektorem ACIO od 18 lat kiedy McGavin wziął cugle w swoje ręce. Piętnastka mógł zaledwie ogrywać szaradę, będąc podwładnym leniwego dziecka, jak zwykł mawiać o McGavinie w kręgach Grupy Labiryntu.

- Powiedz jaki jest cel twojej wizyty, - powiedział Piętnastka siadając na krześle. Jego głos brzmiał tak rozkazująco że McGavin natychmiast przekręcił się w krześle jak uczeń który został wywołany do dyrektora.

- Miałem nadzieję, że mógłbyś mi powiedzieć co to jest? - McGavin otworzył szklane pudełko, które zawierało małe elektroniczne urządzenie o wielkości i ogólnym kształcie naparstka. Piętnastka natychmiast rozpoznał to jako urządzenie nagrywające używane przez nich do nasłuchu.

Piętnastka założył swoje dwuogniskowe okulary, podniósł urządzenie i zaczął badać. - Wygląda jak druciane kółko. Mógłbym dać to naszym elektronikom aby zbadali to dokładniej...

- Dwie dziwne rzeczy zdarzyły się w tym tygodniu. - Twarz McGavina zrobiła się poważna i zniżył glos do szeptu.

- Po pierwsze, Profesor z Uniwersytetu w Nowym Meksyku zaprzysiągł pisemnie że został powołany przez NSA aby zbadać niezwykły artefakt odkryty kilka dni przedtem przez jakichś turystów. Po drugie, mamy dowód że dwie misje ACIO zostały wysłane do Nowego Meksyku - w miejsce odległe tylko o kilka mil od miejsca odkrycia artefaktu - w ciągu ostatnich czterech dni. Jedna wysłana wczoraj. - McGavin spauzował, przyglądając się grze ciała Piętnastki, szukając jakichkolwiek śladów zaniepokojenia. Piętnastka pozostał bez ruchu z kamienna twarzą, czekając aż McGavin będzie kontynuował swoją historię.

- Dzisiejszego ranka nasi agenci, w celu potwierdzenia słów Profesora, zrobili rutynowy przegląd jego domu i biura. Znaleźliśmy siedem takich urządzeń. Są podobne do naszych własnych urządzeń nasłuchu, ale są bardziej wyrafinowane, według naszych elektroników.

- I pomyślałeś że misja do Nowego Meksyku ACIO i pisemne oświadczenie tego Profesora są ze sobą powiązane? - Piętnastka miał zasmucony twarzy.

McGavin kiwnął głową. - Słuchaj, po prostu powiedz mi o co chodzi. Dobrze wiesz ze musisz informować o swoich działaniach lub będę zmuszony uznać że nie współpracujesz. Znasz protokół w tych okolicznościach. Więc mi powiedz, co jest grane do cholery? - Piętnastka odsunął krzesło i wstał niezgrabnie. Z pałką w ręce, Przechylił się przez biurko i wyciągnął dużą aktówkę. Położył ją przed McGavinem. - Tutaj jest wszystko co wiem. - McGavin otworzył aktówkę i zaczął się przeglądać poszczególnym dokumentom. - Nie możesz zbadać tego?

- Nie możemy wydobyć czegokolwiek z tej przeklętej rzeczy. To jest zawiła technologia. Jesteśmy zupełnie zmieszani. Posłaliśmy dwa zespoły naukowe do tego obszaru w nadziei że znajdą coś jeszcze.

- I...?

- Jak dotąd nic. - Odpowiedział Piętnastka.

McGavin przekartkował znów kilka dokumentów. - Dlaczego nie poinformowałeś o tym?

- Tam nie było nic godnego uwagi. Nasze śledztwo trwa dopiero cztery dni...

- Cztery dni to długi czas przyjacielu. W tym biznesie, to może być całe życie. - McGavin odłożył akta. Jego palce nerwowo bawiły się kawałkiem plastyku na którym było napisane, STAROŻYTNA STRZAŁA (Ancient Arrow).

- Więc posiadasz obcy artefakt, nazwę projektu, zmusiłeś tego profesora do paniki, podsłuchujesz jego biuro i dom, i mówisz że nie masz nic godnego uwagi. - Piętnastka słuchał uważnie. Przywrócił dotychczasowe spojrzenie na swojej twarzy, i z bólem usiadł na krześle. - - Wiem że wolałbyś być szybko poinformowany, ale nie mamy o czym informować ciebie...

- Masz pieprzoną obcą technologię! Nie jestem ekspertem w tych technologiach jakimi się posługujecie, ale jeśli nie możesz zbadać tej rzeczy, to znaczy że jest to diabelnie wyrafinowane. Dla twojej wiadomości, to jest broń lub sonda jakiegoś rodzaju. Protokół w tej sprawie mówi że jakikolwiek dowód obcej technologii natychmiast musi być zakomunikowany SPL. Ty wiesz to tak samo jak ja. - McGavin zniżył głos. - Wiesz że muszę zacząć śledztwo w tej sprawie. To wygląda mi tak jakbyś ukrywał to przed nami. Nie chcę marnować swojego czasu i energii badając najbardziej produktywne laboratorium w NSA. To jest marnotrawstwo. Ale nie mam innego wyboru.

- Rozumiem, - Piętnastka mówił. - Postaramy się kooperować jak tylko będziemy mogli.

