Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie gadanie

background image

INGULSTAD FRID

LUDZKIE GADANIE

część 3.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, luty 1905

background image

Elise wpatrywała się w Otta, nocnego stróża, czując, że rumieniec

oblewa jej twarz.

- Ty źle zrozumiałeś. Ja... my... my zostaliśmy tutaj zamknięci. Przez

jakichś łobuzów z „Bandy z Sagene".

Na jego wargach pojawił się szyderczy uśmieszek.
- Ach tak, zostaliście zamknięci. Dziwne, że dotychczas tego nie

zauważyłem. Drzwi były otwarte, kiedy przyszedłem, a ja w nocy robiłem
obchód tak samo często jak zawsze.

- Musisz mi wierzyć - Elise sama słyszała, że jej głos brzmi desperacko.

- Emanuel... to znaczy oficer Armii Zbawienia, odprowadzał mnie do
domu i na wzgórzu Aker wpadliśmy na nich...

Emanuel podszedł bliżej.
- To prawda. Zostaliśmy oboje pobici i zaciągnięci do komórki. Kiedy

doszliśmy trochę do siebie, wokół panowały nieprzeniknione ciemności.
Po omacku dotarliśmy do drzwi, odkryliśmy jednak, że zostały zamknięte
od zewnątrz.

Otto machnął ręką, jakby się od niego opędzał.
- Oszczędź sobie tych łgarstw, kolego. Dobrze wiem, co widziałem.

Zabieraj się stąd. A ty, Elise, pójdziesz ze mną do fabryki.

Elise wciąż gapiła się na niego, teraz jej ciało przeniknął dreszcz

strachu.

- Dlaczego mam chodzić do fabryki? Nie słyszałam jeszcze porannej

syreny.

- Idziesz ze mną, powiedziałem.
Nie miała odwagi mu się przeciwstawić. Odwróciła się jeszcze do

Emanuela i posłała mu rozpaczliwe spojrzenie. Zanim stróż wyszedł z
latarnią, zdążyła w oczach Emanuela dostrzec strach.

W drodze do fabryki podjęła jeszcze jedną próbę.
- Dlaczego ty mi nie wierzysz, Otto? My naprawdę szarpaliśmy za

drzwi, ale były zamknięte. Nie miałam pojęcia, że jest jakieś boczne
wejście.

Stróż nie odpowiadał. Milczał, dopóki nie dotarli do bramy wejściowej,

którą otworzył. Wtedy odwrócił się do Elise, oczy mu pociemniały ze
złości, widziała w nich także rozczarowanie.

- Wiesz, co myślę o takich jak ty? - splunął daleko przed siebie. - Otóż

myślę, że jesteś cholernym mętem. Nie musisz niczego udawać, Elise.
Sądzisz, że was nie widziałem? Uważasz, że nie rozumiem, coście robili w
tej komórce?

- To nieprawda. Myślałam, że zamarznę na śmierć. On mi pomógł, bo...

background image

- umilkła gwałtownie. Szedł ku nim pośpiesznie sam majster.

- No patrzcie, oto i panna Lovlien. Bogu dzięki! Co się stało? Twoja

siostra siedzi w moim biurze i nie posiada się ze zdenerwowania.

- Znalazłem ją w komórce, panie majstrze. Rażeni z jakimś oficerem

Armii Zbawienia.

Majster spoglądał to na nocnego stróża, to na Elise, a potem znowu na

stróża.

- Co ty opowiadasz? Otto skinął głową.
- Leżeli w kącie komórki i nie zauważyli, kiedy wszedłem.
- Ty naprawdę niczego nie chcesz zrozumieć. - Elise zwróciła twarz w

stronę stróża, mówiła gniewnym głosem. - Już ci tłumaczyłam, że
zostaliśmy tam zamknięci.

Zanim znowu odwróciła się do majstra, stróż zdążył jej posłać ponure

spojrzenie.

- Ona na nim leżała, panie majstrze. Pod jego płaszczem.
- Możesz iść, Otto. Panna Lovlien pójdzie ze mną. - Majster odwrócił

się i pomaszerował w stronę swojego kantorka. Elise nie miała innego
wyjścia, jak tylko podążyć za nim. W tym samym momencie fabryczna
syrena zaczęła wyć.

W kantorku paliło się kilka lamp, a w głębokim fotelu siedziała Hilda z

zapłakaną twarzą.

- Elise! - zawołała Hilda przez łzy. Zerwała się z fotela. - Gdzieś ty

była? Dlaczego nie wróciłaś do domu?

- Zostaliśmy napadnięci. Kilku łobuzów z „Bandy z Sagene" rzuciło się

na nas, a potem wciągnęli nas do komórki. W końcu zamknęli drzwi od
zewnątrz i zniknęli.

- Jakich „nas"? - Hilda patrzyła na nią, nie rozumiejąc.
- Kapitan Emanuel Ringstad uparł się, że odprowadzi mnie do domu.
- A czy nie mogliście wzywać pomocy? Łomotać do drzwi? Wiesz

chyba, że Otto przez całą noc krąży po terenie fabryki.

Elise ze wstydem zdała sobie sprawę, że nie pomyślała o tym, jakoś

nocny stróż nie przyszedł jej do głowy. Nigdy nie wiedziała, że Otto
kontroluje cały teren fabryki. Za każdym razem, kiedy przychodziła rano
do pracy, spotykała go w wejściu.

- Nie pomyślałam o tym - wymamrotała zbolałym głosem. - Myślałam,

że nas nie usłyszy. Tak okropnie marzłam, byliśmy przekonani, że nie
wyjdziemy, dopóki fabryka nie zostanie otwarta.

Majster i Hilda słuchali jej w milczeniu, majster z podejrzliwym

spojrzeniem, Hilda z wyrzutem.

background image

- W komórce było zimno jak na dworze, a ja miałam tylko tę chustkę

robioną na drutach. Bałam się, że zamarznę na śmierć. Więc żeby mi
pomóc, pan Ringstad zdjął płaszcz i otulił nim nas oboje. - Poczuła, że się
rumieni. - Zdaję sobie sprawę, że nocny stróż mógł źle zrozumieć to, co
zobaczył. Musieliśmy oboje zasnąć i obudziliśmy się dopiero, kiedy Otto
stanął w drzwiach. Nie mieliśmy pojęcia, że znajdują się tam jakieś boczne
drzwi i w dodatku są otwarte.

Widziała, że Hilda jej wierzy, majster jednak wciąż spoglądał na nią

sceptycznie.

Posłała siostrze zatroskane spojrzenie.
- A co z Pederem i Kristianem?
- Spali, kiedy wychodziłam. Napisałam im na kartce, że muszą radzić

sobie sami i że wszystko im później wyjaśnimy.

- Bogu dzięki, przynajmniej nie będą się bać.
- Ale ja się bałam. - Hilda mówiła gniewnie. - Całą noc nie spałam.

Najpierw myślałam, że poślizgnęłaś się na oblodzonym moście, wpadłaś
do rzeki i utonęłaś, potem przyszło mi do głowy, że zostałaś napadnięta,
zgwałcona i zamordowana, a w końcu wyobraziłam sobie, że się po prostu
przewróciłaś, złamałaś nogę i leżysz bezradna w ciemnościach, zamarzając
powoli na śmierć. Tak strasznie się bałam, że nie mogłam dłużej siedzieć
w kuchni i czekać na ciebie, więc przybiegłam tutaj w nadziei, że znajdę
kogoś, kto pomoże mi ciebie odszukać. Na całe szczęście zjawił się pan
majster.

- Strasznie mi przykro, Hildo, ale nic nie mogłam na to poradzić.
- Nie przyszło mi do głowy, że oficer Armii Zbawienia cię odprowadzał

- mówiła dalej Hilda, jakby nie słyszała słów siostry. - Gdybym o tym
wiedziała, nie denerwowałabym się tak.

Elise skinęła głową.
- Rozumiem, ale ty też musisz przyjąć do wiadomości, że nie miałam

wpływu na to, co się stało. Kapitan Ringstad próbował uspokoić
napastników, ale oni po prostu chcieli awantury, widziałam to z daleka.

- A skąd wiesz, że to była „Banda z Sagene"? - majster marszczył brwi i

wcale nie wyglądał na przekonanego.

- Poznałam jednego z nich. To jest... to jest znajomy mojego

narzeczonego. -Poczuła, że się czerwieni, i nie była w stanie spojrzeć
majstrowi w oczy. Musi się teraz zastanawiać, jakich to przyjaciół ma
Johan.

- Czy ktoś widział to, co się stało?
- Słyszeliśmy jakieś głosy, kiedy byliśmy na wzgórzu Aker. Napastnicy

background image

się zdenerwowali i kazali nam zejść na dół i iść dalej Maridalsveien.
Kapitan Ringstad zaczął biec, ja próbowałam dotrzymać mu kroku na tyle,
na ile pozwalała mi boląca noga, ale oni i tak znowu nas dopadli.

- Pozostają więc wasze słowa przeciwko słowom bandy. Policja raczej

nie rozpatruje takich spraw, w których nie wiadomo, czego się trzymać.
Przypuszczalnie policjanci pomyślą to samo co nocny stróż - majster
patrzył na nią z nieskrywaną podejrzliwością we wzroku.

- Ale pan musi mi uwierzyć, panie majstrze. Jestem zaręczona i nigdy

bym nie zrobiła niczego za plecami swojego narzeczonego. Kapitan
Ringstad był taki miły i pomógł nam w różnych sprawach. Obiecałam
mamie, że pójdę do niego i zapytam go o coś, co mama musi wiedzieć. On
natomiast nie chciał, żebym sama wracała po nocy. Nic więcej się nie
stało.

- W porządku - majster machnął ręką. - A teraz musicie obie pośpieszyć

się do hali fabrycznej. Dzień pracy już się zaczął.

Po drodze Elise oznajmiła szeptem: - To nie Armia Zbawienia zapłaciła

za naszą mamę, Hilda.

- Wiem o tym.
Elise odwróciła się ku niej zaskoczona.
- Wiesz?
Hilda skinęła głową.
- Majster mi o tym powiedział, kiedy tłumaczyłam mu, dlaczego poszłaś

do tego oficera Armii Zbawienia. - Odwróciła się i spojrzała w tył. -
Obiecałam, że nikomu o tym nie pisnę, nawet tobie.

- Chcesz powiedzieć...
Hilda skinęła głową. - Ale na Boga nie wydaj mnie, nie mów, że

cokolwiek wiesz. Myślę, że on się bał, że zarażę się suchotami. -
Uśmiechnęła się jakby przepraszająco.

Elise milczała. Rozumiała bardzo dobrze, dlaczego majster tak się tego

boi.

Nie musiała zatem chodzić do Emanuela. Mama może leżeć w

sanatorium z czystym sumieniem, a oni wszyscy mogą się cieszyć, że
otrzymała pomoc. Majster najwyraźniej pragnie kontynuować swój
romans z Hildą, ale tego dnia, kiedy straci zainteresowanie, opłaty za
sanatorium z pewnością się skończą. A zatem powinnam się cieszyć za
każdym razem, kiedy Hilda wieczorem wymyka się z domu, pomyślała z
uczuciem goryczy w ustach. Ale dlaczego on wybrał właśnie Hildę?
Dziewczyna nie jest przecież ładna. Jest miła i sympatyczna, zwłaszcza
kiedy się uśmiecha, i umie się przypodobać, poza tym jednak jest dość

background image

zwyczajna. A majster ma pieniądze i z pewnością mógłby zdobyć każdą
kobietę, której pragnie. Dlaczego nie znalazł sobie kogoś ze swojej klasy?
Kogoś, z kim mógłby się otwarcie pokazywać? Kogoś, z kim znajomości
nie musiałby ukrywać?

Nadzorca wiedział chyba, że ich spóźnienie jest usprawiedliwione, bo

skinął tylko głową, kiedy obok niego przechodziły. Zarówno prządki, jak i
pomocnice posyłały im zaciekawione spojrzenia, raz po raz podnosiły
głowy znad swojej roboty.

Dopiero teraz Elise mogła spokojnie pomyśleć. Przepełniały ją dziwne

uczucia, sama nie rozumiała, jak mogła położyć się na Emanuelu,
przytulać się do niego pod tym płaszczem, którym owinął ich oboje.
Człowiek chyba nie zamarznie na śmierć w ciągu jednej krótkiej nocy,
mając w dodatku wokół siebie ściany i sufit? Elise z pewnością by
przeżyła, nawet gdyby usiadła w pewnej odległości od Emanuela.

W każdym razie nie musiała się kłaść na jego brzuchu. Nawet sam

Emanuel na to zareagował i przestraszony spytał, co Elise robi.

Wstyd palił jej policzki. Pomyślała o nocnym stróżu, który ich znalazł i

domyślał się jak najgorszych rzeczy. Teraz plotki rozejdą się po całej
fabryce z szybkością błyskawicy. A potem przyjaciel Lorta-Andersa zrobi
z pewnością, co będzie mógł, żeby szkoda była jeszcze większa. Może
nawet przeszmugluje tę plotkarską historię do Johana w więzieniu. Na
myśl o tym robiło się jej zimno i gorąco, kręciło jej się w głowie, bała się,
że znowu zemdleje. Zwłaszcza że od dawna nie jadła, a ostatniej nocy
spała niewiele.

Głęboko wciągnęła powietrze i próbowała koncentrować się na pracy,

starała się nie myśleć już o tym, co się stało, ale ta sprawa wciąż nie
dawała jej spokoju.

Ciekawe, co się stało z Emanuelem? Co też zdecydował się powiedzieć

córce gospodarza? Czy będzie miał nieprzyjemności z powodu tego, co
zaszło?

Elise skuliła się. Na kilka sekund uniosła wzrok. Natychmiast

dostrzegła, że wiele prządek patrzy na nią z zaciekawieniem. Gdy tylko się
zorientowały, że je widzi, jak na komendę odwróciły spojrzenia. Kiedy
popatrzyła następnym razem, stwierdziła, że Valborg daje znaki i robi
grymasy do jednej z dziewcząt.

No to się zaczęło, pomyślała i już teraz bała się drogi powrotnej do

domu.

Gdy tylko na korytarzu rozległ się szczęk baniek z jedzeniem, wybiegła,

kulejąc, zanim ktokolwiek zdążył się do niej odezwać. Pogoda była tak

background image

samo klarowna jak poprzedniego dnia, zrobiło się tylko trochę chłodniej.
Właściwie Elise nie musiała iść do domu, mogła spokojnie zjeść w fabryce
zupę, ale myśl o Pederze i Kristianie budziła w niej niepokój. Chłopcy na
pewno poszli do szkoły, nie odważyliby się postąpić inaczej, musiała
jednak sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Poza tym w domu
brakowało różnych produktów, powinna więc po drodze wstąpić do
Magdy na rogu.

W sklepie zderzyła się z Evertem.
- Cześć, Evert. Brakowało nam ciebie. Tamtego dnia obiecałam ci

mleczną zupę.

Chłopak drapał się gwałtownie po głowie, z pewnością ma wszy.
- Nie mogłem się wyrwać.
- Kristian mi mówił. Pójdę do Hermansena i powiem mu, że to ja dałam

ci obrazek.

Chłopak popatrzył na nią zdumiony.
- Naprawdę byś to zrobiła?
Elise potwierdziła stanowczym skinieniem.
- Chciałabym też porozmawiać z nim o twojej szkole. Naprawdę nie

może być tak, że nie chodzisz do szkoły. Taki zdolny z ciebie chłopak.

Evert zaczerwienił się po uszy. Elise widziała, że bardzo się ucieszył.
- Przecież czytasz niczym pastor - uśmiechnęła się do niego. - Widziałeś

dzisiaj Pedera i Kristiana?

Chłopiec skinął głową.
- Widziałem, jak biegli do szkoły. Mówili, że zaspali. Elise skinęła

głową.

- No właśnie, tego się bałam. Evert ruszył ku drzwiom.
- Muszę zmykać. - Naciągnął czapkę na czoło i lekko wyprostował

plecy, kiedy wychodził.

Na szczęście Elise nie widziała nigdzie pani Evertsen, nie byłaby w

stanie wytłumaczyć jej teraz, dlaczego nie wróciła na noc do domu.

Spotkała natomiast panią Thoresen, która wyszła z fabryki, żeby zajrzeć

do Anny.

- Dzień dobry, Elise. Co to się stało? Hilda zbiegała dzisiaj rano po

schodach bardzo wzburzona.

Elise wyjaśniła jej pokrótce, co ją spotkało w nocy, nie wspomniała

jednak o Emanuelu.

Pani Thoresen załamywała ręce zbulwersowana.
- „Banda z Sagene", powiadasz? To przecież powinnaś iść na policję,

Elise. Nie możemy pozwolić, żeby tacy bandyci włóczyli się po naszych

background image

ulicach.

Elise przytaknęła i ruszyła dalej na trzecie piętro.
- Proszę pozdrowić ode mnie Annę i powiedzieć, że zajrzę do niej jutro.

Dzisiaj w nocy nie spałam, będę się musiała wcześniej położyć.

Pani Thoresen kręciła głową, nie słuchając już, co mówi Elise.
- „Banda z Sagene"... - mamrotała pod nosem.
W kuchni było zimno, chłopcy nie mieli czasu, żeby rozpalić ogień.

Wyglądało na to, że nic też nie jedli, prawdopodobnie obudzili się późno, a
kiedy odkryli, która jest godzina, po prostu ubrali się i pobiegli.

Pokuśtykała do izby. Było tak, jak sądziła, łóżka nie zostały pościelone.
Ogarnęła spojrzeniem łóżko matki. Jeszcze nie zdążyła się

przyzwyczaić, że matki tam nie ma. Elise tęskniła za nią bardziej, niżby
kiedykolwiek przypuszczała. Odpowiedzialność za rodzinę i wszystkie
trudności, jakie na nią spadły, były zbyt trudne do udźwignięcia. Pragnęła
teraz, żeby mama znowu leżała w łóżku, tak jak Elise przywykła, by
mogła usiąść na brzegu, potrzymać matkę za wychudłą rękę i opowiedzieć
jej, co się stało.

Matka by mnie zrozumiała, powtarzała sobie w duchu. Ona by nie miała

wątpliwości, że mówię prawdę. Potrafiłaby nawet wczuć się w sytuację
córki i przekonać ją, że nie było innego wyjścia. Gdyby nie przyjęła
pomocy Emanuela, mogłaby zamarznąć na śmierć, tak matka by ją
uspokajała.

Zaczęła ścielić łóżka, ale w głowie wciąż krążyły te same myśli. Po tym,

co się stało, nie będzie mogła pójść do Świątyni. Nie potrafiłaby stanąć z
nim twarzą w twarz, spojrzeć mu w oczy. I chociaż próbowała zapomnieć
o wydarzeniach ostatniej nocy, to i tak przypomni sobie wszystko, kiedy
go spotka. A to będzie nieprzyjemne, zarówno dla niego, jak i dla niej. Nie,
to po prostu niemożliwe.

Sposób, w jaki zostali odkryci, zniszczył ich przyjaźń. Nie będą w stanie

zachowywać się teraz wobec siebie naturalnie. Coś między nimi stanęło,
coś, co zbrukało ich wzajemne stosunki.

Zatrzymała się i patrzyła w okno. Dlaczego tak myślisz? - spytała sama

siebie zdumiona. Nic się przecież nie stało. Nie zrobiliśmy nic złego.
Znowu wróciły do niej tamte słowa: „To dlatego, że jestem zazdro..."

Elise była przestraszona i chciała wstać, ale on ją zatrzymał. „Chyba

rozumiesz, że żartowałem".

„Czuję, jak bije ci serce".
„Myślisz, że bije szybciej niż zwykle?"
„Nie wiem, jak ono bije zazwyczaj".

background image

„Na pewno nie tak szybko".
Rumieniec oblał jej policzki, z całej siły tłukła poduszki, jakby chciała

odegnać od siebie takie myśli. Znaleźli się oboje w sytuacji skrajnej, a
wtedy ludzie zachowują się inaczej niż zwykle. Do niczego między nimi
nie doszło. Naprawdę do niczego. To tylko taka słowna zabawa dla zabicia
czasu. Słowa, które nie miały żadnego znaczenia, a dzisiaj on z pewnością
jest tak samo zawstydzony jak ona.

Skończyła ze sprzątaniem i przeszła do kuchni. Rozpaliła pod płytą,

żeby w pomieszczeniach zrobiło się choć trochę cieplej, nalała wody do
garnka i ugotowała zupę mleczną, aby chłopcy mieli co jeść po powrocie
ze szkoły. W końcu usiadła przy kuchennym stole i sama zjadła trochę
gorącej zupy.

Dobrze jej to zrobiło, poczuła ciepło w całym ciele.
Tymczasem jej myśli powędrowały do Johana. Modliła się w głębi

duszy, żeby przyjaciel Lorta-Andersa nie powtarzał plotek, by nie dotarły
one do Johana. Był przecież zazdrosny dlatego, że Emanuel odprowadził
ją pierwszego dnia, kiedy poszła do Świątyni, nie podobało mu się także,
iż Emanuel śpiewał na pogrzebie jej ojca. Gdyby teraz usłyszał, że ona
znowu była z Emanuelem i że „Banda z Sagene" zamknęła ich w komórce,
z pewnością sprawiłoby mu to przykrość. Nie wierzyła, że Johan
podejrzewałby ją o coś złego, mimo wszystko jednak odczuwałby ból.

Starała się przypomnieć sobie wszystko, co stało się wczorajszego dnia.

Akurat w momencie, kiedy na zboczu zauważyli „Bandę z Sagene", Elise
poślizgnęła się i o mało nie upadła. Emanuel chwycił ją za ramię i nalegał,
żeby się go trzymała, upierał się, że będzie ją podtrzymywał, chociaż ona
prosiła, żeby tego nie robił. Dla niezorientowanych przechodniów mogło
to wyglądać tak, jakby szli pod rękę. i

Elise westchnęła głęboko. Jak niewiele trzeba, żeby wzbudzić

podejrzenia. Człowiek może być całkiem niewinny, a tak łatwo źle go
zrozumieć.

Ciężko podniosła się ze stołka. Przerwa obiadowa wkrótce dobiegnie

końca, a Elise musi dać sobie więcej czasu niż zazwyczaj, by dojść do
fabryki z bolącą nogą.

Właśnie minęła pierwsze piętro i zaczęła schodzić na parter, gdy

usłyszała docierający stamtąd głos pani Evertsen. W tej samej chwili
usłyszała własne imię i zatrzymała się gwałtownie.

- To nie może być prawda! Elise? Ona, która jest zaręczona z Johanem i

w ogóle?

Teraz dał się słyszeć głos drugiej kobiety: - Sama słyszałam, jak

background image

opowiadał. Biedak, był po prostu przerażony. Mówił, że zawsze spoglądał
na nią życzliwym okiem, ale że po tym nie może już o niej dobrze myśleć.

- Och, to najgorsze, co słyszałam. I żeby to Elise, ona, taka dobra

dziewczyna.

Elise zakaszlała i głośno stawiała kroki na kolejnych stopniach. Głosy

na dole umilkły.

Kiedy zeszła, kobiety nadal tam stały. Pani Evertsen i pani Albertsen z

sąsiedniego domu. Milczały, twarze zwróciły w stronę Elise z wyrazem
pożądliwej ciekawości.

- Dzień dobry, pani Evertsen. Dzień dobry, pani Albertsen. - Elise

uśmiechała się uprzejmie i starała się stłumić gniew w duszy. - Czy panie
słyszały, na co zostałam narażona dzisiejszej nocy?

Jej słowa musiały paść najzupełniej nieoczekiwanie dla pani Evertsen,

spodziewała się raczej, że Elise przemknie obok zawstydzona.

- Zostałaś narażona, powiadasz?
Elise skinęła głową: - No właśnie, obiecałam mamie, że wczoraj

wieczorem przekażę wiadomość jednemu z oficerów Armii Zbawienia.
Kiedy stamtąd wracaliśmy, nagle pojawiła się „Banda z Sagene". Pobili
nas, a potem zamknęli w fabrycznej komórce. O mało nie zamarzliśmy. Ja
naprawdę byłam pewna, że żywa stamtąd nie wyjdę.

Pani Evertsen przewracała oczami.
- „Banda z Sagene"? Jezu Chryste!
- Niech panie uważają, wychodząc na ulicę. Oni nadal pewnie tu są.
Potem skinęła głową na pożegnanie, wyszła za drzwi i najszybciej, jak

mogła, pobiegła do fabryki. Z pewnością nie zdołałam przekonać tych
kobiet, myślała. Ale przynajmniej wzbudziłam w nich niepewność. Z
drugiej jednak strony było oczywiste, że pani Albertsen usłyszała tę
historię od samego nocnego stróża, musiał jej też powiedzieć, jak Elise
tłumaczyła fakt, że leżała na Emanuelu.

Boże drogi, jęknęła przejęta. Całe osiedle będzie teraz gadać tylko o nas.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Kiedy wróciła do fabryki, zrozumiała natychmiast, co było głównym

tematem rozmów podczas przerwy obiadowej. Robotnice zamilkły na jej
widok. Hildy nigdzie nie widziała.

Valborg jak zwykle nie potrafiła się powstrzymać: - Biegałaś do domu,

Elise? Myślałam, że twoja mama wyjechała do sanatorium.

- Musiałam iść, żeby posprzątać po chłopcach. Oni dzisiaj zaspali,

ponieważ byli w domu sami. - Równie dobrze mogę wziąć byka za rogi,
pomyślała i mówiła dalej: - Z pewnością słyszałaś, co się stało dziś w
nocy?

Valborg zachichotała.
- Wszyscy o tym wiemy. To chyba nie było takie straszne, jak sądzę?

Czy ten członek Armii jest na tyle miękki, że wygodnie na nim leżeć? -
Dziewczyny wokół zaczęły chichotać, co podniecało Valborg, mówiła
więc dalej: - Nocny stróż znalazł was w kącie komórki, jak słyszałam.
Hilda twierdzi, że to była najzupełniej niewinna sprawa, ale jak do tego
doszło?

Elise wiedziała, że nie należy odpowiadać, powinna raczej uznać, że nie

słyszała pytania tamtej, nie była jednak w stanie milczeć.

- Miałam do wyboru albo zamarznąć na śmierć, albo leżeć tuż przy nim.

Co ty byś zrobiła w tej sytuacji?

Valborg wybuchnęła śmiechem.
- Ja? Ja starałabym się jak najlepiej wykorzystać tę noc, oczywiście.

Słyszałam, że on jest bardzo urodziwy.

Elise nie odpowiedziała. Na szczęście wszedł nadzorca i wszystkie

skupiły się na pracy.

Tymczasem w drzwiach pojawiła się Hilda z gorączkowymi wypiekami

na policzkach.

background image

Czy oni to robią również za dnia? - zastanawiała się Elise przestraszona.
Do domu wracała wolno, na samym końcu. Nie była w stanie znosić

wszystkich docinków ani chichotów.

Hilda musiała zrozumieć, o co chodzi, bo na nią zaczekała. Nie

odzywały się do siebie, dopóki nie weszły na most. Wszystkie pozostałe
dziewczyny poszły już do domów.

Elise zdawała sobie sprawę, że to nie jest odpowiednia pora na robienie

siostrze wymówek.

- Chyba niewiele osób wierzy w moją wersję - rzekła zamiast tego.
- Ależ tak, Elise. One ci wierzą, chcą się tylko trochę zabawić twoim

kosztem.

- Nie wyglądało na to, żeby majster mi uwierzył.
- Na początku może nie, ale udało mi się go przekonać.
- Całe Sagene będzie teraz plotkować o Emanuelu i o mnie.
- Czy teraz jest tylko Emanuel? - Hilda zwróciła się do niej w półmroku.
- A czy to takie dziwne? Pominąwszy wszystko inne, spotkałam go

przecież wiele razy. On nie bardzo się różni od innych chłopców, których
znamy.

- Opowiedz mi, co się właściwie stało. Czy byłaś u niego w domu?
Elise opowiedziała jej wszystko od chwili, kiedy wyszła z domu, o córce

gospodarza, która najwyraźniej jest zakochana w Emanuelu, o tym, że się
poślizgnęła i on musiał przytrzymać ją za ramię, i o tym, że nagle pojawili
się członkowie bandy.

- Jaki to pech, że musieli przyjść akurat wtedy. Elise skinęła głową.
- Tak, myślę, że po prostu miałam pecha. Hilda wahała się przez chwilę.
- Czy to prawda, że na nim leżałaś?
Elise poczuła, że się rumieni, chociaż Hilda nie mogła widzieć jej

twarzy. Westchnęła zdenerwowana.

- Rozumiem, że to musi brzmieć bardzo dziwnie, ale wtedy w nocy takie

dziwne nie było. To prawda, po prostu bałam się, że zamarznę na śmierć.

- A czy on nie... to znaczy... w jaki sposób... on, który jest członkiem

Armii Zbawienia i w ogóle, to mam na myśli...

Elise poczuła się nieswojo. O co tej Hildzie chodzi? Zastanawia się, czy

Emanuel się podniecił, mając ją tak blisko siebie? Tak jak zauważyła, że
Johan się podniecał w lecie na błoniach?

- Otóż wszystko dokonało się bardzo przyzwoicie. On by nigdy nie

wykorzystał sytuacji, tego jestem pewna. Był bardzo miły i okazywał mi
szacunek.

- Gdyby Johan się o tym dowiedział, z pewnością byłby wściekły.

background image

- Tak, wiem. I właśnie to mnie przeraża. Ta banda, jak słyszałam, ma

kontakty również w więzieniu.

- Musisz być przygotowana na to, że ludzie zaczną gadać.
- Najwyraźniej już zaczęli. Pani Albertsen stała na schodach i

plotkowała z panią Evertsen, kiedy wróciłam do domu w przerwie
obiadowej. Słyszałam, że mówią o mnie.

- To Otto musiał im o wszystkim powiedzieć. Uważam, że z jego strony

to świństwo.

- No właśnie, zwłaszcza że tłumaczyłam mu, co się stało.
- On się w tobie podkochuje, wiedziałaś o tym? Elise machnęła ręką.
- Otto zaczepia wszystkie dziewczyny.
- Ale na ciebie się gapi. Nie rozumiesz, że jest zazdrosny? Dlatego

będzie teraz rozpowiadał o nocnych wydarzeniach na prawo i lewo, będzie
rozmawiał z każdym, kto zechce go słuchać.

Elise milczała. Możliwe, że Hilda ma rację.
- I pomyśleć, że to majster zapłacił za sanatorium matki - powiedziała,

zmieniając temat. - Nie byłaś zaskoczona?

- Owszem, byłam. Nigdy bym nie pomyślała, że wyda na nas tak dużo

pieniędzy.

- W końcu nie ma na kogo ich wydawać. Hilda zwróciła ku niej twarz.
- Myślisz, Elise że on naprawdę jest we mnie zakochany?
- Na to wygląda. Ale co z tobą?
- Ja też go kocham. Wiem, że trudno ci to zrozumieć, bo ty masz

przystojnego chłopaka, Johana. Ale majster jest dobry i miły, czuję się
przy nim bezpieczna. Kiedy jestem z nim, niczego nie muszę się bać.

Elise skinęła głową w mroku. Dobrze rozumiała siostrę, zarazem jednak

jej nie rozumiała. Większość dziewczyn w ich wieku marzy p zakochaniu,
o romansie i silnych uczuciach.

- Chciałabym tylko, żeby on się z tobą ożenił - rzekła wymijająco.
- Może i tak zrobi. Kiedy minie trochę czasu.
- A co zamierzasz powiedzieć Valborg i innym dziewczynom, kiedy się

domyśla, że oczekujesz dziecka?

- Już im o tym powiedziałam. Elise gwałtownie przystanęła.
- Powiedziałaś im o tym? - przestraszona wpatrywała się w siostrę,

chociaż nie mogła widzieć jej twarzy. - Co im powiedziałaś?

- No, że będę miała dziecko, ale nie mogę mówić, kim jest ojciec,

dopóki nie będę miała pewności, że wszystko pójdzie dobrze.

- One będą cię zadręczać, żeby się dowiedzieć. Poza tym same domyśla

się wszystkiego, kiedy zauważą, że wciąż znikasz w przerwie obiadowej,

background image

ale z fabryki nie wychodzisz.

- Tak było tylko dzisiaj.
- Ale przecież mogą cię zauważyć, kiedy wieczorem przechodzisz przez

most.

- Dotychczas nikogo jeszcze nie spotkałam. Elise westchnęła przejęta.
- Czy nie dość już mamy kłopotów, Hildo? Czy nie możesz być trochę

bardziej ostrożna, żebyśmy uniknęli więcej plotek i wstydu, niż i tak już na
nas spadło?

- Dzisiaj to akurat przez ciebie. - W głosie Hildy słyszała upór. - Poza

tym oni wiedzą, że Johan został aresztowany, że jest podejrzany o
kradzież. Szeptali o tym od wielu dni, tylko ty niczego nie widziałaś. Więc
nie zwalaj teraz na mnie winy za to, że ludzie gadają.

Dotarły do Andersengarden w milczeniu i jedna za drugą zaczęły

wchodzić po schodach.

Peder i Kristian odwrócili się gwałtownie, kiedy weszły do kuchni.
- Gdzieście były? - Peder, nic nie rozumiejąc, patrzył to na Hildę, to na

Elise.

- Elise została dzisiaj w nocy zamknięta w komórce, a ja wyszłam

bardzo wcześnie, żeby jej szukać - odparła Hilda krótko.

- Zamknięta w komórce? - obaj chłopcy gapili się na Elise z jawnym

przerażeniem w oczach. - Kto ją zamknął? I dlaczego to zrobili?

- To była „Banda z Sagene" - odparła Elise zmęczona. Zaczynała mieć

dosyć tego całego wyjaśniania. Bardzo krótko powiedziała im, co się stało.

- Poczekaj, niech no ja ich złapię! - Peder ze złością zaciskał chłopięce

pięści.

Kristian zachichotał.
- No to Peder spuści lanie całej bandzie. Tylko patrzcie, jakie on ma

mięśnie!

- Ciii, Kristian - wtrąciła się Elise. - Nie ma nic dziwnego w tym, że

Peder się zdenerwował.

- Czy to twój żołnierz zapłacił za naszą mamę, Elise? - Peder patrzył na

nią z zaciekawieniem.

- Nie. - Odwróciła się do rodzeństwa plecami i zaczęła dokładać drewna

do pieca. - I nie nazywaj go „moim żołnierzem". Bo po pierwsze on nie
jest żołnierzem, a poza tym nie jest mój. Wystarczy już tych plotek, które
są.

Rozległo się pukanie do drzwi i pani Thoresen wsunęła głowę do

środka.

- Musiałam tylko zobaczyć, jak sobie radzicie. Ludzie gadają o

background image

napadzie, Elise. - Posłała dziewczynie taksujące spojrzenie.

- Teraz wszystko jest znowu dobrze, pani Thoresen. Miałam straszną

noc, ale cieszę się, że skończyło się na strachu, paru zadrapaniach i
odmrożonych palcach u nóg.

- Czy ty rozumiesz, skąd coś takiego mogło im przyjść do głowy?

Przecież jesteś zaręczona z Johanem i w ogóle. Czy oni nie widzieli, kim
jesteś?

- Pewnie, że widzieli, i dlatego na nas napadli. Oni uważają, że to przeze

mnie Johan i Lort-Anders zostali aresztowani.

- Przez ciebie? - pani Thoresen gapiła się na nią z otwartymi ustami.
- Tak, ponieważ to ja znalazłam broszkę. - Elise spoglądała to na Hildę,

to na Pedera, w końcu na Kristiana. Przecież jeszcze im nie opowiedziała o
tej broszce, czas więc najwyższy, żeby to zrobić. W skrócie wyjaśniła, co
się stało i co doprowadziło do aresztowania Johana. Potem zwróciła się
znowu do pani Thoresen: - Jeszcze się pani dowie różnych rzeczy, ale nie
powinna pani wierzyć we wszystko, co mówią. To, co powiedziałam pani
dzisiaj przed południem, to jest cała i pełna prawda.

Pani Thoresen nerwowo załamywała ręce.
- Teraz dzieje się tyle strasznych rzeczy - zawodziła cicho. - Naprawdę

więcej niż biedny człowiek może pojąć.

Odwróciła się w stronę drzwi.
- No to idę do Anny. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy nie ma nowych

wiadomości.

Gdy tylko sąsiadka wyszła za drzwi, Hilda posłała Elise wściekłe

spojrzenie.

- Ona z pewnością coś słyszała, a teraz przyszła się dowiedzieć, czy to

prawda.

Elise w zamyśleniu kiwała głową.
- Spotkałam ją na schodach dzisiaj przed południem i opowiedziałam

jej, co się stało. Niełatwo jest być panią Thoresen - dodała z
westchnieniem.

- Sama z Anną i całą odpowiedzialnością za dom. Poza tym ona

naprawdę martwi się o Johana. - Elise zwróciła się do chłopców: - Mam
wam do powiedzenia coś radosnego. Mama może nadal leżeć w
sanatorium. Nie mogę jeszcze ujawnić, kto za nią płaci, chciałabym tylko
wspomnieć, że możemy się cieszyć i być wdzięczni. Jest nadzieja, że
mama wyzdrowieje.

Peder uśmiechnął się. - Ja o tym wiem, ja wiem. I Elise, i Hilda patrzyły

na niego przestraszone.

background image

- Wiesz?
Chłopiec z dumą skinął głową.
- To jest Bóg.
Elise uśmiechnęła się z ulgą. Przez moment obawiała się, że po osiedlu

krążą jeszcze jakieś inne plotki.

- To prawda, Peder - potwierdziła teraz cicho. - Pan Bóg nas wysłuchał.
- Nie ma żadnego Boga. - W głosie Kristiana brzmiał upór. Elise

odwróciła się do niego gwałtownie.

- Oczywiście, że Bóg istnieje.
- Nie dla nas, tylko dla tych po drugiej stronie rzeki, Evert tak mówi.
Elise milczała. Nie miała dzisiaj ochoty powiedzieć nic złego o Evercie.

- Biedny Evert - westchnęła tylko.

Kiedy się najedli, lekcje zostały odrobione i naczynia pozmywane, Elise

zwróciła się do siostry:

- Jestem śmiertelnie zmęczona, myślę, że dziś wieczorem położę się

razem z chłopcami. Czy ty też nie powinnaś iść spać? Bo i ty nie spałaś
ostatniej nocy?

Hilda potrząsnęła głową z tajemniczym wyrazem twarzy.
- Idź i połóż się. Przyjdę, jak będę gotowa.
Elise spała całą noc i obudziła się w środku dziwnego snu. Śniło jej się,

że jest lato, słoneczna pogoda, a ona leży w zacienionej dolince na
błoniach, razem z Johanem. Leżała mu na brzuchu. On miał nagi tors,
piersi porośnięte ciemnymi włosami, Elise śmiała się i przytulała do nich
policzek. Czuła, że ją łaskoczą.

„Czuję, jak bije ci serce" - powiedziała. „Czy bije szybciej niż zwykle?"

- zapytał Johan. „Nie wiem, jak szybko bije twoje serce zazwyczaj". „No,
nie tak szybko".

„Czy chcesz, żebym się położyła obok ciebie?"
„Nie, chcę, żebyś leżała tak, jak leżysz. Później będę to pamiętał jako

najlepszą noc w moim życiu".

Wtedy Elise odkryła, że to nie Johan, lecz Emanuel leży pod nią, i

przestraszona chciała się zerwać, on jednak na to nie pozwolił. Walczyła
rozpaczliwie, żeby się uwolnić, ogarnęła ją panika, szarpała się i biła, ale
to nie pomagało, jakby była z nim związana. I właśnie wtedy się obudziła.

Wstała z łóżka, boso pobiegła po lodowato zimnej podłodze do kuchni.

Co to za idiotyczny sen. Jakby ona kiedykolwiek wyobrażała sobie siebie
na błoniach razem z Emanuelem. Skąd się biorą takie sny? Nalała wody z
wiadra do umywalki, zdjęła zniszczoną nocną koszulę i zaczęła się myć
zdecydowanymi, gniewnymi ruchami. Po chwili do kuchni weszła Hilda,

background image

ziewając.

- Co ci się tak dzisiaj śpieszy? Elise nie patrzyła na siostrę.
- Tylu rzeczy nie zrobiłam wczoraj wieczorem.
- Ale ja je zrobiłam. Nie widziałaś, że uprałam skarpety Pedera i

Kristiana, wyszorowałam podłogę i połatałam twój sweter? - Z dumą i
pełna oczekiwań patrzyła na siostrę.

Elise zerknęła na skarpety, suszące się nad kuchnią, na wyszorowaną do

białości podłogę, a potem na sweter, powieszony na kuchennym haczyku.

- Hilda, jesteś aniołem. Zarzuciła siostrze ręce na szyję.
- Uff, jakaś ty mokra! - Hilda wymknęła się z jej objęć, Elise

wybuchnęła śmiechem.

Drzwi od izby się otworzyły i do kuchni wszedł Peder, wciąż jeszcze na

pół śpiąc.

- Co się dzieje? Dlaczego robicie tyle hałasu?
- My tylko żartujemy. - Elise ochlapała go wodą. - Zarzuciłam Hildzie

mokre ręce na szyję, jak chcesz, to ciebie też mogę uściskać.

Chłopak umknął na bok.
W tym samym momencie z izby wyszedł Kristian, nieco bardziej

rozbudzony niż brat.

- Miej się na baczności, Kristian, Elise kompletnie zwariowała.
- Co się dzisiaj z wami dzieje? - Kristian spoglądał na nią spod oka.
- Elise miała piękny sen. Zbudziła się pełna energii - tłumaczyła Hilda

ze śmiechem.

Elise odwróciła się od nich gwałtownie. Wspaniały sen, prychnęła w

duchu. Mój sen był okropny.

Jak rzadko kiedy zjedli śniadanie wszyscy czworo. Mieli teraz więcej

czasu rano, skoro nie musieli przed wyjściem pomagać matce. Kristian był
bardziej przytomny i w dodatku dużo bardziej rozmowny niż zwykle.
Opowiadał o epizodzie, jaki poprzedniego dnia miał miejsce na lekcji
norweskiego.

- Okularnica cisnęła do pieca książeczkę Myszowatego o Indianach i

spaliła ją. Chociaż Myszowaty nie zrobił nic złego. On nawet nie starał się
czytać pod ławką.

Elise zerknęła na brata.
- Przecież wiecie, że nie wolno po kryjomu czytać takich książek w

czasie lekcji.

- Ale właśnie mówię, że on tego nie robił. Książka tam tylko leżała.
- Z pewnością czytał ją przedtem. Peder przytakiwał z ożywieniem.
- Tak, do diabła. Orle Oko wystrzelił pięćdziesiąt kul do Indian i wybił

background image

wszystkich.

Elise spoglądała na niego zdumiona.
- A ty skąd o tym wiesz?
- Evert mi powiedział.
- Teraz i Orle Oko, i tomahawki, i wszyscy Indianie się spalili. Ta

przeklęta Okularnica.

- Cicho bądź, Kristian! Nie wolno przeklinać.
- To dlaczego nie krzyczysz na Pedera? On przecież powiedział „do

diabła".

- Chciałam zwrócić mu uwagę, ale tak się zdziwiłam, bo pomyślałam, że

Peder sam to czytał.

Kristian roześmiał się szyderczo.
- Peder miałby przeczytać książkę? On nie potrafiłby nawet

wysylabizować słowa „tomahawk".

- Cicho! - Hilda uderzyła ręką w stół. - Czy zawsze musicie się kłócić,

jak tylko usiądziecie do stołu?

Elise próbowała łagodzić temperamenty.
- Cieszę się, bo mogę wam powiedzieć, że mama będzie leżeć w

sanatorium z czystym sumieniem. - Elise wstała z miejsca. - Bądźcie
grzeczni i wracajcie ze szkoły prosto do domu, chłopcy. I pamiętajcie,
żeby nanosić drewna i wody.

- Och, ale ty marudzisz. - Peder uśmiechał się łobuzersko. Elise

potargała jego niesforne włosy.

Hilda również wstała, szczelnie otuliła głowę i ramiona wełnianą

chustką i obie z siostrą wyszły z kuchni, a potem zbiegły po schodach, by
razem pójść do fabryki.

- Myślę, że dzisiaj też przyjdę do domu w przerwie obiadowej, Hildo.

Chciałabym porozmawiać z Anną, zanim zbyt wiele plotek do niej dotrze.
Jeśli nawet pani Thoresen mi nie wierzy, to wiem, że Anna będzie po
mojej stronie.

Hilda skinęła głową.
- Aż dziwne, jak one się od siebie różnią, chociaż to matka i córka.
Na szczęście uniknęły po drodze spotkania z Valborg. Padał śnieg i

mokry, lodowaty północny wiatr szarpał ich ubrania. Elise drżała i coraz
szczelniej otulała się chustką. W tym gęstym śniegu od czasu do czasu
migały jej jakieś inne ciemne postaci, kiedy mijały latarnie, poza tym było
cicho i ciemno, tylko wodospad dudnił poniżej mostu, nawet on jednak był
o tej porze spokojniejszy.

Na rzece tworzył się lód, zbierał się w grubą krę przy brzegach. A tam,

background image

gdzie najgłębiej, ścinał rzekę grubą warstwą.

- Mam nadzieję, że dzisiaj one będą gadać o czym innym. - Głęboko

wciągnęła powietrze.

- A nawet jeśli nie, to przecież jakoś to zniesiesz. Daj im się wygadać,

sama nic nie mów, nie odpowiadaj. Szybko się znudzą i znajdą sobie inny
obiekt do obgadywania.

- Mam nadzieję. Ja sobie zawsze dam radę, nawet jeśli będę narażona na

ludzkie gadanie, martwię się tylko o chłopców. Peder jest taki wrażliwy, a
Kristian... - wzruszyła ramionami. - No przecież sama wiesz.

Hilda skinęła głową. Zbliżyły się do bramy fabryki, za nimi szło wiele

innych robotnic.

- Wieczorem do domu też wrócimy razem, Elise.
Przez chwilę Elise rozważała, czy mimo wszystko nie zostać w fabryce

na przerwę obiadową. Świeży śnieg pokrył lód na drodze, nie miała ochoty
jeszcze raz się przewrócić. Poza tym na dworze panował przejmujący ziąb.

Lepiej jednak było pójść do Anny teraz, przed południem, niż

wieczorem, kiedy będzie bardzo zmęczona. Elise otuliła się więc chustką i
ruszyła w drogę.

Wokół siebie nie widziała nikogo, wszystkie robotnice zostały

widocznie w hali. Może powinnam wstąpić również do Hermansena, to nie
musiałabym chodzić do niego po ciemku. Szczerze mówiąc, trochę się go
bała. Nie sądziła, że mógłby jej coś zrobić, ale mimo wszystko... W jego
oczach było coś... coś niebezpiecznego. Elise skuliła się i przyśpieszyła
kroku.

Pani Evertsen najwyraźniej siedziała w domu przy tej kiepskiej

pogodzie. Elise ucieszyła się, że nie będzie musiała z nią rozmawiać.

Nie widziała też nigdzie pani Thoresen, pewnie i ona została w fabryce.

W takim razie łatwiej jej będzie porozmawiać otwarcie z Anną. Wbiegła
po schodach tak szybko, jak jej pozwalała boląca noga. W ostatnich dniach
było już zresztą o wiele lepiej, wkrótce całkiem wyzdrowieje. Chciała
ugotować ziemniaki i usmażyć rybę dla Pedera i Kristiana, minęło sporo
czasu, odkąd jedli porządny obiad. Jeśli włoży jedzenie do kosza z sianem,
to będzie ciepłe, kiedy bracia wrócą do domu.

Chciała pośpiesznie otworzyć drzwi. W pewnym momencie zatrzymała

się gwałtownie. Przed nią stanął Emanuel. Najwyraźniej czekał na nią na
półpiętrze.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Emanuel uśmiechał się.
- Mam nadzieję, że to nie jest zbyt zuchwałe z mojej strony, że tutaj na

ciebie czekam? Miałem jednak nadzieję, że wrócisz do domu w przerwie
obiadowej.

Elise milczała, nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Pragnęła, żeby

sobie poszedł.

