Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 04 Księżniczka na dworze

background image

MEG CABOT

KSIĘŻNICZKA NA DWORZE

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 4

background image

Walterowi Schretzmanowi i wielu innym osobom,

które jak Nowy Jork długi i szeroki

okazują ludziom wielką szczodrość.

Niech wam się nie wydaje, że tego nie doceniamy

- z podziękowaniami

background image

- Gdybym była księżniczką - szepnęła do siebie - mogłabym szczodrze

obdarowywać ubogich. Ale nawet jeśli tylko udaję, że nią jestem, i tak mogę

wymyślać różne drobne dobre uczynki. Będę udawała, że spełnianie tych dobrych

uczynków to szczodre obdarowywanie ludzi.

Frances Hodgson Burnett

Mała księżniczka

przekład Wacława Komarnicka

background image

Czwartek, 1 stycznia, północ,

książęca sypialnia w Genowii

MOJE POSTANOWIENIA NOWOROCZNE

NAPISALA KSIĘŻNICZKA AMELIA MIGNONETTE

GRIMALDI THORMPOCIS RENALDO

WIEK: 14 I 8 MIESIĘCY

1. Przestanę obgryzać paznokcie, ze sztucznymi włącznie.

2. Przestanę kłamać. Grandmére i tak wie, kiedy kłamię, a wszystko przez ten

mój nos, a właściwie moje zdradzieckie nozdrza, które mi się rozszerzają,

ile razy zmyślam, więc w sumie nie ma sensu nawet próbować mówić

cokolwiek poza szczerą prawdą.

3. Nigdy nie odejdę od ustalonego tekstu orędzia w czasie oficjalnego

wystąpienia telewizyjnego przed narodem Genowii.

4. W obecności dam dworu przestanie mi się wyrywać mérde.

5. Przestanę prosić Francois, mojego genowiańskiego ochroniarza, żeby mnie

uczył przeklinać po francusku.

6. Przeproszę Genowiańskie Stowarzyszenie Hodowców Oliwek za ten numer

z pestką.

7. Przeproszę pałacowego kucharza za to, że podsunęłam psu Grandmére

tamten kawałek foie gras (chociaż wielokrotnie informowałam pałacową

kuchnię, że nie jadam wątróbki).

8. Przestanę pouczać genowiańskich dziennikarzy na temat zagrożeń

związanych z paleniem tytoniu. Jeśli wszyscy mają ochotę nabawić się

raka płuc, to mają do tego pełne prawo.

9. Osiągnę samorealizację.

10. Przestanę tyle myśleć o Michaelu Moscovitzu.

Nie, zaraz. Przecież już mogę myśleć o Michaelu Moscovitzu, BO TERAZ

TO JEST MÓJ CHŁOPAK!!!!!!!!

MT + MM = WIELKA MIŁOŚĆ

Piątek, 2 stycznia, 14.00,

background image

książęca sypialnia w Genowii

Wiecie, podobno mam ferie. Poważnie. To znaczy, w końcu to jest moja

przerwa semestralna. Powinnam się bawić, naładować sobie mentalne akumulatory na

nadchodzący semestr, który wcale nie zapowiada się lekko, bo zacznę zajęcia z

algebry, stopień II, nie wspominając już o zdrowiu i zasadach bezpieczeństwa.

Wszyscy w szkole mówili: „Och, ty to masz szczęście, spędzisz Gwiazdkę w pałacu,

a wszyscy ci będą usługiwać”.

No cóż, po pierwsze, mieszkanie w pałacu to żadna frajda. Zgadnijcie, czemu?

Bo w takich pałacach wszystko jest naprawdę stare. No dobra, nie żeby pałac został

zbudowany w czwartym roku naszej ery, czy kiedy tam moja przodkini, księżna

Rosamunda, rozpoczęła swoje panowanie. Tak czy inaczej, postawiono go chyba w

XVII wieku i pozwólcie, że wam przypomnę, czego ludzie w XVII wieku nie mieli:

1. kablówki

2. stałych łączy internetowych

3. toalet

Co nie znaczy, że nie ma tu teraz talerza telewizji satelitarnej, ale zaraz! - to w

końcu dom mojego taty; jedyne kanały, jakie sobie zaprogramował, to CNN, CNN

Serwis Finansowy i kanał golfowy. A gdzie MTV2, ja się pytam? Gdzie Kanał

Filmowy dla Pań Lifetime?

Co w zasadzie nie ma większego znaczenia, bo i tak przez cały czas mnie tu

poganiają jak wołu roboczego. Nie zdarza się, żebym znalazła jedną wolną chwilę dla

siebie, mogła wziąć pilota do ręki i zacząć się zastanawiać: „Hm - hm, ciekawe, czy

nie leci teraz akurat jakiś film z Tracey Gold?”

No, a toalety?... Pozwólcie tylko, że wam powiem jedno: w XVII wieku nie

znali się za dobrze na kanalizacji. Więc teraz, prawie czterysta lat później, jeśli

wrzucisz do muszli chociaż o jeden listek papieru toaletowego za dużo i próbujesz go

spuścić, wywołujesz, małe domowe tsunami.

To by było na tyle. Tak wygląda moje życie w Genowii.

Wszystkie inne znane mi dzieciaki spędzają ferie w Aspen na nartach albo

opalają się w Miami.

A ja? Co JA robię w czasie ferii?

No cóż, oto wpisy z nowego terminarza spotkań, który Grandmére dała mi w

prezencie na Gwiazdkę (no bo która dziewczyna nie chciałaby dostać pod choinkę

background image

terminarza spotkań, prawda?), gdzie zanotowałam sobie, co robiłam do tej pory.

Niedziela, 21 grudnia,

książęca sypialnia w Genowii

Przyjechałam do Genowii. Ponieważ podczas lotu zjadłam całą dużą paczkę

skittles, omal nie puściłam pawia w kierunku oficjalnego genowiańskiego komitetu

powitalnego, który pojawił się na lotnisku, żeby powitać mnie zaraz po wyjściu z

samolotu.

Minął już cały jeden dzień, odkąd po raz ostatni widziałam Michaela.

Usiłowałam dodzwonić się do domu jego dziadków w ? ??? Baton, bo Moscovitzowie

pojechali tam do nich na ferie zimowe, ale nikt nie odpowiadał, może ze względu na

różnicę czasu, gdyż w Genowii jest tak ze sześć godzin wcześniej niż na Florydzie.

Poniedziałek, 22 grudnia

książęca sypialnia w Genowii

Podczas zwiedzania genowiańskiego krążownika marynarki wojennej HMS

„Książę Filip” potknęłam się o kotwicę i niechcący zepchnęłam admirała Pepina do

wody. Ale nic mu się nie stało. Wyłowili go z genowiańskiej portówki za pomocą

harpuna.

Tylko dlaczego jestem jedyną osobą w tym kraju, która uważa kwestie

ochrony środowiska za istotne? Jeżeli ludzie mają dalej cumować swoje jachty w

genowiańskim porcie, naprawdę powinni zacząć zwracać uwagę na to, co wyrzucają

za burtę. Morświnom nosy więzną w plastikowych opakowaniach po sześciopakach z

piwem. Zwierzęta głodzą się na śmierć, bo nie mogą nawet otworzyć pysków, żeby

coś zjeść. Wystarczyłoby rozrywać te opakowania, zanim się je wyrzuca, i nic złego

by się nie działo.

No cóż, dobra, niezupełnie NIC złego, bo w końcu od tego się zaczyna, że nie

powinno się wyrzucać śmieci za burtę.

Po prostu nie mogę stać bezczynnie i przyglądać się, kiedy bezbronne morskie

stworzenia giną przez hordy turystów uzależnionych od Bain de Soleil, którzy

pielgrzymują tutaj w poszukiwaniu idealnej śródziemnomorskiej opalenizny.

Dwa dni, odkąd po raz ostatni widziałam Michaela. Dwa razy usiłowałam się

do niego dodzwonić. Za pierwszym razem nikt nie odebrał. Za drugim razem

odebrała babcia Michaela i powiedziała, że właśnie się z nim minęłam, bo przed

background image

sekundą wyszedł do apteki wykupić dla dziadka talk do stóp robiony na receptę. To

takie do niego podobne, on zawsze najpierw myśli o innych, a dopiero potem o sobie.

Wtorek, 23 grudnia

książęca sypialnia w Genowii

Podczas śniadania z członkami Genowiańskiego Stowarzyszenia Hodowców

Oliwek oświadczyłam, że nietypowa dla tej pory roku susza, która nawiedziła obszar

Morza Śródziemnego, to „na pewno pestka”. Nikt nie uznał tego stwierdzenia za

specjalnie zabawne, a już zwłaszcza członkowie Genowiańskiego Stowarzyszenia

Hodowców Oliwek.

Trzy dni, odkąd po raz ostatni widziałam Michaela. Nie mam czasu dzwonić

ze względu na kontrowersje związane z użyciem słowa „pestka” przy hodowcach

oliwek.

Środa, 24 grudnia

Rozkład książęcych zajęć

Wygłosiłam telewizyjne orędzie gwiazdkowe do narodu Genowii. Troszkę

odeszłam od ustalonego tekstu, wymieniając wysokość dochodów z parkometrów w

pięciu gminach Nowego Jorku, i wyraziłam nadzieję, że zainstalowanie parkometrów

w Genowii przyczyniłoby się znacznie do rozwoju gospodarczego kraju, a przy okazji

zniechęciłoby zbyt oszczędnych turystów do jednodniowych wypadów w nasze

granice. Nie mam pojęcia, czemu Grandmére tak się na mnie wściekła. Parkometry w

Nowym Jorku WCALE nie są obrzydliwymi gargamelami psującymi uliczny

krajobraz. Przez większość czasu i tak się ich nie zauważa.

Cztery DOORWM (Dni Odkąd Ostatni Raz Widziałam Michaela).

Czwartek, 25 grudnia

Rozkład książęcych zajęć

NARESZCIE ROZMAWIAŁAM Z MICHAELEM!!!!!! W końcu udało mi

się do niego dodzwonić. Niestety, rozmowa trochę nam się nie kleiła, bo mój tata,

babka i kuzyn René siedzieli w pokoju, z którego dzwoniłam, a rodzice, dziadkowie i

siostra Michaela siedzieli w pokoju, w którym on odebrał telefon.

Zapytał mnie, czy dostałam coś fajnego pod choinkę, a ja mu powiedziałam,

że nie, że dostałam tylko terminarz spotkań i książęce berło. A tak naprawdę chciałam

dostać telefon komórkowy. Zapytałam Michaela, czy on dostał coś fajnego z okazji

background image

Chanuki, a on stwierdził, że nie, że dali mu tylko kolorową drukarkę. To i tak o wiele

lepszy prezent niż mój, moim zdaniem. Chociaż berło znakomicie nadaje się do

odsuwania skórek przy paznokciach.

Tak bardzo mi ulżyło, że Michael nie całkiem o mnie zapomniał. Zdaję sobie

sprawę, że mój chłopak znacznie przewyższa wszystkich pozostałych przedstawicieli

swojego rodzaju - to znaczy innych facetów. Ale każdy przecież wie, że faceci są

podobni do psów - ich pamięć krótkoterminowa praktycznie nie istnieje. Mówisz

takiemu, że twoją ulubioną bohaterką filmową jest Xena, Wojownicza Księżniczka, a

za pięć minut słyszysz, jak komuś opowiada, że twoją ulubioną bohaterką filmową

jest Xica z Telemundo. Chłopcy po prostu nic nie mogą na to poradzić, a trzeba wziąć

jeszcze pod uwagę, że i tak mają już mózgi przesadnie pozapychane informacjami na

temat modemów, Star Treka Voyagera, Limp Bizkit i tym podobnych rzeczy.

Michael nie stanowi tutaj żadnego wyjątku od reguły. Och, wiem, że jest

drugim uczniem w swojej klasie i osiągnął rewelacyjne wyniki na egzaminie SAT, i

że został jeszcze przed terminem przyjęty na jeden z najbardziej prestiżowych

uniwersytetów w całym kraju. Ale sami wiecie, że zajęło mu jakieś pięć milionów lat,

zanim wreszcie się przyznał, że mnie lubi. I to dopiero po tym, jak wysłałam mu całą

stertę anonimowych listów. Które potem okazały się wcale nie anonimowe, bo od

początku wiedział, że są ode mnie, dzięki wszystkim moim przyjaciółkom, wliczając

w to jego młodszą siostrę, i ich wrodzonej, niebywałej gadatliwości.

No, ale nieważne. Ja tylko mówię, że pięć dni to dużo czasu, żeby obyć się

bez jednego znaku życia od swojego ukochanego. To znaczy, chłopak Tiny Hakim

Baba, Dave Faroq El - Abar, czasami potrafi do niej przez tyle czasu nie zadzwonić, a

Tina zawsze dochodzi wtedy do wniosku, że Dave spotkał jakąś dziewczynę, która

jest ciekawsza od niej. Wreszcie nie wytrzymała i skonfrontowała się z nim na ten

temat, mówiąc mu, że go kocha i cierpi, kiedy on do niej nie dzwoni... Co tylko

sprawiło, że nie zadzwonił już do niej ani razu, bo Dave okazał się typowym,

niezdolnym do głębszego zaangażowania uciekaczem.

Michaelowi byłoby bardzo łatwo spotkać dziewczynę, która jest ciekawsza

ode mnie. To znaczy, na świecie muszą chyba żyć miliony dziewczyn, które mają

jakieś rzeczywiste zalety poza tym, że są księżniczkami, i które w czasie wakacji nie

są zamykane na cztery spusty w pałacu, z szaloną babką i jej dziwacznym łysym

pudlem.

I chociaż wszystkie mówimy: „Och, nieprawda”, kiedy Tina twierdzi, że Dave

background image

ją rzucił, zaczynam chyba rozumieć, co ona czuje.

Rozmawiałam z mamą i panem Gianinim. U nich obojga w porządku, chociaż

mama nadal nie chce pozwolić swojemu lekarzowi, żeby jej powiedział czego się

spodziewa - chłopca czy dziewczynki. Mama mówi, że nie życzy sobie wiedzieć, bo

jeśli to chłopiec, podczas porodu nie będzie parła, ponieważ nie chce sprowadzać na

świat jeszcze jednego ciemięzcy z chromosomem Y (pan G. mówi, że to tylko zwykłe

hormonalne gadanie, ale ja nie byłabym taka pewna. Mama potrafi być ostro anty - Y

- chromosomalna, kiedy się uprze). Dali mi Grubego Louie do telefonu, żebym mu

mogła życzyć wesołych świąt, a on zawarczał ze złością, więc wiem, że też ma się

dobrze.

5 DOORWM.

Piątek, 26 grudnia

Rozkład książęcych zajęć

Musiałam się przyglądać, kiedy tata i kuzyn René grali w charytatywnym

turnieju golfowym przeciwko Tigerowi Woodsowi. Tiger wygrał (też mi

niespodzianka), bo tata jest w średnim wieku, a książę René przyznał, że

poprzedniego wieczoru brał udział w imprezie, na której delektowano się grappą.

Jedyny sport nudniejszy od golfa to polo. Będę musiała patrzeć, jak tata i kuzyn René

grają w TO w przyszłym miesiącu - chociaż praktycznie rzecz biorąc, René trudno

nazwać moim kuzynem. To jakaś stutysięczna woda po kisielu.

I mimo że jest księciem, włoskie prawo nie zezwala mu już na postawienie

stopy na jego ojczystej ziemi, a to przez socjalistów, którzy wygnali wszystkich

członków włoskiej rodziny królewskiej za granicę. Pałac przodków biednego René

należy teraz do słynnego projektanta butów, który urządził w nim sanatorium dla

bogatych Amerykanów. Przyjeżdżają tam na weekendy, sami sobie gotują makaron i

sączą przy tym dwustuletni ocet balsamiczny...

René chyba jest wszystko jedno, bo tu, w Genowii nadal wszyscy zwracają się

do niego „Wasza Wysokość, książę René” i przyznaje mu się wszelkie przywileje

należne członkowi rodu panującego.

Ale i tak, mimo że René ma cztery lata więcej ode mnie i jest na pierwszym

roku jakiejś francuskiej szkoły biznesu, to jeszcze nie znaczy, że wolno mu traktować

mnie protekcjonalnie. To znaczy, moim zdaniem hazard jest czymś moralnie

nagannym, więc się denerwuję, widząc, że René spędza tyle godzin przy stole do

background image

ruletki, zamiast spożytkować czas jakoś sensowniej.

Wspomniałam mu o tym. Wydaje mi się po prostu, że René musi sobie jeszcze

zdać sprawę z tego, że życie składa się z czegoś więcej niż z jeżdżenia z szaloną

prędkością alfa romeo albo pływania w pałacowym krytym basenie wyłącznie w

skąpych czarnych speedos, które tu w Europie są bardzo modne (zaapelowałam do

taty, żeby, na litość boską, trzymał się zwykłych kąpielówek, co na szczęście i tak

robi).

No i dobra, René po prostu mnie wyśmiał.

Ale przynajmniej mogę teraz spać spokojnie, wiedząc, że zrobiłam wszystko,

żeby wykazać pewnemu niezwykle egoistycznemu księciu błąd, jakim jest jego

pasożytniczy żywot.

6 DOORWM.

Sobota, 2 7 grudnia

Rozkład książęcych zajęć

Przygnębiający dzień, bo to dwudziesta piąta rocznica śmierci dziadka.

Musiałam złożyć wieniec na jego grobie, nosić czarny woal itd. Woal przylepił mi się

do błyszczyku na ustach, nie udało mi się odkleić go podmuchiwaniem, wreszcie

musiałam go ściągnąć, a przy okazji kapelusz wpadł mi do portowej zatoki. Książę

René go wyłowił z pomocą kilku życzliwych turystek w toplesie, ale kapelusz już

chyba nigdy nie będzie się do niczego nadawał.

7 DOORWM.

Niedziela, 28 grudnia

Rozkład książęcych zajęć

Książę René został przyłapany na zabawianiu w pałacowym basenie

życzliwych turystek w toplesie. Potężna awantura ze strony taty, który uważa, że w

wieku osiemnastu lat René powinien zdawać sobie sprawę ze swojej reputacji

„księcia Williama Europy kontynentalnej minus klejnoty koronne”, jako że rodzina

René ma już tylko tytuły i nie towarzyszy im żaden majątek, i że te dziewczyny go

tylko wykorzystywały. René mówi, że nie ma nic przeciwko temu, żeby go w ten

sposób wykorzystywać, a skoro JEMU to nie przeszkadza, to czemu miałoby

przeszkadzać tacie? Ale tatę to tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło. Powinnam była

ostrzec René , że niebezpiecznie jest sprzeciwiać się tacie, kiedy ta żyłka na środku

background image

czoła zaczyna mu pulsować, lecz nie zdążyłam.

Próbowałam dodzwonić się do Michaela, ale przez całe godziny był tylko

zajęty sygnał. Musiał siedzieć w sieci. Wysłałabym mu maila, ale jedyne komputery

w pałacu z dostępem do Internetu stoją w biurze administracji, a drzwi były

zamknięte.

8 DOORWM.

Poniedziałek, 29 grudnia

Rozkład książęcych zajęć

Spotkałam się z dyrekcją genowiańskiego kasyna. Zniechęcił mnie ich upór

przy utrzymaniu bezpłatnego parkowania dla stałych klientów. Wyjaśniałam im, jak

znacząco mogą wzrosnąć dochody księstwa dzięki płatnym parkometrom, ale mnie

zakrzyczeli.

Poprosiłam tatę o klucze do biura administracji, żebym mogła wysyłać maile

do Michaela, ile razy mam na to ochotę, ale on też mnie zgasił, przez René , którego

złapano w biurze administracji w zeszłym tygodniu. Siedział na kopiarce i robił sobie

ksero dolnej połowy pleców. Zapewniłam tatę, że mnie nigdy coś tak głupiego nie

przyszłoby do głowy, bo nie jestem pękającym od testosteronu, bezdomnym księciem

w kąpielówkach Speedos, ale najwyraźniej mówiłam do ściany.

Dziewięć dni, odkąd ostatni raz widziałam Michaela, i myślę, że niedługo

OSZALEJĘ!!!!!!!!!!!!!!!

Wtorek, 30 grudnia

Rozkład książęcych zajęć

WIADOMOŚĆ OD MICHAELA, którą przekazały mi pałacowe telefonistki.

Brzmi tak: „Mia, tęsknię za tobą, spróbuję zadzwonić do ciebie o bon nuit”. Pytałam

pałacowe telefonistki, czy na pewno dokładnie to powiedział Michael, a one twierdzą,

że tak. Tyle że ta wiadomość nie ma sensu. Bon nuit to „dobranoc” i nie oznacza

konkretnej godziny. Może jest jakieś słowo w języku Klington, które brzmi jak bon

nuit? Niestety, sama nie mam czasu, żeby zadzwonić do Michaela, bo przez cały

dzień miałam na głowie genowiańskiego ministra obrony narodowej i uczyłam się,

jak postępować w przypadku mało prawdopodobnego ataku militarnego ze strony

wrogich sił zbrojnych.

background image

10 DOORWM.

Środa, 31 grudnia

Rozkład książęcych zajęć

Pozowałam do książęcego portretu. Polecono mi nie ruszać się, a zwłaszcza

się nie uśmiechać. Ale było mi bardzo trudno tego nie robić, bo Rommel,

miniaturowy pudel Grandmére, kręcił się przy nas w takim plastikowym kołnierzu,

który mu założono na szyję, żeby nie wylizywał sobie resztek futerka. Rommel to

jedyny znany mi pies z obsesyjno - kompulsywnym zaburzeniem osobowości, które

sprawia, że wylizuje sobie futro do gołej skóry. Wszyscy weterynarze w Ameryce

uważali, że Rommel wyłysiał wskutek jakiejś alergii. A potem, kiedy przyjechaliśmy

do Genowii, nadworny weterynarz wykrzyknął:

- Alors! Ależ oui! To typowe OKZO!

Nie mam zamiaru kpić sobie z cierpień jakiejkolwiek czworonożnej istoty, ale

Rommel był po prostu śmieszny, bo zasłonięto mu część pola widzenia i ciągle

wpadał na jakieś zbroje czy inne takie.

Książęcy portrecista mówi, że doprowadzam go do rozpaczy. Zwolnił mnie z

pozowania wcześniej, żebym mogła pójść na sylwestra do pałacowej sali balowej.

Przyjęcie było beznadziejne, bo nie było tam Michaela i nie miałam kogo pocałować

o północy. Usiłowałam się do niego dodzwonić, ale Moscovitzowie najwyraźniej

wyszli na jakąś imprezę na plaży albo przy basenie, bo nikt nie odebrał.

Wiecie, czego jest pod dostatkiem na Florydzie? Imprez na plaży albo przy

basenach. A wiecie, kto chodzi na takie imprezy na plaży albo przy basenach?

Dziewczyny ubrane w bikini. Zupełnie jak te z filmu Blue Crush. Jak tamta, jak jej

tam, Kate Bosworth, która miała jedno oko niebieskie, a drugie brązowe i nosiła

obcisłe szorty. Taa, właśnie takie jak ona. Jakim cudem człowiek ma konkurować z

dziewczyną - surferką z jednym okiem niebieskim, a drugim brązowym, może ktoś mi

łaskawie powiedzieć???

René usiłował mnie pocałować o północy, ale powiedziałam mu, żeby raczej

już poszedł i pocałował Grandmére. Zdążył wypić tyle szampana, że faktycznie to

zrobił. Grandmére uderzyła go po głowie ozdobą półmiska w kształcie łabędzia

wyrzeźbionego w ananasie.

11 DOORWM.

Czwartek, 1 stycznia

background image

Rozkład książęcych zajęć

DOSTAŁAM MAILA OD MICHAELA!!!!!!! René ukradł klucz do biura

administracji, bo jak twierdził, musiał „wyszukać parę rzeczy” na Netszkapie (tak

naprawdę oceniał zdjęcia ludzi na Are You Hot or Not - sama go na tym

przyłapałam), a ja akurat przechodziłam obok biura w drodze na pałacowy kryty

basen, więc zażądałam, żeby mnie wpuścił. René miał zbyt dużego kaca po tym

całym szampanie, którego wypił wczoraj wieczorem, żeby się ze mną w tej sprawie

wykłócać.

No więc weszłam na sieć, a tam czekał na mnie mail od Michaela!!!!!!!!!!!!!

Okazuje się, że wczoraj wieczorem wcale NIE BYŁ na żadnej imprezie z

dziewczynami w stylu Kate Bosworth.

Mia

- pisał -

przepraszam, że nie było mnie, kiedy dzwoniłaś,

byłem z moimi dziadkami na noworocznej imprezie klubu emeryta
(puszczali Rickiego Martina i wydawało im się, że bardziej na
czasie już być nie mogą) . Przekazali Ci moją wiadomość? No
cóż, tak czy inaczej, szczęśliwego Nowego Roku. Naprawdę za
Tobą tęsknię i tak dalej.

PS Czy oni Cię tam zamknęli na jakiejś wysokiej wieży,

czy co? Bo nawet w więzieniach wolno czasem korzystać z
telefonów. Czy muszę pojechać do Genowii i wspiąć się na tę
wieżę po Twoim warkoczu, żeby Cię uwolnić, czy jak?

Czy ktokolwiek dostał kiedyś BARDZIEJ romantyczny list? Naprawdę za

mną tęskni I TAK DALEJ! A wiecie, co znaczy: I TAK DALEJ. Miłość. Racja? Czy

nie to właśnie znaczy: I TAK DALEJ?

Zrobiłam błąd, bo spytałam o to René . Stwierdził, że mężczyzna, który nie

chce jasno przelać na papier prawdziwych uczuć do kobiety, w ogóle nie jest godzien

miana prawdziwego mężczyzny.

Powiedziałam mu, że Michael nie pisał na papierze, tylko na zwykłym

kompie, a to różnica.

Prawda?

Przez cały dzień odwiedzałam pacjentów Genowiańskiego Szpitala Ogólnego.

Bardzo przygnębiające, nie ze względu na pacjentów, ale przez tego klowna, którego

szpital zatrudnił do rozśmieszania chorych dzieci. JAK JA NIENAWIDZĘ

background image

KLOWNÓW! !!! Strasznie się ich boję, odkąd przeczytałam książkę Stephena Kinga

To, którą potem przerobili na film telewizyjny. Grał w nim ten facet z The Waltons.

To po prostu okropne, że pisarz potrafi wziąć na tapetę jakieś zupełnie niewinne

stworzenie, na przykład klowna, i zrobić z niego uosobienie zła! Przez cały czas

spędzony w szpitalu usiłowałam schodzić temu klownowi z oczu, na wypadek gdyby

miał się okazać pomiotem szatana.

12 DOORWM.

No i teraz, 2 stycznia, siedzę sobie właśnie na galerii dla gości, obserwując

sesję parlamentu Księstwa Genowii i udaję, że uważnie słucham, jak ci wszyscy

podstarzali panowie w perukach rozwodzą się bez końca na temat parkowania.

Właściwie nie mam wątpliwości, to wyłącznie moja wina. No bo zacznijmy od

tego, że gdybym w ogóle nie puściła pary z ust na temat parkowania, nic z tego by się

teraz nie działo.

Ale czy oni nie zdawali sobie sprawy, że jeśli nie zaczniemy pobierać opłat za

parkowanie, to tylko zachęcimy w ten sposób jeszcze liczniejsze grupy Francuzów i

Włochów do przekraczania naszej granicy samochodem zamiast pociągiem, przez co

robią się korki na już i tak bardzo zatłoczonych genowiańskich ulicach, i niszczy się

nasza już i tak ledwie zipiąca infrastruktura?

Pewnie powinno mi pochlebiać, że tak poważnie potraktowali mój pomysł. No

bo faktycznie, jestem księżniczką Genowii, ale co ja niby WIEM? Pochodzę

wprawdzie z książęcej rodziny, a przy okazji w Liceum imienia Alberta Einsteina

włączono mnie do programu zajęć z rozwoju zainteresowań, ale to wszystko jeszcze

nie znaczy, że naprawdę mam jakieś zainteresowania albo że jestem osobą

utalentowaną. W gruncie rzeczy jest dokładnie odwrotnie. Z całą pewnością NIE

JESTEM utalentowana, skoro mam średnie wyniki w każdej dziedzinie, która by wam

przyszła na myśl, no może z wyjątkiem rozmiaru stóp, bo tu akurat natura aż za

dobrze mnie wyposażyła. W sumie nie mam też żadnych zainteresowań. Prawdę

mówiąc, skierowali mnie na rozwój zainteresowań tylko dlatego, że zawalałam

algebrę i wszyscy uznali, że przyda mi się dodatkowy czas na naukę.

Więc jak się nad tym dobrze zastanowić, to bardzo ładnie ze strony posłów do

parlamentu Genowii, że w ogóle zastanawiają się nad czymś, co JA miałam do

powiedzenia.

Nie potrafię jednak czuć wobec nich żadnej specjalnej wdzięczności, skoro

każda chwila, jaką tutaj spędzam, jest tylko kolejną chwilą, której nie mogę poświęcić

background image

mojej jedynej prawdziwej miłości. To znaczy, minęło już trzynaście dni i osiemnaście

godzin, odkąd ostatni raz widziałam Michaela. To prawie dwa tygodnie. I przez całe

te dwa tygodnie zaledwie raz rozmawiałam z nim przez telefon, wszystko przez

różnicę czasu między Genowią a Stanami Zjednoczonymi i przez ten mój

NIENORMALNY, kompletnie NIEREALISTYCZNY rozkład obowiązków. Bo

kiedy ja w tym nawale zajęć mam znaleźć czas, żeby zadzwonić do swojego

chłopaka? No, kiedy?

Mówię wam, już samo to wystarczy, żeby doprowadzić do łez prawie

piętnastoletnią dziewczynę. Przeznaczenie po prostu działa przeciwko mnie i

Michaelowi. Nawet nie miałam czasu kupić mu prezentu na urodziny, a zostały tylko

trzy dni.

Jestem jego dziewczyną zaledwie od trzynastu dni, a już go chyba zaczynam

rozczarowywać.

No cóż, będzie musiał po prostu zaczekać na swoją kolej. Zgodnie z tym, co

mówi Grandmére - a ona powinna mieć o tym jakie takie pojęcie - wszystkich

rozczarowuję: Michaela, obywateli Genowii, tatę, ją, kogo tam sobie chcecie.

Naprawdę nie rozumiem. Na litość boską, przecież chodzi o najzwyczajniejsze

w świecie PARKOMETRY.

Trzynaście dni i dziewiętnaście godzin, odkąd ostatni raz widziałam Michaela.

Sobota, 3 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

8.00 - 9.00

Śniadanie z olimpijską reprezentacją hippiczną

Genowii

Słowo daję, nie mam nic przeciwko koniarzom, bo konie są totalnie świetne. Ale CO

KONKRETNIE pracownicy kuchni pałacowej mają przeciwko keczupowi?

Poważnie, odkąd dałam sobie spokój z dietą bez jajek i nabiału, ponieważ nie umiem

wyrzec się sera, a MacDonald's zaczął po ludzku traktować kury, które znoszą jajka, z

których robi się McMuffinki, żadne śniadanie nie smakuje mi lepiej niż omlet z

serem. ALE JAK MA MI SMAKOWAĆ OMLET Z SEREM BEZ KECZUPU????

Następnym razem, kiedy będę jechała do Genowii, zabiorę ze sobą butelkę heinza,

przysięgam.

background image

9.30 - 12.00

Otwarcie nowego skrzydła Muzeum Sztuk Pięknych

Księstwa Genowii

Chwila! To już JA maluję lepiej niż niektórzy z tych baranów, a przecież

jestem kompletnym beztalenciem. Tyle dobrego, że wystawili jeden obraz mojej

mamy (Portret córki artystki w wieku lat pięciu, kiedy odmawia zjedzenia hot doga),

więc się nie będę czepiać.

12.30 - 14.00

Lunch z ambasadorem Genowii w Japonii

Dorno arigato.

14.30 - 16.30

Sesja parlamentu Genowii

ZNOWU???? Całą sesję spędziłam, rozmyślając o Michaelu. Kiedy Michael

się uśmiecha, czasem jeden kącik jego ust unosi się wyżej niż drugi. Poza tym ma

bardzo ładne wargi. I bardzo ładne ciemne oczy. Oczy, którymi potrafi zajrzeć w głąb

mojej duszy. Tak strasznie za nim tęsknię!!!!!!! Po prostu beznadzieja. Powinnam

zadzwonić do Amnesty International - TO TAKA STRASZNA I

NIESPRAWIEDLIWA KARA, ŻEBY PRZETRZYMYWAĆ MNIE Z DALA OD

MĘŻCZYZNY, KTÓREGO KOCHAM OD TAK DAWNA!!!

17.00 - 18.00

Herbatka w Genowiańskim Towarzystwie Historycznym

W sumie mieli mnóstwo ciekawych rzeczy do opowiedzenia o niektórych

moich krewnych. Szkoda tylko, że książę René pojechał do Monte Carlo kupić sobie

nowego kuca do gry w polo. Też mógłby się tego czy owego dowiedzieć.

19.00 - 22.00

Oficjalna kolacja z członkami

Genowiańskiej Izby Handlowej

Dobra, miał szczęście, że przynajmniej TO mu się upiekło.

14 DOORWM.

background image

Chyba tego dłużej nie zniosę.

WIERSZ DLA M.M.

Za głębokim i błękitnym oceanem

Jest daleko ten mój Michael ukochany.

Chociaż wcale się nie zdaje tak daleko,

Mimo całych tych czternastu dni rozłąki,

Bo w swym sercu wciąż na niego wiernie czekam,

I tam kwitną róż miłości wieczne pąki.

Coś czuję, że będę musiała poważnie popracować, jeśli mam złożyć mojemu

ukochanemu poetycki hołd godny jego osoby.

Niedziela, 4 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

9.00 - 10.00

Msza w genowiańskiej kaplicy pałacowej

Myślałam, że chodzenie do kościoła powinno przynosić człowiekowi

duchowe wsparcie i otuchę. Tymczasem mnie się tylko zachciało spać.

10.30 - 14.00

Jacht książęcej rodziny Genowii

Wycieczka z rodziną książęcą z Monako

Dlaczego jestem najmniej opaloną osobą w całej Genowii? I co takiego ma w

sobie René w tych swoich speedos? To znaczy, naprawdę widać, że on uważa się za

Bóg wie kogo. A te wszystkie dziewczyny, które w porcie wywrzaskują jego imię,

tylko go w tym utwierdzają. Ciekawa jestem, czy nadal by tak za nim szalały, gdyby

im ktoś powiedział, że przyłapałam René , kiedy wyśpiewywał piosenki Enrique

Iglesiasa przed lustrzaną ścianą sali balowej, udając, że moje berło to mikrofon?

16.30 - 19.00

Lekcja etykiety z Grandmére

Nawet w Genowii te tortury nie mają końca. Jakbym sama doskonale nie

wiedziała, czemu wszyscy dostali kociej mordy na temat tego całego mojego orędzia.

background image

No bo przecież już przysięgłam, że nigdy więcej nie odejdę od przygotowanego

tekstu, kiedy będę wygłaszała przemowę do narodu Genowii. Czemu ona dalej

MARUDZI?

19.00 - 22.00

Oficjalna kolacja z premierem Francji i jego rodziną

René zniknął gdzieś na cztery godziny z dwudziestoletnią córką premiera.

Mówili potem, że po prostu pojechali zagrać w ruletkę, ale skoro to prawda, czemu

bez przerwy chichotali między sobą po powrocie? Jeśli René nie zacznie uważać, to

zanim się obejrzy, dorobi się własnego Małego Księcia, którym będzie musiał się

opiekować.

15 DOORWM.

Dzisiaj dwa razy usiłowałam się do niego dodzwonić. Za pierwszym razem

odebrała babcia Michaela i powiedziała, że Michael poszedł do sklepu

komputerowego kupić nową kasetkę z tonerem do drukarki. Potem odebrał jego tata i

powiedział, że Michael i Lilly poszli z dziadkami na tani seans do kina, obejrzeć

ostatniego Jamesa Bonda. A to szczęściarze!!!!!!!!!!!!!!!

Poniedziałek, 5 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

8.00 - 9.00

Śniadanie z Zespołem Baletowym Księstwa Genowii

Po raz pierwszy byłam świadkiem, że René potrafi wstać przed dziesiątą rano.

9.30 - 12.00

Zajęcia klasy baletu, prywatny spektakl Śpiącej Królewny

Nie wiem, czy Lilly ma rację, twierdząc, że balet jest totalnie seksistowski. No

bo faceci też muszą nosić trykoty. Co w sumie dostarcza widzom aż za wiele

informacji, jeśli wiecie, co przez to chcę powiedzieć.

12.30 - 14.00

Lunch z genowiańskim ministrem turystyki

Czy nikt nie przyzna, że mój pomysł z parkometrami ma trochę sensu? A poza

tym cały ruch pieszy generowany przez turystów, który schodzą z pokładów statków

background image

wycieczkowych cumujących w genowiańskim porcie na jednodniowe zwiedzanie,

niszczy niektóre z naszych najbardziej wartościowych historycznie mostów, takich

jak Pont des Vierges (czyli most Dziewic), nazwany tak na cześć mojej

praprapraprapraprapraprababki Agnes, która wolała się z niego rzucić, niż zostać

zakonnicą, czego z kolei żądał jej ojciec (nic jej się nie stało: okręt książęcej

marynarki wojennej wyłowił ją z wody i skończyło się na tym, że uciekła z

kapitanem, co wprawiło całą rodzinę Renaldich w potężną konsternację). Nie

obchodzi mnie, jaka część dochodu narodowego brutto Genowii pochodzi z tych

jednodniowych wycieczek turystycznych. Oni WSZYSTKO tu zrujnują!

14.30 - 16.30

Wysłuchać, jak tata udziela wywiadu lokalnym mediom

na temat roli Genowii jako globalnej potęgi w bieżącym

międzynarodowym układzie sił ekonomicznych

Nieważne. Bardziej już chyba nie mogłabym się nudzić! Michaelu! Och,

Michaelu! Gdzie jesteś, mój Michaelu?!

17.00 - 18.00

Herbatka z Grandmére

i członkiniami Genowiańskiego Koła Pomocy Pań

Wylałam herbatę na nowe atłasowe pantofle, które były ufarbowane pod kolor

sukienki odpowiedniej na okazję takiej popołudniowej herbatki.

Teraz buty mają kolor herbaty.

19.00 - 23.00

Oficjalna kolacja z bardzo sławnym

byłym sowieckim przywódcą i jego żoną

René miał status Zaginionego w Akcji przez prawie całą kolację. Znaleziono

go po deserze w ogrodzie pałacowym, gdzie przy fontannie emablował primabalerinę

zespołu baletowego Księstwa Genowii. Tata bardzo zmartwiony. Próbowałam ukoić

jego stargane nerwy, rozmawiając uprzejmie z dziewczyną, którą zaprosił na kolację -

z tą Miss Republiki Czech - żeby czuła się zaakceptowana przez naszą rodzinę, w

razie gdyby co.

16 DOORWM.

background image

Jeśli to potrwa jeszcze trochę dłużej, prawdopodobnie dostanę afazji, jak ta

dziewczyna z Firestarter, i zacznę mylić własnego ojca z kapeluszem.

Wtorek, 6 stycznia,

apartament Księżnej Wdowy, pałac w Genowii

ZADZWONIŁ DO MNIE!!!!!!!!!!!!!!!!!

Tyle że mnie oczywiście nie było w pobliżu (jak zwykle). Byłam w gmachu

Genowiańskiej Opery i oglądałam durny spektakl Cyganerii, który nawet mi się

podobał, ale tylko do momentu, kiedy większość sympatycznych bohaterów

UMARŁA.

Zostawił wiadomość u pałacowych telefonistek. Wiadomość brzmiała: „Hej”.

HEJ! Michael powiedział: „Hej”!

Chciałam do niego oddzwonić, oczywiście, kiedy tylko dorwałam się do

telefonu, ale wszyscy Moscovitzowie wybrali się właśnie do Le Crabbe Shacque,

korzystając ze zniżki dla emerytów na młody drób... To znaczy wszyscy poza doktor

Moscovitz (PANIĄ doktor Moscovitz), która musiała zostać w apartamencie, bo

jeden z jej klientów potrzebował nadzwyczajnej sesji terapeutycznej (jakiś

zakupoholik, który właśnie na nowo popadł w nałóg wskutek licznych

poświątecznych wyprzedaży).

Pani doktor Moscovitz powiedziała, że na pewno przekaże Michaelowi

wiadomość, którą dla niego zostawiłam. Wiadomość brzmiała: „Hej”.

No cóż... Wolałabym powiedzieć mu coś bardziej romantycznego, ale

naprawdę trudno jest mówić o miłości matce swojego chłopaka, jak się właśnie

przekonałam.

O mój Boże, Grandmére znów się na mnie wydziera. Przez cały dzień prawiła

mi kazania na temat tego głupiego balu, który się właśnie zbliża - mojego balu

pożegnalnego, lego, który wydadzą tu dla mnie w przeddzień mojego powrotu do

Ameryki.., i do ukochanego.

Problem w tym, że książę William będzie na balu, bo i tak przyjeżdża do

Genowii na charytatywny mecz polo, w którym zagrają mój tata i książę René , a

Grandmére bez przerwy się martwi, że popełnię taką samą straszliwą towarzyską gafę

w obecności księcia Williego, jaką popełniłam, wygłaszając orędzie do narodu

Genowii.

Jakbym w ogóle miała zamiar sterczeć tam i opowiadać księciu Williamowi o

background image

parkometrach. Ale nieważne.

- Naprawdę nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje - mówi Grandmére. - Bujasz

myślami w obłokach, odkąd tylko wyjechaliśmy z Nowego Jorku. Jeszcze bardziej

niż zazwyczaj. - Przymruża oczy i przygląda mi się, co zawsze mnie przeraża, bo

Grandmére ma wokół całych powiek wytatuowane czarne kreski, żeby poranki móc

spędzać na goleniu sobie brwi i rysowaniu nowych, zamiast babrać się z tuszem i

eyelinerem. - Chyba nie myślisz o TYM CHŁOPAKU, prawda?

Grandmére tym określeniem nazywa Michaela, odkąd oświadczyłam, że żyję

wyłącznie dla niego. Pomijając mojego kota, Grubego Louie, naturalnie.

- Jeśli mówisz o Michaelu Moscovitzu - odparłam swoim najbardziej

królewskim tonem - to owszem, jak najbardziej o nim myślę. Nigdy o nim na długo

nie zapominam, bo jest radością mojego serca.

Za całą odpowiedź Grandmére parsknęła pogardliwie.

- Cielęca miłość - stwierdziła. - Zobaczysz, że szybko ci przejdzie.

Och, wybacz, Grandmére, ale totalnie się mylisz. Kocham się w Michaelu od

mniej więcej ośmiu lat, wyjąwszy może ten dwutygodniowy okres, kiedy wydawało

mi się, że się zakochałam w Joshu Richterze. Osiem lat to więcej niż połowa mojego

życia. Namiętności tak głębokiej i długotrwałej jak moja nie uda ci się w ten sposób

podważyć, nie zdołasz też jej zdefiniować za pomocą swojego ubogiego słownictwa

na temat ludzkich uczuć.

Nic z tego nie powiedziałam jednak głośno, biorąc pod uwagę, że Grandmére

ma naprawdę ostry język, którym potrafi „przypadkowo” ranić ludzi.

Chociaż i tak, mimo że Michael stanowi sens mojego życia i radość mojego

serca, nie sądzę, żebym miała zacząć ozdabiać swoje zeszyty do algebry serduszkami,

kwiatkami i napisami: „pani Michaelowa Moscovitz”, tak jak Lana Weinberger

dekorowała swoje (chociaż ona pisała „pani Joshowa Richter”, oczywiście). Nie tylko

dlatego, że robienie takich rzeczy to kompletny idiotyzm, a poza tym nie zależy mi na

tym, żeby pozbywać się własnej tożsamości przez przyjmowanie nazwiska męża, lecz

także dlatego, że jako książę małżonek księżnej Genowii, to Michael będzie musiał

przyjąć moje nazwisko. Ale nie Thermopolis, tylko Renaldo. Michael Renaldo. Na

dobrą sprawę brzmi to całkiem, całkiem.

Jeszcze trzynaście dni, zanim znów ujrzę światła Nowego Jorku i ciemne oczy

Michaela. Proszę Cię, Boże, pozwól mi dożyć tej chwili.

JKW Michael Renaldo

background image

M. Renaldo, Książę Małżonek

Michael Moscovitz Renaldo z Genowii

Siedemnaście dni, odkąd ostatni raz widziałam Michaela.

Środa, 7 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

Na temat dzisiejszego dnia mam do powiedzenia tyle, że jeśli ci ludzie CHCĄ,

żeby infrastruktura tego państwa została zniszczona przez spaliny wytwarzane przez

sportowe samochody, którymi jeżdżą niemieccy turyści, to mają do tego

nienaruszalne prawo. Kim jestem, żeby stawać im na drodze?

Och, przepraszam, jestem tylko księżniczką tego kraju.

18 DOORWM.

Czwartek, 8 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

8.00 - 9.00

Śniadanie z ambasadorem Genowii w Hiszpanii

Wciąż nie ma keczupu!!!

9.30 - 12.00

Ostatnie poprawki do książęcego portretu

Nie wolno mi zobaczyć gotowego obrazu, dopóki nie zostanie odsłonięty

podczas pożegnalnego balu. Mam nadzieję, że malarz nie uwzględnił wielkiego

pryszcza, który zaczął mi się robić na brodzie. To by było nieco żenujące.

12.30 - 14.00

Lunch z genowiańskim ministrem finansów

NARESZCIE! Wreszcie ktoś się ze mną zgadza co do zalet parkometrów z

punktu widzenia fiskusa. Minister finansów to WŁAŚCIWY CZŁOWIEK NA

WŁAŚCIWYM MIEJSCU!

Co mnie jednak smuci, Grandmére nadal nie jest przekonana. A to ona, w o

wiele większym stopniu niż tata czy parlament, jest siłą, która ma największy wpływ

na opinię publiczną.

background image

14.30 - 16.30

Kolejny wykład na temat tego, co wolno,

a czego nie wolno mi mówić w towarzystwie

księcia Williama, kiedy go spotkam

Przykład:

„Bardzo mi miło poznać księcia”. - Okay.

„Czy ktoś ci już mówił, że wyglądasz jak Heath Ledger?” - Nie okay.

René wpadł w sam środek moich korepetycji po drodze do pałacowej siłowni i

zasugerował, żebym zapytała Williego, co tak naprawdę zaszło między nim a Britney

Spears. Grandmére mówi, że jeśli to zrobię, zostawi Rommla pod moją opieką, kiedy

następny raz wybierze się do Baden - Baden na złuszczanie naskórka. Ugh! Robi mi

się niedobrze na myśl i o opiece nad Rommlem, i o złuszczaniu naskórka. I na myśl o

René też, skoro już o nim mowa.

19.00 - 23.00

Oficjalna kolacja z największym importerem

genowiańskiej oliwy z oliwek

A może eksporterem? I tak nie mam nic do powiedzenia.

19 DOORWM.

Piątek, 9 stycznia, 3.00

książęca sypialnia w Genowii

Właśnie mi to przyszło do głowy:

Kiedy Michael powiedział, że mnie kocha tamtego wieczoru podczas

Bezwyznaniowego Zimowego Balu, mógł mieć na myśli miłość w sensie

platonicznym. Nie miłość w sensie oceanu płomiennej namiętności. No wiecie, może

on mnie kocha tak, jak się kocha przyjaciela.

Tylko że przyjaciołom na ogół nie wkłada się języka w usta, prawda?

No cóż, może tu w Europie tak się robi. Ale nie w Ameryce, na litość boską.

Tyle że Josh Richter używał języka, kiedy mnie pocałował przed szkołą, a on

z całą pewnością nigdy nie był we mnie zakochany! !!!!!!!!

Bardzo się zmartwiłam. Poważnie. Rozumiem, że jest środek nocy i

powinnam przynajmniej próbować zasnąć, skoro jutro mam przeciąć wstęgę,

otwierając nowy Genowiański Książęcy Dom Dziecka.

background image

Ale jak mam spać, kiedy mój chłopak może właśnie siedzieć na Florydzie i

kochać mnie tak, jak się kocha przyjaciela, i może nawet dokładnie w tej minucie

zakochuje się w Kate Bosworth? No bo, w przeciwieństwie do mnie, Kate jest w

czymś naprawdę dobra (w surfowaniu). To Kate należy się miejsce na zajęciach z

rozwoju zainteresowań, NIE MNIE.