- Możesz zacząć dając kontakt do Evana, Denise Shorter i umieść tajnego agenta w projekcie Starożytnej Strzały. Będziemy współpracować jeśli będziemy informowani o projekcie.

- Oczywiście. On skontaktuje się z nią jutro.

- Nie, dzisiaj. Nie chcę więcej opóźnień w komunikacji.

- Evan jest w terenie do jutra. Nie ma bezpiecznego połączenia ze sobą...

- To niech Jenkins załatwi to, - McGavin odpowiedział. - nie obchodzi mnie kto zadzwoni do Shorter, ma być to zrobione natychmiast.

- Słuchaj, wiem o wszystkich pogłoskach o tym co ty tutaj wybudowałeś.

Wiem że lubisz grać w gry, i wiem że masz potężnych sprzymierzeńców. Ale nie pieprz się ze mną. Tylko informuj co wiesz o standardowych kanałach. Jeśli jesteś zbyt zajęty, wtedy Li­Ching może to zrobić za ciebie. Nie obchodzi mnie kto mnie poinformuje. Chcę mieć zaufanie że kiedy ty założysz nowe akta nowego projektu, to prześlesz mi kopię do mojego biura w ciągu kilku minut. Nie godzin. Minut. Zrozumiałeś?

- Tak.

- I jeszcze jedna... - Pukanie do drzwi przerwało McGavinowi.

- Proszę, - powiedział Piętnastka.

Drzwi otworzyły się powoli i wszedł człowiek. - Przepraszam że przerywam, ale pański następny umówiony termin jest tutaj. W której sali konferencyjnej mają na pana poczekać?

- My już prawie skończyliśmy, - Piętnastka mówił, - niech będzie Sala Hylo.

- Dobrze proszę pana. - Drzwi zamknęły się bez dźwięku.

- No więc co mówiłeś...? - Przypomniał Piętnastka.

- Co jest takiego specjalnego w tym artefakcie?

- Nie wiemy czy cokolwiek jest w tym specjalnego. To może być rzeczywiście technologia którą nie zdołamy złamać, co byłoby wstydem, niemniej jednak , jeśli możemy to badać, oczywiście nie dużo, ale przechowywać to w jakimś miejscu i czekać aż wynajdziemy technologię odpowiednią by to zbadać, to mija się z celem.

- Zauważałem że nie było żadnych notatek w analizach RV. Przyjmuję że zrobisz RV.

- Tak, oczywiście.

- Chciałbym zobaczyć kasetę RePlay kiedy będziesz ją miał.

- Oczywiście. - McGavin rozglądał się dookoła po biurze Piętnastki jak gdyby na coś czekał.

Piętnastka wiedział że McGavin był rozdrażniony faktem że następny termin został zaplanowany tak szybko. - Usmażę twój tyłek jeśli znajdę cokolwiek co będzie podejrzane w tym projekcie. Możesz myśleć że jesteś poza moim zasięgiem, ale przypominam ci że na twoim budżecie jest mój podpis. Więc mnie nie oszukuj. - Po tym, McGavin wstał i otworzył swoją aktówkę. - Przyjmuję że mogę to zabrać ze sobą? - Trzymał folder który Piętnastka dał mu do czytania.

- Oczywiście.

- Zadzwonię do Shorter za trzydzieści minut, - McGavin mówił. - Ufam że ona już wtedy będzie po rozmowie z Jenkins. - McGavin zamknął aktówkę, postawił krzesło na poprzedniej pozycji, i ruszył do drzwi eskortowany przez Piętnastkę. McGavin położył rękę na klamce, zatrzymał się, i popatrzał bezpośrednio w oczy Piętnastki.

- Octavio, mam wątpliwości co do twoich motywów w tej operacji. I te wątpliwości... niepokoją mnie. A kiedy jestem zaniepokojony, staję się paranoidalny. Ta paranoja... robi ze mnie bezwzględnego człowieka.

- Co próbujesz mi przez to powiedzieć? - Piętnastka spytał.

- Mogę zrobić z twojego życia piekło jeśli nie będę mógł ci ufać.

- Wiesz teraz tyle samo co ja o projekcie Starożytna Strzała, - Piętnastka spokojnie odpowiedział. - Postaramy się abyś był lepiej poinformowany. Myśleliśmy że nie mamy nic godnego twojej uwagi. Widzę że źle myśleliśmy. To się więcej nie powtórzy. Zapewniam ciebie.

- Módl się aby to się nie powtórzyło. - Potrząsnęli sobie ręce życząc dobrego dnia.

Piętnastka zamknął drzwi biura. Położył pałkę na stole i usiadł w tym samym krześle co siedział McGavin przed chwilą. Zamknął oczy.

Jego twarz rozluźniła się zupełnie. Jego ręce powędrowały pod stół i wyciągnęły mały, czarny przedmiot. Piętnastka pochylił się aby zbadać urządzenie, i uśmiechną się. Pukanie do drzwi przerwało mu.

- Proszę.

- Przepraszam że przerywam, ale byłam ciekawa jak poszło spotkanie z McGavinem. - To była Li­Ching. Nosiła czerwoną spódnice sięgającą do kostek, i białą jedwabna bluzkę bez rękawów. Jej czarne włosy były zawiązane z tył w egzotyczny koński ogon, który został obwiązany srebrną nitkę.