- Rozmawiałem z kimś o tym Evercie. Jego przybrany ojciec nie może

tak po prostu zabrać go ze szkoły. Zgodnie z „Prawem szkolnym dla miast
i wsi z 1889 roku" wszystkie dzieci, które skończyły siedem lat, powinny
chodzić do szkoły powszechnej.

Elise skinęła głową. Jaki on urodziwy, kiedy tak przed nią stoi. Tak po

chłopięcemu przejęty i tak zdumiewająco wolny od wszelkiego
skrępowania, mimo że spędzili razem całą noc. I to otuleni jednym

background image

płaszczem, pomyślała Elise, nie mając odwagi dłużej na niego patrzeć.
Otworzyła drzwi, zaprosiła go do kuchni i natychmiast zaczęła zwijać
starą gazetę, ułożyła ją na palenisku, a na niej przygotowane drzazgi i
kawałki drewna.

Emanuel musiał zauważyć, że Elise nie jest bardzo zadowolona z jego

wizyty.

- Czy zrobiłem coś złego? Mogłem chyba czekać na ulicy, ale... - uniósł

w górę ręce, jakby chciał ją przeprosić.

- To naprawdę nie ma znaczenia. - Elise starała się nie odwracać głowy,

miała wrażenie, że dla niego to ponowne spotkanie z nią też jest trudne.

- Miałaś jakieś nieprzyjemności z powodu tego, co się stało? Skinęła

głową, nie odwracając się.

- Nocny stróż źle sobie tłumaczy całą sytuację, majster też był

podejrzliwy. Dziewczyny gapią się na mnie z ciekawością. Największe
plotkary chciałyby się dowiedzieć szczegółów.

- Przykro mi to słyszeć. - Naprawdę w jego głosie odczuwała żal.
- A ty? Jak tobie poszło?
- Karolinę była zła i nie rozmawiała ze mną.
Elise potarła zapałkę o pudełko i podłożyła płomień pod gazetę.

Nareszcie odwróciła się do gościa.

- Nie powiedziałeś jej, co się stało?
Emanuel uśmiechnął się, nagle wydał jej się skrępowany.
- Owszem, ale chyba nie powinienem był tego robić. Elise popatrzyła na

niego pytająco.

- Zapytała, jak zniosłaś tę noc, bo byłaś przecież tak lekko ubrana, a ja

odpowiedziałem prawdę, że musiałem cię otulić swoim płaszczem. Ona to
źle zrozumiała, myślała, że oddałem ci płaszcz, i przeraziła się, że sam
zmarzłem i zachoruję na zapalenie płuc. Uważałem, że mam obowiązek
wyjaśnić jej wszystko do końca, ale ona zdenerwowała się i oskarżyła
mnie o nieprzyzwoite zachowanie. Poskarżyła się matce, która chciała
mnie wyrzucić, ale przyszedł ojciec Karolinę i poprosił o wyjaśnienia.
Powiedziałem mu więc, co się stało, a on nakrzyczał na córkę.

Teraz Emanuel mówił bardzo poważnie.
- Przykro mi, że miałaś nieprzyjemności, Elise. Jeśli chcesz, to mogę

porozmawiać z majstrem.

Potrząsnęła przecząco głową.
- To nie jest konieczne, on mi w końcu uwierzył.
Przez chwilę milczeli. Emanuel kręcił się niespokojnie, najwyraźniej źle

się tutaj czuł.

background image

- Widzę, że coś się stało. Czy ty jesteś na mnie zła dlatego, że trzymałem

cię pod rękę, kiedy spotkaliśmy tamtych łobuzów?

Elise znowu potrząsnęła głową.
- Zrobiłeś tak, żeby mi pomóc, w przeciwnym razie bym upadła.
Emanuel przytaknął.
- Jest mi tylko przykro z powodu tych wszystkich plotek - W jej głosie

słychać było rozgorączkowanie, którego wolałaby nie okazywać. - Ludzie
zawsze będą gadać za plecami swoich bliźnich, a teraz nasza rodzina stała
się najważniejszym tematem przy wszystkich spotkaniach. Johan jest
aresztowany, podejrzewają go o kradzież. Matka jest w sanatorium,
chociaż nie mamy pieniędzy. Hilda spodziewa się dziecka i wszyscy
zastanawiają się, kim też może być ojciec. A w dodatku spędziłam noc w
komórce razem z oficerem Armii Zbawienia. Nic dziwnego, że ludzi pali
ciekawość.

Emanuel stal w milczeniu i patrzył na nią.
- Z tobą jest najwyraźniej o wiele gorzej niż ze mną - wykrztusił na

koniec.

- A czy zazwyczaj tak właśnie nie bywa? Przecież zawsze takie sprawy

gorzej się kończą dla dziewczyny. - Spoglądała na niego wyzywająco.

Emanuel spuścił wzrok.
- Chyba masz rację.
Elise wyjęła ziemniaki i zaczęła je obierać.
- Mógłbym ci w czymś pomóc?
- Nie, dziękuję.
- A czy dowiedziałaś się już, kto płaci za sanatorium twojej matki?
- Dowiedziałam się.
Przez chwilę znowu stał w milczeniu, potem wolno ruszył ku drzwiom.
- Chyba najlepiej będzie, jak sobie pójdę.
- Tak, tak myślę.
- Przyjdziesz do Świątyni w przyszły poniedziałek?
- Nie, nie sądzę.
- Elise? - mówił cicho, pytająco.
- Słucham, o co chodzi? - Elise unikała jego wzroku.
- Ostatnie, czego bym sobie życzył, to sprowadzić na ciebie więcej

kłopotów, niż i tak już masz.

- Wiem o tym.
Usłyszała, że Emanuel ciężko westchnął.
- W takim razie do widzenia. Gdybyś potrzebowała pomocy, to wiesz,

gdzie mnie szukać.

background image

Elise skinęła głową.
Kiedy usłyszała, że drzwi się za nim zamknęły, podeszła do kuchennego

okna i wyglądała na dwór, ale nic nie widziała.

- Dlaczego wszystko musi być takie trudne? - pytała sama siebie pod

nosem.

Kiedy ziemniaki były miękkie, a ryba usmażona, minęła już większa

część przerwy obiadowej. Elise pośpiesznie zapakowała gorące jedzenie
do koszyka wypełnionego sianem, napisała kartkę do braci i opuściła
kuchnię, w której jeszcze ogień w piecu nie wygasł. Chyba nie wyziębi się
za bardzo, zanim chłopcy wrócą ze szkoły, myślała.

Pani Thoresen nie było w domu i twarz Anny rozjaśniła się na widok

przyjaciółki.

- Elise! Miałam naprawdę nadzieję, że znajdziesz chwilkę czasu, żeby

do mnie wstąpić. Była tutaj pani Evertsen i mówiła, że masz gościa.

Rany boskie, pomyślała Elise ze złością. Głośno jednak powiedziała:
- Chłopcy już tak dawno nie jedli porządnego obiadu, więc ugotowałam

ziemniaki i usmażyłam dla nich rybę.

Anna uśmiechnęła się, w jej szczerym spojrzeniu nie było ani cienia

podejrzenia czy krytyki.

- No to teraz siadaj i powiedz mi o wszystkim.
Elise usiadła na krawędzi łóżka i opowiadała, co się stało, i o wizycie w

sanatorium, i o jej odwiedzinach u Emanuela Ringstada, a także o tym, co
ich spotkało w drodze do domu.

Anna leżała spokojnie, wytrzeszczając oczy, i słuchała z uwagą.
- Jakaś ty biedna, Elise - westchnęła, gdy Elise umilkła. - Czy nigdy nie

będzie końca nieszczęściom, które na ciebie spadają? Najpierw twoja
mama dostała suchot, potem umarł ci ojciec, a teraz Johan siedzi w
więzieniu. - Oczy jej zwilgotniały. - Czy ty myślisz, Elise, że oni go
wypuszczą?

- Nie mam pojęcia. Jedyne, co wiem, to że Johan jest przyzwoitym

człowiekiem. Jeśli zrobił coś złego, to musiał mieć do tego powody.

- Co chcesz przez to powiedzieć?
Nagle Elise zdała sobie sprawę z tego, co chciała rzec. Nie powinna

pozwolić, aby Annę męczyło poczucie winy. Przecież Johan być może
dopuścił się kradzieży, by zdobyć pieniądze na jej lekarstwa.

- Cóż, znasz Johana. On, jak to powiedział wasz wuj, nie byłby w stanie

zabić nawet muchy. Jeśli zrobił coś niezgodnego z prawem, to musiał być
przekonany, że prawo jest niesprawiedliwe. - Uniosła w górę ramiona,
sama słyszała, jak głupio brzmią jej słowa.

background image

- Wierzę, że wróci do domu. - Anna patrzyła na nią ufnym wzrokiem. -

Kiedy tamci zobaczą, jakim dobrym człowiekiem jest Johan, jestem
pewna, że go uwolnią. Nie możesz mu tylko powiedzieć, że spędziłaś noc
z kimś z Armii Zbawienia - dodała, śmiejąc się wesoło. - Johan jest
zazdrosny.

Elise uśmiechnęła się.
- Wiem o tym.
- Czy to ten oficer był u ciebie przed chwilą?
Z wielką irytacją Elise poczuła, że się czerwieni.
- Tak, przyszedł, żeby mi przekazać pewną wiadomość. Mówiłam mu,

że Hermansen nie pozwala Evertowi chodzić do szkoły, a Emanuel
twierdzi, że nie wolno mu tego robić. W prawie szkolnym napisano, że
wszystkie dzieci od siódmego roku życia mają chodzić do szkoły
powszechnej.

- Bądź ostrożna, Elise. - Nic nie wskazywało na to, że Anna jej słucha". -

Plotka to groźny przeciwnik. Ona żyje własnym życiem. Pani Evertsen
wspomniała o czymś, co mnie bardzo się nie spodobało. Wzięłam cię w
obronę, wygląda jednak na to, że ona nie chce mnie słuchać.

Elise skinęła głową.
- Tak, wiem. Kiedy wczoraj przed południem schodziłam po schodach,

stała i plotkowała z panią Albertsen. Usłyszałam swoje imię i
przystanęłam. Mnie też nie podobało się to, co usłyszałam.

- A wyjaśniłaś jej, co się właściwie stało?
- Owszem, ale wiesz, jak to jest. Jeżeli one z góry zdecydowały się

wierzyć w coś, co pachnie skandalem, to będą w to wierzyć.

- Powinnaś, moim zdaniem, mieć z nimi jak najmniej do czynienia.
Elise skinęła głową.
- Zachowałam się wobec Emanuela nieuprzejmie, dałam mu do

zrozumienia, że nie chcę z nim rozmawiać. Widziałam, że go to dotknęło,
przecież nie zrobił nic innego, tylko nam pomagał. Hilda i Peder dostali
zimowe buty od Armii Zbawienia, które dla nas zdobył, Peder dostał
ubranie, a samarytanka przynosiła jedzenie naszej mamie.

- Czy to oni znaleźli miejsce dla mamy w sanatorium?
- Nie. To zrobił ktoś inny. Człowiek, który interesuje się Hildą, musisz

mi jednak obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.

Anna z powagą skinęła głową.
- Obiecuję. - Patrzyła na Elise z zaciekawieniem. - Ten człowiek musi

mieć dużo pieniędzy, jeśli stać go na opłacanie sanatorium.

Elise skinęła głową, ale już się nie odezwała. Podniosła się z miejsca.

background image

- Teraz muszę iść, przerwa obiadowa zaraz się skończy.
- Miło było cię zobaczyć. Nie przejmuj się plotkarami, Elise. Udawaj, że

nic cię to nie obchodzi, bądź sobą. One wkrótce znajdą sobie kogoś innego
do obgadywania.

Elise kiwnęła jej głową z uśmiechem.
- Ja się wcale tym nie przejmuję.
Kiedy jednak wyszła znowu w śnieżną zadymkę, wiedziała, że to

nieprawda. Bardzo ją bolały te wszystkie podejrzenia, te ukradkowe
spojrzenia, nie mogła znieść, że ludzie szepczą za jej plecami, i bała się
tego, co plotki mogą spowodować, zwłaszcza w odniesieniu do Pedera i
Kristiana.

Myśli Elise znowu skierowały się do Emanuela. Na pewno nie było tak,

że nie chciałaby go więcej widywać. On świetnie zrozumiał, co miała na
myśli, odpowiadając mu półsłówkami i niechętnie, ale jest zbyt delikatny i
pełen szacunku, by się tym nie przejmować. Teraz, kiedy samarytanka nie
musi już ich odwiedzać, a ona sama nie chce chodzić do Świątyni, mogą
stracić kontakt.

Nie czuła ulgi. Na myśl o tym robiło jej się smutno. Właściwie przed tą

nocą spędzoną w komórce prawie go nie znała. Był dla niej miły, a ona
miała nadzieję, że okazuje mu wdzięczność, Emanuel musi jednak
rozumieć, że po tym, co się stało, nie powinni się widywać.

A to dlaczego? - odezwał się w jej duszy jakiś inny głos. Nie zrobiliśmy

przecież nic złego. Zresztą ani on, ani ja o niczym takim nie myśleliśmy.
On poświęcił swoje życie powołaniu i sam mówi, że przez to zrezygnował
z tego rodzaju uczuć. Jest więc tylko przyjacielem. Emanuel nie stanowi
żadnego zagrożenia dla ciebie i Johana, jest dobrym człowiekiem, który
pragnie pomagać każdemu, kto tego potrzebuje.

Poczuła, że płacz dławi ją w gardle. Żeby tylko Johan o tym wiedział. -

Co też cię podkusiło, żeby postępować wbrew prawu, Johan - szeptała
oskarżycielsko, przedzierając się przez śnieżycę. - Powinieneś był
wiedzieć, że przestępstwo zostanie odkryte, a ciebie złapią.

Gdyby chociaż mogła z nim porozmawiać, zmusić, by własnymi

słowami wyjaśnił jej, dlaczego to zrobił, co nim kierowało. Gdyby tylko
mogła zarzucić mu ręce na szyję i wypłakać cały żal razem z nim.
Powiedzieć mu, że była na posterunku policji i zeznała, że to ona znalazła
broszkę. Nie ma pewności, czy policjanci mu o tym powiedzieli. Może
oczekuje, że Elise go oczyści. Wkrótce rozpocznie się proces i jeśli Johan
zostanie skazany, to znajdzie się pośród „niewolników w Akershus".
Zakują mu nogi w kajdany, będzie czyścił wychodki... Johan, który jest

background image

taki porządny i czysty. Będzie siedział w maleńkiej celi, nie mogąc
rozmawiać z innymi ludźmi. To może go załamać. Odepchnęła od siebie
złe myśli, bo czuła, że tego nie wytrzyma.

Pomyślała natomiast o Evercie. Jutro podczas przerwy obiadowej

pójdzie do Hermansena, żeby mu powiedzieć o obrazku z gazety i o tym,
co twierdzi Emanuel. Musi mu się postawić, udawać, że wie więcej, niż w
istocie ma to miejsce, przestraszyć go. Nie powinna wyjawić, kto jej
powiedział o szkolnym prawie, tylko dawać do zrozumienia, że otrzymała
tę informację od ludzi wysoko postawionych. I żeby nie wiem jak bała się
Hermansena, to winna jest Evertowi tę przysługę. Zresztą obiecała mu.

Następnego ranka obudziło ją wycie wiatru, słyszała, że śnieg spływa

ciężkimi kroplami z dachu. Pogoda musiała się zmienić. W ogóle zima jest
nienaturalna, nawet w gazetach o tym piszą. Wczoraj była zadymka i
mróz, a dzisiaj odwilż i ciepły wiatr. To ostrzeżenie, że może się wydarzyć
coś złego, pisano w gazecie. Myśli Elise powędrowały teraz do Agnes. Nie
widziała jej od tamtego razu, kiedy w sobotę wieczorem poszli z Johanem
do „Perły", może powinna ją odwiedzić któregoś dnia? Teraz, kiedy mama
jest w sanatorium, a Johan siedzi w więzieniu, Elise nareszcie miała trochę
czasu dla siebie. Stęskniła się za Agnes. Tęskniła nawet za interesującymi
rozmowami z jej ojcem, który był zaangażowany w ruch robotników i znał
się na tylu sprawach.

Zanim jednak zrobi cokolwiek innego, powinna pójść do Hermansena.
Postarała się opuścić fabrykę, gdy tylko ogłoszono przerwę obiadową.

Przed odwiedzinami u Hermansena musiała jeszcze kupić chleb, ser i
kawę, i wstąpić do domu z zakupami. Może powinnam też kupić kości za
dziesięć ore i nagotować na nich duży garnek zupy dla chłopców? To by
ich rozgrzało przy tej przenikliwej, wietrznej pogodzie, przydałoby im się
trochę tłuszczu.

U Magdy na rogu panował tłok. Kobiety z bańkami na mleko lub

wiaderkami, małe dzieci, które miały zrobić zakupy, podczas gdy matka
pracuje w fabryce. Mleko nabierało się litrową miarką i przelewało do
baniek. Magda reklamowała tanią wieprzowinę po dwadzieścia pięć ore.
Elise poczuła, że ślinka cieknie jej do ust, ale nie stać jej było na takie
zakupy. Wysiłkiem woli odwróciła oczy od mięsa, przyglądała się teraz
malowanym na brązowo skrzynkom na mąkę, kaszę i cukier, a potem
przeniosła wzrok na półki ze zniszczonymi, dużymi pojemnikami z ołowiu
na takie towary jak herbata, melisa i przyprawy. Na ladzie leżał gruby,
podłużny zeszyt, w którym Magda zapisywała klientów kupujących na
kredyt. Elise często musiała walczyć z pokusą, by też coś w ten sposób ku-

background image

pić, wiedziała jednak, że to bardzo niebezpieczna droga. W końcu dług
może tak się powiększyć, że nie byłaby w stanie go spłacić.

Kiedy weszła do domu, ze zdziwieniem stwierdziła, że ktoś dopiero co

szedł przed nią po schodach, na wszystkich stopniach leżały małe kałużki
roztopionego śniegu. Przeniknęło ją jakieś dziwne uczucie. Jeśli to
Emanuel, to będzie zmuszona wyjaśnić mu jeszcze dobitniej, że po tym co,
się stało, ona nie chce już mieć z nim do czynienia.

Ale oczywiście to nie jest Emanuel, przekonywała ze złością sama

siebie. Taki głupi przecież nie jest. Dałam mu wyraźnie do zrozumienia, że
nie życzę sobie z nim rozmawiać, i widziałam po urażonym spojrzeniu, że
mnie zrozumiał.

Mimo wszystko odczuwała pewne napięcie. Kiedy zastanawiała się, co

powinna mu powiedzieć, doszła do trzeciego piętra. Nikt tam na nią nie
czekał. Poczucie ulgi i rozczarowania walczyły o lepsze w jej duszy.
Dlaczego miałby przychodzić? Teraz będzie się musiał zająć inną rodziną,
dla nas zrobił już wystarczająco dużo.

W tym momencie odkryła list, wsunięty w drzwi. Pośpiesznie chwyciła

kopertę.

„Elise Loylien" - widniało na kopercie napisane wyraźnym, stanowczym

pismem. Zdumiona potrząsnęła głową. To nie było pismo Johana, zresztą
list nie przyszedł pocztą, nie widziała na nim znaczka. Kto wsunął kopertę
w szparę w drzwiach? Podekscytowana rozerwała papier.

Droga Elise!
Wczoraj zrozumiałem, że najchętniej przestałabyś się ze mną widywać.

Jest mi z tego powodu przykro. Wiem, że jesteś zaręczona, z' nie mam
ochoty się narzucać ani niczego psuć. Z drugiej jednak strony wiem, że nie
zrobiliśmy nic złego. Jeśli masz poczucie winy z powodu tego, co się stało
w nocy z niedzieli na poniedziałek, to sprawia mi to ból. Jedyne, czego
oboje pragnęliśmy, to przeżyć bez szkody tę okropną noc. Możliwe, że
padły między nami jakieś słowa, których nie powinniśmy byli
wypowiadać, ale musisz widzieć te wydarzenia jako sytuację wyjątkową,
nad którą trudno zapanować. Proszę cię o wybaczenie, jeśli powiedziałem
lub zrobiłem coś, co wywołało twoją niechęć. Bardzo sobie cenię
znajomość z osobą taką jak ty i bardzo byłoby mi żal, gdybym miał utracić
taką dobrą i kochaną przyjaciółkę. Jeśli mógłbym ci pomóc w sprawie
wyrzutów sumienia, które, jak sądzę, cię dręczą, to możemy pójść razem
do jednego z kapłanów w Armii Zbawienia, opowiedzieć mu wszystko i
poprosić, by powiedział, co o tym sądzi. Nie pozwól, by złośliwe plotki
innych ludzi zniszczyły tę piękną przyjaźń.

background image

Z pełnym szacunku pozdrowieniem Emanuel Ringstad
Elise przeczytała list dwukrotnie. Zauważyła, że słowa Emanuela bardzo

na nią działają.

Nie powinnam go znowu spotykać, pomyślała. Nigdy by do tego nie

doszło, gdyby Johan nie został aresztowany. A teraz jestem rozczarowana
tym, że zrobił coś, o co nigdy bym go nie podejrzewała. Mimo wszystko to
Johana kocham i to na nim mi zależy.

Złożyła list i wsunęła go do koperty, potem poszła do izby i ukryła

kopertę pod ubraniami w szufladzie komody, która do niej należała. Coś
jej mówiło, że powinna list spalić, nie mogła się jednak na to zdobyć,
jeszcze nie teraz.

Hermansen był bezrobotny od wielu lat, należał do najgorszych pijaków,

których zła sława wykraczała daleko poza granice osiedla Sagene. Nikt nie
mógł pojąć, co go skłoniło do wzięcia małego Everta, przeważnie sądzono,
że zadecydowały korony, które gmina płaci na dziecko. Niektórzy uważali
zresztą, że widzi w Evercie przyszłą siłę roboczą. Kiedy Evert będzie
jakieś trzy lub cztery lata starszy, będzie mógł już pracować niczym
dorosły i przynosić do domu pieniądze na wódkę.

Elise przeniknął dreszcz. To znana sprawa, że Hermansen po pijanemu

jest gwałtowny i nieprzyjemny. Evert wciąż nosił widoczne ślady po
uderzeniach, a ludzie mieszkający w tym samym domu opowiadali ze
złością o hałasach i awanturach, mówiono, że Evert jest wyrzucany z
domu, kiedy do Hermansena przychodzą jego koleżkowie od kielicha. Nie
ma znaczenia, o jakiej porze dnia lub nocy.

Na ulicach było cicho, cisza panowała też na podwórzu domu. Matki i

ojcowie pracowali w fabryce, a dzieci tymczasem pozostawały same w
domach i musiały sobie radzić. Najmłodsze oddawano do żłobka, starsze
chodziły do szkoły, ale te, które do szkoły jeszcze nie poszły, siedziały
same w zimnych mieszkaniach, często nie miały cieplejszego ubrania i nie
mogły wychodzić z domu, pozostawały im małe kuchenki i przepełnione
izby. Większość rodzin dzieliła kuchnię z sąsiadami, wszędzie było
mnóstwo dzieciaków. Wszędzie panowała okropna ciasnota.

Elise głęboko wciągnęła powietrze i zaczęła wchodzić po schodach. Tak

samo jak poprzednim razem uderzył ją w nos odór z wychodka na
korytarzu. Musiała wstrzymać oddech i szybko wbiegła na górę.

Tak samo jak ostatnio, serce biło jej głośno, kiedy stanęła przed

drzwiami Hermansena i zapukała. Pojawiły się złe wspomnienia. Jej
własny ojciec, kiedy wracał pijany do domu, też przewracał meble,
niszczył wszystko, wrzeszczał i przeklinał. To dlatego tkwi we mnie ten

background image

strach, pomyślała. Wszystko przez złe wspomnienia, od których nie
potrafię się uwolnić.

Nareszcie za drzwiami rozległo się człapanie. Chyba się jednak nie

zatacza, pomyślała z ulgą.

Drzwi uchyliły się i poorana, zmęczona twarz Hermansena z wielkim

czerwonym nosem ukazała się w szparze. Wyglądał na zirytowanego.

- Czego tu szukasz?
- Chciałam z tobą porozmawiać o Evercie.
- Aha. Ty też. Czy to jakaś zaraza?
Elise patrzyła na niego, nie rozumiejąc. Nie miała pojęcia, o co mu

chodzi.

- To ja dałam mu obrazek z gazety, on go nie ukradł.
- Teraz jestem zajęty. - Chciał zamknąć drzwi, lecz Elise zdołała wsunąć

stopę między drzwi i próg. - Jest jeszcze jedna sprawa. Chodzi o szkolną
naukę chłopca.

- Aha. Czy ty też się zapisałaś do Armii Zbawienia, Elise? - zachichotał,

pokazując swoje zepsute zęby.

W tym samym momencie Elise zauważyła w izbie ciemną sylwetkę.

Poczuła, że się czerwieni.

- Emanuel?
- Halo, Elise. Rozumiem, że przychodzisz tu w tej samej sprawie co ja.

To bardzo ładnie z twojej strony.

Elise szybko cofnęła stopę i odwróciła się.
- No to zostawiam tę sprawę tobie - zawołała i zawstydzona zaczęła

zbiegać po schodach.

Nie uszła daleko, kiedy na ulicy usłyszała za sobą pośpieszne kroki.
- Elise! Zaczekaj!
Odwróciła się. Emanuel biegł za nią.
- Znalazłaś mój list?
Patrzył na nią z wielkim przejęciem, najwyraźniej sądził, że list

powinien wszystko wyjaśnić, pomyślała Elise.

- Tak, dziękuję. Przeczytałam go. - Dziewczyna zagryzała wargi, nie

wiedziała, co ma mu powiedzieć.

Emanuel roześmiał się podekscytowany.
- Nie musisz mi odpisywać.
Wcale nie miałam takiego zamiaru, pomyślała.
- Co powiedział Hermansen?
- Zdołałem przemówić mu do rozsądku. Evert będzie mógł znowu

chodzić do szkoły.

background image

Mimo woli Elise popatrzyła na niego z podziwem.
- Jak tego dokonałeś?
- Sztuka przekonywania - odparł z zaczepnym uśmiechem. - Teraz

wykorzystam ją w stosunku do ciebie.

- Do mnie?
- Tak. Bo widzę, że masz wyrzuty sumienia, ponieważ byłaś razem ze

mną w tej komórce. Uważasz, że zrobiłaś coś złego, wyraźnie to po tobie
widać. Ale to nieprawda, Elise. Nie mieliśmy wyboru. Powinnaś więc
zapomnieć o tym nieprzyjemnym przeżyciu i myśleć o przyszłości. Teraz,
kiedy twoja mama jest w sanatorium, masz możność pomyśleć również o
sobie. I o innych. Mówiłaś mi, że lubisz śpiewać, a ja zapytałem, czy nie
mogłabyś wstąpić do naszego chóru. Będziesz musiała tylko podpisać żoł-
nierską deklarację i zostaniesz członkiem.

- Czego dotyczy taka żołnierska deklaracja?
- To jest oświadczenie, że zobowiązujesz się żyć jak dobry chrześcijanin

i wykorzystywać czas oraz zdolności we właściwy sposób.

Elise potrząsnęła głową.
- Ja nie jestem taka bogobojna jak ty. Poza tym nie zapominaj, że jestem

zaręczona z Johanem. On nie jest członkiem Armii Zbawienia.

- Tylko oficer ma obowiązek wiązać się z osobą, która też ma stopień

oficerski. Żołnierzy to nie dotyczy.

Elise znowu potrząsnęła głową.
- Z pewnością rozumiesz, że to niemożliwe. Ja mam Pedera i Kristiana,

którymi muszę się zająć, a kiedy Hilda urodzi dziecko, będę musiała
pomóc również jej. Nie mam pojęcia, jak długo mama będzie mogła zostać
w sanatorium. Jeśli zostanie odesłana do domu, zanim wyzdrowieje, nie
będę miała czasu ani na śpiewanie, ani na pomaganie innym.

Emanuel westchnął ciężko.
- Cóż, w takim razie możesz trochę poczekać. - Zwrócił się do niej,

rozczarowanie zniknęło i słońce znowu pojawiło się w jego otwartej i
szczerej twarzy. - Ale my możemy nadal być przyjaciółmi. Dzisiaj
pokazałaś, że pragniesz robić coś dla innych, kiedy odszukałaś
wychowawcę Everta. Więc opieka nad Evertem będzie naszym pierwszym
wspólnym celem. Nie poddamy się, dopóki chłopiec nie wróci do szkolnej
ławy.

Elise musiała się uśmiechnąć, widząc jego zapał.
- Poza tym pomyślałem sobie, że nauczę cię, jak dbać o buty, żeby

podeszwy nie niszczyły się zbyt szybko. Przyniosę drewniane szpilki i
metalowe podkuwki, nauczę cię, jak należy je przybijać. To nie jest trudne.

background image

Mogę cię też nauczyć, jak wymieniać stare podeszwy na nowe.

Chyba będę musiała się poddać, pomyślała Elise. On mnie po prostu

zagadał. Równocześnie przypomniała sobie Valborg, panią Evertsen i inne
plotkary.

- Zapomniałeś o czymś. Jeśli nadal będziesz nas odwiedzał, to plotkary

zadziobią mnie na śmierć.

Spojrzał na nią przestraszony.
- Droga Elise, nie powinnaś pozwolić, żeby zło zwyciężało na świecie.

Jeśli im pokażesz, że masz czyste sumienie i nie przejmujesz się tym, co
gadają, wkrótce się zmęczą i przestaną cię niepokoić.

To brzmiało rozsądnie. Elise przecież nie zrobiła nic złego, Emanuel

przed chwilą to właśnie powiedział, nie miała żadnych powodów, by
odczuwać wyrzuty sumienia. Nie ulega wątpliwości, że zarówno ona, jak i
chłopcy potrzebują pomocy, i byłoby tchórzostwem odrzucać tę pomoc
jedynie z powodu lęku przed ludzkim gadaniem.

- Jest tyle niewiedzy, jeśli chodzi o Armię Zbawienia - mówił dalej

Emanuel, nagle zamyślony. - My przecież nie odrzucamy ani piękna, ani
kultury, ani sztuki czy humoru, musimy tylko dbać, by nie zajmować się
tymi sprawami tak bardzo, byśmy zapomnieli o Królestwie Bożym.
Żołnierz Armii Zbawienia powinien powstrzymywać się od
lekkomyślnych rozrywek, ponieważ one sprowadzają na człowieka
nieczyste myśli i uczucia. Ale przecież traktujemy seksualność jako dar
Boga dla ludzi, tyle tylko, że powinna się ona realizować w małżeństwie.

Elise poczuła, że się czerwieni. W myślach znowu zobaczyła siebie

leżącą na nim w ciemnościach, tulącą się do niego pod płaszczem. Jego
serce biło szybciej, a głos brzmiał ochryple, sam przyznał, że nie był w
stanie myśleć o niczym innym, kiedy była tak blisko. Nie ulegało
wątpliwości, że on doznawał tych samych uczuć co pozostali, nie miał
tylko prawa okazać ich innej kobiecie jak tylko własnej małżonce. Trzeba
więc zakładać, że kiedyś znajdzie jakąś kobietę, która będzie oficerem
Armii Zbawienia, a z którą on chciałby dzielić stół i łoże.

- O czym myślisz?
- O tobie. Roześmiał się cicho.
- O mnie? A co ty o mnie myślisz?
- Mam nadzieję, że znajdziesz kobietę oficera, z którą będziesz mógł się

ożenić.

- Dlaczego masz taką nadzieję?
- Ponieważ jesteś mężczyzną o normalnych reakcjach i uczuciach.
- A skąd ty o tym wiesz?

background image

Pojawiło się teraz między nimi jakieś intensywne napięcie. Na co to się

zda, że znowu znajdziemy się w takiej sytuacji, myślała Elise
przestraszona. Nie chcę tego. I on też nie chce.

- Domyśliłam się tego. Tamtej nocy.
- A w jaki sposób się domyśliłaś?
- Serce zaczęło ci mocniej bić. On przez chwilę milczał.
- Przykro mi z tego powodu, Elise - wybąkał w końcu cicho. - To się

nigdy więcej nie powtórzy. Znajdowaliśmy się, jak powiedziałem, w
nadzwyczajnej sytuacji, nad którą w pełni nie panowaliśmy. Czy nie
możemy postanowić, że spróbujemy naprawić ewentualne szkody, jakie na
siebie ściągnęliśmy, czyniąc dobre postępki?

- Owszem. Lubię cię, Emanuelu. Lubię jak prawdziwego przyjaciela.

Ale za mąż chciałabym wyjść za Johana.

- Zdaję sobie z tego sprawę.
Elise miała wrażenie, że słyszy w jego głosie urazę, ale pewna nie była.
- W porządku. W takim razie będziesz mógł nauczyć mnie reperować

buty.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Tego samego wieczoru, kiedy Elise, Hilda, Peder i Kristian siedzieli w

kuchni i jedli kolację, rozległo się pukanie do drzwi.

To przecież nie może być Emanuel, zastanawiała się Elise i zaczęła

żałować, że się zgodziła. Jego zapał zaczynał być męczący.

Z wielką ulgą stwierdziła, że to Evert wsuwa ostrożnie głowę.
- Cześć, Evert. Chodź, chodź. Dzisiaj mam stare egzemplarze

background image

„Tygodnika Chrześcijańskiego", które dała mi jedna prządka. Ona dostała
to w prezencie od pastora.

- Są w nich obrazki? - Peder z zainteresowaniem podniósł głowę znad

jedzenia.

- Niestety, niezbyt dużo.
- A będziemy mogli je powycinać?
- Będziecie, najpierw jednak Evert dostanie coś do jedzenia. - Ukroiła

grubą kromkę chleba i posmarowała ją masłem.

Kristian i Peder śledzili jej ruchy głodnym wzrokiem, zjedli już swoje

porcje i nie mogli oczekiwać więcej.

Evert stał bez ruchu i wpatrywał się w kromkę, jakby od wielu dni nie

widział jedzenia. Kiedy zrozumiał, że to naprawdę dla niego, zerknął z
niedowierzaniem na Elise.

- Dla mnie?
Elise uśmiechnęła się.
- To podziękowanie za to, że pomogłeś mi tamtego dnia, kiedy się

przewróciłam. - Położyła kromkę na blaszanym talerzyku i postawiła
przed chłopcem. On rzucił się na jedzenie i łapczywie połykał duże
kawałki, zanim zdążył je dobrze pogryźć. Kiedy zjadł już wszystko, Elise
sprzątnęła ze stołu i przyniosła nożyczki. - Cieszę się, że znowu będziesz
mógł chodzić do szkoły, Evercie.

Evert popatrzył na nią zdumiony.
- Skąd o tym wiesz?
- Rozmawiałam dzisiaj z Hermansenem. Poza tym słyszałam, że ludzie z

Armii Zbawienia też z nim rozmawiali.

Peder odwrócił się ku siostrze.
- Czy to był ten twój żołnierz, Elise? Nie była w stanie patrzeć bratu w

oczy.

- Nie wygaduj głupstw, Peder. On nie jest mój. Zresztą nie jest też

żołnierzem, tylko oficerem. Mówiłam ci to już wiele razy.

- Ale czy on rozmawiał z Hermansenem, pytałem cię?
- Tak, to był on.
- Dlaczego on się wciąż kręci po naszej ulicy? Elise wzruszyła

ramionami.

- Może to jest właśnie jego dzielnica, tak przypuszczam. Będzie nas

między innymi uczył, jak możemy sami naprawiać swoje buty.

- W takim razie ja chcę być w domu, kiedy przyjdzie nas uczyć. Jak

dorosnę, chciałbym zostać szewcem.

Następnego dnia późnym wieczorem, kiedy już mieli iść spać, znowu

background image

ktoś zapukał do drzwi. Tym razem głośno i zdecydowanie.

Elise poczuła, że serce podskoczyło jej do gardła. Czyżby to Emanuel?

Nie, on by nie pukał w taki sposób.

- Proszę wejść. - Przestraszona spoglądała w stronę drzwi. Te otworzyły

się i w progu stanął przyjaciel Lorta-Andersa, ten sam, który brał udział w
napadzie na nią i Emanuela. Elise poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.
Mimo woli stanęła przed Pederem, jakby chciała go chronić.

- Czego chcesz? - patrzyła na przybysza z lękiem i ze złością. Człowiek

sprawiał wrażenie, że jest trzeźwy i jakoś dziwnie przygnębiony. Miął
czapkę w rękach i unikał wzroku Elise. Cuchnął nieprzyjemnie, widziała
wszy w jego włosach, ubranie zwisało w strzępach.

- On został skazany. Cztery lata w twierdzy Akershus.
Elise patrzyła na niego z niedowierzaniem. Chociaż dobrze się do tego

przygotowała, wiadomość była dla niej wstrząsem.

- Johan? Czy jego sprawa została już rozpatrzona? Mężczyzna

przytaknął bez słowa.

- A skąd ty o tym wiesz?
Wzruszył ramionami, spuścił wzrok i wpatrywał się w swoją czapkę.
- Lort-Anders również?
Mężczyzna znowu kiwnął głową. Hilda i chłopcy stali bez ruchu niczym

posągi, nie spuszczając oczu z obcego. W pewnym momencie Elise
usłyszała szloch. To Peder. Przyciągnęła go do siebie, objęła ramieniem i
przytuliła.

- Nie płacz, Peder. Johan zrobił coś złego i musi teraz odpokutować.

Kiedy wyjdzie na wolność, nigdy więcej czegoś podobnego nie zrobi.

Kolega Lorta-Andersa nadal stał, jakby miał coś jeszcze do po-

wiedzenia.

- Mógłbym przemycić dla niego list. Gdybyś chciała.
Elise spojrzała na niego zdumiona. On chyba musi mieć kontakty z

policją, pomyślała. Ale nawet gdyby spytała, to i tak pewnie się nie
przyzna. Nie przyznałby się nawet do tego, że zna wyrok.

- Bardzo chętnie - odparła Elise pośpiesznie, wypuściła Pedera z objęć i

szybko weszła do izby, gdzie miała notes i ogryzek ołówka.

W izbie było ciemno, musiała więc wrócić do kuchni, by napisać list, a

wszyscy pozostali otaczali ją kołem. Hilda i chłopcy próbowali zaglądać
jej przez ramię, a kolega Lorta-Andersa stał i czekał. Elise tymczasem
napisała kilka słów:

Kochany Johanie!
Kocham cię niezależnie od tego, co się stało. Kiedy wyjdziesz na

background image

wolność, będziemy mogli zapomnieć o wszystkim i rozpocząć nowe życie.

Twoja Elise
Nie miała koperty, musiała więc przekazać list po prostu złożony. To nic,

że inni mogą go przeczytać i może mnie wyśmiać, myślała. Jeśli w ogóle
potrafią czytać.

Złożyła więc kilkakrotnie arkusik i podała przybyszowi. Ten wsunął go

do kieszeni, nadal jednak stał w kuchni.

- Chciałbyś mi jeszcze coś powiedzieć? - Elise patrzyła na niego z

niechęcią i goryczą. Jeśli ktoś powinien siedzieć w pojedynczej celi o
chlebie i wodzie, to właśnie on i reszta jego bandy.

- Ja żałuję. - Słowa zabrzmiały tak cicho, że Elise nie była pewna, czy

dobrze usłyszała.

Teraz przybysz odwrócił się ku drzwiom, nawet nie podniósł po raz

ostatni wzroku, i powłócząc nogami, wyszedł z kuchni. Jak tylko drzwi się
za nim zamknęły, Kristian rzucił się na Elise:

- Dlaczego nic mu nie powiedziałaś, Elise? Powinnaś była mu

przyłożyć. Zdzielić go prosto w tę paskudną gębę. Dlaczego ten facet ma
nie ponieść żadnej kary?

- Uspokój się, Kristian. - Hilda próbowała przemawiać do brata. Ani

ona, ani Elise nie zwróciły mu uwagi, że brzydko się wyraża. - Chyba
rozumiesz, że Elise nie jest w stanie pobić dorosłego mężczyzny. Poza tym
on mógł sprowadzić tu resztę swojej bandy i zemścić się na nas.

Elise w zamyśleniu patrzyła w stronę drzwi.
- Czy nie słyszałeś, jak on mówi, że żałuje? Nigdy bym nie

przypuszczała, że do tego dojdzie.

- Może on mimo wszystko nie jest taki paskudny i niebezpieczny, tak

myślisz, co?

Peder patrzył na nią ufnym wzrokiem.
- Nie, nie myślę tak, Peder. Uważam, że on naprawdę chciał tak

powiedzieć, bo w przeciwnym razie by się nie odzywał.

Udała, że musi schować notes, i wyszła znowu do izby. Zamknęła drzwi

za sobą, położyła się na łóżku i wybuchnęła płaczem.

- Johan... - szlochała w ciemności. - Jak ty mogłeś...?
Następnego dnia do pani Thoresen i Anny przyszedł pewien mężczyzna

z wiadomością, że Johan został skazany na cztery lata robót za
współudział we włamaniu do jubilera na Karl Johan. Ponieważ nie
uczestniczył bezpośrednio w kradzieży, stał tylko z rowerem na czatach,
przygotowany do przerzucenia dalej łupu, skończyło się tylko na czterech
latach. Lort-Anders dostał dwanaście lat dlatego, że wcześniej był karany i

background image

uznano go za recydywistę.

Anna była niepocieszona, pani Thoresen milcząca i rozgoryczona. Kiedy

Elise próbowała ją pocieszać, zaczęła wykrzykiwać pełne żalu słowa o
niesprawiedliwości.

- Oni tak postępują z biednymi ludźmi, takimi jak my, Elise. Gdyby to

był majster, to daliby mu królewskie mieszkanie w twierdzy Akershus i na
dodatek pensję.

Elise nie mówiła nic, wiedziała, że pani Thoresen ma rację. To bogaci

zajmują wysokie stanowiska i to oni o wszystkim decydują. Nie rozumieją,
że biedacy mogą popełnić przestępstwo po to, by zdobyć chleb lub
lekarstwo dla chorej siostry.

Wiadomość o tym, że Johan został skazany za kradzież, błyskawicznie

rozniosła się po fabryce. Kilka robotnic posyłało w stronę Elise
współczujące spojrzenia, większość jednak gapiła się na nią z nieukrywaną
ciekawością, pożądliwie wyczekując nowin i możliwości roztrząsania
cudzego nieszczęścia. Nawet jeśli same miały mężów lub ojców, którzy
pili, nawet jeśli czyjaś siostra popadła „w nieszczęście" albo włóczy się z
ulicznicami po Vaterlandzie, to w każdym razie żadna nie jest zaręczona z
człowiekiem, który został skazany na cztery lata twierdzy.

Elise próbowała się tym nie przejmować, nie potrafiła jednak stłumić

uczucia wstydu. Pośpiesznie chodziła do fabryki i z powrotem do domu w
nadziei, że uniknie nieprzyjemnych uwag, codziennie przerwę obiadową
spędzała w domu.

Aż dziwne, że Hildę robotnice zostawiały w spokoju, choć teraz

wszyscy już wiedzieli, że spodziewa się dziecka. Może właśnie dlatego,
zastanawiała się Elise. Nie chciały z nią zadzierać, dopóki nie będą mieć
pewności, kto jest ojcem maleństwa.

Gorzej było z Pederem, on wciąż wracał ze szkoły z płaczem. Koledzy

nazywali go szwagrem złodzieja, a więksi chłopcy ciągnęli za włosy,
wpychali w błoto i szarpali za ubranie.

Elise walczyła z płaczem, kiedy nalewała wody do balii, by uprać

ubranie chłopca i jego samego wyszorować. Tego samego wieczoru
siedziała i długo w noc łatała kurtkę chłopca. Wkrótce będą na niej same
łaty. Kristian lepiej sobie radził, niewielu miało odwagę go zaczepiać,
Elise zauważyła jednak, że zrobił się jeszcze bardziej milczący i patrzył
spod oka ponuro.

W niedzielę poszli znowu do sanatorium. Cieszyli się, że będą mogli

powiedzieć matce, że wszystko jest w porządku i będzie mogła tutaj
zostać.

background image

W każdym razie przez jakiś czas, myślała Elise, miała się jednak na

baczności, żeby głośno tego nie powiedzieć. Hilda najwyraźniej wierzyła,
że majster będzie się o nich troszczył już zawsze, Elise jednak nie była
tego taka pewna. Któregoś dnia może się znudzić swoją „panną z
dzieckiem" i poszuka odpowiedniejszej dla siebie kobiety. A wtedy z
pewnością nie zechce opłacać leczenia matki Hildy. Pewnie nie będzie też
płacił na dziecko, pomyślała ze zgrozą.

Jej noga już się prawie wygoiła, wyprawa do Grefsen odbyła się

szybciej niż ostatnio.

Elise z lękiem zbliżała się do wejścia, pamiętała mężczyznę w kapeluszu

i wiedziała, że mogą zderzyć się z rodzinami innych chorych, takimi,
którzy noszą „błyszczące pierścienie na palcach i opowiadają o
proszonych obiadach, teatrze, restauracjach i kinematografie na
Stortingsgata", jak to określiła matka. Myśl o tym, że znowu pielęgniarki
będą na nią spoglądać pogardliwie, wcale jej nie kusiła.

Na szczęście w pokoju przyjęć nie było innych gości. Spotkali tę samą

pielęgniarkę, która poprzednio okazała się sympatyczna, pominąwszy fakt,
że i ona zlustrowała ich krytycznym spojrzeniem. Uśmiechnęła się teraz na
ich widok. Być może zdaje sobie sprawę, kto płaci za matkę, pomyślała
Elise. W takim razie musi być bardzo ciekawa, jak do tego doszło.
Podobnie jak poprzednio pielęgniarka poprowadziła ich na górę, gdzie
musieli chwilę zaczekać, aż matka zostanie do nich przywieziona. Stali
wszyscy czworo i w napięciu obserwowali łóżko na kółkach. Tylko głowa
matki była widoczna na tle białej pościeli. Twarz miała bladą, wyglądała
jednak spokojniej niż ostatnio i uśmiechała się do dzieci.

Otoczyli ją kołem z uroczystymi minami. Nie bardzo wiedzieli, co mają

mówić, czuli się obco, najchętniej rzuciliby się matce na szyję, ale nie byli
pewni, czy można. Matka była taka czysta, pościel taka biała i świeżo
wyprasowana, nad wszystkim unosił się obcy zapach, nawet matka
wydawała się odmieniona.

- Mamy dla ciebie radosną wiadomość, mamo - zaczęła Elise ostrożnie.

- Nie musisz się obawiać, że Armia Zbawienia traci na ciebie pieniądze. Za
twoje leczenie płaci ktoś inny, kogo na to stać.

Matka skinęła głową. - Tak, wiem o tym. Nie mogłam się uspokoić,

chciałam wstać z łóżka i wracać do domu. Wtedy jedna z sióstr wyjawiła
mi tajemnicę. - Matka zwróciła twarz w stronę Hildy. - Pozdrów go ode
mnie i powiedz, że nie wiem, jak mu dziękować.

Elise patrzyła na nią zdumiona. Oczekiwała gwałtownej reakcji matki na

wiadomość, że koszty jej leczenia opłaca majster.

background image

Hilda zrobiła się czerwona. Skrępowana kiwała głową.
Elise spoglądała na Pedera i Kristiana w nadziei, że nie zaczną

wypytywać o szczegóły. Oni wciąż nie wiedzieli, kto jest tym do-
brodziejem.

- No a co u was? - matka spoglądała to na jedno, to na drugie. Nikt się

nie odzywał. Elise chrząknęła.

- Mam ci też do powiedzenia coś smutnego, mamo. Johan został

skazany na cztery lata karnych robót.

Matka patrzyła na nią bez słowa. Potem wolno skinęła głową.
- No właśnie, tego się obawiałam.
Słowa matki sprawiły dziewczynie ból, nie mogła zrozumieć, dlaczego

matka liczyła się z tym, że Johan jest winny.

- Pamiętaj, co ci powiedziałam, Elise. - Matka spoglądała na nią

zdecydowanym wzrokiem. - My ciebie potrzebujemy. I Peder, i Kristian, i
Hilda, i ja. Jesteś jeszcze młoda i wiele może się wydarzyć. Cztery lata to
bardzo długo.