Dlaczego jestem taka głupia? Dlaczego nie zażądałam, żeby Michael się

określił, kiedy mi powiedział, że mnie kocha? Dlaczego nie powiedziałam: „A jak

mnie kochasz? Jak przyjaciela? Czy jak partnera na całe życie?”

Jestem idiotką.

Teraz już za nic nie zdołam zasnąć. No bo jak mam spać, wiedząc, że

mężczyzna, którego kocham, prawdopodobnie uważa mnie po prostu za przyjaciółkę,

którą miło jest całować po francusku?

Mogę zrobić tylko jedną rzecz: muszę zadzwonić do jedynej osoby, która

będzie w stanie mi pomóc. A mogę do niej teraz zadzwonić, bo:

1. tam, gdzie ona jest, dopiero dochodzi siódma wieczór;

2. na Gwiazdkę dostała komórkę, więc chociaż teraz jest na nartach w Aspen,

wciąż mogę ją złapać telefonicznie, nawet jeśli jest na wyciągu

narciarskim czy gdzieś tam.

Dzięki Bogu, że mam w swoim pokoju telefon. Mimo że I TAK muszę

wykręcać 9, żeby przełączyć się na linię zewnętrzną.

20 DOORWM.

Piątek, 9 stycznia, 3.05 w nocy,

książęca sypialnia w Genowii

Tina odebrała po pierwszym sygnale! Totalnie nie było jej na wyciągu

narciarskim. Wczoraj na stoku skręciła sobie nogę w kostce. O, dzięki Ci, Boże, że

sprawiłeś, żeby Tina skręciła sobie nogę w kostce, dzięki czemu mogła być pod ręką i

służyć mi wsparciem w godzinie potrzeby.

Zresztą nic jej nie jest, bo mówi, że boli ją tylko wtedy, gdy się rusza.

Kiedy zadzwoniłam, Tina siedziała w swoim pokoju w domku narciarskim i

oglądała Kanał Filmowy Lifetime. Chciała wiedzieć tylko jedno: co powiem, kiedy

przedstawią mi księcia Williama. Usiłowałam jej wyjaśnić, że według Grandmére nie

powinnam do księcia Williama mówić nic poza: „Miło mi cię poznać”. Najwyraźniej

babka obawia się, że mogłabym zapuścić się w wykład na temat parkometrów, co

background image

wydaje jej się niepożądane.

Poza tym, jakie to ma znaczenie? Cokolwiek do niego powiem, moje serce

należy już do innego.

Ta odpowiedź wydała się Tinie zdecydowanie niezadowalająca.

- No to - powiedziała - przynajmniej mogłabyś zdobyć dla mnie adres

mailowy księcia Wiliama. To znaczy, nie każdy znajduje się w takim emocjonalnie

satysfakcjonującym związku ja ty, Mia.

Odkąd tylko zaczęła z nim chodzić, chłopak Tiny, Dave, ucieka od

zaangażowania, twierdząc, że mężczyzna nie może nakładać sobie więzów, dopóki

nie ukończy szesnastu lat. Zatem, mimo iż Tina twierdzi, że Dave to jej Romeo w

bojówkach, ma oczy otwarte i szuka jakiegoś miłego faceta, który gotów byłby się

zaangażować. Chociaż mnie się wydaje, że książę William jest dla niej za stary.

Zaproponowałam, żeby wzięła się raczej do jego młodszego brata Harry'ego, który -

jak słyszę - jest też naprawdę bardzo fajny, ale Tina powiedziała, że wtedy nigdy nie

miałaby szansy na koronę. Mogę nawet zrozumieć takie poglądy, chociaż wierzcie

mi, los koronowanej głowy ma w sobie o wiele mniej blasku, kiedy go już

doświadczysz.

- Okay - powiedziałam. - Zrobię, co się da, żeby zdobyć dla ciebie adres

mailowy księcia Williama. Ale teraz mam co innego na głowie. Na przykład, że

istnieje całkiem realna możliwość, że Michael lubi mnie wyłącznie jak przyjaciółkę.

- Co takiego? - Tina była zszokowana. - Ale mnie się wydawało, że mówiłaś,

że w wieczór Bezwyznaniowego Balu Zimowego użył słowa na K.

- Bo użył - odparłam. - Tylko że on mi nie powiedział, że się we mnie

zakochał. Powiedział tylko, że mnie kocha.

Na szczęście nie musiałam wyjaśniać tego dokładniej. Tina przeczytała

wystarczająco wiele romansów, żeby idealnie zrozumieć, do czego zmierzam.

- Faceci nie mówią słowa na K, chyba że naprawdę tak myślą, Mia -

powiedziała. - WIEM to. Dave nigdy nie używa tego słowa wobec mnie. - W jej

głosie pojawiła się nuta smutku.

- Tak, wiem - odparłam ze współczuciem. - Ale ja pytam o to: CO miał na

myśli Michael? No bo słyszałam już, jak mówił, że kocha swojego psa. Ale przecież

nie jest w swoim psie ZAKOCHANY.

- Chyba rozumiem, o co ci chodzi - powiedziała Tina, chociaż niezbyt

pewnym tonem. - No więc, co zamierzasz zrobić w tej sprawie?

background image

- Właśnie dlatego do ciebie dzwonię! - powiedziałam. - To znaczy, jak

sądzisz, powinnam go o to spytać?

Tina wydała bolesny okrzyk. Myślałam, że uraziła sobie skręconą kostkę, ale

ona tylko strasznie się przeraziła tego, co jej powiedziałam.

- Oczywiście, że nie możesz tak po prostu zwrócić się z tym do niego i go o to

spytać! - zawołała. - Nie możesz go stawiać pod ścianą. Musisz zagrać subtelniej.

Pamiętaj, to jest Michael, co oczywiście ustawia go znacznie powyżej innych

facetów... Ale to nadal facet.

O tym nie pomyślałam. Najwyraźniej o wielu rzeczach nie myślę. W głowie

mi się nie mieściło, że ja tu sobie marzę o niebieskich migdałach, cała szczęśliwa, że

Michael mnie choćby lubi, gdy przez cały ten czas on się może właśnie zakochuje w

jakiejś innej, bardziej intelektualnie pociągającej albo lepiej fizycznie rozwiniętej

dziewczynie.

- No cóż - westchnęłam. - Może po prostu powinnam powiedzieć coś w

rodzaju: „Lubisz mnie jak przyjaciółkę, czy lubisz mnie jako swoją dziewczynę?”

- Mia... - odezwała się Tina - naprawdę uważam, że nie powinnaś pytać o to

Michaela prosto z mostu. Może się przestraszyć i uciec, jak przerażona gołębica.

Chłopcom się to zdarza, sama wiesz. Oni nie są tacy jak my. Nie lubią mówić o

swoich uczuciach.

To takie smutne, że chcąc dostać jakąś sensowną radę na temat facetów,

muszę dzwonić do kogoś, kto jest tysiące kilometrów stąd. Dzięki Bogu za Tinę

Hakim Baba, tylko tyle mogę powiedzieć.

- Więc co twoim zdaniem powinnam zrobić? - spytałam.

- No cóż, trudno ci będzie zrobić cokolwiek - odparła Tina - dopóki tu nie

wrócisz. Jedyny sposób, żeby się przekonać, co chłopak do ciebie czuje, to popatrzeć

mu w oczy. Przez telefon nic z niego nie wyciągniesz. Chłopcom rozmowy

telefoniczne nie wychodzą.

To racja, czego dowodem jest mój były chłopak Kenny.

- Mam! - dodała Tina takim głosem, jakby wpadła na świetny pomysł. -

Czemu nie zapytasz Lilly?

- Nie wiem - odparłam. - Trochę dziwnie się czuję, wplątując ją w to, co jest

między mną a Michaelem...

Mówiąc prawdę, Lilly i ja jak dotąd nawet nie rozmawiałyśmy o tym, że ja

lubię jej brata, a jej brat lubi mnie. Zawsze myślałam, że ona się za to jakoś na mnie

background image

wścieknie. W końcu jednak okazało się, że Lilly nawet nam w jakiś sposób pomogła

dojść do porozumienia, bo powtórzyła Michaelowi, że to ja wysyłam do niego

anonimowe listy miłosne.

- Po prostu ją spytaj - powiedziała Tina.

- Ale tam jest naprawdę późna pora - odparłam.

- Późna? Na Florydzie jest teraz zaledwie dziewiąta!

- Taa, a o tej właśnie porze dziadkowie Lilly i Michaela kładą się spać. Nie

chcę tam dzwonić i ich budzić. Będą mnie nienawidzili do końca świata.

CO STWORZY NIEZRĘCZNĄ SYTUACJĘ PODCZAS CEREMONII

ŚLUBNEJ. Ale głośno tego nie powiedziałam. Chociaż pewnie mogłam, bo Tina by

mnie zrozumiała.

- Oni się nie przejmą, że ich obudziłaś, Mia - stwierdziła Tina. - Przecież w

końcu dzwonisz z innej strefy czasowej. Zrozumieją to. I pamiętaj, że masz do mnie

oddzwonić po rozmowie z Lilly! Chcę wiedzieć, co powiedziała.

Muszę przyznać, że kiedy wybierałam numer, palce mi się trzęsły. Nie tyle

dlatego, że bałam się, że obudzę starszych państwa Moscovitzów, a oni mnie

znienawidzą do końca życia, ale dlatego, że istniała pewna szansa, że Michael

odbierze telefon. Co powinnam powiedzieć, jeśli on się odezwie? Nie miałam pojęcia.

Wiedziałam na pewno tylko tyle, że nie zamierzam spytać: „Lubisz mnie jak

przyjaciółkę, czy jak swoją dziewczynę?”, bo Tina zakazała mi to mówić.

Lilly odebrała po pierwszym sygnale. Nasza rozmowa przebiegła następująco:

Lilly:

Wow! To ty.

Ja:

Czy nie dzwonię za późno? Nie obudziłam twoich

dziadków, prawda?

Lilly:

No cóż, owszem. W pewnym sensie. Ale dojdą do siebie.

No więc, jak leci?

Ja:

Znaczy, w Genowii? Hm, chyba nieźle.

Lilly:

Och, jasne. Jestem pewna, że nieźle, skoro usługują

ci tam we wszystkim, służba jest na każde twoje zawołanie, a
przez cały czas na głowie nosisz diadem.

Ja:

Diadem jest trochę niewygodny. Słuchaj, powiedz mi całą

prawdę, Lilly. Czy Michael znalazł sobie inną dziewczynę?

Lilly:

Inną dziewczynę? O czym ty mówisz?

background image

Ja:

Wiesz, o co mi chodzi. Jakąś dziewczynę z Florydy,

która umie surfować. Jakąś Kate albo Annę Marie, z jednym
okiem brązowym, a drugim niebieskim. Po prostu mi powiedz,
Lilly. Przysięgam, zniosę prawdę.

Lilly:

Po pierwsze, żeby Michael mógł spotkać inną

dziewczynę, musiałby oderwać się raz na jakiś czas od laptopa
i wyjść z naszego apartamentu, co mu się zdarza, odkąd tu
jesteśmy, tylko przy posiłkach i wtedy, kiedy chce dokupić
jeszcze jakieś części do komputera. Jest tak samo nieopalony
jak zawsze. Po drugie, on nie umawia się z żadną Kate, bo lubi
CIEBIE.

Ja (prawie płacząc z ulgi):

Naprawdę, Lilly? Przysięgasz? Nie

kłamiesz po to, żebym poczuła się lepiej?

Lilly:

Nie, nie kłamię. Chociaż nie wiem, jak długo jego

przywiązanie do ciebie przetrwa, skoro nawet nie pamiętałaś o
jego urodzinach.

Poczułam, że coś mnie chwyta za gardło. Urodziny Michaela! Zapomniałam o

urodzinach Michaela! Zapisałam je sobie w moim nowym terminarzu spotkań, ale to

wszystko, co się tutaj działo...

- O mój Boże, Lilly! - wrzasnęłam. - Na śmierć zapomniałam!

- Tak - odparła. - Zapomniałaś. Ale nie martw się. Jestem pewna, że nie

spodziewał się kartki od ciebie, czy czegoś takiego. W końcu wyjechałaś pełnić

obowiązki księżniczki Genowii. Jak można oczekiwać, że będziesz pamiętała o

czymś tak mało ważnym, jak urodziny twojego chłopaka?

Wydało mi się to strasznie nie fair. Michael i ja chodzimy ze sobą zaledwie od

dwudziestu dwóch dni, a przez dwadzieścia jeden z tych dni byłam naprawdę bardzo

zajęta. To znaczy, dobrze jest Lilly żartować, ale nie zauważyłam, żeby zaprzątało jej

głowę chrzczenie okrętów marynarki wojennej albo prowadzenie krucjaty na rzecz

publicznych płatnych parkometrów. Może nikomu to nigdy nie przyszło na myśl, ale

rola księżniczki to ciężka praca.

- Lilly... - szepnęłam. - Czy mogę z nim pomówić? To znaczy z Michaelem?

- Jasne - odparła. A potem wrzasnęła: - Michael! Telefon!

- Lilly! - krzyknęłam. - Twoi dziadkowie!

- Daj spokój - powiedziała. - Zasłużyli sobie na to za trzaskanie drzwiami o

piątej rano, kiedy idą podnieść z trawnika „Timesa”.

background image

Trwało to dosyć długo, zanim wreszcie usłyszałam jakieś kroki i Michael

powiedział do Lilly: „Dzięki”. A potem wziął słuchawkę i odezwał się nieco

zaciekawionym głosem, bo Lilly nie powiedziała mu, kto dzwoni: „Halo?”

Wystarczyło usłyszeć jego głos, żebym zapomniała, że jest po trzeciej rano i

że czuję się podle i nienawidzę swojego życia. Nagle poczułam się tak, jakby była

druga po południu, a ja bym leżała na jednej z tych plaż, o których zachowanie w

stanie nienaruszonym i niezatrutym przez turystów tak uparcie walczę, a nade mną

świeciłoby ciepłe słońce i ktoś podawałby mi zimną jak lód oranginę na srebrnej tacy.

Sam głos Michaela sprawił, że właśnie tak się poczułam.

- Michael - powiedziałam - to ja.

- Mia... - odparł takim tonem, jakby szczerze się cieszył, że mnie słyszy. I to

chyba nie była moja wyobraźnia. Naprawdę brzmiało to tak, jakby było mu miło, i

wcale nie tak, jakby szykował się do rzucenia mnie dla Kate Bosworth. - Co u ciebie?

- W porządku - powiedziałam. A potem, żeby mieć to jak najszybciej za sobą,

dodałam: - Słuchaj, Michael, w głowie mi się nie mieści, że przegapiłam twoje

urodziny. Wierzyć mi się nie chce, że mogłam tak skrewić. Jestem najobrzydliwszą

osobą, jaka kiedykolwiek chodziła po tej ziemi.

A wtedy Michael zrobił coś cudownego. Roześmiał się... Roześmiał się! Jakby

zapomnienie o jego urodzinach nie było niczym istotnym!

- Och, nie ma sprawy - powiedział. - Wiem, że jesteś bardzo zajęta. A poza

tym jest jeszcze różnica stref czasowych i tak dalej. No więc jak leci? Grandmére

wybaczyła ci numer z parko - metrami, czy nadal cię prześladuje?

O mało się nie rozpłynęłam na środku mojego książęcego łoża, ze słuchawką

przytkniętą do ucha. Trudno mi było uwierzyć, że on jest dla mnie taki miły po tym

moim okropnym postępku. Wcale nie było tak, jakby minęło już dwadzieścia dni.

Było tak, jakbyśmy nadal stali przed moją klatką schodową, kiedy padał śnieg i białe

płatki odznaczały się na ciemnej czuprynie Michaela, a Lars wściekał się pod

drzwiami, bo nie mogliśmy przestać się całować, a on marzł i chciał już wejść do

środka.

W głowie mi się nie mieściło, że mogłam w ogóle pomyśleć, że Michael mógł

zakochać się w jakiejś surferce z Florydy o różnokolorowych oczach. To znaczy

nadal nie byłam do końca pewna, czy on jest we mnie zakochany, czy nie. Ale byłam

całkiem pewna, że mnie LUBI.

I właśnie wtedy, o trzeciej rano, kiedy siedziałam sama w swojej książęcej

background image

sypialni w Genowii, to mi zupełnie wystarczało.

Potem zapytałam go o jego urodziny, a on mi powiedział, że poszli do Red

Lobster, a Lilly dostała alergii na koktajl z krewetek i musieli skrócić obiad i lecieć

na ostry dyżur, bo Lilly spuchła jak Violet w Karolu i fabryce czekolady, i że teraz

musi nosić przy sobie strzykawkę z adrenaliną na wypadek, gdyby kiedykolwiek

jeszcze przez niedopatrzenie zjadła owoce morza. I że rodzice kupili Michaelowi

nowego laptopa z okazji jego przyszłych studiów uniwersyteckich, i że kiedy wróci

do Nowego Jorku, będzie się zastanawiał nad założeniem zespołu muzycznego, bo ma

kłopoty ze znalezieniem sponsorów dla swojego webzina „Crackhead”, odkąd

wygłosił na nim expose na temat Windowsów - że są do bani, a on używa wyłącznie

Linuxa.

Najwyraźniej wielu byłych subskrybentów „Crackhead” boi się gniewu Billa

Gatesa i jego popleczników.

Byłam taka szczęśliwa, słuchając głosu Michaela, że nawet nie zauważyłam,

która to godzina i jak bardzo zaczyna mi się chcieć spać, dopóki on nie powiedział:

- Hej, czy u ciebie nie jest teraz jakaś, zaraz... czwarta rano? Bo do tej pory

zrobiła się już czwarta. Mnie jednak było wszystko jedno, bo byłam taka szczęśliwa,

że mogę z nim porozmawiać.

- Tak - odparłam sennie.

- No to lepiej wskakuj do łóżka - powiedział Michael. - Chyba że możesz

dzisiaj pospać dłużej. Ale założę się, że od rana masz pełen grafik, mam rację?

- Och - odparłam, nadal zagubiona w - tej rapsodii, jaką brzmiał dla mnie głos

Michaela. - Mam tylko ceremonię przecinania wstęgi w szpitalu. I lunch z

Genowiańskim Towarzystwem Historycznym. A potem zwiedzanie genowiańskiego

zoo. I kolację z ministrem kultury i jego żoną.

- O mój Boże - powiedział Michael przerażonym głosem. - Czy ty codziennie

tak musisz?

- Yhm - potwierdziłam, żałując, że nie ma mnie tam razem z nim, żebym

mogła popatrzeć zakochanym wzrokiem w śliczne brązowe oczy, słuchając uroczego,

głębokiego głosu i w ten sposób przekonać się, czy on mnie kocha, skoro to był,

według Tiny, jedyny sposób, żeby się przekonać, jak to jest z chłopakami.

- Mia... - powiedział nieco naglącym tonem. - Lepiej się trochę prześpij. Masz

przed sobą kolejny przeładowany dzień.

- Dobrze - odparłam radośnie.

background image

- Mówię serio, Mia - powtórzył. Czasami potrafi być taki władczy, zupełnie

jak Bestia w Pięknej i Bestii, moim ukochanym filmie wszech czasów. Albo tak mnie

rozstawiać po kątach jak Patrick Swayze rozstawiał Baby w Wirującym seksie. To

bardzo przyjemne. - Odłóż słuchawkę i kładź się do łóżka.

- Ty odłóż pierwszy - powiedziałam.

Niestety, od razu przestał być władczy. Zamiast tego zaczął mówić głosem,

który wcześniej słyszałam u niego tylko raz, a działo się to na schodach przed domem

mojej mamy w wieczór Bezwyznaniowego Balu Zimowego, kiedy się tak długo

całowaliśmy.

Co, prawdę mówiąc, jeszcze bardziej na mnie podziałało niż rozstawianie po

kątach.

- Nie - powiedział. - Ty odłóż pierwsza.

- Nie - odparłam, a nogi mi miękły. - Ty odłóż.

- Nie - powtórzył. - Ty.

- Oboje odkładać mi te słuchawki! - powiedziała Lilly niegrzecznym tonem,

włączając się z drugiej linii. - Muszę zadzwonić do Borysa, zanim zadziała jego

wieczorna tabletka nasenna.

Więc oboje bardzo prędko powiedzieliśmy dobranoc i rozłączyliśmy się. Ale

jestem niemal pewna, że Michael powiedziałby mi, że mnie kocha, gdyby Lilly nie

wisiała na linii.

Dziesięć dni zanim znów go zobaczę. Nie mogę się DOCZEKAĆ!!!!!!!

Piątek, 9 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

13.00 - 15.00

Lunch z Genowiańskim Towarzystwem Historycznym

Grandmére potrafi być okropnie wredna. Poważnie. Wyobraźcie sobie, że

mnie uszczypnęła tylko dlatego, że myślała, że na parę sekund zasnęłam podczas

lunchu! Przysięgam, będę miała siniaka. Dobrze, że nie mam czasu chodzić na plażę,

bo gdybym się opalała i ktoś zobaczyłby ślad, jaki mi zostawiła, pewnie zadzwoniłby

do Genowiańskiego Towarzystwa Opieki nad Dziećmi, czy czegoś takiego.

W dodatku wcale nie spałam. Tylko dałam oczom przez moment odpocząć.

Grandmére mówi, że to bezmyślność ze strony TEGO CHŁOPAKA, żeby

mnie przetrzymywać do tak późnej pory, szepcząc mi do ucha słodkości. Mówi, że

background image

książę René nigdy by nie potraktował żadnej swojej dziewczyny tak beztrosko.

Poinformowałam ją bardzo stanowczo, że w gruncie rzeczy Michael KAZAŁ

mi iść spać, bo bardzo o mnie dba, i że to JA przedłużałam rozmowę. I że wcale nie

szeptaliśmy sobie do uszu słodkości, tylko prowadziliśmy poważną dyskusję na temat

sztuki i literatury oraz monopolu Billa Gatesa w przemyśle sofware'owym.

Na co Grandmére odparła:

- Pfuit!

Ale widać, że jest totalnie zazdrosna, bo sama chciałaby mieć chłopaka, który

jest taki mądry i myślący jak mój. Ale to się nigdy nie zdarzy, bo Grandmére jest za

wredna, pomijając już to, co sobie robi z brwiami. Chłopcy lubią dziewczyny, które

mają prawdziwe brwi, a nie namalowane.

Dziewięć dni, zanim znajdę się w ramionach ukochanego.

Sobota, 10 stycznia,

książęca sypialnia w Genowii

Jestem taka podekscytowana! Tina, nie mogąc dołączyć do swojej rodziny na

stoku narciarskim, cały dzień spędziła w kafejce internetowej w Aspen, sprawdzając

horoskopy wszystkich swoich przyjaciół. Wczoraj mi przefaksowała horoskopy dla

mnie i dla Michaela! Wklejam je tutaj do mojego terminarza spotkań, żeby ich nie

zgubić. Tak się zgadzają z prawdą, że aż mi ciarki chodzą po plecach.

Michael - data urodzenia: 5 stycznia

Koziorożec to przywódca wszystkich znaków ziemskich. Oto

siła stabilizacji, jeden z najpracowitszych znaków Zodiaku.
Koziorożec jest obdarzony wielką zdolnością koncentracji, ale
nie w sensie egoistycznym. Osoby spod tego znaku znajdują o
wiele więcej pewności siebie w tym, co robią, niż w tym, jakie
są. Koziorożec potrafi bardzo wiele osiągnąć! Jednak
pozbawiony jest równowagi w działaniu. Może stać się zbyt
surowy i za bardzo się skupić na osiągnięciach. Wtedy zapomina
o małych radościach, jakie niesie życie. Kiedy Koziorożec
wreszcie się zrelaksuje i zacznie cieszyć życiem, wychodzą na
jaw jego przeurocze skrywane cechy. Nikt nie jest obdarzony
przyjemniejszym poczuciem humoru niż Koziorożec. Och, żeby
tylko pozwolił nam się pławić w cieple swojego uśmiechu!

Mia - data urodzenia: 1 maja

background image

Pozostający pod władzą pełnej miłości Wenus Byk odznacza

się wielką emocjonalną głębią. Przyjaciele i ukochani mogą
polegać na jego cieple i uczuciowej dostępności. Byk
reprezentuje stałość, lojalność i cierpliwość. Skupiony na
sprawach ziemskich, może stać się zbyt sztywny i bać się
ponosić konieczne w życiu ryzyko. Czasami Bykowi zdarza się
utknąć po uszy w kłopotach. Może nie chcieć spróbować
wykorzystać całego swojego potencjału i stawić czoło wyzwaniu.
Czy jest uparty? Bardzo! Byk umie zawsze postawić na swoim.
Energia jin tego znaku staje się czasem zbyt silna, a wtedy
Byk potrafi być bardzo, bardzo bierny. Jednak nie można
wymarzyć sobie lepszego kochanka czy bardziej lojalnego
przyjaciela.

Michael + Mia

Te dwa pełne odwagi, ambitne ziemskie znaki wydają się

dla siebie stworzone. Oboje cenią sobie karierę i łączy ich
głębokie umiłowanie piękna i rzeczy trwałych, klasycznie
solidnych. Ironia, jaką obdarzony jest Koziorożec, potrafi
oczarować Byka, natomiast niezwykła zmysłowość Byka odrywa
Koziorożca od jego obsesji na tle kariery. Lubią ze sobą
rozmawiać i świetnie się dogadują. Zwierzają się sobie, a
jedno jest w stanie obiecać, że nigdy drugiego nie zrani, ani
nie zawiedzie. Mogą stworzyć idealną parę.

Widzicie? Jesteśmy dla siebie stworzeni! Ale niezwykła zmysłowość? U

MNIE? Hm, nie wydaje mi się.

A jednak... jestem taka szczęśliwa! Cudownie! Lepiej niż idealnie już być nie

może!

Niedziela, 11 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

9.00 - 10.00

Msza w genowiańskiej kaplicy pałacowej

O mój Boże, jestem dziewczyną Michaela zaledwie od dwudziestu czterech

dni, a już jestem w tym do niczego. To znaczy w byciu jego dziewczyną. Nie umiem

się nawet zdecydować, co mu dać na urodziny. Jest miłością mojego życia, powodem,

dla którego chodzę po tej ziemi. Można by oczekiwać, że będę wiedziała, co facetowi

background image

podarować.

Ale nie. Nie mam zielonego pojęcia.

Tina mówi, że jedyną rzeczą, którą możesz dać chłopakowi, z którym

oficjalnie nie chodziłaś jeszcze przez cały miesiąc, jest sweter. I mówi, że to już i tak

naciąganie struny, skoro Michael i ja nawet nie byliśmy jeszcze razem na oficjalnej

randce - więc, technicznie rzecz biorąc, jak można powiedzieć, że ze sobą chodzimy?

No ale SWETER? To takie nieromantyczne. Taki prezent dałabym swojemu

tacie - gdyby rozpaczliwie nie potrzebował poradników na temat radzenia sobie ze

złością, bo właśnie to sprezentowałam mu pod choinkę. Z całą pewnością kupiłabym

sweter dla swojego ojczyma.

Ale dla CHŁOPAKA?

Trochę się zdziwiłam, że Tina mogła zasugerować coś tak banalnego, jako że

na ogół w naszej małej grupce pełni rolę specjalisty od spraw romansowych. Ale Tina

twierdzi, że zasady rządzące wyborem prezentów dla chłopców są w gruncie rzeczy

bardzo surowe. Mama jej te zasady wyłożyła. Mama Tiny była kiedyś modelką,

obracała się w bogatym międzynarodowym towarzystwie i umawiała się z pewnym

sułtanem, więc chyba wie, co mówi. Zasady dotyczące prezentów dla facetów,

według pani Hakim Baba, wyglądają następująco:

Czas chodzenia ze sobą Odpowiedni

prezent

1 - 4 miesiące sweter

5 - 8 miesięcy woda

kolońska

9 - 12 miesięcy zapalniczka

1 rok i dłużej zegarek

Ale to i tak lepiej wygląda niż lista prezentów odpowiednich dla chłopaka,

którą Grandmére przedstawiła mi wczoraj, kiedy wspomniałam jej o moim

straszliwym faux pas, czyli zapomnieniu o urodzinach Michaela. Oto jej lista:

Czas chodzenia ze sobą Odpowiedni

prezent

1 - 4 miesiące słodycze

5 - 8 miesięcy

książka

9 - 12 miesięcy

lniana chusteczka

do nosa

background image

1 rok i dłużej rękawiczki

Chusteczki do nosa? Kto jeszcze daje komuś w prezencie chusteczki do nosa?

Chusteczki do nosa są kompletnie niehigieniczne.

A słodycze? Dla FACETA???

Ale Grandmére twierdzi, że w przypadku dziewczyn i chłopaków obowiązują

te same reguły. Michaelowi też nie wolno podarować mi na urodziny niczego poza

słodyczami albo ewentualnie kwiatami!

W sumie myślę, że wolę już listę pani Hakim Baba.

A jednak cała ta kwestia z dawaniem prezentów jest okropnie trudna! Każdy

mówi ci coś innego. Na przykład, wczoraj wieczorem zadzwoniłam do mamy i

spytałam ją, co powinnam dać Michaelowi, a mama powiedziała, że srebrne jedwabne

bokserki.

Ale ja przecież nie mogę dać Michaelowi BIELIZNY!!!!!!! Wolałabym, żeby

mama się pospieszyła i wreszcie urodziła to dziecko, bo wtedy przestanie

zachowywać się tak dziwnie. W obecnym stanie braku równowagi hormonalnej do

niczego mi się nie przydaje.

Z czystej desperacji zadzwoniłam do taty i spytałam, co powinnam dać

Michaelowi, a tata stwierdził, że pióro wieczne, żeby Michael mógł do mnie pisywać,

kiedy będę w Genowii, bo wtedy nie będę do niego przez cały czas wydzwaniała i

rujnowała skarbu państwa Genowii.

I co jeszcze, tato? Jakby w dzisiejszych czasach ktoś jeszcze pisał piórem

wiecznym.

W dodatku w Genowii będę spędzać wyłącznie Boże Narodzenie i letnie

wakacje, zgodnie z umową, którą spisaliśmy we wrześniu.

Pióro wieczne. Akurat. Czy jestem jedyną osobą w tej rodzinie, która ma w

sobie odrobinę romantyzmu?

Ups, muszę przestać pisać. Ojciec Christoff patrzy w moją stronę. Ale to jego

własna wina. Nie pisałabym pamiętnika podczas mszy, gdyby jego kazania były choć

trochę inspirujące. Albo przynajmniej wygłaszane po angielsku.

12.00 - 14.00

Lunch z dyrektorem

Książęcej Genowiańskiej Opery

background image

i czołową mezzosopranistką

Myślałam, że to JA wybrzydzam przy jedzeniu, ale okazuje się, że

mezzosopranistki są o wiele bardziej wybredne niż księżniczki.

Mimo zaaplikowania pasty do zębów wczoraj przed pójściem do łóżka mój

pryszcz urósł do niebotycznych rozmiarów.

15.00 - 17.00

Spotkanie z Genowiańskim Stowarzyszeniem

Właścicieli Nieruchomości

Można by pomyśleć, że przynajmniej Stowarzyszenie Właścicieli

Nieruchomości będzie po mojej stronie w kwestii parko - metrów. Przecież w końcu

to przed ICH domami ciągle parkują turyści. Wydawałoby się, że będą chcieli

uzyskać nieco więcej funduszy na naprawy chodników. Ale NIEEE.

Przysięgam, nie wiem, jak tata znosi to na co dzień. Naprawdę nie mam

pojęcia.

17.00 - 22.00

Oficjalna kolacja z ambasadorem Genowii w Chile i jego żoną

Wielka afera związana z tym, że René „pożyczył sobie” kabriolet porsche

ambasadora - i żonę ambasadora - i skoczył po deserze do Monte Carlo. Parę

uciekinierów znaleziono wreszcie przy grze w tenisa na pałacowych kortach.

Niestety, to był tenis rozbierany.

Za osiem dni znów go zobaczę. O radości! O szczęście!

Poniedziałek, 12 stycznia, 1.00 w nocy,

książęca sypialnia w Genowii

Właśnie skończyłam rozmowę z Michaelem. MUSIAŁAM do niego

zadzwonić. Właściwie nie miałam wyboru. Musiałam się dowiedzieć, co chce dostać

na urodziny. Wiem, że to oszustwo - PYTAĆ kogoś, co chce dostać - ale naprawdę

nie mam pojęcia, co mu kupić. Oczywiście, gdybym była taką Kate Bosworth, na

pewno już dawno znalazłabym idealny prezent, na przykład czarującą bransoletkę

przyjaźni, którą sama uplotłabym z wodorostów, czy coś takiego.

Ale nie jestem Kate Bosworth. Nawet nie wiem, jak się plecie bransoletki. O

MÓJ BOŻE, JA NAWET NIE WIEM, JAK SIĘ PLECIE BRANSOLETKI Z

background image

WODOROSTÓW!!!!!!!!!!!

MUSZĘ znaleźć dla niego coś NAPRAWDĘ odpowiedniego, skoro już

zapomniałam - o jego urodzinach. No i dochodzi jeszcze to, że wylądował z

księżniczką, dziwolągiem i beztalenciem, zamiast chodzić z jakąś atrakcyjną

dziewczyną w typie Kate Bosworth, która potrafiłaby surfować i pleść bransoletki, i

osiągnęłaby samorealizację, a poza tym nigdy by nie dostawała pryszczy i tak dalej.

Muszę dać mu coś tak wspaniałego, że zapomni, że jestem tylko niepotrafiącą

surfować, obgryzającą paznokcie pierwszoklasistką, której przytrafiło się urodzić w

książęcej rodzinie.

Oczywiście Michael mówi, że nie chce nic dostawać, że tylko mnie potrzebuje

(gdybym mogła w to uwierzyć!!!!!!!!!), i że zobaczy mnie za osiem dni, i że to jest

najpiękniejszy prezent, jaki mógłby od kogokolwiek dostać.

To chyba wskazuje, że istotnie może być we mnie zakochany, a nie kochać

mnie jak jakiegoś przyjaciela. Będę, rzecz jasna, musiała naradzić się z Tiną i

przekonać się, co ona na to powie, ale osobiście stwierdzam, że w tym przypadku

wskazówka pokazała na TAK!

Oczywiście, on tylko tak mówi. To znaczy o tym, że nie chce żadnego

prezentu na urodziny. Muszę mu COS kupić. Coś naprawdę fajnego. Tylko co?

W każdym razie naprawdę miałam powód, żeby do niego zadzwonić. Nie

zrobiłam tego tylko dlatego, że chciałam usłyszeć jego głos. Jeszcze tak mnie nie

pogięło.

No dobra, może i pogięło. Co na to poradzę? Kocham się przecież w Michaelu

chyba od zawsze. Uwielbiam sposób, w jaki wymawia moje imię. Uwielbiam, jak się

śmieje. Uwielbiam, kiedy mnie pyta o zdanie, jakby naprawdę go obchodziło, co

myślę (Bóg jeden wie, że nikt z mojego otoczenia tak mnie nie traktu - ' je. No bo

niech tylko poddam jakiś pomysł - na przykład, że można by oszczędzić wodę,

wyłączając w nocy fontannę przed pałacem, kiedy i tak nikogo nie ma w pobliżu - a

wszyscy zaczynają się zachowywać, jakby jedna ze zbroi z Wielkiej Sieni zaczęła

gadać).

No cóż, nie wszyscy, bo mój tata jest inny. Ale ja go tutaj w Genowii widuję

jeszcze rzadziej niż w domu, bo jest zajęty posiedzeniami parlamentu, prowadzeniem

swojego jachtu w różnych regatach i włóczeniem się po okolicy z Miss Republiki

Czech.

Nieważne. Lubię rozmawiać z Michaelem. Czy to źle? W końcu on JEST

background image

moim chłopakiem.

Gdybym tylko była go bardziej warta! To znaczy, biorąc pod uwagę, że nie

pamiętałam o jego urodzinach, że nie jestem w stanie wymyślić, co mu kupić, i że tak

naprawdę w niczym nie jestem dobra, i wszystko, co on sobą reprezentuje, to cud

boski, że w ogóle się mną zainteresował!

Właśnie mówiliśmy sobie bardzo miłe do widzenia po absolutnie uroczej

rozmowie na temat Genowiańskiego Stowarzyszenia Hodowców Oliwek i zespołu,

który Michael próbuje założyć (on jest taki utalentowany!), i czy „Frontalna

Lobotomia” będzie zniechęcającą nazwą dla zespołu, i właśnie zbierałam się na

odwagę, żeby mu powiedzieć: „tęsknię za tobą” albo „kocham cię”, zostawiając mu w

ten sposób wolną drogę, żeby mógł odpowiedzieć czymś podobnym i w ten sposób

raz na zawsze rozwiązać dylemat: czy on mnie kocha jak przyjaciela, czy jest we

mnie zakochany, kiedy usłyszałam w tle głos Lilly, która domagała się rozmowy ze

mną.

- Odwal się - powiedział Michael, ale Lilly nadal wrzeszczała:

- Ja muszę z nią pomówić, właśnie sobie przypomniałam, że muszę ją o coś

zapytać!

Wtedy Michael powiedział:

- Ale nie mów jej O TYM.

A mnie serce zadrżało, bo pomyślałam, że Lilly nagle sofcie przypomniała, że

mimo wszystko Michael spotyka się za moimi plecami z jakąś dziewczyną o imieniu

Annę Marie. Zanim zdążyłam powiedzieć chociaż słowo, Lilly wyrwała mu

słuchawkę (usłyszałam, że Michael jęknął, chyba z bólu, widocznie musiała go

kopnąć czy coś) i natychmiast zaczęła:

- O mój Boże, zapomniałam cię spytać. Widziałaś to?

- Lilly... - rzekłam z wyrzutem, bo nawet z odległości kilkunastu tysięcy

kilometrów mogłam poczuć, jak Michaela zabolało. Lilly mocno kopie! Wiem, bo w

ciągu dziesięciu lat przyjaźni oberwało mi się od niej parę kopniaków. - Rozumiem,

że przywykłaś mieć mnie tylko dla siebie, ale będziesz musiała nauczyć się mną

dzielić ze swoim bratem. I nawet jeśli to oznacza, że będziemy musiały wyznaczyć

naszej przyjaźni pewne granice, wydaje mi się, że trzeba je będzie ustalić. Nie wolno

ci tak wyskakiwać spod ziemi i wyrywać Michaelowi słuchawki z ręki, kiedy może

mieć mi coś bardzo ważnego do po...

- Przestań wreszcie gadać o tym moim świętym bracie. WIDZIAŁAŚ TO?

background image

- Co miałam widzieć? O czym ty mówisz? - Pomyślałam sobie, że może znów

ktoś usiłował wskoczyć na wybieg niedźwiedzia polarnego w zoo w Central Parku.

- Och, tylko o filmie - odparła Lilly. - Opartym na twojej biografii. Tym, który

dali w telewizji wczoraj wieczorem. A może nie słyszałaś, że historia twojego życia

leciała jako film tygodnia?

Nie zdziwiłam się zbytnio, słysząc te słowa. Już mnie ostrzegano, że powstaje

film oparty na mojej biografii. Ale biuro prasowe pałacu zapewniało mnie, że film nie

zostanie wyemitowany przed festiwalami, które odbywają się w lutym. Chyba

zrobiono nas w konia.

Nieważne. Już i tak w obiegu są cztery moje nieautoryzowane biografie. Jedna

trafiła nawet na moment na listę bestsellerów. Przeczytałam ją. Nie była wcale dobra.

Ale może to tylko dlatego, że wiedziałam, czym to się wszystko skończyło.

- No i? - spytałam. Byłam trochę wściekła na Lilly. No bo jak to, odepchnęła

Michaela od telefonu, żeby mi opowiadać o jakimś durnym filmidle?

- O filmie mówię - ciągnęła. - O twoim życiu. Przedstawiono cię jako osobę

nieśmiałą i niezręczną.

- JESTEM nieśmiała i niezręczna - przypomniałam jej.

- Pokazali twoją babkę jako uosobienie troski i osobę pełną współczucia dla

twojego trudnego losu - dodała Lilly. - Wyjątkowo bezczelne zniekształcanie faktów.

Wszędzie tego pełno od czasu, kiedy w Zakochanym Szekspirze usiłowano

przedstawić Barda jako seksownego chłopaka z sześciopakiem piwa i pełnym

uzębieniem.

- To okropne - powiedziałam. - A czy teraz mogę dokończyć rozmowę z

Michaelem? Bardzo proszę.

- Nawet nie zapytałaś, jak przedstawili mnie - rzuciła Lilly oskarżycielskim

tonem. - Twoją najlepszą przyjaciółkę.

- No więc, jak cię przedstawili, Lilly? - spytałam, patrząc na wielki ozdobny

zegar na szczycie marmurowego gzymsu nad kominkiem. - I pośpiesz się, proszę, bo

dokładnie za siedem godzin mam śniadanie, a potem przejażdżkę konną z

Genowiańskim Towarzystwem Hippicznym.

- Pokazali mnie jako osobę, która bynajmniej cię nie wspierała w trudach

związanych z podjęciem książęcej roli! - Lilly prawie wrzeszczała w słuchawkę. -

Wymyślili, że zaraz po tym, jak sobie głupio obcięłaś włosy, zaczęłam ci dokuczać,

że jesteś płytka i starasz się nadążyć za modą!

background image

- Taa - mruknęłam, czekając, aż dotrze do sedna swojej tyrady. Bo

rzeczywiście, Lilly nie wspierała mnie zanadto ani w kwestii uczesania, ani w kwestii

książęcej roli.

Ale okazało się, że ona już dotarła do sedna swojej tyrady.

- Ja cię nigdy nie wspierałam w obowiązkach księżniczki?! - wrzeszczała do

słuchawki, zmuszając mnie, żebym odsunęła ją od głowy w celu uchronienia bębenka

przed uszkodzeniem. - Przez cały ten czas byłam pierwszą i jedyną osobą, która cię

wspierała!

To była taka oczywista nieprawda, że w pierwszej chwili pomyślałam, że Lilly

sobie żartuje, i zaczęłam się śmiać. Ale kiedy przyjęła mój wybuch śmiechu

lodowatym milczeniem, zdałam sobie sprawę, że ona mówiła całkiem poważnie.

Najwyraźniej Lilly jest obdarzona jedną z tych wybiórczych pamięci, które pozwalają

człowiekowi pamiętać wszystkie dobre uczynki, ale żadnych złych. Trochę tak jak

politycy.

Bo przecież, gdyby było prawdą, że tak dzielnie mnie wspierała, nigdy nie

zaprzyjaźniłabym się z Tiną Hakim Baba, z którą zaczęłam siadać podczas lunchu w

październiku tylko dlatego, że Lilly przestała się do mnie odzywać ze względu na ten

cały numer z książęcym pochodzeniem.

- Mam nadzieję - warknęła Lilly - że śmiejesz się na samą myśl, że ktoś wpadł

na pomysł, że mogłabym kiedykolwiek nie być wobec ciebie w pełni lojalną

przyjaciółką, Mia. Wiem, że zdarzały się lepsze i gorsze chwile, ale jeśli

kiedykolwiek byłam wobec ciebie twarda, to tylko wtedy, kiedy miałam wrażenie, że

sama nie jesteś wobec siebie uczciwa.

- Hm - mruknęłam. - W porządku.

- Mam zamiar napisać list - ciągnęła Lilly - do studia, które wyprodukowało

tego kłamliwego gniotą, i zażądać pisemnych przeprosin za nieodpowiedzialny

wydźwięk scenariusza. A jeśli mi nie odpiszą i nie opublikują tego listu na całej

stronie w „Variety”, wytoczę im proces. Nic mnie nie obchodzi, że sprawa pewnie się

oprze o Sąd Najwyższy. Te typki z Hollywood uważają, że mogą filmować wszystko,

co im przyjdzie do łbów, a publiczność i tak im będzie jadła z ręki. No cóż, może w

przypadku klasy robotniczej to jest prawda, ale JA zamierzam walczyć o uczciwe

przedstawianie prawdziwych ludzi i wydarzeń. Człowiek MNIE nie powstrzyma!

Spytałam, jaki człowiek, bo wydawało mi się, że miała na myśli reżysera czy

kogoś takiego, ale ona zaczęła tylko wrzeszczeć: „No, człowiek! Człowiek!”, jakbym

background image

była niedorozwinięta umysłowo.

A wtedy Michael dorwał się znów do telefonu i wyjaśnił mi, że „człowiek” to

figura stylistyczna, aluzja odnosząca się do władzy, i że w podobny sposób jak

freudyści za wszystko obarczają winą „matkę”, muzycy bluesowi w całej historii tego

gatunku muzycznego przypisywali swoje cierpienia „człowiekowi”. Zgodnie z

tradycją, poinformował mnie, „człowiek” to zwykle mężczyzna białej rasy,

odnoszący sukcesy finansowe, w średnim wieku i cieszący się pozycją dającą mu

znaczną władzę nad innymi ludźmi.

Zastanawialiśmy się nad nazwaniem zespołu Michaela „Człowiek”, ale w

końcu zrezygnowaliśmy ze względu na lekko mizoginistyczny wydźwięk takiej

nazwy.

Dopiero za siedem dni znów znajdę się w ramionach Michaela. Och, gdybyż

te godziny mogły przefrunąć prędko jak gołębica o chyżych skrzydłach!

Właśnie zdałam sobie z tego sprawę - „człowiek” Michaela brzmi zupełnie jak

opis mojego taty! Chociaż wątpię, żeby ci wszyscy muzycy bluesowi mówili o

księciu Genowii. O ile się orientuję, tata nawet nie był nigdy w Memphis.

Poniedziałek, 12 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

20.00 - 24.00

Filharmonia Księstwa Genowii

Ile razy zaczyna mi się wydawać, że rzeczy zaczną się toczyć zgodnie z moimi

oczekiwaniami, zawsze zdarza się coś, co te oczekiwania rujnuje.

I zwykle macza w tym palce Grandmére.

Chyba musiała się zorientować, że przez całą noc gadałam z Michaelem, bo

dziś znów byłam strasznie niewyspana. No więc dziś rano, między moją przejażdżką

konną z Towarzystwem Hippicznym a spotkaniem ze Stowarzyszeniem Rozwoju

Przestrzennego Wybrzeża Genowii, Grandmére kazała mi usiąść i palnęła mi kazanie.

Tym razem nie chodziło jej o odpowiednie prezenty urodzinowe dla chłopaka.

Zamiast tego mówiła o Właściwych Wyborach.

- Wszystko pięknie, Amelio - powiedziała. - Nie mam nic przeciwko temu,

żebyś lubiła TEGO CHŁOPAKA.

- No, mam nadzieję! - zawołałam ze świętym oburzeniem. - Zwłaszcza że

nigdy go nie spotkałaś! Co ty w ogóle wiesz o Michaelu? Nic!

background image

Grandmére tylko rzuciła mi złe spojrzenie.

- Niemniej - ciągnęła - wydaje mi się, że niedobrze robisz, pozwalając, by

uczucie do tego Michaela zaślepiło cię na tyle, że nie dostrzegasz innych, bardziej

odpowiednich kandydatów na księcia małżonka, takich jak...

Przerwałam Grandmére, by jej powiedzieć, że jeśli wymieni imię księcia

Williama, rzucę się do wody z mostu Dziewic.

Grandmére odparła, żebym nie ośmieszała się bardziej niż zwykle i że i tak

nigdy nie mogłabym wyjść za mąż za księcia Williama, bo on należy do Kościoła

anglikańskiego. Istnieją jednak inni, nieskończenie bardziej odpowiedni kandydaci do

romantycznych uczuć księżniczki z panującego rodu Renaldich niż taki Michael.

Dodała, że byłoby jej szalenie przykro, gdybym przegapiła możliwość poznania tych

innych młodych ludzi tylko dlatego, że wydaje mi się, że jestem zakochana w

Michaelu. Zapewniła mnie, że gdyby odwrócić okoliczności i gdyby to Michael był

dziedzicem korony i znacznej fortuny, bardzo wątpi, czy byłby mi tak wierny, jak ja

jestem wierna jemu.