Piętnastka pokazał jej drobny czarny przedmiot, i uśmiechnął się zasadniczo.

Siadła na rogu stołu naprzeciwko Piętnastki; wąskie rozcięcie w spódnicy ujawniło jej ładne nogi. - Sądząc po twojej twarzy, poszło dość dobrze.

- Tak, - Piętnastka odpowiedział, - ale faktem jest że nam nie ufa. - Piętnastka wziął pałkę i uderzył w czarne, małe pudełko, które było urządzeniem do elektronicznego podsłuchu.

- Tylko jeden tym razem?

- Tylko jeden, - Piętnastka westchnął. - Myślisz że on się kiedykolwiek podda w próbach założenia podsłuchu w moim biurze.

- Chce przypomnieć tobie że pilnuje cię i nasłuchuje, - Li­Ching mówiła. - Wiesz to strategia, im więcej paranoidalny będziesz, tym więcej błędów będziesz robił.

- On chce się mnie pozbyć.

- Nie, on chce się pozbyć ACIO, tego że jesteśmy ukryci i niezależni. On nie jest głupi. Wie że jedyną drogą do całkowitej kontroli nad SPL jest podporządkowanie ACIO do swojego działu.

- To jest to do czego on dąży. Wszystko co robi jest po to aby zbliżyć go do tego celu.

- Może jeśli wiedziałby co rzeczywiście zrobiliśmy, znikłyby jego zainteresowania.

- Co masz na myśli?

- Przeklęty idiota chce przeprowadzić śledztwo - pozornie aby określić czy nie zboczyliśmy z drogi w projekcje Starożytna Strzała, ale jestem pewny że rzeczywisty cel tego śledztwa to dobranie się do naszych technologii. Znaleźli urządzenie do podsłuchu piątego stopnia w domu i biurze Stevena.

- Cholera! - Li­Ching wstała i zaczęła się kręcić.

- Podejrzewa że mamy lepsze technologie, a to co znaleźli to uboga wersja tego co mamy. Śledztwo skupi się głównie na tym. Pragnie dowodów. Z dowodami w ręce, będzie chciał mnie usunąć.

- Boże, co za strata czasu. - Li­Ching odpowiedziała.

- On tego nie wie.

- Więc, jest głupszy niż myślałam.

- Pozwólmy mu na to śledztwo, niech wprowadzi swojego agenta, i cokolwiek jeszcze będzie wymagał. Evan będzie uważał na tego agenta SPL, a ty zajmiesz się protokołami z informacjami dla niego

- Dałeś mu protokół o Starożytnej Strzale który przygotowałam?

- Oczywiście, - Piętnastka odpowiedział. - Wydał się zaspokojony, przynajmniej częściowo.

- Większość z tego protokołu i tak jest prawdziwa. Nie musiałam dużo zmyślać.

- On pragnie kasetę RePlay z naszego RV z artefaktem. - Piętnastka westchnął. - Będziesz musiała powiedzieć Bransonowi żeby się tym natychmiast zajął. Chciałbym zobaczyć scenariusz nim zrobimy tą kasetę.

- Zrozumiałam. - Głos Li­Ching wydał się odległy jak gdyby myślała o czymś co nie jest z tą sprawą związane. - Mówiłeś wcześniej że chcesz żeby wiedział co my tu rzeczywiście robimy. Co miałeś na myśli?

- Dajmy mu dowody na to w co już wierzy. On nie wie nic o Labiryncie lub Corteum. Mógł usłyszeć jakieś pogłoski, ale nic więcej. Wierzy w to że próbujemy ukryć nasze najlepsze technologie.

- Chcesz żeby Ortmann ujawnił nasze najbardziej zaawansowane technologie... jak nasz podsłuch?

- Tak, może niech Ortmann zrobi listę technologii bez których będziemy mogli się obejść?

- Nie ma problemu.

- Chcę żeby McGavin poczuł zwycięstwo. Rozluźni się wtedy, i zejdzie nam z pleców.

- Coś jeszcze?

- Stevens zachowuje się niepewnie, - Piętnastka mówił. - Myślę że trzeba go znowu odwiedzić i założyć nowy podsłuch Poziomu Siódmego.

- Zrestrukturyzować mu pamięć?

- Nie. Jeśli nagle zapomni o wszystkim, to mogłoby tylko pogorszyć nasze położenie, alarmując jego kolegów którzy już wiedzą, nie wspominając o McGavinie. Niech Morrison ponownie zrobi mu wizytę z ASAP. Jenkins może ponownie zainstalować podsłuch.

- OK. - Li­Ching usiadła znów na rogu stołu. Jej spódnica rozdzieliła się kiedy skrzyżowała nogi. Ręka Piętnastki powędrowała do wyeksponowanych nóg i jego psotne oczy uśmiechnęły się.

- Cholerny McGavin! - Piętnastk uderzył pięścią w stół. - Nie mogę zająć się teraz tobą... przypomniało mi się że muszę pilnie porozmawiać z Jenkins. - Wstał nagle i Li­Ching zrozumiała że jej czas z nim dobiegł końca. Pocałowała go w policzek i szepnęła mu coś do ucha. Piętnastka zwęził oczy słuchając uważnie. Li­Ching skończyła kiedy Piętnastki twarz wyraźnie poczerwieniała.