Elise spoglądała na nią, nie rozumiejąc.
- O co ci chodzi, mamo?
- Chciałam powiedzieć, że masz życie przed sobą. Możesz spotkać

innych młodych... Możesz mieć nowych przyjaciół i...

Elise przerwała jej z gniewnym spojrzeniem.
- Uważasz, że nie powinnam czekać na Johana? Matka bezradnie

wzruszyła ramionami.

- Tego nie powiedziałam. Mówię tylko, że jesteś młoda. I niekoniecznie

najlepiej jest wiązać się na całe życie, kiedy ma się dopiero osiemnaście
lat.

Elise doznała bolesnego uczucia, że matka nie tylko to miała na myśli.

Matka po prostu straciła wiarę w Johana, ona, która przedtem była nim tak
zachwycona. To wprost nie do pojęcia.

Matka zwróciła twarz w stronę Pedera.
- No a co u ciebie, Peder? Odrabiasz codziennie swoje lekcje? Chłopiec

poważnie skinął głową.

- Jeden chłopak wepchnął mnie w błoto. Elise musiała mnie wykąpać i

uprać moje ubranie, a potem połatać kurtkę.

- Uff, jaki paskudny chłopak. Dlaczego on to zrobił?
- Dlatego że Johan jest złodziejem. Matka znowu zwróciła się do Elise.
- Czy to prawda? Czy oni karzą Pedera za to, co zrobił Johan? Elise nie

miała wyjścia, musiała przytaknąć.

- Z pewnością wkrótce zapomną. Dobrze wiesz, jak to jest z plotkami,

background image

znikają, kiedy pojawi się coś nowego.

Matka patrzyła na nich z troską. I nagle zaczęła kaszleć. Z kącika ust

pociekła jej krew.

Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do pokoju wbiegła pielęgniarka.
- Uważam, że najlepiej będzie, jak już pójdziecie. Ona źle znosi

wszelkie wzruszenia.

Peder zaczął płakać, natomiast Kristian, który stał sztywny, milczący i

nieporuszony, odkąd tu przyszli, odwrócił się na pięcie i zniknął na
schodach. Hilda ocierała łzy, a Elise próbowała uśmiechać się do matki,
lecz jej twarz wykrzywił tylko grymas.

Wkrótce potem opuścili wielki budynek.
- Nie powinieneś był się skarżyć, Peder! - zawołała Hilda ze złością.
- Przestań, Hildo - uspokajała ją Elise. - On też ma prawo opowiedzieć

mamie o swoich przeżyciach.

- Ale nie tak, żeby mamie się od tego pogorszyło.
Peder znowu zaczął płakać. W milczeniu, każde pogrążone w swoich

smutnych myślach, wolno wracali do domu.

Minęły dwa tygodnie, a Elise nie spotkała Emanuela. Albo jest chory,

albo doszedł w końcu do wniosku, że ta przyjaźń jest dla niego zbyt
trudna. Elise tęskniła za nim, równocześnie jednak czuła, że takie
rozwiązanie jest najwłaściwsze. Noc spędzona w komórce pokazała, że
Emanuel żywi dla niej nie tylko przyjacielskie uczucia. Prawdopodobnie
nie chciał się do tego przyznać nawet sam przed sobą. Albo może właśnie
nie pokazuje się dlatego, że to zrobił.

Zbliżał się koniec lutego. Wciąż trwała dziwna pogoda, na zmianę

odwilż, gwałtowne wiatry i deszcz albo kąśliwy mróz.

Peder marudził, bo chciał się dowiedzieć, dlaczego Emanuel nie

przychodzi, wciąż patrzył na Elise wielkimi, pełnymi rozczarowania
oczyma.

- Może zachorował - wtrąciła któregoś dnia Hilda.
Elise przeniknął dreszcz. Może Emanuel zapadł na suchoty? Przecież

tyle czasu spędza pośród chorych ludzi. Ta myśl sprawiła jej ból. Jest
przecież jej przyjacielem, pomógł jej w tylu trudnych sprawach. Niewielu
jest ludzi, na których pomoc można liczyć.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Któregoś wieczoru zdecydowała się w końcu odwiedzić Agnes. Nie

widziała jej od czasu, kiedy razem z Johanem byli w „Perle", a minęło już
od tamtej pory wiele tygodni. Agnes była jej najlepszą przyjaciółką, odkąd
zaczęły chodzić do szkoły, potem jednak, kiedy w życie Elise wkroczył
Johan, każdą wolną chwilę wykorzystywała na to, by być z nim. To dzięki
Agnes dowiedziała się najwięcej o tym, co dzieje się w kraju, o tych,
którzy decydują, o unii ze Szwecją, o tym, że unia pewnie zostanie
rozwiązana, o ruchu robotniczym i że coraz więcej ludzi w kraju nie ma
pracy, o spadających płacach i o debacie, czy Norwegia będzie miała
króla, czy nie. Inne dziewczyny w przędzalni nie interesowały się
sprawami unii, jedyne, co je obchodziło, to płace, długość dnia pracy oraz
to, czy istnieje ryzyko zwolnienia. Agnes i Elise natomiast chciały
wiedzieć więcej.

Agnes mieszkała przy Maridalsveien, w małym drewnianym domku

wciśniętym między dwa większe.

W niewielkim oknie świeciło się światło, a drzwi były uchylone. Elise

zapukała i weszła do środka.

- Czy jest ktoś w domu?
- Wchodź, wchodź - rozległ się głos mamy Agnes i Elise poszła prosto

do kuchni. Panował tu bałagan taki sam jak zwykle. Ściany poobklejano
gazetami, by zasłonić szpary między deskami, nad kuchnią suszyło się
mnóstwo prania. Wiązka drewna leżała rozrzucona na podłodze, a na
haczykach w ścianie wisiały kurtki i czapki, szale i chustki bez ładu i
składu. Jakiś podarty sweter spadł na podłogę.

background image

- Czy Agnes jest w domu?
- O mój Boże, czy to ty, Elise? Już myślałam, że może wyemigrowałaś. -

Mama Agnes uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając dziąsła, w których
brakowało wielu zębów.

Elise zawstydziła się.
- Tyle miałam ostatnio kłopotów - wymamrotała.
- Wiem, moje dziecko, wiem. Twój tata się utopił, a mama zapadła na

suchoty. No i jak tam teraz z nią?

- Nie najgorzej. - Nie odważyła się powiedzieć, że mama leży w

sanatorium, to by tylko wzbudziło niepotrzebną ciekawość.

- Agnes siedzi u siebie na stryszku, idź tam do niej.
Elise skinęła i wyszła znowu do ciemnej sieni. Stamtąd wąskie schody

prowadziły na górę do dwóch małych pokoików.

Agnes leżała na brzuchu na wąskiej pryczy i w mdłym świetle naftowej

lampy stojącej na taborecie przy łóżku czytała jakąś gazetę. Miała dwóch
braci i obaj pracowali jako gońcy, matka, podobnie jak sama Agnes, była
zatrudniona w tkalni Hjula, ojciec natomiast był kołodziejem. Chociaż
żadne z nich nie zarabiało zbyt dużo, to powodziło im się lepiej niż
większości ludzi. Agnes stać było nawet na to, by od czasu do czasu
kupować jakieś pisma kobiece.

- Elise? - dziewczyna zerwała się z łóżka. - Czyżbym widziała ducha?
Elise uśmiechnęła się.
- Bardzo mi przykro, Agnes. Tyle miałam na głowie w ostatnich

czasach, ale wygląda na to, że teraz będzie lepiej.

- Wejdź i siadaj. - Agnes zgarnęła jakieś ubrania z krzesła. - Opowiedz

mi o wszystkim. Czy to prawda, że Johan siedzi w więzieniu?

Elise jęknęła w duchu. Więc nawet w tkalni o tym gadają.
- Tak. Był chyba zrozpaczony, bo nie stać go było na kupno drogich

lekarstw dla Anny, uległ więc pokusie, by zdobyć pieniądze w nieuczciwy
sposób. - Wymyśliła sobie to tłumaczenie, bo uważała, że dzięki temu
wstyd będzie mniejszy.

- Biedna Elise. I to Johan, taki urodziwy i przystojny. Wszystkie ci

zazdrościłyśmy. A ile lat dostał?

- Cztery.
Agnes usiadła na krawędzi łóżka i zerkała zaciekawiona na przyjaciółkę.
- Masz zamiar na niego czekać?
- Oczywiście, że tak. - Elise była oburzona. Jak ktoś może myśleć

inaczej? Najpierw jej własna matka, a teraz Agnes. Nietrudno chyba
zrozumieć, że Elise będzie czekać, w końcu jest z nim zaręczona. Johan

background image

nie jest mniej wart tylko dlatego, że uległ pokusie. W każdym razie w jej
oczach nic nie stracił, skoro zrobił to, by ratować życie Anny.

- To będą bardzo długie cztery lata. Elise skinęła głową.
- Owszem, ale przecież i tak jestem za młoda, żeby wychodzić za mąż.

Poza tym mam Pedera i Kristiana. Oni jeszcze przez wiele lat nie dadzą
sobie sami rady.

- No a co z Hildą? - zarówno jej spojrzenie, jak i ton pytania świadczyły,

że plotki już do niej dotarły.

- Hilda będzie miała dziecko. Agnes skinęła głową.
- No właśnie, ludzie gadają... Słyszałam, że musi przechodzić przez

most, żeby się z nim spotkać.

- Nie mogę nic powiedzieć, Anges. Obiecałam.
- Ale mnie chybabyś mogła? Elise energicznie potrząsnęła głową.
- Jeszcze nie teraz. Tobie powiem pierwszej, jak tylko będę mogła, to ci

obiecuję.

Agnes zrozumiała, że upór na nic się nie zda.
- Nie pokazujesz się teraz w Świątyni. Wielu o ciebie pytało.
- Byłam ostatnio dwa razy, ale ciebie nie widziałam. Agnes patrzyła na

nią zaskoczona.

- Byłaś w Świątyni?
- Byłam dwa dni po tym, jak ojciec utonął. Miałam tyle kłopotów

zarówno ze względu na mamę, jak i na to, co się stało z ojcem. Czułam
potrzebę porozmawiania z kimś.

- I udało ci się?
Elise nie była w stanie spojrzeć jej w oczy, nie chciała rozmawiać z

przyjaciółką o Emanuelu.

- Tak. A co u ciebie, Agnes? Byłaś ostatnio w „Perle"?
- Kilka razy. Ale już nie lubię tego miejsca. Elise popatrzyła na nią

zdumiona.

- Nie lubisz? Ty, która tak kochasz taniec? Agnes obojętnie wzruszyła

ramionami.

- Tam się teraz zbierają tylko pijacy i ulicznice. W jej głosie brzmiała

pogarda.

- A czym się zajmujesz? To znaczy co robisz po pracy? Agnes znowu

wzruszyła ramionami.

- No, różne rzeczy. - Spojrzała w stronę okna w dachu, przez które

widać było sierp księżyca. Uśmiechnęła się tajemniczo. - Widzisz. .. ja się
zakochałam...

- Naprawdę? - Elise roześmiała się. - Opowiadaj!

background image

- Nie ma wiele do opowiadania. Jeszcze nie. On o niczym nie wie.
- Czy to ktoś z waszej ulicy? Agnes potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, nie znasz go.
- No to opowiadaj, Agnes. Potrzebuję rozmowy o takich sprawach, dość

mam pracy i obowiązków. Dlaczego życie nie może być takie jak dawniej,
kiedy my obie siedziałyśmy tutaj i opowiadałyśmy sobie o swoich
przeżyciach, marzeniach i w ogóle?

Agnes uśmiechnęła się.
- A obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
- Słowo honoru.
- Bo ja jestem zakochana w jednym z Armii Zbawienia. Elise

wytrzeszczyła oczy.

- Chcesz powiedzieć, że to jeden z żołnierzy?
- Nie, to jeden z oficerów.
- Biedaczka! Przecież oni mogą się żenić tylko z dziewczynami, które

też są w Armii Zbawienia i też są oficerami.

- Wiem o tym. I dlatego postanowiłam do nich wstąpić. Elise wciąż

wytrzeszczała oczy.

- Masz zamiar zapisać się do Armii Zbawienia?
- Tak, a dlaczego nie? Jako żołnierz mogę nadal zachować swoją pracę,

w Armii Zbawienia będę pracować w czasie wolnym. Zdobędę oficerskie
wykształcenie i po pięciu latach zostanę oficerem.

Elise roześmiała się.
- Widzę, że przemyślałaś wszystko starannie. A co obejmuje to

wykształcenie?

- Trzeba znać różne części Biblii, nauczyć się udzielania pomocy

duchowej i nauczyć się przemawiać. Z tym ostatnim w każdym razie sobie
poradzę. Ojciec przemawiał do nas, odkąd pamiętam, i ja także nauczyłam
się ładnie mówić. Potrafię, jeśli tylko zechcę - dodała z grymasem.

- Możesz wstąpić do chóru i grać w orkiestrze. - Elise poczuła lekkie

ukłucie zazdrości w sercu.

Agnes przytaknęła.
- Ja tak bardzo lubię muzykę. Oni śpiewają melodie, które znamy z

dawien dawna, tylko tekst jest religijny. Lubię taką muzykę, kiedy jej
słucham, to bywa, że mam ochotę tańczyć.

Elise skinęła.
- Opowiedz mi o tym oficerze. Agnes patrzyła przed siebie.
- Ma ciemnoniebieskie oczy, brązowe włosy, czystą cerę, bez

wyprysków, białe dłonie.

background image

- Ech - przerwała jej Elise ze śmiechem. - Uważasz, że białe dłonie są

lepsze od porządnych robotniczych rąk? Ja bym wolała mieć męża z
muskularni pod koszulą, włosami na piersi i szerokimi barami, a nie
takiego o wypielęgnowanych rączkach i chudziutkich nogach.

- Gdybyś go zobaczyła, powiedziałabyś co innego - Agnes sprawiała

wrażenie, że słowa przyjaciółki ją dotknęły. - Poza tym on jest dość
wysoki i wcale nie ma wątłych ramion. Ma też szczery uśmiech, taki, w
którym można się zakochać.

- No to, jak rozumiem, biegasz teraz do Świątyni co poniedziałek.
Agnes kiwała głową i uśmiechała się tajemniczo.
- Postanowiłam, że znajdę jakąś wymówkę, żeby z nim porozmawiać.

On ma płomień w duszy, należy do tych, którzy w całości przeznaczają
swój czas na to, by pomagać innym.

- Oni wszyscy tak robią - przerwała jej Elise, mając na myśli Emanuela.
- Ale nie tak jak on. Odkryłam, że bardzo lubi dzieci, i pomyślałam, że

porozmawiam z nim o pewnym rodzeństwie, które znam, to spora
gromadka, a matka i ojciec piją. Dzieci są pozostawiane same sobie, a
najmłodsze ma nie więcej niż trzy lata. Pomyślałam, że powiem mu, gdzie
oni mieszkają, i zaprowadzę go do nich.

Elise wybuchnęła śmiechem.
- To prawdziwy podstęp. Agnes uśmiechnęła się.
- Wiem o tym. Ale na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są

dozwolone - westchnęła ciężko. - Pytanie tylko, na ile zdołam wzbudzić w
nim zainteresowanie moją osobą. Myślę, żeby wydobyć od ojca jak
najwięcej informacji o polityce i różnych problemach społecznych.
Podejrzewam, że on lubi dziewczyny, które robią użytek z rozumu. Może
nawet powinnam zacząć od rewolucji rosyjskiej i wojny rosyjsko-
japońskiej.

Elise patrzyła na nią przerażona.
- Dużo o tym wiesz? Agnes potrząsnęła głową.
- Teraz to prawie nic. Dlatego muszę wypytać ojca. - Przez chwilę

milczała. - Albo raczej zacznę z nim rozmawiać o higienie rasowej.

Elise wytrzeszczyła oczy.
- A co to takiego?
- Jest taki człowiek, który twierdzi, że bogaci powinni mieć więcej

dzieci, bo robotnicy zanadto się rozmnażają.

Elise wpatrywała się w nią wstrząśnięta.
- Naprawdę ktoś tak twierdzi?
- Może nie dosłownie tak, ale nazywa bogatych warstwą przenoszącą

background image

wartości kulturalne, robotników zaś elementem mniej wartościowym.
Twierdzi, że naród nie jest już zdrowym, zdolnym do działania rodem.
Uważa, że trzeba powstrzymać dziedziczenie złych skłonności, albo
dobrowolnie, albo pod przymusem. Przestępców seksualnych i
recydywistów należy sterylizować i... - umilkła i przestraszona zasłoniła
dłonią usta. - Przepraszam cię, Elise, nie pomyślałam. - Patrzyła na
przyjaciółkę przepraszająco.

- Johan nie jest recydywistą. - Elise musiała z całej siły panować nad

sobą, żeby nie wybuchnąć.

- Niczego złego nie miałam na myśli, mówiłam tylko o tym, co

przeczytałam. Podobno sterylizowani powinni być przede wszystkim
chorzy psychicznie oraz Cyganie.

- Uważam, że powinnaś być ostrożna z wygłaszaniem tego rodzaju teorii

wobec oficera Armii Zbawienia, jeśli on jest tak idealistycznie
usposobiony, jak go sobie wyobrażasz.

Agnes zarumieniła się.
- Nie zamierzam mu tego przedstawiać jako poglądów, z którymi się

zgadzam. Wprost przeciwnie, chciałabym mu powiedzieć, że uważam to
za kompletne głupoty.

- A moim zdaniem powinnaś z nim raczej rozmawiać o panującej na

świecie niesprawiedliwości. My przecież pracujemy bardzo ciężko,
dlaczego więc zarabiamy tak mało? Czy praca jednych ludzi jest mniej
warta od pracy innych?

Agnes wyjęła jakąś gazetę i pokazała przyjaciółce rysunkowy dowcip.

Jeden wysoki mężczyzna, ubrany w łachmany, stoi i zagląda przez okno do
jakiegoś mieszkania, a obok niego stoi o wiele mniejszy mężczyzna. „Co
oni teraz jedzą?" - pyta ten mały. „Rybę. Chcesz, żebym cię podniósł?" -
odpowiada wysoki. „Nie, poczekam do pieczeni" - mówi mały.

Elise przez chwilę wpatrywała się w rysunek.
- Zastanawiam się, kogo to śmieszy.
- Dla ciebie to nie jest zabawne?
- Nie. Takie rzeczy budzą we mnie złość. Rządzący będą musieli

wkrótce zrozumieć, że istnieje związek między przepełnionymi szpitalami
i więzieniami a nędzą i strasznymi warunkami mieszkaniowymi. Brak
mieszkań coraz bardziej daje się ludziom we znaki. Po kryzysie parę lat
temu prawie nic się nie buduje, tak mówił Johan.

Nie chciałabym się skarżyć na to, jak nam się powodzi, ale znam wiele

prządek i pomocnic, które mieszkają w lodowatych izbach na strychach,
gdzieś pod miastem, bez szyb w oknach, które zasłania się szmatami, by

background image

wiatr nie hulał we wnętrzu.

Nagle zarumieniła się, bo przypomniała sobie, że i w tym domu ściany

w kuchni pozalepiane są gazetami.

- Mamy szczęście - uśmiechnęła się Agnes. - Ja się bardzo cieszę, że

mieszkam tutaj, a nie w jakiejś czynszowej ruderze. W takich domach
wychodki są na korytarzach, a kiedy je opróżniają, to smród jest taki, że
ludzie robią się od tego chorzy.

Elise skinęła głową.
- Opowiedz mi raczej o tym swoim oficerze. Ile on może mieć lat?
- Moim zdaniem dwadzieścia parę. W każdym razie na to wygląda, ale

niełatwo jest ocenić wiek kogoś takiego. Oni wydają się młodsi niż
robotnicy w fabrykach.

- A jak go poznałaś?
- Jeszcze go wcale nie poznałam. I to jest właśnie problem.
- No to jak go odkryłaś?
- Byłam na spotkaniu, a po zakończeniu on i paru innych oficerów

chodziło wśród zebranych i pytali, czy ktoś chciałby jeszcze porozmawiać.
Ja właściwie nie miałam o czym rozmawiać, zresztą i tak bym się nie
odważyła. Na jego widok zrobiłam się po prostu czerwona.

Elise wybuchnęła śmiechem.
- To do ciebie niepodobne, żeby tak reagować na mężczyznę.
- I nigdy też czegoś takiego nie przeżyłam. A teraz nie jestem w stanie

myśleć o niczym innym. Mam wrażenie, jakby czas stał w miejscu, jakby
jeden poniedziałek od drugiego dzieliła wieczność.

Elise słuchała z uśmiechem.
- W takim razie nie pozostaje ci nic innego, jak spróbować się

dowiedzieć, czym on się dokładnie zajmuje i gdzie bywa, tak żebyś mogła
kręcić się gdzieś w pobliżu w nadziei, że go zobaczysz.

Agnes spoglądała na nią skrępowana, z poczuciem winy.
- Już to zrobiłam. Odkryłam, że mieszka wysoko na wzgórzu Aker,

dokładnie na wprost cmentarza Zbawiciela.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Elise poczuła dziwne ukłucie w piersi. To nie mógł być nikt inny, tylko

background image

Emanuel. Nie była w stanie patrzeć przyjaciółce w oczy, spoglądała
natomiast na pismo, które Agnes czytała.

- Co czytasz? Jest tam coś ciekawego?
- Ech, nic. Powiedz mi, Ełise, co powinnam zrobić. Jakim sposobem go

poznać?

- Sama mówisz, że jest oficerem Armii Zbawienia. W takim razie nie

wolno mu z tobą nigdzie wychodzić.

- Ja nie powiedziałam, że chcę, żeby ze mną wychodził, powiedziałam,

że chcę go poznać.

- W takim razie musisz chodzić na spotkania do Świątyni co

poniedziałek i postarać się, żeby razem z nim wracać do domu.

- Ale nie mam pewności, czy on będzie chciał wracać ze mną.
- Idziecie przecież tą samą drogą. Nagle twarz Agnes się rozjaśniła.
- Ty możesz ze mną iść. Ty jesteś bystrzejsza w kontaktach z ludźmi,

łatwiej ich poznajesz. Czy nie mogłabyś tego dla mnie załatwić, Elise?
Bądź taka miła.

Elise nie widziała wyjścia, będzie musiała powiedzieć, jak się sprawy

mają.

- Możliwe, że wiem, kto to jest. To kapitan Armii Zbawienia, oficer z

oddziału, który prowadzi działalność socjalną obok działalności
ewangelizacyjnej. On był u nas w domu, przyniósł zimowe buty dla Hildy
i Pedera, poza tym przysłał jedną z sióstr, która miała przychodzić do
mamy. On się nazywa Emanuel Ring-stad i mieszka na wzgórzu Aker. Czy
to nie ten?

Oczy Agnes mieniły się z przejęcia.
- A jak on wygląda?
Elise musiała chwilę pomyśleć.
- Jest urodziwy. Średniego wzrostu. Moim zdaniem ma ciemnobrązowe

włosy. Nie przyglądałam mu się zbyt uważnie - dodała pośpiesznie. Nie
chciała opowiadać Agnes całej prawdy.

- To musi być on. Och, Elise, bądź taka dobra. Skoro wiesz, kim on jest,

to będzie rzeczą naturalną, że nas ze sobą poznasz.

Elise nie była w stanie przeciwstawić się błagalnemu spojrzeniu

przyjaciółki.

- No dobrze, w takim razie pójdę z tobą. Powiedzmy w najbliższy

poniedziałek?

Agnes zeskoczyła z łóżka i zarzuciła jej ręce na szyję.
- Elise, jesteś wspaniała.
W drodze do domu jednak ogarnęły Elise wątpliwości. Z jednej strony

background image

niepokoiła się o Emanuela, gdy tylko nie pokazywał się dłużej, z drugiej
powtarzała sobie, że tak jest najlepiej dla nich obojga. Mimo wszystko
odczuwała dziwną niechęć na myśl o tym, że będzie musiała zrobić to, co
obiecała Agnes. Przypuszczalnie dlatego, że wiedziała, kim jest Agnes, i
uważała, że Emanuel jest dla niej zbyt dobry. Agnes romansowała z
wieloma chłopakami.

Kiedy dotarła do domu, postanowiła wstąpić do pani Tho-resen i Anny.

Po tym, jak dowiedziały się o wyroku, nie odwiedzała ich już tak często,
jak powinna. Miała wrażenie, że między nią a panią Thoresen pojawiło się
coś trudnego. Żadne słowa nie padły, tylko Elise nosiła w sobie bolesne
przeczucie, nie miała nawet pojęcia, skąd jej się to bierze. Przecież nie jest
niczemu winna. Wprost przeciwnie, dwukrotnie chodziła do magistratu w
nadziei, że pomoże Johanowi. Pani Thoresen nie mogła jej krytykować za
to, że przekazała sprawę broszki Johanowi. Nie miała przecież pojęcia, że
brał udział w kradzieży. Przypuszczalnie ma to coś wspólnego z mamą i
sanatorium, myślała. Pani Thoresen najwyraźniej uważa, że oni ostatnio
otrzymują za wiele pomocy. Może myśli, że Armia Zbawienia zapłaciła za
leczenie matki, chociaż i Anna, i Elise tłumaczyły jej, że zrobił to
anonimowy dobroczyńca. Może nawet wcale nie uwierzyła w wersję Elise
na temat tego, co stało się fatalnej nocy w komórce. Może wierzy
plotkarskim historiom, że Elise i Emanuel schronili się w tej komórce z
własnej woli. Na myśl o tym Elise skrzywiła się boleśnie.

W wyszorowanej do czysta kuchni było pusto. Elise nie zdążyła się

jeszcze przyzwyczaić, że na haczyku przy drzwiach nie ma już kurtki
Johana i jego czapki. Nie było też zapachu fajki, na podłodze przy
drzwiach nie stały wielkie, zniszczone męskie buty. Johan zajmował
zwykle większość miejsca w kuchni, siadywał na taborecie z
podwiniętymi rękawami koszuli i rozsiewał wokół zapach tytoniu i woń
tego, co przynosił z fabryki żagli. Bez niego pomieszczenie było jakby
nagie i obce.

Zapukała do drzwi izby i usłyszała cichy głos Anny, zapraszający do

wejścia.

Matka siedziała na krawędzi łóżka. Twarz Anny rozjaśniła się na widok

Elise, ale pani Thoresen pozostała nieporuszona.

- Ach, to ty, Elise? - To wszystko, co powiedziała. Bez uśmiechu.
- Byłam u Agnes. Nie widziałam jej już od bardzo dawna.
- No i co tam u niej? - Anna zawsze okazuje szczere zainteresowanie

sprawami innych, pomyślała Elise, patrząc na jej ożywioną twarz.

- Dziękuję, wszystko w porządku. Jest teraz zajęta Armią Zbawienia, co

background image

poniedziałek chodzi na spotkania i ma zamiar się do nich zapisać. Uprosiła
mnie, żebym następnym razem z nią poszła.

- Ty chyba nie masz zamiaru się do nich zapisać, Elise? - pani Thoresen

patrzyła na nią dziwnie podejrzliwie.

Ona myśli, że chciałabym wstąpić do Armii Zbawienia ze względu na

Emanuela, pomyślała Elise i poczuła się nieswojo.

- Nie, skąd miałabym brać na to czas? Nie ma pewności, jak długo

mama będzie leżeć w sanatorium, poza tym ja mam pod dostatkiem zajęć z
Pederem i w ogóle.

Pani Thoresen skinęła głową, ale nie odpowiadała.
- Johanowi teraz jest naprawdę okropnie - zmieniła temat. - Biedny

chłopak. Sam w malutkiej celi, o chlebie i wodzie. A do tego karne roboty.
Jak myślisz, jak on sobie z tym poradzi? - spytała, patrząc na Elise
zrozpaczonym wzrokiem.

- Jestem pewna, że poradzi sobie bardzo dobrze. - W głosie Elise

brzmiało więcej zdecydowania, niż ona sama odczuwała. - Johan jest silny,
a poza tym ma o czym myśleć, ma kogo kochać. Wie, że ja wam pomogę
we wszystkim, w czym tylko będę mogła, i wie, że będę czekać na jego
powrót.

Zauważyła, że po jej słowach pani Thoresen wyprostowała plecy. Jakby

część zmartwienia zniknęła z jej twarzy. Skinęła głową.

- Nie wszyscy mają aż tyle.
- Ja się bardzo cieszę, że jesteś z nami, Elise - szepnęła ciepło Anna. -

Chociaż cztery lata wydają mi się w tej chwili wiecznością, to przecież i
ten czas minie. Kiedy nadzorcy w więzieniu zobaczą, jak Johan pięknie się
zachowuje, to może zdecydują się wypuścić go przed terminem. Johan jest
uprzejmy, bardzo pięknie mówi i nigdy przedtem nie zrobił niczego złego.

Elise skinęła głową.
- Pamiętam, że kiedy chodziliśmy do szkoły, to słyszeliśmy o Olem

Pedersenie Heilandzie. Chociaż dopuszczał się jednej kradzieży po
drugiej, to w więzieniu był lepiej traktowany niż inni, bo zachowywał się
uprzejmie i ładnie mówił. Nadzorcy więzienni są takimi samymi ludźmi
jak my, a wszyscy lubią uprzejmych i życzliwych.

Pani Thoresen podniosła się z miejsca.
- Pójdę i nastawię kawę. Mam nadzieję, że i ty, Elise, napijesz się z

nami.

Gdy tylko wyszła za drzwi, Anna uniosła się na łóżku, by być bliżej

Elise.

- Opowiedz mi coś więcej o Agnes, Elise. - Oczy płonęły jej z

background image

ożywienia. - Dlaczego tak nagle chce wstąpić do Armii Zbawienia?

- Bo się zakochała w jednym z oficerów.
- Mam nadzieję, że nie w tym, który tobie pomagał? Chociaż Elise

próbowała zwalczyć to w sobie, poczuła, że się czerwieni. Uśmiechnęła
się.

- Chyba jednak tak, mam wrażenie, że to on, ale całkiem pewna nie

jestem. Agnes mówi, że to ktoś, kto mieszka na wzgórzu Aker, a przecież
chyba nie ma wielu takich, którzy mieszkają akurat w tym miejscu.

- Powinnaś była opowiedzieć o tym mamie. Ona wyobraża sobie, że ten

człowiek jest tobą zainteresowany, skoro przychodzi tutaj tak często.

- Z jakiego powodu ona może tak myśleć? To przecież oficer Armii

Zbawienia. Poświęcił własne życie, by pomagać innym.

- Wiem o tym. Próbowałam przemówić jej do rozsądku, ale to na nic.

Ucieszyła się bardzo, kiedy powiedziałaś, że chcesz czekać na Johana.
Widziałam to wyraźnie.

- A jak mogła myśleć coś innego?
Elise zauważyła, że w jej głosie brzmi wzburzenie. Najpierw jej własna

matka, potem Agnes, a teraz pani Thoresen. Co one sobie właściwie
wyobrażają?

- Nie musisz się tym bardzo przejmować, Elise. To nie o to chodzi, że

ona źle o tobie myśli, ale sama wiesz... - oczy Anny zaszły łzami. - Johan
zrobił coś złego, teraz pozostanie to na nim jak stempel. Na zawsze.

Elise ze zdecydowaniem patrzyła jej w oczy.
- Dla mnie pozostanie dokładnie taki sam jak przedtem. Nie jest przez to

mniej wart w moich oczach. Gdyby nie był biedny, nigdy by czegoś
takiego nie zrobił, jestem przekonana. Nawet jeśli sąd go skazał, to nie
wątpię, że Bóg tego nie uczynił. Bo Bóg rozumie, dlaczego Johan musiał
to zrobić.

- Czy rozmawiałaś z oficerem Armii Zbawienia na ten temat? Elise

skinęła głową.

- Prosiłam go o radę i udało mu się mnie przekonać, że jeśli nawet coś

jest grzechem w oczach jednych ludzi, to wcale nie musi być takim samym
grzechem w oczach innych.

Anna westchnęła z ulgą.
- Z kimś takim i ja chętnie bym porozmawiała. To musi być wspaniałe

uczucie móc się zwierzyć komuś, kto nosi w sobie tyle zrozumienia.

Drzwi do kuchni otworzyły się i do izby weszła pani Thoresen z dwoma

kubkami.

- Dosypałam po dodatkowej łyżeczce cukru dla każdej z was. - Mówiła

background image

teraz spokojniejszym głosem niż w momencie, kiedy Elise przyszła. -
Gdybyś chciała posiedzieć chwilę u Anny, Elise, to ja bym w tym czasie
poszła umyć schody.

Gdy tylko znowu zostały same, Anna kontynuowała przerwany wątek.
- Bardzo bym chciała zaprosić go tutaj któregoś dnia. Może mógłby

przyjść razem z tobą? Nie mam ochoty spotykać się z pastorem. Johan
zwykle mawiał, że Kościół jest dla tych, którzy nie głodują.

Elise patrzyła na nią zatroskana.
- Czy ciebie dręczy coś szczególnego, Anno?
Anna nie od razu odpowiedziała. Później zaczęła mówić wolno:
- Już wkrótce nie będę miała żadnych leków. Elise patrzyła na nią

przerażona.

- Nawet tego, który jest dla ciebie najważniejszy? Anna skinęła głową.
- Nie chcę mówić o tym z mamą. Ona i tak ma dosyć zmartwień.
Elise skinęła głową, bardzo dobrzeją rozumiała, równocześnie czuła, że

strach chwyta ją za gardło. Gdyby stało się coś z Anną, Johan by tego nie
zniósł. Uznałby, że to z jego winy. Gdyby Elise poszła z broszką prosto na
policję, to nie wiadomo, czy oni odkryliby sprawców. Ponieważ jednak
znaleźli broszkę u Johana, to uzyskali potrzebny dowód. Przez chwilę nie
wiedziała, co powiedzieć, była sztywna ze strachu.

- Może Armia Zbawienia mogłaby ci pomóc - rzekła na koniec cicho. W

gruncie rzeczy w to nie wierzyła, ale może Anna zyska trochę nadziei. A
tego bardzo potrzebuje.

Twarz Anny rozjaśniła się.
- Tak myślisz? Czy mogłabyś zapytać ich w moim imieniu? Elise

westchnęła w duszy. Najpierw Agnes, a teraz Anna. Ludzie wyobrażają
sobie chyba, że to ona kieruje losem.

- Dobrze, spróbuję - obiecała.
W dniach, które potem nadeszły, Elise zaczęła żałować obietnic

złożonych i wobec Agnes, i wobec Anny. Mogła była poprosić Agnes,
żeby zapytała Emanuela o lekarstwa dla Anny, a wtedy nie musiałaby
sama chodzić do Świątyni. Kiedy w poniedziałek wieczorem wracała z
fabryki do domu, próbowała wymyślić jakiś pretekst, żeby się wymówić,
ale zaraz przy wejściu zderzyła się z Agnes, która właśnie wyszła z tkalni.

- Chciałam ci tylko przypomnieć o dzisiejszym wieczorze, Elise! -

zawołała tamta z zapałem. - W czasie przerwy obiadowej spotkałam Hildę,
powiedziała mi, że może zostać w domu z chłopcami.

No to nie mam żadnej wymówki, pomyślała Elise. Właśnie zastanawiała

się, czyby nie zasłonić się kłamstwem, powiedzieć, że Hilda musi wyjść, a

background image

ona nie odważy się zostawić chłopców samych po tym, co przytrafiło się
Pederowi.

- To umawiamy się, że przyjdziesz po mnie za godzinę? - mówiła wciąż

podniecona Agnes.

Elise przytaknęła. Musi być w tym jakieś przeznaczenie, pomyślała.
Nie widziały Emanuela na wzgórzu Aker, choć obie się za nim

rozglądały.

- Może miał wcześniej jakieś spotkanie. - Elise raz po raz spoglądała na

dom. Ale okno na strychu było ciemne. Chory też nie jest, skoro Agnes
widziała go w Świątyni.

- Taka jestem podniecona. - Agnes przestępowała z nogi na nogę. -

Obiecałaś, że nas sobie przedstawisz, prawda, Elise?

- Zrobię, co będę mogła, ale nie wiem, czy on tam jest.
- Mnie wystarczy, żebym mogła go zobaczyć choćby z daleka - mówiła

Agnes rozmarzonym głosem. - Nie wiem, jak to zniosę, kiedy będziesz z
nim rozmawiać.

Kiedy zbliżały się do Pilestredet 22, ze wszystkich stron ludzie ciągnęli

w stronę budynku. Elise zauważyła, że są tacy sami jak poprzednim razem,
wszyscy szli z pochylonymi głowami, wyglądali na zmęczonych, byli
biednie ubrani. Robotnicy, tak jak one, bezrobotni i bezdomni, alkoholicy i
dziewczyny uliczne, wszyscy, którzy stoją najniżej na drabinie społecznej,
bez nadziei, że kiedykolwiek wzniosą się wyżej.

Nagle przypomniała sobie, co myślała, zanim dotknęło ich nieszczęście.

Marzyła wówczas, że Johan z pewnością coś wymyśli i z czasem zarobi
mnóstwo pieniędzy, bo przecież jest bardzo mądry. Nawet jej matka
powtarzała, że Johan zajdzie daleko, ponieważ jest kulturalnym
człowiekiem, ładnie mówi, w szkole uczył się dobrze i nigdy nie zrobił nic
złego. Gdyby Lort-Anders i jego banda nie zdołali przekonać go, by tamtej
nocy stał na czatach, zarówno ona, jak i matka nadal tak by myślały.

Teraz jednak nie była już pewna. Słowa Anny o tym, że Johan będzie

naznaczony przez całe życie, przeraziły ją. Prawdopodobnie do końca
zostaną robotnikami, i ona, i on, będą szarzy, jak ci wszyscy ludzie,
pochyleni i śmiertelnie zmęczeni, zanim ich dzieci dorosną.

W tym samym momencie zauważyła Emanuela. Stał i rozmawiał z

jakimś innym, starszym oficerem, był jak zwykle bardzo ożywiony i pełen
zapału.

Agnes chwyciła ją za rękę i szepnęła: - Elise, to on, spójrz i tam.
A więc to jednak Emanuel, pomyślała Elise. Choć właściwie była

pewna, że to on, to jednak mogła się mylić. Gdzieś w głębi duszy miała

background image

taką nadzieję.

Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Emanuel odwrócił się i zauważył ją.

Widziała, jak na jej widok twarz rozjaśniła mu się radośnie. Najwyraźniej
nie spodziewał się, że Elise mogłaby tutaj przyjść. Powiedział coś do
tamtego starszego oficera i ruszył w ich stronę.

- O Boże, on tutaj idzie - chociaż Agnes szeptała, było słychać, jak

bardzo jest przejęta.

Elise poczuła niezwykłą radość, że go widzi, z drugiej jednak strony

miała wyrzuty sumienia.

- Elise? - w jego głosie słychać było radosne zaskoczenie. - Jak to miło,

że mogłaś przyjść. - Chwycił jej rękę i uścisnął, na Agnes nie zwrócił
uwagi.

Bardziej się domyślała, niż widziała, zdumienia na twarzy Agnes.

Prawdopodobnie sądziła, że ona z grubsza wie, o kogo chodzi, nie
przypuszczała natomiast, że to będzie takie radosne spotkanie.

- To jest moja przyjaciółka, Agnes Zakariassen - przedstawiła Elise,

odwracając się do Agnes. - Chciałaby wstąpić do Armii Zbawienia.

Agnes zaczerwieniła się jak pomidor i nie miała odwagi spojrzeć

Emanuelowi w oczy. Skrępowana mamrotała coś o tym, że jeszcze się nie
zdecydowała, ale że była na kilku spotkaniach i miałaby ochotę
dowiedzieć się czegoś więcej.

- Miło mi to słyszeć. - Emanuel uśmiechnął się do niej ciepło. -

Potrzebujemy więcej członków. Może uda ci się przekonać Elise, żeby ona
też do nas wstąpiła?

Agnes znowu nie kryła zdumienia, nie miała pojęcia, że Emanuel zna

Elise tak dobrze.

Posłała przyjaciółce pytające spojrzenie.
- Wstąpiłabyś, Elise? Elise potrząsnęła głową.
- Nie, ja nie mam czasu.
Zauważyła, że Emanuel na nią patrzy, ale sama nie miała odwagi

spojrzeć mu w oczy, nie mogła przestać myśleć o nocy w komórce.

- Armia Zbawienia będzie bardzo zadowolona, jeśli do nas wstąpisz,

Agnes.

Dziewczyna odpowiedziała promiennym uśmiechem. Emanuel odwrócił

się lekko.

- Najlepiej będzie, jak wejdziemy do środka, spotkanie zaraz się

rozpocznie.

Przyjaciółki usiadły na samym końcu. Gdy tylko zajęły miejsca, Agnes

szturchnęła Elise w bok i powiedziała szeptem: - Czyż on nie jest piękny?

background image

Elise przytaknęła.
- Nie miałam pojęcia, że on tak dobrze cię zna.
- Był u nas parę razy, przyniósł buty, o których ci już opowiadałam, i

ubranie dla Pedera. Któregoś dnia przyszedł razem z samarytanką. On ma
płomień w duszy - dodała szeptem. - Sam już nie wie, co mógłby zrobić
dla tych, którzy potrzebują pomocy.

- Mnie serce zaczyna szybciej bić na sam jego widok - odpowiedziała

Agnes szeptem. - Tak strasznie się cieszę, że przyszłaś, Elise. Bez ciebie
nie odważyłabym się z nim rozmawiać.

Spotkanie rozpoczęło krótkie przemówienie jednego z oficerów.
- Zostało powiedziane - zaczął - że Armia Zbawienia prowadzi Kościół z

powrotem do jednego z utraconych ideałów. Ale kto twierdzi, że to duch
Armii, który zwraca się do wszystkich narodów pod słońcem, jest
jedynym, co daje zwycięstwo? Radośni chrześcijanie istnieją rzecz jasna
również poza Armią Zbawienia, mimo to jest prawdą, że możliwość
zbawiania daje szczególną radość.

Agnes szturchnęła Elise w bok i szepnęła:
- Ja się już zdecydowałam. Zapiszę się do nich.
Elise nie odpowiedziała natychmiast, bała się, że ktoś dostrzeże, iż

siedzą tu i szepczą, nie słuchając kazania. Zarazem odczuwała coraz
większą niechęć do tego, by Agnes stała się członkiem Armii Zbawienia.
To niewłaściwe wstępować do Armii dlatego, że chce się uwieść jednego z
oficerów, pomyślała. Armia żąda, by każdy członek szczerze pragnął
służyć innym. Agnes nigdy nie była ani głęboko wierzącą osobą, ani
idealistką. Zainteresowała się Armią tylko dlatego, że jest zakochana w
Emanuelu.

Jesteś po prostu zazdrosna, mówiła sobie w duchu. To dlatego, że sama

miałabyś ochotę wstąpić do chóru. Poza tym Emanuel jest zbyt dobry dla
Agnes, powtarzała, jakby przytaczała też przeciwne argumenty. Myślała o
wszystkich historiach z chłopakami, które Agnes ma za sobą. To
prawdziwy cud, że Agnes nie nosi jeszcze dziecka do żłobka, ona, taka
lekkomyślna flirciara. Byłby to zarówno grzech, jak i wstyd, gdyby Agnes
udało się uwieść Emanuela, człowieka, który tak stanowczo opiera się
wszelkim pokusom i chce żyć w czystości.

Nagle przypomniała sobie pewien dzień, kiedy nieoczekiwanie

odwiedziła Agnes, która miała być sama w domu. Elise, tak jak to miała w
zwyczaju, poszła prosto na strych, Agnes jednak była zbyt zajęta tym, co
robiła, by usłyszeć, że ktoś idzie. Nie zauważyła niczego nawet wówczas,
gdy Elise ostrożnie uchyliła drzwi. Na wąskiej pryczy leżał jeden z

background image

chłopaków z jej ulicy, golusieńki jak go Pan Bóg stworzył, Agnes
natomiast, również naga, siedziała na nim. Wykonywała rytmiczne,
gwałtowne ruchy i jęczała przy tym głośno. Jej piersi podskakiwały w górę
i w dół, chłopak, czerwony jak burak, leżał na łóżku i też jęczał. Elise
nigdy przedtem nie widziała dwojga kochających się osób, więc nie od
razu pojęła, co oni robią. Była przekonana, że dziewczyna zawsze leży na
plecach, a chłopak kładzie się na niej, w najbardziej szalonych fantazjach
nie pomyślałaby, że to się może odbywać w taki sposób. Zaczerwieniona
ze wstydu cichutko zamknęła za sobą drzwi i na palcach zeszła ze
schodów.

Jak Agnes ma odwagę robić coś takiego? I w dodatku w taki sposób.
Kiedy Elise i Johan leżeli w lecie na błoniach, przypomniała sobie tamto

wydarzenie. Poczuła wtedy dziwne mrowienie w całym ciele i zapragnęła
być tak samo odważna jak Agnes, a w dodatku nie bać się konsekwencji
swoich czynów. Ona jednak się bała, i to bardzo. W jej życiu nie było
miejsca na dziecko. Jeszcze nie teraz.

Dzisiaj przeciwnie, tamto wspomnienie wzbudziło w niej gwałtowną

niechęć. Jeśli Agnes będzie kokietować Emanuela, być może uda jej się
skusić go, by zrobił z nią to samo. W myślach widziała Agnes nagą, jak
siedzi na Emanuelu tak, że on może się bawić jej piersiami. Wyobrażała
sobie, że jego serce zacznie bić tak mocno, że Agnes się roześmieje. „Jak
szybko bije twoje serce" - powie zaskoczona. „Tak, tak szybko nigdy
przedtem nie biło" - odpowie jej Emanuel.

Myśl o tym napełniła ją goryczą. Dlaczego była taka głupia i przyszła z

Agnes do Świątyni? Z tego nie może wyniknąć nic innego, jak tylko
nieszczęście.

Kazanie się skończyło i zaczęła grać orkiestra. Agnes śpiewała na całe

gardło. Właściwie to ona nie ma szczególnie ładnego głosu, pomyślała
Elise ze złością. Poza tym nie ma potrzeby wydzierać się tak głośno.

Kiedy spotkanie dobiegło końca, Elise bardzo chciała natychmiast

wracać do domu, obiecała jednak Agnes, że zostanie aż do wyjścia
Emanuela. Na szczęście niewielu ludzi chciało dzisiaj rozmawiać na ławce
dla grzeszników, niewielu też chciało jakichś wyjaśnień od oficerów.

Emanuel podszedł do nich z uśmiechem.
- Rozmawiałem z tymi, którzy zajmują się u nas nowymi członkami.

Kiedy miałabyś ochotę zacząć, Agnes?

- Równie dobrze mogę zacząć od razu - zawołała Agnes z zapałem.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
- Bardzo potrzebujemy takich entuzjastycznych członków jak ty

background image

No nie wiem, czy ona jest taką entuzjastką, pomyślała Elise ze złością.

Emanuel powinien wiedzieć...

Gdy tylko znaleźli się na chodniku, Agnes z wielkim zaangażowaniem i

żarem w oczach zaczęła mówić o swoim podziwie dla działalności Armii
Zbawienia. Musiała się naczytać jakichś artykułów albo innych broszur,
myślała Elise. Trudno jej było uwierzyć, że ona aż tyle wie. Agnes paplała
na temat pierwszych spotkań Armii Zbawienia w Oslo i o zachwycie, jaki
wzbudzały, chociaż miało to miejsce siedemnaście lat temu, a ona sama
nie przekroczyła wtedy chyba jeszcze roku. Teraz streszczała artykuły z
„Morgenposten", w których pisano, że nowa sekta, sądząc po tłumach,
które przyszły na spotkanie, z pewnością zdobędzie w mieście wielu
zwolenników. Elise miała ochotę się wtrącić i przypomnieć o protestach, o
których opowiadał jej Emanuel, o tym, że w dzielnicy Gronland
dochodziło do bójek tak gwałtownych, że krew się lała, wolała jednak
milczeć.

- To nie było słuszne ze strony „Morgenposten" nazywać nas sektą -

wtrącił Emanuel. - My nigdy sektą nie byliśmy. Pragniemy tylko stworzyć
liczne oddziały dla walczącego Kościoła Pana, oddziały prowadzące walkę
we wszystkich krajach, wśród wszystkich narodów. Naszym jedynym
wielkim celem jest ratowanie grzeszników.