Bardzo ostro sprzeciwiłam się takiej ocenie charakteru Michaela.

Poinformowałam Grandmére, że gdyby kiedykolwiek zadała sobie tyle trudu, żeby go

poznać, zdałaby sobie sprawę, że w każdym aspekcie swojego życia, od pełnienia roli

redaktora naczelnego nieco teraz podupadłego webzinu „Crackhead” do pełnienia

funkcji skarbnika Klubu Komputerowego - wykazywał się nieposzlakowaną

uczciwością i lojalnością. Wyjaśniłam jej również, z największą cierpliwością, na

jaką mogłam się zdobyć, że boli mnie, kiedy słyszę, jak mówi coś złego o człowieku,

któremu oddałam swoje serce.

- Właśnie w tym problem - powiedziała Grandmére, przewracając tymi

swoimi przerażającymi oczami. - Jesteś zdecydowanie za młoda, żeby komukolwiek

oddawać serce. Myślę, że to bardzo niemądre, byś w wieku czternastu lat

decydowała, z kim chcesz spędzić resztę życia. Chyba że chodziłoby o kogoś

naprawdę, ale to naprawdę wyjątkowego. Kogoś, kogo i ja, i twój tata dobrze znamy.

BARDZO, bardzo dobrze. Kogoś, kto, choćby WYDAWAŁ się jeszcze nieco

niedojrzały, prawdopodobnie potrzebowałby jedynie, aby odpowiednia kobieta

pomogła mu się ustatkować. Dziewczęta dojrzewają znacznie szybciej niż młodzi

mężczyźni, Amelio...

Przerwałam Grandmére, żeby ją poinformować, że za cztery miesiące skończę

piętnaście lat, a poza tym Julia miała czternaście lat, kiedy wyszła za mąż za Romea.

background image

Na co Grandmére odparła:

- I bardzo pięknie się ten związek zakończył, nie ma co!

Najwyraźniej w świecie Grandmére nigdy nie była zakochana. Co więcej, w

ogóle nie potrafi docenić uroku tej romantycznej tragedii.

- W każdym razie - dodała Grandmére - jeśli masz zamiar utrzymać przy sobie

TEGO CHŁOPAKA, fatalnie zabierasz się do rzeczy.

Pomyślałam sobie, że to naprawdę strasznie dołujące, żeby Grandmére

sugerowała mi, że mając prawdziwego chłopaka od zaledwie dwudziestu pięciu dni,

w ciągu których rozmawiałam z nim przez telefon dokładnie trzy razy, już znalazłam

się w niebezpieczeństwie jego utraty na rzecz jakiejś dziewczyny o różnokolorowych

oczach. Powiedziałam jej to.

- No cóż, Amelio, przykro mi - odparła Grandmére. - Ale jeśli naprawdę

chcesz utrzymać przy sobie tego młodego mężczyznę, to nie mogę powiedzieć, żebyś

zabierała się do tego jak należy.

Przysięgam, że nie wiem, co mnie w tym momencie opętało. Ale chyba

właśnie w tamtej chwili całe napięcie, które we mnie narastało - sprawa z

parkometrami, tęsknota za Michaelem i mamą, i Grubym Louie, problem z tym, co

mam mówić do księcia Williama, mój pryszcz - wszystko to się przelało i usłyszałam,

jak wyrzucam z siebie:

- Oczywiście, że chcę go przy sobie utrzymać! Ale jak ja mam to osiągnąć,

skoro jestem pozbawioną poczucia samorealizacji, talentów, biustu, w niczym

niepodobną do Kate Bosworth księżniczką - DZIWOLĄGIEM???

Grandmére zrobiła taką minę, jakby zaskoczył ją mój wybuch. Wydawało się,

że nie wie, do której sprawy odnieść się najpierw - mojego braku uzdolnień czy braku

biustu. Wreszcie zdecydowała się powiedzieć:

- Mogłabyś zacząć od tego, że nie będziesz wisiała na telefonie, gadając z nim

do wczesnych godzin rannych. Nie zostawiasz mu cienia wątpliwości co do twojego

zaangażowania.

- Oczywiście, że nie - odparłam zdumiona. - Dlaczego miałabym to robić?

Przecież ja go kocham!

- Ale nie musisz mu o tym mówić! - Grandmére wyglądała, jakby miała

ochotę cisnąć we mnie kieliszkiem swojego przedpołudniowego sidecara. - Czy ty

jesteś kompletną idiotką? NIGDY nie pozwalaj mężczyźnie być pewnym twoich

uczuć! Początkowo szło ci tak dobrze, kiedy zapomniałaś o jego urodzinach. Ale

background image

teraz wszystko psujesz, bez przerwy do niego wydzwaniając. Jeśli TEN CHŁOPAK

zorientuje się, co do niego naprawdę czujesz, przestanie o ciebie zabiegać.

- Ale Grandmére... - Byłam nieco zagubiona. - Przecież wyszłaś za mąż za

dziadka. Na pewno musiał się zorientować, że go kochasz, skoro zgodziłaś się wyjść

za niego.

- Za Grandpere, Mia, bardzo cię proszę, nie za „dziadka”. Wy Amerykanie

upieracie się przy takich wulgarnych określeniach... - Pociągnęła nosem i zrobiła

urażoną minę. - Twój Grandpere z całą pewnością nie „orientował się”, jakie uczucia

żywię do niego. Zadbałam o to, by żył w przekonaniu, że wyszłam za niego dla

pieniędzy i tytułu. A chyba nie muszę ci przypominać, że spędziliśmy potem ze sobą

czterdzieści lat w niezmąconym szczęściu. I to bez osobnych sypialni - dodała nieco

złośliwym tonem - w przeciwieństwie do kilku innych królewskich par, które

mogłabym wymienić.

- Zaczekaj chwilę... - Gapiłam się na nią oszołomiona. - Przez czterdzieści lat

spałaś w jednym łóżku z Grandpere, ale ani razu nie powiedziałaś mu, że go kochasz?

Grandmére dopiła resztkę sidecara i czułym gestem pogłaskała Rommla po

łebku. Od czasu powrotu do Genowii i zdiagnozowania u Rommla obsesyjno -

kompulsywnego zaburzenia osobowości jego futerko zaczęło odrastać po

zastosowaniu tego plastikowego kołnierza. Cały pokrył się delikatnym puchem,

podobnym do puchu na maleńkim kurczątku. Ale wcale nie wyglądał dzięki temu

mniej obrzydliwie.

- Dokładnie to - powiedziała Grandmére - właśnie usiłuję ci wyjaśnić.

Sprawiłam, że Grandpere chodził koło mnie na paluszkach, i w dodatku cały czas go

to uszczęśliwiało. Jeśli chcesz utrzymać przy sobie tego Michaela, sugeruję, żebyś

postępowała tak samo. Przestań wydzwaniać do niego co noc. Przestań trzymać się z

dala od innych chłopców. Przestań obsesyjnie rozmyślać, co mu dać na urodziny. To

ON powinien obsesyjnie rozmyślać, co ma ci kupić, żebyś była nim wciąż

zainteresowana, a nie odwrotnie.

- Ale moje urodziny są dopiero w maju! - Nie chciałam jej mówić, że już

wymyśliłam, co dać Michaelowi. Nie chciałam mówić, bo w zasadzie ukradłam to z

magazynu genowiańskiego muzeum pałacowego.

Cóż, nikt inny tego nie używał, więc nie wiem, czemu nie miałabym sobie

tego zabrać. W końcu jestem księżniczką Genowii i wszystko w tym muzeum jest

moje. A przynajmniej należy do rodziny książęcej.

background image

- A kto powiedział, że mężczyzna ma kupować kobiecie prezenty wyłącznie z

okazji urodzin? - Grandmére patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby poważnie

wątpiła, czy należę do gatunku homo sapiens. Uniosła nadgarstek. Otaczała go

bransoletka, którą bardzo lubi nosić, z diamentami dużymi jak jednocentowe monety

euro. - Dostałam to od Grandpere piątego marca, jakieś czterdzieści lat temu. Piąty

marca to nie data moich urodzin ani żadne inne święto. Grandpere dał mi ją tego dnia

wyłącznie dlatego, że uznał, że ta bransoletka jest, podobnie jak ja, wyjątkowa. -

Znów położyła dłoń na łebku Rommla. - I w taki właśnie sposób, Amelio, mężczyzna

powinien traktować ukochaną kobietę.

Biedny Grandpere, pomyślałam. Nie miał zielonego pojęcia, co sobie bierze

na głowę, kiedy zainteresował się Grandmére, i która w młodości była niezłą laską,

zanim wytatuowała sobie kreski wokół oczu i zaczęła golić brwi. Jestem pewna, że

dziadzio raz na nią spojrzał poprzez salę balową, kiedy on był młodym, czarującym

następcą tronu, a ona bystrą młodą debiutantką, i zamarł jak grafficiarz złapany w

krąg świateł policyjnego radiowozu, ani przez chwilę nie podejrzewając, jaki los go

czeka...

Lata subtelnych gierek i mieszania sidecara w shakerze.

- Nie sądzę, żebym umiała tak postępować, Grandmére - powiedziałam. - To

znaczy nie chcę, żeby Michael dawał mi diamenty. Chciałabym tylko, żeby mnie

zaprosił na swój bal maturalny.

- Nie zrobi tego - odparła - jeśli nie będzie podejrzewał, że możesz spotykać

się z innymi chłopakami.

- Ależ Grandmére! - Byłam oburzona. - Przecież ja z nikim innym nie

poszłabym na bał maturalny, tylko z Michaelem!

Nie sądziłam, by była jakaś szansa, że kto inny mnie zaprosi, ale czułam, że to

nie ma tu nic do rzeczy.

- Ale nie musisz mu tego mówić, Amelio - oświadczyła Grandmére surowym

tonem. - Musisz natomiast podtrzymywać w nim wątpliwość co do stałości twoich

uczuć, żeby ciągle musiał o ciebie zabiegać. Widzisz, mężczyźni cenią sobie

polowanie, a kiedy już dopadną zdobyczy, na ogół tracą całe zainteresowanie. Proszę.

Przeczytaj to. Ta książka odpowiednio zilustruje to, co usiłowałam ci przekazać.

Wyjęła z torby od Gucciego książkę i wręczyła mi ją. Spojrzałam na okładkę.

- Dziwne losy Jane Eyre? - Nie wierzyłam własnym oczom. - Widziałam ten

film. I nie obraź się, ale był okropnie nudny.

background image

- Film! - prychnęła Grandmére. - Przeczytaj książkę, Amelio, i przekonaj się,

czy nie nauczysz się z niej tego czy owego na temat związków, jakie powinny łączyć

kobiety i mężczyzn.

- Grandmére... - Nie bardzo wiedziałam, jak jej powiedzieć, że nie nadąża za

współczesnymi czasami. - Moim zdaniem ludzie, którzy chcą się nauczyć, jak mają

wyglądać związki damsko - męskie, powinni sięgnąć po Mężczyźni są z Marsa,

kobiety z Wenus.

- PRZECZYTAJ TO! - wrzasnęła Grandmére tak głośno, że wystraszony

Rommel uciekł jej z kolan i schował się za donicą z geranium.

Przysięgam, nie wiem, czym sobie zasłużyłam na taką babkę jak moja. Babka

Lilly totalnie uwielbia jej chłopaka, Borysa Pelkowskiego. Wiecznie mu wysyła

plastikowe pojemniki z ciastkami i innymi smakołykami. Nie wiem, dlaczego mnie

przypadła w udziale babka, która próbuje mnie zmusić do zerwania z facetem, z

którym chodzę od zaledwie dwudziestu pięciu dni.

Za siedem dni, sześć godzin i czterdzieści dwie minuty zobaczę go znowu.

Wtorek, 13 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

8.00 - 10.00

Śniadanie z członkami Genowiańskiego Książęcego

Towarzystwa Szekspirowskiego

Dziwne losy Jane Eyre są bardzo nudne - na razie nic, tylko sierocińce,

kiepskie fryzury i mnóstwo kaszlu.

10.00 - 16.00

Sesja parlamentu Genowii

Dziwne losy Jane Eyre nieco się rozkręcają - dostała pracę jako guwernantka

w domu pewnego bardzo bogatego człowieka, pana Rochestera. Pan Rochester jest

strasznie władczy, bardzo mi przypomina Wolverine'a albo Michaela.

17.00 - 19.00

Herbatka z Grandmére i żoną premiera Francji

Pan Rochester jest naprawdę świetny. Ląduje na mojej liście Dziesięciu

background image

Gorących Facetów między Hugh Jackmanem a tym chorwackim chłoptasiem z

Ostrego dyżuru.

20.00 - 22.00

Oficjalna kolacja z premierem Wielkiej Brytanii

i jego rodziną

Jane Eyre to totalna idiotka! Przecież to nie była wina pana Rochestera!

Dlaczego ona jest dla niego taka niemiła?

A Grandmére nie powinna wrzeszczeć na mnie za to, że czytam przy stole. W

końcu to ona dała mi tę książkę.

Jeszcze sześć dni, jedenaście godzin i dwadzieścia dwie minuty, i zobaczę

swojego ukochanego.

Środa, 14 stycznia, 3.00,

książęca sypialnia w Genowii

Zdaje się, że rozumiem, o co Grandmére chodziło z tą książką. Chociaż cała ta

część, w której pani Fairfax ostrzega Jane, żeby nie zaprzyjaźniała się za bardzo z

panem Rochesterem przed ślubem, miała sens tylko dlatego, że w tamtych czasach

nie znano środków antykoncepcyjnych.

Jestem raczej pewna - będę się jednak musiała skonsultować w tej kwestii z

Lilly - że nie ma sensu stosować się do rad fikcyjnej postaci, zwłaszcza z książki

napisanej w 1846 roku.

Mimo to docierają do mnie główne założenia rad pani Fairfax, które

sprowadzają się do tego: „Nie lataj za chłopakami. Latanie za chłopakami jest

niemądre. Latanie za chłopakami może prowadzić do bardzo złych rzeczy, na

przykład do pożarów domów, amputacji rąk i ślepoty. Miej trochę szacunku dla siebie

i nie pozwól, żeby sprawy zaszły za daleko przed ślubem”.

Rozumiem. Och, jak ja to dobrze rozumiem.

ALE CO MICHAEL SOBIE POMYŚLI, JEŚLI OT TAK PRZESTANĘ DO

NIEGO DZWONIĆ??? Przecież on może pomyśleć, że ja go już w ogóle nie

kocham!!! A ja wcale nie mam aż tak wielu punktów na swoją korzyść. To znaczy,

jako jego dziewczyna właściwie do niczego się nie nadaję. W niczym nie jestem

dobra, zapominam o urodzinach, no i jestem KSIĘŻNICZKĄ.

Chyba o to chodziło Grandmére. W taki sposób mamy sobie zapewniać, że

background image

chłopcy będą koło nas skakać.

Sama nie wiem. Ale w przypadku Grandmére to zadziałało. No i zadziałało

dla Jane. Chyba mogłabym spróbować.

Ale nie będzie łatwo. Na Florydzie jest właśnie dziewiąta wieczorem. Kto wie,

co teraz robi Michael? Mógł pójść na spacer po plaży i spotkać jakąś przepiękną

bezdomną muzyczkę, która mieszka na molo i żyje ze śpiewania dla turystów pieśni

folkowych przy akompaniamencie stratocastera. Ja nawet w TENISA nie umiem grać,

co dopiero mówić o grze na instrumentach muzycznych.

Założę się, że nosi ciuchy z frędzelkami i ma duży biust i błyszczące zęby,

zupełnie jak Jewel. Żaden chłopak nie mógłby przejść spokojnie koło takiej

dziewczyny.

Nie. Grandmére i pani Fairfax mają rację. Muszę stawiać opór. Muszę stawić

opór chęci zadzwonienia do niego. Kiedy jesteś mniej dostępna, mężczyźni zaczynają

za tobą szaleć, zupełnie jak w Dziwnych losach Jane Eyre.

Chociaż wydaje mi się, że wyjeżdżanie gdzieś daleko, żeby zamieszkać pod

przybranym nazwiskiem z dalekimi krewnymi, tak jak to zrobiła Jane, jest lekkim

przegięciem. Jednak z drugiej strony, to całkiem kuszące.

Pięć dni, siedem godzin i dwadzieścia pięć minut, zanim znów go zobaczę.

Środa, 14 stycznia

Rozkład książęcych zajęć

8.00 - 10.00

Śniadanie z Genowiańskim Towarzystwem Medycznym

Jestem tak strasznie zmęczona. Po raz ostatni przesiedziałam pół nocy,

czytając dziewiętnastowieczną literaturę piękną.

10.00 - 16.00

Sesja parlamentu Genowii

Obstrukcja parlamentarna ministra finansów! Mówi, że poświęci własne życie,

a Genowia będzie miała parkometry!

17.00 - 19.00

Sesja parlamentu Genowii

background image

Obstrukcja parlamentarna trwa. Chciałabym się wymknąć i napić oranginy,

ale boję się, że to by wyglądało, jakbym go nie popierała.

20.00 - 22.00

Sesja parlamentu Genowii

Dłużej tego nie zniosę. Ta obstrukcja parlamentarna jest okropnie nudna. Poza

tym René właśnie wsunął głowę do naszej loży i uśmiechnął się do mnie kpiąco. A

niech się śmieje. ON nie będzie musiał któregoś dnia rządzić tym krajem.

Czwartek, 15 stycznia

Oficjalna kolacja w sąsiednim Monako

Grandmére wreszcie zauważyła mój pryszcz. Pewnie nie mogła znieść samej

myśli, że spotkam się z księciem Williamem przyozdobiona olbrzymim pryszczem na

brodzie, bo wyraźnie zwariowała. Mówiłam jej, że sytuacja jest pod kontrolą, ale

Grandmére najwyraźniej nie wierzy w pastę do zębów jako środek na piękną cerę.

Wysłała po nadwornego dermatologa. Dermatolog zrobił mi jakiś zastrzyk w brodę, a

potem zakazał dalej smarować twarz pastą do zębów.

Wygląda na to, że nawet z pryszczem nie umiem sobie sama poradzić. Jak ja

kiedykolwiek zdołam rządzić całym krajem?

DO ZAŁATWIENIA PRZED WYJAZDEM Z GENOWII

1. Znaleźć bezpieczne miejsce i schować prezent dla Michaela tak, żeby NA

PEWNO nie znalazła go Grandmére ani wścibskie damy dworu, które

będą pakować moje rzeczy (w czubku glana?).

2. Powiedzieć do widzenia pracownikom kuchni i podziękować im za te

wszystkie wegetariańskie posiłki.

3. Upewnić się, że zarządca portu powiesi po parze nożyc przy każdej boi

cumowniczej dla turystów na jachtach, którzy nie mają własnego sprzętu

do rozcinania sześciopaków z piwem.

4. Zdjąć śmieszny nos z okularami z posągu Grandmére w Sali Portretowej,

zanim ona je zauważy.

5. Poćwiczyć moją mowę powitalną do księcia Williama. A także mowę

pożegnalną do księcia René .

6. Pobić rekord Francois w ślizganiu się w skarpetkach po posadzce

background image

Kryształowego Holu, który wynosi sześć metrów i dwadzieścia

centymetrów.

7. Wypuścić na wolność wszystkie gołębie z pałacowego gołębnika (jeśli będą

chciały wrócić, to w porządku, ale powinny mieć możliwość wyboru).

8. Dać do zrozumienia Tante Jean Marie, że mamy już dwudzieste pierwsze

stulecie i kobiety nie muszą dłużej żyć z przekleństwem ciemnego

owłosienia na twarzy (zostawić jej swoją tubkę veeta).

9. Przekazać ukradkiem ministrowi finansów informacje o producentach

parkometrów, które udało mi się ściągnąć z sieci.

10. Odebrać księciu René swoje berło.

Piątek, 16 stycznia, 23.00,

książęca sypialnia w Genowii

Wczoraj Tina przez cały dzień czytała Dziwne losy Jane Eyre, które jej

poleciłam i zgadza się ze mną, że coś jest w tym całym nieganianiu za chłopakami, w

przeciwieństwie do ganiania za nimi. Postanowiła zatem nie dzwonić i nie pisać maili

do Dave'a (chyba że on pierwszy zadzwoni albo wyśle maila).

Lilly natomiast odmówiła wzięcia udziału w tym spisku, bo mówi, że podobne

gierki są dziecinne i że jej związek z Borysem nie poddaje się ocenom z punktu

widzenia zwykłych współczesnych psychoseksualnych praktyk dobierania się w pary.

Według Tiny (nie mogę zadzwonić do Lilly, bo Michael mógłby odebrać telefon i

pomyśleć, że za nim ganiam), Lilly twierdzi, że Jane Eyre była jednym z pierwszych

manifestów feministycznych, i że ona z całego serca aprobuje nasze przyjęcie tej

książki jako modelu dla naszych związków z mężczyznami. Chociaż wysłała mi przez

Tinę ostrzeżenie, że nie powinnam oczekiwać, że Michael poprosi mnie o rękę,

dopóki nie zrobi przynajmniej jednego doktoratu i nie zdobędzie stanowiska w jakiejś

firmie, która płaci co najmniej dwieście tysięcy rocznie, nie licząc corocznej premii

za osiągnięcia.

Dodała również, że tylko raz widziała Michaela jadącego konno i wyglądał

wtedy szalenie nieromantycznie, nie powinnam więc robić sobie nadziei, że będzie w

najbliższej przyszłości skakał przez jakieś przełazy, jak pan Rochester.

Ale mnie nie chce się w to wierzyć. Jestem pewna, że w siodle Michael

wyglądałby znakomicie.

Tina wspomniała, że Lilly nadal jest przykro ze względu na ten film o moim

background image

życiu, który puszczali parę dni temu. Tina też go obejrzała i uważa, że nie było tak

źle, jak twierdzi Lilly. Powiedziała, że aktorka, która grała dyrektor Guptę, była

prześmieszna.

Tina nie znalazła się w filmie, a to dlatego, że jej tata dowiedział się o nim

zawczasu i zagroził producentom sądem, jeśli choćby wspomną imię jego córki. Pan

Hakim Baba bardzo się martwi, że Tinę mógłby porwać jakiś rywalizujący z nim

szejk naftowy. Tina mówi, że nie miałaby nic przeciwko porwaniu, jeśli rywalizujący

z jej tatą szejk naftowy byłby seksowny i chętny do podjęcia długoterminowych

emocjonalnych zobowiązań, i pamiętałby o tym, żeby na walentynki kupić jej

diamentowy wisiorek w kształcie serduszka od Kay Jewelers.

Tina twierdzi, że dziewczyna, która grała Lane Weinberger w tym filmie,

zrobiła świetną robotę i powinna dostać nagrodę Emmy. Uważa też, że Lana nie

będzie uszczęśliwiona tym, jak została przedstawiona, to znaczy jako zazdrośnica,

która sama chciałaby być księżniczką, a nie jest.

Facet, który grał Josha, też był podobno słodki. Tina usiłuje zdobyć jego adres

mailowy.

Tina i ja przysięgłyśmy sobie, że jeśli którąkolwiek z nas najdzie kiedyś

ochota, by zadzwonić do swojego chłopaka, to zamiast tego będziemy dzwoniły do

siebie. Niestety, ja nie mam komórki, więc nie zanosi się, żeby Tina mogła mnie

złapać, jeśli będę akurat w trakcie pasowania kogoś na rycerza czy czegoś takiego.

Ale twardo zamierzam przyprzeć jutro tatę do muru, żeby mi kupił motorolę. Jestem

w końcu dziedziczką tronu. W najgorszym razie powinnam mieć pagera.

Notatka do samej siebie: wyszukać w słowniku słowo „przełaz”.

Cztery dni, dwanaście godzin i pięć minut, aż wreszcie znów zobaczę

Michaela.

Sobota, 17 stycznia

Mecz polo księstwa Genowii

Czy może być nudniejszy sport niż polo? Oczywiście, pomijając golfa. Nie

sądzę.

Poza tym nie sądzę, żeby koniom służyło całe to wymachiwanie kijami tuż

obok ich głów. No bo weźmy Srebrnego, konia Samotnego Jeźdźca. Samotny

background image

Jeździec bez przerwy strzelał ze swojej strzelby tuż przy uchu Srebrnego. Nic

dziwnego, że biedaczek ciągle stawał dęba.

Poza tym René WCALE A WCALE nie rywalizuje z księciem Williamem...

Wciąż tylko zajeżdża mu drogę i zabiera biednemu facetowi piłkę przy każdej

możliwej okazji... A przecież są podobno w jednej drużynie!

Przysięgam, jeśli drużyna René wygra, a on zacznie udawać Mię Hamm i

wymachiwać nad głową swoją koszulką, będę wiedziała, że robi to tylko po to, żeby

się popisać przed obecnymi tutaj hordami fanek księcia Williama. Co pewnie można

by nawet zrozumieć. Widocznie działa mu na nerwy, że Willie jest o tyle

popularniejszy od niego. A przecież René ma całkiem imponujące bicepsy.

Gdyby tylko te dziewczyny wiedziały o udawaniu Enrique Iglesiasa przed

lustrem...

Za trzy dni, siedemnaście godzin i sześć minut znów zobaczę Michaela. Nic

mi nie mówcie o imponujących bicepsach...

Sobota, 17 stycznia, 23.00,

książęca sypialnia w Genowii

Grandmére naprawdę nie ma kontaktu z rzeczywistością. Dzisiaj odbył się

pożegnalny bal - no wiecie, dla uczczenia zakończenia mojej pierwszej oficjalnej

wizyty w Genowii w roli następczyni tronu.

Grandmére marudziła o tym balu od tygodni: że to moja wielka szansa, żeby

się zrehabilitować po tej całej aferze z parkometrami. Nie wspominając już o osobie

księcia Williama. W gruncie rzeczy, przy tej całej gadaninie, jakoby Michael nie był

odpowiednim materiałem na księcia małżonka, dała mi tak w kość, że przypisuję jej

całkowitą odpowiedzialność za pojawienie się pryszcza - mimo że pryszcza już nie

ma dzięki cudom współczesnej dermatologii. Biorąc pod uwagę nacisk, jaki

wywierała na mnie Grandmére, i niepokój wynikający z przeświadczenia, że właśnie

teraz mój chłopak może brać lekcje surfingu u jakiejś pozbawionej pryszczy panny w

typie Kate Bosworth, to i tak cud, że moja cera nie zaczęła przypominać cery tego

faceta, którego trzymano zamkniętego w piwnicy w filmie Goonies.

No, nieważne. Tak więc Grandmére robiła strasznie dużo zamieszania wokół

moich włosów (które odrastają i znów zaczynają przyjmować kształt trójkąta, ale kto

by się tym przejmował; podobno chłopcy wolą długowłose dziewczyny od dziewczyn

background image

krótkowłosych - czytałam o tym we francuskim „Cosmopolitanie”), nie mniejsze

zamieszanie robiła wokół moich paznokci (no i dobra, mimo wszystkich

noworocznych postanowień nadal je obgryzam; powieście mnie za to), a jeszcze

większe zamieszanie robiła wokół tego, co mam powiedzieć do księcia Williama.

A potem, po tym wszystkim, wchodzimy na tę głupią salę balową, ja

podchodzę do Williego (który, muszę to przyznać - mimo że moje serce nadal należy

do Michaela - wyglądał w smokingu całkiem apetycznie) i szykuję się, żeby

powiedzieć: „Bardzo miło mi cię poznać”, aż tu nagle stało się tak, że w ostatniej

sekundzie zapomniałam, z kim właściwie rozmawiam, bo spojrzał na mnie tymi

swoimi chłodnymi jak lód niebieskimi oczami i totalnie mnie zmroziło, dokładnie tak

jak kiedyś w towarzystwie Josha Richtera, który uśmiechnął się do mnie w drogerii

Bigelow's. Poważnie, zupełnie jakbym nie mogła sobie przypomnieć, gdzie jestem ani

co tam robię. Tylko patrzyłam w te błękitne oczy i myślałam: „O mój Boże, one mają

dokładnie kolor morza za oknem mojej książęcej sypialni w Genowii”.

A potem książę William powiedział: „Bardzo miło mi cię poznać”, i uścisnął

mi rękę, a ja tylko się na niego gapiłam, chociaż przecież on mi się wcale w ten

sposób nie podoba. KOCHAM SWOJEGO CHŁOPAKA.

Ale pewnie tak to już jest z tym facetem. Ma w sobie taką charyzmę jak, nie

przymierzając, Bill Clinton (Clintona jednak nigdy nie spotkałam, tylko czytałam o

nim).

No, nieważne, to już wszystko. Tak się skończyło moje spotkanie z brytyjskim

księciem Williamem! Odwrócił się potem ode mnie, żeby odpowiedzieć na czyjeś

pytanie na temat wyścigów koni pełnej krwi, a ja powiedziałam coś w rodzaju: „Och,

popatrzcie, pieczone kapelusze pieczarek!”, żeby czymś pokryć potworne zmieszanie,

i rzuciłam się w pogoń za lokajem, który je serwował. I to wszystko, koniec.

Nie muszę chyba mówić, że nie zdobyłam jego adresu mailowego. Tina będzie

musiała nauczyć się żyć z tym rozczarowaniem.

Ale wieczór na tym się nie skończył. Wcale nie. Pojęcia nie miałam, co mnie

jeszcze może czekać, kiedy Grandmére zaczęła mnie ni stąd, ni zowąd wpychać w

ramiona księcia René , żebyśmy zatańczyli przed reporterem „Newsweeka”, który

przyjechał do Genowii, żeby napisać artykuł o przejściu naszego księstwa na euro.

PRZYSIĘGAŁA potem, że tylko o to jej chodziło - o fotografię.

Ale kiedy już zatańczyliśmy (w czym, nawiasem mówiąc, jestem

beznadziejna... To znaczy w tańcu. Umiem tańczyć na dwa, jeżeli patrzę pod nogi i

background image

cały czas w myślach liczę kroki, ale wiecie co? Oni tu w Genowii nie tańczą na dwa...

Przynajmniej nie w pałacu), widziałam, że Grandmére chodziła po sali i pokazywała

nas ludziom palcami, i było tak wyraźnie widać, co przy tym mówiła, że nie muszę

nawet umieć czytać z ust, żeby zgadnąć: „Czy to nie jest świetnie dobrana para?”

UGH!!!!!!

No więc potem, kiedy tańce się skończyły, podeszłam do Grandmére i na

wszelki wypadek - żeby nie robiła sobie jakichś nadziei - powiedziałam do niej:

- Grandmére, mam wprawdzie zamiar przystopować nieco z telefonami do

Michaela, ale to jeszcze nie znaczy, że zamierzam zacząć chodzić z księciem René ...

Który zaraz potem spytał mnie, czy nie miałabym ochoty wyjść na chwilę na

taras i zapalić papierosa.

Oczywiście odpowiedziałam mu, że nie palę, i że on też nie powinien, bo w

samych tylko Stanach Zjednoczonych tytoń odpowiada za śmierć przynajmniej pół

miliona osób rocznie, ale on zaczął się ze mnie śmiać, niczym James Spader w

Dziewczynie w różowej sukience.

No to powiedziałam mu, żeby sobie niczego nie wyobrażał, bo ja już mam

chłopaka, i może on nie widział filmu zrealizowanego na podstawie mojej biografii,

ale ja doskonale wiem, jak sobie radzić z facetami, którzy kręcą się wokół mnie tylko

ze względu na moje klejnoty koronne.

Wtedy René powiedział, że jestem urocza, a ja odparłam:

- Na litość boską, daj już spokój tym tekstom w stylu Enrique Iglesiasa.

A potem podszedł do mnie tata i spytał, czy nie widziałam gdzieś premiera

Grecji, a ja mu powiedziałam:

- Tato, wydaje mi się, że Grandmére chciałaby mnie wydać za René ...

Wtedy tata zacisnął mocno wargi i wziął Grandmére na bok „na słówko”.

Tymczasem książę René wymknął się, żeby się obściskiwać z jedną z sióstr Hilton.

Grandmére później podeszła do mnie i powiedziała, żebym nie była śmieszna,

że ona chciała, żebym zatańczyła z księciem René tylko po to, żeby można było

zrobić ładne zdjęcie dla „Newsweeka”, i że może napiszą o nas jakiś artykuł, który

przyciągnąłby do Genowii jeszcze więcej turystów.

Na co odparłam, że biorąc pod uwagę rozpadającą się infrastrukturę, większa

liczba turystów jest dokładnie tym, czego temu krajowi najmniej potrzeba.

Przypuszczam, że gdyby jakiś projektant obuwia kupił na pniu należący do

mnie pałac, też byłabym zdesperowana, ale nie wybierałabym dziewczyny, na której

background image

barkach spoczywa odpowiedzialność za los całego narodu - i która poza tym już MA

chłopaka.

Dla własnego pocieszenia powiem tylko, że jeśli „Newsweek” opublikuje to

zdjęcie, może Michael zacznie robić się zazdrosny o René , tak jak pan Rochester w

kwestii tego całego St. Johna, i stanie się wobec mnie jeszcze bardziej władczy!!!

Za dwa dni, osiem godzin i dziesięć minut znów zobaczę Michaela.

NIE MOGĘ SIĘ JUŻ DOCZEKAĆ!!!!!!!!!!!!

Poniedziałek, 19 stycznia,

15.00 czasu genowiańskiego,

książęcy genowiański odrzutowiec

na wysokości 15 000 metrów n.p.m.

Nie mogę uwierzyć, że:

A. Tata wolał zostać w Genowii, żeby spróbować rozwiązać kryzys związany

z problemem parkometrów, niż wracać ze mną do Nowego Jorku.

B. On naprawdę uwierzył Grandmére, kiedy mu powiedziała, że w związku z

tym, jak słabo wypadłam w Genowii, powinnam kontynuować lekcje

etykiety.

C. Ona (nie mówiąc już o Rommlu) wraca ze mną do Nowego Jorku.

TO NIE FAIR. Ja dotrzymałam swojej części umowy. Odbyłam każdą lekcję

etykiety, jaką Grandmére raczyła mi zaordynować. Zdałam algebrę. Wygłosiłam to

swoje głupie orędzie do narodu Genowii.

Grandmére mówi, że cokolwiek sobie wyobrażam, i tak muszę się jeszcze

mnóstwo nauczyć o sztuce rządzenia. Tyle że ona strasznie się myli. Wiem, że wraca

do Nowego Jorku wyłącznie po to, żeby się nade mną znęcać. To stało się dla niej

czymś w rodzaju hobby. W gruncie rzeczy - z tego, co widzę - może to być jej

wrodzony talent, wręcz dar od Boga.

Przynajmniej ma tyle szczęścia, że w ogóle dostał jej się jakiś talent. Ale to i

tak okropnie nie fair.

No i dobra, zanim wyjechałam, tata wsunął mi do ręki sto euro i powiedział,

żebym się nie przejmowała Grandmére, bo on mi to pewnego dnia wynagrodzi.

Ale przecież nic nie zdoła zrobić, żeby mi wynagrodzić to, co się będzie

działo TERAZ. Nic.

background image

Mówi, że to tylko nieszkodliwa starsza pani i że powinnam starać się cieszyć

jej towarzystwem, póki mogę, bo pewnego dnia zabraknie jej wśród nas. Popatrzyłam

na niego tylko, jakby zwariował. Nawet on nie zdołał utrzymać obojętnej miny.

- No dobra - powiedział - przeznaczę dwieście dolców dziennie na

Greenpeace, jeśli dzięki tobie na jakiś czas będę miał ją z głowy.

Co jest o tyle śmieszne, że tacie już nic na głowie nie zostało. To znaczy jest

łysy.

Dwieście dolców to dwa razy tyle, ile już przekazywał w moim imieniu na

rzecz mojej ulubionej organizacji. Mam szczerą nadzieję, że Greenpeace docenia

niewyobrażalny wysiłek, jaki podejmuję dla ich dobra.

No więc Grandmére wraca do Nowego Jorku ze mną i ciągnie ze sobą tego

tchórza Rommla. W dodatku właśnie wtedy, kiedy dopiero co zaczęło mu odrastać

futerko. Biedulek.

Powiedziałam tacie, że wytrzymam jeszcze jeden semestr lekcji etykiety, ale

żeby lepiej z góry wyjaśnił z Grandjnere jedną sprawę, a mianowicie: mam teraz

chłopaka, i to na poważnie. Niech Grandmére nie próbuje sabotować tego związku

albo wyobrażać sobie, że może mnie próbować swatać z jakimiś kolejnym książętami

René . Nie obchodzi mnie, ile tytułów arystokratycznych będzie miał ewentualny

kandydat, moje serce należy do Szanownego Pana Michaela Moscovitza.

Tata mi powiedział, że zobaczy, co się da zrobić. Ale nie jestem pewna, czy w

ogóle słuchał, co mówię, bo kręciła się koło nas Miss Republiki Czech i machała

swoją szarfą jakoś tak niecierpliwie.

W każdym razie przed chwilą sama powiedziałam Grandmére, żeby nic nie

kombinowała w sprawie Michaela.

- Nie chcę więcej słyszeć ani słowa o tym, że podobno jestem jeszcze za

młoda, żeby się zakochiwać - powiedziałam przy lunchu (łosoś gotowany na parze

dla Grandmére, sałatka z trzech odmian fasoli dla mnie) podanym nam przez

genowiańskie stewardesy. - Jestem wystarczająco dorosła, żeby wiedzieć, co się

dzieje w moim sercu, a to znaczy, że jestem wystarczająco dorosła, żeby komuś to

serce oddać, jeśli będę miała ochotę.

Grandmére mruknęła, że w takim razie powinnam być też gotowa na sercowe

rozczarowanie, ale ją zignorowałam. To, że jej własne życie uczuciowe po śmierci

dziadka stało się niezupełnie satysfakcjonujące, jeszcze nie znaczy, że może się

cynicznie odnosić do mojego.

background image

No bo niewiele jej widać przyszło ze spotykania się z magnatami prasowymi,

dyktatorami i innymi cudakami. Tymczasem mnie i Michaela czeka wielka miłość,

zupełnie taka, jaka połączyła Jane i pana Rochestera. Albo Jenifer Aniston i Brada

Pitta.

A przynajmniej mamy na to szansę, jeśli w końcu uda nam się pójść na jakąś

randkę.

Został mi jeden dzień i czternaście godzin do spotkania z nim.

Poniedziałek, 19 stycznia,

dzień pamięci Martina Luthera Kinga,

poddasze - nareszcie

Jestem taka szczęśliwa, że omal nie eksploduję jak ten bakłażan, którego

kiedyś zrzuciłam z okna sypialni Lilly na szesnastym piętrze.

Jestem w domu!!!!!!! Nareszcie w domu!!!!!!!

Nawet nie wiem, jak wam opowiedzieć, jak świetnie się czułam, patrząc przez

okno samolotu na światła Manhattanu. Łzy mi się zakręciły w oczach, kiedy zdałam

sobie sprawę, że znów jestem w powietrzu nad moim ukochanym miastem.

Wiedziałam, że pode mną taksówkarze potrącają biedne staruszki (szkoda, że nie

moją Grandmére...), właściciele spożywczaków oszukują klientów przy wydawaniu

reszty, bankierzy inwestycyjni nie sprzątają po swoich psach, a w całym mieście

bezduszni producenci, dyrektorzy, agenci, wydawcy i choreografowie rozwiewają do

cna nadzieje różnych ludzi na karierę w zawodach piosenkarza, aktora, muzyka,

pisarza czy tancerza.

Tak, znów znalazłam się w moim ukochanym Nowym Jorku. Wreszcie

wróciłam do domu.

Zdałam sobie z tego sprawę szczególnie wyraźnie, kiedy wysiadłam z

samolotu, a tam czekał na mnie Lars, gotów zastąpić w obowiązkach ochroniarza

Francois, faceta, który opiekował się mną w Genowii i nauczył mnie wszystkich

francuskich przekleństw.

Lars wyglądał wyjątkowo groźnie, a to ze względu na ciemną opaleniznę po

miesięcznym urlopie. Ferie zimowe spędził na Belize w towarzystwie Wahima,

ochroniarza Tiny Hakim Baba. Nurkowali z maskami i polowali na dzikie świnie. Na

pamiątkę swojej podróży podarował mi kawałek kła dzikiej świni, chociaż ja

background image

oczywiście nie popieram zabijania zwierząt dla rozrywki, nawet dzikich świń, które

nic nie mogą poradzić na to, że są takie paskudne i wredne.

Potem, po sześćdziesięciu pięciu minutach opóźnienia, dzięki korkom na Belt

Parkway znalazłam się w domu.

Tak dobrze było znów zobaczyć mamę!!! Już zaczyna mieć widoczny

brzuszek. Nie chciałam jej nic mówić, bo chociaż mama twierdzi, że nie obchodzą jej

standardy piękna obowiązujące w zachodnim świecie i że nie ma nic złego w tym, że

kobieta nosi rozmiar większy niż ósemka, jestem całkiem pewna, że gdybym

powiedziała coś w rodzaju: „Mamo, jesteś wielka”, nawet w formie komplementu,

zaczęłaby płakać. Mimo wszystko zostało jej do końca ciąży jeszcze sporo czasu.

Powiedziałam zatem:

- To dziecko to będzie chłopiec. A jeśli nie, będziesz miała dziewczynkę tak

wysoką jak ja.

- Och, mam nadzieję - powiedziała mama i otarła z twarzy łzy radości. A

może płakała dlatego, że Gruby Louie strasznie gryzł ją po kostkach, usiłując dostać

się bliżej mnie. - Przydałaby mi się jakaś kopia ciebie na te okazje, kiedy jesteś

daleko. Tak bardzo za tobą tęskniłam! Nikt mnie nie karcił za zamawianie z Number

One Noodle Son pieczonej wieprzowiny i zupy wonton.

- Ja próbowałem - zapewnił mnie pan Gianini.

Pan G. też wygląda świetnie. Zapuszcza sobie kozią bródkę. Udałam, że mi się

podoba.

A potem pochyliłam się i podniosłam Grubego Louie, który aż warczał, żeby

zwrócić moją uwagę, i uściskałam go mocno. Może się mylę, ale chyba schudł

podczas mojej nieobecności. Nie chcę nikogo oskarżać o umyślne głodzenie go, ale

zauważyłam, że jego miseczka na suche jedzenie nie była pełna po brzegi. W gruncie

rzeczy wyglądała na pełną zaledwie do połowy. Ja sama zawsze napełniam miseczkę

Grubego Louie po wrąbek, bo nigdy nie wiadomo, kiedy na Manhattanie zapanuje

nagła zaraza i zabije wszystkich poza kotami. Gruby Louie nie może sam sobie

nasypać jedzenia, jako że kocie łapki są pozbawione kciuków, więc trzeba mu

wsypywać trochę jedzenia na zapas, na wypadek gdybyśmy wszyscy umarli i w

pobliżu nie byłoby nikogo, kto by mógł otworzyć mu torbę z kocimi chrupkami.

Ale poddasze wygląda rewelacyjnie!!! Pan Gianini wiele rzeczy odnowił,

kiedy mnie nie było. Pozbył się choinki - to pierwszy taki wypadek w historii rodziny

Thermopolis, że choinka zniknęła z poddasza przed Wielkanocą - i założył nam stałe

background image

łącze internetowe. Więc teraz można mailować albo wchodzić na sieć w każdej

chwili, nie blokując telefonu.

To jak cud boski.

A to jeszcze nie wszystko. Pan G. zupełnie przerobił ciemnię, która nam

została po czasach, kiedy mama przechodziła swoją fazę Ansel Adams. Usunął

okiennice i pozbył się wszystkich toksycznych chemikaliów, które walały się tam, ho

mama i ja bałyśmy się ich dotykać. Teraz ciemnia będzie pokojem dziecinnym! Jest

taki słoneczny i jasny. A przynajmniej BYŁ, zanim mama zaczęła malować na

ścianach (jajecznymi temperami, naturalnie, żeby nie narażać na szwank zdrowia

swojego nienarodzonego dziecka!) scen o wielkiej wadze historycznej, takich jak

przesłuchanie Winony Ryder albo zaręczyny J. Lo i Bena Afflecka, żeby, jak mówi,

dziecko zyskało zrozumienie wszelkich problemów, przed jakimi staje nasz naród

(pan G. zapewnił mnie na osobności, że przemaluje pokój, gdy tylko mama zostanie

przyjęta na porodówkę. Kiedy już endorfiny zrobią swoje, nawet się nie zorientuje.

Mogę powiedzieć tylko jedno - dzięki Bogu, że tym razem w celach reprodukcyjnych

mama wybrała mężczyznę obdarzonego zdrowym rozsądkiem).

Ale najlepsze ze wszystkiego czekało mnie na automatycznej sekretarce.

Mama puściła mi tę wiadomość z dumą niemal w tej samej chwili, w której

przekroczyłam próg.

TO BYŁA WIADOMOŚĆ OD MICHAELA!!! MOJA PIERWSZA

NAGRANA WIADOMOŚĆ OD MICHAELA, ODKĄD ZOSTAŁAM JEGO

DZIEWCZYNĄ!!!!!!!!!!!

Co oczywiście oznacza, że musiało podziałać. To znaczy, to moje

niedzwonienie.

Wiadomość brzmiała tak:

Cześć, Mia. Taa, tu Michael. Zastanawiałem się właśnie,

czy byś nie mogła, hm, no, zadzwonić do mnie, kiedy odsłuchasz
tę wiadomość. Bo dawno cię nie słyszałem. I tylko chciałem się
upewnić,: czy, hm, no, wszystko w porządku u ciebie. I czy
bezpiecznie dotarłaś do domu. I czy nic się nie stało. No
dobra. To na tyle. Cóż. To pa. Aha, mówił Michael. A może już
to mówiłem. Nie pamiętam. Dzień dobry, pani Thermopolis. Dzień
dobry, panie G. No dobra. To ja spadam. Zadzwoń do mnie, Mia.
Cześć.

background image

Wyjęłam taśmę z sekretarki i schowałam ją w szufladzie mojej nocnej szafki

razem z:

A. kilkoma ziarenkami ryżu z worka, na którym siedzieliśmy z Michaelem

podczas Balu Wielu Kultur, na pamiątkę pierwszego razu, kiedy

zatańczyliśmy wolny taniec,

B. zasuszonym kawałkiem grzanki z Rocky Horror Picture Show, bo to wtedy

byliśmy z Michaelem na pierwszej randce, tylko że to nie była prawdziwa

randka, bo poszedł też z nami Kenny, i

C. śnieżynkę wyciętą z papieru z Bezwyznaniowego Zimowego Balu, na

pamiątkę naszego pierwszego pocałunku.

Ta wiadomość to był najlepszy prezent gwiazdkowy, jaki mogłam dostać.

Nawet lepszy niż stałe łącze.

Potem poszłam do swojego pokoju i rozpakowałam się, i na swoim

magnetofonie odegrałam tę wiadomość jeszcze chyba z pięćdziesiąt razy, a mama co

chwilę wchodziła, żeby znów mnie uściskać i zapytać, czy mam ochotę posłuchać jej

nowego kompaktu Liz Phair, i chciała mi pokazywać swoje rozstępy. A potem, kiedy

do mnie weszła tak gdzieś za trzydziestym razem, a ja znów słuchałam wiadomości

od Michaela, zapytała:

- Kochanie, czy ty jeszcze do niego nie oddzwoniłaś?

A ja powiedziałam:

- Nie.

Na co mama spytała:

- Dlaczego?

A ja powiedziałam:

- Bo usiłuję postępować jak Jane Eyre.

I wtedy mama zmrużyła oczy, tak jak robi to zawsze, kiedy na C - SPAN

odbywa się debata na temat subsydiowania sztuk pięknych.

- Jane Eyre? - powtórzyła. - Chodzi ci o tę książkę?

- Dokładnie - odparłam, wyciągając spod Grubego Louie malutkie wysadzane

brylancikami uchwyty do serwetek, które dostałam na gwiazdkę od premiera Francji.

Gruby Louie położył się w mojej walizce, bo chyba wydawało mu się, że ja się

pakuję, a nie rozpakowuję, i chciał mnie powstrzymać przed kolejnym wyjazdem. -

Widzisz, Jane nie latała za panem Rochesterem, tylko pozwoliła mu latać za sobą.

background image

Więc Tina i ja obiecałyśmy sobie, że będziemy postępować tak jak Jane.

W przeciwieństwie do Grandmére mama wcale nie ucieszyła się na te słowa.

- Ależ Jane Eyre była dla pana Rochestera po prostu wredna! - zawołała.