- To tak na wypadek gdyby McGavin umieścił tu więcej niż jeden podsłuch, - Powiedziała Li­Ching. Zniknęła nim Piętnastka mógł zaprotestować. Kiedy drzwi się zamknęły, odetchnął głęboko przypominając sobie o sprawie z Jenkins.

* * * *

Evan zauważył wcięcie w ścianie kanionu kątem oka. To było małe, mniej więcej pół metra wysokie, ale jasno widoczne rozwarcie w ścianie. Zrezygnował z wołania swoich kolegów. Zamiast tego uklęknął, spojrzał w ciemną szczelinę, i głośno zawołał imię Nerudy. Słuchał w skupieniu, nagle usłyszał słaby głos, - - Jestem tutaj. Jestem tutaj. - Było coś więcej, ale Evan nie mógł zrozumieć reszty.

W jego głosie słychać było niepokój. Coś było nie tak.

Głos nie brzmiał tak jak normalny głos Nerudy. Neruda był chyba ranny.

To było jedynym wiarogodnym wytłumaczeniem tego. Evan krzyknął z wszystkich sił. - Będziemy tam za kilka minut. Trzymaj się. - Natychmiast wstał i zaczął wołać zespół. - Znalazłem go! Chodźcie tutaj! - Kontynuował krzyk, - Znalazłem go! - co kilka sekund. W ciągu kilku minut cały zespół stał zgromadzony oprócz Andrewsa.

- Gdzie jest Andrews? - Evan spytał.

- Niesie Małego Potwora na pewno szybko tutaj się nie zjawi. - Mówiła Samantha. Rozkładając ręce, jak gdyby czekała na jakiś cud.

- Wyobrażam sobie jak długo będziemy musieli czekać, - Evan powiedział z wstrętem. - Nie mamy czasu. Collin, ty i ja ruszamy i zlokalizujemy Nerude. Prawdopodobnie jest w pułapce w jakimś wąskim tunelu. Nie mogę uwierzyć że on to zrobił... w dodatku w nocy.

- Reszta czeka tutaj na Andrewsa. Wrócimy gdy tylko będzie to możliwe - mam nadzieje że z Nerudą.

- Czy mogę się przyłaczyć? - Emilia spytała. - Nie musimy tutaj obie czekać na Andrewsa. - Spojrzała na Samanthe potem na Evana.

- OK, ale bądź ostrożna, i trzymaj się z nami. Samantha, krzycz co jakiś czas żeby Andrews tutaj trafił.

- OK, - Odpowiedziała.

- Każdy ma latarki, - Evan wyraził to jak rozkaz. - Mam sznur, pierwszą pomoc, i jakieś jedzenie i wodę.

- To powinno nam wystarczyć chyba? - Emily i Collin popatrzeli na siebie i potrząsnęli głowami.

- Więc chodźmy. - Całą trójka zniknęła w szczelinie jak gdyby ruszali przez portal do innego świata. Evan poszedł pierwszy i miał najwięcej trudności z poruszaniem się z powodu jego wielkości. Tylko po skurczeniu ramion i schyleniu głowy poruszał się do przodu w jakiś sposób.

Po drugiej stronie szczeliny była duża izba lub pieczara o średnicy 20 metrów, z otwarciem zapadniętym w ciemnościach po drugiej stronie izby. Ich latarki świeciły bez problemu poprzez ciemność trafiając od czasu do czasu na brązową ścianę.

- Neruda, gdzie jesteś? - Evan krzyknął.

- Jestem tutaj, - usłyszał słabą odpowiedź.

- Czy możesz nad podać jakiś kierunek w którą stronę mamy iść, - krzyknęła Emily.

- Dobrze słyszeć twój głos... - Odpowiedział Neruda. - Jestem prosto przed wami. Idźcie do otwarcia i potem prosto przez następne 20 metrów mniej więcej. Kiedy dojdziecie do rozwidlenia idźcie w prawo. Lecz, zanim zrobicie krok, słuchajcie uważnie.

- To jest Homebase. Nie mam jakiegokolwiek dowodu na to. Ale im głębiej wchodzicie do wnętrza, staje się to wnętrze bardziej wyrafinowane. I część tego wyrafinowania polega na systemie bezpieczeństwa.

- Co masz na myśli? - krzyknął Evan.

- Jakaś forma systemu bezpieczeństwa jest rozmieszczona w tych tunelach.

Wpadłem w jedną taką pułapkę ponieważ nie spodziewałem się jakiegokolwiek zabezpieczenia, ale wierzcie mi, całe to miejsce może być napełnione pułapkami. Inaczej mówiąc, bądźcie niezmiernie ostrożni.

- Masz jakąś radę dla nas? - Collin spytał.

- Idźcie powoli po moich krokach aż do miejsca w którym jest zarysowanie na ścianie tunelu, zarysowanie jest po prawej stronie. Jestem OK. Jeśli dotarcie tutaj zajmie wam godzinę, poczekam, byle byście doszli tutaj bezpiecznie.

- Jesteś w pułapce? - Collin spytał.

- Można to tak powiedzieć.

- Jak to się stało? Może to nam jakoś pomoże.