W takim razie on powinien zacząć od Agnes, pomyślała Elise i z

przykrością sama stwierdziła, że jej myśli są wyjątkowo złośliwe. Uważała
jednak, że to okropne patrzeć, jak Agnes się wygłupia przed Emanuelem,
przekazuje mu poglądy innych, udając, że to jej własne przemyślenia, i
stara się go przekonać, że wie znacznie więcej, niż to w istocie ma
miejsce. Przecież jeszcze nie tak dawno one obie spotykały się niemal
każdego wieczora, a ona nigdy przedtem nie zauważyła, by Agnes
interesowała się Armią Zbawienia. Nie bardziej niż ona sama. Od czasu do
czasu przychodziły do Świątyni, raczej dla zabicia czasu i dlatego, że obie
lubiły śpiew i muzykę. A wybór w tym mieście był niewielki, właśnie
Świątynia lub „Perła", a w „Perle" słuchanie pijackich krzyków szybko
mogło się znudzić.

- Uważam, że to wspaniale, iż uczyniliście zasadę z tego, by nie

krytykować żadnych religijnych społeczności, ich wiary i obyczajów, i nie
wyrażacie się z pogardą o zachowaniu różnych pastorów i kaznodziei -
ciągnęła swoje niezmordowana Agnes.

Emanuel przytakiwał z ożywieniem.
- Nawet jeśli nas atakują, to my stosujemy zasadę, by nie oddawać. W

naszych Zasadach zapisano: „Rozmawiać o tym, co łączy, nie dyskutować

background image

o tym, co dzieli".

- Moim zdaniem to jest piękne.
W świetle latarni Elise zobaczyła, że twarz Agnes promienieje niczym

słońce. Widocznie to wszystko przeszło jej najśmielsze oczekiwania,
pomyślała i poczuła się nieprzyjemnie dotknięta. Chociaż Agnes nie jest
szczególnie ładna, ma jakąś zdolność budzenia w chłopcach
zainteresowania dla swojej osoby. Latem Agnes pokazywała też chętnie
więcej ciała, niż przyzwoitość na to zezwala, a Elise widywała ją kąpiącą
się przy Brekkedammen w samej bieliźnie, która po wyjściu z wody
oblepiała jej ciało i była kompletnie przezroczysta. Agnes nie zwracała na
to najmniejszej uwagi, choć wokół kręciło się wielu chłopców. Johan był
oburzony i powiedział, że Agnes zachowuje się niczym dziewczyny z
Vaterlandu. Elise się tym nie przejmowała, raczej brała Agnes w obronę.
Poza tym czuła się bezpieczna, wiedziała, że Johan nie da się skusić, a
skoro tak, to nie ma znaczenia, co koleżanka robi. Teraz jednak odczuwała
to zupełnie inaczej. Emanuel jest jej przyjacielem. To mało zabawne
patrzeć, jak bliski przyjaciel jest oszukiwany.

- Bardzo mi się też podoba, że stawiacie mężczyzn i kobiety na równi -

mówiła Agnes dalej z zachwytem. Jej głos był nieco wyższy niż zwykle. -
To nie do pomyślenia, że kobieta mogłaby być pastorem, a tymczasem w
Armii Zbawienia są kobiety kaznodziejki.

- I nie tylko to - odpowiedział Emanuel z takim samym zapałem. - To

my pierwsi zakładaliśmy przedszkola dla pracujących matek.

Elise nie wtrącała się do rozmowy. Była bardzo zmęczona i marzyła o

tym, by jak najszybciej wrócić do domu i położyć się do łóżka.

Dopiero gdy zbliżali się do wzgórza Aker, przypomniała sobie obietnicę

złożoną Annie.

Gdy Agnes w końcu na chwilkę zamilkła, skorzystała z okazji i zwróciła

się do Emanuela.

- Anna Thoresen, ta sparaliżowana dziewczyna, która mieszka piętro

niżej, pytała, czy nie mógłbyś zajrzeć do niej któregoś dnia i porozmawiać
z nią. Ona nie może zrozumieć, dlaczego Bóg dopuścił, by Johan popadł w
takie nieszczęście. Poza tym wkrótce skończą jej się niezbędne dla życia
lekarstwa.

Emanuel przystanął i patrzył na nią.
- Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że chętnie z nią porozmawiam i że

spróbuję zdobyć dla niej lekarstwa, które zażywa. Gdyby jednak okazały
się bardzo drogie, to nic nie mogę obiecać. Biedactwo, była całkowicie
zależna od swojego brata, prawda?

background image

Elise przytaknęła. - Strasznie mi jej żal.
- A przecież masz pod dostatkiem własnych zmartwień - szepnął cicho.
- Elise będzie czekać na Johana niezależnie od tego, co on wymyśli. -

Agnes włączyła się do rozmowy. - Nie znam narzeczonych, którzy byliby
bardziej w sobie zakochani niż Elise i Johan.

- Sam się tego domyśliłem - Emanuel stał i nadal na nią patrzył.
- Powinieneś był widzieć ich w „Perle" - paplała Agnes. - Tańczyli ze

sobą tak blisko, że, no wiesz...

Że też ta Agnes nie może przestać, pomyślała Elise ze złością.

Odwróciła twarz od przyjaciółki.

- Muszę wracać do domu. Peder i Kristian czekają na mnie.
- A ja mam jeszcze pytania, które chętnie bym zadała Emanuelowi

Ringstadowi - zawołała Agnes pośpiesznie. - Więc ty idź, Elise, a ja tu
zostanę.

Elise ruszyła w drogę, ale aż się w niej gotowało ze złości. Miała sobie

za złe, że doprowadziła do tego, by się poznali, chociaż wiedziała, że
Agnes będzie próbowała zdobyć Emanuela, nie mogła więc spodziewać
się niczego innego. Jednak jej gniew nie był z tego powodu mniejszy.
Wściekała się, że poszła do Świątyni, teraz już więcej tam nie pójdzie. Nie
była w stanie patrzeć, jak Agnes uwodzi Emanuela.

Że też on tak łatwo daje się omotać. Rozmawiał, żartował, wybuchał

śmiechem, był miły i serdeczny. Czy on naprawdę nie wie, że Agnes
chodzi o coś więcej niż tylko o śpiewanie psalmów i wykrzykiwanie
„Alleluja!"?

Czy nie dostrzega, że to lekkomyślna flirciara?
Do jakiego stopnia właściwie mężczyźni są głupi? Szczerze mówiąc, to

o tym przez cały czas myślała: Emanuel nie jest prawdziwym mężczyzną,
jest kompletnie bezwolny.

Wściekła na Agnes i Emanuela, zła na .samą siebie, biegła w stronę

domu, nie poświęcając ani jednej myśli łobuzom z Sagene.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Kiedy weszła do Andersengarden, najpierw zapukała do drzwi pani

Thoresen. Gospodyni była już w koszuli nocnej i właśnie miała zamiar
zgasić lampę w kuchni.

- Proszę pozdrowić Annę i powiedzieć, że dowiedziałam się tego, o co

mnie prosiła.

Pani Thoresen odwróciła się do niej zdumiona.
- A o co ona cię prosiła?
- Anna pragnie porozmawiać z kimś z Armii.
Na sam dźwięk słowa „Armia" twarz pani Thoresen zastygła.
- A czego ona od nich chce?
- To chyba nie takie dziwne, że Anna chciałaby rozmawiać z ludźmi,

którzy rozumieją więcej niż my. Niełatwo się pogodzić z takim losem, jaki
ją spotkał.

Pani Thoresen westchnęła.
- Anna dobrze wie, że nie ma innego wyjścia, jak tylko się z tym losem

pogodzić.

Elise nie była w nastroju do dyskusji. Zawsze uważała, że pani Thoresen

bywa zbyt surowa, jeśli chodzi o Annę, ale to nie jest właściwa pora na
takie rozmowy. - Ja w każdym razie dowiedziałam się tego, o co mnie
prosiła. Dobranoc, pani Thoresen. - Potem zamknęła drzwi i wolno weszła
na trzecie piętro.

W kuchni było ciemno, zarówno Peder oraz Kristian, jak i Hilda już się

położyli. Elise była straszliwie głodna, nie jadła nic od przerwy obiadowej,
ale nie miała siły zapalić lampy ani zrobić sobie kanapki. Rozebrała się
pośpiesznie i bosa wsunęła się do izby. Usłyszała spokojne oddechy trojga
swojego rodzeństwa i odetchnęła z ulgą. Od czasu, gdy Peder był
napastowany w szkole, Elise nieustannie nosiła w sobie lęk, że to by się
mogło powtórzyć. Jeśli chodzi o Kristiana, to nigdy nie była pewna, czy
ten chłopak czegoś nie wymyśli, to samo odnosiło się do Hildy. Ale teraz

background image

śpią spokojnie, więc z pewnością nie wydarzyło się nic szczególnego.

Stopy miała lodowate, a ciało rozdygotane od zimna. Nie trwało długo, a

zdała sobie sprawę z tego, że raczej nie zaśnie. Próbowała przywoływać
jakieś dobre myśli w nadziei, że to pomoże, ale za każdym razem, kiedy
już prawie udawało jej się zobaczyć Johana, obraz znikał i zamiast niego
pojawiała się Agnes z Emanuelem.

Co mnie to obchodzi, że Agnes zaciągnie go do jakiegoś ciemnego kąta,

myślała ze złością. To jest ich życie, ja nie mam z tym nic wspólnego.
Chociaż właśnie ona przedstawiła ich sobie, to nie odpowiada za to, czym
ta znajomość się skończy. Nie mogła też przestrzec Emanuela, bo to by
było nielojalne wobec Agnes. Poza tym on jest dorosłym człowiekiem i
sam musi brać odpowiedzialność za swoje czyny.

Znowu przymuszała się do myślenia o Johanie, próbowała wyobrazić go

sobie w więziennej celi. Gdyby tak mogła go odwiedzić chociaż raz.
Stanąć przed nim twarzą w twarz i powiedzieć mu, że kocha go tak samo
jak przed tymi nieszczęsnymi wydarzeniami i że rozumie, dlaczego podjął
desperacką próbę zdobycia pieniędzy.

Wkrótce Anna znowu nie będzie miała lekarstw, a przecież są dla niej

tak ważne. Co się stanie, jeśli Emanuel nie zdoła niczego załatwić? Elise
rzucała się w pościeli, nie mogła znaleźć pozycji, która pozwoliłaby jej się
rozluźnić. Gdyby ktoś zaproponował jej możliwość zdobycia pieniędzy w
nieuczciwy sposób i gdyby wiedziała, że to może uratować życie Anny, to
co by zrobiła? Czy posunęłaby się do kradzieży?

Nie, ona by się nie odważyła.
Ale chodziło raczej o odwagę, a nie lęk przed nieuczciwym postępkiem.

Bałaby się śmiertelnie, że zostanie przyłapana, że może trafić do więzienia
dla kobiet. Johan natomiast posiadał dość odwagi.

Złożyła ręce pod kołdrą i rozpaczliwie modliła się o to, by więzienni

strażnicy opowiedzieli zwierzchnikom, że Johan zachowuje się bez
zarzutu, więc można poprawić mu warunki, może dawać mu więcej
jedzenia, żeby się nie rozchorował.

Myśli Elise znowu powędrowały do Anny. Pani Thoresen nie jest w

stanie zdobyć więcej pieniędzy ponad to, co zarabia w fabryce, a to
wystarcza akurat, by obie nie umarły z głodu.

Czy jest coś, co Elise mogłaby zrobić, żeby im pomóc?
Nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł. Majster jest bogaty. Płaci za

pobyt matki w sanatorium i obiecał Hildzie, że jej pomoże, kiedy dziecko
przyjdzie już na świat. Wciąż też daje jej prezenty. Hilda mogłaby
sprzedać bransoletkę, którą niedawno od niego dostała, a gdyby odkrył jej

background image

brak, mogłaby skłamać, że ktoś ukradł ozdobę. Może Hildzie udałoby się
wydostać od niego chociaż parę koron? Nie musi przecież mówić, że to
dla Anny. Bo on się chyba nie bardzo przejmuje chorą sąsiadką, tylu
biednych i nieszczęśliwych ludzi mieszka nad rzeką Aker, Hilda mogłaby
udać, że chodzi o nią samą.

Ta myśl dodała jej odwagi. Jutro odbędzie z Hildą poważną rozmowę.
Nareszcie zdała sobie sprawę, że zbliża się sen.
Następnego ranka obudziła się kompletnie rozbita. Może to jakieś

zaziębienie? Większość znajomych chorowała w ciągu zimy wielokrotnie,
ale i tak musieli chodzić do pracy. Żebym tylko nie miała wysokiej
gorączki, to jakoś wystoję przy maszynie.

Zwlokła się z łóżka i poszła do kuchni, zapaliła naftową lampę, zaczęła

rozpalać w piecu, ale czuła się coraz gorzej. Miała dreszcze, trzęsła się tak,
że dzwoniła zębami. To nic nowego, że marznie, tym razem jednak było
inaczej. Ten chłód wypływał z jej wnętrza, chłód, którego nie można się
pozbyć niezależnie od tego, jak ciepło by się ubrała ani jak bardzo napali
w piecu. To nie jest zwyczajne zaziębienie, choroba pojawiła się nagle, bez
drapania w gardle, jak to zwykle bywa. Głowę Elise miała jak w wacie,
czuła, że zbliża się pulsujący ból. Bolał ją też brzuch.

- To pewnie dlatego, że wczoraj prawie nic nie jadłam - powiedziała

stanowczo sama do siebie.

Do kuchni weszła Hilda, ziewając.
- No i jak wczoraj poszło? Udało się Agnes?
Elise włożyła duże polano w płomienie, nie odwróciła się do siostry.
- Czy Agnes opowiedziała ci o swoim nowym wybranku? Hilda

roześmiała się.

- Ona nie mówi o niczym innym. Udało ci się go zobaczyć? Naprawdę

jest taki przystojny, jak Agnes by chciała?

- To jest kapitan Ringstad, ten, który załatwił buty dla ciebie i Pedera ze

świątecznych darów.

- Ach, to on? - Hilda znowu roześmiała się zaskoczona. - Nie

przypuszczałam, że z takim przystojniakiem spędziłaś noc w tej komórce.
Może nie ma się czemu dziwić, że aż huczy od plotek?

Elise prychnęła ze złością.
- Ja się nie przejmuję tym, jak on wygląda.
- No ale jak było wczoraj? Agnes coś uzyskała?
- Zapominasz, że on jest oficerem Armii Zbawienia. Agnes próbowała

wszystkiego, co tylko przyszło 'ej do głowy, ale nie wiem, czy coś
osiągnęła. Zresztą zostawiłam ich, kiedy doszliśmy do wzgórza Aker.

background image

Wyprostowała się, chciała porozmawiać z Hildą o Annie, ale poczuła, że

kręci jej się w głowie. Pośpiesznie chwyciła się futryny drzwi
prowadzących do izby.

- Co się dzieje? - Hilda patrzyła na nią przestraszona. - Jesteś chora?
- Nie wiem. Ale czuję się jakoś dziwnie.
- Najlepiej usiądź, a ja zrobię śniadanie i obudzę chłopców. - Hilda

szybko zdjęła nocną koszulę, umyła się w lodowatej wodzie i ubrała. Elise
zauważyła, że piersi siostry zrobiły się większe, a brzuch wyraźnie się
zaokrąglił.

Powoli oszołomienie mijało i Elise zaczęła się ubierać. Wciąż się trzęsła

od tego jakiegoś wewnętrznego chłodu, starała się jednak nie dopuszczać
do siebie myśli, że to coś groźnego.

- Nie mów nic Pederowi i Kristianowi, Peder zaraz zacznie się martwić.
- Nic im nie powiem, ale moim zdaniem nie wyglądasz dobrze. Czy nie

mogłabyś zostać dzisiaj w domu? Spróbuję przekonać majstra, żeby
porozmawiał z nadzorcą.

Elise gwałtownie potrząsnęła głową.
- Co by na to powiedziały inne dziewczyny? Trochę gorączki to nie

powód, żeby zostawać w domu. Jeśli miałabyś go o coś prosić, to byłoby
lepiej, żebyś zapytała, czy nie mógłby pomóc Annie. Wkrótce znowu nie
będzie mieć lekarstw.

Hilda zmarszczyła czoło, ale nic nie odpowiedziała.
Wkrótce przyszli chłopcy. Kristian naburmuszony i niechętny, Peder

zaspany. Wszyscy czworo jedli w milczeniu. Chociaż poprzedniego
wieczoru Elise była taka głodna, to teraz jedzenie rosło jej w ustach.
Wypiła tylko kubek kawy, ale kanapki nie ruszyła.

- Dlaczego nie jesz? - Peder patrzył na nią wielkimi, niebieskimi

oczami, przełykając łapczywie kolejny kęs chleba z serem.

- Nie jestem głodna. Możesz wziąć moją porcję, jeśli chcesz. Peder

chwycił pożądliwie kanapkę i już miał wbić w nią zęby, ale nagle
powstrzymał się. Potem wziął nóż i podzielił kanapkę na dwie części. -
Połowa dla ciebie, Kristian.

Elise spojrzała na niego wzruszona. W tym samym momencie

zauważyła twarz Kristiana. Oczy mu pociemniały. Powinnam była sama o
tym zadecydować, pomyślała z żalem.

Na dworze było zimno i mokro. Mróz nawet niewielki, ale północny

wiatr zacinał śniegiem. Czy ta zima nigdy się nie skończy? - żaliła się,
kuląc w przenikliwym wietrze.

Kiedy maszyny ruszyły, praca szła jej lepiej, niż się obawiała, tylko ból

background image

głowy wciąż narastał i raz po raz pojawiały się te zawroty głowy. Ciało
miała ciężkie jak z ołowiu. Bała się strasznie, żeby przez nieuwagę nie
wsunąć palców pod wielkie koło przędzarki. Jedna z dziewcząt straciła w
ten sposób rękę, a innej obcięło kilka palców. Najgorsze, co widziała, to
wypadek, kiedy jednej z prządek wkręciły się w maszynę długie włosy...

Nagle któraś z. robotnic zaczęła krzyczeć, wszystkie zwróciły

przerażone twarze w jej stronę. Z maszyny sypały się skry, raz po raz
wybuchały też płomienie.

Zapanował harmider, słychać było wrzaski i krzyki, zamieszanie, które

uciszył dopiero nadzorca. Zatrzymano maszyny i ugaszono pożar.

Na szczęście skończyło się lepiej, niż to początkowo wyglądało, ale cały

wypadek zostawił ślad w duszy Elise. Jak niewiele trzeba, żeby stało się
nieszczęście, jakie to ważne, żeby przez cały czas zachowywać jak
największą ostrożność. Ale pulsujący ból głowy, dreszcze wywołane
gorączką i nieustanne zawroty były bardzo niebezpieczne dla kogoś, kto
musi stać przy maszynie.

W końcu ogłoszono przerwę obiadową. Elise postanowiła, że zostanie w

fabryce i zje trochę gorącej zupy, którą przynieśli chłopcy z kuchni. Nagle
przypomniała sobie jednak, że w domu nie ma nic do jedzenia dla braci.
Poprzedniego dnia miała zamiar zrobić zakupy, ale jakoś się nie złożyło.

Nie miała też ochoty prosić Hildy, żeby poszła do domu, bo Hilda nosi

przecież w sobie nowe życie i musi się o nie troszczyć. Z głębokim
westchnieniem otuliła się więc chustką i zmagając się ze śnieżycą, ruszyła
w drogę.

Na rogu przed drzwiami Magdy zderzyła się z Evertem. Na jej widok

twarz chłopca rozjaśnił rzadko się teraz pojawiający sympatyczny
uśmiech.

Chociaż najbardziej ze wszystkiego pragnęła znaleźć się pod dachem,

nie miała serca tak po prostu obok niego przejść.

- No i co tam u ciebie, Evert? Czy zacząłeś już chodzić do szkoły?
Chłopiec skinął głową, był bardzo dumny.
- I mam się przeprowadzić.
Elise przystanęła i patrzyła na niego zdumiona.
- Masz się przeprowadzić?
- Gmina nie chce już dawać pieniędzy Hermansenowi, bo on je po

prostu przepija.

Elise patrzyła, wciąż niczego nie rozumiejąc. Gmina musiała od dawna

o tym wiedzieć, ale jakoś nic nie wskazywało na to, że jej pracownicy
przejmują się losem chłopca.

background image

- To twój żołnierz załatwił. Mam się przeprowadzić do pewnej starszej

pani, która mieszka nad panią Albertsen.

- Do pani Berg? Evert przytaknął.
- No to świetnie, Evercie. W takim razie jestem pewna, że będzie ci tam

dużo lepiej. Chociaż pani Berg jest stara i źle słyszy, to jest to bardzo miła
osoba.

Evert wciąż się uśmiechał. Elise zdała sobie sprawę, że rzadko widuje

jego uśmiech, nie wiedziała nawet, że stracił przednie zęby. Zresztą to i tak
późno, chłopiec przecież ma ponad osiem lat.

- Myślę, że teraz muszę już iść, jakoś nie najlepiej się dzisiaj czuję -

dodała i odwróciła się. - Kiedy przeprowadzisz się już do pani Berg,
będziesz mógł częściej nas odwiedzać.

Twarz chłopca znowu się rozjaśniła. Było jasne, że Evert ją uwielbia od

czasu, kiedy dała mu obrazek z gazety.

Była już w połowie drogi na drugie piętro, kiedy usłyszała, że ktoś

schodzi na dół. Może to jedna z samarytanek przyszła do Anny, pomyślała.
Możliwe, że znaleźli sposób, żeby załatwić dla niej lekarstwa.
Przygnębiona potrząsnęła jednak głową. Oni mają dość pracy ze
zdobywaniem jedzenia dla głodujących, jakim sposobem zdobyliby środki
na kupno drogich lekarstw?

Kroki zbliżały się, teraz było jasne, że to nie jest kobieta. Emanuel,

pomyślała. Miała ochotę zawrócić i uciec. Cóż to za głupstwa, upomniała
gniewnie samą siebie. Jeśli Emanuel przyszedł, żeby pomóc Annie, to
powinnam się tylko cieszyć.

W tym samym momencie na zakręcie schodów ukazała się sylwetka

mężczyzny i Elise nie miała już żadnych wątpliwości.

- Elise? - wyglądał na szczerze zdumionego. Więc przyszedł jednak nie

ze względu na nią.

- Cześć - powiedziała Elise bez uśmiechu, nie okazując radości, że go

widzi. Zresztą nie miała na to siły.

- Czy coś się stało? - Emanuel zatrzymał się kilka stopni ponad nią.
- Źle się czuję.
- A co ci dolega? - w jego głosie brzmiało zatroskanie.
- Sądzę, że zaczyna się grypa.
- W takim razie powinnaś leżeć w łóżku. Elise uśmiechnęła się cierpko.
- A jak myślisz, co nadzorca by na to powiedział? Emanuel milczał,

wyglądał na urażonego jej pełnym niechęci zachowaniem.

- Nie mogłaś zostać w fabryce przynajmniej na przerwę obiadową?

Pogoda jest okropna.

background image

- Muszę kupić jedzenie dla chłopców. Idę tylko najpierw do domu po

pieniądze.

- Ja mogę ci zrobić te zakupy. - W jego głosie tym razem słychać było

ożywienie.

Elise wahała się. Nie powinna chyba przyjmować od niego więcej

pomocy, niż już jej okazał, ale propozycja była kusząca. Tymczasem ona
mogłaby się położyć chociaż na chwilę, to może poczuje się lepiej, zanim
będzie czas wracać do pracy.

- Co mam kupić? Mogę zresztą założyć na razie pieniądze.
- Tylko trochę ryby i marchew. I bochenek chleba.
- Emanuel skinął głową i przeszedł obok niej, jakby chciał wyjść, zanim

ona zdąży się rozmyślić. Wchodząc na trzecie piętro, Elise zaczęła
żałować, że dała się namówić. Teraz Emanuel przyjdzie do niej, a ona
będzie musiała być dla niego miła, skoro wyświadczył jej taką przysługę.
Nie miała ochoty, żeby widział, jak źle się dzisiaj czuje.

Rozpaliła ogień w piecu, usiadła na kuchennym stołku i położyła głowę

na stole. Dzwoniło jej w uszach, huczało w głowie, bolały ją ręce i nogi, a
ten jakiś wewnętrzny chłód wciąż jej nie opuszczał.

Podstępnie skradało się zmęczenie. Nie mogła nic poradzić na to, że

czekając, zaśnie choćby na chwilę. Ocknęła się, bo ktoś nią potrząsał.

- Elise? - głos był cichy i zatroskany.
Nie miała siły otworzyć oczu, nie miała siły odpowiadać.
- Boże drogi - usłyszała, jak Emanuel mamrocze pod nosem. - Ona jest

poważnie chora.

Zanim zdążyła zaprotestować, Emanuel wziął ją na ręce, podniósł ze

stołka, zaniósł do izby i położył na łóżku. Coś w niej chciało protestować,
wyrywać mu się, zeskoczyć na podłogę, ale nie była w stanie nawet się
ruszyć. Pokój wirował wokół niej, a ona miała wrażenie, że znalazła się
poza własnym ciałem. Na pół przytomna poczuła, że Emanuel zdjął jej
buty i okrył ją kołdrą. Łóżko wydawało się takie przyjemne, Elise
pogrążyła się w delikatnej ciemności, wróciła do własnego ciała i miała
wrażenie, że razem z łóżkiem unosi się w ciemnym pokoju. Gdzieś bardzo
daleko słyszała, że ktoś hałasuje wiadrem na węgiel, i w zamroczeniu my-
ślała, że nie stać ich na ogrzewanie izby, skoro już pali się ogień w kuchni.
Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, znowu straciła przytomność.

Kiedy ocknęła się następnym razem, była taka spocona, że odrzuciła

kołdrę i desperacko próbowała ściągnąć z siebie mokre ubranie, które
lepiło się do ciała. W tej samej chwili zdała sobie sprawę, że Emanuel
nadal tutaj jest. Uniosła się na łokciu i oszołomiona spoglądała na niego.

background image

On siedział na łóżku Hildy i wyglądał tak, jakby spędził tam wiele godzin.
Elise przestraszyła się.

- Muszę iść do fabryki.
Emanuel potrząsnął głową i w tym samym momencie Elise zauważyła,

że na dworze zrobiło się ciemno. Strach chwycił ją za gardło.

- Wyrzucą mnie!
Emanuel wstał i podszedł do niej.
- Nie, Elise, postaram się, żeby nic ci się nie stało. Jesteś chora, masz

wysoką gorączkę. Hilda przyszła tu zobaczyć, co się z tobą dzieje, więc
powiedziałem jej, jak źle się poczułaś. Jestem pewien, że Hilda potrafi
wytłumaczyć to również nadzorcy.

Elise potrząsała głową, z rozpaczy zrobiła się jeszcze bardziej chora.
- Nie. Oline przecież wyrzucili.
- Wiem. Ale teraz o tym nie myśl. Widzę, że jesteś bardzo spocona.

Zdołasz sama przebrać się w nocną bieliznę czy mam ci pomóc?

Prawie nieprzytomna posłała mu urażone spojrzenie.
- Traktuj mnie jak pielęgniarkę, już przedtem zajmowałem się chorymi -

wyjaśnił Emanuel pośpiesznie.

Ona znowu potrząsnęła głową. Chociaż miała wrażenie, że nie zdoła

zdjąć z siebie ubrania, musi radzić sobie sama.

- W takim razie ja poczekam w kuchni.
Potrzebowała sporo czasu, żeby ściągnąć wilgotny sweter, spódnicę,

czarne, robione na drutach pończochy, ale w końcu jakoś się z tym
uporała. Cienka, sprana koszula nocna wydawała się przyjemnie chłodna
na rozpalonej skórze.

Wyczerpana Elise opadła na poduszki.
Emanuel zapukał i po chwili wszedł znowu do izby.
- Chciałabyś coś do picia?
- Tak, dziękuję. Trochę wody.
Wypiła cały ołowiany kubek, Emanuel wyszedł do kuchni i przyniósł

znowu świeżej wody.

- Wczoraj wieczorem nie zauważyłem, żebyś źle wyglądała -

powiedział. - Byłaś chyba tylko trochę bardziej milcząca niż zazwyczaj.

Elise nie odpowiadała. Nie umiałaby wyjaśnić dlaczego.
- Tak się ucieszyłem, kiedy cię zobaczyłem - mówił Emanuel cicho. -

Już się bałem, że więcej nie przyjdziesz.

Elise wciąż milczała, przymknęła oczy, była zadowolona, że on tu jest,

chociaż poprzedniego wieczoru tak się złościła.

- Bałem się, czy cię nie wystraszyłem - tłumaczył dalej. - Może nie

background image

powinienem był dawać ci tego listu. Nie miałem nic złego na myśli,
próbowałem tylko ci pomóc. Powinniśmy zostać przyjaciółmi, chociaż ty
jesteś zaręczona, a ja należę do Armii.

Elise wciąż nic nie mówiła, sprawiała wrażenie, że śpi.
- Ja cię kocham, Elise. - Jego głos był tak cichy, że musiała bardzo

nastawiać uszu, by słyszeć, co powiedział. - Nie ma nic złego w tym, że
kocha się innego człowieka. Miłość to najważniejsza siła, jaką my, ludzie,
zostaliśmy obdarzeni, i nie istnieją granice dla tego, co byłbym gotów
zrobić dla ciebie, jeśli mi tylko pozwolisz. Dałaś mi tak wiele, przede
wszystkim tp, że jesteś tym, kim jesteś. Twoja miłość do braci budzi ciepło
w moim sercu. Dzisiaj pewnie najbardziej chciałaś iść do fabryki, mimo że
miałaś gorączkę, ty jednak więcej myślisz o nich niż o sobie. Gdyby
wszyscy ludzie byli tacy jak ty, świat byłby o wiele lepszym miejscem.

Elise poczuła dławienie w gardle. Ten, dla którego mogłaby się

poświęcić i zrobić naprawdę wszystko, został jej zabrany. Bo dla Johana
gotowa była zrobić każdą rzecz na świecie. Chociaż ze sobą walczyła, jej
oczy napełniły się łzami, po chwili popłynęły po policzkach.

- Nie płacz, Elise. Ja ci pomogę.
Elise otworzyła oczy, zawstydziła się, że źle ją zrozumiał. Emanuel

wyjął czystą białą chusteczkę i otarł jej policzki.

- Będę tutaj przychodził codziennie, będę robił dla ciebie zakupy, palił w

piecu, parzył kawę. Niestety, nie bardzo umiem gotować, ale jeśli powiesz
mi, co mam robić, to jakoś sobie poradzę.

Elise lekko pokręciła głową.
- Ja muszę wracać do fabryki - powiedziała udręczonym szeptem.
- Najpierw jednak musisz wyzdrowieć. Mogę iść do dyrektora i

wyjaśnić mu sytuację. Jeśli on chciałby cię wyrzucić, to zagrożę mu, że
podam całą sprawę do gazet. Kiedy związki zawodowe dowiedzą się, że
pewna prządka utraciła pracę dlatego, że poważnie zachorowała, z
pewnością zareagują. W końcu cała sprawa dojdzie do szefa rządu.

Nie podobał jej się pomysł, że Emanuel będzie załatwiał za nią takie

sprawy, a już najmniej podobała jej się myśl, że będzie się tutaj pojawiał
codziennie. Jakby pani Albertsen i pani Evertsen nie miały i tak o czym
gadać... Nie była w stanie się nad tym zastanawiać.

- No a jak tam z Agnes? - spytała, żeby zmienić temat. Właściwie nie

zdawała sobie nawet sprawy, że to powiedziała, dopóki nie usłyszała
własnego głosu.

Emanuel milczał przez chwilę.
- To twoja dobra przyjaciółka?

background image

- Chodziłyśmy do tej samej klasy.
- Ale ona bardzo się od ciebie różni. Elise milczała.
- Biedaczka - westchnął Emanuel. - Ona też ma się z czym zmagać w

życiu.

Elise nie miała pojęcia, że Agnes zmaga się z czymś szczególnym, nie

była jednak w stanie nic powiedzieć.

- To bardzo szlachetne z jej strony, że chciałaby się poświęcić dla innych

ludzi, i to w sytuacji, w której sama się znalazła - ciągnął dalej Emanuel. -
Moim zdaniem Agnes będzie wspaniałym nabytkiem dla Armii.

Elise poczuła, że robi jej się gorąco ze złości.
- Chyba za dużo z tobą rozmawiam, widzę, że masz gorączkowe

wypieki na policzkach. - Emanuel poszedł w stronę drzwi. - Wydaje mi
się, że wracają twoi bracia, słyszę hałasy na schodach.

W tym momencie Elise przypomniała sobie Annę.
- Odwiedziłeś Annę, zanim przyszłam?
- Tak. Mieliśmy długą i szczerą rozmowę.
- Powiedziała ci, że znowu kończą jej się lekarstwa?
- Powiedziała. Będę o tym rozmawiał z majorem. Niełatwo nam robić

wyjątki, jeśli chodzi o potrzebujących, a jest tak strasznie dużo ludzi,
którzy oczekują pomocy, mimo wszystko jednak przypadek Anny jest
wyjątkowy. Spotkał ją znacznie gorszy los niż większość ludzi, a przy tym
ona jest takim ciepłym i niezwykle dobrym człowiekiem. To mądra
dziewczyna.

Elise skinęła głową.
- Dziękuję ci, Emanuelu. To najlepsza pomoc, jaką możesz mi

ofiarować.

Emanuel uśmiechnął się.
- Nic nie sprawia mi większej radości niż to, że mogę ci pomóc. Peder i

Krisitan z hałasem wpadli do kuchni. Kiedy zobaczyli

Emanuela, ucichli natychmiast. Elise słyszała, że rozmawia z nimi

spokojnie, półgłosem. Potem znowu zapadła w sen.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Elise spała całą noc i jeszcze długo następnego ranka. Nie zauważyła,

ani jak Hilda i chłopcy kładli się spać, ani jak wstawali. Przerażona usiadła
na łóżku. Za oknem było jasno, dzień musi być już w pełni. W fabryce z
pewnością wszyscy pracują od wielu godzin, a ona nie poszła tam po raz
drugi z rzędu. Chciała pośpiesznie wstać, ale znowu zakręciło jej się w
głowie. Oszołomiona i wyczerpana opadła z powrotem na poduszki. Kiedy
ocknęła się następnym razem, czuła, że nie jest w pokoju sama. I prawie
natychmiast go spostrzegła. Siedział w kucki przed piecem i dokładał drew
do ognia. Czuła się tak okropnie, że z ulgą przyjęła obecność drugiego
człowieka. Zarazem jednak nie mogła otrząsnąć się ze zdumienia, że on
zachowuje się w ten sposób, jakby to było rzeczą najbardziej oczywistą.
Czy w domach innych ludzi też podobnie sobie poczyna?

- Emanuel?
Odwrócił się gwałtownie i wyprostował.
- Nareszcie! - zawołał z wyraźną ulgą. - Już zaczynałem się o ciebie bać.

Nie obudziłaś się nawet wtedy, kiedy z hałasem sypałem węgiel do pieca.

- Czy ja spałam przez cały dzień, od wczoraj?
- Tak, i z pewnością dobrze ci to zrobi.

background image

- Biedny Peder, pewnie się bał.
- Starałem się go uspokoić, jak tylko mogłem. Hilda rozmawiała z

majstrem, który ze swej strony obiecał rozmówić się z nadzorcą. Nie
musisz się martwić o swoją pracę, Elise.

- Żeby tylko Oline się o tym nie dowiedziała. Musiałaby to uznać za

okropną niesprawiedliwość.

- Świat jest niesprawiedliwy. Emanuel podszedł do łóżka.
- Teraz wyglądasz trochę lepiej. Wczoraj byłaś potwornie blada.
- Od dawna tu jesteś? Emanuel wzruszył ramionami.
On był tu przez cały czas, odkąd chłopcy i Hilda wyszli, pomyślała.

Może siedział w tym zimnym pokoju, nie mając odwagi napalić w piecu,
żeby mnie nie budzić.

Emanuel usiadł ostrożnie na brzegu łóżka.
- Wygląda na to, że dojdziesz do siebie. Ale muszę przyznać, że

poważnie się o ciebie martwiłem. Taka jesteś szczuplutka, całe długie dnie
ciężko pracujesz, nie masz po prostu siły, żeby się przeciwstawić, kiedy
dopadnie cię choroba. Mnóstwo jest takich przypadków na fabrycznych
osiedlach wzdłuż rzeki Aker.

Elise skinęła głową.
- Cieszę się, że mi pomogłeś. Dla mojego rodzeństwa byłoby to bardzo

trudne.

Odpowiedział uśmiechem.
- Czy ty kiedykolwiek myślisz o sobie? Elise odwróciła wzrok.
- Nie czyń mnie lepszą, niż jestem. Często myślę bardzo źle o innych.
Emanuel wybuchnął śmiechem.
- Ty? Nigdy w to nie uwierzę.
On powinien wiedzieć, pomyślała. Gdyby czytał w moich myślach w

poniedziałek wieczorem...

- Czy w poniedziałek, kiedy wracaliśmy do domu po spotkaniu, byłaś z

jakiegoś powodu smutna?

Spojrzała na niego zdumiona. Czyżby on jednak potrafił czytać w

myślach?

- Złościłam się na Agnes. Moim zdaniem ona ci się naprzykrzała.
- Naprzykrzała? - Emanuel zdziwiony uniósł brwi. - Nie, to, co mówiła,

było bardzo interesujące. Agnes to dobra dziewczyna, która szuka
możliwości służenia innym.

Elise nic nie odpowiedziała. Nie miała ochoty mu przytakiwać, nie

chciała też powiedzieć, co naprawdę myśli. Przymknęła oczy.

- Chyba jeszcze trochę pośpię. Emanuel natychmiast wstał.

background image

- W takim razie pójdę do Anny i zajrzę jeszcze do ciebie, zanim wrócę

do domu. Tak na wszelki wypadek. A już niedługo chyba twoi bracia
przyjdą ze szkoły.

Elise zdawała sobie sprawę z tego, że powinna mu okazywać więcej

wdzięczności, nie była jednak w stanie tego robić. Nie tylko dlatego, że
czuła się marnie, lecz także dlatego, że było to dla niej za trudne.
Zwłaszcza teraz, kiedy w jego otoczeniu pojawiła się Agnes.

- Nie musisz już do mnie przychodzić - odparła, nie otwierając oczu.
Zaległa cisza.
- Wolałabyś, żebym nie przychodził? - w jego głosie słychać było urazę.
Elise nie odpowiedziała, udawała, że śpi. Słyszała, że Emanuel na

palcach podszedł do drzwi, potem zamknął je starannie za sobą i zniknął.
Łzy piekły ją pod powiekami. Tak bardzo chciała, żeby Emanuel był jej
przyjacielem, ale to niemożliwe. Niemożliwe, bo Johan mógłby się o tym
dowiedzieć przez innych więźniów, mających kontakty wśród strażników.
I niemożliwe także dlatego, że Agnes zrobi wszystko, co potrafi; by go
zdobyć, z pewnością zdoła w końcu zaciągnąć go do łóżka. Elise złościło
to, że Agnes na ogół otrzymuje wszystko, czego chce. Więc pewnie
poradzi sobie także i z tą sprawą.

Zmęczenie dawało o sobie znać. Ciężka i bezwładna pogrążyła się

wkrótce w gorączkowym śnie.

Obudził ją własny krzyk, otworzyła oczy i oszołomiona wpatrywała się

przed siebie. Przy łóżku stał Emanuel, miał na sobie płaszcz, w rękach
ściskał mundurową czapkę i wyglądał tak, jakby właśnie wychodził.

- Myślałam, że poszedłeś. Uśmiechnął się.
- Spędziłem trochę czasu na dole u Anny, nie mogłem jednak wyjść, nie

sprawdzając, co u ciebie.

- Miałam dziwny sen...
Emanuel skinął głową z uśmiechem, sprawiał wrażenie onieśmielonego.
- Wzywałaś mnie po imieniu. Elise spojrzała przestraszona.
- Naprawdę?
Emanuel znowu skinął głową.
- To musiał pewnie być zły sen, skoro krzyczałaś.
- Śniło mi się, że ktoś mnie związał tak mocno, iż nie mogłam się

uwolnić.

- Czy to ja zrobiłem?
Elise poczuła, że się czerwieni.
- Nie, bo ty też zostałeś związany.
- Razem z tobą? Przytaknęła.

background image

- To ta noc w komórce. Już raz po niej miałam ten sam sen.
- Krzyczałaś dlatego, że się mnie bałaś, czy dlatego, że było ci zimno?
- Śniło mi się, że próbuję się uwolnić, ale nie daję rady. Emanuel stał bez

ruchu i patrzył na nią.

- Uwolnić się ode mnie?
Elise nie odpowiedziała, odwróciła wzrok i poczuła się nieswojo.

Rozmowa schodziła na niebezpieczne tory.

- Ze mną jest tak samo, Elise - powiedział nagle Emanuel półgłosem. -

Wiem, że to się może źle skończyć, ale nie potrafię nic z tym zrobić.

W tej samej chwili usłyszeli, że chłopcy z hałasem wbiegają do kuchni.

Emanuel pośpieszył ku drzwiom i zniknął za nimi.

Elise wciąż leżała wzburzona. Emanuel sądził, że walczyła z za-

kazanymi uczuciami. Uczuciami wobec niego. Wyobrażał sobie, że oboje
znaleźli się w takiej samej sytuacji, że odczuwają do siebie nawzajem
pociąg. Żadne z nich nie ma do tego prawa, on dlatego, że jest oficerem w
Armii Zbawienia, a ona dlatego, że zaręczyła się z Johanem. Jak mogło
mu coś takiego przyjść do głowy? Nigdy przecież nie dawała mu żadnych
powodów do tego rodzaju podejrzeń. Wprost przeciwnie. Nawet Agnes
opowiadała o jej niezwykłym uczuciu do Johana, mówiła, że nie ma chyba
dziewczyny bardziej zakochanej w narzeczonym niż Elise. Dlaczego
Emanuel źle wszystko zrozumiał? Nie odpowiedziała mu na jego list, nie
podejmowała próby kontaktowania się z nim po tamtej nieszczęsnej nocy.

Z kuchni słychać było, że Peder i Kristian, przekrzykując się nawzajem,

coś opowiadają. Obaj byli ożywieni i przejęci, a nie przygnębieni i
naburmuszeni, jak to bywa, kiedy zdarza się coś złego. Nawet głos
Kristiana brzmiał pogodniej niż zazwyczaj. Elise odetchnęła z ulgą,
położyła się na boku i próbowała odegnać od siebie bolesne myśli.

Minęło sporo czasu, zanim chłopcy weszli do niej do izby. Milczący,

stanęli w progu, ostrożni, jak wtedy, kiedy zaglądali do leżącej tutaj matki.
Leżała w tym samym łóżku, blada, chuda i wycieńczona - pomyślała Elise,
dziękując w duchu majstrowi, który umożliwił matce leczenie w
sanatorium.

- Elise? - w głosie Pedera był lęk. Zwróciła się do brata z uśmiechem.
- Nie musicie mówić szeptem, ja nie śpię, a poza tym czuję się znacznie

lepiej.

Buzia Pedera rozpromieniła się. Nawet Kristian patrzył na nią

łagodniejszym wzrokiem niż zwykle.

- Żołnierz nakarmił nas zupą rybną. Czy on nie jest miły? Elise nie była

w stanie więcej poprawiać brata, niech już sobie nazywa Emanuela

background image

„żołnierzem".

- Owszem, jest miły. Napalił mi tutaj w piecu, poza tym pomógł też

Annie. Dobrze jest wiedzieć, że wśród ludzi z Armii Zbawienia są takie
anioły. Czy już sobie poszedł?

- Tak, mówił, że musi pomóc pani Berg. Evert ma się do niej

przeprowadzić.

Elise uśmiechnęła się.
- No widzisz, to też załatwił pan Ringstad. Naprawdę nie mam pojęcia,

co by się z nami stało, gdybyśmy go nie mieli.

Chłopcy wrócili do kuchni, ona leżała sama, pogrążona w myślach. Nie

powinnam mylić wdzięczności z innymi i silniejszymi uczuciami,
powiedziała sobie stanowczo. Człowiek nie powinien mylić współczucia z
miłością. Emanuel jest z pewnością wrażliwym człowiekiem i łatwo ulega
wpływom, a w takiej sytuacji nietrudno źle określić uczucia.

Żeby tak mogła odwiedzić Johana. Chociaż na parę krótkich minut.

Wystarczyłoby nawet, gdyby mogła porozmawiać z którymś ze
strażników, spytać go, jak Johan się miewa, czy jest zdrowy, czy bardzo
przygnębiony, czy też przyjmuje swój los z podniesioną głową,
zdecydowany wyciągnąć z tego wnioski, nauczyć się czegoś na własnych
błędach, przyjąć sytuację jak prawdziwy mężczyzna.

Tego ostatniego była akurat pewna. Johan nigdy nie pozwoli, by

przeciwności go złamały. Jest silny, potrafi znieść wiele, ma dość siły woli,
by wytrzymać, nie ulegać wpływom ludzi, którzy mają inny pogląd na to,
co dobre, a co złe.

Próbowała przywołać w myślach obraz narzeczonego, wyobrazić go

sobie takim, jakim teraz jest, ubrany w więzienne łachy, z łańcuchami na
nogach, w drodze do okropnej pracy, czyszczenia wychodków w Vika,
podczas gdy przechodnie posyłają mu szydercze, pogardliwe spojrzenia,
może nawet niektórzy spluwają, by okazać mu swoje najgłębsze
obrzydzenie. Dla Johana, który jest dumny i dotychczas, mimo ubóstwa,
zdołał zachować własną godność, taka sytuacja musi być niemal nie do
zniesienia. Mimo wszystko Elise była pewna, że Johan postanowił, iż
zniesie karę z podniesioną głową. Będzie zachowywał się przykładnie i
być może zyska możliwość odpłacenia za błędy, które popełnił.

Im wyraźniej go sobie wyobrażała, tym bardziej złościła się sama na

siebie za to, że tak beznadziejnie reagowała na sprawę Emanuela i Agnes.
Przymknęła oczy.

- Johan... - szeptała cichutko. - Kocham cię i nigdy nie pokocham

żadnego innego mężczyzny.

background image

W więziennych pomieszczeniach twierdzy Akershus Johan stał w

ciasnej celi i przygnębiony wpatrywał się w maszynę do robienia
pończoch, którą przed chwilą tutaj wstawiono. Został wyznaczony do
tkania pończoch, nie będzie wyrabiał metalowych guzików do żołnierskich
mundurów, jak wielu innych więźniów tej twierdzy.

Nie będzie też pracował jako tokarz ani nie pójdzie do kamieniołomów,

jak to sobie z początku wyobrażał. Szczerze mówiąc, myślał, że pracując
przy tokarce łub w kamieniołomach, nauczy się nowego rzemiosła, z
którego będzie mógł czerpać korzyści po wyjściu na wolność. W ten
sposób okres odosobnienia nie byłby czasem straconym. Ale robić
pończochy? Na co mu się to kiedyś przyda? To przecież nie mężczyźni, ale
kobiety zatrudniane są w tkalniach.

Czuł się zawiedziony także dlatego, bo myślał, że udało mu się zdobyć

sympatię otoczenia ze względu na swoją łagodność, zamiłowanie do
porządku i zachowanie. Zdjęto mu kajdany, z wyjątkiem lekkiego łańcucha
na jednej nodze. Poza tym słyszał, że w kamieniołomach panuje wesoły i
koleżeński nastrój. Więźniowie lubią ciężką pracę, pomaga im ona
uwolnić się od bolesnych myśli.

Ale gdy będzie siedział tutaj w samotności, w ciasnej celi, bez żadnego

innego zajęcia prócz robienia pończoch, to złe myśli będą krążyć po
głowie, jak zechcą.