Nie wspomniałam, że mnie się też tak wydawało... z początku.

- Mamo - powiedziałam bardzo stanowczym tonem. - A co powiesz o tym

całym zamknięciu Berty na strychu?

- Przecież ona była szalona - zauważyła mama. - A w tamtych czasach nie

mieli psychotropów. Zamknięcie Berty na strychu było łagodniejszym rozwiązaniem

niż wysłanie jej do szpitala wariatów, biorąc pod uwagę, jak te instytucje wyglądały

w tamtych czasach. Tam ludzi przykuwano do ścian łańcuchami. Doprawdy, Mia, nie

mam pojęcia, skąd ci się bierze choćby połowa tych pomysłów. Jane Eyre? Skąd

wytrzasnęłaś Jane Eyre?

- Hm... - mruknęłam, usiłując zyskać na czasie, bo wiedziałam, że moja

odpowiedź mamie się nie spodoba. - Grandmére mi ją dała.

Mama tak mocno zacisnęła usta, że wargi zupełnie jej znikły.

- Powinnam była się domyślić - powiedziała. - No cóż, Mia, uważam, że to

chwalebne, że razem z przyjaciółką postanowiłyście nie uganiać się za chłopakami.

Ale jeśli jakiś chłopak zostawia miłą wiadomość na twojej automatycznej sekretarce,

tak jak Michael właśnie to zrobił, trudno uznać za ganianie za nim, gdybyś zachowała

się, jak nakazuje uprzejmość i oddzwoniła.

Zastanowiłam się nad tym. Mama prawdopodobnie miała rację. Przecież to nie

tak, jakby Michael trzymał na strychu szaloną żonę. Apartament przy Piątej Alei,

gdzie mieszkają Moscovitzowie, nawet nie ma strychu, o ile mi wiadomo.

- Okay - powiedziałam, odkładając ubrania, które chciałam odwiesić do szafy.

- Chyba mogę do niego zadzwonić.

Serce mi rosło na samą myśl. Za minutę - za mniej niż minutę, jeśli uda mi się

pozbyć mamy z pokoju dość szybko - będę rozmawiała z Michaelem! Nie będzie już

tego dziwnego poszumu, który pojawia się zawsze, kiedy dzwonisz przez ocean. Bo

nie ma już między nami żadnego oceanu! Tylko park Washington Square. I nie będę

się musiała martwić, że mógłby żałować, że zamiast Mią Thermopolis nie jestem

jakąś Kate Bosworth, bo na Manhattanie nie ma dziewczyn w tym typie..; A jeżeli

nawet są, to muszą się w coś ubierać, zwłaszcza zimą.

- Odpowiadanie na telefony nie liczy się jako uganianie - powiedziałam. -

Chyba mogę tak zrobić.

background image

Mama, która siedziała na krawędzi łóżka, tylko potrząsnęła głową.

- Mia... - westchnęła. - Wiesz, że nie lubię sprzeciwiać się twojej babce... - To

było największe kłamstwo, jakie usłyszałam od czasu, gdy René powiedział mi, że

cudownie tańczę walca, ale puściłam je mimo uszu, ze względu na stan mamy. - Ale

stanowczo uważam, że nie powinnaś stosować wobec chłopaków jakichś gierek.

Zwłaszcza w przypadku chłopaka, na którym ci zależy. A już szczególnie w

przypadku takiego chłopaka jak Michael.

- Jeśli chcę spędzić z nim resztę życia, to będę musiała stosować wobec niego

różne gierki - wyjaśniłam jej cierpliwie. - Z całą pewnością nie mogę powiedzieć mu

prawdy. Gdyby kiedykolwiek dowiedział się o sile mojego uczucia do niego, uciekłby

jak spłoszona gołębica.

- Jak co? - Mama zrobiła zaskoczoną minę.

- Jak spłoszona gołębica - tłumaczyłam. - Widzisz, Tina powiedziała swojemu

chłopakowi, Dave'owi Faroukowi El - Abarowi, co do niego naprawdę czuje, a on

zachował się wobec niej zupełnie jak David Caruso.

- Jak kto? - Mama zamrugała.

- Jak David Caruso - powtórzyłam. Zrobiło mi się żal mamy. Najwyraźniej

udało jej się złapać pana Gianiniego przez przypadek. W głowie mi się nie mieściło,

że nie wie takich podstawowych rzeczy. - No wiesz, zniknął, i to na długo. Dave

pojawił się dopiero wtedy, kiedy Tinie udało się zorganizować bilety na

Wrestlemanię do Garden. A i od tamtej pory, jak mówi Tina, nie układa im się.

Skończyłam rozpakowywanie, wypędziłam Grubego Louie z walizki,

zamknęłam ją i postawiłam na podłodze. A potem usiadłam obok mamy na łóżku.

- Mamo... - powiedziałam - NIE CHCĘ, żeby to samo przytrafiło się mnie i

Michaelowi. Kocham Michaela bardziej niż kogokolwiek na świecie, wyjąwszy

ciebie i Grubego Louie.

Tę drugą część dodałam tylko po to, żeby nie było jej przykro. Chyba kocham

Michaela bardziej niż mamę. Brzmi to okropnie, lecz nic na to nie poradzę, tak po

prostu czuję.

Ale nigdy i nikogo nie pokocham tak, jak kocham Grubego Louie.

- Dalej nie rozumiesz? - spytałam. - Nie chcę schrzanić tego, co łączy mnie i

Michaela. On jest moim Romeo w czarnych dżinsach. - Nigdy nie widziałam

Michaela w czarnych dżinsach, ale jestem pewna, że ma takie. Po prostu w szkole

musimy nosić szkolne mundurki, więc na ogół widuję go w szarych flanelowych

background image

spodniach, które stanowią część tego mundurka. - A rzecz sprowadza się do tego, że

Michael mógłby trafić dużo lepiej zamiast na mnie. Muszę więc szczególnie uważać.

Mama zamrugała oczami i popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem.

- Mógłby trafić lepiej? Mia, na miłość boską, o czym ty mówisz?

- No cóż - odparłam - ja przecież nie jestem dobrą partią. Tak naprawdę nie

jestem wcale ładna ani nic, a chyba obie wie - I my, jak ciężko musiałam pracować,

żeby zdać algebrę, i to w pierwszej klasie. W zasadzie w niczym nie jestem dobra.

- Mia! - Mama patrzyła na mnie z oburzeniem. - Co ty wygadujesz?! Mnóstwo

rzeczy świetnie ci idzie! Mój Boże, wiesz przecież chyba wszystko o ochronie

środowiska i o Islandii, i o tym, co leci na Lifetime Channel...

Próbowałam uśmiechnąć się do niej z otuchą, jakbym naprawdę uważała, że te

rzeczy można potraktować jako wrodzone talenty. Nie chciałam, żeby mama winiła

się za to, że nie przekazała mi żadnych swoich artystycznych uzdolnień. Co w sumie

nie jest jej winą, po prostu DNA gdzieś się poplątało, i tyle.

- Taaa... - powiedziałam. - Ale widzisz, mamo, to nie są prawdziwe

uzdolnienia. Michael jest świetny i inteligentny, i umie grać na kilku instrumentach, i

pisze piosenki, i radzi sobie ze wszystkim, do czego się weźmie, i to tylko kwestia

czasu, zanim złapie go jakaś naprawdę śliczna dziewczyna, która umie surfować, czy

coś...

- Zupełnie nie wiem - odparła mama - czemu uważasz, że tylko dlatego, że

musiałaś przyłożyć się do algebry trochę bardziej niż inni ludzie w twojej klasie, to

ma od razu znaczyć, że w niczym nie jesteś dobra albo że Michael rzuci cię dla

dziewczyny, która będzie umiała surfować. Ale uważam, że jeśli' nie widziałaś

chłopaka przez miesiąc, a on zostawia dla ciebie wiadomość, to zwykłą

przyzwoitością byłoby oddzwonić do niego. Jeśli tego nie zrobisz, gwarantuję ci, że

on cię w końcu rzuci. I wcale nie będzie wyglądał jak spłoszona gołębica.

Popatrzyłam na mamę i pomyślałam, że ma rację. I zrozumiałam wtedy, że

plan Grandmére - no wiecie, że faceta, którego się kocha, zawsze należy utrzymywać

w niepewności co do swoich uczuć - ma pewne słabe punkty. Na przykład on mógłby

po prostu uznać, że faktycznie go nie lubisz, i pójść w swoją stronę, może nawet

zakochać się w jakiejś innej dziewczynie, której miłości mógłby być pewien, takiej

jak Judith Gershner, prezeska Klubu Komputerowego, stanowiąca stałe zagrożenie,

mimo że podobno umawia się z jakimś chłopakiem z Trinity, ale przecież nigdy nie

wiadomo, to mogła być zmyłka, żebym nabrała fałszywego poczucia, że Michaelowi

background image

nic nie grozi ze strony klonujących muszki owocowe paluszków Judith...

- Mia - zagaiła mama, patrząc na mnie z wielkim niepokojem. - Nic ci nie

jest?

Usiłowałam się uśmiechnąć, ale nie mogłam. Jak, zastanawiałam się,

mogłyśmy z Tiną przeoczyć tę bardzo poważną wadę naszego planu? Nawet teraz

Michael mógł rozmawiać przez telefon z Judith albo jakąś inną równie inteligentną

dziewczyną o kwazarach czy fotonach, czy o czym tam rozmawiają intelektualiści.

Co gorsza, mógł wisieć na telefonie i gadać z Kate Bosworth o surfowaniu na

wysokiej fali.

- Mamo - oznajmiłam, wstając. - Musisz teraz wyjść. Chcę do niego

zadzwonić.

Byłam zadowolona, że paniki, która mnie ogarniała, nie było przynajmniej

słychać w moim głosie.

- Och, Mia - powiedziała mama, robiąc zadowoloną minę. - Naprawdę dobrze

zrobisz. Charlotte Bronte jest wprawdzie znakomitą pisarką, ale musisz pamiętać, że

napisała Jane Eyre w latach czterdziestych dziewiętnastego wieku, a wtedy świat

wyglądał nieco inaczej...

- Mamo... - powiedziałam lekko zniecierpliwionym głosem.

Rodzice Lilly i Michaela, państwo doktorostwo Moscovitz, mają

nienaruszalną zasadę dotyczącą dzwonienia po jedenastej w dni powszednie.

Verbotten i już. Była prawie jedenasta, a mama nadal tam stała i odmawiała mi

prywatności, której potrzebuję, żeby wykonać ważny telefon.

- Och - westchnęła i uśmiechnęła się.

Chociaż jest w ciąży, nadal wygląda jak totalna laska z tymi swoimi długimi

czarnymi włosami, które ślicznie się kręcą. Ja najwyraźniej odziedziczyłam włosy po

tacie, choć tak właściwie nigdy włosów taty nie widziałam, bo odkąd go pamiętam,

zawsze był łysy.

DNA bywa takie niesprawiedliwe.

W każdym razie mama WRESZCIE wyszła - ciężarne kobiety ruszają się tak

powoli; słowo daję, ewolucja powinna była raczej dodać im prędkości, żeby mogły

uciekać przed drapieżnikami czy czymś tam, ale najwyraźniej nie dała - a ja rzuciłam

się do telefonu, a serce biło mi jak szalone, bo NARESZCIE miałam porozmawiać z

Michaelem, i nawet moja mama powiedziała, że to w porządku, że moje dzwonienie

do niego nie liczy się jako ganianie za nim, skoro to on dzwonił pierwszy...

background image

I właśnie kiedy miałam wziąć do ręki słuchawkę, telefon zadzwonił. Moje

serce wykonało taki dziwny podskok, jaki robi za każdym razem, kiedy widzę

Michaela. Wiedziałam, że to on. Po prostu wiedziałam. Odebrałam po drugim

dzwonku - wprawdzie nie chcę, żeby mnie rzucił dla jakiejś bardziej gorliwej

dziewczyny, ale nie chcę też, żeby sobie myślał, że siedzę i wyczekuję na jego telefon

- i powiedziałam swoim najbardziej wyszukanym tonem:

- Helou?

Ucho wypełnił mi zachrypnięty od papierosów głos Grandmére.

- Amelia? Czemu tak dziwnie mówisz? Przeziębiłaś się?

- Grandmére... - No, to się w głowie nie mieści. Była dziesiąta pięćdziesiąt

dziewięć! Została mi dokładnie jedna minuto na telefon do Michaela bez ryzyka

popadnięcia w niełaskę u jego rodziców. - Nie mogę teraz rozmawiać. Muszę gdzieś

zadzwonić.

- Pfuit! - Grandmére wydała ten swój odgłos dezaprobaty. - A do kogóż to

zamierzasz dzwonić o takiej porze, bo sama pewnie się nie domyśle?

- Wszystko w porządku. - Dziesiąta pięćdziesiąt dziewięć i trzydzieści sekund.

- On dzwonił pierwszy. Ja tylko oddzwaniam. Tak nakazuje grzeczność.

- Jest za późna pora, żebyś wydzwaniała do TEGO CHŁOPAKA -

oświadczyła Grandmére.

Jedenasta. Moja szansa minęła. Dzięki, Grandmére.

- Zresztą i tak zobaczysz się z nim jutro w szkole – ciągnęła - a teraz daj mi do

telefonu swoją matkę.

- Moją matkę? - Byłam zdumiona. Grandmére nigdy nie rozmawia z moją

mamą, jeśli tylko może tego uniknąć. Nie układa im się, odkąd po zajściu w ciążę ze

mną mama odmówiła wyjścia za mąż za tatę, bo nie chciała pozwolić, żeby jej

dziecko zostało narażone na nabycie wad rodowej arystokracji.

- Tak, twoją matkę - powiedziała Grandmére. - Chyba wiesz, o kim mówię.

No więc wyszłam z pokoju i przekazałam słuchawkę mamie, która siedziała w

salonie z panem Gianinim i oglądała Anna Nicote Show. Nie mówiłam jej, kto

dzwoni, bo gdybym to zrobiła, kazałaby mi powiedzieć Grandmére, że jest pod

prysznicem, i sama musiałabym nadal rozmawiać z babką.

- Halo - powiedziała mama zadowolonym tonem, przekonana, że to któraś z

jej przyjaciółek dzwoni, żeby skomentować wygłupy Howarda K. Sterna i Bobby

Trendy. Wymknęłam się jak najszybciej. W pobliżu sofy leżało kilka ciężkich

background image

przedmiotów, które mama mogła cisnąć w moją stronę, gdybym została w zasięgu

strzału.

Wróciłam do pokoju i zaczęłam rozmyślać o Michaelu. Co mu powiem, kiedy

jutro Lars i ja zatrzymamy limuzynę, żeby podrzucić jego i Lilly do szkoły? Że

zrobiło się za późno na telefony? A jeśli on zauważy, że nozdrza mi latają, bo łżę?

Nie wiem, czy już się zorientował, że tak się dzieje zawsze, kiedy kłamię, ale wydaje

mi się, że wspomniałam o tym Lilly, bo przecież dolega mi kompletna nieumiejętność

trzymania buzi na kłódkę i nierozpowiadania rzeczy, które powinnam zatrzymać dla

siebie. Mogła mu to powtórzyć. I co wtedy?

A potem, kiedy siedziałam przygnębiona na łóżku, mocno już senna, bo w

Genowii była teraz jakaś piąta rano, nagle wpadłam na genialny pomysł. Mogłam

sprawdzić, czy Michael jest zalogowany w sieci, i przesłać mu wiadomość na ICQ!

Mogłam to zrobić, mimo że mama rozmawiała przez telefon z Grandmére, bo

przecież mieliśmy teraz stałkę!

Podeszłam więc do komputera i zrobiłam właśnie to. A on był w sieci!

Michael

- pisałam -

Cześć, to ja! Jestem już w domu! Miałam

do Ciebie zadzwonić, ale jest po jedenastej i nie chcę, żeby
Twoi rodzice się wściekli.

Michael zmienił sobie nicka, odkąd „Crackhead” zaczął podupadać. Już nie

pisze jako CracKing. Teraz używa nicka Linux - Rulz, żeby zaprotestować przeciwko

tłamszeniu przemysłu software'owego przez Microsoft.

LinuxRulz:

Witaj w domu! Dobrze Cię znów tu mieć. Martwiłem

się, że umarłaś, czy coś.

Więc zauważył, że przestałam dzwonić! A to znaczy, że wymyślony z Tiną

plan działał bez zarzutu. Przynajmniej do tej pory.

GrLouie:

Nie, nie umarłam. Tylko jestem non - - stop

zajęta. No wiesz, los arystokracji spoczywa na moich barkach i
tak dalej. Czy mamy z Larsem wpaść po Ciebie i Lilly jutro
przed szkołą?

LinuxRulz:

Byłoby fajnie. A co robisz w piątek?

background image

Co robię w piątek? On mnie zaprasza NA RANDKĘ? Ja i Michael pójdziemy

w końcu na randkę? Nareszcie???

Usiłowałam pisać od niechcenia, żeby nie widział, jak jestem

podekscytowana. Już zdążyłam wystraszyć Grubego Louie, bo tak podskakiwałam na

krześle przy komputerze, że o mało nie fiknął koziołka.

GrLouie:

Nic specjalnego, jak do tej pory. A czemu pytasz?

LinuxRulz:

Chcesz iść na kolację do Screening Room? Będą

wyświetlali pierwszą część Gwiezdnych Wojen.

O MÓJ BOŻE!!! ON MNIE ZAPROSIŁ NA RANDKĘ!!! Na kolację i na

film. Wszystko w jednym, bo w Screening Room siedzi się przy stole i je kolację,

podczas gdy na sali wyświetlany jest film. A przecież Gwiezdne Wojny to jeden z

moich ulubionych filmów, obok Wirującego seksu. Czy na świecie jest jakaś

dziewczyna szczęśliwsza ode mnie? Nie, nie sądzę. Britney, możesz mi skoczyć.

Palce mi drżały, kiedy odpisywałam.

GrLouie:

Chyba możemy tak się umówić. Będę musiała jeszcze

spytać mamę. Mogę dać Ci odpowiedź jutro?

LinuxRulz:

OK. Zatem do zobaczenia jutro. Około 8.15?

GrLouie:

Jutro, 8.15.

Chciałam dodać jeszcze coś o tym, że tęskniłam albo że go kocham, ale sama

nie wiem, po prostu dziwnie się czułam i nie mogłam tego zrobić. Bo przecież to

trochę żenujące mówić osobie, którą kochasz, że ją kochasz. Nie powinno tak być, ale

tak jest. Poza tym wydawało mi się, że Jane Eyre nie zrobiłaby czegoś takiego. Chyba

że, no wiecie, właśnie odkryłaby, że facet, którego kocha, oślepł podczas bohaterskiej

próby wyratowania swojej szalonej żony piromanki z płonącego piekła, które sama

roznieciła.

Ale zaproszenie mnie na kolację i film wydało mi się bohaterskim czynem.

A potem Michael dopisał:

LinuxRulz::

Mała, przeleciałem tę galaktykę | z jednego

krańca na drugi...

background image

Co jest moim ulubionym tekstem z pierwszej części Gwiezdnych Wojen. Więc

odpisałam...

GrLouie:

Tak się składa, że lubię miłych mężczyzn.

...przeskakując od razu do Imperium kontratakuje, na co Michael odpisał:

LinuxRulz:

Ja jestem miły.

A to nawet lepsze niż mówić, że się kogoś kocha, bo zaraz po tym, jak Han

Solo to mówi w filmie, zaczyna całować się z księżniczką Leią. O MÓJ BOŻE!!! To

naprawdę jest tak, jakby Michael był Hanem Solo, a ja księżniczką Leią, bo Michael

jest świetny w naprawianiu różnych rzeczy, na przykład napędów CD, a ja jestem

bardzo wyczulona na sprawy społeczne, jak księżniczka Leia, i tak dalej.

Poza tym pies Michaela, Pawłów, w pewnym sensie przypomina Chewbaccę.

To znaczy, gdyby Chewbacca był owczarkiem.

Nawet gdybym próbowała, nie umiałabym sobie wymarzyć fajniejszej randki.

No i mama na pewno mnie puści, bo Screening Room jest całkiem niedaleko, a poza

tym idę przecież z Michaelem. Nawet pan Gianini lubi Michaela, a on nie przepada za

wszystkimi chłopakami z Alberta Einsteina - mówi, że w większości są chodzącymi

bombami testosteronowymi.

Ciekawe, czy księżniczka Leia czytała kiedykolwiek Jane Eyre. Ale może

Jane Eyre nie istniała w jej galaktyce.

Teraz już na pewno nie zasnę. Jestem za bardzo nakręcona. ZOBACZĘ GO

ZA OSIEM GODZIN I PIĘTNAŚCIE MINUT.

A w piątek będę siedziała obok niego w zaciemnionej sali. Zupełnie sam na

sam. I nikogo dokoła. No, pomijając kelnerki i innych ludzi oglądających seans.

Moc jest ze mną.

Wtorek, 20 stycznia,

pierwszy dzień szkoły po feriach

Godzina wychowawcza

Dziś rano ledwie zwlokłam się z łóżka. W gruncie rzeczy udało mi się

background image

wygrzebać spod kołdry - i spod Grubego Louie, który przez całą noc leżał mi na

brzuchu i mruczał jak traktor - tylko ze względu na perspektywę spotkania z

Michaelem po raz pierwszy od trzydziestu dwóch dni.

To totalne okrucieństwo, żeby zmuszać osobę w moim delikatnym wieku,

kiedy powinna sypiać przynajmniej dziewięć godzin na dobę, żeby podróżowała

między dwoma mocno odległymi strefami czasowymi, nie dając jej nawet dnia

wypoczynku między jedną a drugą. Nadal jestem strasznie zmęczona po podróży i

pewna, że to źle wpłynie nie tylko na mój rozwój fizyczny (nie tyle w kwestii

wzrostu, bo już jestem dość wysoka, ale pod względem gruczołów piersiowych, które

są szalenie wrażliwe na wszelkie zakłócenia rytmu snu i czuwania), lecz i umysłowy.

A teraz zaczynam przecież drugi semestr pierwszej licealnej, więc moje

stopnie zaczną się poważnie liczyć. Nie żebym zamierzała iść na studia, czy coś

takiego. Przynajmniej nie od razu. Ja, podobnie jak książę William, zamierzam zrobić

sobie rok przerwy między szkołą a studiami. Ale mam nadzieję, że spędzę go,

rozwijając jakiś talent czy zainteresowanie, a jeśli żadnego do tej pory nie znajdę,

będę pracowała jako wolontariusz dla Greenpeace - mam nadzieję, że na jednym z

tych statków, które krążą w pobliżu japońskich i rosyjskich wielorybników. Nie

sądzę, żeby Greenpeace przyjmował ochotników, którzy mają średnią poniżej 3,0.

W każdym razie wstawanie dziś rano było męką, zwłaszcza że kiedy wyjęłam

już szkolny mundurek, zdałam sobie sprawę, że w szufladzie z bielizną nie ma moich

majtek z królową Amidalą. Muszę mieć na sobie majtki z królową Amidalą

pierwszego dnia nowego semestru, inaczej będę miała pecha przez całą resztę roku.

No bo miałam je na sobie w wieczór Bezwyznaniowego Zimowego Balu, kiedy

Michael powiedział, że mnie kocha.

Nie powiedział że JEST WE MNIE ZAKOCHANY. Powiedział, że mnie

kocha. Miejmy nadzieję, że jednak nie jak przyjaciela.

Muszę włożyć majtki z królową Amidalą pierwszego dnia nowego semestru,

tak samo jak muszę je wysłać do pralni przed piątkiem, żebym mogła je mieć na sobie

w czasie randki z Michaelem. Bo w ten wieczór przyda mi się każdy dodatkowy łut

szczęścia, jeżeli mam konkurować ze wszystkimi Kate Bosworth tego świata o jego

uczucie... No i skoro w ten wieczór zamierzam wręczyć Michaelowi prezent

urodzinowy. Prezent, który, mam nadzieję, tak bardzo mu się spodoba, że jeśli się

jeszcze we mnie nie zakochał, to natychmiast to zrobi.

Musiałam więc pójść do pokoju mamy, tego, który dzieli z panem Gianinim, i

background image

obudzić ją (na szczęście pan G. był pod prysznicem, bo przysięgam na Boga, że

gdybym musiała oglądać ich razem w łóżku w stanie, w jakim się wtedy

znajdowałam, skończyłabym tak samo jak Annę Heche). Zapytałam:

- Mamo, gdzie są moje majtki z królową Amidalą?

Mama, która śpi jak kamień, nawet kiedy nie jest w ciąży, odparła tylko:

- Szurnowog.

A to nawet nie jest ludzki język.

- Mamo - powtórzyłam - potrzebne mi są moje majtki z królową Amidalą.

Gdzie one są?

Ale mama mruknęła tylko:

- Kapukin.

Wtedy wpadłam na pomysł. Nie żebym naprawdę uważała, że mama zabroni

mi pójść na kolację z Michaelem, po tym jak ładnie mówiła o nim wczoraj

wieczorem. Ale żeby się upewnić, że nie mogła się wycofać, zapytałam:

- Mogę pójść z Michaelem na kolację i na film do Screening Room w piątek

wieczorem?

A ona, przewracając się z boku na bok, sapnęła:

- Taa, taaa, skuniper.

Więc sprawę uważam za załatwioną.

Ale i tak musiałam pójść do szkoły w zwyczajnej bieliźnie, co lekko mnie

zdenerwowało, bo nie ma w niej nic specjalnego, jest po prostu biała i nudna.

Trochę się rozchmurzyłam, kiedy wsiadłam do limuzyny, bo cieszyłam się, że

za moment zobaczę Michaela.

Ale wtedy zaczęłam się zastanawiać, co się> u licha, może stać, kiedy już

zobaczę Michaela. Bo jeśli się nie widziało własnego chłopaka przez trzydzieści dwa

dni, to nie wystarczy po prostu powiedzieć: „Cześć, jak się masz?”, kiedy już go

widzisz. Musisz go chyba uściskać czy coś.

Ale jak mam go uściskać w samochodzie? Na oczach wszystkich?

Przynajmniej nie musiałam się martwić o ojczyma, bo pan G. stanowczo odmawia

jeżdżenia do szkoły limuzyną ze mną, Larsem, Lilly i Michaelem, chociaż przecież

jedziemy w to samo miejsce. Pan Gianini twierdzi, że woli metro. Mówi, że tylko

wtedy może posłuchać muzyki, którą lubi (mama i ja nie pozwalamy mu puszczać

Blood, Sweat and Tears na poddaszu, więc musi ich słuchać na discmanie).

Ale co z Lilly? Przecież ona tam będzie. Jak mogę obejmować Michaela przy

background image

Lilly? No dobra, po części to dzięki niej Michael i ja w ogóle się zeszliśmy. Ale to nie

znaczy, że czuję się swobodnie, biorąc udział w publicznych demonstracjach naszych

wzajemnych uczuć NA JEJ OCZACH.

Gdybyśmy byli w Genowii, mogłabym bez zażenowania pocałować go w

policzki, bo tak tam wygląda standardowe powitanie.

Ale to jest Ameryka, gdzie nawet ręce ściska się ludziom z rzadka, chyba że

jest się, powiedzmy, burmistrzem.

A dochodziła jeszcze cała ta sprawa z Jane Eyre. To znaczy Tina i ja

postanowiłyśmy, że nie będziemy ganiać za naszymi chłopakami, ale nic nie

ustaliłyśmy w kwestii powitań z nimi po trzydziestodwudniowej nieobecności.

Miałam właśnie spytać Larsa, co jego zdaniem powinnam zrobić, kiedy

doznałam olśnienia - dokładnie w chwili, gdy przystawaliśmy przed

apartamentowcem Moscovitzów. Hans, kierowca, miał wysiąść i otworzyć drzwi

Lilly i Michaelowi, ale powiedziałam:

- Ja to zrobię.

I wyskoczyłam z samochodu.

A tam stał w śniegu Michael i był taki wysoki, przystojny i męski, a wiatr

burzył te jego ciemne włosy. Na sam jego widok serce zaczęło mi walić w tempie

chyba tysiąca uderzeń na minutę. Czułam się, jakbym miała się rozpłynąć...

Zwłaszcza kiedy uśmiechnął się na mój widok uśmiechem rozjaśniającym mu

oczy, które były tak ciemnobrązowe, jak to sobie zapamiętałam, i pełne tej samej

inteligencji i poczucia humoru jak wtedy, kiedy ostatni raz w nie spojrzałam,

trzydzieści dwa dni wcześniej.

Nie mogłam tylko stwierdzić jednego: czy były, czy nie były pełne miłości.

Tina twierdziła, że powinnam rozpoznać, patrząc w oczy Michaela, czy mnie kocha,

czy nie. Ale prawda jest taka, że patrząc Michaelowi w oczy, mogłam tylko

stwierdzić, że nie wydaję mu się kompletnie odpychająca. Gdybym się wydawała

odpychająca, pewnie by odwrócił wzrok, tak jak ja, kiedy widzę w szkolnej stołówce

tego faceta, który zawsze wyciąga kukurydzę ze swojego chilli.

- Cześć - powiedziałam głosem, który nagle zrobił się piskliwy.

- Cześć - powiedział Michael głosem wcale nie piskliwym, ale naprawdę

głębokim i przypominającym głos Wolverine'a.

A potem staliśmy tam i nie mogliśmy oderwać od siebie oczu, a oddech nam

zamarzał i tworzył małe obłoczki białej pary, a wokoło nas na Piątej Alei śpieszyli się

background image

ludzie - ludzie, których prawie nie dostrzegałam. Ledwo do mnie dotarło, że Lilly

powiedziała:

- Och, na litość boską...

I minęła nas, żeby wsiąść do limuzyny.

A potem Michael powiedział:

- Naprawdę dobrze znów cię widzieć.

A ja odparłam:

- Ja też się cieszę.

Ze środka limuzyny Lilly powiedziała:

- Ej, na zewnątrz jest poniżej zera, może byście się tak pośpieszyli i już

wsiedli?

A ja wtedy powiedziałam:

- Chyba powinniśmy...

A Michael dodał:

- Taaa...

I położył dłoń na klamce drzwi, żeby je dla mnie przytrzymać. A kiedy

zaczęłam się schylać, żeby wsiąść, drugą dłoń położył na moim ramieniu, a gdy się

obróciłam, żeby zobaczyć, czego chce (chociaż i tak właściwie wiedziałam),

powiedział:

- No i jak, możesz się ze mną spotkać w piątek wieczorem?

A ja odparłam:

- Yhym.

A wtedy on jakoś tak przyciągnął mnie za ramię zupełni w stylu pana

Rochestera, więc musiałam podejść do niego o kro” a on takim szybkim ruchem,

jakiego jeszcze u niego nie widzi łam, pochylił się i pocałował mnie prosto w usta, na

oczach odźwiernego i całej reszty Piątej Alei!

Muszę przyznać, że odźwierny Michaela i wszyscy przechodnie, włączając

pasażerów autobusu linii Ml, który mijał nas dokładnie w tej chwili, wcale nie

zwrócili specjalnej uwagi na to, że oto na ich oczach całuje się księżniczka Genowii.

Ale JA zauważyłam. I czułam się z tym świetnie. Poczułam się tak, jakby całe

moje zamartwianie się o to, czy Michael kocha mnie jak przyjaciółkę, czy jak

życiowego partnera, było trochę głupie.

Bo przyjaciół tak się nie całuje.

Tak mi się wydaje.

background image

No więc potem wślizgnęłam się na tylne siedzenie limuzyny obok Lilly z tym

szerokim, głupawym uśmiechem na twarzy, totalnie pewna, że ona się będzie ze mnie

śmiała, ale nic na to nie mogłam poradzić, bo byłam taka szczęśliwa, że mimo braku

majtek z królową Amidalą mój semestr już się dobrze zaczyna, a przecież nie trwał

jeszcze nawet kwadransa!

A wtedy Michael usiadł koło mnie, zatrzasnął drzwi i Hans ruszył, a Lars

powiedział do Lilly i Michaela:

- Dzień dobry.

A oni też się z nim przywitali i nawet nie wiedziałabym, że Lars się

podśmiewał nad swoją kawą latte, gdyby Lilly nie powiedziała mi o tym, kiedy już

wysiedliśmy z limuzyny pod szkołą.

- Bo niby - wyjaśniła - nic nie wiedzieliśmy o tym, co wy robicie tam na

zewnątrz...

Ale powiedziała to bez złośliwości.

Byłam taka szczęśliwa, że prawie do mnie nie docierało, co mówi Lilly po

drodze do szkoły, a mówiła cały czas o tym filmie opartym na mojej biografii.

Powiedziała, że wysłała list polecony do producentów i do tej pory nie otrzymała

odpowiedzi, chociaż minął już ponad tydzień.

- To jest - oświadczyła - kolejny przykład na to, że hollywoodzkie typki sądzą,

że wszystko ujdzie im na sucho. No cóż, jestem tu po to, żeby im uświadomić, jak

bardzo się mylą. Jeśli nie dostanę odpowiedzi do jutra, pójdę z tym do prasy.

Udało jej się zwrócić moją uwagę.

- Masz zamiar zwołać konferencję prasową? - spytałam.

- A czemu nie? - Lilly wzruszyła ramionami. - Ty zrobiłaś to samo, a do

niedawna trudno ci było sklecić jedno zdanie przed kamerą. Więc czemu miałabym

sobie nie poradzić?

Wow. Lilly naprawdę się wkurzyła tym filmem. Chyba będę musiała go

obejrzeć i przekonać się, czy rzeczywiście jest tak ile. Innym dzieciakom w szkole

niespecjalnie się podobał. No ale wszyscy byli w St. Moritz albo w swoich domkach

zimowych w Ojai, kiedy został wyemitowany. Byli za bardzo zajęci jeżdżeniem na

nartach albo leżeniem na plaży, żeby przejmować się jakimś głupim filmem

telewizyjnym nakręconym na podstawie życia ich koleżanki ze szkoły

Sądząc po ilości gipsów, jakie mieli na sobie ludzie - Tina wcale nie była

jedyną osobą, która sobie coś w czasie ferii nadwerężyła - wszyscy bawili się dużo

background image

lepiej niż ja. Nawet Michael mówi, że większość czasu spędził na balkonie

apartamentu dziadków, pisząc piosenki dla swojego nowego zespołu.

Chyba jestem jedyną osobą, która całą przerwę świąteczną przesiadywała na

obradach parlamentu i usiłowała negocjować opłaty za parkowanie przed kasynem w

stolicy Genowii.

Ale i tak się cieszę, że już jestem z powrotem. Dobrze było wrócić, bo po raz

pierwszy w czasie mojej całej szkolnej kariery jakiś facet naprawdę mnie lubi - a

może nawet kocha - tak jak ja kocham jego. I będę się z nim widywać w przerwach

między lekcjami i na zajęciach z RZ...

O mój Boże! Na śmierć zapomniałam! Przecież zaczął się nowy semestr!

Dadzą nam zupełnie nowy plan lekcji! Zostanie rozdany pod koniec godziny

wychowawczej, po ogłoszeniach. A co, jeśli Michael i ja nie będziemy już mieć

razem RZ? Przecież ja nawet nie powinnam chodzić na RZ, biorąc pod uwagę, że

zainteresowań nie mam żadnych. Skierowali mnie na te zajęcia dopiero wtedy, kiedy

okazało się, że nie radzę sobie z algebrą, więc przyda mi się trochę czasu na naukę

indywidualną. Z założenia miałam mieć o tej porze wychowanie techniczne.

WYCHOWANIE TECHNICZNE! ONI TAM KAŻĄ LUDZIOM ROBIĆ STOJAKI

NA PRZYPRAWY!

W drugim semestrze na tej godzinie przypada gospodarstwo domowe. JEŚLI

W TYM SEMESTRZE KAŻĄ MI CHODZIĆ NA GOSPODARSTWO DOMOWE

ZAMIAST NA RZ, TO CHYBA UMRĘ!!!!!!!

Bo skończyło się na tym, że na koniec pierwszego semestru z algebry

dostałam pięć mniej. Nie wyznaczają ci czasu na naukę indywidualną, jeśli masz z

tego przedmiotu pięć mniej. Pięć mniej to dobry stopień. No, chyba że jest się jakąś

Judith Gershner.

O Boże, wiedziałam, że tak będzie, Po prostu WIEDZIAŁAM, że stanie się

coś złego, jeśli nie włożę majtek z królową Amidalą.

No więc, jeśli nie trafię na RZ, będę się widywać z Michaelem wyłącznie

podczas lunchu i na przerwach. Bo on jest w ostatniej klasie, a ja zaledwie w

pierwszej, więc nie zanosi się na to, żebyśmy mieli wspólne zajęcia z

zaawansowanego rachunku różniczkowego albo że on trafi do mnie na francuski.

A przecież może się zdarzyć i tak, że nawet podczas lunchu go nie zobaczę!

Może być tak, że nasze przerwy na lunch nie będą wypadać w tym samym czasie!

A nawet gdyby wypadały o tej samej porze, jakie jest prawdopodobieństwo,

background image

że Michael będzie chciał siadać ze mną podczas lunchu? Ja zawsze jadam z Lilly i

Tiną, a Michael zawsze siadał z Klubem Komputerowym i ludźmi z czwartej klasy.

Czy teraz przyjdzie i usiądzie przy mnie? Przecież JA w żaden sposób nie mogę pójść

i usiąść przy jego stoliku. Ci wszyscy faceci cały czas mówią o rzeczach, o których

nie mam pojęcia, na przykład o tym, jaki beznadziejny jest Steve Jobs i jak łatwo jest

włamać się do systemu obrony narodowej Indii...

O Boże, rozdają nam właśnie nowy plan lekcji. Proszę, nie kierujcie mnie na

Gospodarstwo Domowe. PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, FROSZĘ, PROSZĘ,

PROSZĘ.

Wtorek, 20 stycznia

Algebra

HA! Może i zginęły mi majtki z królową Amidalą, ale Moc i tak jest ze mną.

Mój plan lekcji jest dokładnie taki sam jak w zeszłym semestrze, tyle że jakimś

cudem teraz mam na trzeciej godzinie biologię zamiast historii cywilizacji (O Boże,

nie pozwól, żeby Kenny, mój dawny partner na biologii i eks - chłopak, też został

background image

przeniesiony na biologię na trzeciej godzinie). Historię cywilizacji mam teraz na

siódmej, a zamiast WF - u na czwartej wszyscy mamy zdrowie i przepisy

bezpieczeństwa.

I nie ma żadnego wychowania technicznego ani gospodarstwa domowego,

BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI!!!!! Nie wiem, kto wmówił szkolnej administracji, że

jestem uzdolniona i mam zainteresowania, ale ktokolwiek to był, zaskarbił sobie moją

wdzięczność na wieki i z całej siły postaram się dorosnąć do tych oczekiwań.

I tak się składa, że wiem, że Michael nie tylko też ma RZ na piątej godzinie,

ale i przerwę na lunch o tej samej porze co ja. Wiem to, bo kiedy przyszłam na

algebrę, usiadłam i wyciągnęłam zeszyt i książkę „Algebra dla klas pierwszych i

drugich”, do klasy wszedł Michael!

Tak, wszedł do klasy, w której pierwsza licealna uczy się u pana Gianiniego

algebry, jakby tu było jego miejsce czy coś, a wszyscy zaczęli się na niego gapić,

włącznie z Laną Weinberger, bo wiecie, maturzyści zazwyczaj nie wchodzą tak po

prostu do klas pierwszaków, chyba że mają akurat dyżur w pokoju nauczycielskim i

przynoszą komuś jakąś przepustkę czy coś takiego.

Ale Michael nie miał dyżuru w pokoju nauczycielskim. Zajrzał do klasy pana

G. tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć. Wiem to, bo podszedł prosto do mojego

stolika ze swoim planem lekcji w ręku i spytał:

- W której grupie masz lunch?

A ja mu odpowiedziałam, że w A, na co on powiedział:

- To tak samo jak ja. A potem masz RZ?

- Tak - powiedziałam, a on stwierdził:

- No to cool, zobaczymy się na lunchu.

A potem odwrócił się i wyszedł. Był taki wysoki i dorosły z tym swoim

plecakiem JanSport i w butach New Balances.

A sposób, w jaki wychodząc z klasy, powiedział: „Cześć, panie G.” do pana

Gianiniego, tak od niechcenia - bo pan Gianini siedział jarzy swoim biurku z kubkiem

kawy w rękach i uniesionymi wysoko brwiami...

No cóż, bardziej luzacko to wszystko nie mogło już wyglądać.

I przyszedł tutaj zobaczy - się ze mną. ZE MNĄ. Z MIĄ THERMOPOLIS. Do

niedawna najmniej popularną osobą w całej szkole, z wyjątkiem tego faceta, który nie

lubi kukurydzy w swoim chilli.

Więc teraz wszyscy, którzy nie widzieli, jak ja i Michael całowaliśmy się

background image

podczas Bezwyznaniowego Zimowego Balu, wiedzą, że ze sobą chodzimy, bo nie

wchodzi się do czyjejś klasy podczas przerwy, żeby patrzeć - na czyjś plan lekcji,

chyba że się z tą osobą. chodzi.

Nawet kiedy zadzwonił dzwonek, niemal czułam, że przewiercają mnie

spojrzenia wszystkich współtowarzyszy algebraicznej niedoli, włącznie z Laną

Weinberger. Praktycznie słychać było, że każdy myśli: „To ON chodzi z NIĄ?”

Rozumiem, że trudno w to uwierzyć. To znaczy w końcu SAMA ledwie

wierzę, że to prawda. Bo oczywiście, jest publiczną tajemnicą, że Michael to trzeci z

kolei najprzystojniejszy facet w szkole, po Joshu Richterze i Justinie Baxendale'u

(chociaż jeśli mnie spytacie o zdanie, stwierdzam, bo widziałam Michaela,

wielokrotnie bez koszuli, że obaj ci faceci wyglądają przy nim jak ten głupek

Quasimodo), więc co on niby robi ze MNĄ, beztalenciem i dziwadłem o stopach

rozmiaru nart, zupełnie pozbawionym biustu i z nozdrzami, które falują, kiedy

kłamię?

Poza tym jestem tylko marną pierwszoklasistką, a Michael jest maturzystą,

którego jeszcze przed terminem przyjęto na uczelnię na Manhattanie należącą do

prestiżowej Ivy League. Plus to, że Michael jest drugim uczniem w swojej klasie, ma

same szóstki, podczas gdy ja ledwie przebrnęłam przez algebrę poziom I. Plus to, że

Michael zawsze angażuje się w jakieś zajęcia pozalekcyjne, włącznie z Klubem

Komputerowym, Klubem Szachowym i Klubem Fizyków. Zaprojektował szkolną

stronę internetową, potrafi grać chyba na dziesięciu instrumentach, a teraz zakłada

własny zespół.

A ja? Ja jestem księżniczką. I to by było na tyle.

I to też od niedawna. Zanim odkryłam, że jestem księżniczką, byłam tylko

beznadziejnym wyrzutkiem, który zawalał algebrę i wiecznie miał pełno kociej sierści

na szkolnym mundurku.

Więc chyba można powiedzieć, że mnóstwo ludzi lekko się zdziwiło, widząc,

jak Michael Moscovitz podchodzi do mojego stolika w klasie algebry, żeby porównać

nasze plany lekcji. Czułam, że oni wszyscy się na mnie gapią, kiedy on już wyszedł, a

dzwonek zadzwonił, i słyszałam, jak o tym między sobą szepczą. Pan G. usiłował

wszystkich uspokoić, mówiąc:

- No dobra, przerwa się skończyła. Wiem, że dawno się nie widzieliście, ale w

ciągu najbliższych dziewięciu tygodni czeka nas masa roboty.

Tyle że, oczywiście, nikt nie zwracał uwagi na niego, tylko na mnie.

background image

W ławce przede mną Lana Weinberger już wisiała na komórce - tej nowej, za

którą musiałam zapłacić, bo zniszczyłam jej poprzednią, roznosząc ją w drobny pył w

niemal psychotycznym ataku złości w zeszłym miesiącu - i mówiła:

- Shel? W żaden sposób nie uwierzysz, co się przed chwilą stało. Znasz tę

dziwaczną dziewczynę z waszych lekcji łaciny, tę, co ma program telewizyjny i

płaską twarz? Taa, no więc jej brat był tu przed chwilą i porównywał swój plan lekcji

z planem Mii Thermopolis...

Lana ma jednak tego pecha, że pan Gianini cierpi na jakiś uraz do korzystania

z telefonów komórkowych podczas lekcji. Normalnie rzucił się na nią, wyrwał jej

telefon, przytknął go do ucha i powiedział:

- Panna Weinberger nie może w tej chwili rozmawiać, bo jest zajęta pisaniem

eseju na tysiąc słów na temat niestosowności korzystania z telefonów komórkowych

podczas lekcji.

A potem wrzucił ten telefon do szuflady biurka i powiedział jej, że może go

odebrać pod koniec dnia, kiedy wręczy mu swój esej.

Szkoda, że pan G. nie dał telefonu Lany mnie. Już ja bym umiała korzystać z

tego telefonu lepiej niż ona.

Ale nawet jeśli nauczyciel jest twoim ojczymem, nie może tak po prostu

konfiskować rzeczy innym uczniom i oddawać ich tobie.

Wielka szkoda, bo mnie by się naprawdę przydał telefon komórkowy.

Przypomniało mi się właśnie, że nie zapytałam mamy, czego chciała Grandmére,

kiedy dzwoniła wczoraj wieczorem.

O kurczę. Liczby całkowite. Muszę się skupić.

B = (x: x jest takie, że x > 0)

Definicja: Kiedy liczbę całkowitą podniesie się do kwadratu, nazywa się go

kwadratem idealnym.

Wtorek, 20 stycznia

Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa

Straszne nudy – MT

I ty mi to mówisz? Ile razy w czasie naszej uczniowskiej kariery będą nam

opowiadać, że seks bez zabezpieczenia może się skończyć niechcianą ciążą albo

AIDS? Czy oni myślą, że po pierwszych pięciu tysiącach razy nie dotarło? - LM

Najwyraźniej. Hej, widziałaś, jak pan Wheeton otworzył drzwi do pokoju

background image

nauczycielskiego, popatrzył na Mademoiselle Klein, a potem wyszedł? On jest

ewidentnie w niej zakochany.

Wiem, wyraźnie to widać, zawsze przynosi jej kawę z mleczkiem z

delikatesów Ho. A co to oznacza, jeśli nie miłość? Wahim będzie zrozpaczony, jeżeli
oni zaczną się umawiać.

Tak, ale dlaczego miałaby woleć pana Wheetona od Wahima? Wahim ma

przynajmniej muskuły. Nie mówiąc już o broni.

Kto zdoła przejrzeć tajemnice ludzkiego serca? Ja nie. O mój Boże, popatrz,

przechodzi do kwestii bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Czy może być coś
BARDZIEJ nudnego? Zróbmy sobie jakąś listę. Ty zaczynasz.

Dobra.

*NOWA UZUPEŁNIONA*

LISTA DZIESĘCIU GORĄCYCH FACETÓW

ZEBRAŁA MIA THERMOPOLIS

Z KOMENTARZAMI LILLY MOSCOVITZ

1. Michael Moscovitz (To zrozumiale, że nie mogę się zgodzić - ze względu na

genetyczny związek z tym indywiduum. Przyznam jedynie, że nie jest

obrzydliwie zdeformowany).

2. Ioan Griffud z serialu Horatio Hornblower (Zgoda. Może mną potrząsać, ile

razy mu przyjdzie ochota).

3. Facet ze Smalhille (Aha - szkoda tylko, że nie pozwolili mu dołączyć do

szkolnej drużyny pływackiej, bo powinien w każdym odcinku częściej

zdejmować koszulę).

4. Hayden Christiensen (Znów - aha. To samo odnośnie drużyny pływackiej.

Musi się jakaś znaleźć dla rycerzy Jedi. Nawet takich, którzy przeszli na

Ciemną Stronę).

5. Pan Rochester (Postać fikcyjna, ale owszem, zgadzam się, że emanuje

pewną szorstką męskością).

6. Patrick Swayze (Hm, niech będzie, może w Wirującym seksie, ale widziałaś

go ostatnio? Ten facet wygląda starzej niż twój tata!).