- Problem w tym że nie wiem co zrobiłem. Mogłem stąpnąć na jakąś wrażliwą podkładkę, lub zahaczyć o drut. Nie jestem pewny. Wszystko co wiem to to że to się stało tak szybko że nie zdążyłem zareagować by się uratować. Spadłem dość głęboko, ale nic nie złamałem.

- OK, dzięki za radę. Cierpliwości. - Evan krzyknął w odpowiedzi.

- Nie martwcie się, nie wybieram się nigdzie, - Neruda odpowiedział słabo.

Evan, Collin, i Emily wpatrywali się w ziemię. Ich latarki oświetlały podłogę pełną kurzu, brudu, i skały szukając jakiegokolwiek znaku potencjalnego zagrożenia, i odcisków stóp Nerudy. Światło ich latarek przypadkowo oświetliło czaszkę lub szkielet jakiegoś zwierzęcia, prawdopodobnie królika, leżące pod ścianą.

- Myślę że znaleźliśmy ścieżkę do tunelu, - Evan spostrzegł.

Evan ostrożnie ruszył drogą do tunelu na końcu izby. Collin, Emily, szli blisko za sobą próbując stawiać kroki w miejsce kroków poprzednika. Kiedy weszli do tunelu, powietrze stało się wyczuwalnie zimniejsze i wyczuwali niewielkie pochylenie ścieżki w dól.

- Widzisz światło naszych latarek już? - Evan spytał.

- Nie, zrozumiesz dlaczego za kilka minut. Tylko trzymajcie się moich instrukcji. - Emily była pocieszona faktem że głos stawał się coraz głośniejszy. Wydawał się uspokojony. Mogła czuć jego wzrost optymizmu z każdym ich krokiem.

- Próbuję śledzić twoje kroki, - Evan krzyknął.

- Pięknie , ale uważaj na mój ostatni krok, - Neruda zaśmiał się, - Jest zdradziecki.

- To jest ostatni raz kiedy podróżuję bez jakichkolwiek przewodników, - Evan westchnął.

- Ta cała wycieczka została zbyt szybko zaplanowana. Mogliśmy poczekać, - Emily lamentowała.

Evan kierował światło latarki w dół szukając dowodu na pobyt Nerudy w tym miejscu, ale światło latarki znikało w ciemności nim cokolwiek można było zobaczyć.

Evan obrócił się do Collin i Emily. - Jeśli te tunel dalej będzie tak spadał w dół. To zaraz będzie bardzo zimno.

- Czy widzisz nasze światła?

- Nie. Ale wyłączcie wasze latarki na chwilę , - Neruda sugerował. - Włączę moją może zobaczycie cokolwiek. - Chwila czerni pochłonęła ich kiedy wyłączyli latartki.

- Tam, sądzę że zobaczyłem coś piętnastce metrów przede mną. Tak, zdecydowanie zobaczyłem światło. - Evan włączył ponownie swoją latarkę. Ściany tunelu były mniej więcej oddalone od siebie o trzy metry i miały kształt wykutych. Nie z dużą precyzją, ale zdecydowanie była to zaprojektowana struktura.

- OK, Jamisson, widzieliśmy twoje światło. Będziemy tam tak szybko jak tylko możemy. Twój głos słychać jakby poniżej nas. Mówiłeś że spadłeś. Wiesz jak daleko?

- Nie jestem pewny. Straciłem przytomność na jakiś okres czasu - być może na dziesięć minut. Nadal mnie głowa od tego upadku boli.

- OK, tylko spokojnie niedługo będziemy przy tobie. - Evan zwrócił się do Emily i Collina. - Trzymajmy się bardzo blisko siebie. Będę świecił moją latarką po ścieżce przed sobą. Collin, ty świeć po prawej stronie tunelu, Emily, ty świeć po lewej. Bądźcie ostrożni. Jeśli coś zobaczycie co się wyda wam niezwykłe od razu mówcie i się zatrzymujcie. Zrozumiano? - Chociaż miał tendencje do bycia przykrym, zarówno Collin jak i Emily byli zadowoleni że Evan ich prowadził. Wzbudzał zaufanie poprzez swoje maniery i każdy ruch. Zachowywał zimną krew w okolicznościach w których innymi zawładnął by strach.

Kiedy wolno posuwali się drogą w dół korytarza, głos Collina złamał ciszę.

- Stop! - Zatrzymali się w miejscu. - Co jest? - Evan spytał.

- To jest ten ślad o którym wspominał Neruda. - Wszystkie latarki zwróciły swoje światła w tą stronę i oświetliły hieroglif wyrzeźbiony w ścianie skały. Ściana była względnie gładka dlatego hieroglif było dobrze widać.

- Co wiesz o tym rysunku na ścianie? - Evan krzyknął do Nerudy.

- Nigdy przedtem nie widziałem czegoś podobnego, - odpowiedział. Jego głos był niewątpliwie bliżej niż przedtem, ale brzmiał jakby dochodził z miejsca poniżej ich pozycji.

- Jest powiązany z hieroglifami na artefakcie, ale jest inny pod wieloma względami.

Poszukaj mojego ostatniego odcisku stopy, jestem pewien ze potknąłem się o coś. - Latarka Evana zidentyfikowała ostatni odcisk stopy dwie minuty później. Ścieżka tunelu zmieniała kierunek w prawo, lecz tam nie było żadnego śladu drzwi lub wyjścia.