A i tak wystarczająco ciężkie są długie więzienne noce. Już o wpół do

dziewiątej wszyscy muszą być na swoich pryczach i światła gasną.
Pozostaje mnóstwo długich godzin, które wloką się w ślimaczym tempie.
To niemal niemożliwe do zniesienia bolesne godziny, kiedy myśli
nieprzerwanie krążą wokół własnego nieszczęścia i jednego jedynego
pytania: jak mogłem być taki głupi i dać się namówić do stania na czatach
tamtej brzemiennej w skutki nocy? Lort-Anders oszukał go, ale to on musi
ponieść odpowiedzialność za swój czyn, mógł się przecież nie zgodzić.
Mógł tylko pilnować roweru i zadbać, żeby był gotowy, kiedy tamci będą
go potrzebować, zresztą nawet nie wiedział, jakie niebezpieczne plany oni
mają. Lort-Anders klepał go po koleżeńsku po plecach i przypominał mu
czasy, kiedy razem byli na morzu. Johan winien mu jest przysługę,
powtarzał, winien mu jest przysługę za to, że Lort-Anders czuwał przy
nim przez całą noc, kiedy Johan był chory. Johan bardzo dobrze pamiętał
tamte wydarzenia, zjadł wtedy coś nieświeżego i tak się rozchorował, że
obawiał się, czy nie umrze. Skoro więc Lort-Anders czuwał przy nim
wtedy, to Johan może teraz dla niego stać na czatach, powtarzał kolega z
chichotem.

background image

Domyślał się oczywiście, że tamci robią coś podejrzanego. Była noc,

najlepszy czas dla licznych ciemnych sprawek Lorta: Andersa. Ale
spokojne stanie na rogu ulicy z rowerem to jeszcze nie przestępstwo,
przekonywał sam siebie. Obiecano mu zapłatę tak kusząco wysoką, że nie
był w stanie się oprzeć, ponieważ musiał kupować lekarstwa i porządne
jedzenie dla Anny, poza tym dokładał po parę koron Elise, od kiedy
ostatniego lata postanowili, że się pobiorą. Ta cała sprawa wydała mu się
niczym dar z nieba.

Kiedy robota została wykonana, Lort-Anders wsunął mu szybko do

kieszeni nie tylko parę koron, lecz także dwie złote broszki. Johan tak się
śpieszył do domu, że zauważył te broszki dopiero, kiedy dotarł do
Sandakerveien. Wpadł wtedy w taką złość, że odszukał Lorta-Andersa
jeszcze tej nocy i groził mu, że pójdzie na policję, jeśli ten nie da mu
gotówki zamiast tych ozdób. Lort-Anders domyślił się, że Johan nie ustąpi
dobrowolnie, wygrzebał więc z kieszeni jeszcze garść koron, kiedy jednak
Johan chciał mu oddać obie złote broszki, odkrył, że jedna z nich zginęła.

Można by pomyśleć, że kryją się za tym jakieś tajemne moce. Całą

przerwę obiadową następnego dnia poświęcił na szukanie ozdoby, ale
wszystko na nic. Broszka po prostu zniknęła. Dopiero wieczorem przyszła
do niego Elise i powiedziała o swoim niezwykłym znalezisku. Że też
akurat musiała to być Elise! Dlaczego prześladował go ten pech? Gdyby to
była jakaś inna tkaczka czy prządka, przypuszczalnie milczałaby jak grób i
cieszyła się ze swojego wielkiego szczęścia, potem w największej
tajemnicy sprzedałaby ozdobę ludziom, którzy zajmują się tego rodzaju
sprawami i którzy potrafią milczeć. A co zrobiła Elise? Szczera niczym
dziecko i wciąż pełna lęku, że zrobi coś złego, nie odważyła się nawet
pójść do dyrektora w obawie, że zostanie posądzona o kradzież. Gdyby
poszła na policję, nikt by nie szukał broszki u Johana.

Cztery lata w tym piekle... Boże drogi, jak on to wytrzyma? Pojęcia nie

miał, jak zdoła przetrwać tę pierwszą zimę, skoro w celi panuje taki ziąb, a
on dostaje tak niewiele jedzenia, tylko suchy chleb i wodę. Jak długo silny
robotnik przeżyje na takim wikcie? Gdyby jeszcze mógł ćwiczyć ciało
przy ciężkiej pracy fizycznej, która by go rozgrzewała, ale siedzieć bez
ruchu w ciasnej dziurze to po prostu tortura.

Krótkie spacery też niewiele pomagały. Johan słyszał, że Lort-Anders

dostał dwanaście lat, ponieważ jest tak zwanym recydywistą - już kilka
razy przedtem siedział w więzieniu. Z pełnych nienawiści spojrzeń, jakie
posyłał mu w sądzie, Johan domyślił się, że Lort-Anders całą winą obarcza
właśnie jego. Prawdopodobnie uważał, że Johan na niego doniósł, ale to

background image

przecież nieprawda. Został zabrany przez policję dlatego, że znaleziono u
niego broszkę, on zaś nie chciał podać nazwiska człowieka, który zlecił
mu zadanie. Nic nie przekona Lorta-Andersa, jeśli już uwierzył w winę
Johana. Gdyby zostali posadzeni w jednej celi, życie Johana byłoby mało
warte...

Biedna mama. Biedna Anna. Biedna Elise. Matka oczekuje od niego

pomocy, Anna potrzebuje lekarstw. Elise napisała, że będzie na niego
czekać. Johan wierzył, że naprawdę tak myśli. Dzisiaj. Ale co będzie za
cztery lata? Elise podoba się chłopcom. Sama jeszcze nie zdaje sobie z
tego sprawy, Johan jednak i widział, i słyszał, jak inni młodzi mężczyźni
na nią reagują i co o niej mówią. Cztery lata to nieskończenie długi czas,
kiedy ma się osiemnaście lat i weszło się w najbardziej uwodzicielski
wiek. Blady, biedny i zaniedbany więzień kryminalny to nie jest ktoś, na
kogo by można czekać. Znowu poczuł, że narasta w nim gniew. Ze złością
tłukł pięściami w ścianę celi, dopóki ból mu na to pozwalał. Ten przeklęty
Lort-Anders. Johan znowu uderzył pięścią w ścianę, tym razem ze ska-
leczonej dłoni pociekła krew. - Ty przeklęty draniu!

Teraz całą wściekłość skierował przeciwko sobie samemu. - Jak mogłeś

być taki głupi, by dać się przekonać temu łobuzowi, temu diabelskiemu
pomiotowi? Ty idioto! - Znowu uderzył w ścianę. - Ty koński łbie! Ty
kretynie! - Ostatni cios był tak silny, że pociemniało mu w oczach.

Przed Andersengarden stała pani Evertsen pogrążona w cichej, poufałej

rozmowie z panią Albertsen.

- Teraz on znowu jest na górze. - Pani Evertsen szeptała roz-

gorączkowana, oczy lśniły jej z podniecenia.

- Tak, widziałam go, jak szedł. Zaraz po tym, jak Peder i Kristian wyszli

do szkoły, a potem to już cały czas tam siedział.

- To po prostu wstyd, powiadam pani. I to w domu tej biednej Jensine,

dobrej chrześcijanki i w ogóle.

- Jezu Chryste! - wyrwało się przestraszonej pani Albertsen. - Powiada

pani, że to on tam chodzi?

Pani Evertsen uroczyście przytakiwała.
- Elise wróciła do domu w przerwie obiadowej i spotkała go na

schodach. Widocznie zawczasu się umówili. Potem on poszedł na górę i
został tam przez resztę dnia.

- To Elise nie musiała wracać do przędzalni?
Pani Evertsen wzruszyła ramionami. - Nie mam pojęcia. Widocznie on

to jakoś urządził. Przecież w ostatnich czasach wydarzyło się mnóstwo
dziwnych rzeczy. Jensine leży w sanatorium, Peder i Hilda dostali nowe

background image

buty. Nie wiedziałam, że Armia Zbawienia ma tyle pieniędzy.

Pani Albertsen ze złością potrząsała głową.
- No i co my mamy z tym zrobić, pani Evertsen? Mamy tak po prostu

przyjmować ze spokojem wszystko, co się tu wyprawia?

Pani Evertsen stanowczo pokręciła głową.
- Mowy nie ma, żebym ja się na to godziła. Przekonają się o tym

wszyscy, którzy myślą, że są od nas wyżej, i którzy czują się od nas lepsi.

Gwałtownym ruchem głowy wskazała okno mieszkania na trzecim

piętrze.

Następnego ranka Elise zdołała jakoś wstać i powlokła się do fabryki,

chociaż wciąż miała dreszcze, straszny ból głowy i okropnie kaszlała. Nie
odważyłaby się jednak jeszcze przez jeden dzień zostać w domu.

Kiedy przeszła przez most, zobaczyła grupę robotnic, które pochyliły ku

sobie głowy i stały pogrążone w ożywionej rozmowie. Na jej widok nagle
umilkły, odsunęły się jedna od drugiej i stały nieruchomo, gapiąc się na
Elise.

Spojrzała na nie przestraszona.
- Strasznie dziś zimno, nie wchodzicie do środka? - W tym samym

momencie zauważyła, że jedną ze stojących jest Valborg.

- No i jak tam było wczoraj, Elise? Czy leżało ci się na nim tak samo

wygodnie jak ostatnio?

Elise przystanęła.
- O co ci chodzi?
- Nie wygłupiaj się. Dobrze wiemy, kto był wczoraj u ciebie. I to w

środku jasnego dnia.

- Byłam chora.
Valborg wybuchnęła śmiechem.
- A co, nagle dopadła cię choroba miłosna? Inne dziewczyny chichotały.
Elise chciała iść dalej, nie odpowiadając, ale Valborg zastąpiła jej drogę.
- Opowiedz nam trochę, Elise. Widzisz, my nie wiemy, jak to jest. Czy

on ma całe ciało takie białe jak ręce? No i nadaje się do czegoś w łóżku,
czy Johan był lepszy?

Elise poczuła, że złość się w niej gotuje.
- Zejdź mi z drogi, Valborg. Dobrze wiesz, że to nieprawda. On pomaga

Annie, pomógł też nam tak samo, jak pomaga wszystkim innym, którzy
tego potrzebują. To jest jego praca.

- Ach tak, taka jest jego praca? W takim razie sama chętnie bym wstąpiła

do Armii Zbawienia. - Roześmiała się głośno z tego, co powiedziała. - I
nie bądź taka nieprzystępna, Elise. Nie masz się czym pysznić. My same

background image

wiemy, jak to jest, nie wiemy tylko, jak to jest z jednym z nich.

Elise podjęła kolejną próbę wyminięcia dziewcząt, ale Valborg jej to

uniemożliwiła.

- Nie musisz kłamać, Elise. Bo i pani Albertsen, i pani Evensen widziały,

jak on szedł na górę, i wiedzą, że został tam potem cały dzień.

- Tylko że on nie był u mnie, powiadam ci. On był u Anny.
- Ach tak, on był u Anny. No to ja się zapytam.
W tym momencie pojawił się nadzorca i dziewczyny pośpiesznie

ruszyły do środka.

Tego ranka Hilda wyszła z domu bardzo wcześnie, Elise nie zdołała się

dowiedzieć dlaczego. Teraz rozglądała się za siostrą, ale jej miejsce wciąż
było puste. Boże drogi, westchnęła w duchu. Co Valborg i te pozostałe
powiedzą, kiedy odkryją, że to jest majster? Już teraz bała się powrotnej
drogi do domu wieczorem i postanowiła, że przynajmniej na przerwę
obiadową zniknie im z oczu. Na szczęście wszystkie miały tyle roboty, że
przestały się na nią gapić. Z drugiej strony łoskot maszyn ani kurz w
fabryce nigdy nie dręczyły jej tak okropnie jak dzisiaj. Ciekło jej z oczu i
raz po raz dostawała gwałtownych ataków kaszlu. Bała się, żeby rąbek
fartucha albo, Boże broń, palec nie wkręciły jej się w koło, kiedy oślepiał
ją kaszel i miała uczucie, że dławi ją ten gęsty, szary pył, który zalepiał jej
nos, usta i gardło. Jednak najbardziej przerażały ją zawroty głowy. Raz po
raz ziemia się pod nią uginała i Elise była bliska utraty przytomności.

Nadzorca musiał coś zauważyć, bo nieustannie spacerował koło jej

miejsca pracy z głęboką zmarszczką na czole i przyglądał jej się
krytycznie.

Boże drogi, nie pozwól, żebym straciła pracę, modliła się Elise w duchu.

Nie pozwól, żeby nadzorca się domyślił, jaka jestem chora i słaba. Nie
wiedziała, co Hilda mówiła majstrowi, ponieważ nie rozmawiały o
wczorajszym dniu, zauważyła jednak, że nadzorca patrzy na nią
podejrzliwie i raczej nie zechce przyjąć dalszych tłumaczeń.

Gdy tylko ogłoszono przerwę obiadową i maszyny stanęły pośpiesznie

przebiegła przez hol, nie oglądając się ani w prawo, ani w lewo. Słyszała
za sobą szepty i chichoty, nie miała wątpliwości, kogo one dotyczą.

Niebo się wypogodziło i w powietrzu pojawił się lekki zapach wiosny.

Elise poczuła się tak, jakby czyjaś delikatna dłoń pogłaskała ją na pociechę
po plecach. Wkrótce przyjdzie wiosna, skończą się mrozy i wilgoć. Gdy
tylko przestanie płacić za drewno i węgiel, będzie miała więcej pieniędzy
na jedzenie. A wtedy codziennie może dawać chłopcom gorący obiad.

Usłyszała hałasy po drugiej stronie mostu, ale w tej samej chwili znowu

background image

chwycił ją gwałtowny kaszel i z trudem utrzymywała się na nogach. Droga
nadal była śliska, a Elise osłabiona po wysokiej gorączce.

Kaszel w końcu ustał, a wtedy znowu dotarł do niej ten hałas.

Zobaczyła, że gromada chłopców stoi nad samym brzegiem rzeki,
niedaleko wodospadu.

Wszyscy wrzeszczeli. Przez chwilę obawiała się, czy to nie łobuzy z

Sagene, zdała sobie jednak sprawę, że ci tutaj są mniejsi, wyglądają
bardziej na uczniów. Może to jakaś grupa uciekła na wagary. A zresztą co
ją to obchodzi, nic jej do tego.

Przeszła przez most i miała zamiar biec dalej, kiedy dotarł do niej czyjś

płacz.

Odwróciła się i znowu spojrzała na gromadę chłopaków. Stali tak blisko

rzeki. Tuż przy wodospadzie.

W tej samej chwili zauważyła, że chłopcy tworzą podkowę, twarzami

zwróceni w stronę huczącej wody, i że wolniutko przesuwają się coraz
bliżej i bliżej brzegu.

Stała jak wryta.
Na Boga, co oni robią? Mrużąc oczy, wpatrywała się uważnie. Słońce

świeciło jej prosto w twarz, więc nie widziała dokładnie. Nagle przeniknął
ją dreszcz przerażenia. Nad samym brzegiem, odwrócony plecami do
wody, stał mały chłopiec. To jego ta banda popychała wolno w stronę
rzeki. Już bardzo niewiele brakuje, a dziecko dotrze do krawędzi i wpadnie
do wody.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Krzyknęła głośno z przerażenia, rozejrzała się pośpiesznie za jakąś

pomocą, ale ponieważ nikogo w pobliżu nie było, rzuciła się w stronę
rzeki z wołaniem:

- Przestańcie! Na Boga Wszechmogącego, przestańcie! Co wy robicie?!

background image

- zdawała sobie sprawę, że krzyczy przejmująco, ale łoskot wody ją
zagłuszał. Nogi niosły ją same, wymachiwała rękami, wołała i krzyczała
na przemian.

W końcu któryś z chłopców musiał coś usłyszeć, bo odwrócił głowę i

zobaczył biegnącą Elise. Widziała, że mówi coś do pozostałych, oni też się
gwałtownie odwracali, w którymś momencie jeden rzucił się do ucieczki i
po chwili cała grupa się rozpierzchła. Zanim zdążyła dobiec na miejsce,
nikogo już nie było, został tylko ten najmniejszy chłopiec.

- Peder! - Elise objęła go mocno i ze szlochem przyciskała do siebie. -

Rany boskie, co się stało? Co oni ci zrobili?

Pochyliła głowę nad jego potarganymi włosami, trzymała go mocno,

przyciskała do siebie, szlochając.

- Peder, mój kochany, co oni ci zrobili? Powiedz coś, Peder. Opowiedz

mi, co się stało. Na Boga, mów coś do mnie! Dlaczego oni cię tutaj
otoczyli?

Peder jednak stał bez ruchu, jak wrośnięty w ziemię. On, który tak łatwo

wybuchał płaczem, był otwarty i opowiadał o wszystkich swoich
przeżyciach, teraz nie wykrztusił ani słowa.

- Peder. - Przycisnęła go tak mocno, że ze świstem wciągał powietrze. -

Mów coś do mnie, Peder. Powiedz coś. Pójdę do szkoły i opowiem o
wszystkim, co widziałam. Teraz zabiorę cię ze sobą do domu, ugotuję coś
do jedzenia, żebyś mógł się rozgrzać. Potem zostaniesz na dole u pani
Thoresen, a ja pójdę do szkoły.

Nareszcie chyba coś się w nim rozwiązało, ciałem chłopca wstrząsnął

szloch, Peder dał znak, że powinni już iść. Elise wciąż obejmowała
ramieniem jego barki i tak szli wolno, jak najdalej od rzeki i wodospadu.
Żadne z nich nie oglądało się za siebie.

Dopiero kiedy weszli po schodach i znaleźli się w kuchni, blada twarz

chłopca znowu się lekko zarumieniła. Elise przytuliła go do siebie mocno,
rozcierała jego plecy, obejmowała go, mamrotała jakieś pocieszające
słowa. Nawet kiedy dokładała drew do pieca, jedną ręką obejmowała
brata, nie miała odwagi go wypuścić.

- Nie przejmuj się nimi - płakała, a łzy ciekły jej z oczu. - Oni chcieli cię

tylko przestraszyć, nigdy nie odważyliby się wepchnąć cię do wody.

Wtedy w spojrzeniu chłopca pojawił się błysk, Peder skinął głową.
- Nie - szepnął. - Nie, oni chcieli wepchnąć mnie do wodospadu.
- Nie odważyliby się. Bo wtedy przyszłaby policja i zamknęła ich w

więzieniu.

Peder potrząsał głową.

background image

- Ale przecież nikt nas nie widział, tylko ty.
Jego drobne ciało dygotało jak w febrze. Wtulił twarz w ciało siostry i

wybuchnął gwałtownym szlochem.

Elise uklękła przy nim i tuliła dziecko, dopóki płacz nie ucichł. Głaskała

Pedera po włosach, całowała w policzki i szeptała do ucha czułe słowa.

- Ty jesteś najlepszy, Peder. Najpiękniejszy, najgrzeczniejszy i

najdzielniejszy chłopiec na całym świecie. Oni są po prostu zazdrośni
dlatego, że jesteś taki dobry.

Peder uniósł ku niej zapłakaną twarz.
- Co człowiekowi pomoże, że jest dobry, kiedy inni mają władzę? Ich

było ośmiu przeciwko mnie jednemu, Elise. Oczy mieli czarne ze złości.

Elise skinęła głową.
- To była zazdrość, Peder. To od zazdrości człowiek ma czarne oczy. Ale

od czego to się zaczęło? Dlaczego oni cię prześladują?

- Z powodu moich butów. No i mówią, że ty jesteś w ciąży i będziesz

mieć dziecko z żołnierzem. Powiedzieli, że wszystkie pieniądze dostajemy
z Armii tylko dlatego, że ty się do niego zalecasz.

Elise z całej siły zacisnęła zęby. Musiał to być jakiś pechowy wieczór,

kiedy w Świątyni po raz pierwszy spotkała Emanuela. Przyniósł
nieszczęście nie tylko jej samej, lecz także Pederowi. Jacy oni są zawistni,
zarówno Valborg, jak i dziewczyny z fabryki oraz dzieciaki na ulicy. To, że
ktoś ma odrobinę więcej niż inni, uznawane jest jako niesprawiedliwe. Z
tego powodu gotowi by odebrać człowiekowi życie.

- Teraz ugotuję ci owsianki na mleku, a potem zejdziemy na dół do pani

Thoresen. Jeśli ona nie przyszła do domu na przerwę obiadową, to i tak
jestem pewna, że będziesz mógł posiedzieć u Anny, dopóki nie wrócę.

W końcu chłopiec się uspokoił, pociągał jeszcze nosem, ocierał oczy

rękawem kurtki, ale odszedł już od siostry.

- Nie odważę się jutro iść do szkoły, Elise. Nawet jeśli nauczyciel mnie

zbije za to, że nie przyszedłem.

- O tym porozmawiamy, jak wrócę ze szkoły. Teraz muszę się śpieszyć z

gotowaniem owsianki, żebym zdążyła jeszcze do szkoły, zanim będę
musiała wracać do fabryki.

- Czy ty nie jesteś chora, Elise? - braciszek popatrzył na nią

zatroskanymi, pełnymi łez oczyma.

- Teraz już nie. - Wyjęła z szafki torbę z owsianką, a także bańkę z

mlekiem w nadziei, że uda jej się nie dopuścić do kolejnego, gwałtownego
ataku kaszlu, kiedy będzie rozmawiać z nauczycielem.

Gdy tylko zupa była gotowa, wzięła garnek i ruszyła ku drzwiom.

background image

- Chodź, Peder. Poczęstujemy też Annę, będziecie sobie mogli zjeść

razem.

Pani Thoresen nie było w domu, co ucieszyło Elise. Wolała, kiedy Anna

jest sama, lepiej im się wtedy rozmawia.

Kiedy zapukała do drzwi izdebki i Anna jej odpowiedziała, odniosła

wrażenie, że przyjaciółka jest słabsza niż zazwyczaj. Żeby tylko Emanuel
jak najszybciej zdobył te lekarstwa, pomyślała zmartwiona. Jak zwykle
twarz Anny rozjaśniła się na jej widok.

- Elise? Jak się cieszę.
- Zgodzisz się przyjąć pewnego małego gościa? Peder miał bardzo

nieprzyjemne przeżycie, nie mam odwagi zostawić go samego.

- Naturalnie. Cześć, Peder. Jak miło, że chciałeś mnie odwiedzić.
- Ugotowałam trochę owsianki i pomyślałam, że moglibyście zjeść

razem - mówiła dalej Elise zdyszana. Czas mijał, zaczynała się
denerwować, że nie zdąży wszystkiego załatwić.

Peder usiadł skrępowany na stołku przy łóżku. Kiedy Elise wyszła do

kuchni po talerze i łyżki, usłyszała, że chłopiec zaczął opowiadać Annie,
co się stało. To dobry znak.

Wróciła do pokój u i po twarzy Anny poznała, że ta jest wstrząśnięta.

Oczy jej błyszczały, spoglądała na Elise bezradnie i wciąż z
niedowierzaniem potrząsała głową.

- Muszę już lecieć. Dziękuję, że chcesz mu pomóc, Anno.
- To Peder pomaga mnie. Leżałam tu i użalałam się sama nad sobą, a

teraz będę rozmyślać o czymś innym.

Na szkolnym dziedzińcu Elise zauważyła grupkę stojących razem

chłopców. Miała wrażenie, że niektórych z nich rozpoznaje. Pochylali ku
sobie głowy, potem to jeden, to drugi odwracali się do niej i posyłali jej
nienawistne spojrzenia. Pewnie domyślali się, dokąd idzie. Może dla
Pedera będzie jeszcze gorzej, jeśli naskarży nauczycielowi. Ta myśl ją
przeraziła.

W tym samym momencie zauważyła Kristiana. Stał kawałek dalej od

tamtych, razem z dwoma chłopcami, których Elise przedtem nie widziała.
Kristian na pewno ją zauważył, ale udawał, że nie widzi siostry.

Z tej strony nie powinnam się chyba spodziewać pomocy, pomyślała z

westchnieniem.

Odszukała drogę do pokoju nauczycielskiego i zapytała o wychowawcę

Pedera. Ten akurat wychodził. Powiedziała mu pośpiesznie, kim jest i że
chciałaby porozmawiać w ważnej sprawie. Nauczyciel wyjął zegarek z
kieszeni kamizelki.

background image

- Zaraz będzie dzwonek. Nie możemy omówić tego jutro?
- Ale przytrafiło się coś okropnego - tłumaczyła Elise. Nie chciała

przerwać, dopóki nie wytłumaczy mu wszystkiego. - Cała gromada
chłopaków próbowała wepchnąć Pedera do rzeki przy wodospadzie.

Nauczyciel wytrzeszczył oczy.
- To Pedera nie ma w szkole?
- Owszem, był. Ale musiało się coś przytrafić na poprzedniej przerwie.

Teraz mój brat jest w domu, jest taki przerażony, że nie wiem, czy będzie
w stanie przyjść jutro do szkoły.

- To znaczy, że opuścił szkołę w czasie przerwy? - nauczyciel patrzył na

nią surowym wzrokiem.

- Nie wiem, dlaczego się znalazł koło mostu. Wracałam z fabryki do

domu, kiedy usłyszałam jakieś hałasy i zobaczyłam ich wszystkich.
Otaczali go półkolem, on stał plecami do rzeki. Wyraźnie widziałam, jak
przerażony cofa się powolutku. Został jeszcze tylko maleńki kawałek,
krok czy dwa, a byłby wpadł do wody.

Nauczyciel zmarszczył czoło, ale wyglądało na to, że jej niedowierza.
- Chłopcy w tym wieku często sobie nawzajem dokuczają, jesteśmy do

tego przyzwyczajeni, ale żeby nastawali na czyjeś życie, to raczej trudno
mi uwierzyć. Porozmawiam z Pederem. Chętnie bym się dowiedział,
dlaczego w czasie przerwy opuścił teren szkoły. To jest surowo
zabronione.

Potem odwrócił się i pomaszerował szybkim krokiem wzdłuż korytarza.

Najwyraźniej uznał rozmowę za zakończoną.

Elise patrzyła w ślad za nim z gniewem w oczach. Więc teraz to Peder

zostanie przywołany do porządku, myślała oburzona. A nie chłopcy, którzy
go prześladowali.

Gdy w jakiś czas potem wracała na górę do Anny i Pedera, zauważyła na

schodach śnieg, którego tu nie było, kiedy wychodziła.

Jeśli to Emanuel, nie będę w stanie spojrzeć mu w oczy, pomyślała zła

na samą siebie.

To był Emanuel. Siedział w izbie i rozmawiał z Anną oraz Pederem.

Wyglądało na to, że Peder zapomniał na jakiś czas o strachu i z
ożywieniem opowiadał o tym, jak ubiegłego lata łapał ryby na haczyk.
Elise odniosła wrażenie, że Emanuel dobrze się czuje z nimi obojgiem.
Anna leżała uśmiechnięta i spoglądała to na Emanuela, to na Pedera.

Kiedy Elise weszła, oczy wszystkich skierowały się na nią.
- Elise! - zawołał Peder z ożywieniem. - Emanuel obiecał, że latem

zabierze mnie do Brekkedammen i będziemy łowić ryby.

background image

Elise skinęła głową. Nie była w stanie odpowiedzieć bratu z takim

samym zachwytem, chociaż z ulgą patrzyła, że chłopiec doszedł do siebie.

- Czy mogłabym zamienić z tobą parę słów w kuchni, Emanuelu?
On natychmiast wstał i poszedł za nią. Elise starannie zamknęła za sobą

drzwi.

- Czy Peder i Anna opowiedzieli ci, co się stało?
- Peder mówi, że jakieś łobuzy zachowały się wobec niego okropnie i że

poszłaś do szkoły, żeby porozmawiać z nauczycielem.

Elise patrzyła na niego z powagą.
- Mało brakowało, a wepchnęliby go do wody przy samym

wodospadzie.

Emanuel patrzył na nią, na jego twarzy malowało się przerażenie.
- Co ty mówisz? Elise skinęła głową.
- Akurat byłam wtedy na moście, bo szłam do domu. - Pośpiesznie

opowiedziała mu, co się stało.

Emanuel wciąż patrzył na nią z otwartymi ustami.
- Oni nie mogli tego robić na poważnie. Nie mogło im to przyjść do

głowy.

- Owszem, wyglądało na to, że im przyszło. Gdybym ja się nie zjawiła...

- umilkła i głośno przełknęła ślinę.

- Czy szkoła zgłosiła to na policji?
- Wygląda na to, że nauczyciel mi nie uwierzył. Bardziej interesowało

go to, że Peder bez pozwolenia opuścił teren szkoły.

Emanuel w najwyższym zdumieniu potrząsał głową.
- To najgorsze, co kiedykolwiek słyszałem.
- A ja się cieszę, że mi wierzysz - wahała się przez chwilę. - Pytałam

Pedera, dlaczego oni to zrobili, i dowiedziałam się, że to z powodu jego
nowych butów. Słyszeli poza tym plotki o mnie i o tobie, i uważają, że ja
wyłudzam pieniądze z Armii.

Emanuel słuchał z niedowierzaniem.
- To niemożliwe - powiedział ochrypłym głosem.
- Nie możesz tu przez jakiś czas przychodzić. W każdym razie nie

możesz przychodzić wtedy, gdy ja jestem w domu. Jeśli chcesz odwiedzić
Annę, musisz to zrobić w czasie, kiedy ja jestem w fabryce. Jeśli plotki
będą miały co chwila nową pożywkę, to naprawdę nie wiem, czym się to
wszystko skończy.

Emanuel skinął głową, sprawiał wrażenie przygnębionego.
- Bardzo mi przykro z tego powodu, Elise. Nie przypuszczałem, że

dzieci mogą być takie złośliwe.

background image

- Znajdują się pod wpływem dorosłych, a ludzie bywają zawistni.

Większość z nich ma niewiele środków do życia, nie wszystkim wystarczy
na tyle, by głód nie zaglądał im w oczy. Kiedy widzą, że ktoś ma troszkę
więcej niż oni, pojawia się zawiść.

- Ale żeby zrobić coś tak potwornego... - potrząsał z niedowierzaniem

głową.

- Można znieść i głód, i nędzę, kiedy wszyscy wokół cierpią tak samo.

Gdy jednak ludzie mają wrażenie, że ktoś wyłudza dla siebie dodatkowe
korzyści, wtedy przychodzi bunt.

- I żeby to się zwracało przeciwko tobie, takiej skromnej... Elise

machnęła ręką, czuła się skrępowana.

- Wszystkiemu winne są plotki. My tutaj na tej ulicy mamy dwie

plotkary, jedna mieszka w naszym domu, a druga w sąsiedztwie. Ten stróż
nocny, który znalazł nas w komórce, rozpowiedział o nas wszystkim, a te
dwie tylko na to czekają, zawsze czujne, żeby się dowiedzieć czegoś o
innych. I nie ma żadnego znaczenia, że zarówno ty, jak ja wiemy, że nie
zrobiliśmy niczego złego. Dopóki plotkary wierzą w co innego,
pozostaniemy na językach. A ze względu na Pedera nie chciałabym
ryzykować więcej gadania. Dlatego muszę cię prosić, żebyś się trzymał od
nas z daleka. Emanuel stał bez ruchu i patrzył na nią.

- To straszna niesprawiedliwość, że nie będę mógł cię widywać tylko

dlatego, iż jakieś plotkary roznoszą złe plotki.

Elise przytaknęła.
- Mimo wszystko muszę cię o to prosić. - Podeszła do drzwi izby, dłużej

nie chciała już z nim rozmawiać. Emanuel musi przyjąć do wiadomości, że
sprawa jest poważna.

- Peder, muszę wrócić do fabryki. Czy naprawdę chcesz, żeby on u

ciebie został, dopóki nie wrócę, Anno?

Anna skinęła głową.
- Oczywiście. Nareszcie nie będę musiała tu leżeć sama. Elise skinęła

więc głową Emanuelowi i pośpiesznie wyszła. Dopiero w drodze
powrotnej do fabryki dotarło do niej, co się tak naprawdę stało. Było to tak
niesłychane, że wprost nie mogła o tym myśleć. Szarpał nią straszny
gniew, zarazem jednak przepełniał ją strach. Od chwili, kiedy po raz
pierwszy dostrzegła gromadę chłopaków, aż do momentu, gdy wróciła ze
szkoły, czas minął tak szybko. Nawet nie zdążyła poczuć strachu. Dopiero
teraz. ..

Co dalej będzie z Pederem? Jak mogłaby sprawić, by podobne wypadki

więcej się nie powtarzały? Chłopcy z pewnością widzieli ją w szkole i

background image

domyślili się, dokąd zmierza. Jeśli teraz nauczyciel ich ukarze, z
pewnością będą się mścić.

Równocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że musiała o całej sprawie

powiedzieć, taka poważna historia nie może zostać zlekceważona. Gdyby
jeszcze nauczyciel okazał jej więcej zrozumienia, to mogliby razem się
zastanowić, co teraz robić. Tymczasem on ją zlekceważył, Elise czuła się
osamotniona i kompletnie bezradna.

Jedynym człowiekiem, który chce jej pomóc, jest z pewnością Emanuel,

ale jego przepędziła od siebie na dobre.

W hali fabrycznej powitały ją te same podejrzliwe spojrzenia, ale tym

nie będzie się martwić. Elise jest silna, potrafi stawić czoła plotkarkom.
Gorzej ma się sprawa z Pederem.

Kiedy dzień pracy nareszcie się skończył, Elise pośpiesznie wyszła

przed wszystkimi, przebiegła przez most i nie zwolniła, dopóki nie
znalazła się w domu.

Peder siedział na stołku obok łóżka Anny i wycinał obrazki z jakiegoś

kobiecego pisma, które Anne dostała od swojej przyjaciółki. Akurat w tej
chwili był zajęty zdjęciem kinematografu na Stortingsgaten. Wielki plakat
oznajmiał, jaki film jest właśnie pokazywany: Uprowadzona w czasie
podróży poślubnej. Kinematograf został otwarty jakieś pół roku temu i
Elise słyszała, że jest tam co najmniej sto miejsc siedzących oraz
dwadzieścia stojących. Film trwa mniej więcej pół godziny, a przez cały
czas przedstawienia pewna dama gra na fortepianie. Wydawało jej się to
niezwykle interesujące.

- Popatrz, Elise. Tam powinnaś pójść - Peder promieniał niczym

słoneczko, taki był zajęty obrazkami, że chyba zapomniał o ponurych
przeżyciach z przedpołudnia. - Jak będę bogaty, to cię tam zabiorę i
będziemy siedzieć w najpierwszym rzędzie foteli, będziemy oboje patrzeć
na przesuwające się przed naszymi oczyma obrazy.

Elise uśmiechnęła się.
- Bardzo chętnie z tobą pójdę, Peder. A potem wybierzemy się do

ogrodów Tivoli i będziemy zajadać ciastka w kawiarni.

Zwróciła się do Anny.
- No i jak wam tu było przez cały dzień?
- To najprzyjemniejszy mój dzień od bardzo dawna. Kapitan Ringstad

był z nami prawie do zmierzchu, czytał nam głośno i bawił się z Pederem.
To najsympatyczniejszy człowiek, jakiego w życiu spotkałam.

- Kupił jedzenie dla Anny i kandyzowany cukier dla mnie. - Peder

mówił z takim przejęciem, że buzia mu się rumieniła. - I powiedział, że jak

background image

przyjdzie znowu, to będzie miał dla mnie coś specjalnego.

W tym momencie Elise zauważyła, że Anna się rumieni. Nagle przyszła

jej do głowy zdumiewająca myśl. Anna chyba nie jest zainteresowana
Emanuelem? Czyżby ona także? Agnes i Anna, rany boskie, toż to się robi
tłum. Ale właściwie to tak jest lepiej, pomyślała. Kiedy pani Evertsen
odkryje, że to Annę Emanuel odwiedza, może plotki na mój temat
przycichną. Pani Evertsen bardzo współczuje Annie, więc z pewnością na
nią plotkować nie będzie.

Peder był niezwykle ożywiony aż do czasu, kiedy trzeba było szykować

się do spania. Wtedy nagle jego nastrój uległ zmianie. Patrzył na Elise ze
łzami w wytrzeszczonych oczach.

- Nie pójdę jutro do szkoły, Elise. Oni wepchną mnie do rzeki.
- Nie odważą się zrobić czegoś takiego jeszcze raz, Peder. Ale chłopiec

był głuchy na wszelkie tłumaczenia. Raz po raz zanosił się szlochem.

- Ja się nie odważę. Tak strasznie cię proszę, Elise. - Patrzył na nią

błagalnie, a łzy spływały mu po policzkach. - Obiecuję, że będę pomagał
ci we wszystkim, jak tylko potrafię. Mogę szorować schody, obierać
ziemniaki i prać swoje skarpety, tylko nie wypędzaj mnie do szkoły.

- Porozmawiamy o tym jutro rano, Peder. Teraz jesteś zmęczony i

wszystko wydaje ci się gorsze, niż jest w rzeczywistości.

- Nie może mi się wydawać gorsze, niż jest. Gdybyś nie przyszła, Elise,

to ja bym już się utopił.

- Co ty wygadujesz, nic podobnego. To jasne, że nie odważyliby się

wepchnąć cię do wody. Oni chcieli cię tylko przestraszyć, zobaczyć, jak
bardzo będziesz się bał, ale na pewno by przestali, odwrócili się i poszli
sobie.

Chłopiec gwałtownie potrząsał głową.
- Gdybyś widziała ich oczy, to wiedziałabyś lepiej. Dlaczego mi nie

wierzysz?

Chłopiec odwrócił zrozpaczony wzrok.
- Dajmy już temu spokój. Teraz połóż się i śpij, porozmawiamy rano, jak

wstaniemy.

Kiedy jednak wróciła do kuchni, napotkała spojrzenia czworga

przerażonych oczu. Hilda późno wróciła do domu i dopiero co dowiedziała
się o całej sprawie, a Kristian był milczący i ponury od chwili, gdy Peder
wrócił od Anny. Z początku Elise sądziła, że jest zły, bo nie wiedział, gdzie
się podziewa Peder, a bardzo nie lubi być sam w domu, z czasem jednak
pojęła, że to jest taki dziwny sposób Kristiana na okazywanie niepokoju.

- Peder boi się iść jutro do szkoły - zaczęła niepewnie.

background image

- No to go nie wypychaj - wyrwało się Hildzie. - Musisz pozwolić, żeby

został w domu, Elise. Pomyśl, że oni mogą zrobić to znowu.

Elise popatrzyła na Kristiana.
- A co ty na to, Kristian? Naprawdę myślisz, że odważyliby się

zaatakować go jeszcze raz?

Chłopiec mocno zaciskał wargi i kiwał głową, wzrok mu pociemniał.
- Jak oni mogli wymyślić coś takiego, żeby karać Pedera za coś, co ich

zdaniem ja zrobiłam?

- Bo on jest płaczek. - W głosie Kristiana słychać było pogardę. - Z byle

powodu zaczyna beczeć.

- Ale czy ty nie mógłbyś im wytłumaczyć, że nie dostajemy od Armii

więcej niż inni, którym się źle powodzi? To przecież nie Armia płaci za
sanatorium mamy. Jedyne, co dostaliśmy, to dwie pary butów, trochę
ubrań, jedzenia i opału. Wielu innych w waszej szkole z pewnością dostaje
tyle samo. Poza tym mógłbyś powiedzieć, że plotki o mnie i panu
Ringstadzie to wstrętny wymysł. Pamiętaj, że jestem zaręczona z Johanem.

Kristian milczał, ale spojrzał jej w oczy z powątpiewaniem. Było

oczywiste, że sam w te plotki wierzy.

- To prawda, co mówię, Kristianie - patrzyła na brata z powagą. -

Przysięgam ci na Boga, że nie ma nic między kapitanem

Ringstadem a mną. Zostaliśmy zamknięci w tej komórce wbrew swojej

woli. Popatrz tu. - Pokazała mu sińce na rękach, które teraz zrobiły się
żółte, chłopiec jednak odwrócił wzrok. - Powiedziałam, żeby nas więcej
nie odwiedzał, przynajmniej dopóki to gadanie się nie skończy, prosiłam
go też, żeby odwiedzał Annę w czasie, kiedy mnie nie ma w domu.

Spostrzegła, że jej słowa dotarły do brata, niedowierzanie w jego oczach

zniknęło.

- Musisz nam pomóc, Kristian - mówiła dalej tym samym poważnym

tonem, patrząc mu uparcie w oczy. - Peder się boi i ma do tego powody. Ty
jesteś silny i z pewnością dasz sobie radę z tymi łobuzami. W każdym
razie musisz im wytłumaczyć, że plotki są czystym wymysłem, że ja
jestem wierna Johanowi i będę czekać, dopóki go nie wypuszczą.
Oczywiście im nic do tego, nie muszę się przed nikim tłumaczyć, ale jeśli
to jest powód, dla którego nas nienawidzą, to trzeba sprawę wyjaśnić.

- Chodzi nie tylko o to. - Wzrok chłopca był teraz rozbiegany, raz po raz

spoglądał na Hildę, ale potem pośpiesznie odwracał spojrzenie.

- A o co jeszcze?
- Chodzi o Hildę, która jest w ciąży z jednym z tamtych z drugiej strony

rzeki. I dlaczego mama jest w sanatorium, skoro matka Pingelena jest tak

background image

samo chora, ale dla niej miejsca nie było.

Elise czuła się tak, jakby ktoś złożył na jej barki wielki ciężar. Sprawę z

Emanuelem była w stanie jakoś wyjaśnić, ale fakt, że Hilda będzie miała
dziecko z majstrem, pozostaje faktem i nic się z tym nie da zrobić. Nie
może też zabrać matki z sanatorium po to, by uciszyć ludzkie gadanie.

- Przeklęte bachory! - krzyknęła Hilda ze złością. - Jakby mieli coś do

tego, z kim się spotykam!

Elise pośpiesznie pogładziła czuprynę Kristiana.
- Polegam na tobie, wierzę, że poradzisz sobie z tą sprawą, Kristian.

Chociaż oni są zawistni, to przecież jakoś im wszystko wytłumaczymy. A
jak nie po dobroci, to postraszymy ich, że pójdziemy na policję.

Kristian wyprostował się. Zawsze starał się unikać pieszczot, tym razem

jednak jakby złagodniał.

W jakiś czas potem, jak rodzeństwo poszło już spać, usłyszała cichy,

tłumiony szloch z kąta, gdzie spał Peder. Podeszła tam boso, po omacku
odnalazła brata, pochyliła się i zaczęła głaskać go po głowie.

- Nie płacz, Peder. Kristian obiecał, że porozmawia z chłopakami. A jeśli

to nie pomoże, to ja postraszę ich policją.

Zrobiło się cicho. Elise pochyliła się mocniej i pocałowała brata, potem

wstała i po omacku wróciła do łóżka.

Ale sen nie chciał przyjść. Wciąż i wciąż od nowa przeżywała tamten

straszny moment, kiedy dotarło do niej, że to Peder stoi nad rzeką,
odwrócony plecami do wodospadu, i że banda łobuzów wolno, ale
nieubłaganie popycha go coraz dalej i dalej. Próbowała sama sobie
wmawiać, że oni by się jednak zatrzymali, zanim będzie za późno, ale
wcale nie była tego taka pewna. Zawiść to straszna siła, równie wielka jak
gniew. Ludzie tracą z tego powodu życie.

Ale przecież Peder jest tylko dzieckiem...
Tylko że tamci są niewiele od niego starsi, dodawała pośpiesznie w

duchu. Oni nie rozumieją, co robią. I podniecają się nawzajem.

Wierciła się w pościeli, nie mogła znaleźć wystarczająco wygodnej

pozycji. Za oknem rozlegał się czasami dźwięk samotnego dzwonka, poza
tym panowała cisza. Również w kącie Pedera. Musiało go przekonać to, że
Kristian porozmawia z chłopakami. Ale właściwie to jak silny jest
Kristian? Czy jest dostatecznie dojrzały, by podjąć walkę z całą bandą?

Musiała w końcu zapaść w sen, bo ocknęła się z powodu jakichś

trudnych do określenia hałasów. Wytrzeszczała oczy i wsłuchiwała się,
nagle usłyszała szurające po podłodze kroki. W następnej chwili drzwi do
kuchni otworzyły się, a potem znowu zamknęły. Elise zerwała się z łóżka i

background image

drżąc z zimna, poszła do kuchni. Z kąta pod oknem docierał żałosny płacz.

- Peder?
Po omacku znalazła zapałki i zaświeciła lampę naftową stojącą na stole.

Na podłodze w najciemniejszym kącie siedział Peder, skulony, drżący z
zimna i ze strachu. Chwyciła go i zmusiła, żeby wstał.

- Chodź, Peder, za zimno, żebyś tu siedział. Będziesz dzisiaj spał w

moim łóżku.

Posłuchał natychmiast i po chwili leżeli, obejmując się nawzajem,

przytuleni do siebie pod ciepłą kołdrą.

- Jutro możesz nie iść do szkoły - wyszeptała Elise. - Poślę przez

Kristiana list z wyjaśnieniem, dlaczego zostałeś w domu.

Chłopiec tulił twarz do jej szyi, od czasu do czasu wstrząsał nim jeszcze

szloch, ale teraz odetchnął z ulgą.

- Jesteś najlepszą siostrą na całym świecie, Elise - wyszeptał zapłakany.
- A ty jesteś najlepszym bratem na całym świecie - odpowiedziała mu

również szeptem.

Przez chwilę panowała cisza. Elise myślała już, że chłopiec zasnął, gdy

nagle znowu się odezwał.

- Pamiętasz, co powiedziałem? - tym razem mówił z przejęciem. - Kiedy

będę duży, to pójdziemy razem do kinematografu i będziemy siedzieć w
pierwszym rzędzie.

Elise skinęła głową.
- A potem pójdziemy do Tivoli nie tylko po to, żeby jeść ciastka w

kawiarni, ale też żeby jeździć na karuzeli.

- A będzie cię na wszystko stać, Elise? - malec zapomniał, że to on

obiecał fundować.

- Będzie nas stać na wszystko - odpowiedziała Elise stanowczo. - I

wcale nie będziemy czekać, aż dorośniesz, możemy to zrobić już latem.

- Lis tam chodził. - Peder był taki ożywiony, że wymknął się z jej objęć.

- Zaglądał tam przez dziurę w płocie. On mówi, że to tak, jakby oglądać
raj. Wszystko mieni się światłami i kolorami, na drzewach wiszą
lampiony, a eleganckie panie z parasolkami spacerują pośród kwiatów. W
głębi ogrodu kręci się karuzela.

- No i tam właśnie pójdziemy, Peder. Latem, kiedy świeci słońce, jest

ciepło, drogi są suche. Wtedy ty i Kristian, i ja pójdziemy w dół do miasta,
będziemy spacerować ulicą Karla Johana wśród panów w cylindrach i pań
ubranych w jedwabne suknie, będziemy się przechadzać obok pawilonów,
gdzie eleganccy ludzie siedzą na werandach i piją z cieniutkich kieliszków,
a w końcu dotrzemy do ogrodu Tivoli. Tam będziecie jeździć na karuzeli,

background image

ile tylko będziecie chcieli, a ja będę sobie siedzieć, słuchać pięknej muzyki
i gapić się na ludzi spacerujących pod drzewami. Umilkła, poczuła się
bardzo zmęczona.

- Opowiadaj jeszcze, Elise.
- A któregoś dnia pójdziemy sobie na nabrzeże Pale, wybierzemy taki

dzień, kiedy do portu wpływa statek z Ameryki - ziewnęła. - Zobaczymy
ludzi, którzy pożyczyli pieniądze w związku robotniczym i kupili za nie
bilety do Ameryki, żeby nie musieć przez całe życie ciężko pracować za
koronę dziennie.

Mały chłopiec przy jej boku milczał.
- Czy oni naprawdę mają dużo pieniędzy, ci ludzie, którzy mieszkają w

Ameryce? - zapytał po dłuższej chwili.

- Wydaje mi się, że mają.
Znowu przez jakiś czas panowała cisza.
- A czy kobiety też wyjeżdżają?
- Tak, wyjeżdżają i mężczyźni, i kobiety, i dzieci.
- Ale chyba ty ode mnie nie wyjedziesz, Elise? - szepnął ostrożnie,

najwyraźniej przestraszony, a Elise wyczuwała, że lęk go paraliżuje.