7. Kapitan von Trapp z Dźwięków muzyki (Christopher Plummer to był facet

extraordinaire gorący. W każdej chwili postawiłabym na niego przeciwko

całej bandzie nazistów).

background image

8. Justin Baxendale (Zgoda. Słyszałam, że jakaś trzecioklasistka chciała się

dla niego zabić. Bo, na nią popatrzył. Poważnie. Jakby oczami tak

hipnotyzował, że dostała kręćka niczym Sylwia Plath. Teraz chodzi na

psychoterapię).

9. Heath Ledger (Ooooch, w filmie o księciu rock and rolla, absolutnie. Ale już

nie tak samo w Four Feathers. W tym drugim filmie jego gra była jakaś

taka nieświeża. Poza tym za rzadko zdejmował koszulę).

10. Bestia z Pięknej i Bestii (Moim zdaniem jeszcze komuś tu przydałaby się

terapia).

Wtorek, 20 stycznia

RZ

Mam straszną depresję.

Wiem, że nie powinnam. Przecież wszystko tak mi się świetnie w życiu

układa.

Pierwsza Świetna Rzecz; Chłopak, w którym się kocham jak wariatka,

praktycznie przez całe swoje życie, też mnie kocha, a przynajmniej naprawdę lubi, i

wybieramy się w piątek na naszą pierwszą prawdziwą randkę.

Druga Świetna Rzecz: Wiem, że to dopiero pierwszy dzień nowego semestru,

ale jak na razie niczego jeszcze nie zawalam, włącznie z algebrą.

Trzecia Świetna Rzecz: Nie jestem już w Genowii, najnudniejszym miejscu na

całej planecie, może z wyjątkiem algebry i lekcji etykiety u Grandmére.

Czwarta Świetna Rzecz: Kenny już nie jest moim partnerem na zajęciach z

biologii. Moim nowym partnerem jest Shameeka. Co za ulga. Wiem, że to

tchórzostwo (żeby czuć ulgę, nie musząc już siedzieć przy Kennym), ale jestem

całkiem pewna, że Kenny uważa mnie za okropną osobę, która przez wiele miesięcy

go zachęcała, a przez cały czas podobał jej się ktoś inny (chociaż wcale nie ten ktoś,

kogo podejrzewał Kenny). W każdym razie fakt, że nie będę musiała znosić

niechętnych spojrzeń Kenny'ego (chociaż on ma już nową dziewczynę, dziewczynę z

naszych zajęć biologii ściśle mówiąc - trzeba przyznać, że nie tracił czasu),

prawdopodobnie wpłynie pozytywnie na moje stopnie z tego przedmiotu. Poza tym

Shameeka jest naprawdę niezła w naukach ścisłych, a to dlatego, że jest zodiakalną

Rybą. Ale tak jak i ja, nie ma ŻADNEGO POJEDYNCZEGO KONKRETNEGO

TALENTU, co czyni ją moją duchową siostrą, jeśli się nad tym zastanowić.

background image

Piąta Świetna Rzecz: Mam naprawdę luzackich przyjaciół, którzy chcą się ze

mną spotykać, i to wcale nie tylko dlatego, że jestem księżniczką.

Ale widzicie, jest jeden problem. Dzieją się w moim życiu te wszystkie

świetne rzeczy i powinnam być totalnie szczęśliwa. Powinnam skakać pod niebo z

radości.

I może tylko tak gadam pod wpływem zmęczenia podróżą samolotową -

jestem taka nieprzytomna, że oczy same mi się zamykają - albo zaczyna mi się PMS -

bo z pewnością mój wewnętrzny zegar rozregulował się po tych wszystkich lotach

transkontynentalnych - ale nie mogę się pozbyć uczucia, że jestem...

No, po prostu beznadziejna.

Zaczęłam sobie zdawać z tego sprawę dzisiaj podczas lunchu. Siedziałam tam

jak zwykle z Lilly i Borysem, i Tiną, i Shameeką, i Ling Su, a wtedy podszedł

Michael i usiadł z nami, co oczywiście wywołało sensację w całej stołówce, bo

zazwyczaj siada z Klubem Komputerowym, o czym wie cała szkoła.

A ja byłam totalnie zażenowana, ale oczywiście także dumna i zadowolona,

bo Michael NIGDY nie siadał przy naszym stoliku, kiedy on i ja byliśmy tylko

przyjaciółmi, więc to, że z nami usiadł, MUSI znaczyć, że jest przynajmniej trochę

we mnie zakochany, bo to przecież spore poświęcenie porzucać intelektualne

rozważania przy stoliku, przy którym normalnie siada, na rzecz pogaduszek, które

odchodzą przy naszym stole, a które sprowadzają się na ogół do, na przykład,

szczegółowych analiz wczorajszego odcinka Czarodziejek albo uwag, jak słodki był

ten top, który miała na sobie Rosę McGowan, czy innych takich.

Ale Michael totalnie się do tego dostosował, chociaż uważa, że Czarodziejki

to dziecinada. A ja naprawdę starałam się kierować rozmową tak, żeby dotyczyła

spraw, którymi interesują się faceci, na przykład Buffy - postrachu wampirów albo

Milli Jovovich.

Tyle że się okazało, że wcale nie musiałam, bo Michael jest jak jedna z tych

ciem żywiących się porostami, o których uczyliśmy się na biologii. No wiecie, tych,

co zrobiły się całe czarne, kiedy podczas rewolucji przemysłowej mech, którym się

żywiły, poczerniał od sadzy. On potrafi przystosować się do każdej sytuacji i czuć się

na luzie. To niesamowity talent, który sama chciałabym posiadać. Może gdybym go

miała, nie czułabym się tak strasznie nie na miejscu podczas spotkań Genowiańskiego

Towarzystwa Hodowców Oliwek.

W każdym razie dziś przy stole podczas lunchu ktoś zaczął mówić o

background image

klonowaniu i wszyscy mówili, kogo chcieliby sklonować, gdyby to było możliwe, i

każdy mówił, że Alberta Einsteina, żeby mógł do nas wrócić i wyjaśnić nam sens

życia i tak dalej, albo Jonasa Salka, żeby wynalazł lekarstwo na raka, i Mozarta, żeby

dokończył swoje requiem (to, oczywiście, był pomysł Borysa), albo markizę

Pompadour, żeby mogła nam udzielić wskazówek na temat romansów (Tina), lub

Jane Austen, żeby mogła opisać swoim ostrym piórem bieżący klimat polityczny, a

my skorzystalibyśmy z jej sarkastycznego poczucia humoru (Lilly).

A potem Michael powiedział, że on by sklonował Kurta Cobaina, bo to był

geniusz muzyczny, który umarł zbyt młodo. I wtedy zapytał mnie, kogo JA bym

sklonowała, a ja nie mogłam niczego wymyślić, bo nie ma takiej nieżyjącej osoby,

którą chciałabym znów sprowadzić na świat, może wyjąwszy Grandpere, ale to już by

było dziwactwo. A Grandmére na pewno dostałaby kociej mordy. Więc powiedziałam

po prostu, że Grubego Louie, bo bardzo go kocham i chętnie miałabym przy sobie

dwa takie koty.

Tylko że nie zrobiło to wrażenia na nikim poza jednym Michaelem, który

powiedział:

- To miłe.

Ale pewnie powiedział tak tylko dlatego, że jest moim chłopakiem.

W każdym razie jakoś to zniosę. Totalnie przywykłam do tego, że jestem

jedyną znaną mi osobą, która potrafi obejrzeć od początku do końca Empire Records

za każdym razem, kiedy puszczają to na TBS, i która uważa, że to jeden z najlepszych

filmów wszech czasów - po Gwiezdnych Wojnach i Wirującym seksie, i Powiedz coś,

i Pretty Woman, naturalnie. Och, i jeszcze Wstrząsach i Twisterze.

Jestem skłonna utrzymywać w sekrecie, że co roku oglądam wybory Miss

Ameryki, chociaż dobrze wiem, że to bardzo degradujące dla kobiet i wcale nie ma

nic wspólnego z fundowaniem komuś stypendiów, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę,

że do konkursu nie dostaje się żadna dziewczyna, która nosi większy rozmiar niż

dziesiątkę.

To znaczy, dobrze znam siebie od tej strony. Po prostu taka już jestem i

chociaż próbowałam się rozwijać, oglądając takie nagradzane filmy jak Przyczajony

tygrys, ukryty smok czy Gladiator, to jakoś mi się nie spodobały. Wszyscy na koniec

umierają, a poza tym nie ma tam wcale tańca ani wybuchów, więc bardzo trudno mi

się przy nich nie rozpraszać.

Usiłuję zaakceptować te swoje cechy. Po prostu taka już jestem. Na przykład,

background image

jestem dobra z angielskiego, ale już nie taka dobra z algebry. I wszystko.

Ale dopiero kiedy poszliśmy dzisiaj po lunchu na rozwój zainteresowań i Lilly

zaczęła pracować nad listą ujęć do odcinka swojego programu Lilly mówi prosto z

mostu na ten tydzień, a Borys wyjął skrzypce i zaczął grać jakiś koncert (niestety, już

nie w szafie na materiały biurowe, bo ciągle jeszcze nie wstawili do niej drzwi), a

Michael włożył słuchawki i zaczął pracować nad nową piosenką dla swojego zespołu,

wtedy to mnie uderzyło:

Nie ma ani jednej rzeczy, w której byłabym szczególnie dobra. W gruncie

rzeczy gdyby nie to, że jestem księżniczką, byłabym najzwyczajniejszą osobą na

świecie. Nawet nie chodzi o to, że nie potrafię surfować czy pleść bransoletek

przyjaźni. Ja NIC nie potrafię.

No bo wszyscy moi przyjaciele mają niesamowite osiągnięcia: Lilly wie

wszystko na każdy temat i nie boi się powiedzieć tego przed kamerą. Michael nie

tylko potrafi grać na gitarze i na chyba jeszcze pięćdziesięciu innych instrumentach,

włącznie z pianinem i perkusją, ale umie też napisać program komputerowy. Borys,

odkąd skończył mniej więcej jedenaście lat, daje koncerty skrzypcowe w Carnegie

Hall przy pełnej sali. Tina Hakim Baba potrafi czytać książki w tempie jednej

dziennie, zapamiętuje, co przeczytała, i może to cytować praktycznie co do słowa, a

Ling Su jest niezmiernie uzdolniona plastycznie. Jedyną osobą przy naszym

lunchowym stoliku pozbawioną jakichś szczególnych uzdolnień jest Shameeka, i ta

myśl pocieszyła mnie na jakąś minutę, ale potem przypomniałam sobie, że Shameeka

jest przecież niesamowicie bystra i piękna, zbiera same szóstki, a ludzie pracujący dla

agencji modelek wiecznie ją zaczepiają, na przykład w Bloomingdale's, kiedy robi

zakupy z mamą, i pytają, czy mogliby ją reprezentować (chociaż tata Shameeki

twierdzi, że jego córki nie będą nigdy pracować jako modelki, i w ogóle po jego

trupie).

A ja? Nie mam pojęcia, czemu Michael w ogóle mnie lubi, jestem takim

beztalenciem i nudą. To w sumie dobrze, że mój los jako następczyni tronu całego

księstwa został już przypieczętowany, bo gdybym musiała ubiegać się gdziekolwiek o

pracę, na pewno bym jej nie dostała, skoro w niczym nie jestem dobra.

No więc siedzę sobie tutaj, na rozwoju zainteresowań, i nijak nie mogę

odwracać się plecami od tej podstawowej prawdy:

Ja, Mia Thermopolis, nie mam ani zainteresowań, ani talentów.

CO JA TUTAJ ROBIĘ????? TO NIE MOJE MIEJSCE!!! MOJE MIEJSCE

background image

JEST NA WYCHOWANIU TECHNICZNYM!!!! ALBO NA GOSPODARSTWIE

DOMOWYM!!!! POWINNAM ROBIĆ KLATKI DLA PTAKÓW ALBO

ZAPIEKANKI!!!!

Właśnie to pisałam, kiedy Lilly nachyliła się do mnie i powiedziała:

- O mój Boże, a tobie CO się znów stało? Wyglądasz, jakbyś przed chwilą

zeżarła skarpetkę.

Właśnie tak mówimy obie do kogoś, kto ma bardzo przygnębioną minę, bo tak

zawsze wygląda Gruby Louie, kiedy przypadkowo zeżre jedną z moich skarpet i musi

iść do weterynarza na chirurgiczne usunięcie tejże.

Na szczęście Michael tego nie słyszał, bo miał na uszach słuchawki. Nigdy nie

zdołałabym się przy nim przyznać do tego, do czego przyznałam się wtedy jego

siostrze, to znaczy że jestem jednym wielkim beztalenciem, bo wtedy zorientowałby

się, że w niczym nie przypominam Kate Bosworth, i by mnie rzucił.

- A na RZ kazali mi chodzić tylko dlatego, że zawalałam algebrę -

przypomniałam jej.

Wtedy Lilly powiedziała coś, co mnie strasznie zdziwiło.

- Masz pewien talent.

Popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami, chyba pełnymi łez.

- Ach tak? Ciekawe jaki?

Naprawdę się bałam, że się rozpłaczę. To chyba rzeczywiście musi być PMS

czy coś, bo praktycznie byłam gotowa głośno się rozbeczeć.

Ale ku mojemu rozczarowaniu Lilly powiedziała tylko:

- No cóż, jeśli sama tego nie czujesz, ja ci tego nie powiem. - A kiedy

zaczęłam protestować, dodała: - Część podróży ścieżką samorealizacji polega na tym,

że sama ją musisz odnaleźć, bez pomocy czy rad innych ludzi. Inaczej nie będziesz

miała poczucia, że coś osiągnęłaś. A masz to przecież przed samym nosem.

Rozejrzałam się, ale nie mogłam się zorientować, o czym ona mówi. Nie

miałam przed nosem niczego, co bym potrafiła zauważyć. Nikt na mnie nie patrzył.

Borys zawzięcie machał smyczkiem, Michael szybko (i wściekle) uderzał w klawisze

keyboardu, ale to by było wszystko. Cała reszta pochylała się nad swoimi książkami

do powtórek albo patrzyła w okno, albo robiła rzeźby z wosku czy inne takie.

Nadal nie mam pojęcia, o czym Lilly właściwie mówiła. Nie mam żadnego

talentu - poza tym, że umiem odróżnić widelec do ryby od zwykłego obiadowego.

W głowie mi się nie mieści, że uważałam, że w celu osiągnięcia

background image

samorealizacji potrzeba mi tylko wzajemności ze strony mężczyzny, któremu

oddałam serce. Teraz, kiedy wiem, że Michael mnie kocha - a przynajmniej naprawdę

lubi - czuję się jeszcze gorzej. Bo jego niesamowite uzdolnienia sprawiają, że moje

beztalencie jeszcze bardziej rzuca się w oczy.

Szkoda, że nie mogę pójść do gabinetu pielęgniarki i zdrzemnąć się tam. Ale

nie pozwolą mi, chyba że miałabym temperaturę, a ja jestem całkiem pewna, że to

tylko zmęczenie po podróży.

Wiedziałam, że to nie będzie dobry dzień. Gdybym miała na sobie majtki z

królową Amidalą, nigdy bym nie musiała stanąć twarzą w twarz z tą prawdą o sobie.

Wtorek, 20 stycznia

Historia cywilizacji

Wynalazca

Wynalazek

Korzyść społeczna

Koszt społeczny

Samuel EB. Morse

Telegraf

Łatwiejsze
porozumiewanie się

Zakłócona
perspektywa (druty)

Thomas A. Edison

Oświetlenie
elektryczne

Łatwiejsze włączanie
światła, tańsze niż
świece

Nieufność
społeczeństwa (z
początku
niepopularne)

Ben Franklin

Piorunochron

Mniejsze szanse
trafienia pioruna w
dom

Brzydota

Eli Whitney

Maszyna
przędzalnicza

Mniej pracy

Mniejsze zatrudnienie

A. Graham Bell

Telefon

Łatwiejsze
porozumiewanie się

Zakłócona
perspektywa (druty)

Elias Howe

Maszyna do szycia

Mniej pracy

Mniejsze zatrudnienie

Christopher Sholes

Maszyna do pisania

Łatwiejsza praca

Mniejsze zatrudnienie

Henry Ford

Samochód

Szybsze poruszanie
się

Zatrucie środowiska

Ja niczego nigdy nie wynajdę, ani pożytecznego, ani szkodliwego społecznie,

bo jestem wyrzutkiem i beztalenciem. Nawet nie mogłam zmusić kraju, którym

pewnego dnia będę rządzić, do zainstalowania PARKOMETRÓW!!!!!!!!!!!

PRACA DOMOWA

Algebra: pytania na początku rozdziału 11 (nie ma powtórki,

bo pan G. zachorował na anginę - zresztą semestr dopiero się zaczął

i nie ma jeszcze czego powtarzać. Poza tym ja już nie zawalam

algebry!!!!!).

Angielski: zaktualizować dziennik (Jak spędziłam ferie

zimowe - 500 słów)

Biologia: rozdział 13

Zd

i i

i

b

i

ń t

t ć

d i ł 1 T

background image

RZ: odkryć swój ukryty talent

Francuski: Chapitre Dix

Historia cywilizacji: rozdział 13 Nowy wspaniały świat

Wtorek, 20 stycznia, w limuzynie,

w drodze na lekcję etykiety

u Grandmére

LISTA RZECZY DO ZROBIENIA

1. Znaleźć majtki z królową Amidalą.

2. Przestać obsesyjnie rozmyślać nad tym, czy Michael mnie kocha, czy też

tylko lubi. Pamiętać, że wiele dziewczyn w ogóle nie ma chłopaka. Albo

mają naprawdę paskudnych chłopaków bez przednich zębów, takich jak

Maury Povich.

3. Zadzwonić do Tiny i porównać spostrzeżenia na temat działania zasady

nieuganiania się za chłopakami.

4. Odrobić wszystkie lekcje. Nie rób sobie zaległości pierwszego dnia!!!

5. Zapakować prezent dla Michaela.

6. Dowiedzieć się, o czym Grandmére rozmawiała z mamą wczoraj

wieczorem. O Boże, spraw, żeby nie chodziło o coś dziwacznego, na

przykład pomysł zabrania mnie na polowanie na kaczki. Nie chcę strzelać

do żadnych kaczek.

7. Przestać obgryzać paznokcie.

8. Kupić żwirek dla kota.

9. Odkryć swój ukryty talent. Jeśli Lilly go zna, musi być dość oczywisty, bo

przecież sama nie odkryła nawet prawdy na temat moich nozdrzy.

10. ODESPAĆ WRESZCIE TROCHĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Chłopcom nie

podobają się dziewczyny z wielkimi fioletowymi sińcami pod oczami,

zupełnie nie w stylu Kate Bosworth. Nawet takim idealnym chłopakom jak

Michael.

Wtorek, 20 stycznia, nadal w limuzynie,

w drodze na lekcję etykiety

u Grandmére

Brudnopis pracy do dziennika na angielski:

background image

JAK SPĘDZIŁAM FERIEZIMOWE

Ferie zimowe spędziłam w Genowii, która ma pięćdziesiąt tysięcy

mieszkańców. Genowia to księstwo leżące na Lazurowym Wybrzeżu między Włochami

i Francją. Genowia eksportuje przede wszystkim oliwę. Importuje zasadniczo

turystów. Ostatnio jednak Genowia zaczęła cierpieć z powodu znaczących ubytków

infrastruktury wskutek wzmożonego ruchu pieszych turystów, bo w porcie cumuje

bardzo wiele statków wycieczkowych i

-

-

-

-

-

-

-

-

-

Środa, 21 stycznia

Godzina wychowawcza

O mój Boże! Wczoraj musiałam być bardziej zmęczona, niż mi się wydawało.

Zasnęłam w limuzynie w drodze do Grandmére i Lars nie mógł mnie dobudzić na

lekcję etykiety! Mówi, że kiedy próbował, pacnęłam go i nazwałam brzydkim

francuskim słowem (no, to już wina Francois, nie moja).

Tak więc Lars kazał Hansowi zawrócić i odwieźć mnie z powrotem na

poddasze, a potem zaniósł mnie na trzecie piętro do mojego pokoju (niełatwa sprawa,

ważę mniej więcej tyle co pięciu Grubych Louie), a mama położyła mnie do łóżka.

Nie obudziłam się na kolację, ani nic. Spałam aż do siódmej dziś rano! Całe

piętnaście godzin.

Wow. Chyba musiałam być nieco wyczerpana po całym tym ożywieniu

powrotem do domu i spotkaniem z Michaelem.

Albo naprawdę cierpiałam na zmęczenie po długiej podróży samolotem, a to

wczorajsze zamartwianie się brakiem jakiegokolwiek talentu wcale nie brało się z

niskiej samooceny, ale z zachwianej wskutek braku fazy REM podczas snu

równowagi chemicznej. No wiecie, mówi się, że ludzie pozbawieni snu zaczynają po

background image

jakimś czasie cierpieć na halucynacje. Był taki DJ, który nie spał przez jedenaście dni

z rzędu, co jest najdłuższym udokumentowanym okresem bezsenności u człowieka, a

potem zaczął puszczać wyłącznie Phila Collinsa, i wtedy ludzie się domyślili, że

trzeba wezwać do niego karetkę.

Tyle że po piętnastu godzinach snu nadal czuję się jak kompletne beztalencie.

Ale dzisiaj przynajmniej nie wydaje mi się, że to taka straszna tragedia. Chyba sen

przez piętnaście godzin pozwolił mi zobaczyć wszystko w odpowiedniej

perspektywie. No bo nie każdy może być takim supergeniuszem jak Lilly albo

Michael. Tak jak nie każdy może być wirtuozem skrzypiec jak Borys. Na pewno jest

COŚ, w czym jestem dobra. Muszę tylko domyślić się, co to jest. Spytałam dzisiaj

przy śniadaniu pana G., w czym jego zdaniem jestem dobra, a on powiedział, że jego

zdaniem czasem ciekawie się ubieram.

Ale Lilly nie mogła tego mieć na myśli, bo wtedy, kiedy mówiła o moim

tajemniczym talencie, miałam na sobie szkolny mundurek, który raczej nie

pozostawia miejsca na twórczość własną.

Uwaga pana G. przypomniała mi, że jeszcze nie znalazłam majtek z królową

Amidalą. Ale nie miałam zamiaru wypytywać ojczyma, czy ich nie widział. UGH! Ja

usiłuję nawet nie patrzeć na bieliznę pana Gianiniego» kiedy wraca z pralni

równiutko poskładana, i z wdzięcznością przyznaję, że on mi się odwzajemnia taką

samą uprzejmością.

Mamy też zapytać nie mogłam, bo dziś rano znów była martwa dla świata.

Ciężarne kobiety potrzebują chyba tyle samo snu co nastolatki i DJ - e.

Ale naprawdę muszę je znaleźć przed piątkiem, inaczej moja pierwsza randka

z Michaelem okaże się kompletnym niewypałem. Po prostu to wiem. Na przykład, on

rozpakuje swój prezent i powie: „No tak. Ale przecież liczą się intencje...”

Chyba powinnam była pójść za radą pani Hakim Baba i kupić mu sweter.

Ale Michael to nie jest taki typ, który nosi swetry! Zdałam sobie z tego

sprawę, kiedy zatrzymaliśmy się dziś rano przed ich apartamentowcem. Stał tam, taki

wysoki i męski, i taki podobny do Heatha Ledgera... Tyle że włosy ma ciemne, a nie

jasne.

I szalik tak jakoś powiewał mu na wietrze, a ja widziałam część jego szyi, no

wiecie, dokładnie między jabłkiem Adama a miejscem, gdzie otwiera się kołnierzyk

koszuli. To takie miejsce, powiedział mi kiedyś Lars, że jeśli się uderzy dość mocno,

można kogoś sparaliżować. Szyja Michaela wyglądała tak ładnie, była taka gładka i

background image

zaokrąglona, że mogłam myśleć wyłącznie o panu Rochesterze, kiedy jechał na

swoim koniu Mesrourze i rozmyślał o swojej wielkiej miłości do Jane...

I wiedziałam, po prostu wiedziałam, że miałam rację, nie kupując Michaelowi

swetra. To znaczy Kate Bosworth nigdy by nie dała swetra swojemu przyjacielowi,

rozgrywającemu drużyny. UGH.

W każdym razie Michael mnie wtedy zobaczył i uśmiechnął się, i już przestał

wyglądać jak pan Rochester, bo pan Rochester nigdy się nie uśmiechał.

Wyglądał po prostu jak Michael. A mnie serce podskoczyło w piersi, jak

zawsze kiedy go widzę.

- Nic ci nie jest? - spytał, gdy tylko wsiadł do limuzyny.

Te jego oczy, takie brązowe, że niemal czarne - zupełnie jak trzęsawiska,

które mijał pan Rochester, jadąc po wrzosowiskach, bo jeśli się wpadnie w takie

trzęsawisko, to można w nim zatonąć z głową i nikt o człowieku więcej nie usłyszy...

a to się właśnie zdarza za każdym razem, kiedy spoglądam w oczy Michaelowi:

spadam, spadam i jestem całkiem pewna, że już nigdy się nie wydostanę, ale nie mam

nic przeciwko temu, bo uwielbiam tam być - spojrzały teraz głęboko w moje oczy.

MOJE oczy są zaledwie szare, mają kolor nowojorskich chodników. Albo

parkometrów.

- Dzwoniłem do ciebie wieczorem - powiedział Michael, kiedy siostra

zepchnęła go w kąt limuzyny, bo sama też chciała wsiąść. - Ale twoja mama

powiedziała, że po prostu padłaś...

- Byłam strasznie zmęczona - odparłam, zachwycona faktem, że najwyraźniej

martwił się o mnie. - Spałam piętnaście godzin bez przerwy

- No i dobrze - powiedziała Lilly. Najwyraźniej nie interesowały jej szczegóły

moich cykli snu. - Odezwali się do mnie producenci tego twojego filmu.

- Naprawdę? - zdziwiłam się. - I co napisali?

- Zaprosili mnie na spotkanie przy śniadaniu - powiedziała Lilly takim tonem,

jakby nie chciała się chwalić. Tyle że raczej jej się nie udało. Totalnie słychać było w

jej głosie dumę. - W piątek rano. Więc nie będę potrzebowała limuzyny.

- Wow - byłam pod wrażeniem. - Spotkanie przy śniadaniu? Naprawdę?

Podadzą bajgle?

- Bardzo możliwe - odparła Lilly.

Zaimponowała mi. Mnie jeszcze nigdy nie zaproszono na poranne spotkanie z

producentami filmowymi przy śniadaniu. Tylko na śniadanie z ambasadorem

background image

Genowii w Hiszpanii.

Zapytałam Lilly, czy już zrobiła listę żądań do producentów, a ona odparła, że

tak, ale że mi nie powie, co to za żądania.

Chyba będę musiała obejrzeć ten film i przekonać się, co ją tak rozwścieczyło.

Mama ma go na kasecie. Powiedziała, że to jeden z najśmieszniejszych filmów, jakie

widziała w życiu.

Ale z drugiej strony moja mama zaśmiewa się podczas całego Wirującego

seksu, nawet podczas tych scen, które wcale nie miały być śmieszne, więc nie wiem,

czy ona jest tu właściwym sędzią.

Oho. Jedna z cheerleaderek (niestety, nie Lana) zerwała sobie ścięgno

Achillesa, ćwicząc Pilates podczas przerwy. Więc właśnie ogłosili, że będą

organizować konkurs na zastępczynię, jako że dublerka tej dziewczyny przeniosła się

do szkoły dla dziewcząt w Massachusetts wskutek zorganizowania zbyt szalonej

imprezy podczas wyjazdu rodziców na Martynikę.

Mam nadzieję, że Lilly za bardzo zajęła się protestami wobec filmu opartego

na mojej biografii, żeby teraz protestować jeszcze przeciw wyborom nowej

cheerleaderki. W zeszłym semestrze zmusiła mnie do spacerowania z tym wielkim

plakatem z napisem: CHEERLEADING JEST SEKSISTOWSKI I TO ŻADEN

SPORT, a ja nawet nie jestem pewna, czy faktycznie ma rację, skoro na ESPN

odbywają się zawody mistrzowskie cheerleaderek. Ale to fakt, że dla damskich

sportów uprawianych w naszej szkole nie ma drużyny cheerleaderów. I na przykład,

Lana i jej banda nigdy nie pojawiają się na meczach damskiej drużyny koszykówki, a

nie zdarza im się opuścić żadnego meczu męskiej drużyny. Więc coś się kryje w tym

zarzucie o seksizm.

O Boże, jakiś palant właśnie przyniósł mi przepustkę z zajęć. Przepustkę dla

mnie! Wzywają mnie do gabinetu dyrektorki! A przecież nic nie zrobiłam! No cóż,

przynajmniej tym razem.

Środa, 21 stycznia, gabinet dyrektor Gupty

W głowie mi się nie mieści, że to zaledwie drugi dzień nowego semestru, a ja

już siedzę tu, pod gabinetem dyrektorki. Może i nie skończyłam odrabiać pracy

domowej, ale mam przecież usprawiedliwienie napisane przez ojczyma. Przekazałam

je do biura administracji szkolnej, pierwsza rzecz z samego rana. Brzmi tak:

background image

Proszę usprawiedliwić Mii nieodrobienie pracy domowej zadanej we wtorek

20 stycznia. Mia cierpiała na dolegliwości związane z międzykontynentalną podróżą
lotniczą i nie była w stanie wczoraj wieczorem wywiązać się ze swoich obowiązków.
Oczywiście dzisiaj nadrobi zaległości.

Frank Gianini

Trochę to beznadziejne, kiedy ojczym jest jednocześnie twoim nauczycielem.

Ale czemu dyrektor Gupcie coś się nie podoba? To znaczy zdaję sobie sprawę,

że jest dopiero drugi dzień nowego semestru, a ja już mam zaległości. Ale nie AZ

TAKIE.

I nie widziałam dzisiaj Lany, więc nie chodzi o to, że mogłam coś zrobić jej

albo jej rzeczom.

O MÓJ BOŻE. A jeśli oni zdali sobie sprawę, że popełnili pomyłkę, znów

kierując mnie na rozwój zainteresowań? No bo przecież ja nie mam zainteresowań.

Ani talentów. A jeśli skierowali mnie na te zajęcia tylko dlatego, że komputer się

pomylił, a teraz oni odkryli pomyłkę i każą mi chodzić na wychowanie techniczne

albo na gospodarstwo domowe, gdzie jest moje miejsce? Będę musiała zrobić stojak

na przyprawy!!! Albo, co gorsza, omlet w stylu zachodniego wybrzeża!!!

I już nigdy nie zobaczę Michaela! No dobra, będę go widywać po drodze do

szkoły i podczas lunchu, i po szkole, i w weekendy, i w czasie wakacji, ale to

wszystko. Zabierając mnie z RZ, pozbawią mnie całych pięciu godzin w towarzystwie

Michaela tygodniowo! Podczas lekcji wcale tak dużo ze sobą nie gadamy, bo Michael

jest naprawdę utalentowany, w przeciwieństwie do mnie, i potrzebuje godziny

dziennie, żeby szlifować swój talent, a nie douczać mnie z algebry, na czym na ogół

się kończy wskutek mojego braku zdolności matematycznych. No ale przynajmniej

jesteśmy wtedy RAZEM.

O Boże, to straszne! Jeśli naprawdę mam jakiś talent - w co wątpię - CZEMU

Lilly po prostu mi nie powie, co to jest? Wtedy mogłabym to cisnąć dyrektor Gupcie

prosto w twarz, kiedy będzie mnie usiłowała skierować na wychowanie techniczne.

Zaraz... A czyj to głos? Ten, który dochodzi z gabinetu dyrektorki? Jest

dziwnie znajomy. Brzmi zupełnie jak głos...

Środa, 21 stycznia, limuzyna Grandmére

To już szczyt wszystkiego, co Grandmére wyprawia. No bo co za osoba robi

TAKIE RZECZY? Ot tak zabiera nastolatkę ze szkoły?

background image

Przecież podobno jest dorosła. Powinna dawać mi dobry przykład.

A co robi zamiast tego?

No cóż, najpierw opowiada grubymi nićmi szyte KŁAMSTWA, a potem

zabiera mnie ze szkoły pod fałszywym pretekstem.

Mówię wam, jeśli mama albo tata dowiedzą się o tym, Klaryssa Renaldo może

sobie szykować trumnę.

I nie chodzi o to, że mało nie dostałam przez nią ataku serca. Na szczęście

poziom cholesterolu mam bardzo niski dzięki wegetariańskiej diecie, bo w

przeciwnym razie mogłabym zapaść na poważne niedomagania układu krążenia, tak

okropnie się wystraszyłam, kiedy wyszła z gabinetu dyrektor Gupty, mówiąc:

- Owszem, modlimy się wszyscy o jego szybki powrót do zdrowia, ale wie

pani, jak to bywa w podobnych przypadkach...

Poczułam, że cała krew odpływa mi z twarzy na jej widok. I to nie tylko

dlatego, że ze wszystkich ludzi akurat Grandmére rozmawiała z dyrektor Guptą, ale

ze względu na te słowa.

Wstałam prędko, a serce biło mi tak mocno, że myślałam, że. mi wyskoczy z

piersi.

- Co się stało? - spytałam spanikowana. - Coś złego z tatą? Znów ma raka? O

to chodzi? Możesz mi powiedzieć, zniosę wszystko.

Byłam pewna, sądząc z tego, co Grandmére mówiła do dyrektor Gupty, że tata

ma remisję raka jądra i że znów będzie musiał odbyć całe leczenie...

- Wyjaśnię ci w samochodzie - odpowiedziała Grandmére sztywno. - Chodź ze

mną.

- Nie, proszę - błagałam, idąc za nią. Za mną z kolei dreptał Lars. - Powiedz

mi już teraz. Wszystko zniosę, przysięgam ci, że zniosę. Czy tata dobrze się czuje?

- Nie martw się lekcjami, Mia! - zawołała dyrektor Gupta, kiedy

opuszczałyśmy gabinet. - Masz myśleć tylko o swoim ojcu!

A więc to prawda! Tata BYŁ chory!

- Czy to znów rak? - spytałam Grandmére, kiedy wyszłyśmy ze szkoły i

skierowałyśmy się do jej limuzyny, zaparkowanej dokładnie pod kamiennym lwem,

który strzeże schodów prowadzących do budynku Liceum imienia Alberta Einsteina.

- Czy to się da wyleczyć? Może potrzebuje transplantacji szpiku? Bo wiesz, pewnie

mogłabym być dawcą, sądząc z tego, że odziedziczyłam po nim włosy. A

przynajmniej jego włosy musiały wyglądać tak jak moje, kiedy jeszcze ich trochę

background image

miał.

Dopiero gdy znalazłyśmy się w bezpiecznym wnętrzu limuzyny, Grandmére

spojrzała na mnie z wyraźną niechęcią i powiedziała:

- Nic złego nie dzieje się twojemu ojcu. Ale coś jest nie tak z tą twoją szkołą.

Wyobraź sobie, że nie zezwalają na nieobecność ucznia z innego powodu niż

choroba. Śmieszne! Czasami człowiek potrzebuje wolnego dnia. Dzień dla siebie, tak

się to chyba określa. No cóż, Amelio, dzisiaj będziesz miała dzień dla siebie. Siedząc

w kącie limuzyny, patrzyłam na nią i mrugałam oczami. Nie bardzo rozumiałam, o co

jej chodzi.

- Czekaj chwilę - powiedziałam. - Mówisz, że... tata nie zachorował?

- Pfuit! - parsknęła Grandmére, unosząc swoje domalowane brwi. - Wydawał

się zdrowy, kiedy rozmawiałam z nim dziś rano.

- No to dlaczego... Dlaczego powiedziałaś dyrektor Gupcie, że...

- Bo inaczej nie zwolniłaby cię z lekcji - odparła Grandmére, spoglądając na

złoty zegarek wysadzany brylantami. - A już i tak jesteśmy spóźnione. Naprawdę nie

ma nic gorszego niż nadgorliwy pedagog. Im się wydaje, że pomagają ludziom,

tymczasem w rzeczywistości jest wiele rodzajów nauki. I nie każda odbywa się w

szkolnej klasie.

Wreszcie zaczynałam rozumieć. Grandmére nie wyciągnęła mnie ze szkoły w

środku dnia dlatego, że zachorował ktoś z rodziny. Nie, zabrała mnie ze szkoły w

środku dnia, bo chce mnie czegoś nauczyć.

- Grandmére! - zawołałam, ledwie wierząc w to, co właśnie usłyszałam. - Nie

możesz tak sobie przyjeżdżać i zabierać mnie ze szkoły, ile razy ci się spodoba. I nie

wolno ci opowiadać dyrektor Gupcie, że mój tata jest chory, kiedy nic mu nie jest!

Jak w ogóle mogłaś COŚ TAKIEGO powiedzieć?! Czy nigdy nie słyszałaś o

samosprawdzających się przepowiedniach? No bo jeśli zaczniesz bez przerwy

opowiadać takie rzeczy, to one się mogą naprawdę zdarzyć...

- Nie bądź śmieszna, Amelio - przerwała mi. - Twój ojciec nie będzie musiał

wracać do szpitala tylko dlatego, że powiedziałam jedno niewinne kłamstewko

szkolnej dyrektorce.

- Nie wiem, skąd ta pewność - odparłam gniewnie. - I dokąd mnie zabierasz?

Przecież wiesz, że nie mogę sobie pozwolić, by znikać ze szkoły w środku dnia. Nie

jestem aż tak zdolna jak wszystkie inne dzieciaki w mojej klasie i mam mnóstwo do

nadrobienia, bo wczoraj musiałam położyć się wcześniej spać...

background image

- Och, JAKŻE mi przykro - powiedziała Grandmére sarkastycznym tonem. -

Wiem, jak uwielbiasz lekcje algebry. Jestem pewna, że to dla ciebie wielka przykrość,

że jedną dzisiaj opuścisz...

Nie mogłam odmówić jej racji. Przynajmniej częściowej. Bo chociaż wcale

mnie nie zachwycała metoda, jaką to osiągnęła, wcale nie zamierzałam rozpaczać nad

tym, że zabrała mnie z algebry. Liczby całkowite to nie moja specjalność.

- No cóż, gdziekolwiek byśmy jechały - powiedziałam surowo - lepiej wróćmy

na lunch. Inaczej Michael będzie się zastanawiał, gdzie się podziałam...

- Tylko nie znów TEN CHŁOPAK! - mruknęła Grandmére, podnosząc wzrok

na sufit limuzyny.

- Owszem, właśnie TEN CHŁOPAK - rzekłam. - Tak się składa, że kocham

tego chłopaka ciałem i duszą. Gdybyś tylko miała okazję go poznać, tobyś wiedziała,

że...

- Jesteśmy na miejscu - powiedziała z pewną ulgą, kiedy kierowca zwolnił. -

Nareszcie. Amelio, wysiadamy.

Wysiadłam z limuzyny, a potem rozejrzałam się wkoło, żeby zobaczyć, dokąd

przywiozła mnie Grandmére. Ale zobaczyłam tylko duży magazyn Chanel na

Pięćdziesiątej Siódmej. Przecież nie mogło chodzić o ten butik. A może?

Kiedy Grandmére udało się rozplatać smycz Rommla, postawić psa na ziemi i

ruszyć zdecydowanym krokiem w stronę wielkich szklanych drzwi, przekonałam się,

że faktycznie przyjechałyśmy do sklepu Chanel.

- Grandmére! - zawołałam, biegnąc za nią. - Chanel? Zabrałaś mnie ze szkoły,

żeby robić ZAKUPY?

- Potrzebujesz sukienki - powiedziała Grandmére i pociągnęła nosem. - Na

czarno - biały bal hrabiny Trevanni na ten piątek. Na wcześniejszy termin nie

zdołałam cię umówić.

- Czarno - biały bal? - powtórzyłam, kiedy Lars wprowadzał nas do cichego,

jasnego wnętrza sklepu Chanel, najbardziej ekskluzywnego butiku na świecie. Zanim

zostałam księżniczką, bałabym się nawet nogę postawić w takim sklepie... Chociaż

nie mogę tego samego powiedzieć o swoich przyjaciołach, bo Lilly nakręciła kiedyś

cały odcinek swojego programu telewizyjnego we wnętrzu przymierzalni u Chanel.

Zabarykadowała się w środku i mierzyła ostatnie kreacje od Karla Lagerfelda, dopóki

ochrona nie wyłamała drzwi i nie wyrzuciła jej na ulicę. To był odcinek na temat

tego, że projektanci haute couture dyskryminują ludzi ze względu na rozmiar, bo nie

background image

sposób znaleźć skórzanych spodni w rozmiarze większym niż noszona przez Miss

Ameryki dziesiątka. - Jaki znów czarno - biały bal?

- Matka na pewno ci już mówiła - powiedziała Grandmére, kiedy wysoka

rudowłosa kobieta podeszła do nas z okrzykiem: „Wasza Wysokość! Jak dobrze znów

panią widzieć!”

- Matka nie mówiła mi o żadnym balu - odparłam. - Powtórz mi, kiedy to ma

być?

- W piątek wieczorem - powtórzyła. A do sprzedawczyni powiedziała: - Tak.

Zdaje mi się, że odłożono u państwa kilka sukienek dla mojej wnuczki. Chodziło mi

konkretnie o białe suknie. - Znów zwróciła się do mnie. - Jesteś za młoda na czerń. I

nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów.

Sprzeciwów co do czego? Jak mogę się sprzeciwiać czemuś, czego nie

rozumiem?

- Oczywiście - powiedziała sprzedawczyni z szerokim uśmiechem. - Proszę za

mną, Wasza Wysokość.

- W piątek wieczorem?! - zawołałam, bo przynajmniej to jedno zaczynało do

mnie docierać. - Grandmére, ja w piątek wieczorem nie mogę iść na żaden bal. Już się

umówiłam z...

Ale Grandmére tylko położyła mi dłoń na plecach i pchnęła mnie naprzód.

A ja, potykając się, poszłam za sprzedawczynią, która nawet nie mrugnęła

okiem, jakby księżniczki w glanach wiecznie się potykały, idąc za nią do

przymierzalni.

A teraz siedzę w limuzynie Grandmére i wracam do szkoły, i myślę wyłącznie

o tym, że swoją obecną sytuację zawdzięczam kilku osobom. Przede wszystkim

mamie, która zapomniała mi powtórzyć, że już pozwoliła Grandmére zaciągnąć mnie

na ten bal; hrabinie Trevanni, która wymyśliła ten czarno - biały bal; sprzedawcom od

Chanel, którzy są wprawdzie bardzo mili, ale tak naprawdę tylko rozwijają w

ludziach złe skłonności, bo umożliwili Grandmére ubranie mnie w białą, zdobioną

dżetami suknię balową i zaciągnięcie mnie gdzieś, gdzie wcale nie mam ochoty iść;

mojemu ojcu, który puszczą moją matkę samopas na tym beznadziejnym

Manhattanie; no i oczywiście samej Grandmére, która kompletnie rujnuje mi życie.

Bo kiedy jej powiedziałam, podczas gdy ludzie od Chanel wkładali na mnie te

metry materiału, że nie mogę pójść w piątek na czarno - biały bal do hrabiny

Trevanni, bo właśnie na ten wieczór Michael i ja umówiliśmy się na naszą pierwszą

background image

randkę, zareagowała długim wykładem na temat tego, że księżniczka przede

wszystkim ma obowiązki względem narodu. Sprawy jej serca, utrzymuje Grandmére,

muszą zawsze znaleźć się na drugim miejscu.

Usiłowałam jej wyjaśnić, że tej randki nie da się odwołać ani przełożyć, bo

Gwiezdne Wojny będą pokazywać w Screening Room tylko w ten wieczór, a potem

znów będą wyświetlali tylko Moulin Rouge, którego nie chcę oglądać, bo słyszałam,

że tam ktoś na końcu umiera.

Ale Grandmére nie chce zrozumieć, że moja randka z Michaelem może być

tak samo ważna, jak czarno - biały bał hrabiny Trevanni. Najwyraźniej hrabina

Trevanni jest szalenie aktywną towarzysko osobą z książęcej rodziny Monako, w

dodatku naszą dość odległą kuzynką (a kto nie jest?). Jeżeli nie pojawię się na czarno

- białym balu, zrobię jej afront, którego książęcy ród Renaldich już nigdy nie mógłby

naprawić.

Zaznaczyłam, że niepojawienie się na Gwiezdnych Wojnach z Michaelem

stanowiłoby taki afront, którego mój związek mógłby nie wytrzymać. Ale Grandmére

powiedziała tylko, że jeśli Michael mnie naprawdę kocha, to zrozumie, że musiałam

odwołać spotkanie z nim.

- A jeśli nie zrozumie - powiedziała Grandmére, wydychając obłok szarego

dymu z gitane'a, którego trzymała w zębach - to w ogóle nigdy nie będzie się nadawał

na księcia małżonka.

Grandmére łatwo tak mówić. ONA nie była zakochana w Michaelu od

pierwszej klasy podstawówki. ONA nie spędza jednej godziny za drugą, usiłując

pisać wiersze miłosne godne jego osoby. ONA nie ma pojęcia, co to znaczy kochać,

bo jedyna osoba, którą Grandmére kochała w całym swoim życiu, to ona sama.

No cóż, to prawda.

A teraz zatrzymujemy się już pod szkołą. Właśnie zaczyna się przerwa na

lunch. Za minutę będę musiała wejść do środka i wyjaśnić Michaelowi, że nie mogę

iść na naszą pierwszą randkę, bo wywołam międzynarodowy skandal, z którego kraj,

którym mam pewnego dnia rządzić, może się nigdy nie podnieść.

Dlaczego zamiast tego wszystkiego Grandmére nie wysłała mnie po prostu do

szkoły dla dziewcząt w Massachusetts?

Środa, 21 stycznia

RZ

background image

Nie mogłam mu powiedzieć.

No bo niby jak? Zwłaszcza że był dla mnie taki miły podczas lunchu. Już

chyba wszyscy w całej szkole wiedzieli, że Grandmére przyjechała i zabrała mnie z

godziny wychowawczej. W pelerynie z szynszyli, z tymi brwiami i Rommlem u boku,

czy mogła przemknąć się niezauważona? Ona się rzuca w oczy jak Cher.

Wszyscy się bardzo przejęli, no wiecie, rzekomą chorobą mojego ojca.

Zwłaszcza Michael. Zaczął się dopytywać:

- Czy mogę ci w czymś pomóc? Odrobić algebrę czy coś? Wiem, że to

niewiele, ale chociaż tyle mógłbym zrobić...

Jak miałam mu wyjawić prawdę - że mój tata nie jest chory, a babka

wyciągnęła mnie ze szkoły w środku lekcji na ZAKUPY? Żeby mi wybrać sukienkę

na bal, na który Michael nie został zaproszony, a który ma się odbyć dokładnie

wtedy, kiedy mieliśmy wybrać się na kolację i kosmiczną fantasy rozgrywającą się w

odległej galaktyce?

Nie mogłam. Nie mogłam mu tego powiedzieć. Nikomu nie mogłam

powiedzieć. Po prostu przesiedziałam cały lunch w milczeniu. Ludzie brali moje

milczenie za objaw wielkiego zmartwienia. W zasadzie BYŁAM bardzo zmartwiona,

tylko z innego powodu, niż sądzili. Przez cały czas, kiedy tam siedziałam, myślałam:

NIENAWIDZĘ MOJEJ BABKI, NIENAWIDZĘ MOJEJ BABKI, NIENAWIDZĘ

MOJEJ BABKI, NIENAWIDZĘ MOJEJ BABKI, NIENAWIDZĘ MOJEJ BABKI.

Ja jej naprawdę strasznie, ale to strasznie nienawidzę.

Kiedy tylko lunch się skończył, wymknęłam się do jednego z automatów

telefonicznych przy drzwiach auli i zadzwoniłam do domu. Wiedziałam, że mama

będzie na poddaszu, a nie w pracowni, bo nadal pracuje nad pokojem dziecinnym.

Doszła już do trzeciej ściany, na której tworzy wysoce realistyczny obraz upadku

Sajgonu.

- Och, Mia - westchnęła, kiedy zapytałam ją, czy czasem nie zapomniała mi

czegoś przekazać. - Bardzo cię przepraszam. Twoja babka dzwoniła podczas Anny

Nicole. Wiesz, co się ze mną dzieje, kiedy leci Anna Nicole.

- Mamo... - wycedziłam przez zęby - dlaczego jej powiedziałaś, że ja mogę iść

na tę głupią imprezę? Obiecałaś mi wcześniej, że na ten wieczór mogę się umówić z

Michaelem!