- Przeszukajmy ten obszar dokładnie. - Evan użył światła swojej latarki aby pokazać innym gdzie chciał aby oświetlili mu obszar.

- OK, widzisz coś co przypomina wgłębienie w podłodze lub znak na to że jest tu jakaś zapadnia?

- Jak dotąd nic nie widzę, - Collin odpowiedział.

Emily wskazała na szczyt tunelu gdzie poświeciła latarką.

- Co to jest?

- To wygląda jak przewód wentylacyjny lub małe otwarcie jakiegoś rodzaju, - Evan mówił.

- Być może to tędy słyszymy głos Nerudy.

- Jamisson, mów coś, - Evan zasugerował.

- Coś.

- Twoja zwykła wielosłowność byłaby teraz pomocna, - Emily powiedziała figlarnie.

- OK, ale ostrzegam, moja historia życia jest dość nudna od momentu kiedy stukneło mi pięć lub sześć lat...

- Masz rację, to tędy dochodzi jego głos, - Collin mówił podniecony.

- Jamisson, tu Evan, znaleźliśmy przewód wentylacyjny lub coś w suficie tunelu. To mała dziura, być może dziesięć centymetrów średnicy. Znaleźliśmy też twój ostatni odcisk stopy, ale nie ma znaku gdzie mogłeś wpaść. Nie widzimy żadnych rys lub kantów wskazujących na drzwi lub wyjście. Możesz nam coś podpowiedzieć?

- Masz przy sobie jakiś sznur?

- Tak, dziesięć metrów długości.

- Dasz radę wsunąć sznur przez to otwarcie?

- Tak, myślę że tak, - Evan mówił.

- Spróbuj wsunąć sznur przez otwarcie, najdalej jak będziesz mógł. Może z odrobiną szczęścia zobaczę ten sznur.

- W jakiego rodzaju pokoju jesteś? - Emily spytała.

- Wysoko jest sufit - być może dziesięć lub dwanaście metrów, ma trzy metry średnicy i sufit wygina się w łuk jak kopuła. To jest zdecydowanie konstrukcja...złożona konstrukcja. Ale nie widzę jakichkolwiek otwarć, i tak jak ty, żadnych kantów. Nawet nie wiem dokładnie jak tu się znalazłem. - Evan próbował wsunąć sznur przez otwarcie stając na palcach. Wyglądał jak olbrzymia, niezgrabna balerina. Otwarcie w suficie było pół metra poza zasięgiem jego rąk, i sznur był zbyt wiotki by wsunąć go do otwarcia bez skakania.

- To może głupi pomysł skakać tutaj, ale to jest jedyna droga by wcisnąć ten sznur do tego otworu. Wy dwoje się cofnijcie. Jeśli wpadnę, Collin wraca po pomoc Emily, ty stoisz tutaj i pilnujesz. To jest mój komunikator z basa. - Podał go Collinowi.

- Mógłbym podsadzić cię trochę, - Mówił Collin.

- Wątpię w to. Ważę zbyt dużo dla ciebie. I nie możemy pozwolić sobie żebyśmy obaj ryzykowali. - Emily zgodziła się.

- Dlaczego ty nie podsadzisz Collina do góry, - Emily zasugerowała. - On jest lekki dla ciebie.

- Nie jestem skłonny ryzykować nas dwóch, jeśli to może być zrobione przez jednego. Pozwólcie że spróbuję sam. Jeśli zawiodę i nic się nie stanie, podsadzę Collina. Odsuńcie się o dobre pięć metrów. - Evan poczekał aż się odsuną. Podskoczył do dziury jak koszykarz. Sznur wszedł czysto w otwarcie.

I zaraz wypadł. Evan spadł twardo, ale bezpiecznie.

Dziesięć minut później znalazł kawałek skały by przywiązać do końca sznura, Evan jeszcze raz podskoczył i wcisnął sznur do otwarcia. Tym razem został tam.

- Czy widzisz cokolwiek? - Evan krzyknął kiedy zaczął wciskać sznur przez otwarcie.

- Tak, ale będziesz potrzebował długiego sznura aby dosięgną mnie.

- Jest jakaś szansa na ty byś dosięgną ten snzur?

- Żadna.

- Jeśli sznur starczy by dosięgnąć do ciebie, dasz radę wspiąć się?

- Myślę że tak, ale nie wiem co miałbym potem zrobić. Poprzednim razem sprawdziłem, i nie przecisnę się raczej przez dziesięciu centymetrową dziurę.

- Możemy poszerzyć dziurę, - Evan odpowiedział, poirytowany. - Ale czy dasz radę się wspiąć?

- Tak, widzę coś w rodzaju występu zanim sufit zaczyna się zmieniać w kopułę. To mogłoby być użyteczne. - Evan obrócił się do Emily i Collina. - Idźcie spowrotem do wejścia. Poinformujcie Jenkinsa o naszym położeniu. Wydostanę Jamissona i spotkamy się przy wejściu za dwie godziny. Jeśli nie wrócimy za dwie godziny, wyślij natychmiast Jenkinsa do nas z wyposażeniem ratunkowym

- Jak ty zamierzasz wyciągnąć Nerude? - Collin zapytał.

- Zanim zrobimy cokolwiek, - Emily mówiła, - chcę zasugerować abyśmy spróbowali stanąć poza ostatnim śladem Nerudy, może uda nam się otworzyć tą zapadnie bez wpadania w jej pułapkę.