- Oczywiście, że nie, ty głuptasie. Czy myślisz, że chciałabym wyjechać

i zostawić najlepszego brata na całym świecie?

Mały roześmiał się z ulgą.
- Nie, myślę, że byłoby ci trochę smutno.
- Co tam smutno, płakałabym po całych dniach. Ale teraz musimy spać,

Peder. Powinieneś być wypoczęty, skoro masz się jutro opiekować Anną.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

background image

Kiedy następnego dnia Elise przyszła w czasie przerwy obiadowej do

domu, pani Thoresen już była u Anny.

- Co się u was stało, Elise? - wybuchnęła, najwyraźniej przerażona. -

Czy to prawda, że jakieś łobuzy próbowały wepchnąć Pedera do rzeki?

Elise przytaknęła i patrzyła na nią z wielką powagą.
- Nie odważyłam się posłać go dzisiaj do szkoły, Kristian zaniósł list do

nauczyciela. Czy pani nie przeszkadza, że Peder jest u Anny? On się za
bardzo boi, żeby zostać sam w domu.

- To dobrze, że Anna ma przynajmniej z kim porozmawiać. I żołnierz też

tutaj był. To chyba bardzo dobry człowiek. - Pani Thoresen posłała Elise
pośpieszne, pełne wstydu spojrzenie.

Elise zrozumiała. No to przynajmniej jest jedna, która już nie wierzy, że

między mną i Emanuelem dzieje się coś nieprzyzwoitego, pomyślała z
westchnieniem.

- Przyniosłam wam bańkę mleka. Poza tym chciałam oddać pieniądze,

które byłam winna Johanowi. Pożyczył mi dwie korony i siedemdziesiąt
pięć ore, kiedy na początku stycznia zabrakło mi na komorne. - Wysupłała
pieniądze z kieszeni i podała pani Thoresen.

Ta wytrzeszczyła oczy.
- Dajesz to mnie?
- Johanowi przecież oddać nie mogę. On zresztą i tak by powiedział, że

mam je zwrócić pani i Annie.

Pani Thoresen łapczywie chwyciła pieniądze i zniknęła z nimi w izbie.

Elise wolno poszła za nią. Domyślała się, że pani Thoresen chce schować
pieniądze w jakimś tajnym schowku, i nie chciała się narzucać.

Peder siedział na krawędzi łóżka Anny i sylabizował coś z elementarza.
- Jak to dobrze, że zmusiłaś go do czytania, Anno. On musi się ćwiczyć.
Anna uśmiechnęła się.
- Mieliśmy tu wizytę pewnego pana, ale wyszedł pośpiesznie, zanim w

fabryce zaczęła się przerwa obiadowa. I wiesz co, on mi przyniósł
lekarstwa. Czyż to nie jest fantastyczny człowiek?

Elise przytakiwała, ciesząc się wraz z przyjaciółką.
- Mam nadzieję, że kiedy wychodził, spotkał na schodach panią

Evertsen.

Anna roześmiała się.
- Też mam taką nadzieję, ale teraz to ja będę podejrzewana.
- Jeśli chodzi o ciebie, to ona jest w stanie znieść dużo więcej. Pani

Thoresen zwróciła się teraz do nich.

- A o co masz być podejrzewana?

background image

- O to, że przyjmuję wizyty panów - odparła Anna wesoło.
- Jezu Chryste! Czy człowiek nie może przyjąć pomocy od Armii

Zbawienia, żeby zaraz wszyscy nie zaczęli o nim gadać? - potem wyszła
do kuchni, żeby zdążyć z jedzeniem dla Anny, zanim będzie musiała
wrócić do fabryki.

- Popatrz, Elise, co dostałem od żołnierza. - Peder z przejęciem szukał w

kieszeni, a potem wyciągnął z niej mały scyzoryk. - Jak będzie wiosna, to
on nauczy mnie robić fujarki z wierzbiny, tak powiedział. - Oczy lśniły mu
radośnie.

- To bardzo miło z jego strony. - Elise zauważyła, że w jej głosie nie ma

zachwytu. Zastanawiała się, czy Emanuel rzeczywiście zrozumiał powagę
tego, co się stało wczoraj.

- Jakby tamci znowu chcieli mnie prześladować, to on pójdzie ze mną

do szkoły i porozmawia z nauczycielem. Powiedział, że zdejmie wtedy
mundur i ubierze się po cywilnemu, żeby nie poznali, kim jest. Bo widzisz,
nauczyciel uważniej słucha, gdy mówi do niego mężczyzna.

Elise zmarszczyła czoło w zamyśleniu. Jeśli go ktoś rozpozna, to

sytuacja będzie jeszcze gorsza. Z drugiej jednak strony szansa, że
nauczyciel się zorientuje, kim jest Emanuel, wydawała jej się niewielka.
Większość ludzi słyszała tylko plotki, ale samego Emanuela nie widzieli, a
nawet ci, którzy zauważyli oficera Armii Zbawienia w drodze do
Andersengarden, z pewnością nie zwracali uwagi na jego twarz. A tego, że
nauczyciel chętniej wysłucha mężczyzny, na dodatku porządnie ubranego i
mówiącego językiem, którym posługują się ludzie z tamtej strony rzeki,
była zupełnie pewna.

- Wszystko to prawda, Elise - wtrąciła Anna ostrożnie. - Emanuel był

bardzo miły i dla mnie, i dla Pedera. Moim zdaniem wszystko jest
łatwiejsze, odkąd pojawił się w naszym życiu.

- Miło mi to słyszeć, Anno. Pozdrów go i powiedz, że jestem mu bardzo

wdzięczna za to, że chce pomóc Pederowi.

- Oczywiście, powiem. On zawsze się o ciebie pyta. Myślę... - umilkła,

spoglądając na Pedera.

- Masz teraz przeczytać Annie całą stronę, Peder - rzekła Elise

pośpiesznie. - Kiedy nauczyciel zauważy, że uczysz się w domu, będzie
zadowolony.

- Jeszcze jedną stronę? - Peder patrzył na nią zawiedziony.
Tego wieczoru, kiedy Elise zmywała po kolacji, rozległo się delikatne

pukanie do drzwi. Hildy nie było w domu, chłopcy natomiast szukali w
izbie miedzianego guzika. Znaleźli ten guzik ubiegłego lata i Elise

background image

nadziwić się nie mogła, do czego taki guzik może służyć, gdy tylko ma się
trochę wyobraźni. Najpierw chłopcy byli przekonani, że ów guzik nosił
kiedyś przy swoim mundurze sam szef policji, później wartość guzika
wzrosła i stał się zgubionym złotym guzikiem od munduru ochmistrza
królewskiego dworu. Drzwi się otworzyły i w progu ukazała się Agnes.

- Mogę wejść?
- Agnes? Cóż za niespodzianka! Wejdź, proszę, zaraz skończę. Agnes

usiadła na taborecie, Elise nastawiła wodę na kawę.

- Chciałam się tylko upewnić, że pójdziesz ze mną w poniedziałek do

Świątyni.

Elise była rada, że stoi odwrócona plecami do przyjaciółki.
- Ale ja nie mogę. Coś się wydarzyło od czasu, kiedy widziałyśmy się

ostatnio.

- Wydarzyło się coś? Co takiego?
- Byłam chora. Tak ciężko, że nie mogłam pójść do pracy po południu

we wtorek i przez całą środę. Śmiertelnie się bałam, że mnie wyrzucą, ale
na razie nic jeszcze nie wiadomo. W dodatku Peder jest prześladowany
przez paru chłopaków w szkole i tak się strasznie boi, że nie ma odwagi
wychodzić z domu.

Agnes prychnęła.
- Wszyscy chłopcy bywają od czasu do czasu prześladowani. Nie

możesz być taką nadopiekuńcza matką, Elise. To nie są twoje dzieci, jesteś
tylko ich siostrą. Poza tym niech się uczą oddawać.

Elise nie odpowiadała, wyjęła dwa kubki i nalała do nich cieniutkiej

kawy.

- Skoro już poznałaś kapitana Ringstada, to ja ci chyba nie jestem

potrzebna.

- To nie jest takie proste.
- Ależ jest. Stałaś i rozmawiałaś z nim jeszcze długo po tym, jak się z

wami pożegnałam, prawda?

Agnes zarumieniła się i spuściła wzrok.
- No tak, chwilę.
- W takim razie już mnie nie potrzebujesz.
- No, ale pomyśl, co by to było, gdyby on mnie zapomniał?
- Jestem pewna, że nie zapomniał... Poza tym oni bardzo chcą mieć

więcej członków.

Agnes westchnęła.
- No cóż, to w takim razie będę musiała iść sama. Przez chwilę milczały

i popijały gorącą kawę.

background image

- Wiesz co, Elise? Chciałam cię o coś zapytać. Czy między wami coś

jest?

- Między nami? - Elise wsypała dodatkową łyżeczkę cukru do kawy i

mieszała energicznie. - Oczywiście, że nic między nami nie ma. Wiesz, że
jestem zaręczona z Johanem. Agnes skinęła głową.

- No tak, wiem, ale on powiedział coś, co całkiem zbiło mnie z tropu.
Elise nie była w stanie spojrzeć jej w oczy.
- Co takiego powiedział?
- No coś w tym sensie, że każdy z nas ma gwiazdę przewodnią. I że ta

gwiazda prowadziła go w dniu, kiedy cię spotkał. Tak mówił. Nie
zrozumiałam, co ma na myśli, ale kiedy go zapytałam wprost, to się tylko
roześmiał wyraźnie skrępowany.

- Ja myślę, że jemu chodziło po prostu o to... że dzięki temu, iż mnie

spotkał, otrzymał szansę niesienia pomocy Pederowi, Hildzie, mamie,
Evertowi i Annie.

Twarz Agnes się rozpromieniła.
- Naprawdę tak myślisz? Elise przytaknęła.
- Czy pamiętasz Everta, który został oddany na wychowanie do tego

pijaka Hermansena?

Agnes skinęła głową.
- Kapitanowi Ringstadowi udało się odebrać go stamtąd i przenieść do

pani Berg, postarał się też o to, by chłopiec mógł mimo wszystko chodzić
do szkoły. I na dodatek zdobył lekarstwa dla Anny. Gdyby ich nie dostała,
byłoby z nią źle.

Agnes odetchnęła z ulgą.
- A już prawie uwierzyłam, że gwiazda przewodnia doprowadziła go do

ciebie, to znaczy, że on wierzy... - bezradnie uniosła ramiona. - Nie
dlatego, że może pomagać innym, ale że jest zajęty tobą. - Roześmiała się,
po chwili Elise też się zaczęła śmiać.

Agnes westchnęła ciężko.
- Pojęcia nie mam, co zrobić, żeby wzbudzić w nim zainteresowanie. No

wiesz, w taki sposób... Czy uważasz, że oficerowie Armii Zbawienia mają
tego rodzaju uczucia, Elise?

- Oczywiście, że mają, ale nauczyli się je tłumić. W każdym razie do

czasu, kiedy wejdą w związek małżeński.

- Ja to mogę czekać nawet dwa lata. Dopóki nie zostanę oficerem.
Przez chwilę wpatrywała się w filiżankę.
- Czy im nawet całować się nie wolno?
- Myślę, że powinni być ostrożni. - W tej samej chwili przypomniała

background image

sobie, co powiedział Emanuel: „Jestem w tobie zakochany, Elise". Dodał
jeszcze: „Musimy pozostać przyjaciółmi, chociaż ty jesteś zaręczona, a ja
należę do Armii Zbawienia".

Agnes westchnęła znowu.
- To musi być bardzo trudne.
Elise nie mogła się powstrzymać od złośliwości.
- Może dla ciebie, ale nie dla niego.
Przyjaciółka popatrzyła na nią wzrokiem pełnym żalu.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ty jesteś doświadczona, a on chyba nie. Twarz Agnes oblał rumieniec.
- No, nie miałam znowu tych chłopców tak wielu.
- Ale gdyby ci się nie poszczęściło, to mogłabyś już mieć dziecko w

żłobku.

Agnes uśmiechnęła się skrępowana.
- A skąd ty wiesz?
- Widziałam cię. Któregoś dnia przyszłam do ciebie, nie słyszeliście

mojego pukania, a ja potem na palcach zeszłam na dół.

Agnes patrzyła na nią przerażona.
- Ale chyba mu o tym nie powiesz?
- Oczywiście, że nie. Kiedy weźmiecie ślub, to on sam i tak wszystko

odkryje. Jeśli nie dowie się przedtem.

- Jeśli nie dowie się przedtem? Elise wzruszyła ramionami.
- Jeśli ktoś mu nie nagada. Na przykład jeden z twoich byłych .

kochanków.

Agnes zbladła.
- Teraz to bym najbardziej chciała, żeby tamto nigdy się nie stało.

Sprawa z Emanuelem to zupełnie coś innego. To jest ta wielka miłość.
Nigdy więcej w nikim się nie zakocham. Ty chyba mnie rozumiesz, Elise,
bo masz Johana. Ty z pewnością też nigdy w innym się nie zakochasz,
prawda?

Elise zdecydowanie potrząsnęła głową.
Drzwi od izby się otworzyły, do kuchni wbiegli Peder i Kristian.
- Znaleźliśmy go - Peder śmiał się od ucha do ucha, pokazując

błyszczący miedziany guzik.

Nazajutrz Peder był zmuszony iść do szkoły, Elise nie odważyła się

zatrzymać go jeszcze i tym razem w domu. Kristian mówił, że nauczyciel
przeczytał jej list, ale nie powiedział ani słowa, nic też nie odpisał. Poza
tym wyglądało, że jest zły. Peder trząsł się, kiedy Elise i Hilda musiały ich
zostawić i wyjść do fabryki.

background image

- Odprowadzisz Pedera aż do drzwi jego klasy, Kristian - upominała

Elise, starając się nie patrzeć na rozdygotaną dziecięcą sylwetkę przy
drugim końcu stołu. - I przyprowadzisz go do domu po lekcjach,
zrozumiano?

Kristian kiwał głową, znowu miał ten zacięty, uparty wyraz twarzy.
Przez cały dzień Elise była niespokojna. Podczas przerwy obiadowej

pobiegła do domu, żeby zobaczyć, czy mały mimo wszystko nie wrócił,
ale z ulgą stwierdziła, że go nie ma.

Anna też go nie widziała, przyjęła za to inną wizytę. Uśmiechała się

tajemniczo i miała zarumienione policzki.

Jakie to dziwne, myślała Elise, wracając do fabryki. Czy Emanuel

przychodzi do Anny codziennie? I czy przychodzi, bo jest mu jej żal, czy
może są jakieś inne powody? Nie warto o tym mówić Agnes, byłaby
zazdrosna. Anna jest wprawdzie przykuta do łóżka, ale ma ładną twarz i
piękne oczy, poza tym jest miła i tak pozytywnie nastawiona do życia, że
wszyscy muszą ją kochać. Mimo to...

Elise pamiętała, co Anna mówiła o Lorangu, gońcu, który często

odwiedzał ją w ubiegłym roku. Pani Thoresen była bardzo temu prze-
ciwna, uważała, że Anna powinna zaakceptować swój los.

Niepokój dręczył ją również przez resztę dnia, choć wciąż sobie

powtarzała, że Peder uciekłby do domu, gdyby w szkole znowu spotkało
go coś złego.

Kiedy dzień pracy nareszcie się skończył - była sobota i praca trwała

dwie godziny krócej niż zwykle - przez całą drogę do domu Elise biegła.
Kaszel dręczył ją w dalszym ciągu i dobrze wiedziała, że będzie gorzej,
jeśli się zmęczy, mimo to nie zwalniała kroku.

W kuchni nie zastała nikogo. Nikt nie rozpalił ognia, nic nie

wskazywało na to, że ktoś tu w ogóle zachodził.

Poczuła na plecach zimny dreszcz strachu.
Ale Kristiana też nie było, próbowała pocieszać sama siebie. Wobec tego

muszą być razem.

Natychmiast zabrała się do rozpalania pod kuchnią, wyjęła z szafy

chleb, bańkę z mlekiem i ser. Chłopcy na pewno zaraz się zjawią.

A może są na dole u Anny? Ta myśl sprawiła jej chwilową ulgę.

Oczywiście, że są u Anny. Peder bardzo dobrze się czuje w jej miłej
izdebce, odkrył poza tym, że Anna jest bardzo miła. Elise zbiegła na
drugie piętro.

Pani Thoresen gotowała zupę mleczną.
- Peder i Kristian? Nie ma ich tutaj. I dzisiaj nie było, Anna tak

background image

powiedziała.

Na wszelki wypadek Elise zapukała jeszcze do drzwi izby, by się

upewnić. Potem przygnębiona wróciła na trzecie piętro.

W końcu wróciła Hilda, zdyszana, jak jej się to ostatnio często zdarzało.
- Peder i Kristian nie wrócili? - Wpatrywała się w Elise z lękiem w

oczach.

- Na pewno zaraz się pokażą. Na szczęście są razem. Usłyszały kroki na

schodach i obie pobiegły do drzwi. Na górę wchodził Kristian. Sam.

- Gdzie jest Peder? - głos Elise zdradzał panikę.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Obiecałeś przecież, że przyprowadzisz go do domu.
Dopiero teraz zauważyła, że ubranie Kristiana jest ubłocone, on sam

spocony i rozgrzany, choć na dworze panuje ziąb. - Szukałem go przez
cały czas od zakończenia lekcji.

Elise i Hilda stały bez ruchu i patrzyły na brata, a straszna prawda

powoli do nich docierała. Peder zniknął...

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Obie wybiegły, żeby go szukać. Hilda poszła w stronę szkoły, Elise

miała przeczesać okolice rzeki.

Panowały ciemności i trudno było cokolwiek dostrzec. Rzadko

rozmieszczone uliczne latarnie nie dawały dużo światła, w niewielu
oknach też się paliło, większość mieszkańców zresztą zasłaniała je
szczelnie, żeby powstrzymać chłód. Po jakimś czasie spoza chmur
wyszedł księżyc, noc była pogodna i gwiaździsta.

Elise złożyła dłonie na kształt trąbki, przystawiła je do ust i z całych sił

nawoływała Pedera po imieniu, ale jej głos ginął w łoskocie wodospadu. O
tej porze przechodniów było niewielu. Pytała wszystkich napotkanych, czy
nie widzieli małego chłopca, oni jednak odpowiadali przecząco.

Strach dławił ją za gardło, zaczynała płakać.
- Boże kochany - błagała głośno. - Spraw, żebym go znalazła. Bądź taki

dobry, nie pozwól, żeby mu się coś stało.

Szła brzegiem rzeki, najpierw w dół, następnie znowu w górę,

próbowała odszukać coś w blasku księżyca, jakąś rękawiczkę lub czapkę
brata, czy też coś innego, co mógł zgubić podczas ucieczki. Raz po raz

background image

wzrok sam przesuwał się w stronę huczącego wodospadu, natychmiast
jednak odwracała głowę.

Dlaczego wypchnęła go dzisiaj do szkoły, skoro tak strasznie się bał?

Kristian jest za mały, by walczyć z całą gromadą łobuziaków, w każdym
razie kiedy jest sam przeciwko wielu. Nauczyciel jej nie uwierzył. I co to
pomoże, jeśli teraz uwierzy, skoro pewnie na wszystko jest za późno?
Strach zaciskał jej boleśnie żołądek. Byłam głupia, Emanuel też był głupi,
a przecież on pośrednio przyczynił się do zawiści chłopaków. Kristian
powinien był lepiej pilnować brata, wszyscy jesteśmy winni temu, co się
stało.

Gwałtowny atak kaszlu zmusił ją do zatrzymania. Rzęziło jej w

piersiach, lodowaty pot sprawiał, że ubranie lepiło się do ciała. Nie
wiedziała, czy to z wysiłku, ze strachu, czy też dlatego, że wciąż jest
chora. Wkrótce znowu podjęła poszukiwania.

Szukała tak bardzo długo, w końcu jednak postanowiła wstąpić do

domu, żeby się dowiedzieć, czy przypadkiem Peder nie wrócił.

Hilda siedziała przy kuchennym stole i płakała, nie miała już siły na

dalsze poszukiwania. Kristian zdjął z siebie przemoczone ubranie i włożył
coś suchego. Był przygnębiony i milczący.

- Musimy mieć jakąś pomoc - szlochała Hilda. - Musimy prosić

wszystkich z naszej ulicy, żeby z nami szukali.

Elise przytaknęła i odwróciła się bez słowa. Strach zaciskał jej gardło,

sprawiał, że z trudem oddychała.

Zaczęła pukać po kolei do wszystkich drzwi, ale albo ojciec rodziny

siedział w domu nad flaszką wina i gapił się na nią półprzytomnie, albo w
ogóle nie było go w domu.

Jedna z gospodyń prychnęła, kiedy usłyszała, o co chodzi.
- Myślisz, że my nie przeżyliśmy tego samego? A kto nam pomagał,

kiedy jedno z naszych dzieci zaginęło? Nie, mamy co innego do roboty niż
szukanie nieposłusznych łobuzów, dość mamy zmartwień z własnymi.
Poza tym dzieciaki zawsze wracają, poczekaj dzień albo dwa.

W końcu Elise nie widziała innego wyjścia, jak tylko zwrócić się do

Emanuela. Armia Zbawienia przecież zwykle pomaga, kiedy ktoś zaginie,
a on jest jedynym członkiem Armii, którego Elise zna. Musi teraz schować
do kieszeni swoją dumę, stłumić lęk przed plotkami i własne uczucia.
Zrobił się już późny wieczór, powinna się śpieszyć, bo Emanuel pójdzie
spać.

Kiedy znalazła się na wzgórzu, pot zalewał jej oczy. Od czasu do czasu

kręciło się jej w głowie, czuła ból w piersiach.

background image

Na szczęście Emanuel był w domu. Przez chwilę patrzył na nią z

niedowierzaniem, po czym twarz mu się rozjaśniła.

- Elise? Jak to milo! Szybko wyjaśniła, co się stało.
- Rany boskie - wyszeptał przerażony. - Tak, natychmiast z tobą idę.
Nie włożył munduru i Elise była bardzo z tego zadowolona. Tak jest

lepiej na wypadek, gdyby spotkali kogoś znajomego. Nie żeby się tym
bardzo przejmowała. Akurat teraz miała poważniejsze zmartwienia. W
największym pośpiechu Emanuel znalazł naftową latarkę, ona też powinna
była taką mieć, kiedy szukała nad rzeką.

- Ci chłopcy chyba nie mogli znowu tego zrobić... - Emanuel był

poruszony.

- Ja naprawdę nie wiem, co oni zrobili.
- Może go gdzieś zamknęli. W jakiejś wozowni albo w wychodku.
Elise skinęła głową, ona też miała taką nadzieję. Bo w takim razie

chłopiec by żył. Niezależnie od tego, jak przerażony, zdołałby wytrzymać.
Tego była pewna.

- A może ukrył się gdzieś w jakiejś bramie albo na podwórzu -

zastanawiał się głośno Emanuel. - Kiedy zobaczył tamtych, przestraszył
się i w pośpiechu czmychnął do jakiejś bramy.

Elise znowu przytaknęła, ona też rozważała taką możliwość.
- I nie ma odwagi wyjść na ulicę. Teraz będzie czekał, dopóki się nie

rozwidni. Cała noc spędzona na podwórku może go kosztować życie, jest
przecież bardzo zimno, a Peder jest taki malutki i chudziutki.

- Musimy przeszukać wszystkie bramy po kolei.
- Ale to nam zajmie całą noc.
- Trudno, nie możemy się poddawać.
- Nie, ja się nie poddam.
Elise zaniosła się szlochem, nie próbowała już powstrzymywać płaczu.

Myśl o tym, że Peder może siedzieć gdzieś sam, przerażony, powodowała,
że Elise nie była w stanie się opanować. Równocześnie odczuwała też
złość. Gdyby zdołała dopaść tych łobuzów, toby im łby poukręcała.
Szarpałaby ich za włosy i tłukła do krwi. Nie mogliby się czuć bezpieczni
ani przez sekundę, prześladowałaby ich i dręczyła, mściłaby się. Muszą
poczuć taki sam strach, jaki ściągnęli na jej małego braciszka.

- Nie płacz, Elise. - Emanuel był bardzo zmartwiony. - Znajdziemy go.

Jutro pójdę do szkoły i porozmawiam z nauczycielem. A jeśli to nie
pomoże, pójdę na policję.

Elise nie odpowiedziała. A może jest już za późno...
Kiedy przechodzili przez most, Elise udało się nie patrzeć w dół, w

background image

głęboką wodę, ani na wodospad, chociaż Emanuel zatrzymał się i wolno
oświetlał latarką cały teren, od jednego brzegu rzeki do drugiego. W
każdym momencie Elise spodziewała się, że Emanuel może krzyknąć z
przerażenia, a potem rzuci się z mostu do leżącego na łodzie
nieruchomego tłumoczka.

- Nie wierzę, żeby oni odważyli się znowu to zrobić - mamrotał

Emanuel pod nosem, ale jego głos nie brzmiał zbyt pewnie. - Straszyć i
dręczyć kogoś to jedna sprawa, ale zagonić go do...

Szli znowu w dół rzeki drogą, którą Elise dopiero co pokonała, a

ponieważ nie dało to żadnego rezultatu, zawrócili w stronę domu.
Zatrzymywali się przy każdej bramie i głośno wołali Pedera, szukali za
śmietnikami, ale nikt im nie odpowiadał, nie znaleźli też nikogo.

Na ulicach było cicho i pusto, ludzie przeważnie kładli się już spać.

Światła za firankami gasły jedno po drugim. Gdzieś miauczał kot, a z
jednego podwórza dochodziły odgłosy awantury, kiedy jednak tam
zajrzeli, okazało się, że to jakiś pijak okłada pięściami swoją małżonkę.

Powoli ogarniało ich uczucie bezradności.
- Może od razu powinienem pójść na policję. - Emanuel zwrócił się w

stronę Elise. - Powinni wysłać swoich ludzi na poszukiwania.

- A oni ci z pewnością odpowiedzą, że mają co innego do roboty niż

szukanie nieposłusznych dzieciaków. W każdym razie zlekceważą cię,
kiedy im powiesz, gdzie mieszkamy.

Emanuel milczał, widocznie myślał to samo.
- Ale ja się nie poddam, Elise. Jeśli ty marzniesz albo jesteś zmęczona,

to powinnaś iść do domu i trochę odpocząć. Dopiero co byłaś poważnie
chora, musisz uważać. Elise zdecydowanie potrząsnęła głową.

- Nie poddam się, dopóki go nie znajdziemy. Przez jakiś czas szli w

milczeniu.

- Uważam, że nie zrozumiałem powagi sprawy - powiedział po chwili

Emanuel. - Nie byłem w stanie uwierzyć, że jakaś plotka może
doprowadzić do czegoś takiego. Widocznie muszę się jeszcze dużo
nauczyć.

- Zło istnieje wszędzie, nie tylko wśród biednych. Z pewnością bogaci

też żywią zawiść.

- Prawdopodobnie tak. Ale wydaje mi się dziwne, że ci tutaj są zawistni

wobec kogoś, komu powodzi się równie źle jak im. Sądziłbym raczej, że
będą zazdrośni wobec ludzi, którzy mieszkają na Oscarsgate.

- Tamci należą do innego świata, my się nigdy z nimi nie porównujemy.

Świat składa się z bogatych i biednych, tak po prostu jest. Ale jeżeli ktoś z

background image

naszych dostanie więcej niż inni, wtedy rodzi się zawiść. Zwłaszcza jeśli
uważają, że nie zasłużył sobie na to albo że coś wyłudził. Lub że działał
nieuczciwie.

- Ale przecież to ciebie nie dotyczy, Elise.
- Nie ma znaczenia, co ty o tym myślisz, dopóki oni wierzą, że tak

właśnie jest.

Emanuel westchnął ciężko. Elise poczuła się niewdzięczna.
- Bardzo się cieszę, że pomogłeś wtedy Pederowi. I że pomagasz Annie.
- Major uważał, że powinniśmy przeznaczyć pieniądze na lekarstwa dla

niej. Ona i tak zmaga się z bardzo trudnym losem.

- No właśnie, a mimo wszystko jest taka dobra i pozytywnie nastawiona

do świata. Rozumiesz, jak ona sobie z tym radzi?

Zbliżyli się do kolejnej bramy, otworzyli ją, weszli na podwórze i

zaczęli wołać, ale nie doczekali się odpowiedzi.

Emanuel obszedł podwórze z latarką, świecił nawet w okna piwnicy.
Elise zaczynała wątpić, czy kiedykolwiek znajdą Pedera. Głęboko

wciągnęła powietrze.

- Jak myślisz, Emanuelu, co się stało?
- Myślę, że on się gdzieś ukrył i że w końcu go znajdziemy. - Powiedział

to zdecydowanie i z wielką pewnością, tym samym wzbudził w niej nową
odwagę.

Elise kaszlała przez cały czas poszukiwań, ale teraz ataki były coraz

częstsze i coraz bardziej gwałtowne. Emanuel zatrzymał się.

- Elise, Pederowi nic nie pomoże, jeśli się znowu rozchorujesz.

Pójdziesz więc teraz do domu, a ja dalej będę szukał sam. Ja nie marznę,
jestem zdrowy i jedna noc bez snu to dla mnie nic.

Elise miała zamiar protestować, ale kolejny napad kaszlu jej to i

uniemożliwił. Przez chwilę nie mogła wykrztusić ani słowa. Kiedy kaszel
się nareszcie uspokoił, Emanuel oznajmił stanowczo:

- Naprawdę nie ma sensu, żebyśmy tu chodzili oboje. Jeśli się poważnie

rozchorujesz, to nie będziecie mieli z czego żyć, a Peder będzie miał
jeszcze jeden powód do zmartwienia. Idź więc teraz do domu, a ja od
czasu do czasu będę przychodził i mówił, jak się sprawy mają.

- Ale ja nie potrafię siedzieć spokojnie w kuchni i czekać. To już lepiej

zostanę z tobą.

- Wróć przynajmniej do domu i ugotuj sobie gorącej zupy mlecznej. Jak

się najesz i rozgrzejesz, to znowu do mnie przyjdziesz.

Elise ponownie chciała zaprotestować, ale nagle pociemniało jej w

oczach. Chwyciła go za ramię, żeby nie upaść.

background image

- No i widzisz? - w głosie Emanuela zabrzmiała troska. - Jeśli tu

zostaniesz, to mi zemdlejesz. Odprowadzę cię teraz do drzwi, a po jakimś
czasie przyjdę i powiem, co się dzieje.

Elise zrozumiała, że Emanuel ma rację. Niechętnie skierowała się w

stronę Andersengarden.

Dokładnie w chwili, kiedy mijali narożnik ulicy, usłyszeli przed sobą

jakieś głosy. Emanuel uniósł latarkę.

Przed nimi szli dwaj mali chłopcy, jeden trzymał drugiego za ramiona.
Elise natychmiast poznała obu.
- Peder! - rzuciła się do nich z takim zapałem i z taką ulgą, że miała

wrażenie, iż unosi się w powietrzu. - Peder! Evert! Zaczekajcie!

Chłopcy usłyszeli wołanie i momentalnie przystanęli. Przez sekundę

wyglądało na to, że Peder zamierza rzucić się do ucieczki w przeciwnym
kierunku, zaraz jednak spostrzegł, kto go woła.

- Elise! - pobiegł siostrze na spotkanie i wylądował w jej objęciach. Oną

tuliła go do siebie, śmiejąc się i płacząc na przemian, szlochała z ulgą i z
trudem wciągała powietrze.

Evert zbliżał się do nich z wahaniem. Elise trzymała Pedera jedną ręką,

drugą wyciągnęła do Everta.

- Nigdy w życiu tak się z niczego nie cieszyłam - szlochała, obejmując

Everta. - Tak strasznie się bałam.

- Evert mnie uratował, Elise. Usłyszał, że płaczę, więc we-mknął się do

bramy i znalazł mnie za śmietnikiem. Gdyby nie przyszedł, to bym tam
siedział przez całą noc. - Chłopiec pociągał nosem, ocierał oczy ręką
kurtki i opowiadał z przejęciem: - Słyszałem, jak szczury hałasują w
śmietniku, i myślałem, że przyjdą, żeby wydrapać mi oczy, ale tak
strasznie bałem się Pingelena i tamtych, że nawet wtedy nie odważyłem
się ruszyć.

- Siedział i cały się trząsł - wtrącił Evert z takim samym przejęciem. -

Oni go gonili przez cały czas, odkąd szkoła się skończyła.

- Siedziałeś za tym śmietnikiem od czasu, kiedy szkoła się skończyła? -

Elise spoglądała na brata z niedowierzaniem.

- Nie przez cały czas. Tylko prawie. Nogi mi tak strasznie zmarzły, że

wcale ich nie czuję.

- Chodźcie, pośpieszmy się do domu, resztę opowiecie nam później.
Elise zwróciła się do Emanuela.
- Mam nadzieję, że pójdziesz z nami i też zjesz coś ciepłego? On wahał

się przez krótką chwilę, po czym skinął głową.

- Jeśli uważasz, że to wypada...

background image

- Oczywiście, że wypada. Pomagałeś mi przecież szukać brata przez

cały wieczór.

Kiedy weszli do mieszkania, Kristian leżał już w łóżku, Hilda jednak

siedziała przy kuchennym stole i cerowała skarpety. Twarz miała
zapuchniętą od płaczu. Zerwała się natychmiast i oplotła ramionami
Pedera, szlochając w jego rozczochraną czuprynę.

- Tak strasznie się o ciebie bałam, Peder. Gdyby ci się coś stało, nigdy w

życiu nie zaznałabym już radości.

Pod kuchnią palił się ogień. Elise kazała Pederowi i Evertowi zdjąć

mokre skarpety i powiesić je na sznurku do suszenia. Evert dostał suche
skarpetki, natomiast Peder został otulony w wełniany koc. Emanuel zszedł
na dół, żeby przynieść więcej drewna, Hilda gotowała zupę mleczną.

Drzwi do izby otworzyły się i Kristian wysunął głowę. Mrużył oczy pod

światło, po chwili spostrzegł Pedera.

- Gdzieś ty się podziewał, Peder?
- Pingelen i tamci, wiesz, gonili mnie. Bałem się tak strasznie, że

schowałem się na jakimś podwórzu, ukryty za śmietnikiem. Siedziałem
tam przez cały dzień. Gdyby nie Evert, to bym tam jeszcze był.

Elise zwróciła się do Everta.
- Czy Hermansen wie, gdzie jesteś? Evert potrząsnął głową.
- On jest pijany.
- A kiedy masz się przeprowadzić do pani Berg?
- Jutro albo pojutrze, to zależy od tego, kiedy Hermansen wytrzeźwieje i

pomoże mi spakować rzeczy. Nie ma tego dużo i chyba mógłbym się
przeprowadzić bez nich.

Elise zmarszczyła czoło i patrzyła na niego zamyślona.
- Jak Hermansen przyjął wiadomość, że masz się wyprowadzić?
- Wściekł się niczym tur. Powiedział, że obije i ciebie, i żołnierza.
Zerknął na nią niespokojnie, czy nie powiedział czegoś złego.
- W takim razie proponuję, żebyś przenocował u nas, a jutro odprowadzę

cię do pani Berg. Kiedy zaczynasz szkołę?

- W przyszłym tygodniu.
- Świetnie. To pomożesz Kristianowi opiekować się Pederem.
- Evert nie jest ode mnie większy - protestował Peder urażony.
- Nie, ale przeżył tyle, że wcześnie musiał dorosnąć. On ci się naprawdę

może bardzo przydać, Peder.

Emanuel przyszedł z naręczem drewna, wkrótce wszyscy usiedli do

stołu. Peder siedział na kolanach Elise, ponieważ mieli za mało stołków.

- Teraz wyglądamy jak duża rodzina - oznajmił zadowolony Peder. -

background image

Mama i tata, i czworo dzieci.

Hilda posłała mu gniewne spojrzenie.
- Mnie też zaliczasz do dzieci?
- Dziecko, które jest w ciąży - prychnął Kristian.
Hilda zrobiła się czerwona, Peder i Evert zachichotali, Emanuel nie

wiedział, co powiedzieć, a Elise była zła i równocześnie chciało jej się
śmiać.

- To raczej Hilda powinna być matką - Peder próbował ratować

niezręczną sytuację.

Evert zerkał na Emanuela.
- No to wtedy żołnierz by musiał... - umilkł nagle i spojrzał na Elise

zawstydzony.

- A ja uważam, że jesteśmy dużą gromadą rodzeństwa - stwierdziła

Elise. - Czterech braci i dwie siostry, niektórzy mali, niektórzy więksi.

Peder uśmiechnął się do Emanuela.
- No to jesteś moim starszym bratem.
- Bardzo chętnie.
- A ty jesteś moim młodszym bratem - ciągnął Peder, posyłając Evertowi

pełen zadowolenia uśmiech.

- Mam tyle samo lat co ty! - zaprotestował Evert.
- No to jesteście bliźniakami - stwierdziła Elise. - Ale czy zdajecie sobie

sprawę, że to już prawie północ? Chociaż jutro jest niedziela, to musimy
się wyspać, bo mamy odwiedzić mamę, a w poniedziałek Hilda i ja
idziemy do fabryki, wy natomiast pójdziecie do szkoły, więc też musicie
się wyspać.

Emanuel wyjął kieszonkowy zegarek.
- Tak, dochodzi północ.
Elise zauważyła, że Peder zesztywniał w jej objęciach. Atmosfera przy

stole była taka miła, że dziewczyna prawie zapomniała o tym, co się stało
dzisiejszego dnia.

Emanuel też to zauważył.
- W poniedziałek ja pójdę z tobą do szkoły, Peder. Włożę swój

najładniejszy garnitur, wypucuję buty do połysku, będę miał białą koszulę
z krawatem i kapelusz. Nikt się nie domyśli, że jestem tym osławionym
„żołnierzem Armii Zbawienia". - Uśmiechnął się dziwnym uśmiechem,
który wyrażał rozbawienie, ale równocześnie coś jakby urazę i
skrępowanie. - I odbędę poważną rozmowę zarówno z twoim
nauczycielem, jak i z dyrektorem.

Elise poczuła, jak chude chłopięce ciało się rozluźnia.

background image

- Naprawdę? - w jego głosie słychać było niedowierzanie i nadzieję.

Zwrócił twarz w stronę Elise. - Słyszysz, Elise? On pójdzie ze mną do
szkoły.

- Bardzo się z tego cieszę, Peder - posłała Emanuelowi spojrzenie pełne

wdzięczności. - Nie wiem, czy odważyłabym się wyprawić cię tam
samego - mówiła dalej, całując Pedera w kark. - Gdybyś jednak nie
poszedł, to istniałoby ryzyko, że cię skreślą, a przecież bez szkoły
człowiek do niczego na tym świecie nie dojdzie.

- I wtedy do końca życia pozostanie wozakiem. Tak powiedziała Magda

- wtrącił Evert.

- No właśnie, unikniesz tego dzięki Emanuelowi. - Elise spojrzała na

Emanuela i znowu poczuła nieskończoną wdzięczność w imieniu i Everta,
i Pedera. - Co by się z nami stało, gdybyśmy cię nie mieli - dodała z
uśmiechem.

Zarumieniła się, oczy jej błyszczały z radości.
- Ale teraz musicie iść do łóżek, chłopcy. Wyjmiemy mój stary materac.

- Znowu zwróciła się do Emanuela. - Czy możemy przenocować Everta
bez zawiadamiania Hermansena, jak myślisz?

Emanuel wstał od stołu.
- Wstąpię do niego w drodze do domu. Jeśli się z nim nie rozmówię, to

zostawię mu kartkę w drzwiach.

Chłopcy i Hilda zniknęli w izbie, Emanuel szykował się do wyjścia.
Elise wyciągnęła do niego rękę na pożegnanie.
- Stokrotne dzięki za pomoc. Naprawdę nie wiem, jak bym sobie dała

radę bez ciebie w ten straszny wieczór.

- No widzisz, a przecież chłopcy wrócili do domu bez mojej pomocy -

bąknął skrępowany.

- Owszem, ale ty pomogłeś mi przetrwać. Naprawdę byłam bliska

załamania. - Wciąż trzymał jej rękę i patrzył jej w oczy. Elise widziała, że
chce coś powiedzieć, ale powstrzymała go. - Bardzo chcę, żebyś był moim
przyjacielem, Emanuelu. Chyba rozumiesz, jak strasznie się bałam.

Emanuel skinął głową.
- Teraz to wiem.
Nagle zarzucił jej ręce na szyję i przytulił do siebie mocno. Ale równie

szybko wypuścił ją z objęć, odwrócił się i poszedł do drzwi.

Elise stała i patrzyła w ślad za nim. Przepełniały ją trudne do określenia

uczucia.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Zabrali Everta ze sobą do sanatorium w Grefsen. Elise obawiała się, że

Hermansen mógłby spuścić chłopcu lanie za to, że nie wrócił
poprzedniego wieczoru do domu, chociaż został mu tylko jeden dzień do
przeprowadzki.

W powietrzu czuć było wiosnę. Wróble ćwierkały, śnieg kapał z dachów,

słońce świeciło na czystym niebie. Zapach mokrej ziemi i nawozu drażnił

background image

nosy, kiedy mijali jakąś chłopską zagrodę, a na wolnych od śniegu
kawałkach ziemi chłopcy grali w piłkę, dziewczynki natomiast bawiły się
w piekło i niebo. Zmiana dokonała się w ciągu zaledwie kilku godzin, tak
się ta ponura zima zmieniała, przechodziła w wiosnę, a potem znowu na
krótko wracał chłód.

- Cieszmy się wiosną, dopóki ją mamy - zawołała Elise, wdychając

świeże powietrze i wszystkie wspaniałe zapachy. - Niedługo zakwitnie
podbiał, nad ogrodami będzie się unosił zapach dymu z palonych liści.
Kocham ten zapach, bo on zapowiada lato.

Peder spoglądał na nią zdumiony.
- Dlaczego oni palą ogniska na dworze? Czy nie potrzebują chrustu na

podpałkę?

- Oni palą nie tylko gałązki, lecz także liście. A liście trzeba szybko

usunąć, żeby trawa mogła rosnąć.

Paru chłopców dalej przy drodze wyciągało szyje i przyglądało się

idącym.

Peder wziął Elise za rękę.
- To nie oni, Peder. To tylko jacyś ciekawscy, którzy dziwią się, że jest

nas tak wielu.

- I dlatego, że nie jesteśmy ubrani tak jak oni - dodał Evert.
- Tym nie będziemy się przejmować.
Minęli gromadkę chłopców i nic się nie stało. Elise mocno trzymała rękę

Pedera, czuła, że mała piąstka drży.

- Czy Evert może pójść z nami do Tivoli, Elise? - spytał nagle Peder,

kiedy odeszli już daleko od tamtych i chłopiec powoli się rozluźniał.

- Pewnie, oczywiście, że Evert może z nami pójść, przecież to on cię

uratował wczoraj wieczorem.

Peder uśmiechnął się zadowolony.
- I żołnierz też pójdzie?
- Powinieneś już skończyć z tym „żołnierzem". On się nazywa Emanuel

Ringstad. Powinieneś mówić „pan Ringstad". Kiedy jutro pójdzie z tobą
do szkoły ubrany w swoje najładniejsze rzeczy, będzie wyglądał jak pan z
bogatych domów na Karl Johan. Wtedy dopiero tamte łobuzy zrobią
wielkie oczy.

Peder roześmiał się, ale zaraz znowu spoważniał.
- Ale myślisz, że nie będą zazdrośni?
- O niego nie.
- Ja tego nie rozumiem. Zbliżali się już do sanatorium.
Elise głęboko wciągnęła powietrze, wyprostowała się i uniosła w górę

background image

brodę.

W pokoju przyjęć siedziała jakaś nieznajoma pielęgniarka. Zlustrowała

ich od stóp do głów tak, jak to robiła poprzednia, i nie popatrzyła na nich
łagodniejszym wzrokiem, kiedy usłyszała, że naprawdę przyszli odwiedzić
jedną z płacących pacjentek. Powiedziała, żeby poczekali na zewnątrz, a
sama poszła sprawdzić, czy ewentualnie mogliby się przywitać z mamą.

- Ona jest zła - Peder uporczywie patrzył siostrze w oczy.
- Cii, Peder. Jeśli ktoś usłyszy, co wygadujesz, to może nie pozwolą nam

wejść do środka.

- Ale przecież ja mówię tylko prawdę.
- Nie zawsze prawdę trzeba mówić tak głośno.
- To uważasz, że powinienem kłamać?
- Powinieneś milczeć.
Przed wejściem zatrzymał się powóz, z którego wysiadła dama w jasnej,

szerokiej jedwabnej sukni, wyszywanej perełkami pelerynie i w dużym
kapeluszu z kwiatami. Pomagał jej stangret. Zaraz za nią wysiadł pan w
długim czarnym surducie, cylindrze i z laseczką ze srebrnymi okuciami.
Oboje państwo posłali w stronę Elise, Hildy i chłopców pogardliwe
spojrzenie, a potem pośpiesznie odwrócili głowy. Kiedy ich mijali, pan się
zatrzymał.

- Czy wy znajdujecie się we właściwym miejscu, dzieci?
- Idziemy odwiedzić naszą mamę. - Peder, który zazwyczaj był

nieśmiały, teraz stał z rękami na plecach i patrzył na mężczyznę z odwagą.

- W takim razie uważam, że trafiliście źle. To jest prywatne sanatorium.
- Ale za naszą mamę płaci jeden pan - mówił niczym niezrażony Peder.
- Ach tak. - Mężczyzna sprawiał wrażenie zaskoczonego. - To dziwne -

mruknął i zaczął wchodzić po schodach.

W tej samej chwili w drzwiach ukazała się pielęgniarka. Kiedy

spostrzegła eleganckich państwa, nie bardzo wiedziała, co zrobić.
Uprzejmie przywitała parę, potem zwróciła się pośpiesznie do Elise: -
Chodźcie ze mną do innego wejścia. - Potem zbiegła ze schodów i
energicznym krokiem okrążyła budynek, prowadząc ich za sobą do
bocznych drzwi. Wkrótce znaleźli się na wąskich schodach, którymi
wchodzili również poprzednim razem.

Matkę już wywieziono na korytarz. Siedziała wyprostowana na łóżku,

wyglądała na zadowoloną i miała rumieńce na twarzy.

- Witajcie, dzieciaki. Jak dobrze was widzieć. Liczę dni do każdej

niedzieli.

Uściskali ją wszyscy, ale bardzo ostrożnie, jakby była z porcelany,

background image

skrępowani i trochę zawstydzeni. Nie zdołali się jeszcze przyzwyczaić do
jej widoku w takich niezwykłych okolicznościach, gdzie wszystko jest
takie białe, świeżo wyprasowane i obce.

- No i co tam u was słychać? - mama spoglądała to na jedno, to na

drugie i zatrzymała wzrok na Evercie. - Jak to miło, że ty też chciałeś do
mnie przyjść, Evert.

- Jestem tu dlatego, że uratowałem Pedera. - Evert nie miał odwagi

nawet na nią spojrzeć, stał z czapką w rękach i miętosił ją palcami.

- Uratowałeś Pedera? - Mama miała przerażoną minę, spojrzała pytająco

na Elise.

Elise nie wiedziała, co zrobić, miała nadzieję, że uniknie opowiadania

mamie o tym, co się stało.

- Bo on się bał paru większych chłopaków i ukrył się na jednym

podwórzu. Evert go tam znalazł.

Matka wyciągnęła chudą białą rękę i położyła ją na ramieniu Pedera.
- Dlaczego się ich bałeś, Peder, mój synku?
Elise stanęła tak, żeby mama nie mogła widzieć jej twarzy, i dawała

znaki głową Pederowi.

Na szczęście chłopiec zrozumiał, o co jej chodzi.
- Dlatego, że Pingelen jest głupi. On mówi, że Elise zaleca się do

żołnierza.

- Słyszałeś kiedyś takie głupstwa? Nie przejmuj się tym, Peder. Oni są

po prostu zazdrośni. Takie zaczepki chyba możesz znieść, żeby ci tylko nie
zrobili nic złego.

Peder kiwał głową, wpatrując się w białą pościel. Elise wstrzymała

oddech, ale na szczęście brat powstrzymał się od dalszych wyjaśnień.