- Naprawdę? - Mama strasznie się zdziwiła. Bo i czemu się miała nie zdziwić?

Najwyraźniej nie pamiętała raczej rozmowy na temat mojej randki z Michaelem...

background image

Głównie dlatego, że spała w tym czasie jak kamień. No ale tego nie musiałam jej

mówić. Zależało mi tylko, żeby poczuła się jak najbardziej winna ohydnej zbrodni,

jaką popełniła. - Och, kochanie. Tak bardzo mi przykro. No cóż, będziesz po prostu

musiała odwołać spotkanie z Michaelem. On zrozumie.

- Mamo! - zawołałam. - To miała być nasza pierwsza poważna randka! Musisz

coś zrobić!

- Jestem trochę zdziwiona - powiedziała mama nieco uszczypliwym tonem -

że tak się tym martwisz, kotku. No wiesz, biorąc pod uwagę wszystkie twoje

deklaracje o nieganianiu za Michaelem. Odwołanie pierwszej randki zdecydowanie

pasowałoby do tych założeń.

- Bardzo śmieszne, mamo - odparłam. - Ale Jane wcale by nie odwołała randki

z panem Rochesterem. Ona by tylko do niego nie wydzwaniała ani nie pozwoliła mu

dotrzeć do drugiej bazy.

- Aha - odparła.

- Posłuchaj - powiedziałam. - To jest poważna sprawa. Musisz mnie jakoś

wykręcić od tego głupiego balu!

Ale mama stwierdziła tylko, że pogada o tym z tatą. Wiedziałam, co to znaczy.

W żaden sposób nie wymigam się od balu. Tata nigdy w życiu nie przedłożył miłości

ponad obowiązek. Przypomina w tym księżniczkę Małgorzatę.

No więc teraz siedzę tutaj (i usiłuję odrobić algebrę, jak zwykle, bo przecież

nie jestem utalentowana ani nie mam zainteresowań), wiedząc, że w jakimś

momencie będę musiała powiedzieć Michaelowi, że odwołuję naszą randkę. Tylko

jak? Jak mam to zrobić? A co, jeśli on się tak wścieknie, że nigdy więcej się do mnie

nie odezwie?

Albo, co gorsza, poprosi jakąś inną dziewczynę, żeby poszła z nim na

Gwiezdne Wojny? Jakąś dziewczynę znającą wszystkie teksty, które trzeba

wykrzykiwać, kiedy leci film? Na przykład wtedy, kiedy Ben Kenobi mówi: „Obi -

Wan? Tego imienia dawno nie słyszałem”, trzeba zawołać: „Jak dawno?”, a wtedy

Ben mówi: „Bardzo dawno”.

Są miliony dziewczyn, które to wiedzą. Michael każdą z nich mógłby zaprosić

zamiast mnie i bawić się rewelacyjnie. Beze mnie.

Lilly nie daje mi spokoju i dopytuje się, co jest nie tak. Ciągle podsuwa mi

karteczki, bo pokój nauczycielski jest właśnie odkażany i pani Hill siedzi tu dziś

razem z nami, udając, że sprawdza prace z informatyki czwartej klasy. Ale tak

background image

naprawdę wybiera sobie rzeczy, które chce zamówić z katalogu Gamet Hill.

Widziałam, że ma go pod pracami.

Czy twój tata jest bardzo chory?

- napisała Lilly na ostatniej karteczce. -

Będziesz musiała lecieć z powrotem do Genowi!?

Nie - odpisałam.

Czy to rak?

- chce wiedzieć Lilly. -

Ma nawrót?

Nie - odpisuję.

No to o co chodzi? -

pismo Lilly staje się spiczaste, to pewny znak, że

zaczynam jej działać na nerwy. -

Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?

BO - chcę odpisać wielkimi literami - PRAWDA DOPROWADZI DO

TRAGICZNEGO KOŃCA MOJEGO ZWIĄZKU Z TWOIM BRATEM, A JA TEGO

BYM NIE ZNIOSŁA! CZY TY NIE WIDZISZ, ŻE ŻYĆ BEZ NIEGO NIE MOGĘ?

Ale tego nie piszę, bo jeszcze się nie poddałam. Czy nie jestem wszak

księżniczką z panującego rodu Renaldich? Czy księżniczki z panującego rodu

Renaldich poddają się, ot tak, kiedy w grę wchodzi coś tak dla nich ważnego, jak

Michael ważny jest dla mnie?

Nie, one tak nie robią. Spójrzcie tylko na moje przodkinie, Agnes i

Rosagundę. Agnes skoczyła z mostu, żeby dostać to, czego chciała (czyli nie zostać

zakonnicą). A Rosagunda udusiła faceta własnymi włosami (żeby nie musieć się z

nim przespać). Czyja, Mia Thermopolis, pozwolę, żeby taki drobiazg jak czarno -

biały bal hrabiny Trevanni stanął na drodze mojej pierwszej randce z mężczyzną,

którego kocham?

Nie, nie pozwolę.

Może więc to jest mój talent. Niezłomność odziedziczona po księżniczkach z

rodu Renaldich.

Uderzona tą obserwacją, napisałam kartkę do Lilly:

Czy moim talentem jest to, że podobnie jak moje przodkinie jestem

niezłomna?

Czekałam bez tchu na odpowiedź. Chociaż nie wiedziałam jasno, co zrobię,

jeśli ona odpisze, że tak. Bo co to niby za talent niezłomność? Pieniędzy się tym nie

zarobi w taki sposób, jak można spieniężyć talent do gry na skrzypcach, do pisania

piosenek czy do produkowania programów telewizji kablowej.

Ale i tak miło byłoby wiedzieć, że sama odkryłam swój talent. No wiecie, jako

część tej wspinaczki po pniu jungowskiego drzewa samorealizacji.

background image

Odpowiedź Lilly strasznie mnie rozczarowała:

Nie, twoim talentem nie jest niezłomność, kretynko. Boże, czasami bywasz

głupsza, niż ustawa przewiduje. Co złego dzieje się z twoim ojcem?????

Westchnęłam i zdałam sobie sprawę, że nie mam innego wyjścia - muszę jej

odpisać.

Nic. Grandmére chciała tylko zabrać mnie do Chanel, więc zmyśliła całą tę

chorobę taty.

Boże

- odpisała Lilly -

nic dziwnego, że znów wyglądasz, jakbyś zeżarła

skarpetkę. Twoja babka to kawał wariatki.

Sama nie mogłabym tego lepiej ująć. Gdyby tylko Lilly wiedziała, jak bardzo

ma rację.

Środa, 21 stycznia, klatka schodowa

Szósta lekcja

Nadzwyczajne posiedzenie klubu dziewczyn radzących sobie z chłopakami

metodą Jane Eyre. Naturalnie w każdej chwili grozi nam wpadka, ponieważ

urwałyśmy się z francuskiego, żeby zebrać się tutaj, na klatce schodowej prowadzącej

na strych (drzwi strychu są oczywiście zamknięte; Lilly mówi, że w filmie

nakręconym na podstawie mojej biografii dzieciaki bez przerwy wychodzą na dach

szkoły; kolejny przykład na to, że sztuka naprawdę nie naśladuje życia) i udzielić

duchowego wsparcia jednej z sióstr, która znalazła się w potrzebie.

No właśnie. Okazuje się, że nie jestem jedyną, dla której ten semestr zaczyna

się pechowo. Nie dość, że Tina skręciła nogę w kostce na stoku w Aspen - w czasie

przerwy po piątej lekcji dostała też na swoją nową komórkę SMS - a od Dave'a

Farouqa El - Abara. Wiadomość brzmiała: NIE RACZYŁAŚ ODDZWO - NIĆ. NA

MECZ RANGERSÓW ZABIERAM JASMINE. ŻYCZĘ POWODZENIA.

W życiu nie widziałam, żeby ktoś napisał coś równie bezdusznego jak ten

SMS. Przysięgam, krew mi się ścięła w żyłach, kiedy to czytałam.

- Seksistowskie bydlę - warknęła Lilly, kiedy to zobaczyła. - Nie bierz sobie

tego do serca, Tino. Znajdziesz lepszego faceta niż ten typek.

- J - ja nie chcę n - nikogo l - lepszego - szlochała Tina. - Ja c - chcę D -

Dave'a!

Serce mi się kraje, kiedy patrzę, jak ona cierpi - i to nie tylko emocjonalnie, bo

niełatwo było jej wdrapać się na trzecie piętro o kulach. Jako wierna przyjaciółka

background image

obiecałam, że posiedzę przy niej, kiedy będzie się próbowała uporać ze swoją

zgryzotą. Lilly przeprowadza ją przez pięć faz żalu towarzyszącego zerwaniu (według

Elisabeth Ktibler - Ross): Zaprzeczenie - „Nie chce mi się wierzyć, że on mi zrobił

coś takiego”; Gniew - „Jasmine to pewnie krowa i całuje się po francusku na

pierwszej randce”; Targowanie się - „Może, jeśli mu obiecam, że będę dzwoniła do

niego codziennie wieczorem, zechce mnie z powrotem”; Depresja - „Już nigdy

nikogo nie pokocham”; Akceptacja - „No cóż, chyba jednak BYŁ trochę samolubny”.

Oczywiście siedząc tutaj razem z Tiną zamiast na francuskim, ryzykuję zawieszenie

w prawach ucznia, bo taka jest kara za zerwanie się z lekcji w naszym Liceum

imienia Alberta Einsteina.

Ale co jest ważniejsze, mój stopień z zachowania czy przyjaciółka?

Poza tym na dole schodów stoi na czatach Lars. Jeśli nadejdzie pan Kreblutz,

główny woźny, Lars zagwiżdże hymn narodowy Genowii, a my przyciśniemy się do

ściany za starymi materacami z sali gimnastycznej (które, nawiasem mówiąc, mocno

śmierdzą i stanowią zagrożenie przeciwpożarowe).

Bardzo mi smutno ze względu na Tinę, nie mogę jednak zaprzeczyć, że ta

historia dała mi niezłą nauczkę: radzenie sobie z facetami metodą Jane Eyre

niekoniecznie stanowi najlepszy sposób na utrzymanie ich przy sobie.

Choć z drugiej strony, zdaniem Grandmére, która zdołała utrzymać przy sobie

męża przez czterdzieści lat, najszybszą metodą zniechęcenia faceta jest latanie za

nim.

No i z pewnością Lilly, która ma za sobą najdłuższy z nas wszystkich stażem

związek, nie lata za Borysem. Jeśli ktoś tutaj lata, to raczej ON. Ale to

prawdopodobnie dlatego, że Lilly jest zbyt zajęta licznymi procesami sądowymi i

akcjami społecznymi, żeby zwracać na niego uwagę częściej niż to konieczne.

Gdzieś między tymi dwoma metodami postępowania - Grandmére i Lilly -

musi się kryć tajemnica tworzenia prawdziwie udanych związków z mężczyznami.

Będę musiała ją odkryć, bo powiem wam jedno: gdybym kiedykolwiek miała dostać

od Michaela takiego SMS - a, jakiego dostała właśnie Tina od Dave'a, rzuciłabym się

do wody z Tappan Zee i bardzo wątpię, czy jakiś seksowny kapitan straży

przybrzeżnej przyszedłby mi na ratunek i mnie wyłowił - a przynajmniej nie w

jednym kawałku. Most Tappan Zee jest o wiele wyższy niż Pont des Vierges.

No i oczywiście wiecie, co to znaczy - ten cały numer z Tiną i Dave'em. To

znaczy, że nie mogę odwołać randki z Michaelem. W żaden sposób i nie ma zmiłuj.

background image

Nic mnie nie obchodzi, czy Monako zacznie wymierzać rakiety Scud w budynek

parlamentu Genowii - ja nie idę na ten czarno - biały bal. Grandmére i hrabina

Trevanni będą się musiały uporać z tym rozczarowaniem.

Bo kiedy chodzi o naszych mężczyzn, my, kobiety z rodu Renaldich, nie

ryzykujemy. Gramy ostrożnie.

PRACA DOMOWA

Algebra: pytania wstępne na pocz. rozdziału 11 PLUS...???

Nie wiem, dzięki Grandmére

Angielski: uaktualnić dziennik (Jak spędziłam ferie zimowe -

500 słów) PLUS...??? Nie wiem, dzięki Grandmére

Biologia: rozdział 13 PLUS...??? Nie wiem, dzięki

Grandmére

Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa: rozdział 1 Ty i twoje

środowisko PLUS...??? Nie wiem, dzięki Grandmére

RZ: odkryć swój ukryty talent

Francuski: Chapitre Dix PLUS...??? Nie wiem, dzięki

Grandmére

Historia cywilizacji: rozdział 13 Nowy wspaniały świat,

zebrać aktualne informacje o tym, jakie koszty społeczne powoduje

rozwój technologii

Środa, 21 stycznia, w limuzynie,

w drodze powrotnej do domu

od Grandmére

Chociaż może nigdy się nie przekonam, co tak naprawdę jest moim ukrytym

talentem - nawet jeśli jakiś posiadam - to talent Grandmére jest aż nadto oczywisty.

Klaryssa Renaldo ma absolutny dar totalnego rujnowania mi życia. Jest dla mnie teraz

ewidentne, że właśnie o to jej chodziło od samego początku. Wszystko zaś sprowadza

się po prostu do tego, że Grandmére nie może ścierpieć Michaela. Oczywiście nie

dlatego, żeby kiedykolwiek coś jej zrobił. Nigdy nie zrobił jej nic złego, poza tym, że

uczynił jej wnuczkę najszczęśliwszą osobą na ziemi. Przecież ona go nawet nigdy nie

spotkała.

background image

Nie, Grandmére nie cierpi Michaela, bo Michael nie należy do żadnej

królewskiej rodziny.

Skąd to wiem? No cóż, stało się to dla mnie całkiem jasne, kiedy dzisiaj

weszłam do jej apartamentu na lekcję etykiety i patrzę, a tu kto właśnie wrócił z

meczu squasha w Nowojorskim Klubie Atletycznym i potrząsał swoją rakietą,

wyglądając zupełnie jak Andre Agassi? Och, nikt inny, tylko książę René .

- Co TY tu robisz? - zapytałam tonem, za który Grandmére później mnie

zbeształa (powiedziała, że moje pytanie było całkiem nie na miejscu, zupełnie jakbym

podejrzewała René o coś brzydkiego; co, oczywiście, zgadzało się z prawdą; w

Genowii musiałam dać mu w łeb, żeby odzyskać swoje berło).

- Cieszę się urokami waszego pięknego miasta - odparł René.

A potem przeprosił i powiedział, że musi iść pod prysznic, bo, jak to ujął, po

meczu nieco trąci kozłem.

- Doprawdy, Amelio - odezwała się Grandmére z dezaprobatą. - Tak się wita

własnego kuzyna?

- A czemu on nie siedzi w tej swojej szkole? - zapytałam.

- Skoro już musisz wiedzieć - odparła - tak się składa, że ma przerwę w

zajęciach.

- W dalszym ciągu? - Wiem, że to zabrzmiało, jakbym była bardzo

podejrzliwa. No bo co to za szkoła biznesu, nawet francuska, w której przerwa

gwiazdkowa trwa do lutego?

- W szkołach takich jak szkoła René - wyjaśniła mi Grandmére - zimowa

przerwa jest tradycyjnie dłuższa niż w amerykańskich, żeby uczniowie mogli w pełni

wykorzystać sezon narciarski.

- Nie widziałam przy nim nart - zauważyłam podstępnie.

- Pfuit! - Grandmére tylko tyle miała mi do powiedzenia na ten temat. - René

dość już czasu spędził w tym roku na stokach. Poza tym on uwielbia Manhattan.

No cóż, TO bym pewnie mogła zrozumieć. Nowy Jork JEST przecież

najpiękniejszym miastem na ziemi. Nie dalej niż wczoraj pewien robotnik budowlany

znalazł na Czterdziestej Drugiej szczura, który ważył dziesięć kilo! To tylko dwa i

pół kilo mniej niż mój kot! W Paryżu ani w Hongkongu nie uświadczy się

dziesięciokilogramowych szczurów, tego jestem pewna.

Potem zajęłyśmy się lekcją etykiety - to znaczy Grandmére udzielała mi

informacji na temat wszystkich, których spotkam na czarno - białym balu, łącznie z

background image

tegorocznym zestawem debiutantek, córek osób z tak zwanej amerykańskiej szlachty,

które w tym roku „wchodzą” do Towarzystwa przez duże T i będą szukały mężów

(chociaż jeśli chcecie znać moje zdanie, powinny raczej rozejrzeć się za dobrym

programem studiów magisterskich i może jeszcze za pracą na pół etatu, na przykład

uczeniem niepiśmiennych ludzi czytania i pisania; ale to tylko moja opinia), kiedy ni

stąd, ni zowąd przyszło mi do głowy rozwiązanie mojego problemu.

Czemu Michael nie miałby pójść ze mną na czarno - biały bal do hrabiny

Trevanni jako osoba towarzysząca?

No dobra, przyznaję, to nie Gwiezdne Wojny. I owszem, musiałby się wbić w

smoking i tak dalej. Ale przynajmniej bylibyśmy razem. I mogłabym mu wręczyć

prezent urodzinowy w otoczeniu, które znajduje się poza wybetonowanym terenem

Liceum imienia Alberta Einsteina. Przynajmniej nie musiałabym zupełnie odwoływać

randki. Przynajmniej stan stosunków dyplomatycznych między Genowią i Monako

nie przekroczyłby poziomu pomarańczowego alertu..

Jak zdołam, zastanawiałam się, namówić na to Grandmére? Przecież ona nic

nie wspomniała, że hrabina pozwoliła mi przyjść z osobą towarzyszącą.

Ale co z tymi wszystkimi debiutantkami? Czy one nie przyprowadzają ze sobą

chłopaków? Czy nie po to istnieje Wojskowa Akademia Westpoint? Zęby debiutantki

miały z kim chodzić na bale? Więc jeśli te dziewczyny mogą przyprowadzać ze sobą

chłopaków, a nawet nie są księżniczkami, to dlaczego ja miałabym nie móc?

Tylko jak miałam namówić Grandmére, żeby mi pozwoliła przyprowadzić

Michaela na czarno - biały bal, po tych naszych długich dyskusjach, w których padały

wnioski, że nie wolno pozwolić, by obiekt twoich uczuć w ogóle się orientował, że go

lubisz? Zanosiło się na sporą przeszkodę do pokonania. Stwierdziłam, że spróbuję

posłużyć się wobec Grandmére dyplomacją i taktem, których uczyła mnie z takim

trudem.

- I proszę cię, Amelio, cokolwiek byś robiła - mówiła właśnie Grandmére,

rozczesując szczoteczką rzadkie futerko Rommla, zgodnie z zaleceniami nadwornego

weterynarza Genowii - nie gap się zbyt długo na efekty liftingu u hrabiny. Wiem, że

to może okazać się trudne. Wygląda tak, jakby chirurg strasznie ją naciągnął. Ale

Elena dokładnie tak chciała wyglądać. Najwyraźniej zawsze marzyła o twarzy okonia

z rozbieżnym zezem...

- Słuchaj, Grandmére, ja jeszcze w sprawie balu - wtrąciłam subtelnie. - Jak

sądzisz, czy hrabinie zrobiłoby to jakąś różnicę, gdybym z kimś przyszła?

background image

Grandmére spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- O co ci chodzi? - spytała. - Wątpię, żeby twoja matka dobrze się czuła na

czarno - białym balu hrabiny Trevanni. Po pierwsze, nie będzie tam żadnych

hipisowskich radykałów...

- Nie chodzi mi o mamę - przerwałam, zdając sobie sprawę, że byłam chyba

ZA BARDZO subtelna. - Myślałam raczej, no wiesz, o osobie towarzyszącej płci

męskiej.

- Ależ ty już masz osobę towarzyszącą - powiedziała Grandmére, nadal, jak

zauważyłam, nie patrząc mi w oczy. - Książę René był tak uprzejmy i zgodził się

towarzyszyć ci na balu. Na czym to ja skończyłam? Aha, tak. Mówiłam o guście

hrabiny w doborze strojów. Myślę, że do tej pory dość się już nauczyłaś, żeby to

wiedzieć. Nie wolno ci komentować, przynajmniej przy niej, tego, co ma na sobie

gospodyni przyjęcia. Ale powinnam cię chyba uprzedzić, że hrabina ma słabość do

strojów, które są dla niej nieco za młodzieńcze, a ukazują...

- RENÉ będzie moją osobą towarzyszącą? - Wstałam, omal nie przewracając

przy tym sidecara Grandmére. - René zabiera mnie na ten bal?

- No cóż, tak - odparła Grandmére z niewinną miną; trochę zanadto niewinną

jak na mój gust. - Jest przecież gościem w tym mieście. W tym kraju, tak na dobrą

sprawę. Spodziewałabym się raczej, Amelio, że wręcz się ucieszysz, mogąc sprawić,

że poczuje się tutaj jak w domu...

Popatrzyłam na nią zwężonymi oczami.

- Co się tutaj dzieje? - spytałam. - Grandmére, czy ty usiłujesz wyswatać mnie

z René?

- Ależ skąd - odparła. Wydawała się szczerze zaszokowana taką sugestią. No

ale miny Grandmére już nieraz mnie zmyliły. Zwłaszcza takie, jakie przybiera, kiedy

chce, bym myślała, że jest tylko bezradną staruszką. - Wyobraźnię na pewno

odziedziczyłaś po swojej rodzinie ze strony matki. Twój ojciec nigdy nie bujał w

obłokach tak jak ty, za co mogę tylko dziękować Bogu. Wpędziłby mnie

przedwcześnie do grobu, jestem o tym przekonana, gdyby był choć w połowie tak

kapryśny, jak to zdarza się tobie, młoda damo.

- A co niby mam sobie myśleć? - zapytałam. Trochę się zawstydziłam swoim

wybuchem. Mimo wszystko pomysł, że Grandmére chce mnie, zaledwie

czternastolatkę, wyswatać z jakimś księciem i wydać za niego za mąż, BYŁ przecież

nieco szalony. Nawet jak na możliwości Grandmére. - Zmusiłaś nas, żebyśmy ze sobą

background image

zatańczyli...

- Do zdjęcia w czasopiśmie. - Grandmére pociągnęła nosem.

- ...no i nie lubisz Michaela...

- Nigdy nie powiedziałam, że go nie lubię. Z tego, co o nim wiem, to na

pewno uroczy chłopiec. Ja tylko chciałabym, Amelio, żebyś realistycznie podeszła do

faktu, że nie jesteś taka sama jak inne dziewczęta. Jesteś księżniczką i musisz myśleć

o dobru własnego kraju.

- ...a potem René pojawia się tu znienacka, a ty mi oświadczasz, że ma ze mną

pójść na czarno - biały bal...

- Czy to źle, że chcę, żeby ten biedny chłopiec zaznał trochę rozrywki podczas

pobytu w tym mieście? Ma za sobą tyle trudnych przeżyć, stracił dom swoich

przodków, nie mówiąc już o własnym królestwie...

- Grandmére - powiedziałam. - René jeszcze nie było na świecie, kiedy ich

rodzinę wyrzucono z ...

- Tym bardziej - przerwała mi - powinnaś być wrażliwa na jego cierpienia.

Świetnie. No i co mam teraz zrobić? To znaczy, z Michaelem? Nie mogę

zabrać i jego, i księcia René na bal. I tak już dziwacznie wyglądam, z tymi na wpół

odrośniętymi włosami i moją bezpłciowością (chociaż, sądząc z opisu Grandmére, ta

hrabina wygląda jeszcze dziwaczniej niż ja) bez sprowadzania ze sobą dwóch osób

towarzyszących ORAZ ochroniarza.

Żałuję, że nie jestem księżniczką Leią zamiast sobą, księżniczką Mią.

Wolałabym, żeby nad głową wisiała mi Gwiazda Śmierci niż ten czarno - biały bal.

Środa, 21 stycznia, poddasze

No cóż, rozmowa mojej mamy z moim tatą o balu u hrabiny Trevanni na razie

nie doszła do skutku. Najwyraźniej debata parlamentarna w sprawie parkometrów

wymknęła się spod kontroli. Minister turystyki zorganizował własną obstrukcję

parlamentarną, w odpowiedzi na obstrukcję zorganizowaną przez ministra finansów, i

żadne głosowanie nie może się odbyć, dopóki on nie przestanie gadać i nie usiądzie.

Na razie gada od dwunastu godzin i czterdziestu pięciu minut. Nie wiem, czemu tata

po prostu nie każe go aresztować i wtrącić do lochu.

Naprawdę zaczynam się bać, że nie uda mi się wymigać od tego całego balu.

- Lepiej zawiadom Michaela. - Mama wsunęła głowę do mojego pokoju i cała

jest chętna do pomocy. - Powiedz mu, że nie dasz rady spotkać się z nim w piątek.

background image

Amelio, czy ty znów piszesz ten swój pamiętnik? Nie powinnaś czasem odrabiać

teraz lekcji?

Usiłując zmienić temat rozmowy (przecież jak najbardziej odrabiam lekcje, a

teraz tylko zrobiłam sobie małą przerwę), odezwałam się:

- Nic nie powiem Michaelowi, dopóki nie odezwie się tata. Nie ma sensu,

żebym ryzykowała, że Michael ze mną zerwie, skoro tata może w każdej chwili

stwierdzić, że wcale nie muszę iść na ten głupi bal.

- Mia - powiedziała mama - Michael nie zerwie z tobą tylko dlatego, że masz

zobowiązania rodzinne, od których nie możesz się wykręcić.

- Nie byłabym taka pewna - odparłam ponuro. - Dave Farouq El - Abar zerwał

dzisiaj z Tiną, bo nie odpowiedziała na jego telefon.

- To co innego - stwierdziła mama. - Nieodpowiadanie na czyjeś telefony to

zwykła niegrzeczność.

- Ależ mamo - zaprotestowałam. Zaczynałam już czuć się zmęczona tym, że

ciągle muszę coś jej tłumaczyć. Dla mnie to cud boski, że ona w ogóle znalazła

jakiegoś faceta, a co dopiero dwóch, skoro najwyraźniej o sztuce umawiania się na

randki nie ma zielonego pojęcia. - Jeśli jesteś zbyt dostępna, facet może uznać, że

polowanie przestało go już pociągać. Mama spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Nic nie mów. Pozwól mi zgadnąć. Babka ci to powiedziała?

- Hm - odparłam. - Tak.

- No cóż, pozwól zatem, że i ja ci dam radę, jaką kiedyś dostałam od swojej

własnej matki - powiedziała mama.

Zdziwiłam się. Mama na ogół nie dogaduje się za dobrze z własnymi

rodzicami, więc raczej rzadko wspomina któreś z nich jako autora rady wartej

przekazania młodszemu pokoleniu.

- Skoro twoim zdaniem zachodzi możliwość, że będziesz musiała odwołać

piątkową randkę z Michaelem - ciągnęła - to lepiej zacznij mu opowiadać historię o

kocie na dachu.

Byłam zrozumiale zaskoczona tym stwierdzeniem.

- O kocie na czym?

- O kocie na dachu - powtórzyła. - Musisz zacząć go powoli przygotowywać

na rozczarowanie. Gdyby coś się stało Grubemu Louie podczas twojego pobytu w

Genowii... - Musiała mi chyba opaść szczęka, bo mama dodała szybko: - Nie martw

się, nic mu się nie stało. Ja tylko mówię, że gdyby coś mu się stało, nie

background image

powiedziałabym ci o tym tak po prostu, przez telefon. Zaczęłabym powoli cię

przygotowywać na ewentualną przykrość. Może bym powiedziała: „Mia, Gruby

Louie uciekł przez okno twojego pokoju i siedzi teraz na dachu, i nie możemy go z

niego ściągnąć”.

- Oczywiście, że mogłabyś go ściągnąć - zaprotestowałam. - Mogłabyś wyjść

na schodki przeciwpożarowe i wziąć ze sobą poszewkę na poduszkę, a kiedy byś się

do niego zbliżyła, mogłabyś zarzucić ją na niego i wnieść go z powrotem do domu.

- Tak - przyznała mama - ale wyobraź sobie, że powiedziałabym ci, że właśnie

to spróbuję zrobić. A następnego dnia zadzwoniłabym i powiedziałabym, że to nie

zdało egzaminu. Gruby Louie uciekł na sąsiedni dach i...

- Powiedziałabym, żebyś poszła do sąsiedniego domu, zadzwoniła i poprosiła,

żeby ktoś cię wpuścił na klatkę, a potem weszłabyś na sąsiedni dach. - Naprawdę nie

wiedziałam, do czego mama zmierza. - Jak w ogóle mogłabyś być tak nierozsądna,

żeby pozwolić Grubemu Louie wyjść na zewnątrz? Tyle razy ci mówiłam, że musisz

trzymać w mojej sypialni zamknięte okno. Przecież wiesz, jak on lubi patrzeć stamtąd

na gołębie. Louie nie ma żadnych umiejętności, które by mu pozwoliły przetrwać na

wolności...

- Więc nie spodziewałabyś się, że uda mu się przeżyć dwie noce poza domem

- powiedziała mama.

- Nie. - Prawie zapłakałam. - Nie spodziewałabym się.

- Właśnie. Więc byłabyś mentalnie przygotowana, gdybym zadzwoniła do

ciebie trzeciego dnia i powiedziała, że mimo wszystkich naszych wysiłków Gruby

Louie nie żyje.

- O MÓJ BOŻE! - Złapałam Grubego Louie, który leżał na łóżku obok mnie. -

Uważasz, że powinnam zrobić coś takiego biednemu Michaelowi? Przecież on ma

psa, nie kota! Pawłów nigdy w życiu nie wdrapie się na dach!

- Nie o to mi chodzi - powiedziała mama. Miała znużoną minę. I cóż w tym

dziwnego? Jej soki życiowe powoli spija nienasycony płód, który się w niej rozwija. -

Mówię, że powinnaś przygotować Michaela na rozczarowanie, jakim dla niego będzie

odwołanie przez ciebie piątkowej randki, jeśli faktycznie będziesz ją musiała

odwołać. Zadzwoń do niego i powiedz mu, że być może z jakiegoś powodu nie

będziesz mogła pójść. To wszystko. Opowiedz mu o kocie na dachu.

Puściłam Grubego Louie. Nie dlatego, że wreszcie zrozumiałam, o czym

mówi mama, ale dlatego, że usiłował mnie ugryźć, żebym przestała go trzymać w

background image

kurczowym uścisku.

- Och - westchnęłam. - Myślisz, że jeśli to zrobię, jeśli zacznę go powoli

przygotowywać na to, że nie dam rady spotkać się z nim w piątek, to on mnie nie

rzuci, kiedy mu w końcu powiem, że nie mogę iść?

- Mia - odparła mama - żaden chłopak nie rzuci cię dlatego, że odwołałaś

jedną randkę. A jeśli to zrobi, to w ogóle nie był wart twojego zainteresowania. Tak

jak Dave Tiny, odważę się dodać. Najprawdopodobniej dla niej to tylko lepiej. A

teraz bierz się do lekcji.

Ale kto mógłby oczekiwać, że zabiorę się do lekcji po otrzymaniu takiej

informacji?

Zamiast tego weszłam na sieć. Miałam zamiar wysłać wiadomość do Michaela

na ICQ, ale przekonałam się, że Tina już zdążyła wysłać wiadomość do mnie.

IluvRomance:

Cześć, Mia. Co porabiasz?

W tym brzmiał taki smutek! Nawet kolor liter zmieniła na niebieski!

GrLouie:

Odrabiam biologię. A co u Ciebie?

IluvRomance:

Chyba nieźle. Tylko tęsknię za nim tak

strasznie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Szkoda, że kiedykolwiek
usłyszałam o tej głupiej Jane Eyre.

Pamiętając, co powiedziała moja mama, odpisałam:

GrLouie:

Tina, jeśli Dave chciał zerwać z Tobą tylko

dlatego, że nie odpowiadałaś na jego telefony, to nie jest
Ciebie wart. Znajdziesz sobie nowego chłopaka, takiego, który
Cię doceni.

IluvRomance:

Naprawdę tak myślisz?

GrLouie:

Absolutnie.

IluvRomance:

Ale gdzie jaw LI - AE znajdę chłopaka, który

mnie doceni? Wszyscy chłopcy, którzy chodzą do naszej szkoły,
są beznadziejni. Oczywiście poza MM.

GrLouie:

Nie martw się, znajdziemy Ci kogoś. Muszę teraz

background image

szybko skontaktować się z tatą...

Nie chciałam jej mówić, że tak naprawdę muszę napisać do Michaela. Nie

chciałam popisywać się przed nią tym, że ja mam chłopaka, a ona nie. Poza tym

miałam nadzieję, że ona nie pamięta, że w Genowii, gdzie mieszka tata, jest teraz

czwarta rano. Ani że pod względem udogodnień technologicznych Palais de Genovia

nie nadąża tak bardzo za współczesnością.

GrLouie:

No to narka.

IluvRomance:

Ok., pa. Jeśli potem będziesz miała ochotę

pogadać, to ja tu cały czas siedzę. Nie mam nic innego do
roboty.

Biedna, słodka Tina! Jest tak wyraźnie pogrążona w rozpaczy. Naprawdę,

kiedy pomyśleć nad tym dłużej, dobrze, że się pozbyła tego Dave'a. Jeśli tak bardzo

chciał zostawić ją dla tej całej Jasmine, mógł zrobić to delikatniej, najpierw trochę jej

opowiadając o kocie na dachu. Gdyby był choć trochę dżentelmenem, toby tak zrobił.

Ale teraz widać jak na dłoni, że Dave dżentelmenem nie jest.

Cieszę się, że mój chłopak jest inny. A przynajmniej mam nadzieję, że jest

inny. Nie, chwila - oczywiście, że jest inny. Jest przecież MICHAELEM.

GrLouie:

Cześć!

LinuxRulz:

Hej, mała! Gdzie się podziewałaś?

GrLouie:

Lekcja etykiety.

LinuxRulz:

To Ty jeszcze nie wiesz wszystkiego, co tylko

się da na temat bycia księżniczką?

GrLouie:

Najwyraźniej nie. Grandmére zajęła się

dopracowaniem szczegółów. Przy okazji, czy jest w ten piątek
jakiś późniejszy seans Gwiezdnych Wojen niż siódma?

LinuxRulz:

Tak, jest seans o jedenastej . A co?

GrLouie:

Och, nic.

LinuxRulz:

NO CO?

Ale widzicie, tutaj nadeszła ta część zadania, której nie mogłam wykonać.

Może przez te wielkie litery albo może dlatego, że jeszcze na świeżo miałam w

background image

głowie rozmowę z Tiną. Z niczym nieporównywalny smutek jej niebieskich liter był

dla mnie po prostu nie do zniesienia. Wiem, że powinnam była zwyczajnie się

ujawnić i powiedzieć mu wszystko o balu, tu i teraz, ale po prostu nie mogłam się na

to zdobyć. Mogłam myśleć tylko o tym, jak niesamowicie zdolny i utalentowany jest

Michael, a jakim żałosnym beztalenciem jestem ja sama, i jak łatwo byłoby mu

znaleźć kogoś, kto byłby bardziej godzien jego uwagi.

Więc zamiast tego napisałam:

GrLouie:

Zastanawiałam się nad nazwami dla twojego zespołu.

LinuxRulz:

Ale co to ma wspólnego z tym, czy jest jakiś

późniejszy seans Gwiezdnych Wojen w piątek wieczorem?

GrLouie:

No cóż, chyba nic. Ale co powiesz na MICHAEL AND

THE WOOKIES?

LinuxRulz:

Myślę, że znów bawiłaś się kulką kocimiętki

Grubego Louie.

GrLouie:

Ha, ha. No to co powiesz na THE EWOKS?

LinuxRulz:

THE EWOKS? Dokąd zabrała Cię twoja Grandmére,

kiedy wyciągnęła Cię z godziny wychowawczej? Na terapię
elektrowstrząsami?

GrLouie:

Ja tylko staram się pomóc.

LinuxRulz:

Wiem, przepraszam. Tylko że naprawdę nie wydaje

mi się, żeby chłopaki chcieli być porównywani do małych
tłustych futrzaków z planety Endor. Wiem, że gra z nami Borys,
ale i on przy Ewokach chyba by się zdenerwował. Mam nadzieję.

GrLouie:

BORYS PELKOWSKI GRA W TWOIM ZESPOLE????

LinuxRulz:

Taa. A co?

GrLouie:

Nic.

Mogę powiedzieć tylko jedno - gdybym zakładała zespół, nie wzięłabym do

niego Borysa Pelkowskiego. To znaczy wiem, że on jest utalentowanym muzykiem i

tak dalej, ale przede wszystkim jest człowiekiem, który oddycha przez usta. Myślę, że

to wspaniale, że jemu i Lilly układa się tak świetnie, i czasami potrafię nawet nieźle

się z nim dogadać i miło spędzić czas w jego towarzystwie. Ale nie pozwoliłabym mu

wejść do swojego zespołu. Chyba że przestałby wsadzać sweter w spodnie.

background image

LinuxRulz:

Borys nie jest taki beznadziejny, kiedy się go

lepiej pozna.

GrLouie:

Wiem. Tylko on się nie wydaje takim typem, który

się nadaje do jakiegoś zespołu. Cały ten Bartok.

LinuxRulz:

On gra całkiem znośny bluegrass, wiesz? Nie

żebyśmy w naszym zespole zamierzali 1 grać bluegrass...

To była nieco pocieszająca wiadomość.

LinuxRulz:

A więc? Twoja babka wypuści Cię na czas?

Nie miałam zielonego pojęcia, o czym on mówił.

GrLouie:

Co???

LinuxRulz:

W piątek. Masz lekcję etykiety, prawda? To

dlatego pytałaś, czy będzie jakiś późniejszy seans filmu,
prawda? Martwisz się, że babka nie wypuści Cię na czas?

No i tu skrewiłam. Widzicie, sam podsunął mi najlepszą wymówkę -

wystarczyło powiedzieć: „Tak” i byłaby szansa, że on by wtedy powiedział: „Okay,

no to umówmy się na inny termin”.

ALE CO, JEŚLI NIE PRZYSŁUGUJE MI ŻADEN INNY TERMIN????

Co, jeśli Michael, tak jak Dave, po prostu wypnie się na mnie i znajdzie sobie

jakąś inną dziewczynę do chodzenia do kina????

No więc zamiast tego napisałam:

GrLouie:

Nie, wszystko będzie okay. Myślę, że uda mi się

wyjść na czas.

DLACZEGO JESTEM TAKA GŁUPIA???? CZEMU TO NAPISAŁAM????

Przecież nie zdołam wyrwać się wcześnie, bo będę na tym głupim czarno - białym

balu DO PÓŹNEJ NOCY!!!!!

Przysięgam, jestem taką idiotką, że w ogóle nie zasługuję na chłopaka.

Czwartek, 22 stycznia

background image

Godzina wychowawcza

Dziś rano przy śniadaniu pan G. zapytał:

- Czy ktoś widział moje brązowe sztruksy?

A moja mama, która nastawiła budzik, żeby wstać wcześnie i w miarę

możliwości złapać mojego ojca w przerwie posiedzenia parlamentu (zero szans),

odparła:

- Nie, ale może ktoś widział moją koszulkę z napisem „Uwolnić Winonę

Ryder”?

Wtedy powiedziałam:

- No cóż, ja nadal nie znalazłam swoich majtek z królową Amidalą.

I w tej chwili wszyscy zorientowaliśmy się, że ktoś nam ukradł pranie.

To jedyne wyjaśnienie tej całej sytuacji. No bo oddajemy pranie do pralni na

Thompson Street, a oni piorą nasze rzeczy i odnoszą je poskładane. A że nie mamy

odźwiernego, torby po prostu stoją w holu, aż ktoś się zlituje i zatarga je trzy piętra w

górę na poddasze.

Tyle że najwyraźniej nikt nie wie, gdzie podziała się torba, którą oddaliśmy do

pralni na dzień przed moim wyjazdem do Genowii! Chyba jako jedyny członek tej

rodziny przejmuję się takimi drobiazgami jak pranie - najwyraźniej dlatego, że jestem

osobą pozbawioną talentu i nie potrafię myśleć o rzeczach poważniejszych niż czysta

bielizna.

A to może oznaczać tylko jedno: któryś z tych dziwacznych reporterów (oni

regularnie przetrząsają nasze torby ze śmieciami, co okropne denerwuje pana Molinę,

naszego dozorcę) dorwał się do naszego prania i lada moment możemy oczekiwać

przełomowych wieści na pierwszej stronie „The Post”: WYPADŁO Z TORBY: CO

NOSI KSIĘŻNICZKA MIA I CO TO ZDANIEM NASZYCH EKSPERTÓW

OZNACZA.

A WTEDY CAŁY ŚWIAT SIĘ DOWIE, ŻE NOSZĘ MAJTKI Z KRÓLOWĄ

AMIDALĄ!

A przecież wcale nie rozpowiadam wkoło, że mam bieliznę z Gwiezdnych

Wojen ani w ogóle, że mam jakieś majtki, które przynoszą mi szczęście. Właściwe

powinnam była zabrać te majtki z królową Amidalą do Genowii, żeby przyniosły mi

szczęście podczas wygłaszania gwiazdkowego orędzia do narodu. Gdybym tak

postąpiła, może nie wplątałabym się w tę parkometrową aferę.

Ale nieważne. Tak się zajęłam Michaelem, że na śmierć zapomniałam.

background image

No i teraz wygląda na to, że ktoś znalazł moje szczęśliwe majtki i zanim się

obejrzycie, będzie je można kupić w eBuy! Poważnie! Kto mi wmówi, że moje majtki

nie sprzedawałyby się jak gorące bułeczki? Zwłaszcza że to majtki z królową

Amidalą.

Po prostu przepadłam.

Mama już zadzwoniła na Szósty Komisariat i zgłosiła kradzież, ale ci faceci są

zbyt zajęci tropieniem prawdziwych przestępców, żeby zacząć poszukiwać złodzieja

toreb z praniem. Praktycznie wyśmiali mamę przez telefon.

Jej ani panu G. nic złego się nie dzieje, zgubili tylko zwyczajne ciuchy. Tylko

mnie zginęła bielizna. Co gorsza - bielizna, która przynosi mi szczęście. Rozumiem,

że mężczyźni i kobiety, którzy w tym mieście walczą ze zbrodnią, mają na głowie

ważniejsze sprawy niż szukanie moich majtek.

Ale biorąc pod uwagę wszystko, co się ostatnio dzieje, potrzebuję każdego

łutu szczęścia, jaki mogę sobie zapewnić.

Czwartek, 22 stycznia

Algebra

DO ZAŁATWIENIA

1. Poprosić ambasadora Genowii przy ONZ, żeby zadzwonił do CIA.

Sprawdzić, czy mogą oddelegować paru agentów do odszukania mojej

bielizny (jeśli wpadnie w nieodpowiednie ręce, może się to skończyć

międzynarodową aferą).

2. Kupić jedzenie dla kota!!!!!

3. Sprawdzić, czy mama bierze odpowiednią dawkę kwasu foliowego.

4. Powiedzieć Michaelowi, że nie uda mi się pójść na naszą pierwszą randkę.

5. Przygotować się na to, że mnie rzuci.

Definicja: Pierwiastek kwadratowy z idealnego kwadratu jest jedną z

dwóch identycznych liczb.

Definicja: Dodatni pierwiastek kwadratowy nazywa się podstawowym

pierwiastkiem kwadratowym. Liczby ujemne nie mają pierwiastków.

Czwartek, 22 stycznia

Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa

background image

Widziałaś to? Spotykają się w Cosi na lunch!

Tak. On ją bardzo kocha.

To takie urocze, kiedy nauczyciele się zakochują.

Denerwujesz się jutrzejszym spotkaniem przy śniadaniu?

Wcale. To ONI powinni się denerwować.

Idziesz tam zupełnie sama? Mama i tata z tobą nie idą, prawda?

Och, błagam. Sama umiem sobie dać radę z bandą producentów filmowych,

wielkie mi co. Jak oni mogą tak rok po roku pchać nam w gardła podobnie infantylną

papkę? Im się zdaje, że do nas jeszcze nie dotarła informacja o tym, że tytoń zabija?

Hej, zrobiłaś wczoraj lekcje, czy przez cały wieczór siedziałaś z moim bratem na

ICQ?

I jedno, i drugie.

Jesteście tacy rozkoszni, że aż mi się rzygać chce. Prawie tak rozkoszni jak

pan Wheeton i Mademoisełle Klein.

Zamknij się.

Boże, umrę z nudów. Chcesz zrobić jeszcze jedną listę?

Dobra, ty zaczynasz.

PRZEWODNIK LILLY MOSCOVITZ:

CO WARTO OBEJRZEĆ W TV.

A CO MOŻNA SOBIE DAROWAĆ

(z komentarzami Mi Thermopolis)

Siódme niebo

Lilly: Kompleksowe spojrzenie na walkę, jaką toczy pewna rodzina, usiłując

przestrzegać chrześcijańskich wartości we wciąż zmieniającym się współczesnym

społeczeństwie. Nawet niezła gra aktorska i od czasu do czasu wzruszające sceny.

Ten serial ma tendencje moralizatorskie, ale z zadziwiającym realizmem przedstawia

problemy, przed jakimi stają współczesne rodziny, i tylko czasami zalatuje

czułostkowością.

Mia: Chociaż tata jest pastorem, a każdy przed końcem odcinka musi się

czegoś nauczyć, jest to całkiem niezły serial. Mocny punkt: kiedy gościnnie

występowali w nim bracia Olsen. Słaby punkt: kiedy serialowy kostiumolog kazał

wyprostować włosy najmłodszej dziewczynki.

background image

Idol

Lilly: Żałosna próba grania na najniższych instynktach. W tym programie

młode talenty poddaje się upokarzającemu publicznemu „przesłuchaniu”, a potem

robi się zbliżenia, kiedy przegrani płaczą, a wygrani się puszą.

Mia: Biorą grupę atrakcyjnych osób, które potrafią śpiewać i tańczyć, i każą

im wziąć udział w castingu. Można wygrać miejsce w grupie rockowej i czasem ktoś

je zdobywa, a czasem nikt, a ci, którzy wygrywają, natychmiast robią się sławni i

mogą się wtedy popisywać, na ogół przez cały czas nosząc ciekawe i zazwyczaj

ukazujące pępek ciuchy. Jak można mówić, że to zły program?

Sabrina - nastoletnia czarownica

Lilly: Chociaż to serial oparty na komiksie, jest zdumiewająco udany i czasem

nawet zabawny. Niestety, prawdziwych praktyk Wicca w nim nie pokazują. Serial

mógłby zyskać, gdyby przeprowadzono najpierw pewne studia w zakresie starej jak

świat religii, która przez całe wieki dawała moc milionom ludzi, głównie kobiet.

Bardzo podejrzany jest gadający kot: do tej pory nie czytałam jeszcze o żadnych

poważnych badaniach, które podtrzymywałyby możliwość istnienia transfiguracji.

Mia: Totalnie świetny, kiedy mowa o czasach szkoły średniej, czyli o czasach

Harveya. Znika Harvey = znika dobry serial.

Słoneczny patrol

Lilly: Infantylna bzdura.

Mia: Najwspanialszy serial wszech czasów. Wszyscy są w nim przystojni,

można nadążyć za treścią każdego odcinka, nawet jeśli się jednocześnie wysyła

wiadomości na ICQ, i jest mnóstwo zdjęć plaż, które są takie piękne, kiedy na

Manhattanie zapadają właśnie ciemne, przygnębiające lutowe wieczory. Najlepszy

odcinek: kiedy Pamelę Anderson porwał półczłowiek, półpotwór, który po operacji

plastycznej został profesorem na UCLA. Najgorszy odcinek: za każdym razem, kiedy

Mitch adoptuje syna.

Powerpuff girls

Lilly: Najlepszy serial telewizyjny.

Mia: Patrz wyżej. Nic dodać, nic ująć.

background image

Roswell

Lilly: Obecnie, niestety, już wycofany z dalszej produkcji, serial ten

prezentował intrygujące spojrzenie na możliwość mieszkania wśród nas przybyszów

z innych planet. Fakt, że mogą być nastolatkami, i to w dodatku niezwykle

atrakcyjnymi fizycznie, nieco naciąga prawdopodobieństwo serialowych sytuacji.