- To jest zbyt niebezpieczne, - Evan sprostował.

- Wydaję mi się że jeśli to jest wrażliwe, powinniśmy być zdolni dotknąć tak samo w to miejsce żeby otworzyło się wejście. Być może uda nam się utrzymać otwarte to wejście.

- Zgadzam się, to jest warte spróbowania, - Collin mówił. - Nie widzę jakiejkolwiek innej szansy by go stamtąd wydostać.

- Neruda, słyszałeś to wszystko? - Evan spytał.

- Tak.

- Opinie?

- Tak, Emily i Collin powinni zrobić tak jak sugerowałeś. Im prędzej tym lepiej. - Evan szepnął. - Proszę, idźcie już. I bądźcie ostrożni, stawajcie tylko na naszych śladach. Będziemy za dwie godziny. Idźcie. - Machnął ręką jakby chciał odpędzić osę.

Emily i Collin odeszli zdziwieni. Nie mogli zrozumieć dlaczego Evan tak się zachował. I jeszcze na dodatek Neruda zgodził się z nim.

Coś dziwnego się działo. Ale spełnili polecenie i wrócili do Andrewsa i Samanthy przy wejściu. Droga powrotna zajęła im tylko 17 minut.

Światło uderzyło w ich oczy jak tylko dotarli do wąskiego otwarcia. Andrews i Samantha pomogli im przedostać się przez wąską szczelinę wejścia.

- Czemu do cholery tak długo wam to zajęło? - spytał Andrews.

- Znaleźliśmy Nerude. Jest OK, - Emily zaczęła. - Ale jest w pułapce w rodzaju jakiejś izby, i nie możemy wydostać go bez pomocy. Evan został.

Zamierzają spróbować wydostać się sami, ale jeśli nie wrócą za...godzinę lub półtora, mamy poinformować Jenkinsa by przysłał zespół.

- Musimy poinformować Jenkinsa teraz, - Collin stwierdził.

Collin wyciągnął komunikator który dał mu Evan i wcisnął guzik RECORD. Powiedział do mikrofonu. - Obiekt znaleziony. Ratowanie trwa. Potwierdzenie za dziewięćdziesiąt minut. Przygotować grupę ekspedycyjną S&R do natychmiastowego wyruszenia za dziewięćdziesiąt minut. Prześlemy współrzędne w następnym komunikacie. Proszę o potwierdzenie. - Collin przesłuchał nagranie i wtedy wcisnął guzik SEND zadowolony ze swojego nagrania wiadomości. Każdy wiedział że Jenkins i Evan nienawidzili długich, szczegółowych wiadomości.

Było kilka minut po dziesiątej rano, i ciepło pustynnego słońca zaczynało dawać się we znaki. Andrews ustawił ­ prowizoryczny kemping, i usiedli odczekując 90 minut. Emily zajęła się robieniem kawy na podgrzewanej podkładce. Collin przeglądał mapy by znaleźć koordynaty w których się znajdowali.

- To jest Homebase nieprawdaż? - Samantha spytała Emily.

- Neruda tak myśli.

- Widziałaś cokolwiek... cokolwiek niezwykłego?

- Tunele są sztuczne. Hieroglif na ścianie tunelu podobny jest do Hieroglifu na artefakcie. W jakiś sposób Neruda znalazł się w pułapce, ale nie doszliśmy do tego w jaki sposób on się tam dostał, nie znaleźliśmy żadnych drzwi. To wygląda jak gdyby on się zdematerlizował i wpadł tam jednocześnie się materlizując...

- Dlaczego?

- Nie wiemy.

- Oni ochraniają coś, - Samantha mówiła.

- Co ochraniają? - Andrews spytał podchodząc do Samanthy. - Jeśli jest tam więcej takich artefaktów jak ten nasz mały potwór, to co tu chronić?

- Genetyczną technologie, - odpowiedziała z pewnością w głosie.

- Skąd ty to wiesz? - Emily spytała.

- Miałam sesję RV z artefaktem podczas gdy szukaliście szczeliny w ścianie. Widziałam

obrazy...

- Jakie?

- Obrazy jak wyglądają te ET.

- Wow... - Andrews zaczął. - Jak ty możesz wierzyć w obrazy które to coś umieściło w twojej głowie? - Powiedział wskazując na artefakt. - Te same ET wybudowały cholerną pułapkę na myszy, w której teraz siedzi Neruda. To raczej nie sprzyja temu by ufać w te obrazy. - Samantha zaczęła coś mówić ale nagle przestała.

- Jezus, Andrews, - powiedziała Emily, - Czy ona może się wypowiedzieć bez twojej cholernej opini na ten temat? - Andrews kopnął luźne skały leżące obok niego i przyglądał się im. Jego wargi tańczyły cicho wypowiadając słowa których nikt nie słyszał.

- Wszystko co chcę powiedzieć, - Samantha mówiła powoli, - Że te obrazy co widziałam były bardzo zróżnicowane... Bardzo zaawansowane... być może ludzie, być może coś innego. To zmieniało się z wyglądu ludzkiego w geometryczny kształt... w prostokąt. - Samantha zatrzymała się na chwilę jak gdyby próbowała sobie coś przypomnieć.