Mama puściła ramię Pedera i zwróciła się do Kristiana.
- A co tam u ciebie, Kristian? Wydaje mi się, że dzisiaj jesteś jakiś blady.
Kristian zacisnął swoje kościste dłonie na jej kołdrze.
- Wczoraj wieczorem poszliśmy późno spać.
- Późno poszliście spać? A coś się stało?
- Mieliśmy gości.
Peder zabrał głos, a twarz promieniała mu z przejęcia.
- Byliśmy my wszyscy - pokazał ręką na Hildę, Elise, Kristiana, Everta i

na siebie samego - a poza tym jeszcze żołnierz.

Matka posłała najstarszej córce zdumione spojrzenie.
- To kapitan Ringstad też tam był? Elise niechętnie skinęła głową.
- Pomagał nam szukać Pedera i dlatego go zaprosiliśmy.
Mama kręciła głową, sprawiała wrażenie bardzo zdziwionej. - Jakie to

background image

dziwne, że ten człowiek pojawił w naszym życiu akurat wtedy, kiedy
potrzebowaliśmy go najbardziej. Najpierw umarł ojciec, potem Johan
znalazł się w więzieniu, a kiedy zostaliście sami...

- Opowiedz nam trochę o tym, jak ci tutaj jest - Elise pośpiesznie

zmieniła temat. Bała się, żeby Peder, Kristian czy Evert nie wyrwali się z
czymś, kiedy nadal będą opowiadać o Emanuelu.

- Mnie tutaj jest dobrze. - Skierowała twarz w stronę Hildy. - Musisz go

pozdrowić jeszcze raz i powiedzieć, jak bardzo jestem wdzięczna.
Wszyscy są tacy życzliwi, siostry to prawdziwe anioły, zresztą lekarze też.

- Czy oni nie protestują, że jesteś... to znaczy... że ty nie...? - Nie

wiedziała, jak się wyrazić, liczyła jednak na to, że matka zrozumie.

- Niewielu zna prawdę. Na szczęście nauczyłam się ładnie mówić, kiedy

przyjechałam do Kristianii. - Zwróciła się teraz do chłopców. -
Zapamiętajcie to sobie, dzieci. Kiedy będziecie więksi, musicie nauczyć
się ładnie mówić, tak jak Elise i Hilda. Wtedy będziecie mieć większe
szanse na znalezienie lepiej płatnej pracy.

- Lorang mówi, że to głupota - Peder patrzył matce w oczy z bardzo

zdecydowaną miną.

- To nie jest głupota - przerwała mu Hilda. - Przypomnij sobie, co mi

opowiadałeś o Szwedzie Andersie. Gdyby mówił tak jak my, nikt by się
nie domyślił, że on przyjechał ze Szwecji, i nikt by go nie prześladował.

- A ktoś go prześladował? - matka przenosiła wzrok z jednego dziecka

na drugie.

Kristian prychnął.
- A czy to takie dziwne? Do diabła, przecież to jeden z tych paskudnych

Szwedów.

- Kristian, coś ty! - matka patrzyła na niego z wyrzutem. - To nie jego

wina, że pochodzi ze Szwecji.

Elise nadal się bała, że rozmowa może wrócić do ostatnich przygód

Pedera.

- Evert ma się przeprowadzić do pani Berg - wtrąciła pośpiesznie. -

Hermansen nie ma prawa dłużej się nim zajmować, ponieważ przepija
wszystkie pieniądze z gminy.

Matka patrzyła na nią zdumiona.
- Kto tak powiedział?
- Kapitan Ringstad poszedł do biura gminy i zwrócił radzie opiekuńczej

uwagę na to, jak żyje Evert. W naszej okolicy jest ponad sto dzieci pod
opieką gminy i rada opiekuńcza powinna przynajmniej raz w roku
kontrolować każdy przypadek, ale sytuacji Everta nie skontrolowali.

background image

Nauczyciel też powinien był wysłać do nich zawiadomienie, ale tego nie
zrobił. A w przepisach gminy mówi się wyraźnie, że jeśli pieniądze nie są
wydawane na potrzeby dziecka, gmina musi być natychmiast o tym
powiadomiona.

- Ale kapitan Ringstad poradził sobie i z tym - uśmiechnęła się matka. -

Jakie to błogosławieństwo dla nas wszystkich, że go mamy. Podziękuj mu
ode mnie, Elise. - Matka uśmiechnęła się do Everta. - Teraz będzie ci
dobrze, Evercie. Pani Berg to bardzo miła osoba. Co prawda niedowidzi i
źle słyszy, ale nie będzie cię bić ani krzywdzić. W każdym razie dopóki
będziesz się zachowywał przyzwoicie. t

Evert zamyślił się na chwilę. Potem powiedział niepewnie: - A co to

znaczy zachowywać się nieprzyzwoicie?

- To znaczy nie słuchać starszych. Nie wolno ci kłamać, kraść ani

przeklinać, musisz też robić wszystko, co pani Berg ci każe, wracać do
domu o czasie, który ci wyznaczyła.

- Hermansen mówi, że to grzech grać w niedzielę w karty, ale drobna

kradzież nie jest bardzo niebezpieczna.

Matka patrzyła na niego z powagą.
- I tutaj Hermansen się myli, Evercie. Zobacz, co się stało z Johanem.

Teraz siedzi zamknięty w lodowatej celi w twierdzy Akershus i będzie
musiał tam siedzieć przez cztery lata dlatego, że był taki głupi i wyciągnął
rękę po coś, co należało do innych.

- Mamo, przestań... - Elise posłała jej gniewne spojrzenie. - Johan

przecież nie kradł. On tylko stał na czatach z rowerem.

- Na jedno wychodzi. Był z tymi, którzy dokonali kradzieży. Elise

milczała. Nie przywykła do takiego zachowania matki.

Nie mogła zrozumieć, dlaczego nagle matka też odwraca się od Johana.

Chyba nie tylko dlatego, że popełnił fałszywy krok, bo przecież zawsze
wiedziała, jaki właściwie Johan jest uczciwy i porządny.

Wolno zbliżała się do nich pielęgniarka, jakby nie chciała ich

wypraszać, ale wiedziała, że musi.

Wszyscy po kolei uściskali matkę, pomachali jej na pożegnanie i zbiegli

ze schodów. Dzisiaj jakoś łatwiej było im stąd odchodzić niż w ubiegłą
niedzielę.

Elise szła w milczeniu i myślała o tym, co powiedziała matka. Czy ona

rzeczywiście uważa Johana za złodzieja? Nigdy by jej to nie przyszło do
głowy. Jeśli ktoś powinien zrozumieć, dlaczego Johan uległ takiej pokusie,
to właśnie matka.

Resztę niedzieli spędzili razem w domu. Elise musiała łatać ubrania i

background image

robiła to z ciężkim sumieniem. Matka nauczyła ją, że praca w niedzielę to
grzech, potrzebowała jednak dziennego światła, żeby lepiej widzieć, poza
tym wieczorami zwykle jest zbyt zmęczona.

Hilda powoli zaczynała się przygotowywać do tego, co miało się

zdarzyć latem. Poszła do organizacji „Ubrania dla Biednych Dzieci" i
dostała tani materiał na pieluchy i ubranka oraz flanelę na pościel dla
dziecka. Dostała też długi kawałek „listwy", jak to nazywają, czyli
kawałek materiału służący do zawijania noworodka. Teraz siedziała i
obrębiała pieluchy. Dziwnie było patrzeć na nią pochyloną nad
niemowlęcymi ubrankami. Dopiero od niedawna prawda zaczynała do niej
docierać, myśl o mającym się narodzić dziecku nie była już taka
nieprawdopodobna. Za niecałe cztery miesiące w izbie na trzecim piętrze
Andersengarden rozlegać się będzie płacz dziecka. Może nie będzie tak
źle, pocieszała się Elise. Może wszyscy będziemy się nim zajmować,
będziemy się kłócić, kto pierwszy ma trzymać dziecko na rękach.

To, co do niedawna rysowało się jako straszne nieszczęście, nabrało

innego wymiaru, kiedy pojawiło się wiosenne słońce i ciepło wolno
wracało do ciał przemarzniętych ludzi. Żeby tylko Pan Bóg pozwolił, by
dziecko urodziło się zdrowe i dobrze zbudowane. Peder będzie miał czym
się zajmować, on, który takim czułym wzrokiem patrzy na każdego wróbla
i małą myszkę, może nawet Kristian trochę złagodnieje i wyzbędzie się
swojej upartej miny.

Dobrze wiedziała, że inni zapatrują się odmiennie na tę sprawę,

zwłaszcza w domach, gdzie jest ośmioro lub dziewięcioro maleńkich
dzieci, a matki są zmęczone ich krzykiem, nieustannym praniem i
niedosypianiem. Nic więc dziwnego, że jedna czy druga niezamężna
dziewczyna z fabryki wybiera się pod osłoną nocy do pewnego domu przy
Mellergata, gdzie chętne ręce udzielają jej pomocy, ale w ich rodzinie, w
której dwie osoby pracują i mogą jeszcze liczyć na pomoc ojca dziecka,
który chętnie dołoży parę koron, gdyby było trzeba, można w rosnącym
brzuchu Hildy widzieć nie tylko wstyd i tragedię. Elise już przedtem
myślała, że dziecko wbrew wszystkiemu może się stać
błogosławieństwem, jeśli tylko jego ojciec zechce płacić.

Ciekawe tylko, czy dziewczyny w fabryce to rozumieją? Każda inna

robotnica, której przytrafiło się „nieszczęście", jest wyrzucana, jak tylko
nadzorca zorientuje się, co się święci. Fakt, że Hilda nadal pracuje jako
pomocnica, chociaż każdy widzi, że zostało jej już tylko parę miesięcy,
oznacza, że jest faworyzowana. Dziewczyny muszą się zastanawiać, kto ją
ochrania.

background image

Tej nocy Peder spał dobrze, jego zaufanie do Emanuela było

bezgraniczne. W poniedziałek rano, kiedy syrena fabryczna obwieściła, że
wybiła szósta i Elise musiała wyjść, patrzył na nią spokojnie i z
uśmiechem.

- Możesz iść, Elise. Ja się nie boję. Żołnierz, to znaczy pan Ringstad,

zaraz tu przyjdzie i mnie zabierze.

Żeby tylko nie zaspał, pomyślała Elise, ale starała się ukryć zatroskanie.

Emanuel nie przywykł wstawać o piątej rano tak jak robotnicy. Zresztą
pewnie też i nie o siódmej, zastanawiała się. Lekcje w szkole zaczynają się
o ósmej.

Kiedy jednak wróciła wieczorem do domu, wybiegł jej na spotkanie

rozpromieniony Peder.

- Powinnaś była zobaczyć nauczyciela, Elise. Kłaniał się i przepraszał,

jakby żołnierz, to znaczy pan Ringstad, był królewiczem, a może nawet
następcą tronu.

Elise nie mogła powstrzymać uśmiechu. Peder wyciął z gazety zdjęcie

następcy tronu i przykleił na ścianie w kuchni. W jego przekonaniu był to
najpotężniejszy człowiek na świecie. Peder nie wiedział, że być może
Norwegia odłączy się od Szwecji i zostaną wtedy bez następcy tronu. Nie
rozumiał też, dlaczego chłopcy w szkole prześmiewają się ze Szweda
Andersa ani dlaczego tak wielu ludzi Szwedów nienawidzi.

- No i co zrobił nauczyciel? - spytała zaniepokojona. Rozmawiał z

Pingelenem i tamtymi pozostałymi, powiedział, że wezwie policję do
szkoły, jak będą mnie wpychać do rzeki. I wtedy tamci pójdą do więzienia
albo do domu dziecka i nigdy więcej nie będą się mogli bawić na ulicy.
Elise zmartwiona zmarszczyła czoło.

- A jak oni to przyjęli?
- Pan Ringstad przyszedł do mnie po lekcjach i odprowadził mnie do

domu. Tamci stali i gapili się na jego wyglansowane buty, czarne ubranie i
piękny kapelusz. Myślę, że oni też uważali go za następcę tronu. W
każdym razie myśleli, że to musi być jakiś dyrektor.

Elise odetchnęła z ulgą. To chyba rzeczywiście jedyna możliwość, by

uwolnić Pedera od prześladowców. Jeśli zrozumieją, że stoi za nim ktoś
silny, nie odważą się go więcej zaczepić. Z głęboką wdzięcznością myślała
o Emanuelu.

Następnego wieczoru Agnes znowu przyszła z wizytą. Oczy jej lśniły,

policzki płonęły.

- Koniecznie muszę z tobą porozmawiać, Elise. Czy mogłybyśmy się

trochę przejść?

background image

- Możemy iść do izby. Peder i Kristian muszą odrabiać lekcje. Zostawiła

drzwi do izby otwarte, by wpuścić tam trochę ciepła, i z wyrzutami
sumienia zapaliła naftową lampę, ale nie była w stanie znieść myśli o
wyjściu na dwór. Wciąż paskudnie kaszlała.

- A nie możesz zamknąć drzwi? - Agnes mówiła szeptem, sprawiała

wrażenie bardzo podnieconej.

- No ale tutaj jest chyba za zimno?
- Nie szkodzi, muszę z tobą porozmawiać w cztery oczy. Jeśli Peder i

Kristian usłyszą, o czym mówię, będą się ze mnie wyśmiewać. A może
rozpowiedzą o tym innym ludziom.'

Elise przymknęła drzwi, potem obie usiadły na krawędzi łóżka.
- Ja mu to dałam do zrozumienia, Elise. - Twarz Agnes była jak

odmieniona, Elise nigdy nie widziała, że koleżanka jest-taka ładna. Po
prostu bił od niej blask.

Spoglądała na Agnes z niedowierzaniem.
- Dałaś mu do zrozumienia, że jesteś w nim zakochana? Agnes

pośpiesznie skinęła głową.

- Razem wracaliśmy ze Świątyni. W końcu udało mi się skierować

rozmowę na inny temat niż tylko problemy Armii Zbawienia. Mówiłam o
miłości, tęsknocie i takich... Myślałam, że będzie milczał, że nie spodoba
mu się, że o tym mówię, ale on wprost przeciwnie, bardzo się ożywił.
Opowiadał mi o tym, jak my, ludzie, jesteśmy stworzeni, że wszyscy
przyciągamy do siebie drugą płeć po to, by ludzkość mogła się rozwijać.
Że przychodzimy na świat ze zdolnością kochania i że Armia Zbawienia
traktuje to jako dar od Boga dla ludzi.

Elise słuchała w milczeniu. Dobrze pamiętała, o czym ona i Emanuel

rozmawiali.

- Och, Elise, powinnaś była słyszeć, jak on pięknie mówi o miłości,

zupełnie inaczej niż chłopcy, których znamy. On nie tylko używa innych
słów, on też myśli o tym inaczej, potrafi okazywać więcej uczuć. Pomyśl,
zakochać się w kimś takim! Na samą myśl o tym ogarnia mnie drżenie. On
by chyba nigdy nie powiedział tak wiele, gdyby nie nosił w sobie takich
samych uczuć jak wszyscy, chyba mam rację? Przez całą noc leżałam, nie
śpiąc, i marzyłam o nim, jak by to było, gdyby leżał przy mnie i gdyby-
śmy. .. - roześmiała się zawstydzona. - Chyba rozumiesz, co mam na
myśli? Mało brakowało, a byłabym wstała i poszła do niego.

Elise spojrzała na nią wstrząśnięta.
- Coś ty, Agnes...
Agnes wybuchnęła śmiechem.

background image

- Nie bądź taka zasadnicza, Elise. Sama mi przecież opowiadałaś, że

leżeliście z Johanem latem w trawie na błoniach, a ja też kiedyś
zaskoczyłam jedną z dziewczyn pod drzewem nad rzeką. Ona i facet byli
prawie nadzy. Dziewczyna jęczała głośno. Facet podciągnął jej bluzkę
wysoko, leżał i gapił się na jej piersi. To była Marlenę, wiesz, ta, co ma
takie wielkie piersi. Potem zaczął ich dotykać, ale nie mogłam już dłużej
podglądać. Teraz Marlenę spodziewa się dziecka.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć, nie podobała jej się ta cała rozmowa.
- Ja się zdecydowałam, Elise. - Agnes mówiła dalej z tym samym

zapałem w głosie, najwyraźniej nie dostrzegała niechęci Elise. - Jeśli on
zapyta, czy mógłby mnie odwiedzić, to się zgodzę. Matka nigdy się nie
przejmowała tym, kto przychodzi do mnie na strych, mówi, że jestem
wystarczająco dorosła, żeby sama o siebie dbać.

- Moim zdaniem to nie w porządku, że chcesz go uwieść, skoro wiesz,

jaki on jest. - Elise poczuła się jak stara panna, ale nie mogła postąpić
inaczej.

- Przestań, Elise! To przecież on zaczął o tym rozmawiać. On nie jest

taki, jak myślisz. Mogę się założyć, że już niedługo zaciągnę go tam, gdzie
będę chciała. - Uśmiechnęła się zadowolona i oparła o wezgłowie łóżka.

- Co mnie to obchodzi, rób, co chcesz, ale nie przychodź na skargę

później, kiedy będziesz musiała szukać dla dziecka miejsca w żłobku.

Agnes uśmiechnęła się.
- A czy jesteś taka pewna, że musiałabym potem pracować? Nie wiesz

tego, co ja wiem. - Spoglądała na przyjaciółkę z tajemniczą miną.

Elise zaciekawiona odwróciła głowę.
- On pochodzi z bogatej rodziny, która mieszka gdzieś między Kristianią

i Eidsvold. Ojciec ma wielki dwór, a on jest jedynakiem i dziedzicem tego
majątku.

Pomyśleć, że Emanuel powiedział tak wiele w ciągu jednego

poniedziałkowego wieczoru, zastanawiała się Elise zdumiona. Agnes wie
teraz tyle samo co i ona. Znowu doznała tego dziwnego uczucia, jakby
zaczynała być zazdrosna, choć to przecież głupie. Niech Agnes wychodzi
sobie za mąż za Emanuela i mieszka, gdzie chce, Elise nic do tego.

- On nie zamierza pozostać w Armii Zbawienia do końca życia - paplała

Agnes niezrażona. - To zresztą byłoby bez sensu dla kogoś, kto ma takie
możliwości.

- Więc być może skończysz jako wiejska gospodyni, Agnes. - Elise

roześmiała się, sama jednak słyszała, że brzmi to nieszczerze. Zaraz potem
wpadła w złość. - Nie zamierzasz chyba go namawiać, żeby wystąpił z

background image

Armii?

- A dlaczego nie?
Elise wstała z łóżka i zaczęła przygotowywać posłanie dla chłopców.
- Bo to by było świętokradztwo.
- Świętokradztwo? - Agnes patrzyła na nią, nie rozumiejąc.
- On poświęcił swoje życie, żeby pomagać ludziom. Nawet gdyby ci się

udało go przekonać, to nie sądzę, żeby potem był szczęśliwy. Może
zacząłby żałować, ciebie obciążać winą za to, co się stało, a w końcu by
się od ciebie odwrócił.

Agnes nie dawała się zbić z tropu.
- A może przeciwnie, byłby mi wdzięczny? W każdym razie jego rodzice

na pewno by mi dziękowali, co do tego nie mam wątpliwości.

Elise potrząsała poduszkami Pedera i Kristiana, wyjęła kołdrę i ścieliła

łóżko energicznymi, gniewnymi ruchami. Kołdra była wypełniona
pociętymi szmatkami, które zbijały się w jednym końcu.

- W każdym razie ja cię ostrzegałam. Najwyraźniej znasz go lepiej niż

ja, bo wrażenie, jakie on na mnie robi, jest całkiem odmienne.

- A jakie wrażenie on na tobie robi? - Agnes zerkała na przyjaciółkę z

podejrzliwością we wzroku.

- Ja go znam jako człowieka uczciwego i szczerze pragnącego żyć

zgodnie z ideałami Armii Zbawienia.

Agnes wstała i ruszyła ku drzwiom.
- Myślałam, że będziesz się cieszyć wraz ze mną, widzę jednak, że

popełniłam błąd. Ty mi zazdrościsz i dobrze rozumiem dlaczego. Bo twój
narzeczony siedzi w zamknięciu i pozostanie tam przez cztery lata, a kiedy
wyjdzie, to nie wiadomo, czy znajdzie jakąś pracę. Twoja przyszłość nie
wygląda specjalnie radośnie.

Z tymi słowami wyszła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Elise stała pośrodku

izby, wstyd palił jej policzki. Agnes ma rację, nie jest lepsza niż tamta
banda łobuzów, która chciała wepchnąć Pedera do wodospadu. Jeśli nie
udało jej się na dobre zerwać z Agnes, to w każdym razie zdołała
zniszczyć jej radość.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Nadszedł marzec. Ze świergoczącymi na gzymsach ptakami, świeżym

końskim nawozem na drogach i topniejącym śniegiem, który spływał z
dachów. W oknach po drugiej stronie mieniło się wiosenne słońce, „słońce
biednych ludzi", jak je czasem nazywano. W dni powszednie pranie
powiewało na wietrze, a w dole nad rzeką zbierali się chłopcy, zaraz po
szkole, by bawić się w podbijanie kraju. Wodospad z każdym dniem
huczał głośniej.

Dzisiaj jednak była niedziela, właśnie wrócili z Grefsen od matki i teraz

Elise wzięła ze sobą Pedera i wyszli szukać kwiatków podbiału.

Od tamtego dnia, kiedy Emanuel rozmawiał z dyrektorem szkoły, Peder

miał spokój, banda łobuzów już go nie dręczyła. Elise też miała spokój od
Emanuela. Po tamtym dniu, kiedy szukali razem jej brata, a potem
wszyscy spędzili bardzo miły wieczór w ich kuchni, Emanuel trzymał się
od nich z daleka. Chociaż nie od domu, bo wciąż odwiedzał Annę,
przychodził jednak w czasie, kiedy Elise pracowała w fabryce.

Dziwiło ją to, choć go rozumiała. Z jednej strony doszli w końcu do

jakiegoś porozumienia, z drugiej zaś zarzucił jej przecież ręce na szyję,
zanim odszedł, i powiedział, jakie żywi dla niej uczucia.

Mimo wszystko Elise wciąż myślała o tym, co powiedziała jej Agnes.

Jeśli rzeczywiście Agnes zdoła zrobić z Emanuelem to, co zamierza, trzeba
się przygotować, że w przyszłości nieczęsto będą go widywać. Żal jej było
Pedera, bo darzył Emanuela bezgranicznym uwielbieniem, zwłaszcza po
rozmowie z dyrektorem szkoły.

Emanuel z pewnością będzie nadal odwiedza! Annę, przynajmniej przez

jakiś czas, później jednak o niej też zapomni. Już Agnes się o to postara.
Nie pojmowała tylko, dlaczego sprawia jej to ból. Tłumaczyła sobie, że nie
ma się czemu dziwić, ponieważ nie mają rodziny tutaj w Kristianii, a
chociaż ona zna wiele robotnic z fabryki, to nie ma znajomych mężczyzn.
Nikogo poza tymi, którzy mieszkają w ich domu i w okolicy, z
większością zresztą nigdy nie rozmawiała.

Przeszli przez most Voyen i zbliżali się do Myralokka, kiedy usłyszeli,

że ktoś ich woła. Za nimi biegł Kristian, Evert i jeszcze jacyś chłopcy z
klasy Pedera.

- Peder, pójdziesz z nami bawić się w podbijanie kraju? Evert pożyczył

background image

od pani Berg finkę.

Peder spoglądał błagalnie na Elise.
- Mogę, Elise?
- No pewnie, jasne, że możesz.
- Ale w takim razie będziesz musiała zbierać kwiatki sama - chłopcu

wyraźnie było przykro.

- Nic nie szkodzi.
Malec rozpromienił się i biegiem ruszył za kolegami. Elise patrzyła w

ślad za nim i uśmiechała się. W tej samej chwili dotarły do niej dźwięki
gitary i przystanęła. Nie widziała wokół nikogo, nawet małe drewniane
domki po lewej stronie wyglądały na opuszczone, ledwo zresztą było je
widać pośród wielkich ciemnych dębów z pozbawionymi liści ciężkimi
gałęziami.

Po chwili ich spostrzegła. Jakiś mężczyzna i kobieta siedzieli na ziemi,

oparci o gruby pień dębu. Ona trzymała w rękach gitarę, a mężczyzna
pochylał się nad nią i najwyraźniej próbował uczyć ją chwytów.

- To jest C, to jest D, to jest G, a to jest E - słyszała, jak mężczyzna

tłumaczył. I nagle dotarło do niej, kim ten mężczyzna jest. Nie przywykła
widywać Emanuela w krótkich spodniach, wiatrówce i czapce z daszkiem,
nie widziała też nigdy Agnes w wielkiej białej czapce, sportowym żakiecie
i białym lekkim szalu. Na Boga, skąd ona wzięła pieniądze na takie
ubranie?

Agnes fałszowała i nie była w stanie wydobyć z instrumentu ani jednego

poprawnego tonu, śmiejąc się przy tym. Elise uważała, że to jakiś dziwny
śmiech. Powoli ruszyła w ich stronę. Musi się przecież przywitać ze
znajomymi. Skoro ich już spotkała, głupio byłoby teraz zawracać.

- Nie, nie dam rady! - zawołała Agnes ze śmiechem. - Już lepiej ty

zagraj coś, Emanuelu, bo ty przecież umiesz.

On wziął z jej rąk gitarę i zaczął grać smutną pieśń, którą Elise znała ze

spotkań w Świątyni: „Nigdy nie zapomnę tamtych wspólnych godzin..."

Emanuel miał głęboki, piękny głos. Elise stała bez ruchu i słuchała.

Nagle przypomniała sobie pogrzeb ojca, stali wtedy wszyscy pogrążeni w
uroczystym milczeniu wokół biednego grobu i Elise myślała, jakie to
przykre, że ojcu nie zaśpiewa żaden chór, że nawet nie odezwą się
kościelne dzwony. A potem wszyscy zgromadzeni w żałobnym orszaku
wstrzymali oddech, kiedy kapitan Ringstad zaśpiewał w ten mroźny
styczniowy dzień. Elise miała wtedy wrażenie, że ta pieśń ją unosi, jakby
szybowała na skrzydłach.

Emanuel skończył i Agnes wybuchnęła śmiechem.

background image

- No właśnie to powiedziałam, Emanuelu. Nigdy nie będę grać tak

dobrze jak ty, nie ma więc sensu, żebym próbowała. Już raczej ty graj, a
mnie wystarczy śpiew.

Jakby miała głos, którym można się chwalić, prychnęła Elise gniewnie.
Emanuel zaczął grać kolejną melodię, tę również Elise znała z Armii

Zbawienia, a Agnes śpiewała i fałszowała dokładnie tak, jak Elise
oczekiwała. Aż przykro było tego słuchać, zwłaszcza że tak bardzo
pragnęła posłuchać, jak Emanuel gra.

Podeszła nieco bliżej.
- Halo!
Odwrócili się równocześnie.
- Elise? - w głosie Emanuela brzmiała radość. Agnes nic nie

odpowiedziała.

- Ni stąd, ni zowąd usłyszałam wasze głowy.
- A ty co, wyszłaś na spacer?
- Właściwie to wyszłam z Pederem, żeby nazbierać kwiatków podbiału,

ale on został uprowadzony przez kilku chłopców, poszli się bawić w
podbijanie kraju.

Uśmiechała się.
- Dobrze, że nie stało się nic gorszego - Emanuel odpowiedział z

uśmiechem. - Chodź, usiądź przy nas, mech jest suchy.

Elise usiadła obok niego. Po drugiej stronie ziemia była mokra.
- Uczysz się grać na gitarze, Agnes?
- Tak, Emanuel postanowił mnie nauczyć. Zostałam aspirantem i jesienią

mam zacząć naukę w szkole.

- To wspaniale! - Elise zdała sobie sprawę, że nie zabrzmiało to zbyt

entuzjastycznie.

- No i zaczęłam też śpiewać w chórze. To bardzo zabawne. -

Uśmiechnęła się do Emanuela. - Ludzie chodzący do „Perły" już mnie nie
interesują, a nic innego u nas robić nie można. Ty nigdy nie masz czasu -
dodała, posyłając w stronę Elise oskarżycielskie spojrzenie.

Emanuel zwrócił się do Elise.
- No a jak z Pederem? Nie widziałem go już dawno.
- Dziękuję, to znowu jest pogodny chłopiec, dzięki tobie. Mówi o tobie

tak, jakbyś był najpotężniejszym człowiekiem w mieście. Ktoś, kto
odważył się rozmawiać z dyrektorem szkoły, w jego oczach jest naprawdę
wielki.

Emanuel roześmiał się radosnym, ciepłym śmiechem.
- W takim razie przynajmniej jeden żywi dla mnie szacunek. A nie

background image

zawsze doznaję takiego wrażenia, kiedy staję wobec ludzi, żeby z nimi
rozmawiać.

- Nieprawda, ja też żywię dla ciebie ogromny szacunek-wtrąciła

pośpiesznie Agnes. - Tak, mam dla ciebie wiele szacunku. Porzucić
wszystko, aby tylko móc służyć innym, to naprawdę bohaterstwo.

- No, no - śmiał się Emanuel. - Nie czyń mnie lepszym, niż jestem.

Mimo wszystko mam wiele wad.

- Ale i tak jesteś moim bohaterem - szepnęła Agnes cicho, spoglądając

mu przymilnie w oczy.

Elise poczuła, że ją mdli. Jak można zachowywać się tak idiotycznie?

Czy dla niego to nie jest męczące?

Emanuel jednak uśmiechał się do Agnes, wcale nie wyglądał na

onieśmielonego ani zirytowanego.

Elise podniosła się gwałtownie z ziemi. Nie była w stanie tu dłużej

siedzieć i słuchać paplaniny Agnes.

- Muszę iść do domu przygotować obiad. Obiecałam chłopcom na

dzisiaj smażoną rybę.

- Naprawdę musisz już iść? - w głosie Emanuela brzmiało

rozczarowanie.

- Elise nigdy nie ma na nic czasu - westchnęła Agnes. - Zawsze musi się

opiekować mamą, Hildą, Kristianem albo Pederem. Zestarzejesz się i
nawet tego nie zauważysz, Elise. Nigdy nie chodzisz na tańce, nie można
cię wyciągnąć do miasta, nie przychodzisz wieczorami, żeby z nami
pogadać. Dziewczyny o ciebie pytają i zastanawiają się, czym ty się
zajmujesz. Uważają, że się wstydzisz z powodu Johana.

- Że ja się wstydzę? - Elise poczuła, że serce bije jej mocno z oburzenia.

- Ja się wcale nie wstydzę z powodu Johana. Wprost przeciwnie, jestem z
niego dumna. Nie mam wątpliwości, że jedynym jego pragnieniem było
ratowanie życia siostry. Dlaczego miałabym się wstydzić? Gdyby wszyscy
byli tacy jak Johan, to tutaj, nad rzeką, nie byłoby tyle nędzy. Inni
mężczyźni idą do knajpy, jak tylko w piątek wieczorem dostaną
tygodniówkę, a Johan nigdy nawet nie tknął alkoholu.

- Dobrze, już dobrze, nie gorączkuj się tak. Nie ma powodu do

zdenerwowania tylko dlatego, że powiedziałam prawdę. Nic nie poradzę
na to, że inni tak gadają.

Elise odwróciła się i miała zamiar odejść.
- Nic dziwnego, że ludzie gadają, Elise - Agnes najwyraźniej nie

zamierzała ustąpić. - Wszyscy wiedzą, że Hilda jest w ciąży, ale nie chce
powiedzieć, z kim będzie miała to dziecko. Inne dziewczyny w jej sytuacji

background image

tak nie robią. Zaczynamy już myśleć, że to może ktoś żonaty. Wiele
robotnic boi się, że to może mąż którejś z nich. Jedna nawet powiedziała,
że ona jest pewna... że to jej mąż.

Elise nie była w stanie oddychać ze złości.
- No to ją pozdrów i powiedz, że Hilda nigdy nie poszłaby do łóżka z

żonatym mężczyzną.

Kiedy wróciła do domu, Hilda obrała już ziemniaki i zaczęła

przygotowywać obiad.

Musiała natychmiast zauważyć, że coś jest nie w porządku. - Dlaczego

jesteś taka zła? - spytała zdumionym głosem. - Wszyscy byli w świetnych
humorach, kiedy wróciliśmy do domu z Grefsen.

- Spotkałam Agnes.
- No i nie była to przyjemna rozmowa?
- Ani trochę. Powiedziała mi, o czym dziewczyny plotkują. Otóż ja

siedzę w domu, ponieważ wstydzę się z powodu Johana, a ty będziesz
miała dziecko z żonatym mężczyzną.

Gwałtowne rumieńce wypłynęły na policzki Hildy.
- Że ja będę miała dziecko z żonatym mężczyzną? Tak mówiła?
Elise skinęła głową.
- Te baby nie mają ani trochę zaufania do swoich mężów. Wiele z nich

wyobraża sobie, że to właśnie ich mąż jest winien. - Umilkła na chwilę. -
Może już czas powiedzieć prawdę, Hilda?

Hilda potrząsnęła głową z bardzo stanowczym wyrazem twarzy.
- Obiecałam, że nikomu nie powiem. On wie, że ty wiesz i że mama wie,

ale nikt inny nie powinien o niczym słyszeć, tak mówi.

Elise milczała. Nic dziwnego, że majster nie chce, żeby prawda wyszła

na jaw. On, majster, a tu szesnastoletnia pomocnica w przędzalni...

To, co wydawało jej się dziwne, to fakt, że on nadal utrzymuje kontakty

z Hildą i nie odwrócił się do niej plecami. Mógłby przecież zaprzeczyć,
nikt by Hildzie nie uwierzył. Powiedziałby, że Hilda kłamie, i byłoby po
wszystkim.

Najwyraźniej Hilda pojęła, o czym Elise myśli, i uznała, że powinna

bronić ojca swego dziecka.

- On mówi, że powinniśmy utrzymać wszystko w tajemnicy, dopóki

dziecko się nie urodzi. Bo poród zawsze jest niebezpieczny, mówi. Często
kończy się źle. Ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, to potem będę mogła
ujawnić, jak się sprawy mają.

Elise westchnęła, nie miała serca niczego siostrze tłumaczyć. Wiedziała

jednak dobrze, że wielu mężczyzn dużo obiecuje. A potem zdradzają.

background image

Hilda zdjęła pokrywkę z garnka.
- Popatrz, co będziemy mieć na obiad.
Elise zrobiła wielkie oczy. Już nie byłaby w stanie powiedzieć, kiedy

ostatnio widziała mięso w tym domu.

- Sztuka mięsa w jarzynach? - zawołała z niedowierzaniem. Hilda

skinęła głową.

- Usmażyłam rybę i schowałam ją do szafy na jutro. To miała być

niespodzianka.

Elise spoglądała na nią podejrzliwie.
- A skąd wzięłaś pieniądze?
- No zgadnij. On mówi, że to ważne, abym miała zdrowe i pożywne

jedzenie teraz, kiedy dziecko rośnie, a przecież rozumie, że nie mogę
siedzieć sama i zajadać się pysznościami, podczas gdy wy...

- Mam nadzieję, że pani Thoresen nie przyjdzie tu i nie dowie się, co

będziemy jeść. Ciekawe, co by powiedziała?

- Pojęcia nie mam, ale nie powinnaś wołać Pedera i Kristiana, jak to

zwykle robisz, nie powinnaś mówić, żeby przyszli na obiad, bo wtedy albo
ona, albo pani Evertsen natychmiast się zjawią.

Elise skinęła głową i wyszła z domu. Znalazła chłopców przy moście.

Kristian wygrał, Peder i Evert sprawiali wrażenie trochę zgaszonych.

- Mogę iść do was? - Evert patrzył na nią.
Nie mogła, niestety, pozwolić, żeby Evert odkrył, jaki mają wspaniały

obiad, bo wtedy cała ulica by o tym gadała.

- Będziesz mógł przyjść, jak zjemy, Evercie. Teraz jednak musisz iść do

domu do pani Berg i też zjeść obiad.

Chłopiec kiwnął głową i pobiegł do domu.
Na schodach zderzyli się z panią Evertsen. - Co to za niezwykłe zapachy

unoszą się dzisiaj na trzecim piętrze! - zawołała, wciągając z
zaciekawieniem powietrze. Jakby próbowała sobie przypomnieć, co tak
pachnie.

- To wiosna, pani Evertsen. A poza tym dzisiaj czułam zapach

smażonego mięsa z jednego z otwartych okien. - Kłamstwo zjawiło się
samo z siebie i Elise przymknęła oczy.

- Zapach smażonego mięsa? Skąd ludzie biorą na to pieniądze?
Elise wzruszyła ramionami.
- Może teraz, kiedy przestali palić w piecach, mogą przeznaczyć

pieniądze na jedzenie zamiast na węgiel.

Pani Evertsen zadrżała.
- Moim zdaniem wcale jeszcze nie jest tak ciepło. Kristian i Peder

background image

zmrużyli oczy, kiedy zobaczyli, co dostaną na obiad.

- Tylko nie wolno wam nikomu o tym powiedzieć - upominała Hilda

surowym głosem. - Jeśli pani Thoresen albo pani Evertsen się tu pojawią,
to trzeba mówić, że zapach wpada przez okno.

Obaj kiwali głowami, nie zadając żadnych pytań. Wkrótce siedzieli

wszyscy czworo i w milczeniu rozkoszowali się pysznym jedzeniem.

Ledwo zdążyli skończyć i posprzątać ze stołu, a rozległo się pukanie do

drzwi. To pani Thoresen.

- Chciałam zapytać, jak się czuje wasza mama? - rozejrzała się po

kuchni i z zaciekawieniem wciągała powietrze.

Okno było otwarte.
- Czuje pani ten zapach, pani Thoresen? - Peder spoglądał na sąsiadkę

niewinnie. Elise wstrzymała oddech.

- Tak, a skąd on pochodzi, jak myślisz?
- My uważamy, że to od pani Albertsen. Może pani słyszała, że ona ma

wuja w Ameryce?

Pani Thoresen w zamyśleniu spoglądała na chłopca. Potem skinęła

głową.

- Być może. Chyba się trochę przejdę. - Już miała wychodzić, kiedy

przypomniała sobie, po co tu przyszła. - No a jak z mamą?

- Dobrze. - Tym razem odpowiedziała Hilda. - Poprawia jej się z

tygodnia na tydzień. Może na lato wróci do domu.

Wzrok pani Thoresen błądził po wydatnym brzuchu Hildy.
- No to będzie ciasno w izbie dla sześciorga.
- Ja tam mogę spać w kuchni - wtrąciła Elise pośpiesznie.
- I ja też - odezwał się ku jej zaskoczeniu Kristian. - Nawet wolę, bo w

izbie chyba nie będzie można sypiać z wrzeszczącym dzieciakiem.

Hilda posłała mu mordercze spojrzenie.
Pani Thoresen odwróciła się do drzwi. Ale widocznie znowu sobie o

czymś przypomniała, bo przystanęła.

- Anna prosiła, żeby was pozdrowić. Ona jest teraz bardzo zadowolona,

a to zasługa tego żołnierza.

- Pana Ringstada? - zawołał Peder z ożwieniem. - Dawno go już nie

widziałem.

- Naprawdę? To dziwne, bo u nas bywa prawie codziennie. Musisz

przychodzić do Anny po powrocie ze szkoły. On zresztą zawsze o was
pyta. W każdym razie o ciebie, Peder.

Buzia Pedera rozjaśniła się.
- Słyszysz, Elise? Elise odwróciła głowę.

background image

- Owszem, słyszę - powiedziała po prostu. W wyobraźni widziała

natomiast Emanuela i Agnes na Myralokka. Agnes z pewnością dopięła
swego.

W Państwowym Więzieniu Akershus Johan wyszedł właśnie na spacer.

Wiosenne słońce go oślepiło, a zapach słonej morskiej wody, wilgotnej
ziemi i palonych liści uderzył w nozdrza. Johan przystanął, przymknął na
moment oczy i wchłaniał w siebie wiosenne wonie. Poczuł ból w sercu.
Wolałby raczej deszcz i zimno, chociaż tak strasznie marzł w swojej celi
przez ostatnie tygodnie. Wiosna jednak niosła z sobą tęsknotę i
przeświadczenie, że wszystko zostało mu odebrane. Prawie nie był w
stanie myśleć o tym, jakie mógłby mieć życie, gdyby nie popełnił tej
okropnej głupoty. Teraz pewnie w Andersengarden okna są szeroko
otwarte, huk wodospadu jest głośniejszy niż zwykle, nad rzeką bawią się
dzieciaki, beztroskie, ożywione wiosną, w cieniu pod drzewami zaś kryją
się pary. Mógłby teraz iść brzegiem rzeki, z Elise pod rękę, rozmawiać o
ślubie, który mieli wziąć latem, cieszyć się życiem, które nareszcie po
surowej zimie nabrało nowych barw. Mogliby usiąść na jakimś kamieniu
na Myralokka i patrzeć na rzekę, która z hukiem spada z góry, a potem
płynie w stronę miasta. Mogliby się oprzeć o pień wielkiego dębu, trzymać
się nawzajem za ręce i marzyć o życiu, które mają przed sobą. O
wspólnym życiu. O wspólnym łóżku w kuchni, o śniadaniach i kolacjach
spożywanych przy wspólnym stole.

Mocno zaciskał zęby i ciągnął za sobą łańcuchy. Czuł, jak ciało mu

zesztywniało od siedzenia po całych dniach w tej samej pozycji. A jak to
będzie po czterech długich latach? Będzie chodził zgięty wpół niczym
starzec? Jego ciało będzie pozbawione mięśni, a ręce i nogi będą wiotkie i
białe? W oczach zaś będzie czaił się gniew. Co taki stary i schorowany
człowiek może zaproponować kobiecie? Może nawet nigdzie nie dostanie
pracy, bo kara więzienia to stempel na całe życie. Przestępca... Kopnął
jakiś kamień, próbował się uspokoić. To chyba to wiosenne powietrze tak
na niego działa.

- Ach tak, Johan Marynarz... - to był głos Lorta-Andersa, poza tym nikt

inny nie używał jego dawnego przezwiska. - Serce cię boli od tego
wiosennego słońca, co?

Johan posłał mu ponure spojrzenie. Ze strony tego człowieka mógł się

spodziewać jedynie kpin i szyderstw. Zerknął w stronę strażnika
więziennego, Gevaldigera, jak go nazywano. Bo po tym, co się stało,
przebywanie sam na sam z Lortem-Andersem nie było specjalnie
bezpieczne.

background image

- Dostałem po kryjomu list od Halta-Oli przed paroma dniami - mówił

dalej Lort-Anders, rozglądając się wokół i udając, że wcale nie jest zajęty
Johanem.

Johan milczał.
- Trochę się dzieje na naszej ulicy, pisze mi Halt-Ola. Johan nadal

milczał. Coś mu mówiło, że wiadomości będą niepomyślne. Gdyby były
dobre, Lort-Anders by o tym nie mówił.

- Jakiś oficer Armii Zbawienia wydeptuje progi u twojej dziewczyny, i

za dnia, i w nocy.

Johan poczuł, że skóra mu drętwieje.
- Do diabła, zamknij gębę! Lort-Anders roześmiał się.
- Nie wierzysz mi? A dostałeś od niej ostatnio jakiś list, Johan?
- Stul pysk, powiedziałem.
- Zapłacił za jej matkę w sanatorium, pisze Ola. Bez przerwy lata za

twoją dziewczyną. Jedną noc spędzili w fabrycznej komórce, a niedawno
w sobotni wieczór w jej oknach światło paliło się długo po północy, a
potem wyszedł stamtąd ten oficerek.

Johan zacisnął pięści tak, że kostki mu pobielały.
- Łżesz!
Lort-Anders znowu się roześmiał.
- Możesz sobie myśleć, że łżę. Mnie to nic nie obchodzi.
W tej samej chwili Gevaldiger podszedł do nich. - Czy nie mówiłem, że

rozmowy są zabronione? - Groźnie uniósł bicz.

- Powiedziałem tylko, że dzisiaj pięknie świeci wiosenne słońce, panie

Gevaldiger - odpowiedział Lort-Anders z niewinną miną.

Johan czuł się tak, jakby wszystko z jego wnętrza wypłynęło i została

tylko wielka, pusta, ziejąca dziura. Próbował wytłumaczyć sam sobie, że
Lort-Anders to wszystko zmyślił, ale przecież nie mógł zapomnieć faceta z
Armii Zbawienia, który śpiewał na pogrzebie. Nie zapomniał też, jaka
uradowana Elise wróciła do domu ze Świątyni w tamten poniedziałkowy
wieczór i jak opowiadała, o czym mówiła temu oficerowi. Powiedziała mu
nawet o broszce. Zaciskał zęby tak, że bolały go szczęki. To nie może być
prawda. Elise nie może go zdradzać, ona, która pisała, że będzie na niego
czekać do ostatniej chwili.

Ale na co miałaby czekać? - pytał sam siebie. To po prostu beznadziejne.

Elise musiała w końcu zacząć myśleć, ona też.

- Co ze mnie za idiota? - powiedział z wściekłością sam do siebie.

Kopnął jakiś kamień z taką siłą, że ten uderzył w mur. Jak mogłem
wierzyć, że dziewczyna, która ma powodzenie u facetów, będzie czekać,

background image

aż jakiś drań wyjdzie z twierdzy?...

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Kiedy w dwa dni później Elise stała w sklepie kolonialnym u Magdy na

rogu i czekała na swoją kolej, wszedł jakiś młody mężczyzna, który wydał
jej się znajomy, nie była jednak w stanie określić, gdzie i kiedy go
widziała. Przypomniała sobie dopiero, gdy Magda powiedziała „proszę
bardzo". To jeden z koleżków Lorta-Andersa. Johan witał się z nim
któregoś dnia, kiedy razem z Elise stali przy studni i napełniali wiaderka
wodą. Ten mężczyzna przeszedł obok. Potem Johan wyjaśnił jej, że razem
pływali, a Elise przeniknął dreszcz na myśl o wszystkich tych strasznych
indywiduach, które Johan poznał na morzu. Mężczyzna nie był wysoki, ale
barczysty i silnie zbudowany, miał wydatne wargi, krótką szyję i gruby
kark. Ten to raczej nie głoduje, pomyślała Elise, chociaż Johan mówił, że
jest bezrobotny.

Kolega Lorta-Andersa... Może on wie coś o Johanie?
Przypomniała sobie innego mężczyznę, tego, który próbował ją straszyć,

że doniesie na policję, iż to ona znalazła broszkę, i który potem był w
bandzie, która napadła na nią i Emanuela, pobiła ich i zamknęła w
komórce. Wielu z tej bandy uważało prawdopodobnie, że to z jej winy
Johan i Lort-Anders dostali się do więzienia, może jednak ten jest innego
zdania? Pojawiła się szansa i trzeba z niej skorzystać, może to jedyna

background image

możliwość, żeby się czegoś dowiedzieć.

Spojrzała na niego przelotnie, kiedy już miała wychodzić, nie dała

jednak po sobie poznać, że go rozpoznaje. Wyszła ze sklepu, stanęła parę
metrów dalej i czekała.

Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy w końcu się ukazał.
- Przepraszam...
Mężczyzna stanął, najwyraźniej zaskoczony.
- Czy ty nie jesteś znajomym Johana i Lorta-Andersa? Mężczyzna

patrzył na nią, mrużąc oczy, pełen podejrzliwości.

- A to dlaczego?
- Jestem Elise, narzeczona Johana. Oczy tamtego pociemniały.
- Wciąż się zastanawiam, jak on się czuje, i myślałam, że może ty coś

wiesz.

Mężczyzna nie odpowiadał, stał tylko i patrzył na nią mętnym

wzrokiem.

- Ja... mnie jest bardzo przykro po tym z tą broszką - bąkała Elise. Nagle

poczuła się nieswojo. - Nie wiedziałam, że Johan miał z tym coś
wspólnego. Gdybym jej nie znalazła, może nie zostaliby złapani.

- Tak mówisz, ślicznotko? - mężczyzna splunął daleko.
- Czy ty... wiesz może, czy mogłabym się czegoś dowiedzieć, jak on się

czuje i w ogóle?