Mia: Seksowni faceci o sile pozaziemskich istot. Czego więcej można by

pragnąć? Mocny punkt: Max, za każdym razem, kiedy się z kimś ściskał. Słaby

punkt: kiedy pojawiła się ta paskudna Tess. No i to, że już nie robią nowych

odcinków.

Buffy - postrach wampirów

Lilly: Feministyczna siła w całym rozkwicie, a przy tym znakomita rozrywka.

Bohaterka to szczupła, twarda, sprawna maszyna do mordowania wampirów, która

nie mniej martwi się o swoją nieśmiertelną duszę, co o nieskazitelną fryzurę. Niezły

wzór do naśladowania dla młodych kobiet - nie, dla ludzi każdej płci i w każdym

wieku, bo wszyscy mogą wzbogacić się duchowo, oglądając ten serial. Cała telewizja

powinna mieć ten poziom. To, że do tej pory serial był ignorowany przez ludzi

przyznających nagrodę Emmy, zakrawa na śmieszność.

Mia: Gdyby tylko Buffy mogła znaleźć sobie chłopaka, który nie musi pić

czerwonych krwinek, żeby przeżyć. Mocny punkt: za każdym razem, kiedy się całują.

Słaby punkt: brak.

Kochane kłopoty

Lilly: Przemyślany portret samotnej matki, która usiłuje wychować nastoletnią

córkę, na tle małego miasteczka z północno - wschodniego wybrzeża.

Mia: Wielu, wielu, wielu, wielu, wielu, wielu bardzo fajnych chłopaków. Plus

fajnie jest widzieć samotne matki, które, sypiając z nauczycielem ich córek, dostają

brawa, a nie pouczenia od Organizacji Obrońców Moralności Publicznej.

Czarodziejki

Lilly: Chociaż ten film faktycznie przedstawia pewne typowe praktyki Wicca,

zaklęcia, które zwykle rzucają w nim dziewczyny, są kompletnie nierealistyczne. Na

przykład, nie da się podróżować w czasie czy między różnymi wymiarami, nie

background image

tworząc szczelin w kontinuum czasoprzestrzeni. Gdyby te dziewczyny naprawdę

miały się przenieść do siedemnastowiecznej purytańskiej Ameryki, zjawiłyby się tam

z przełykami wywróconymi na lewą stronę, a nie w porządnie zesznurowanych

gorsetach, bo nikt nie może przeżyć podróży przez dziurę w czasie i zachować

całkowitej integralności. To proste prawo fizyki. Albert Einstein przewraca się w

grobie.

Mia: Wow, czarownice w seksownych sukienkach. Jak Sabrina, a nawet

lepiej, bo chłopcy są przystojniejsi, a czasami znajdują się w niebezpieczeństwie i

dziewczyny muszą ich ratować.

Czwartek, 22 stycznia

RZ

Tina jest strasznie wściekła na Charlotte Bronte. Mówi, że Jane Eyre

zrujnowała jej życie.

Oświadczyła to przy lunchu. Przed samym nosem Michaela, który nie

powinien się dowiedzieć o radzeniu sobie z facetami metodą Jane Eyre, no ale

nieważne. Przyznał, że nigdy nie przeczytał tej książki, więc myślę, że można

bezpiecznie uznać, że nie miał pojęcia, o czym mówiła Tina.

Ale to i tak smutne. Tina mówi, że przestaje czytać romanse. Rzuca je, bo

doprowadziły do rozpadu jej związku z Dave'em!

Bardzo nas zmartwiła ta wiadomość. Tina UWIELBIA romanse. Czyta mniej

więcej jeden dziennie.

Ale teraz mówi, że gdyby nie powieści o miłości, to ona, a nie Jasmine

szykowałaby się na mecz Rangersów z Dave'em Faroukiem El - Abarem w najbliższą

sobotę.

A moja uwaga, że przecież ona i tak nie lubi hokeja, wcale nie pomogła.

Obie z Lilly zdałyśmy sobie sprawę, że to jest punkt zwrotny w nastoletnim

rozwoju Tiny. Należało zwrócić jej uwagę na fakt, że to Dave, a nie Jane Eyre,

położył kreskę na ich związku... Oraz na to, że kiedy spojrzeć na sprawę obiektywnie,

ona na tym tylko zyska. To śmieszne, żeby Tina miała obwiniać romanse o swoje

uczuciowe kłopoty.

Tak więc Lilly i ja natychmiast spisałyśmy następującą listę, z nadzieją że

Tina dostrzeże swój błąd w myśleniu:

background image

LSTA ROMANTYCZNYCH BOHATERÓW

I CENNYCH LEKCJI, JAKICH NAM UDZIELAJĄ

ZEBRANA PRZEZ MIĘ I LILLY

1. Jane Eyre z Dziwnych losów Jane Eyre:

Trwaj przy swoich przekonaniach, a wszystko się ułoży.

2. Lorna Doone z Lorny Doone:

Prawdopodobnie tak naprawdę jesteś księżniczką i dziedziczką wielkiej

fortuny, tylko nikt ci jeszcze o tym nie powiedział (patrz przykład Mii

Thermopolis).

3. Elizabeth Bennet z Dumy i uprzedzenia: Chłopcy lubią wygadane

dziewczyny.

4. Scarlett O'Hara z Przeminęło z wiatrem: To samo,

5. Lady Marion z Robin Hooda:

Umiejętność strzelania z łuku bardzo się w życiu przydaje.

6. Jo March z Małych kobietek:

Zawsze zachowuj kopię swoich manuskryptów, na wypadek gdyby mściwa

młodsza siostra miała spalić ci ostatnią wersję.

7. Ania Shirley z Ani z Zielonego Wzgórza:

Tylko jedno słowo: Clairol.

8. Marguerite St. Just ze Scarlet Pimpernel:

Sprawdź, czy twój narzeczony nie ma obrączki, zanim za niego wyjdziesz.

9. Catherine z Wichrowych wzgórz:

Nie wyobrażaj sobie za wiele na swój temat, inaczej skończysz po śmierci,

wędrując po wrzosowiskach w samotnej rozpaczy.

10. Tessa z Tessy d'Urberville:

To samo.

Tina po przeczytaniu naszej listy przyznała ze łzami w oczach, że miałyśmy

rację, literackie bohaterki romansów naprawdę są jej przyjaciółkami i nigdy nie

potrafiłaby z całą świadomością się ich wyrzec. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą (to

znaczy poza Michaelem i Borysem - oni zajęli się grą na Game - Boyu Michaela),

kiedy Shameeka złożyła nagle oświadczenie, które nas zaskoczyło jeszcze bardziej

niż słowa Tiny:

background image

- Będę startowała w konkursie na nową cheerleaderkę.

Zatkało nas. Nie dlatego, że z Shameeki byłaby zła cheerleaderka - jest

najbardziej z nas wygimnastykowana, a poza tym najatrakcyjniejsza i wie niemal tyle

samo co Tina o modzie i makijażu.

Ale chodziło o to, co najprościej ujęła w słowa Lilly:

- Dlaczego chcesz zrobić COŚ TAKIEGO?

- Dlatego - wyjaśniła Shameeka - że jestem zmęczona pozwalaniem na to,

żeby Lana i jej przyjaciółki mną pomiatały. Jestem tak samo dobra jak każda z nich.

Dlaczego nie miałabym spróbować dostać się do drużyny, nawet jeśli nie obracam się

w ich kółku? Mam taką samą szansę trafienia do drużyny cheerleaderek jak każdy.

Lilly odparła:

- To, co mówisz, jest niezaprzeczalną prawdą, ja jednak muszę cię ostrzec,

Shameeko. Jeśli staniesz do konkursu na cheerleaderkę, może się zdarzyć, że

dostaniesz się do drużyny. Czy jesteś gotowa narażać się na takie upokarzające

doświadczenie, jakim staje się cheerleading, kiedy dopingujesz Josha Richtera, który

gania za piłką?

- Cheerleading przez wiele lat cierpiał, nosząc stygmat głębokiego seksizmu -

powiedziała Shameeka. - Ale moim zdaniem środowisko cheerleaderskie wielkimi

krokami zbliża się do przeobrażenia w szybko rozwijającą się dziedzinę sportu

atrakcyjnego tak samo dla mężczyzn, jak i dla kobiet. To dobry sposób na utrzymanie

formy fizycznej i aktywności ruchowej, a poza tym łączy dwie sprawy, które są dla

mnie bardzo ważne: muzykę i gimnastykę. I będzie znakomicie wyglądać na moim

podaniu o przyjęcie na wyższą uczelnię. To oraz fakt, że George W. Bush sam był

cheerleaderem. A zresztą nie wolno mi będzie chodzić na żadne imprezy po meczach.

W tę część nie wątpiłam. Pan Taylor, tata Shameeki, jest okropnie surowy.

Ale jeśli chodzi o całą resztę, nie byłam już taka pewna. Poza tym jej

przemowa brzmiała tak, jakby ją sobie wcześniej przećwiczyła, no i mówiła nieco

obronnym tonem.

- Czy to znaczy, że jeśli dostaniesz się do drużyny - zapytałam - przestaniesz

jeść z nami lunch i będziesz siadała tam?

Wskazałam długi stół po przeciwnej stronie stołówki, gdzie siedziała Lana i

Josh, i cała banda ich niezwykle dobrze ostrzyżonych, pełnych entuzjazmu dla

szkolnego życia popleczników. Myśl, że stracimy Shameekę, która zawsze była taka

elegancka, a przy tym rozsądna, na rzecz Ciemnej Strony, sprawiła mi prawdziwą

background image

przykrość.

- Oczywiście, że nie - odparła Shameeka z oburzeniem. - Jeśli dostanę się do

drużyny cheerleaderek Liceum imienia Alberta Einsteina, nie zmieni to mojej

przyjaźni z wami wszystkimi ani na jotę. Nadal będę kamerzystką przy twoim

programie - tu skinęła głową w stronę Lilly - i twoją partnerką na biologii - to do

mnie - i twoją konsultantką w dziedzinie szminek - do Tiny - i twoją modelką do

portretów - do Ling Su. - Może tylko nieco mniej czasu będziemy spędzać razem,

jeśli przyjmą mnie do drużyny.

Siedzieliśmy tam wszyscy i zastanawialiśmy się nad wielką zmianą, która

może nas spotkać. Gdyby Shameeka dostała się do drużyny, toby, oczywiście, było

świetną zemstą za wszystkie inteligentne dziewczyny całego świata. Ale przy Okazji

pozbawiłoby nas też towarzystwa Shameeki, która musiałaby cały swój wolny czas

poświęcać na ćwiczenie szpagatów i łapanie autobusu do Westchester na wyjazdowe

mecze podczas Rye Country Day.

I chodziło w tym jeszcze o coś więcej. Gdyby Shameeka dostała się do

drużyny, toby znaczyło, że jest w czymś dobra - NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ dobra

w czymś, nie tylko troszkę dobra we wszystkim, co już i tak o niej wiemy. Gdyby

miało się okazać, że Shameeka jest NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ w czymś dobra, to

ja byłabym JEDYNĄ osobą przy naszym lunchowym stoliku, która nie ma żadnego

zauważalnego talentu.

I przysięgam, że nie tylko z tego jednego powodu miałam rozpaczliwą

nadzieję, że Shameece nie uda się dostać do drużyny. To znaczy naprawdę chciałam,

żeby jej się powiodło, jeśli tego właśnie pragnęła.

Tylko że... Tylko że ja NAPRAWDĘ nie chcę być jedyną osobą pozbawioną

jakiegoś talentu!!! NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ tego nie chcę!!!!!!!

Ciszę przy stole dałoby się kropić nożem... No cóż, poza tym głośnym bing -

bing - bing elektronicznej gry Michaela. Chłopcy, nawet tacy idealni jak Michael, są

najwyraźniej odporni na takie rzeczy jak ogólny nastrój.

Ale ja wam mówię: nastrój tego semestru jak do tej pory jest dość słaby. W

gruncie rzeczy, jeśli się nie polepszy w najbliższym czasie, będę musiała spisać na

straty cały semestr jako nieudany.

Nadal nie mam pojęcia, co jest moim ukrytym talentem. Jedno, czego jestem

całkiem pewna, to że NIE JEST to psychologia. Wyperswadowanie Tinie rzucenia

tych jej książek było ciężką pracą! I nie udało nam się przekonać Shameeki, że nie

background image

powinna zostawać cheerleaderką. Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego może jej na

tym zależeć - to znaczy, w tym może być JAKAŚ frajda.

Chociaż to, że ktokolwiek chciałby z własnej woli spędzać tyle czasu z Laną

Weinberger, już przekracza moje zrozumienie.

Czwartek, 22 stycznia

Francuski

Mademoiselle Klein NIE JEST uszczęśliwiona, że wczoraj Tina i ja

urwałyśmy się z lekcji.

Powiedziałam jej, że nie urwałyśmy się, tylko wystąpiła konieczność

interwencji medycznej, która wiązała się z wyjściem do delikatesów Ho po tampaksy,

ale nie jestem pewna, czy Mademoiselle Klein nam uwierzyła. Można by pomyśleć,

że będzie odczuwała pewien rodzaj kobiecej solidarności z całym tym surfowaniem

na szkarłatnej fali, lecz widocznie nie odczuwa. Ale przynajmniej nic nam nie

wpisała. Puściła nas z ostrzeżeniem i wyznaczyła nam do napisania esej na pięćset

słów (oczywiście po francusku) na temat linii Maginota.

Ale ja wcale nie o tym chcę pisać. Chcę napisać o czymś innym:

MÓJ TATA RZĄDZI!!!!!

I to nie tylko jakimś krajem. Totalnie wyplątał mnie z tej całej afery z czarno -

białym balem!!!

Oto co się stało - przynajmniej według pana G., który złapał mnie przed

chwilą na korytarzu i zdał mi relację: obstrukcja parlamentarna w sprawie

parkometrów została wreszcie przerwana (po trzydziestu sześciu godzinach) i mojej

mamie wreszcie udało się dodzwonić do taty (ci, którzy byli za zainstalowaniem

parkometrów, wygrali. To zwycięstwo środowiska naturalnego, jak i moje własne.

Ale i tak nie zostałam jeszcze pomszczona za tortury, jakie zniosłam w rękach

Grandmére po moim orędziu gwiazdkowym do obywateli Genowii, bo przecież

prawdziwym zwycięzcą w tej całej batalii jest jednak infrastruktura księstwa).

W każdym razie mój tata otwarcie powiedział, że nie muszę iść na bal do

hrabiny. Nie tylko to, ale także, że nigdy w życiu nie słyszał czegoś równie głupiego,

i że jedyna różnica zdań między rodziną książęcą z Monako a naszą to ta, którą

stwarza Grandmére. Najwyraźniej ona i hrabina rywalizują ze sobą od czasów szkoły

średniej i Grandmére chciała się tylko popisać wnuczką, o której piszą książki i kręcą

filmy. Ewidentnie jedyna wnuczka hrabiny też będzie na balu, ale o niej nigdy nie

background image

nakręcono żadnego filmu i w gruncie rzeczy jest jakąś nieudacznicą, która wyleciała z

ekskluzywnego internatu dla dziewcząt w Szwajcarii, bo nie umiała nauczyć się

porządnie jeździć na nartach, czy coś takiego.

A więc jestem wolna! Mogę spędzić jutrzejszy wieczór z moim ukochanym!

Zupełnie niepotrzebnie opowiadałam Michaelowi jakieś historie o kocie na dachu!

Wszystko będzie dobrze, tyle tylko, że nadal nie mam swojej szczęśliwej bielizny.

Czuję w kościach, że to mi może przynieść pecha.

Jestem taka szczęśliwa, że znów mam ochotę napisać jakiś wiersz. Jednak

spróbuję ukryć to przed Tiną, bo wydaje mi się, że to nie na miejscu popisywać się

własną radością, kiedy ktoś inny czuje się tak strasznie przygnębiony (Tina

dowiedziała się, kto to jest Jasmine. To dziewczyna, która chodzi z Dave'em do

Trinity. Jej ojciec też jest szejkiem naftowym. Jasmine ma aparat ortodontyczny w

kolorze akwamaryny i używa nicka Iluvjustin2345).

PRACA DOMOWA

Algebra: pytania na końcu rozdziału 11

Angielski: opisać w dzienniku swoje uczucia związane z

lekturą wiersza Johna Donne'a Przynęta

Biologia: nie wiem. Shameeka odrobi ją za mnie

Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa: rozdział 3 Ty i

zagrożenia środowiskowe

RZ: odkryć swój ukryty talent

Francuski: Chapitre Onze, écrivez une narratif, 300

Historia cywilizacji: w 500 słowach opisz powstanie

amerykańskiego konfliktu

WIERSZ DLA MICHAELA

Och, Michael,

Niedługo zaparkujemy

Przed Grand Moff Tarkin,

Ciesząc się wegetariańskim moo shu

Przy śmiesznych piskach R2D2

background image

I może nawet trzymając ręce

Złączone, patrząc na piaski Tatooine,

Wiedząc, że nasza miłość na razie

Więcej ma Mocy niż Gwiazda Śmierci.

I chociaż nasza planeta może

W powietrze wylecieć,

A każde żywe stworzenie zginąć,

My jak Leia i Han, w gwiazdach na niebie.

Bo naszej miłości nigdy nie zniszczą.

Niczym Sokół Milenium w hiperprzestrzeni,

Nasza miłość będzie trwać na wieki.

Czwartek, 22 stycznia, w limuzynie,

w drodze powrotnej do domu od Grandmére

Tylko osoba dużego formatu jest w stanie się przyznać, że popełniła błąd - to

Grandmére mnie tego nauczyła.

A jeśli to prawda, jestem nawet osobą większego formatu, niżby na to

wskazywało moje metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Bo myliłam się. Myliłam się co

do Grandmére. Przez cały ten czas, kiedy wydawało mi się, że jest nieludzka i może

nawet została zesłana tu z macierzystego statku istot pozaziemskich, żeby przyjrzeć

się życiu na naszej planecie, a potem zdać relację swoim przełożonym. Otóż okazuje

się, że Grandmére jest człowiekiem, zupełnie jak ja.

Skąd o tym wiem? Jak odkryłam, że księżna wdowa z Genowii mimo

wszystko nie zaprzedała swojej duszy Księciu Ciemności, jak to często zakładałam?

Dowiedziałam się tego dzisiaj, kiedy weszłam do apartamentu Grandmére w

hotelu Plaża, w pełni gotowa, żeby odbyć z nią batalię w sprawie tej całej imprezy u

hrabiny Trevanni. Miałam zamiar powiedzieć twardo: „Grandmére, tata mówi, że nie

muszę tam iść, i wiesz co? Ja nie zamierzam się tam wybrać”.

Dokładnie to zamierzałam jej powiedzieć.

Tyle że kiedy weszłam do środka i ją zobaczyłam, słowa praktycznie uwięzły

mi w gardle! Bo Grandmére wyglądała tak, jakby ktoś przejechał się po niej walcem

drogowym! Poważnie. Siedziała tam po ciemku - zarzuciła takie purpurowe szale na

abażury lamp, bo, jak powiedziała, światło raziło ją w oczy - i nawet nie była

porządnie ubrana. Miała na sobie purpurowy aksamitny szlafrok i jakieś kapcie, i

background image

przykryła sobie kolana kaszmirowym pledem, a włosy miała nakręcone na lokówki, i

gdyby jej eyeliner nie był wytatuowany, przysięgam, że byłby rozmazany. Nawet nie

popijała sidecara, swojego ulubionego drinka, ani nic. Siedziała tam bez ruchu, a na

jej kolanach trząsł się Rommel. Jak śmierć na chorągwi. To znaczy Grandmére tak

wyglądała, nie pies.

- Grandmére! - Nie zdołałam powstrzymać okrzyku, kiedy ją zobaczyłam. -

Czy ty się dobrze czujesz? Jesteś chora czy co?

Ale Grandmére powiedziała tylko, głosem zupełnie niepodobnym do jej

normalnego głosu, więc prawie nie mogłam uwierzyć, że należy do tej samej osoby:

- Nie, nic mi nie jest. Przynajmniej nic mi nie będzie. Kiedy już uporam się z

tym upokorzeniem.

- Upokorzeniem? Jakim upokorzeniem? - Podeszłam i uklękłam obok jej

fotela. - Grandmére, czy ty na pewno nie jesteś chora? Nawet nie palisz!

- Nic mi nie będzie - powiedziała słabym głosem. - Za parę tygodni zdołam

jakoś pokazać swoją twarz publicznie. W końcu jestem Renaldo. Jestem silna, jakoś

dam sobie radę.

Właściwie to Grandmére jest Renaldo tylko przez małżeństwo, ale w tej chwili

nie zamierzałam się z nią o to spierać, bo widziałam, że coś jest poważnie nie w

porządku - na przykład macica jej wypadła pod prysznicem albo coś takiego (to się

kiedyś zdarzyło jednej pani na osiedlu emeryckim w Boca, gdzie mieszkają

dziadkowie Lilly i Michaela; no i często przytrafia się to krowom we Wszystkich

stworzeniach dużych i małych).

- Grandmére - powiedziałam, rozglądając się ukradkiem, czy jej macica nie

leży gdzieś na podłodze. - Chcesz, żebym wezwała lekarza?

- Żaden lekarz nie uleczy mnie z tego, co mi dolega - zapewniła mnie

Grandmére. - Cierpię wyłącznie dlatego, że wstydzę się, bo mnie własna wnuczka nie

kocha.

Nie miałam pojęcia, o czym ona mówi. No pewnie, że czasami nie znoszę

Grandmére. Czasami nawet myślę, że jej nienawidzę. Ale to nie znaczy, że jej nie

kocham. Chyba. Przynajmniej nigdy jej tego nie powiedziałam otwarcie.

- Grandmére, ale o czym ty mówisz? Oczywiście, że cię kocham...

- To dlaczego nie chcesz pójść ze mną na czarno - biały bal do hrabiny

Trevanni? - chlipnęła Grandmére.

Mrugając ze zdumienia, wykrztusiłam tylko:

background image

- C - co?

- Twój ojciec powiedział, że nie chcesz iść na bal - rzuciła Grandmére. -

Mówi, że sobie tego nie życzysz!

- Grandmére - powiedziałam. - Wiesz przecież od dawna, że ja tam nie chcę

pójść. Wiesz, że Michael i ja...

- TEN CHŁOPAK! - krzyknęła Grandmére. - ZNÓW ten chłopak!

- Grandmére, przestań o nim tak mówić - poprosiłam. - Doskonale wiesz, jak

ma na imię.

- I pewnie ten Michael - pociągnęła nosem Grandmére - jest dla ciebie

ważniejszy niż JA. Pewnie uważasz, że w tej sprawie JEGO uczucia są ważniejsze niż

MOJE.

Odpowiedzią na to pytanie mogło być tylko jednoznaczne: TAK. Ale nie

chciałam być niegrzeczna. Powiedziałam:

- Grandmére, jutro wieczorem mamy naszą pierwszą randkę. To znaczy ja i

Michael. To dla mnie naprawdę ważne.

- I jak przypuszczam to, że DLA MNIE ważna była twoja obecność na tym

balu, nie ma żadnego znaczenia? - Kiedy Grandmére tak siedziała i patrzyła na mnie

zrozpaczonym wzrokiem, przez moment wydawało mi się nawet, że ma łzy w oczach.

Ale to pewnie tylko złudzenie wywołane przyćmionym światłem. - To, że Elena

Trevanni, odkąd byłam małą dziewczynką, zawsze się wywyższała, bo pochodziła ze

starszej i lepszej rodziny niż ja? Że dopóki nie wyszłam za twojego dziadka, zawsze

miała ładniejsze sukienki, buty i torebki niż te, na które stać było moich rodziców? Że

nadal uważa się za osobę lepszą ode mnie, bo wyszła za HRABIEGO, który nie miał

żadnych obowiązków ani ziem, tylko nieskończone bogactwo, podczas gdy ja

musiałam sobie ręce urobić po łokcie, żeby Genowia stała się kwitnącym rajem

turystycznym, którym jest dzisiaj? I że miałam nadzieję, że ten jeden raz, pokazując

jej, jaką mam uroczą i dobrze ułożoną wnuczkę, zdołam się jej odwdzięczyć?

Zatkało mnie. Nie miałam pojęcia, dlaczego ten głupi bał jest dla niej taki

ważny. Myślałam, że to dlatego, że ona chce doprowadzić mnie i Michaela do

zerwania albo zmusić mnie, żebym polubiła księcia René zamiast niego, żebyśmy

mogli któregoś dnia połączyć nasze rodziny świętym węzłem małżeńskim i stworzyć

rasę superkrólewską. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogą tu zachodzić jakieś

inne, ukryte okoliczności łagodzące...

Takie jak to, że hrabina Trevanni jest, mówiąc ściśle, Laną Weinberger mojej

background image

Grandmére.

Bo na to mi wyglądało. Zupełnie jakby ta Elena Trevanni znęcała się nad

Grandmére i dokuczała jej tak bezlitośnie, jak mnie zamęczała i torturowała Lana od

wielu lat.

Zastanawiałam się, czy Elena, jak Lana, kiedykolwiek zasugerowała

Grandmére, żeby sobie przylepiła plastry z opatrunkiem na biuście zamiast stanika.

Jeśli powiedziała coś takiego do Klaryssy Renaldo, to jest o wiele odważniejszą

osobą niż ja.

- A teraz - dodała Grandmére bardzo smutnym głosem - muszę jej powiedzieć,

że moja wnuczka nie kocha mnie na tyle, żeby na jeden wieczór rozstać się ze swoim

chłopakiem.

Z bólem serca zdałam sobie sprawę, co trzeba zrobić. To znaczy, wiedziałam,

co czuje Grandmére. Gdyby istniał jakiś sposób - jakikolwiek sposób - żebym mogła

odpłacić Lanie - no wiecie, poza umówieniem się z jej chłopakiem, co już i tak

zrobiłam, tylko że to w efekcie upokorzyło MNIE znacznie bardziej niż Lane - to ja

bym to zrobiła natychmiast. Wszystko jedno co by to było.

Bo kiedy ktoś jest tak wredny i okrutny, i po prostu do głębi paskudny jak

Lana - i to nie tylko wobec mnie, ale wszystkich dziewczyn z Liceum imienia Alberta

Einsteina, które nie zostały obdarzone taką urodą i szkolnym wzięciem jak ona - w

pełni zasługuje na to, żeby utrzeć mu nosa.

Tylko tak dziwnie było pomyśleć, że ktoś taki jak Grandmére, na pozór

niesamowicie pewny siebie, może mieć w swoim życiu własną Lane Weinberger. To

znaczy ja sobie zawsze wyobrażałam, że gdyby Lana Weinberger zamiotła długimi

blond włosami stolik Grandmére, babka z miejsca zamieniłaby się w Przyczajonego

Tygrysa i walnęłaby ją w twarz butem od Ferragamo.

Ale może istniał ktoś, kogo nawet Grandmére nieco się obawiała. I może tą

osobą była właśnie hrabina Trevanni.

I chociaż to nieprawda, że kocham Grandmére bardziej niż Michaela - ja

nikogo nie kocham bardziej niż Michaela poza, oczywiście, Grubym Louie - to

bardziej żal mi było w tamtej chwili Grandmére niż samej siebie. No wiecie, jeśli

skończy się na tym, że Michael ze mną zerwie, bo odwołałam naszą randkę. To brzmi

niewiarygodnie, ale mówię prawdę.

No więc powiedziałam, chociaż sama nie wierzyłam do końca, że te słowa

wychodzą z moich ust:

background image

- Dobrze, Grandmére. Pojawię się na tym twoim balu.

Grandmére uległa cudownemu przeobrażeniu. W jednej chwili się

rozchmurzyła.

- Naprawdę, Amelio? - powiedziała, chwytając mnie za ręce. - Naprawdę

zrobisz to dla mnie?

Wiedziałam, że stracę Michaela na zawsze. Ale jak kiedyś powiedziała moja

mama, jeśli on tego nie zrozumie, to pewnie w ogóle nie jest mnie wart.

Jestem popychadłem. Ale ona miała taką szczęśliwą minę. Zrzuciła

kaszmirowy pled - i Rommla - i zadzwoniła na pokojówkę, zażądała sidecara i

papierosów, a potem przeszłyśmy do naszej dzisiejszej lekcji - to znaczy, jak zapytać

o numer telefonu do najbliższej korporacji taksówkowej w pięciu różnych językach.

A ja tylko chcę wiedzieć: CO.

To znaczy nie pytam o to, czemu miałabym kiedykolwiek zamawiać taksówkę

w hindi.

Chodzi mi o to, co - CO???? - powiem Michaelowi? No bo poważnie, jeśli on

mnie teraz nie rzuci, to coś z nim jest nie w porządku. A skoro wiem, że z nim

wszystko jest w porządku, to wiem również, że zostanę porzucona.

I mogę na to wszystko powiedzie tylko jedno: NIE MA

SPRAWIEDLIWOŚCI NA TYM ŚWIECIE.

Ponieważ jurto rano Lilly ma swoje spotkanie przy śniadaniu z producentami

telewizyjnego filmu opartego na mojej biografii, przekaże mu tę nowinę właśnie

wtedy. W ten sposób Michael zdąży mnie rzucić przed godziną wychowawczą. Może

uda mi się potem przestać płakać, zanim Lana zobaczy mnie na algebrze na drugiej

lekcji. Nie sądzę, żebym mogła znieść jej kpiny po tym, jak już serce zostanie

wyrwane mi z piersi i ?? - śnię te na posadzkę holu. Nienawidzę samej siebie.

Czwartek, 22 stycznia, poddasze

Widziałam ten film o moim życiu. Mama nagrała go dla mnie, kiedy byłam w

Genowi i. Myślała, że potem pan G. nagrał na nim mecz Jetsów, ale okazało się, że

nie.

Facet, który grał Michaela, był po prostu rewelacyjny. W filmie on i ja

schodzimy się na koniec.

Szkoda, że w prawdziwym życiu on mnie jutro rzuci... Chociaż Tina tak nie

uważa.

background image

To bardzo ładnie z jej strony i tak dalej, ale fakt pozostaje faktem, on to na

pewno zrobi. No bo to naprawdę kwestia dumy. Jeśli dziewczyna, z którą chodzisz

przez pełne trzydzieści cztery dni, odwołuje waszą pierwszą randkę, to naprawdę nie

masz wyboru, tylko musisz z nią zerwać. To znaczy, ja totalnie rozumiem. SAMA

bym ze sobą zerwała. Przecież teraz to takie ewidentne, że nastolatki z królewskich

rodzin nie są normalnymi nastolatkami. To znaczy, dla ludzi takich jak ja czy książę

William obowiązek będzie zawsze stał na pierwszym miejscu. Kto zdoła to

zrozumieć, a co dopiero dostosować się do tego?

Tina mówi, że Michael zdoła i że się dostosuje. Tina mówi, że Michael nie

zerwie ze mną dlatego, że on mnie kocha. Ja mówię, że owszem, zerwie, bo kocha

mnie wyłącznie jak przyjaciela.

- Michael wyraźnie kocha cię bardziej niż jak przyjaciela - powtarza mi Tina

bez przerwy przez telefon. - To znaczy, przecież wyście się całowali!

- Tak - mówię. - Ale z Kennym też się całowaliśmy, a wcale nie lubiłam go

bardziej niż jak przyjaciela.

- To zupełnie inna sprawa - mówi Tina.

- Jak to?

- Bo ty i Michael jesteście sobie przeznaczeni! - Tina ma już w głosie

desperację. - Wasze horoskopy to mówią! Ty i Kenny nigdy nie byliście dla siebie

stworzeni, bo on jest Rakiem.

Pomijając astrologiczne przepowiednie Tiny, nie ma żadnego dowodu na to,

że Michael interesuje się mną bardziej niż taką Judith Gershner. To prawda, napisał

dla mnie wiersz, w którym pojawiło się słowo na K. Ale to było cały miesiąc temu. A

ja cały ten ostatni okres spędziłam poza granicami kraju. Od czasu mojego powrotu

nie powtarzał podobnych wyznań. Myślę, że to wielce prawdopodobne, że jutrzejszy

dzień przyniesie ze sobą tę słomkę, która przeważy ciężar dźwigany na plecach przez

tego seksownego chłopaka. No bo dlaczego Michael miałby tracić czas na

dziewczynę taką jak ja, która nawet nie umie się postawić własnej babce? Jestem

pewna, że gdyby babka Michaela powiedziała do niego: „Michael, musisz iść ze mną

w piątek do salonu bingo, bo Olga Krakowski, moja rywalka z dzieciństwa, będzie

tam i ja się chcę tobą przed nią popisać”, to on by po prostu odparł: „Wybacz, babciu,

ale to się nijak nie da zrobić”.

Nie, ja jestem pozbawiona kręgosłupa.

I jestem jedyną osobą, która musi ponieść tego konsekwencje.

background image

Zastanawiam się, czy nie jest już za późno na to, żeby zmienić szkołę. Bo ja

naprawdę nie zniosę chodzenia z Michaelem do tej samej szkoły, kiedy on już ze mną

zerwie. Jeśli mam go widywać na korytarzach, przy lunchu i na RZ, wiedząc, że

kiedyś był cały mój, a potem go straciłam, to mnie to przecież zabije.

Ale czy jest jakaś inna szkoła na Manhattanie, która przyjmie takie

beztalencie, takiego wyrzutka bez charakteru? Wątpię.

DLA MICHAELA

Och, Michaelu, jedyna moja miłości,

Czekały nas nowe, tak liczne radości,

Straciłam Cię jednak, nie starczyło mi siły.

I przez łata będę płakać po Tobie, mój miły.

Piątek, 23 stycznia

Godzina wychowawcza

No cóż. Po wszystkim. Powiedziałam mu.

Nie rzucił mnie. Na razie. W gruncie rzeczy zachował się w tej całej sprawie

bardzo fajnie.

- Naprawdę, Mia - powiedział tylko - rozumiem. Jesteś księżniczką.

Obowiązek rzecz święta.

Może po prostu nie chciał rzucać mnie w szkole, na oczach wszystkich?

Powiedziałam mu, że jeśli zdołam, spróbuję wyrwać się z tego balu wcześniej.

On stwierdził, że jeśli mi się uda, mam wpaść. To znaczy, do apartamentu

Moscovitzów.

Ja oczywiście wiem, co to oznacza:

Zamierza mnie rzucić, kiedy tam przyjdę.

O MÓJ BOŻE, CO JEST ZE MNĄ NIE TAK???? Znam Michaela od tylu lat.

To NIE jest taki typ chłopaka, który rzuci dziewczynę tylko dlatego, że ona ma jakieś

rodzinne zobowiązania i musi je postawić na pierwszym miejscu przed randką z nim.

TO NIE JEST TAKI CHŁOPAK. DLATEGO WŁAŚNIE GO KOCHAM.

Ale czemu nie mogę przestać myśleć, że nie rzucił mnie w tym momencie

jedynie dlatego, że nie mógł tego zrobić, siedząc w mojej limuzynie, na oczach

mojego kierowcy i ochroniarza? No bo Michael nie ma przecież pojęcia, czy Lars nie

background image

został przeszkolony w sprawianiu lania chłopakom, którzy mogliby próbować mnie

rzucić w jego obecności.

MUSZĘ PRZESTAĆ. MICHAEL TO NIE DAVE FA - ROUQ EL - ABAR.

On mnie NIE RZUCI z takiego błahego powodu.

No to dlaczego czuję się tak, jak wiem, że musiała czuć się Jane Eyre, kiedy

dowiedziała się prawdy o Bercie w dzień swojego ślubu? Nie, Michael nie ma żony,

tego jestem pewna. Ale jest bardzo możliwe, że mój związek z nim, tak jak związek

Jane z panem Rochesterem, dobiega końca. I nie potrafię wymyślić żadnego sposobu

pod słońcem, żeby to naprawić. No bo czy to możliwe, że dzisiaj wieczorem, kiedy

pojadę do Moscovitzów, dom zastanę w płomieniach i będę miała okazję dowieść, że

jestem warta Michaela, nie myśląc o sobie, tylko ratując z płomieni jego matkę, a

może jego psa, Pawłowa?

Poza tym nie widzę możliwości naszego ponownego zejścia się. Oczywiście,

dam mu prezent urodzinowy, skoro zadałam sobie już taki trud, kradnąc go.

Ale wiem, że to nic nie zmieni.

Ale CO jest ze mną nie tak???? Lepiej, żeby to był PMS. Bo jeśli miłość cały

czas tak wygląda, to ja już wcale nie chcę być zakochana!!!!!!!!!!!

Piątek, 23 stycznia

Nadal godzina wychowawcza

Właśnie ogłoszono nazwisko najnowszej członkini zespołu cheerleaderek

drużyny juniorów Liceum imienia Alberta Einsteina. Jest nią Shameeka Taylor.

Świetnie. Po prostu świetnie. No i tyle. Jestem teraz już oficjalnie jedyną

znaną mi osobą, która nie posiada żadnego widocznego talentu.

POD KAŻDYM WZGLĘDEM jestem wyrzutkiem.

Piątek, 23 stycznia

Algebra

Michael nie zajrzał tutaj w przerwie między lekcjami. To pierwszy dzień w

tym tygodniu, żeby nie wpadł tu na moment powiedzieć mi „cześć” po drodze na

swoje zajęcia z zaawansowanego angielskiego, trzy klasy dalej.

Totalnie staram się nie wziąć tego do siebie osobiście, ale ten mały

wewnętrzny głosik wciąż mi szepcze: NO I MASZ! JUŻ PO WSZYSTKIM! ON CIĘ

WŁAŚNIE RZUCA!

background image

Jestem pewna, że Kate Bosworth nie ma w sobie takiego wewnętrznego

głosiku. DLACZEGO nie mogłam urodzić się taką Kate Bosworth zamiast Mią

Thermopolis? •

Żeby jeszcze pogorszyć sprawę - jakbym kiedykolwiek mogła przejmować się

czymś tak trywialnym - Lana właśnie obróciła się do mnie i syknęła:

- Nie myśl sobie, że skoro twoja przyjaciółka dostała się do zespołu,

cokolwiek się między nami zmieni, Mia. Ona jest tak samo żałosna jak ty. Pozwolili

jej dołączyć do nas tylko po to, żeby podwyższyć poziom geniuszowatości w

drużynie.

A potem znów zamiotła głową - ale zrobiła to za wolno. Bo całkiem spora

część jej włosów nadal leżała na moim blacie.

I kiedy z całej siły zamknęłam książkę do algebry, poziom I i II - bo to

właśnie zrobiłam natychmiast - dość spora część tych jedwabistych, pachnących

awapuhi loków dostała się między strony 210 i 211.

Lana wrzasnęła z bólu. Pan G., który stał przy tablicy, obrócił się, zobaczył,

skąd dochodzą te wrzaski, i westchnął.

- Mia - powiedział zmęczonym głosem. - Lana. Co znowu?

Lana wytknęła mnie palcem.

- Ona zatrzasnęła książkę na moich włosach!

Wzruszyłam niewinnie ramionami.

- Nie zauważyłam, że jej włosy tkwiły w mojej książce. A w ogóle, czy ona

nie może trzymać swoich włosów przy sobie?

Pan Gianini zrobił znudzoną minę.

- Lana - powiedział - jeśli nie jesteś w stanie zapanować nad fryzurą, zalecam

zaplatanie warkoczy. Mia, nie zatrzaskuj książki. Powinna być otwarta na stronie

dwieście jedenaście, z której przeczytasz nam ustęp drugi. Głośno.

Przeczytałam głośno ustęp drugi, ale z pewną satysfakcją w głosie. Po raz

pierwszy zemściłam się na Lanie i NIE TRAFIŁAM do gabinetu dyrektorki. Słodka,

słodka zemsta.

Nie wiem nawet, czemu muszę uczyć się tych rzeczy. Nie sądzę, żeby pałac w

Genowii był pełen nadgorliwych pracowników umierających z chęci mnożenia za

mnie ułamków.

Wielomiany

background image

Składnik: zmienna (zmienne) pomnożone przez współczynnik

Jednomian: wielomian z jedną zmienną

Dwumian: wielomian z dwoma zmiennymi

Trójmian: wielomian z trzema zmiennymi

Stopień wielomianu = stopień składnika o najwyższym stopniu

Zachwycona zemstą nad wrogiem, prawie zapomniałam o tym, że mam

złamane serce. Muszę pamiętać, że Michael mnie rzuci po czarno - białym balu dziś

wieczorem. Czemu nie mogę się SKUPIĆ???? To pewnie ta miłość. Mam jej już

powyżej uszu.

Piątek, 23 stycznia

Zdrowie i przepisy bezpieczeństwa

Dlaczego wyglądasz, jakbyś zeżarła skarpetkę?

Wcale nie. Jak twoje spotkanie przy śniadaniu?

Owszem, wyglądasz. Spotkanie poszło REWELACYJNIE.

Naprawdę? Zgodzili się umieścić sprostowanie na całą stronę w „Variety”?

Nie, nawet lepiej. Czy coś zaszło między tobą a moim bratem? Bo widziałam

go przed chwilą w holu z bardzo podejrzaną miną.

PODEJRZANĄ? Jak to podejrzaną? Jakby rozglądał się za Judith Gershner,

żeby ją zaprosić na randkę dziś wieczorem???

Nie, raczej tak jakby rozglądał się za automatem telefonicznym. Dlaczego

miałby się umawiać z Judith Gershner? Ile razy mam ci powtarzać, że on lubi ciebie,
a nie J.G. ?

Chciałaś powiedzieć, że mnie LUBIŁ. Zanim zostałam zmuszona odwołać

naszą dzisiejszą randkę, bo Grandmére zmusza mnie do pójścia na bal.

Bal? Doprawdy. Ugh. Ale wybacz mi, Mia. Michael nie poprosi innej

dziewczyny, żeby z nim chodziła, tylko dlatego, że ty nie możesz iść dziś na randkę.
On naprawdę cieszył się na tę randkę z tobą. I nie tylko z powodu pożądliwości.

NAPRAWDĘ???

Tak, ty beznadziejo. A co myślałaś? Przecież wy ze sobą chodzicie.

Ale właśnie o to chodzi. Że nawet nie chodzimy. Na randki. To znaczy jeszcze

nie.

I co z tego? Kiedyś wreszcie pójdziecie, kiedy nie będziesz miała żadnego

balu w perspektywie.

background image

Nie uważasz, że on ma zamiar mnie rzucić?

Raczej nie, chyba że coś ciężkiego spadło mu na głowę między chwilą, kiedy

widziałam go po raz ostatni, a chwilą obecną. Facetów z uszkodzonym mózgiem
trudno obciążać odpowiedzialnością za to, co robią.

Dlaczego coś ciężkiego miałoby mu spaść na głowę?

To była taka krotochwila. Chcesz usłyszeć o moim spotkaniu czy nie?

Chcę. Co się działo?

Powiedzieli mi, że interesuje ich opcja na mój program.

Co to znaczy?

To znaczy, że rozprowadzą Lilly mówi prosto z mostu w swoich sieciach,

żeby zobaczyć, czy ktoś tego nie kupi. Wtedy to byłby prawdziwy program. Na
prawdziwym kanale. Nie na kablówce ogólnego dostępu. Na przykład w ABC albo
Lifetime, albo VH1 czy czymś takim.

Lilly!!!! ALEŻ TO REWELACJA!!!

Tak, wiem. Ups, musimy przestać pisać. Wheeton się na nas gapi.

Notatka do samej siebie: sprawdzić słowa „pożądliwość” i „krotochwila”.

Piątek, 23 stycznia

RZ

Lunch był dzisiaj bardzo uroczysty. Wszyscy mieli jakiś po wód do

świętowania:

• Shameeka, bo udało jej się dostać do drużyny cheerleaderek i w ten sposób

zemścić się za wszystkie wysokie, bardzo inteligentne dziewczyny całego

świata (chociaż, oczywiście, Shameeka wygląda jak supermodelka i może

sobie obie nogi założyć na szyję, ale co tam).

• Lilly, bo jest zainteresowanie opcją na jej program.

• Tina, bo wreszcie zdecydowała się rzucić Dave'a, a nie romanse jako takie, i

dalej żyć normalnie.

• Ling Su, bo udało jej się zamieścić rysunek Joego, tego kamiennego lwa, na

szkolnej wystawie rysunkowej.

• Borys, bo - no cóż, jest Borysem. Borys zawsze jest szczęśliwy.

Zauważcie, że nie wymieniłam Michaela. To dlatego, że nie mam pojęcia, w

jakim nastroju był Michael w czasie lunchu - czy był szczęśliwy, czy smutny; czy

background image

doskwierała mu pożądliwość, czy coś innego. To dlatego, że Michael na lunchu się

nie pokazał. Tuż przed czwartą lekcją, kiedy przebiegał koło mojej szafki, rzucił

tylko:

- Mam parę rzeczy do załatwienia. Zobaczymy się na RZ, okay?

PARĘ RZECZY DO ZAŁATWIENIA.

Powinnam go, oczywiście, po prostu o to zapytać. Powinnam najzwyczajniej

powiedzieć: „Słuchaj, czy ty masz zamiar zerwać ze mną z tego powodu?” Bo

naprawdę chciałabym już wiedzieć. Wóz albo przewóz.

Jednak nie mogę tak po prostu podejść do Michaela i zapytać go, jak stoją

sprawy między nami, bo właśnie teraz jest zajęty i omawia z Borysem jakieś sprawy

związane ze swoim zespołem. Zespół Michaela składa się (jak na razie) z Michaela

(gitara basowa), Borysa (skrzypce elektroniczne) i takiego wysokiego Paula z Klubu

Komputerowego (klawisze), z faceta z orkiestry dętej LIAE o imieniu Trevor (gitara)

i Feliksa, tego przerażającego typka z czwartej klasy z kozią bródką, która jest jeszcze

obfitsza niż bródka pana Gianiniego (perkusja). Nadal nie mają jeszcze nazwy dla

zespołu ani miejsca na próby. Ale chyba myślą, że pan Kreblutz, główny woźny,

będzie ich wpuszczał w weekendy na salę prób orkiestry dętej, jeżeli mu załatwią

bilety na Westminster Kennel Show w przyszłym miesiącu. Pan Kreblutz jest wielkim

fanem strzyżonych pudli.

Sam fakt, że Michael jest w stanie skoncentrować się na sprawach związanych

z zespołem, kiedy nasz związek właśnie się rozpada, dowodzi, że jest prawdziwym

muzykiem, kompletnie poświęcającym się swojej sztuce. Ja, będąc dziwadłem i

beztalenciem, oczywiście nie umiem myśleć o niczym innym, tylko o moim

złamanym sercu. Zdolność Michaela do skoncentrowania się mimo wszelkiego

osobistego żalu, jaki może właśnie odczuwać, pokazuje, że jest prawdziwym

geniuszem.

Albo to, albo w ogóle nigdy go specjalnie nie obchodziłam.

Wołałabym wierzyć, że to pierwsze.

Och, żebym miała jakieś ujście, takie jak muzyka, coś, co by mi pomogło

poradzić sobie z tym cierpieniem, które właśnie odczuwam! Ale niestety - nie jestem

artystką. Muszę tylko siedzieć tu i cierpieć w milczeniu, kiedy wszędzie wkoło mnie

szczodrzej obdarzone istoty wyrażają swoje najdokuczliwsze bolączki poprzez

piosenkę, taniec i kinematografię.

No cóż, dobra, wyłącznie poprzez kinematografię, bo nie ma żadnych

background image

piosenkarzy ani tancerzy na RZ na piątej godzinie lekcyjnej. Zamiast tego mamy

Lilly, która konstruuje właśnie, jak to określiła, kluczowy odcinek Lilly mówi prosto z

mostu. Przyjrzy się w nim oślizgłemu podbrzuszu amerykańskiej instytucji znanej

jako Starbucks. Lilly stwierdziła, że Starbucks, poprzez wprowadzenie karty

Starbucks (za której pomocą ludzie uzależnieni od kofeiny mogą płacić elektronicznie

za swoją małą czarną) jest w gruncie rzeczy agendą CIA, która śledzi poruszenia

amerykańskiej inteligencji - pisarzy, reżyserów i innych znanych agitatorów sprawy

liberalnej - poprzez ich konsumpcję kawy.

A co mnie to. Ja nawet nie lubię kawy.

Och, kurczę. Dzwonek.

PRACA DOMOWA

Algebra: a kogo to obchodzi?