Collin podniósł głowę znad map i słuchał uważnie.

Samantha zaczęła znów, - Nie mogę udawać że wiem kto lub kim oni są, ale te obrazy były tak jasne dla mnie jak to że tu stoicie przede mną, i nie wyglądały na obrazy tyrana lub gatunku wojowniczego. Mój zmysł mi podpowiada że oni są życzliwi - nawet chcą pomóc naszemu gatunkowi. Oni umieścili coś tutaj co ma zostać odkryte przez nas, i ma to coś wspólnego z genetyką. To jest część wielkiego planu.

- I oczywiście częścią tego jest to ze Neruda siedzi w pułapce. - Andrews mruknął.

- Nie wiem nic o Nerudzie, - Samantha wyjaśniła, - ale jestem pewna tego co wam powiedziałam. Oni prawdopodobnie zaprojektowali rozmaite mechanizmy ochronne by upewnić się że my to odkryjemy a nie ktoś inny. Tutaj jest coś, co oni pragną byśmy znaleźli.

- Więc myślisz że w tej górze coś jest... prezent od tych nieznanych ET, z naszym imieniem wypisanym na górze? - Andrews nie mógł się powstrzymać. Był jednym z kilku w ACIO którzy nie uznawali RV i tego co przez to można było się dowiedzieć, lub cokolwiek innego z tym związanego. Dla Andrewsa RV było po prostu wadą psychiki.

- Tak. - Samantha odpowiedziała cicho.

- Collin, dostałeś już jakąś wiadomość z bazy? - Emily spytała.

- Tak, dostałem potwierdzenie, - spojrzał na zegarek, - Sześćdziesiąt osiem minut jeszcze zostało.

- Więc kim oni są? - Andrews spytał. - przyjazne ET które przybyły na ziemię tysiąc dwieście lat temu, pobawili się z Indianami, i zostawili coś w tej górze byśmy my to znaleźli.

- To są tylko uczucia jakie ty masz, Samantha? - Collin spytał cicho, próbując złagodzić sarkazm Andrewsa. - Nie masz niczego nagranego na RePlay? - Samantha poprawiła się na skale, i odsunęła włosy do tył. - Nie. Kiedy wróciłam do RePlay obrazy nie zostały zarejestrowane. W jakiś sposób oni obeszli wrażliwość RePlay. Prawdopodobnie obrazy opierały się na wizerunku rzuconym przez artefakt, i nie byłam nawet w RV. Ale te obrazy są potężne. Bardzo potężne.

- OK, ja nadal jestem w kropce, - Andrews mówił. - zobaczyłaś obrazy geometrycznego kształtu - powiedziałaś prostokąta - i ty czujesz że tam jest coś wewnątrz tej góry, być może jakaś forma genetycznej technologii. To prawda?

- Zobaczyłam kilka obrazów. Innym obrazem była ziemia płynąca w kosmosie i otaczała ją jakaś poświata, w pewnych sekcjach na ziemi widziałam pulsujące punkty...

- Ile tych punktów było? - Emily spytała.

- Być może trzy, może pięć. Nie jestem pewna.

- Zauważyłaś lokalizację tych punktów? - Collin spytał.

- Jeden na który zwróciłam uwagę był umieszczony tutaj.... w Nowym Meksyku. - Przewróciła oczami i zamknęła je na kilka chwil.

- Miałam uczucie i wrażenie że w tych miejscach była ukryta technologia, - dodała. - Zostało to zostawione przez tą rasę w jakimś określonym celu , ale nie jestem pewna jaki to jest cel... - Jej głos ucichł. Każdy słuchał tak uważnie że nie usłyszeli głosu Nerudy wewnątrz góry, który domagał się kawy.

- Mój Boże, udało się wam! - Emily popłakała się na widok Nerudy przedzierającego się przez szczelinę. Słońce oświeciło teraz ścianę i świeciło bezpośrednio na Nerudę. Oślepiony przez nagłe światło, ukląkł na ziemi i zasłonił oczy.

- To ciepło jest wspaniałe, ale czy ktoś może przygasić te cholerne światło. - Oczy Nerudy były bardzo przymrużone kiedy rozglądał się po znajomych twarzach. Spojrzał na Emily. - Nie sądzę abyś zrobiła jakąś kawę? Strasznie mnie boli głowa. - Emily śmiała się z mieszaniną ulgi, radości, i dużego zaskoczenia.

0x01 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
16(2), Rozdzial drugi
Kod Biblii, 2) KB-Rozdział drugi-Atomowa zagłada
ROZDZIAŁ DRUGI 6XGDXFEI2I2EE7G4XG2NYCSNHHPEZQ5UKFMC73Q
Rozdział drugi
Rozdział drugi O ŻYCZLIWOŚCI
29 4, Rozdzia˙ drugi
2(10), ROZDZIA˙ DRUGI
2(7), Rozdzia˙ drugi
DOM NOCY 11 rozdział drugi
Rozdział drugi
Prolog Rozdział drugi
Rozdział drugi
Rozdział drugi według Edwarda
Rozdział drugi według Edwarda
Hiszpańska Trucizna Rozdział drugi
Rozdział drugi
Światło pod wodą Rozdział drugi
Rozdział drugi
D&D Rozdział Drugi i Trzeci

więcej podobnych podstron