Angielski: mam wszystko gdzieś

Biologia: mam dość życia

Zdrowie i zasady bezpieczeństwa: pan Wheeton też jest

zakochany. Powinnam go ostrzec, żeby dał sobie spokój, póki

jeszcze jest czas

RZ: nawet nie powinno mnie tu być

Francuski: i po co ten język w ogóle istnieje? Przecież i tak

wszyscy mówią po angielsku

Historia cywilizacji: co to ma za znaczenie? Wcześniej czy

później i tak umrzemy

Piątek, 23 stycznia, 18.00,

apartament Grandmére w hotelu Plaża

Grandmére kazała mi przyjść tutaj prosto ze szkoły, żeby Paolo mógł zacząć

nas czesać na bal. Nie wiedziałam, że Paolo przyjmuje również zlecenia na wizyty w

prywatnych mieszkaniach, ale najwyraźniej właśnie tak jest. Wyłącznie od członków

rodzin panujących, jak mnie zapewnił, i od Madonny.

Wyjaśniłam mu, że teraz zapuszczam włosy, bo chłopcy wolą dziewczyny

długowłose od krótkowłosych, a Paolo zaczął cmokać pod nosem, ale potem użył

kilku lokówek, usiłując się pozbyć tego trójkątnego kształtu, i to chyba podziałało, bo

background image

moje włosy wyglądają całkiem nieźle. W ogóle cała wyglądam całkiem nieźle. To

znaczy, przynajmniej z zewnątrz.

Szkoda tylko, że wewnątrz jestem cała niepoukładana.

Usiłuję jednak tego nie okazywać. No bo wiecie, chciałabym, żeby Grandmére

myślała, że się dobrze bawię. No bo ja przecież robię to tylko dla niej. Dlatego, że

ona jest starą kobietą, moją babką, i że walczyła z nazistami i tak dalej, za co

właściwie ktoś powinien dać jej jakiś medal.

Mam tylko nadzieję, że ona to pewnego dnia doceni. To znaczy, moje

niezwykłe poświęcenie. Ale wątpię, czy to się kiedykolwiek stanie.

Siedemdziesięcioparoletnie damy - zwłaszcza jeśli są księżnymi wdowami - chyba

nigdy nie pamiętają, jak to jest mieć czternaście lat i być zakochaną.

No cóż, chyba już na nas pora. Grandmére włożyła seksowną czarną kieckę,

całą połyskującą. Wygląda jak Diana Ross. Tylko bez brwi. I starsza. I biała.

Mówi, że wyglądam jak śnieżynka. Hmmm, właśnie tego zawsze pragnęłam,

wyglądać jak śnieżynka...

Może to jest ten mój ukryty talent. Wykazuję się zadziwiającym

podobieństwem do śnieżynki.

Moi rodzice pękną z dumy.

Piątek, 23 stycznia, 20.00,

łazienka w apartamencie hrabiny Trevanni

na Piątej Alei

Tia. Łazienka. Znów siedzę w łazience. Wydaje się, że przy okazji każdej

imprezy ląduję na koniec w łazience. Ciekawe dlaczego.

Łazienka hrabiny jest trochę za bogata. Ładna jest i tak dalej, ale nie wiem,

czy sama wybrałabym kinkiety ze świecami jako część wystroju własnej łazienki. No

bo nawet w naszym pałacu nie mamy kinkietów ze świecami na ścianach. Chociaż

wyglądają szalenie romantycznie i tak bardzo w stylu Ivanhoe, i tak dalej, to nadal

stanowią dość poważne zagrożenie pożarowe, poza tym że chyba nie są bezpieczne

dla zdrowia, biorąc pod uwagę, ile substancji rakotwórczych muszą wydzielać.

No, ale nieważne. Przecież nie chodzi tutaj o to, czemu ktokolwiek miałby

chcieć wieszać kinkiety ze świecami na ścianach łazienki. Tak naprawdę chodzi o to,

że skoro podobno pochodzę od tych wszystkich silnych kobiet - no wiecie,

Rosagundy, która udusiła tamtego woja swoim warkoczem, i Agnes, która skoczyła z

background image

mostu, nie mówiąc już o Grandmére, która podobno powstrzymała nazistów od

zrównania z ziemią całej Genowii, przyjmując na herbatce Hitlera i Mussoliniego - to

czemu jestem takim popychadłem?

Pytam poważnie. Totalnie dałam się nabrać na ten numer Grandmére, która

jakoby chciała pochwalić się przed Eleną Trevanni ładną i dobrze ułożoną - i

owszem, wyglądającą jak śnieżynka - wnuczką. Miałam dla Grandmére masę empatii,

nie zdając sobie wtedy sprawy - tak jak zdaję ją sobie teraz - że Grandmére jest

całkowicie pozbawiona ludzkich uczuć i wszystko to miało mnie tylko

wmanewrować w pojawienie się na balu, żeby mogła się mną popisywać jako NOWĄ

DZIEWCZYNĄ KSIĘCIA RENÉ!!!!!!!!!!!!

Na korzyść René muszę przyznać, że on chyba nic o tym nie wiedział. Był tak

samo zdumiony jak ja, kiedy Grandmére przedstawiała mnie swojej rzekomo

największej rywalce, która dzięki umiejętnościom chirurga plastycznego wygląda

mniej więcej trzydzieści lat młodziej niż Grandmére, chociaż obie są podobno w tym

samym wieku.

Ale mnie się wydaje, że hrabina nieco z tą chirurgią przedobrzyła - trudno

nawet powiedzieć, w którym miejscu i jak. To znaczy, popatrzcie tylko na biednego

Michaela Jacksona - bo ona naprawdę, dokładnie tak jak mówiła Grandmére,

przypomina okonia z rozbieżnym zezem. Jej oczy są tak jakby za szeroko rozstawione

od zbyt mocnego naciągnięcia otaczającej je skóry.

Kiedy Grandmére mnie przedstawiła: „Hrabino, chciałabym pani przedstawić

wnuczkę, księżniczkę Amelię Mignonette Grimaldi Renaldo” (zawsze opuszcza

nazwisko Thermopolis) - myślałam, że wszystko będzie dobrze. No cóż, może nie

wszystko, bo byłam przygotowana na to, że po balu pojadę spędzić wieczór w domu

mojej najlepszej przyjaciółki, gdzie jej brat najprawdopodobniej mnie rzuci. No ale

rozumiecie, myślałam, że na balu będzie okay.

Ale wtedy Grandmére dodała:

- No i oczywiście znasz adoratora Amelii, księcia Pierre’a René Grimaldiego

Alberta.

Adoratora? ADORATORA??? René i ja wymieniliśmy szybkie spojrzenia.

Dopiero wtedy zauważyłam, że tuż obok hrabiny stoi dziewczyna, która musi być jej

własną wnuczką - tą, którą wyrzucono ze szwajcarskiego internatu dla dziewcząt.

Wydała mi się niezbyt ładna i trochę smutna, chociaż dokładnie taką właśnie czarną

seksowną suknię jak jej suknia chciałabym włożyć na bal maturalny - o ile w ogóle

background image

zostanę zaproszona. Ale i tak nosiła ją bez pewności siebie.

No więc kiedy stałam tam i robiłam się totalnie czerwona na twarzy, i pewnie

przypominałam nie tyle śnieżynkę, co czerwono - biały cukierek choinkowy, hrabina

przechyliła głowę, żeby mi się przyjrzeć, i odparła:

- Więc ten łobuz René wreszcie dał się złapać, i to TWOJEJ wnuczce,

Klarysso. Musisz mieć ogromną satysfakcję.

A potem hrabina rzuciła własnej wnuczce - przedstawiła mi ją jako Bellę -

spojrzenie pełne czystej pogardy, pod którym Bella aż się ugięła.

Zdałam sobie natychmiast sprawę, co konkretnie tam się właśnie rozgrywa.

A potem Grandmére powiedziała:

- Naturalnie, Eleno. - A do mnie i do René dodała: - Chodźcie, dzieci.

A my poszliśmy za nią. René miał rozbawioną minę, ale ja? Ja

GOTOWAŁAM SIĘ ZE ZŁOŚCI!

- W głowie mi się nie mieści, że to zrobiłaś! - zawołałam, jak tylko

znalazłyśmy się poza zasięgiem słuchu hrabiny.

- Że co zrobiłam, Amelio? - spytała Grandmére, kiwając głową do jakiegoś

faceta ubranego w tradycyjny afrykański strój.

- Że powiedziałaś tej kobiecie, że ja i René ze sobą chodzimy - odparłam -

kiedy z całą pewnością tak nie jest. Wiem, że zrobiłaś to tylko po to, żebym wypadła

lepiej niż ta biedna Bella.

- René - powiedziała słodkim głosem Grandmére. Potrafi być bardzo słodka,

jeśli chce. - Bądź aniołem i zobacz, czy uda ci się znaleźć dla nas trochę szampana,

dobrze?

René , nadal z wyrazem cynicznego rozbawienia na twarzy - takim, jaki

zawsze prezentuje Enrique w reklamówkach Doritos - odszedł w poszukiwaniu

alkoholu.

- Doprawdy, Amelio - powiedziała Grandmére, kiedy zniknął. - Czy ty musisz

być taka niegrzeczna dla tego biednego chłopaka? Ja tylko chciałabym, żebyście jako

kuzyni czuli się swobodnie i dobrze w swoim towarzystwie.

- Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy zapewnianiem mojemu kuzynowi

dobrego samopoczucia - powiedziałam - a usiłowaniem przedstawiania go jako

mojego chłopaka!

- No a tak właściwie, to czego brakuje René ? - chciała wiedzieć Grandmére.

Wszędzie dokoła nas eleganckie pary w smokingach i wieczorowych sukniach

background image

ruszały na parkiet, gdzie orkiestra grała tę piosenkę, którą śpiewała Audrey Hepburn

w filmie o Tiffany's. Wszyscy byli ubrani albo na czarno, albo na biało, albo na

czarno - biało. Sala balowa apartamentu hrabiny zadziwiająco przypominała wybieg

dla pingwinów w zoo w Central Parku, gdzie kiedyś wypłakiwałam sobie oczy po

odkryciu prawdy o moim pochodzeniu.

- Przecież on jest niezwykle uroczy - ciągnęła Grandmére - i naprawdę bardzo

kosmopolityczny. Nie mówiąc o tym, że jest diabelnie przystojny. Jak można w ogóle

woleć jakiegoś maturzystę od KSIĘCIA?

- Bo widzisz, Grandmére - odparłam - ja kocham Michaela.

- Miłość - parsknęła Grandmére, podnosząc oczy na szklany sufit nad naszymi

głowami. - Pfuit!

- Tak, Grandmére - powtórzyłam - ja go kocham. Tak jak ty kochałaś

Grandpere - i nie próbuj zaprzeczać, bo wiem, że go kochałaś. A teraz będziesz

musiała przestać hołubić sekretną nadzieję na zrobienie z księcia René zięcia swojego

syna, bo to się nigdy nie spełni.

Grandmére zrobiła absolutnie niewinną minę.

- Ja w ogóle nie wiem, o czym ty mówisz - powiedziała, pociągając nosem z

urazą.

- Daruj sobie, Grandmére. Chcesz, żebym spotykała się z René tylko z

jednego powodu: bo on należy do arystokracji i w dodatku zagrasz tym hrabinie na

nerwach. No cóż, nic z tego. Nawet jeśli Michael i ja mielibyśmy ze sobą zerwać... -

co mogło nastąpić szybciej, niż się spodziewała - ...ja nie będę się spotykała z René !

Grandmére wreszcie popatrzyła tak, jakby zaczynała mi wierzyć.

- Dobrze - powiedziała bezdźwięcznie. - Przestanę nazywać René twoim

adoratorem. Ale musisz z nim zatańczyć. Przynajmniej raz.

- Grandmére... - Ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę, to tańce. - Proszę. Nie

dzisiaj. Ty nie masz pojęcia...

- Amelio - powiedziała Grandmére tonem innym niż do tej pory. - Jeden

taniec. To wszystko, o co cię proszę. Uważam, że jesteś mi to winna.

- JA ci to jestem WINNA? - Nie mogłam w tym momencie nie wybuchnąć

śmiechem. - Jakim cudem?

- Och, tylko ze względu na jedną rzecz - powiedziała Grandmére niczym

uosobienie niewinności. - Chodzi mi o to, co zginęło ostatnio z pałacowego muzeum.

Cały mój bojowy duch Renaldich wyszedł cichutko drzwiami na taras na

background image

tyłach apartamentu hrabiny, kiedy to usłyszałam. Poczułam się tak, jakby ktoś

wymierzył mi cios prosto w mój brzuch śnieżynki. Czy Grandmére naprawdę

powiedziała to, CO MNIE SIĘ WYDAJE???

Przełykając głośno ślinę, spytałam:

- C - co?

- Tak. - Grandmére spojrzała na mnie znacząco. - Bezcenny obiekt - jeden z

niewielu identycznych, jakie istnieją - podarowany mi przez bardzo bliskiego

przyjaciela, pana Richarda Nixona, świętej pamięci byłego amerykańskiego

prezydenta. Przekonano się, że zniknął. Zdaję sobie sprawę, że osoba, która go

zabrała, uważała, że jego braku nikt nie zauważy, bo to nie był jeden jedyny taki

przedmiot, a one wszystkie wyglądają podobnie. Jednakże ta rzecz miała dla mnie

ogromną wartość emocjonalną. Dick był takim wspaniałym, wiernym przyjacielem

Genowii, kiedy jeszcze pełnił swoją funkcję, mimo wszystkich późniejszych

kłopotów. ALE TY PRZECIEŻ NIC NIE WIESZ NA TEMAT TEJ KRADZIEŻY,

AMELIO, PRAWDA?

No to mnie miała! Miała mnie i świetnie sobie z tego zdawała sprawę. Nie

wiem, skąd się dowiedziała - niewątpliwie za pomocą czarnej magii, w której musi

mieć całkiem sporą wprawę - ale najwyraźniej wiedziała. Przepadłam. Wpadłam jak

śliwka w kompot. Nie wiem, czy jako członkini rodziny panującej i tak dalej,

znajduję się w Genowii ponad prawem, ale naprawdę wcale nie chciałam się tego

dowiadywać.

Powinnam była, teraz to rozumiem, udać idiotkę. Powinnam była powiedzieć

z miejsca: „Bezcenny przedmiot? Jaki bezcenny przedmiot?”

Ale czułam, że nie ma sensu kłamać. Nozdrza natychmiast by mnie zdradziły.

Zamiast tego powiedziałam wysokim, piskliwym głosem, który ledwie

rozpoznawałam jako własny:

- Wiesz co, Grandmére? Z radością zatańczę z René . Nie ma sprawy.

Grandmére zrobiła wielce zadowoloną minę. Powiedziała:

- Tak, wydawało mi się, że właśnie tak to potraktujesz. - A potem uniosła

wysoko swoje domalowane brwi. - Och, spójrz, René właśnie niesie nam drinki.

Kochany chłopiec, nieprawdaż?

Tak właśnie zostałam zmuszona do zatańczenia z księciem René - który jest

dobrym tancerzem, ale co z tego, przecież to nie Michael. To znaczy, on nigdy nawet

nie oglądał Baffy - postrachu wampirów i uważa, że Windowsy są bardzo fajne.

background image

Kiedy tańczyliśmy, zdarzyła się przedziwna rzecz. René powiedział:

- Ta Bella Trevanni jest niewiarygodna. Sama popatrz, tam jest. Wygląda jak

roślina, którą zapomniano podlać.

Rozejrzałam się, chcąc się przekonać, o czym on właściwie mówi, no i

faktycznie, zobaczyłam biedną smutną Bellę. Tańczyła z jakimś staruszkiem, który

musiał być przyjacielem jej babki. Miała ogromnie zbolałą minę, jakby facet

opowiadał jej o swoim portfelu inwestycyjnym czy czymś podobnym. No ale znów,

skoro ma taką hrabinę za babkę, to może zbolała mina jest normalnym wyrazem

twarzy Belli. Serce wezbrało mi współczuciem dla niej, bo dobrze wiem, jak to jest

być gdzieś, gdzie człowiek nie ma ochoty być, tańczyć z kimś, z kim nie ma się

ochoty tańczyć...

Popatrzyłam na René i powiedziałam:

- Kiedy ten taniec się skończy, zaproś ją do następnego.

Teraz z kolei René zrobił zbolałą minę.

- A muszę?

- Słuchaj mnie, René - powiedziałam surowo. - Poproś ją do tańca. Dla niej to

będzie radość jej życia, że przystojny książę chciał z nią zatańczyć.

- No bo dla ciebie to żadna przyjemność, tak? - powiedział René , nadal z tym

cynicznym uśmieszkiem.

- René - westchnęłam. - Nie obraź się. Ale ja już spotkałam swojego księcia, i

to na długo zanim poznałam ciebie. Jedyny problem w tym, że jeśli nie uda mi się

prędko stąd wydostać, to nie wiem, jak długo jeszcze będzie tym moim księciem, bo

już musiałam odwołać kino, do którego mieliśmy razem pójść, a niedługo zrobi się za

późno nawet na to, żebym mogła jeszcze zajrzeć do...

- Bez obawy, Wasza Wysokość - powiedział René , okręcając mnie wkoło. -

Jeśli twoim pragnieniem jest uciec z tego balu, dopilnuję, aby zostało spełnione.

Popatrzyłam na niego z pewnym wahaniem. No bo dlaczego René nagle zrobił

się dla mnie taki miły? Może z tego samego powodu, dla którego ja chciałam, żeby

zatańczył z Bella? Bo było mu mnie żal?

- Hm - powiedziałam. - Okay.

I tak właśnie trafiłam do łazienki. René kazał mi się tu schować, a sam poszedł

znaleźć Larsa, który ma sprowadzić taksówkę, i kiedy już będziemy mieli taksówkę, a

droga będzie wolna, René zapuka trzy razy, sygnalizując mi w ten sposób, że

Grandmére jest zajęta czymś innym i nie zauważy mojej ucieczki. René obiecał, że

background image

potem jej powie, że chyba zjadłam jakąś nieświeżą truflę, bo poczułam się niedobrze i

Lars musiał mnie zabrać do domu.

Oczywiście, to bez znaczenia. To znaczy cały ten fortel. Bo i tak uda mi się

dotrzeć do domu Michaela w samą porę, żeby zdążył mnie jeszcze dzisiaj rzucić.

Może będzie z tego powodu przygnębiony, no wiecie, kiedy już mu wręczę prezent

urodzinowy. A może będzie tylko zadowolony, że się mnie pozbył. Kto wie? Już

przestałam próbować zrozumieć mężczyzn. To zupełnie odmienny gatunek.

Ups, René puka. Muszę spadać.

Na spotkanie przeznaczeniu.

Piątek, 23 stycznia, 23.00,

łazienka w mieszkaniu państwa Moscovitz

Teraz już wiem, co czuła Jane Eyre, kiedy wróciła do Thornfield Hall i

przekonała się, że dom spłonął do fundamentów, a ludzie mówili jej, że wszyscy jego

mieszkańcy zginęli w pożarze.

Ale potem przekonała się, że pan Rochester nie zginął, i była superszczęśliwa,

bo Jane, rozumiecie, mimo tego, co on jej usiłował zrobić, bardzo go kochała.

I ja się tak właśnie czuję teraz. Superszczęśliwa. Bo naprawdę myślę, że

Michael mimo wszystko wcale nie zamierza ze mną zerwać!!!!!

Nie żebym kiedyś myślała, że zamierza... To znaczy, że NAPRAWDĘ

zamierza. Bo to nie jest TAKI facet. Ale naprawdę, naprawdę się tego bałam, kiedy

stałam pod apartamentowcem Moscovitzów z palcem na dzwonku domofonu. Stałam

tam i myślałam: „Po co ja to w ogóle robię? Po prostu sama się proszę, żeby mi

złamano serce. Powinnam się odwrócić i poprosić Larsa, żeby złapał inną taksówkę, i

wrócić na poddasze”.

Nawet nie zadałam sobie trudu, żeby zmienić tę głupią balową sukienkę na

coś innego, bo po co? I tak wyglądało na to, że za parę minut znajdę się w drodze

powrotnej do domu, więc mogłam się przebrać już u siebie.

No więc stałam tam w holu, a za mną stał Lars i opowiadał mi głupoty o tym

swoim polowaniu na dzikie świnie na Belize, bo teraz nie opowiada już o niczym

innym, a ja usłyszałam Pawłowa, psa Michaela, który szczekał, bo wyczuł, że ktoś

stoi przy drzwiach, a mnie w głowie brzęczało: „Okay, kiedy on ze mną zerwie, NIE

BĘDĘ płakać. Będę myślała o Rosagundzie i Agnes, i będę tak silna jak one...”

A wtedy Michael otworzył drzwi. Widziałam, że mój strój nieco go zaskoczył.

background image

Pomyślałam sobie, że może liczył na to, że nie będzie musiał zrywać ze śnieżynką.

Ale nic nie mogłam na to poradzić, chociaż w ostatniej chwili przypomniałam sobie,

że we włosach mam diadem, a taki widok może przerażać facetów, rozumiecie.

No więc zdjęłam diadem i powiedziałam:

- No to jestem.

Co było strasznie głupią odzywką, bo w końcu przecież sam widział, że przed

nim stoję, nieprawdaż?

Ale Michael, jak się zdawało, doszedł do siebie. Powiedział:

- Och, wchodź, wyglądasz... Wyglądasz naprawdę pięknie.

Co jest dokładnie czymś takim, co facet powiedziałby dziewczynie, z którą

chce zerwać, żeby jakoś podbudować jej ego, zanim je strzaska obcasem własnego

buta.

No ale nieważne, weszłam do środka, a Lars wszedł za mną i Michael

powiedział:

- Lars, mama i tata są w salonie i oglądają Dateline, może masz ochotę

posiedzieć z nimi...

A Lars od razu tam poszedł, bo chyba sam nie miał ochoty kręcić się w

pobliżu i być świadkiem Wielkiego Zerwania.

No więc wtedy Michael i ja zostaliśmy sami w korytarzu. Obracałam diadem

w dłoniach, próbując wymyślić, co mam powiedzieć. Przez całą drogę usiłowałam w

taksówce wymyślić, co mam powiedzieć, ale mi się nie udało.

A wtedy Michael się odezwał:

- No cóż, jadłaś już kolację? Bo mam kilka wegetariańskich burgerów...

Podniosłam wzrok znad płytek podłogowych, którym przyglądałam się bardzo

uważnie, bo to było łatwiejsze, niż patrzeć Michaelowi w te mroczne oczy, które

zawsze mnie wciągają w głąb, aż zaczynam czuć, że nie mogę się w ogóle poruszyć.

W dawnych celtyckich czasach kryminalistów karano w ten sposób, że kazano im

przejść przez trzęsawisko. Jeśli tonęli, to było wiadomo, że są winni, a jeśli nie, to

znaczyło, że winni nie są. Tylko że człowiek zawsze tonie, kiedy trafi na trzęsawisko.

Niedawno w Irlandii znaleziono w jednym z bagien kilka ciał i one nadal miały

wszystkie włosy i zęby, i tak dalej. Zostały dokładnie zakonserwowane. To było

obrzydliwe na maksa.

I tak się właśnie czuję, kiedy patrzę w oczy Michaelowi. To znaczy, nie

obrzydliwie na maksa, ale jakbym tonęła w grzęzawisku. Jednak nie przeszkadza mi

background image

to, bo jest mi wtedy ciepło i przyjemnie, i wygodnie...

A teraz on mnie pytał, czy mam ochotę na wegetariańskiego burgera. Czy

faceci na ogół pytają swoje dziewczyny, czy chcą zjeść wegetariańskiego burgera,

zanim z nimi zerwą? Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w tych sprawach, więc

prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia.

Ale wydawało mi się, że nie.

- Hm - odezwałam się inteligentnie. - Nie wiem.

Zastanawiałam się, czy to nie jest jakieś podchwytliwe pytanie.

- Zjem, jeśli ty też będziesz jadł.

A Michael powiedział na to:

- Okay.

I gestem kazał mi iść za sobą, więc weszliśmy do kuchni, gdzie siedziała Lilly,

rozkładając na granitowym blacie rozrysowane kadry odcinka Lilly mówi prosto z

mostu, który miała kręcić nazajutrz.

- Jezu - powiedziała na mój widok. - Co ci się stało? Wyglądasz, jakbyś

zamieniła się na ciuchy z Królową Śniegu.

- Byłam na balu - przypomniałam jej.

- No tak - powiedziała Lilly. - Cóż, jeśli interesuje cię moje zdanie, Królowa

Śniegu wyszła lepiej na tej zamianie. Ale mnie tu w ogóle powinno nie być. Więc nie

zwracajcie na mnie uwagi.

- Nie będziemy - zapewnił ją Michael.

A potem zrobił najdziwniejszą rzecz pod słońcem. Zaczął gotować.

Poważnie. On GOTOWAŁ.

No dobra, może nie tyle gotował, ile odgrzewał. Ale i tak wyjął te dwa

wegetariańskie burgery, które kupił w Balducci's, i położył je na bułkach, a potem

bułki ułożył na dwóch talerzach. Później wyjął frytki, które podgrzewały się na tacy

w piekarniku, i je też wyłożył na dwa talerze. A potem z lodówki wyjął keczup i

majonez, i musztardę razem z dwiema puszkami coli, całość ustawił na tacy i wyszedł

z kuchni, i zanim w ogóle zdążyłam spytać Lilly, co się tutaj, u diabła, dzieje, wrócił

po talerze i powiedział do mnie:

- Chodź.

Co mogłam zrobić? Poszłam za nim.

Weszliśmy do pokoju telewizyjnego, gdzie Lilly i ja obejrzałyśmy po raz

pierwszy wiele klejnotów kinematografii, na przykład Valley Girl i Get It On, i Atak

background image

szesnastometrowej kobiety, i Crossing Delancey.

A tam usiedliśmy na czarnej skórzanej sofie państwa Moscovitz stojącej przed

ich trzydziestodwucalowym telewizorem Sony. Przed sofą z kolei stały dwa małe

składane stoliki. Michael postawił na nich talerze z przygotowanym jedzeniem. Stały

tam, jaśniejąc w poświacie wstępnych napisów Gwiezdnych Wojen, które zastygły na

ekranie telewizora, najwyraźniej przez kogoś spauzowane.

- Michael - powiedziałam, szczerze zaskoczona. - Co TO znaczy?

- No cóż, nie mogłaś wybrać się do Screening Roomu - powiedział z taką

miną, jakby trochę się dziwił, że sama na to jeszcze nie wpadłam - więc

przyprowadziłem Screening Room do ciebie. Dobra, jemy. Umieram z głodu.

Może on i umierał z głodu, ale ja nadal nie mogłam się ruszyć. Stałam tam i

patrzyłam na wegetariańskie burgery - które, mówiąc przy okazji, pachniały bosko - i

powiedziałam:

- Czekaj chwilę. Moment. To ty ze mną nie zerwiesz?

Michael już zdążył usiąść na kanapie i wepchnąć kilka frytek do ust. Kiedy

powiedziałam o zerwaniu, obejrzał się na mnie i popatrzył tak, jakbym kompletnie

zgłupiała.

- Zerwać z tobą? A czemu miałbym to zrobić?

- No cóż - powiedziałam, zastanawiając się, czy on nie ma racji i czy ja

czasem rzeczywiście kompletnie nie zgłupiałam. - Kiedy ci powiedziałam, że nie

będę mogła się z tobą spotkać dziś wieczorem... No cóż, wydawałeś się taki odległy...

- Nie byłem odległy - powiedział Michael. - Zastanawiałem się, co

moglibyśmy zrobić, zamiast pójść do kina.

- Ale potem nie pokazałeś się na lunchu...

- Racja - powiedział Michael. - Musiałem zadzwonić i zamówić te burgery, i

ubłagać Mayę, żeby poszła do sklepu i kupiła resztę rzeczy. A tata pożyczył naszą

kopię Gwiezdnych Wojen kumplowi, więc musiałem do niego zadzwonić i wydobyć

ją od niego.

Słuchałam w osłupieniu. Wszyscy, jak się wydawało - Maya, gosposia

Moscovitzów, Lilly, a nawet rodzice Michaela - brali udział w tym spisku mającym

na celu odtworzenie Screening Roomu w jego własnym mieszkaniu.

Tylko że ja nic o tym planie nie wiedziałam. Tak jak on nic nie wiedział o

moim przekonaniu, że on chce ze mną zerwać.

- Och - powiedziałam, zaczynając się czuć jak największa idiotka na całym

background image

świecie. - Więc ty nie chcesz ze mną zerwać?

- Nie, nie chcę z tobą zerwać - powiedział Michael, który zaczynał mieć taką

minę, jaką musiał mieć pan Rochester, kiedy dowiedział się, że Jane spotykała się z

tym całym St. Johnem. - Mia, ja cię kocham, zapomniałaś o tym? Dlaczego miałbym

chcieć z tobą zrywać? A teraz siadaj i jedz, zanim ostygnie.

I wtedy już nie ZACZYNAŁAM się czuć jak największa idiotka na świecie.

Ja się już TOTALNIE tak czułam.

Ale jednocześnie byłam totalnie, niesamowicie szczęśliwa. Bo Michael

powiedział słowo na K! Powiedział mi je prosto w twarz! I to takim władczym tonem

jak kapitan von Trapp albo Bestia, albo Patrick Swayze!

A potem Michael przycisnął przycisk „play” na pilocie i pokój wypełniły

pierwsze dźwięki cudownego tematu przewodniego Gwiezdnych Wojen Johna

Williamsa. A Michael powiedział:

- Mia, chodź tutaj. Chyba że najpierw chciałabyś się przebrać. Przyniosłaś ze

sobą jakieś normalne ciuchy?

Nie, coś tu nadal nie grało. Nie do końca.

- Czy kochasz mnie tak, jak się kocha przyjaciela? - spytałam go, usiłując

nadać głosowi taki ton, jakbym była cynicznie rozbawiona, taki ton, jakim mówi

René , żeby Michael nie domyślił się prawdy: że serce waliło mi jak młot

pneumatyczny. - Czy raczej jesteś we mnie ZAKOCHANY?

Michael patrzył na mnie ponad oparciem sofy. Miał taką minę, jakby nie do

końca wierzył własnym uszom. Ja własnym uszom też nie wierzyłam. Czy naprawdę

go o to zapytałam? Po prostu przyszłam i spytałam, wyrzucając w błoto wszystkie

moje dyskusje z Tiną?

Najwyraźniej - sądząc z jego niedowierzającej miny, w każdym razie właśnie

to zrobiłam. Czułam, że zaczynam się czerwienić, i czerwienić, i czerwienić...

Jane Eyre nigdy w życiu nie zadałaby tego pytania.

No ale z drugiej strony może właśnie powinna. Bo sposób, w jaki Michael mi

odpowiedział, sprawił, że naprawdę warto było narazić się na zażenowanie, zadając to

pytanie. Bo on zareagował tak, że wyciągnął rękę, wyjął mi diadem z dłoni, odłożył

go na kanapę obok siebie, ujął mnie za obie ręce i naprawdę długo mnie całował.

W usta.

Po francusku.

Przegapiliśmy prolog do filmu z racji tego pocałunku. A potem, kiedy

background image

wreszcie z namiętnego uścisku wyrwał nas odgłos strzałów oddawanych do statku

księżniczki Lei, Michael powiedział:

- Oczywiście, że jestem w tobie zakochany. A teraz siadaj i jedz.

To była naprawdę najbardziej romantyczna chwila w całym moim życiu. Jeśli

nawet jak Grandmére dożyję do późnej starości, nigdy już nie doznam takiego

szczęścia. Po prostu stałam tam, nie posiadając się z radości, przez jakąś minutę. To

znaczy, do mnie to ledwie docierało. On mnie kochał. I nie tylko to, on BYŁ WE

MNIE ZAKOCHANY! Michael Moscovitz był zakochany we mnie, Mii

Thermopolis!

- Burger ci stygnie - powiedział Michael.

Widzicie? Widzicie, jak idealnie do siebie pasujemy? On jest taki praktyczny,

ja z kolei bujam w obłokach. Czy kiedykolwiek istniała lepiej dobrana para? Czy ktoś

był kiedyś na takiej idealnej randce?

Siedzieliśmy sobie, jedząc nasze wegetariańskie burgery i oglądając Gwiezdne

Wojny, on w swoich dżinsach i starej koszulce Boomtown Rats, a ja w sukni balowej

od Chanel. A kiedy Ben Kenobi powiedział: „Obi - Wan? Tego imienia dawno już nie

słyszałem”, oboje powiedzieliśmy chórem: „Jak dawno?” A Ben odparł, jak to robi za

każdym razem: „Bardzo dawno”.

I potem, tuż zanim Luke leci zaatakować Gwiazdę Śmierci, Michael

spauzował film, żeby przynieść deser, a ja pomogłam mu sprzątnąć talerze.

Kiedy szykował lody, wślizgnęłam się z powrotem do pokoju telewizyjnego i

czekałam, żeby wrócił i to znalazł, co nastąpiło parę minut potem.

- Co to jest? - spytał, kiedy podał mi moje lody, waniliowe, polane gorącym

sosem czekoladowym, z dodatkiem bitej śmietany i orzeszków pistacjowych.

- To twój prezent urodzinowy - powiedziałam, ledwie mogąc usiedzieć na

miejscu, tak się nie mogłam doczekać, aż zobaczę, czy się ucieszy. To był o wiele

lepszy prezent niż sweter czy cukierki. Pomyślałam sobie, że to idealny prezent dla

Michaela.

Czułam, że mam prawo być podekscytowana, bo zapłaciłam za ten prezent dla

Michaela całkiem słoną cenę... Tygodnie zamartwiania się o to, że się wyda, a potem,

kiedy już się wydało, musiałam zatańczyć z księciem René , który wprawdzie jest

dobrym tancerzem, ale mówiąc szczerze, pachnie jak popielniczka.

No więc byłam nieźle przejęta, kiedy Michael z wyrazem zdziwienia na

twarzy usiadł i wziął do ręki pudełeczko.

background image

- Mówiłem ci, że nie chcę, żebyś mi cokolwiek dawała - powiedział.

- Wiem. - Aż podskakiwałam na siedzeniu, taka byłam podekscytowana. - Ale

ja chciałam. I kiedy to zobaczyłam, pomyślałam sobie, że to IDEALNY prezent.

- No cóż - powiedział Michael. - Dzięki.

Rozwinął wstążeczkę z maleńkiego pudełeczka, a potem podniósł wieczko...

A tam, na poduszeczce z waty, leżał mój prezent. Brudny mały kamyczek, nie

większy niż mrówka. Nawet mniejszy jeszcze niż mrówka. Rozmiaru główki od

szpilki.

- Hm... - powiedział Michael, przyglądając się tej odrobinie. - To naprawdę

śliczne.

Roześmiałam się ze szczęścia.

- Ty nawet nie wiesz, co to jest!

- No cóż - powiedział. - Nie, nie wiem.

- Nie zgadniesz?

- No cóż - powtórzył. - To mi wygląda jak... To znaczy, to bardzo

przypomina... kamyk.

- Bo to JEST kamyk - powiedziałam. - Zgadnij, skąd się wziął.

Michael przyjrzał się kamykowi.

- Nie wiem. Z Genowii?

- Nie, głuptasie! - zawołałam. - Z Księżyca! To skała księżycowa. Neil

Armstrong ją stamtąd przywiózł. Zebrał sporo takich kamyków, przywiózł je na

Ziemię i podarował Białemu Domowi, a Richard Nixon dał kilka mojej babce, kiedy

jeszcze pełnił urząd prezydenta. No cóż, technicznie rzecz biorąc, sprezentował je

księstwu Genowii. A ja je zobaczyłam i pomyślałam sobie, że... No cóż, że

powinieneś jeden mieć... Bo ja wiem, że interesujesz się kosmosem. Masz przecież te

błyszczące po ciemku gwiazdozbiory na suficie nad swoim łóżkiem i tak dalej...

Michael podniósł oczy znad księżycowego kamyka - któremu przyglądał się,

jakby nie mógł uwierzyć, że go naprawdę ma przed sobą - i zapytał:

- Kiedy byłaś w moim pokoju?

- Och - powiedziałam, czując, że znów zaczynam się rumienić. - Już dość

dawno temu...

No cóż, to BYŁO dość dawno temu. Jeszcze zanim się dowiedziałam, że on

mnie lubi, kiedy wysyłałam mu te wszystkie anonimowe listy miłosne.

- Raz, kiedyś, kiedy Maya w nim sprzątała.

background image

- Aha - powiedział Michael i znów zaczął się przyglądać kamykowi. - Mia -

odezwał się parę sekund później. - Ja nie mogę tego przyjąć.

- Owszem, możesz - powiedziałam. - W pałacowym muzeum zostało ich

jeszcze sporo, nie martw się. Richard Nixon musiał naprawdę mieć słabość do

Grandmére, bo jestem pewna, że mamy więcej tych kamyków niż Monako czy jakieś

inne państwo.

- Mia - powiedział Michael. - To jest skała. KSIĘŻYCOWA.

- Tak - powiedziałam, nie wiedząc, do czego on zmierza.

Nie podobało mu się? Przyznaję, że to trochę DZIWNE dawać swojemu

chłopakowi na urodziny kawałek kamyka. Ale w końcu to nie jest pierwszy lepszy

kamyk. A Michael to nie pierwszy lepszy chłopak. Naprawdę wydawało mi się, że

jemu się spodobał.

- To skała - znów powtórzył - która przybyła z odległości trzystu

osiemdziesięciu tysięcy kilometrów. Spoza Ziemi. Z odległości trzystu

osiemdziesięciu tysięcy kilometrów spoza Ziemi!

- Tak - powiedziałam, zastanawiając się, co poszło nie tak. Dopiero co

odzyskałam Michaela, spędziwszy cały tydzień w przekonaniu, że miał zamiar rzucić

mnie, chociaż z zupełnie innego powodu, po to żeby teraz odkryć, że mnie rzuci z

zupełnie innego? Naprawdę, na tym świecie nie ma żadnej sprawiedliwości. -

Michael, jeżeli ci się nie podoba, to ja to mogę zabrać. Ja po prostu myślałam, że...

- Nie ma mowy - powiedział, chowając pudełeczko poza zasięgiem moich rąk.

- Nie oddam ci tego z powrotem. Ja tylko po prostu nie mam pojęcia, co ja ci dam na

urodziny. Trudno będzie przebić taki prezent.

I to wszystko? Poczułam, że rumieniec schodzi mi z twarzy.

- Och, moje urodziny - powiedziałam. - Możesz napisać dla mnie jeszcze

jedną piosenkę.

Co było z mojej strony nieco perfidne, bo przecież on się nigdy nie przyznał,

że ta pierwsza piosenka, którą mi kiedyś zagrał, „Wysoka szklanka wody”, była o

mnie. Ale widząc ze sposobu, w jaki się teraz uśmiechnął, dobrze się domyślałam.

Ona była dla mnie. TOTALNIE dla mnie.

No więc wtedy dojedliśmy nasze lody i obejrzeliśmy resztę filmu, a kiedy się

skończył i leciały napisy, przypomniałam sobie coś jeszcze, co miałam zamiar mu

ofiarować, coś, co przyszło mi do głowy w taksówce po drodze od hrabiny, kiedy

usiłowałam wymyślić, co mu powiem, jeśli on ze mną zerwie.

background image

- Ach - powiedziałam. - Wymyśliłam nazwę dla twojego zespołu.

- Błagam - jęknął. - Tylko nie Piloci Śmigaczy.

- Nie - powiedziałam. - Skinner Box.

Bo to jest taka skrzynka, której użył pewien psycholog, żeby na szczurach i

gołębiach dowieść, że istnieje coś takiego jak reakcja warunkowa. Pawłów, ten facet,

którego nazwiskiem Michael nazwał swojego psa, robił to samo, tylko z psami i

dzwoneczkami.

- Skinner Box - powtórzył Michael z zastanowieniem.

- Taa - powiedziałam. - No bo wiesz, pomyślałam sobie, że skoro psa

nazwałeś Pawłowem...

- Nawet mi się to podoba - powiedział Michael. - Pogadam z chłopakami.

Rozpromieniłam się. Wieczór zmieniał się w coś o wiele lepszego, niż się

początkowo spodziewałam. Naprawdę nic innego nie mogłam zrobić, tylko siedzieć

tam i PROMIENIEĆ. W gruncie rzeczy dlatego właśnie zamknęłam się w łazience.

Żeby spróbować się nieco uspokoić. Jestem taka szczęśliwa, że ledwie mogę pisać.

Ja...

Sobota, 24 stycznia, poddasze

Ups. Wczoraj wieczorem musiałam przerwać pisanie, bo Lilly zaczęła walić

do drzwi łazienki. Dopytywała się, czy nagle nie zapadłam na bulimię albo coś

podobnego. Kiedy je otworzyłam (to znaczy drzwi) i zobaczyła, że siedzę w łazience

z moim pamiętnikiem i długopisem w ręku, powiedziała takim mocno

półprzytomnym tonem (Lilly jest raczej skowronkiem niż sową):

- Chcesz mi wmawiać, że siedzisz tu od pół godziny i PISZESZ

PAMIĘTNIK?

No dobra, muszę przyznać, że to trochę dziwne, ale nic na to nie poradzę.

Byłam taka szczęśliwa, że po prostu MUSIAŁAM to wszystko opisać, żeby nigdy nie

zapomnieć tych wrażeń.

- I NADAL nie odkryłaś, w czym jesteś dobra? - spytała Lilly.

A kiedy potrząsnęłam głową, odeszła, głośno tupiąc nogami ze złości.

Ja jednak nie mogłam się na nią wściec, bo... No cóż, bo jestem tak bardzo

zakochana w jej bracie.

W ten sam sposób nawet nie jestem w stanie zezłościć się na Grandmére,

chociaż, w sumie, wczoraj wieczorem usiłowała pchnąć mnie w ramiona tego

background image

bezdomnego księcia. Ale trudno mi ją obwiniać za to, że próbowała. Chciała tylko

wypaść jak najlepiej przed swoją przyjaciółką.

Poza tym zadzwoniła tu przed chwilą i chciała się dowiedzieć, czy czuję się

już lepiej po tej nieświeżej trufli, którą zjadłam. Moja mama, nie wychodząc z roli,

zapewniła ją, że już nic mi nie jest. I wtedy Grandmére zaczęła się dopytywać, czy

nie mogłabym przyjechać do niej na herbatę... bo hrabina podobno bardzo chciałaby

mnie lepiej poznać. Powiedziałam, że mam dużo lekcji do odrobienia. To powinno

zrobić wrażenie na hrabinie. No wiecie, że mam tak wyrobione poczucie etyki

uczniowskiej.

Na René też nie potrafię się pogniewać, po tym jak wczoraj naprawdę

przyszedł mi z pomocą... Zastanawiam się, jak się dalej potoczyły sprawy między nim

i Bella. To by było całkiem zabawne, gdyby tych dwoje zaczęło ze sobą chodzić... No

cóż, zabawne dla wszystkich poza Grandmére.

I nawet nie mogę się wściec na pralnię z Thompson Street za to, że zgubili

moje majtki z królową Amidalą, bo dziś rano ktoś zapukał do drzwi naszego

poddasza, a kiedy otworzyłam, stała tam Ronnie z wielką torbą pełną naszego prania,

włącznie z brązowymi sztruksami pana G. i koszulką mojej mamy z napisem

UWOLNIĆ WINONĘ RYDER. Ronnie mówi, że musiała przez pomyłkę zabrać złą

torbę z holu i że była na Barbadosie na wakacjach ze swoim szefem i dopiero teraz

zauważyła, że ma w domu torbę ubrań nienależących do niej.

Niestety, wcale nie cieszę się z odzyskania majtek z królową Amidalą tak

bardzo, jak można by się tego spodziewać. Bo najwyraźniej zupełnie spokojnie mogę

się bez nich obyć. Zastanawiałam się, czy nie zamówić sobie większej liczby takich

majtek w prezencie urodzinowym, ale teraz już nie muszę, bo Michael, chociaż sam

nie ma o tym pojęcia, już mi dał najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek mogłabym

dostać.

I nie, nie chodzi o jego miłość - chociaż to prawdopodobnie drugi w

kolejności najpiękniejszy prezent, jaki mógłby mi kiedykolwiek ofiarować. Chodzi

mi o coś, co powiedział, kiedy Lilly wyszła już, głośno tupiąc, z łazienki.

- O co wam chodzi? - zapytał.

- Och - powiedziałam, chowając pamiętnik. - Ona się na mnie wściekła, bo

jeszcze nie odkryłam, co jest moim ukrytym talentem.

- Czym? - spytał Michael.

- Moim ukrytym talentem. - I wtedy, dlatego że był wobec mnie taki uczciwy

background image

w całej tej kwestii zakochiwania się, ja też postanowiłam być uczciwa wobec niego.

Więc wyjaśniłam: - Chodzi po prostu o to, że Lilly i ty jesteście tacy utalentowani.

Oboje jesteście świetni w tylu rzeczach, a ja w niczym nie jestem dobra i czasami

czuję się taka... No cóż, jakbym po prostu była nie na swoim miejscu. W każdym

razie na pewno tak się czuję na RZ.

- Mia... - powiedział Michael - ależ ty JESTEŚ bardzo uzdolniona.

- Taaa... - odparłam, mnąc brzeg sukienki. - Najlepiej wychodzi mi

przebieranie się za śnieżynkę.

- Nie - zaprzeczył Michael. - Chociaż skoro już o tym wspomniałaś, owszem,

w tym też jesteś niezła. Ale mnie chodziło o pisanie.

Muszę przyznać, że tu zaczęłam się na niego gapić i powiedziałam, całkiem

nie jak księżniczka:

- Hę?

- No cóż, to przecież oczywiste - powiedział - że ty lubisz pisać. No bo

wiecznie siedzisz z nosem w tym pamiętniku. I dostajesz szóstki za wszystkie prace z

angielskiego. To przecież całkiem jasne, Mia. Jesteś pisarką.

I chociaż nigdy przedtem się nad tym nie zastanawiałam, zdałam sobie nagle

sprawę, że Michael ma rację. To znaczy, ja FAKTYCZNIE wiecznie coś notuję w

swoim pamiętniku. I piszę mnóstwo wierszy, i mnóstwo notatek, i maili, i innych

rzeczy. To znaczy, wydaje mi się w sumie, że WIECZNIE coś piszę. Robię to tak

często, że nawet nigdy nie pomyślałam o tym jako o TALENCIE. To jest po prostu

coś, co robię bez przerwy, tak jak bez przerwy oddycham.

Ale teraz, kiedy już wiem, co jest moim talentem, możecie się założyć, że

zacznę nad nim pracować. A pierwsza rzecz, jaką napiszę, to projekt ustawy do

przedłożenia parlamentowi Genowii na temat zainstalowania sygnalizacji świetlnej w

centrum stolicy. Skrzyżowania są tam po prostu ZABÓJCZE...

Ale to będzie dopiero po powrocie z kręgli z Michaelem, Lilly i Borysem. Bo

nawet księżniczka musi się od czasu do czasu rozerwać.

PODZIĘKOWANIA

Pragnę serdecznie podziękować Beth Adler, Alexandrze Alexo, Jennifer

Brown, Kim GoadFloyd, Darcyjacobs, Laurze Langlie, Amandzie Maciel, Abby

McAden i Benjaminowi Egnatzowi.

Nieco spóźnione podziękowania dla rodziny Beckhamów, a zwłaszcza dla Julii

za to, że tak uprzejmie pozwoliła mi zapożyczyć do moich książek nawyk zżerania

background image

skarpet przez jej kotkę Molly!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cabot Meg - Pamiętnik Księżniczki 04 - Księżniczka na dworze
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 04 Księżniczka na dworze
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 04 Księżniczka na dworze
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki Księżniczka na dworze
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki tom 4 Księżniczka na dworze
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki tom 4 Księżniczka na dworze
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki tom 4 Księżniczka na dworze
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki tom 5 Księżniczka na różowo
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki Księżniczka na różowo
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki Księżniczka na różowo
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki Księżniczka Na Różowo
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 05 Księżniczka na różowo
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 05 Księżniczka na różowo
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 05 Księżniczka na różowo
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki tom 5 Księżniczka na różowo
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 04 i pół Akcja Księżniczka
Cabot Meg Pamiętnik księżniczki 04 i pół Akcja Księżniczka
Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 04 i pół Akcja Księżniczka

więcej podobnych podstron