Tamten zachichotał szyderczo, ukazując braki w uzębieniu.
- Uspokój się. Twój chłopak żyje niczym hrabia. A ja napisałem do

Lorta-Andersa, co się dzieje na naszej ulicy, i jeżeli dobrze znam mojego
koleżkę, to Johan Marynarz dowiedział się wszystkiego.

Wpatrywała się w niego zdumiona.
- To oni mogą ze sobą rozmawiać?
- Jezu Chryste, no pewnie.
- A możesz go ode mnie pozdrowić, kiedy znowu będziesz pisał?
- Pytanie tylko, czy on czeka na twoje pozdrowienia. Elise spoglądała z

zakłopotaniem.

- O co ci chodzi?
Tamten znowu splunął, ślina była brązowa od machorki.
- Nie, nic nie wiem. Ale może nie chciałby słuchać o tobie i tym

żołnierzu, a ja przecież kłamać nie mogę.

Elise poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.
- Pisałeś im o mnie i oficerze Armii Zbawienia?
- A czy są jakieś inne rzeczy do opowiadania z naszej okolicy? Elise nie

mogła się opanować.

background image

- A ja myślałam, że ty i Johan byliście kolegami.
- No właśnie, dlatego musiałem o tym napisać.
- Powinieneś się dowiedzieć, czy plotki są prawdziwe, zanim to zrobiłeś.

Jeśli chodzi o tę noc w komórce, to wielu członków „Bandy z Sagene"
mogłoby potwierdzić, że zostaliśmy zamknięci wbrew swojej woli.

- Powiadasz, że to było wbrew twojej woli? A może ktoś cię związał,

co?

Elise czuła, że się rumieni.
- O mało nie zamarzłam na śmierć. Nie przeżyłabym tej nocy, gdyby on

nie otulił mnie swoim płaszczem. Nie stałabym tu dzisiaj przed tobą.

- A co się działo w sobotnią noc, kiedy on po kryjomu wychodził z

Andersengarden o świcie? Czy wtedy też byliście zamknięci?

Elise robiło się zimno i gorąco na przemian.
- To zwyczajna potwarz. Mój mały brat zaginął i kapitan Ringstad

pomógł nam go odnaleźć. A ja w podziękowaniu za to zaprosiłam go na
gorącą zupę. Moi bracia, siostra i mały Evert jedli razem z nami.

Tamten znowu zachichotał złośliwie.
- Jak widzę, postarałaś się o alibi. - Odwrócił się, żeby odejść. -

Zapomnij o Johanie, ślicznotko. Jak wyjdzie z pudła, będzie miał pod
dostatkiem dziewczyn. - Potem znowu splunął daleko przed siebie.

Elise stała i wpatrywała się w niego rozdygotana ze wzburzenia. To

najbardziej złośliwe zachowanie, jakie ją kiedykolwiek spotkało. Zrobić
coś takiego Johanowi w sytuacji, kiedy on nie ma najmniejszych
możliwości poznania prawdy. Jakie to podłe.

Koniecznie muszę przemycić list dla niego, myślała z desperacją. Jeśli

Johan uwierzy w to, co mu mówią, wpadnie we wściekłość.

Nie, Johan z pewnością w to nie uwierzy. Przecież ją zna i wie, że

pozostanie mu wierna. Widział, jak bardzo była wzburzona lek-
komyślnością Hildy, i jest pewien, że zdecydowana jest czekać do nocy
poślubnej.

A jednak tamtego dnia, kiedy spotkała Emanuela w Świątyni, był o

niego zazdrosny. I po pogrzebie też. Bezradnie kręciła głową. Jedyne, co
może ją uratować, to żeby się ludzie dowiedzieli o stosunku łączącym
Agnes z Emanuelem.

Nie sądziła, by Agnes miała cokolwiek przeciwko temu, pytanie tylko,

czy Emanuel nie miałby jakichś kłopotów. Mimo wszystko jest oficerem
Armii Zbawienia.

Muszę zapomnieć, jak bardzo się ostatnio wściekłam na Agnes, i

zapytać ją wprost, powiedziała sama do siebie.

background image

Jeszcze tego wieczoru wybrała się do małego drewnianego domku przy

Maridalsveien. Jak zwykle Agnes leżała na łóżku i czytała jakiś tani
magazyn. Poza tym rozłożyła wszędzie kartki pocztowe z bardzo śmiałymi
malowidłami. Kartki były zagraniczne i przedstawiały bujne nagie kobiety,
siedzące lub leżące w wyzywających pozach.

- Masz odwagę trzymać coś takiego w domu? - Elise ze wstrętem

spoglądała na kartki, potem pośpiesznie odwróciła się do drzwi, by
zobaczyć, czy rzeczywiście są same.

Agnes zachichotała.
- Zamierzam pokazać je Emanuelowi.
- A to w jakim celu? Przecież wiesz, jaki on jest. Agnes uśmiechnęła się

tajemniczo.

- Właśnie dlatego, że wiem. Jest dokładnie taki sam jak inni mężczyźni.
- To sprawy między wami zaszły już tak daleko? - Elise znowu poczuła

to dziwne ukłucie w sercu. Bo to przecież ona pierwsza poznała Emanuela,
to z nią on się przyjaźni.

Agnes uśmiechnęła się znowu i lubieżnie przeciągała na łóżku.
- Co się stanie tego dnia, kiedy rozejdzie się po okolicy, że jesteście

parą?

- Dziewczyny będą zazdrosne.
- Miałam jego na myśli. Przecież nie może pozwolić sobie na chodzenie

z dziewczyną.

Agnes usiadła.
- Oczywiście, że może. Przecież wszyscy, którzy weszli w związki

małżeńskie, musieli się kiedyś spotkać i zacząć ze sobą chodzić. Oni są
dużo bardziej tolerancyjni niż ludzie należący do Kościoła. To, że przez
jakiś czas nie będziemy się mogli pobrać, nie ma żadnego znaczenia,
bylebym tylko mogła z nim być.

- Ale przecież z tego może się począć dziecko.
- Chyba można uważać. Poza tym... - spuściła wzrok i zbierała jakieś

pyłki ze swojej bluzki - poza tym nie musi zostać tam na zawsze. Jeśli coś
będzie nie tak, zawsze może się wypisać.

- I myślisz, że byłby potem szczęśliwy? Agnes spojrzała jej prosto w

oczy.

- Tak, tak myślę. Bo może wtedy zrozumie, że życie ma mu do

zaofiarowania coś więcej niż tylko spotkania z nędzarzami i pijakami.

- Mówisz tak, jakbyś chciała, żeby coś poszło nie tak. Agnes znowu

spuściła wzrok i zacisnęła wargi. Milczała.

- Agnes - Elise szturchnęła ją w ramię. - Ty tego pragniesz. Agnes

background image

spojrzała na nią z wyrazem zaciętości w oczach.

- Pragnę, no i co z tego? Jeśli to miałoby go zawrócić ze złej drogi, to

powinnam mieć prawo sobie tego życzyć, prawda?

- To znaczy, że chcesz go oszukać.
- Wcale nie. I wiesz co, Elise? Powiedziałam ci to już raz i teraz znowu

powtórzę: jesteś zazdrosna.

W tym momencie Elise przypomniała sobie tamtą rozmowę wieczorem,

kiedy Agnes ją odwiedziła. Poczuła, że się rumieni.

- Może i masz rację - odparła zawstydzona. Spojrzenie Anges

złagodniało.

- Biedna Elise. Czekać cztery lata na ukochanego to nieludzkie. Czy nie

mogłabyś się rozejrzeć za kimś innym? Chociaż Johan jest przystojny i
męski, i w ogóle... to przecież na świecie jest wielu mężczyzn.

Elise gwałtownie potrząsnęła głową.
- Nawet myśleć nie mogę o innym. Problem polega na tym, że ktoś

donosi Johanowi plotki, że latam z innymi.

- Że latasz z innymi? Ty, która nawet za nikim się nie obejrzysz? Jak oni

mogą mówić coś takiego?

Elise nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Ta rozmowa będzie chyba

trudna. Wahała się jeszcze przez chwilę.

- Niektórzy wierzą, że coś łączy Emanuela i mnie. Agnes wybuchnęła

śmiechem.

- Ciebie? - Nagle jednak w jej wzroku pojawił się wyraz podejrzliwości.
- Jak mogło im to przyjść do głowy?
- Nie wiem, czy ci opowiadał o wieczorze, kiedy zniknął Peder?
- Oczywiście. Emanuel pomógł ci go szukać. Elise skinęła głową.
- Szukaliśmy go do północy. Byliśmy oboje przemarznięci i śmiertelnie

zmęczeni. Uznałam więc za najzupełniej naturalne zapytać, czy nie
wstąpiłby do nas, żeby coś zjeść i rozgrzać się w kuchni. Siedzieliśmy tam
wszyscy razem, Peder, Kristian, Hilda, Evert i ja. Ktoś musiał widzieć, jak
po północy Emanuel wychodził z Andersengarden. I widocznie z tego
wzięły się te pogłoski.

- Boże drogi, cóż za wstrętni plotkarze.
- Jestem pewna, że to albo pani Evertsen, albo pani Albertsen. One nie

robią nic innego, tylko próbują wywęszyć coś z prywatnego życia ludzi.

- Nie przejmuj się nimi.
- Toteż się nie przejmuję. Ale spotkałam jednego faceta, który był razem

z Johanem na morzu. To on mi powiedział, że przemycił list do Lorta-
Andersa i poinformował go, że nie jestem Johanowi wierna.

background image

Agnes usiadła na łóżku.
- Rany boskie, a cóż to za ścierwo?
- Też się nad tym zastanawiam. Chodzi jednak o to, że Lort-Anders

może w czasie spaceru opowiedzieć wszystko Johanowi. No i właśnie
dlatego dzisiaj do ciebie przyszłam. Pomyślałam sobie, że gdyby wszyscy
dowiedzieli się o tobie i Emanuelu, to może w końcu by pojęli, że w
plotkach na mój temat nie ma ani źdźbła prawdy.

- Bardzo bym chciała ci pomóc, Elise. Sama zamierzałam opowiedzieć

dziewczynom w fabryce o sobie i Emanuelu.

- I naprawdę wierzysz, że Emanuel nie miałby nic przeciwko temu? -

spytała Elise ostrożnie.

- Owszem, jestem tego całkiem pewna. Cieszę się, że powiedziałaś mi o

swoich problemach. To dla mnie też nic przyjemnego, że na mieście ludzie
plotkują o was dwojgu.

Elise wracała do domu z dokuczliwym poczuciem, że zrobiła coś złego.

Uszła ledwie kawałek, gdy spostrzegła, że w ciemności zbliża się do niej
jakaś postać. Pozostawało dość daleko do najbliższej latarni i Elise
ogarniało coraz większe przerażenie. Strach po tamtych przeżyciach w
komórce wciąż w niej tkwił.

No i wtedy go rozpoznała.
- Cześć, Emanuel. Idziesz do Agnes?
- Tak. Zdobyłem dla niej trochę nut. Chciała poćwiczyć przed

następnym spotkaniem.

- A ja właśnie od niej wyszłam.
- To szkoda, że nie przyszedłem wcześniej.
Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Pamiętała wciąż nieprzyzwoite

kartki pocztowe rozłożone na łóżku Agnes i plany przyjaciółki, żeby je
wykorzystać do uwiedzenia Emanuela.

- Widzę, że staliście się dobrymi przyjaciółmi. - Sama usłyszała, że to,

co mówi, brzmi głupio.

Emanuel roześmiał się niepewnie, sprawiał wrażenie skrępowanego.
- Agnes to wspaniała dziewczyna. Z jednej strony tak żarliwie interesuje

się pracą Armii Zbawienia, z drugiej jednak... - nie dokończył zdania.

Elise wstrzymała oddech. No to teraz mi powie.
- Ty ją dobrze znasz, prawda?
- Jak ci mówiłam, chodziłyśmy razem do szkoły. W ostatnich latach nie

mamy już tak wiele wspólnego, zwłaszcza od czasu, kiedy mama
zachorowała.

- Powiedz mi, czy wtedy też interesowała się Armią Zbawienia?

background image

- No... nie wydaje mi się.
Emanuel chrząknął, wyglądał na zatroskanego.
- Od czasu do czasu doznaję nieprzyjemnego uczucia, że w gruncie

rzeczy to ona wcale takiego zapału nie żywi.

Elise zrobiło się nieswojo.
- Co masz na myśli?
Znowu się roześmiał jakoś dziwnie.
- Nie, nic, to tylko takie uczucie. Bo widzisz, ona nigdy nie chce

rozmawiać z naszymi koleżankami ani z tymi, którzy śpiewają z nią w
chórze. Zawsze zwraca się wyłącznie do mnie.

- Może jest w tobie zakochana. - Gdy tylko wypowiedziała te słowa,

natychmiast zaczęła żałować. Po pierwsze to są plotki, a po drugie sama
wolała nie wiedzieć, jak Emanuel na to zareaguje.

- Mam nadzieję, że się mylisz. - Wyglądało na to, że Emanuel jest

szczery.

- Agnes to śliczna dziewczyna. Miła i... - Elise chciała powiedzieć

„porządna", ale się powstrzymała. Emanuel przecież nie jest pierwszym,
którego Agnes próbuje zaciągnąć do łóżka.

- Zgadzam się z tobą. To i ładna, i miła, i porządna dziewczyna.
Nie powiedziałam „porządna", pomyślała Elise z niechęcią.
- Ale boję się, czy ta sprawa nie będzie dla niej bolesna - mówił dalej

Emanuel. - Bo po pierwsze ja żyję swoim szczególnym życiem, po drugie
nie żywię dla niej tego rodzaju uczuć. Zresztą wiesz... - dodał cicho.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Rozmowa wkraczała na bardzo

grząski grunt.

- Chyba rozumiesz, Elise, co próbuję ci powiedzieć? Wiem, że to błąd z

mojej strony, bo przecież jesteś zaręczona, ale nic na to nie poradzę. Od
kiedy spotkałem cię pierwszego dnia, nie mogę przestać o tobie myśleć, a
z czasem jest coraz gorzej i gorzej. Tamta noc w komórce... - umilkł i
głośno przełknął ślinę, po czym mówił dalej. - Starałem się całą rzecz
zlekceważyć, ale to, co przed chwilą powiedziałem, jest prawdą. Mimo że
w tej komórce było nam tak strasznie zimno i nieprzyjemnie, nagle
odkryłem, że ta strona życia nadal mnie obchodzi, że się z tym wcale nie
uporałem. Wciąż mnie to dręczy i błagam Boga o siłę, by dać sobie radę,
ale niestety dotychczas moje modlitwy nie zostały wysłuchane.

Elise przestępowała z nogi na nogę. Pomyśleć, że ktoś mógłby nadejść i

zobaczyć ich razem. A gdyby jeszcze usłyszał, co Emanuel mówi? A co by
było, gdyby to dotarło do uszu Agnes?

- Widzę, że jesteś skrępowana, ale dłużej nie mogłem się po-

background image

wstrzymywać i chcę, żebyś wiedziała, jak to ze mną jest.

Zanim Elise zdążyła się otrząsnąć z wrażenia, zarzucił jej ręce na szyję i

przywarł wargami do jej ust.

- Elise - wyszeptał po chwili, patrząc na jej twarz. Wyrwała mu się ze

strachu, że ktoś mógłby ich zobaczyć, lecz także ze strachu przed samą
sobą. Coś się z nią działo, coś, czego nie chciała.

- Muszę już iść - wymamrotała, odwracając się od niego.
- Wybacz mi - to ostatnie słowa, które usłyszała, zanim zaczęła biec.
Biegła dość długo w dół ulicy, w końcu zdyszana zwolniła nieco kroku.

Myśli kłębiły jej się w głowie. Dlaczego tak na to reaguje? Powinna była
udzielić mu odpowiedzi, wytłumaczyć, że jest zakochana w Johanie, że dla
niej nigdy nie będzie żadnego innego mężczyzny, tylko Johan.

W pewnym momencie usłyszała jakieś dźwięki i szybko spojrzała na

domy po lewej stronie ulicy, skąd te dźwięki dochodziły. W niskich
oknach małych drewnianych domków płonęły żółte światła. Domy stały
blisko jeden drugiego, ale dwa z nich oddzielał dość długi płot z desek,
nad którym zwieszały się gałęzie jabłoni. W mdłym blasku ulicznej latarni
gałęzie wyglądały niczym nagie ramiona, wyciągające się do nieba.

Coś się działo za drewnianym płotem, gałęzie jabłoni się poruszyły i

Elise usłyszała skradające się kroki. Przeniknął ją strach.

Pośpiesznie omiatała wzrokiem marnie oświetloną ulicę, potem

odwróciła głowę i przerażona obejrzała się za siebie. Nigdzie nie było
żywej duszy. W chwilę później pobiegła ile sił w nogach w stronę
Beierbrua.

Coś musiało mi się przywidzieć, próbowała przekonywać samą siebie,

kiedy w końcu przebyła most i zbliżała się do Andersengarden. W głębi
duszy jednak wiedziała, że to nieprawda. Tam naprawdę ktoś był. Ktoś,
kto się na nią czai. Ktoś, kto przypuszczalnie widział, że Emanuel ją do
siebie przytulał, i teraz z pewnością przekaże tę wiadomość dalej
więźniom w Akers-hus...

Jeśli ten ktoś nie szuka czego innego... Z trudem wciągała powietrze.

Przez moment oczyma wyobraźni zobaczyła nienawistne spojrzenie
przyjaciela Lorta-Andersa. Cała ta szajka jej nienawidzi. Na pewno
obmyślają zemstę...

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Nareszcie zaczęły się szczepienia przeciwko ospie. Elise martwiła się od

background image

chwili, kiedy dotarła do niej wiadomość, że epidemia tej choroby szaleje
po kraju. Na szczęście u nich jeszcze nie wybuchła, nikt jednak nie
wiedział, kiedy to może nastąpić.

W poczekalni doktora kłębił się tłum. Niektórzy stali w milczeniu i

spoglądali przed siebie niewidzącym wzrokiem, inni próbowali ze sobą
rozmawiać. Jacyś dwaj mężczyźni siedzieli na ławce i dyskutowali o
rosnącym bezrobociu.

- W punktach, gdzie rozdają jedzenie, kolejki z dnia na dzień są coraz

dłuższe - mówił jeden z nich. - Stoją w nich starzy i chorzy, matki i dzieci,
i młodzi mężczyźni, którzy powinni pracować. W gazecie czytałem, że
„jedyne, do czego mogą używać swoich pięści, to przedzieranie się do
drzwi, żeby być jak najbliżej, kiedy zostaną otwarte, odpychając na koniec
słabszych i przeciskając się do przodu, żeby dostać kartkę na obiad albo
pół bochenka chleba".

- To po prostu wstyd - wtórował drugi, kręcąc głową.
- A co myślicie o unii? - pierwszy pytał cichym głosem, rozglądając się

wokół. Chyba się obawia, że mogą się tu znajdować ludzie o innych niż on
poglądach, pomyślała Elise. Kristian i Peder oglądali jakąś gazetę.

- Unia koniecznie powinna zostać rozwiązana - oznajmił stanowczo

drugi z mężczyzn. On najwyraźniej nie myślał o ściszaniu głosu. - Szwecja
nie ma już dla nas takiego znaczenia jako partner handlowy. Niemcy i
Anglia są ważniejsze. Teraz, kiedy porozumienie między państwami
zostało rozwiązane, nie mamy z unii żadnego pożytku. Siła naszych rzek
daje nam nowe możliwości, flota handlowa znowu bardzo się rozrasta,
powstają nowe fabryki, rozwija się przemysł drzewny. Nasza gospodarka
poprawia się z roku na rok, nie potrzebujemy Szwedów. Wprost prze-
ciwnie, wyprzedzamy ich o głowę, jeśli chodzi o zakładanie linii
telefonicznych, instalację elektrycznego oświetlenia ulic i budowę
elektrowni wodnych.

Machał rękami, jakby to on osobiście tego wszystkiego dokonał.

Pierwszy kiwał potakująco głową.

- Jak przychodzi co do czego, to się okazuje, że bardzo się od siebie

różnimy. My mamy własną kulturę, własne tradycje. Wielu ludzi uważa, że
to nie ma znaczenia dla ewentualnego-rozwiązania unii ze Szwecją, ja się
jednak z nimi nie zgadzam.

- Ani ja. Kultura daje nam siłę. Pytanie tylko, czy Christian Michelsen

jest najwłaściwszym kandydatem na premiera rządu. On nie ma żadnych
ambicji politycznych, nie myśli ani nie przemawia jak polityk. Takie jest
moje zdanie.

background image

- Ale nie mamy nikogo innego, kto mógłby przejąć ster, a on mimo

wszystko ma doświadczenie ze Szwedami z czasów, kiedy był ministrem
w Sztokholmie. Jest to też bardzo sympatyczny człowiek, tak ludzie
gadają. Potrafi mówić i głośno, i cicho.

Drzwi się otworzyły, a kiedy Elise spojrzała w tamtą stronę, spostrzegła

Oline. Miała ze sobą trójkę dzieci.

- Dzień dobry, Oline. Jak ci się powodzi?
Oline nie odpowiedziała. W poczekalni nie było już wolnych krzeseł,

więc stanęła pod ścianą, przytulając do siebie dzieci.

Elise nie widziała jej od czasu, kiedy Oline została wyrzucona z fabryki,

często jednak o niej myślała. Zwłaszcza po tym, jak spotkała jej córkę i
nabrała podejrzeń, że Oline zarabia na ulicy.

Wstała z miejsca i podeszła do niej.
- Już dawno cię nie widziałam, Oline. Może byś wstąpiła do mnie

któregoś wieczoru?

Oline posłała jej nieprzyjemne spojrzenie.
- A skąd miałabym wziąć na to czas?
- Nie... no nie wiem... miło nam się spędzało przerwy obiadowe jakiś

czas temu, pomyślałam, że dobrze byłoby znowu porozmawiać.

Oline nic nie odpowiedziała.
- Przyszłaś zaszczepić dzieci? Tamta pokiwała głową.
- A gdzie najmłodszy?
- Umarł parę tygodni temu. Elise patrzyła na nią wstrząśnięta.
- Ale wtedy z tej odry to się jakoś wygrzebał, prawda? Oline

przytaknęła.

- Teraz był chory na szkarlatynę.
Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Sześcioletnia dziewczynka z

Seilduksgata i czterolatek z Sagveien też niedawno umarli na tę samą
chorobę, ale ludzie o tym nie rozmawiali. Większość przeżywa takie
sprawy w samotności. Człowiek nigdy nie wie, na kogo teraz przyjdzie
kolej.

Wróciła na swoje miejsce. Wyglądało na to, że Oline nie chce z nią

rozmawiać. Ale kiedy ona i chłopcy w końcu wyszli od lekarza
zaszczepieni, Oline zwróciła się do niej.

- Słyszałam, że Hilda jest w ciąży.
Elise rozejrzała się wokół, zawstydzona. Jak Oline może głośno pytać o

takie sprawy?

- Ale słyszałam też, że mimo wszystko nie została wyrzucona z fabryki.
Elise zrozumiała. Oline nosiła w sercu urazę do nich, ponieważ ona

background image

straciła pracę, a tymczasem Hildzie pozwolono zostać. Skinęła głową, ale
nie miała nic do powiedzenia w obronie Hildy.

- Ludzie traktowani są różnie - w głosie Oline słychać było gorycz.
Elise przestępowała z nogi na nogę.
- Rozumiem, że uważasz to za niesprawiedliwe.
Oline roześmiała się suchym, nieprzyjemnym śmiechem.
- Aha, więc ty to rozumiesz. No, nieźle. Peder ciągnął Elise za rękaw.
- Wracajmy, Elise. Chce mi się pić.
- Do widzenia, Oline. A gdybyś miała ochotę, to wpadnij. Oline

milczała.

- Co ona taka zła? - Peder spoglądał na Elise pytającym wzrokiem.
- Bo jej jest bardzo źle, Peder. Mąż jej umarł, straciła pracę dlatego, że

dwa razy się spóźniła. A najmłodsze dziecko ciężko chore leżało w domu i
nie była w stanie zostawić go samego. Teraz dziecko umarło.

- Powinna ich powystrzelać - warknął nieoczekiwanie Kristian. Elise

patrzyła na niego zaskoczona.

- Kogo?
- No na przykład nadzorcę - odparł stanowczo.
Kiedy znaleźli się na ulicy, Elise spostrzegła jakiś cień, który zniknął za

narożnikiem domu. Mignęła jej sylwetka mężczyzny i miała wrażenie, że
skądś go zna. Zimny dreszcz przemknął jej po plecach. Oni za mną łażą
nawet w środku jasnego dnia? Próbowała uwolnić się od nieprzyjemnego
uczucia, ale nie potrafiła.

Kiedy wrócili do domu, pani Thoresen szorowała schody, ostry zapach

salmiaku kręcił im w nosach. Kobieta miała czerwone i popękane ręce,
ciekło jej z nosa i z oczu, musiała pracować na kolanach, bo bolały ją
plecy od pochylania się.

- Pośpieszcie się, ale idźcie ostrożnie po czystych stopniach - upomniała

chłopców Elise, po czym zwróciła się do pani Thoresen. - Może przejmę
od pani mycie schodów. Widzę, że bolą panią plecy.

- A słyszał to kto? Ty masz pod dostatkiem roboty, Elise. Idź raczej do

Anny, ona przez cały dzień nie widziała żywej duszy. Jest dzisiaj
przygnębiona.

- Anna? - Pani Thoresen skinęła głową i wróciła do mycia.
- Porozmawiaj z nią. Mnie nie chce nic powiedzieć.
Elise wyminęła ją zdumiona. Pierwszy raz w życiu słyszała, żeby Anna

była nie w humorze.

W izbie okno było szeroko otwarte, a na dworze na parapecie ćwierkał

mały ptaszek, ale Anna leżała zwrócona twarzą do ściany.

background image

- Cześć, Anno.
Anna z wolna się odwróciła.
- Zawsze tak się cieszyłam z nadchodzącej wiosny, a teraz leżę tu i

pragnę, żeby raczej padał grad albo śnieg, wiało i zacinało deszczem -
oznajmiła z bolesną tęsknotą w głosie.

- Coś ty, Anno? - Elise podeszła do łóżka. - Dlaczego jesteś taka

smutna?

Anna potrząsnęła głową.
- Sama nie wiem. Wszystko jest takie ponure. Myślę o czasach, kiedy

byłam zdrowa i taka sama jak wszyscy. - Nagle urwała i zaniosła się
szlochem.

Elise wzięła jej rękę w dłonie. Czuła się całkiem bezradna. Współczucie

dla Anny sprawiało jej ból, nie miała pojęcia, jak mogłaby jej pomóc.

- Wybacz mi, Elise - powiedziała w końcu Anna spokojnie. - Nie mogę

obciążać cię swoimi zmartwieniami, masz pod dostatkiem własnych.

Elise usiadła na brzegu łóżka.
- Wcale mnie nie dziwi, że odczuwasz to w ten sposób. Dziwne było

raczej to, że nigdy przedtem nie zwierzałaś mi się z takich myśli.

Anna z powagą skinęła głową.
- Nawet sama przed sobą się z tego nie zwierzam, nie mam odwagi tak

myśleć.

- A czy coś się stało? Coś, co tak bardzo zmieniło twoje nastawienie?
Anna odwróciła wzrok.
- Nie mogę ci powiedzieć, co to jest, nie mam do tego prawa. Wiem

tylko, że nie zniosę tego leżenia tutaj, dzień za dniem, tydzień za
tygodniem, rok za rokiem.

- A co miałaś na myśli, mówiąc, że nie masz do tego prawa?
- Mama mówi, że powinnam zaakceptować swój los. Kiedy ubiegłego

roku latem odwiedzał mnie Lorang, jej się to nie podobało. Uważała, że te
spotkania z nim budzą we mnie tęsknotę za innym życiem. Za życiem,
którego nigdy nie będę miała. Bo ja przecież też mam swoje marzenia i
swoje tęsknoty. Rozumiesz, o co mi chodzi, Elise?

Elise przytaknęła, Anna już dawniej o tym mówiła. - Ale teraz? Co się

stało teraz?

Anna zagryzała wargi, nie podnosząc wzroku.
- A może wolałabyś o tym nie rozmawiać?
- Owszem, chcę, tylko że to takie trudne.
W duszy Elise pojawiło się podejrzenie. Rany boskie, to nie może mieć

związku z Emanuelem...?

background image

- Wiesz, że na mnie możesz polegać, Anno. Tylko powiedz, jeśli chcesz

się z kimś tym podzielić.

Anna spojrzała jej w oczy. Ełise stwierdziła, że nigdy jeszcze oczy

przyjaciółki nie były takie piękne jak teraz.

- Myślę, że i tak wiesz.
- Czy to Emanuel?
Anna zarumieniła się po korzonki włosów i skinęła głową, najwyraźniej

onieśmielona.

- Wiem, że to szaleństwo, ale przecież nie można pytać serca, czy

postępuje mądrze. Zawsze, kiedy on tutaj przychodzi, jestem bardzo
szczęśliwa, ale też i przerażona, żeby nie dać po sobie poznać, co czuję.
Ostatnio zresztą nie przychodzi tak często i za każdym razem umieram ze
strachu, czy to już nie jest ostatnie spotkanie.

- Bardzo dobrze rozumiem, że jesteś nim zainteresowana. To urodziwy,

sympatyczny i dobrze wychowany człowiek. Czy jest coś złego w tym, że
się zakochałaś? To przecież zgodne z twoim wiekiem, a poza tym mamy
wiosnę. I chociaż jesteś przykuta do łóżka, to niczym się nie różnisz od
innych dziewcząt. Różnica polega jedynie na tym, że ty swoich marzeń nie
możesz wprowadzić w życie i musisz zadowalać się tylko fantazjami.
Mimo wszystko nie powinnaś narzekać, a może nawet masz powody do
radości. Popatrz na dziewczyny wokół, one się zakochują i przez krótką
chwilę przeżywają wielkie szczęście, potem jednak na świat przychodzą
dzieci i życie zmienia się w koszmar. Znam jedną prządkę, która ma
dwadzieścia trzy lata i jest już matką pięciorga dzieci, a teraz oczekuje
szóstego. Najmłodsze sypia w szufladzie komody, reszta na rozkładanych
na podłodze siennikach. Wciąż tylko płacz dzieci, zmienianie pieluch,
wstawanie do nich w nocy, izba ciągle wypełniona suszącym się praniem.
Mężczyzna, z którym kiedyś była taka szczęśliwa, po prostu się wyniósł i
teraz ona musi żywić całą gromadę, a na pomoc może liczyć tylko ze
strony gminy. Kiedy rano wychodzi do fabryki, dzieci muszą radzić sobie
same, bo nie ma ich z kim zostawić. Przez cały czas jej myśli krążą wokół
domu i tego, co się tam dzieje. Pomyśl, że może się przewrócić lampa
naftowa albo dzieci się poparzą, kiedy będą dokładały do pieca, pomyśl, że
najmłodszy może wypaść na podłogę i się potłuc, a nikt mu nie pomoże,
pomyśl, że mogą się skaleczyć nożem tak, że krew będzie tryskać... Tysiąc
rzeczy może się stać, a ona jest kompletnie bezradna.

Anna leżała bez ruchu i słuchała.
Elise spostrzegła, że jej słowa trochę pomogły.
W końcu przyjaciółka nawet się uśmiechnęła.

background image

- Czy to na takie życie z Johanem będziesz teraz czekać? Elise

odpowiedziała uśmiechem.

- Johan taki nie jest. On jest inny. Anna znowu spoważniała.
- Pomogłaś mi bardziej, niż przypuszczasz, Elise. Teraz wiem, że

powinnam się cieszyć tym, co mam, i nie myśleć o przyszłości. Chyba
zaczynam być za bardzo wymagająca.

- Nikt nie może oczekiwać, że będziesz się cieszyć, bo leżysz w łóżku,

myślę jednak, że rozumiesz, co chciałam powiedzieć. Emanuel to piękny
mężczyzna i piękny człowiek. On nigdy nie zadałby ci bólu.

- Oczywiście, że nie, świadomie bólu by mi nie zadał, ale pewnego dnia

znajdzie sobie chyba dziewczynę i będzie chciał się z nią ożenić. To
naturalne, chociaż jest członkiem Armii Zbawienia.

- Po pierwsze nie ma pewności, że kogoś znajdzie, a po drugie on może

chcieć żyć samotnie.

Anna skinęła głową, radość wróciła do jej oczu. .
- Tak się cieszę, że mogę z tobą porozmawiać, Elise. Mama zapomniała,

jak to jest być młodym. Zresztą nie wiem, czy była taka szczęśliwa z
moim ojcem. - Zamilkła na chwilę. - Wiesz co, Elise? Wcale nie jestem
pewna, czy ojciec kiedykolwiek wróci do domu. I nie jestem nawet pewna,
czy w ogóle żyje. Odkąd poznałam Emanuela, powrót ojca nie jest już dla
mnie taki ważny. I za Johanem też tak strasznie nie tęsknię.

- A ja mam szczerą nadzieję, że Emanuel będzie cię odwiedzał jeszcze

długo, bardzo długo. I z pewnością na zawsze pozostanie twoim
przyjacielem.

Elise pożałowała tych słów, gdy spostrzegła cień na ślicznej buzi Anny.

Ona pragnie czegoś więcej niż przyjaźni. Chwilę potem uśmiechnęła się.

- To dzięki tobie odwiedził mnie po raz pierwszy. Serdecznie ci

dziękuję, Elise.

Elise wstała.
- Muszę iść do domu. Byłam z chłopcami na szczepieniach przeciwko

ospie, a teraz będę musiała odrabiać z Pederem lekcje. On musi dużo
pracować, jeśli chce przejść do następnej klasy.

- Czy ty nigdy nie masz wolnego czasu, Elise? Elise uśmiechnęła się.
- Wynagrodzę sobie wszystko za parę lat, kiedy chłopcy nie będą już

mnie potrzebować.

- Ale wtedy pewnie będziesz musiała zajmować się kimś innym. Elise

posłała jej pytające spojrzenie, ale zaraz się domyśliła.

- Masz na myśli dziecko Hildy? Anna przytaknęła.
- Z tym Hilda będzie musiała radzić sobie sama. Oczywiście jej pomogę,

background image

zwłaszcza w pierwszym okresie, ale później będzie musiała znaleźć dla
dziecka miejsce w żłobku. Jeśli oczywiście nadal będzie pracować w
fabryce...

- Chyba będzie musiała.
Elise skinęła głową i ruszyła w stronę drzwi.
- W dalszym ciągu nie możesz mi tego powiedzieć? - w głosie Anny

brzmiało napięcie.

- Bardzo mi przykro, Anno, ale nie. Hilda obiecała temu człowiekowi,

że nic nie powie, dopóki dziecko nie przyjdzie na świat.

- No to nic dziwnego, że ludzie uważają, iż to żonaty mężczyzna.
Elise odwróciła się do niej.
- Więc plotki dotarły też do ciebie?
- Mama mi powiedziała. A właściwie to dlaczego on się tak boi

ujawnienia? Wiem, że wielu mężczyzn wypiera się ojcostwa, ale tu zdaje
się to akurat nie ma miejsca. Hilda pokazywała mi prezenty, jakie od niego
dostała.

- Myślę, że powinnaś zapytać Hildę wprost. Ja nie mogę nic powiedzieć.

Zajrzę do ciebie znowu jutro, Anno, jak wrócimy od mamy.

W drodze na trzecie piętro znowu opuściła ją odwaga. Jeśli Agnes zrobi

z Emanuelem to, do czego zmierza, to on przestanie przychodzić do
Andersengarden. Dla Anny będzie to ciężkie przeżycie.

Chyba muszę z nim porozmawiać, pomyślała. Muszę mu uświadomić,

jak wiele znaczą dla Anny jego wizyty.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Kiedy następnego popołudnia Elise schodziła na dół do Anny, na

schodach zderzyła się ze starym pastorem. Szedł zdyszany, tak jak wtedy,
kiedy ojciec utonął, z kapeluszem w ręce, potem perlącym się na czole i
zlepiającym jego kilka siwych włosów na prawie zupełnie łysej czaszce.

Elise nie pojmowała, dlaczego za każdym razem, kiedy go widzi, czuje

niechęć. Może to nieczyste sumienie, że tak rzadko pokazuje się w
kościele, a może nieprzyjemne wspomnienia z czasu, kiedy chodziła do
pastora na nauki przed konfirmacją. Obie z Agnes siadywały wtedy w
ostatnich ławkach i spoglądały w stronę chłopców, szeptały i chichotały, aż
kiedyś pastor nagle je zauważył i wygłosił grzmiące kazanie na temat
młodzieży, która kocha przyjemności bardziej niż Boga. „Ten, kto zadaje
się z mądrymi, będzie mądry, ale ten, który bierze przykład z głupców, nie
może liczyć na nic dobrego" - dokładnie pamiętała, że tak mówił. Nie
rozumiała wtedy, że ona lub Agnes są głupie, w każdym razie nie do końca
przyjmowała to do wiadomości i czuła się nieswojo.

- Dzień dobry, Elise - wydyszał pastor. - Mam nadzieję, że się nigdzie

nie wybierasz, bo idę, żeby z wami porozmawiać.

Elise uznała, że nie ma wyboru.
- Miałam tylko zajść do Anny w jednej sprawie, ale mogę to zrobić

później.

Wskazała mu drogę do kuchni. Hilda i chłopcy gdzieś poszli.
- Wypije pastor filiżankę kawy?
- Owszem, dziękuję. - Pastor odstawił na bok laskę ze srebrnymi

background image

okuciami, ciężko opadł na taboret i zaczął ocierać pot z czoła wielką białą
chusteczką. W piersiach mu świstało. Elise patrzyła na niego zatroskana.

- Czy pastor źle się czuje?
- A czy to coś dziwnego? Jak może się czuć człowiek, który musi żyć

wśród tak wielu grzesznych ludzi?

Elise nic nie odpowiedziała, zastanawiała się, czy dlatego do nich

przyszedł.

- Najlepiej będzie, jak od razu przystąpimy do rzeczy - mówił dalej

pastor, ciężko dysząc. - Słyszę, że twoja siostra zeszła na złą drogę, a ty
sama też zmierzasz w takim samym kierunku.

Elise zaskoczona zmarszczyła czoło. Co on właściwie ma na myśli?

Zaczerpnęła wody z wiadra i napełniła dzbanek do kawy, postawiła go na
kuchni i zaczęła dokładać drewna do ognia. Na szczęście po obiedzie
nadal się paliło.

- Jesteście moimi parafianami, a poza tym ty i twoje rodzeństwo nie

macie ani matki, ani ojca, w związku z tym uważałem za swój obowiązek
was odwiedzić. - Zdjął z ramion biały szal i razem z kapeluszem położył
go na kuchennym stole. - W Drugim Liście do Koryntian napisano, że
musimy oczyszczać się z każdej nieczystości ciała i ducha. Obawiam się,
że dla twojej siostry jest już za późno, mam jednak nadzieję uratować
ciebie, moje dziecko. Wiercił się przez chwilę na stołku, a potem mówił
dalej:

- Ludzie gadają, że zaślepił cię ten jakiś kaznodzieja na świeżym

powietrzu. Muszę przyznać, że wiele z tego, co oni mówią, nie odbiega za
bardzo od nauki Kościoła, ale żeby kobiety były przywódcami, a na
dodatek nazywały się oficerami, to absolutnie naganne. Śpiewać pieśni
religijne na świeckie melodie to szyderstwo z Pana Boga. A na dodatek oni
grają na rogach i trąbkach, nawet na tamburynach. Naprawdę włos jeży się
na głowie. Mężczyźni i kobiety, którzy wcześniej wiedli grzeszne życie,
występują jako kaznodzieje. Swoją gazetę nazwali nawet „Głos Wojenny".
Jakby prowadzili jakąś wojnę.

Umilkł na chwilę i znowu ocierał czoło.
- Co to ja... co to ja chciałem powiedzieć... - wbił w nią bezradne

spojrzenie.

- Pastor mówił o mojej przyjaźni z oficerem Armii Zbawienia,

Emanuelem Ringstadem. Mogę pastora zapewnić, że nie ma w tym nic
innego, jak tylko przyjaźń. On nam pomógł, kiedy najbardziej
potrzebowaliśmy pomocy, i zdołał nawet zdobyć pieniądze na lekarstwa
dla Anny.

background image

- Ach tak? A to dziwne. Ciekawe, skąd oni biorą te pieniądze?
- Ze zbiórek i darów, jakie dają im ludzie, którzy uważają, że to piękne

pomagać najuboższym.

Pastor zdawał się nie słuchać tego, co mówi Elise.
- Pewnie słyszałaś, co się stało w Anglii, kiedy ta sekta zaczęła tam

działać? W pewnym momencie wysłano tysiące policjantów, żeby
powstrzymywali masy ich zwolenników, i po zaledwie roku ponad
osiemdziesięciu członków sekty wtrącono do więzienia, a wielu raniono,
w tym kilkaset kobiet. Czy pragniecie wywołać tutaj w naszym kraju taką
sytuację?

- Pastor mówi o czymś, co stało się wiele lat temu. Dzisiaj wszystko

wygląda zupełnie inaczej.

- Moim zdaniem ty już im uległaś, Elise. Czuję się tym rozczarowany.

Pamiętam cię z czasów nauki przed konfirmacją. Byłaś posłuszną i
grzeczną dziewczyną. Mówiłaś też ładnie.

Pewnie zapomniał, jak nawymyślał Agnes i mnie, kiedy chichotałyśmy

w kościele, pomyślała.

- Myślę, że się od tamtej pory tak bardzo nie zmieniłam, pastorze. Ale

zdążyłam poznać życie, doświadczyłam ubóstwa i nędzy w inny sposób
niż wtedy, i teraz uważam, że czas najwyższy, żeby ktoś się tym zajął i
próbował pomóc ludziom, którym wiedzie się najgorzej.

- Powinnaś lepiej pilnować swojej siostry. Słyszałem, że jest

brzemienna. A przecież ma dopiero szesnaście lat! Naprawdę włos się jeży
na głowie. Czy ona nigdy nie słyszała o piekle? Czy nie wie, że Pan Bóg
karze najokrutniejszymi mękami wszystkich grzeszników, a zwłaszcza
tych, którzy oddają się nierządowi? Czy ona się nie boi, jaką przyszłość
snobie szykuje?

Elise mocniej zacisnęła wargi i nalała mu kawy do filiżanki. A więc

pastor chce obciążyć ją winą za lekkomyślność Hildy. I dlaczego to Pan
Bóg przede wszystkim karze tych, którzy ulegają pokusie zakosztowania
chwilowej miłości, skoro na świecie tylu ludzi kradnie i oszukuje, jest
wielu takich, którzy prześladują i dręczą innych, którzy posługują się
szyderstwem, kłamstwem i pomówieniami?

- Kiedy ona oczekuje rozwiązania?
Elise odstawiła dzbanek z kawą na piec zadowolona, że może się

odwrócić do niego plecami.

- Latem.
- A twój narzeczony został skazany na cztery lata ciężkich robót za

złodziejstwo, jak słyszę?

background image

Elise poczuła, że płacz dławi ją w gardle.
- On nie kradł, stał tylko na czatach z rowerem.
- I dlatego uważasz, że jest niewinny? - w jego głosie brzmiała pogarda i

zdumienie.

Elise zebrała się na odwagę.
- Wierzę, że Bóg go rozumie. Jestem przekonana, że Johan dał się

namówić do tego czynu w nadziei, że zdoła uratować życie siostry.

Pastor posłał jej pełne oburzenia spojrzenie.
- Bądź ostrożna i nie nadużywaj Bożego imienia, Elise. Wszyscy

musimy przyjmować los, który został nam dany. Nie ma usprawiedliwienia
dla kogoś, kto popełnia przestępstwo.

Jemu łatwo mówić, pomyślała Elise, siadając na brzeżku taboretu. On

nie ma gromady głodnych dzieci, które muszą radzić sobie same, kiedy
idzie do pracy. A jeśli jego żona zachoruje, to z pewnością stać go na
kupno lekarstw. Nie wie, jak to jest, gdy dwoje dorosłych i ośmioro dzieci
sypia w jednej maleńkiej izdebce, jak to robi wielu ludzi tutaj nad rzeką. Z
północnym wiatrem zacinającym przez dziurawe ściany, z nieszczelnymi
oknami i ciągłym brakiem jedzenia. Jedyne stworzenia, które dobrze się
czują w tej okolicy, to wszy, pluskwy i karaluchy, ale pastor nie ma o tym
pojęcia.

Gość głęboko westchnął.
- Bardzo się wami martwię. Grzech i kara chodzą ręka w rękę, a

prowadząc takie życie, możecie oczekiwać wiele złego.

- Nie wiem, czy zrobiłam coś złego, pastorze. - Elise patrzyła mu prosto

w oczy. - Nic gorszego, jak tylko pospolite, drobne grzechy, złościłam się
na ludzi, może powiedziałam komuś coś, czego żałuję, albo myślałam o
kimś źle. Powinnam częściej odwiedzać Annę, powinnam więcej czasu
poświęcać Pederowi, powinnam pójść do nieszczęsnej Oline, która siedzi
sama z gromadką dzieci i właśnie niedawno utraciła najmłodsze. Ale nie
mam na to ani czasu, ani siły.

Stary pastor posłał jej pełne niezadowolenia spojrzenie.
- Zapomniałaś powiedzieć, że odwróciłaś się od Kościoła. - Głośno

wytarł nos w swoją białą chusteczkę i patrzył na nią wilgotnymi oczyma. -
Nigdy nie wiemy, kiedy nadejdzie nasza godzina, to może być dzisiaj,
może być jutro. Nieszczęsny ten, kto staje przed Sędzią z sumieniem
obciążonym strasznymi grzechami.

Wypił parę łyków kawy i wstał.
- Będę się za was modlił, drogie dziecko. Postaraj się jednak, żeby twoja

siostra prosiła o wybaczenie i pojednała się z Bogiem, zanim urodzi.

background image

Powinienem zameldować o niej w policji obyczajowej, najpierw jednak
chciałbym z nią porozmawiać, dać jej możliwość wytłumaczenia się. A ty
trzymaj się z daleka od tych samozwańczych kaznodziei i módl się za
swojego narzeczonego, żeby zwrócił oczy ku Panu i także modlił się o to,
by najcięższe kary nie spadły na niego w dzień sądu.

Na korytarzu rozległy się jakieś hałasy. Elise usłyszała, że Kristian woła:
- Do cholery, ja tego nie zrobiłem. Dostałem od Pingelena. Drzwi

otworzyły się z hałasem i chłopcy wpadli do środka. Natychmiast jednak
stanęli jak wryci. Peder zaczerwienił się po korzonki włosów, Kristian
natomiast spoglądał na pastora z niewinną miną.

- Kto to tak klnie? - pastor spoglądał to na jednego, to na drugiego.
Żaden nie odpowiadał.
- No? Nie słyszę odpowiedzi.
- Bo Peder powiedział, że ja ukradłem. - Kristian patrzył pastorowi z

uporem w oczy.

- Czy nie wiesz, że Bóg cię słyszy?
- Nie ma żadnego Boga. Na pewno nie ma Boga po tej stronie rzeki.
Pastor chwycił Kristiana za ucho i mocno pociągnął.
- Tak mówisz do pastora, chłopcze? Kristian zacisnął wargi i milczał.

Pastor zwrócił się do Elise.

- Tutaj zaniedbałaś swoje obowiązki, Elise. Nie spodziewałem się, że

jeden z twoich braci będzie mówił takie słowa.

Elise też nic nie odpowiedziała. Nie ma wyjścia, musimy się z tym

pogodzić, myślała. W oczach Kościoła byli ludźmi, którzy nie mogą się
równać z mieszkańcami zachodniego brzegu rzeki.

Ucieszyła się, kiedy pastor sobie poszedł.
- Co się z wami dzieje? - teraz ona spoglądała surowym wzrokiem na

swoich braci.

- Peder mówi, że ja ukradłem, ale dostałem to od Pingelena.
- No to pokaż. - Elise słyszała, że jej głos brzmi ostrzej niż zazwyczaj.
Kristian niechętnie podał jej nóż.
- A dlaczego dostałeś to od Pingelena?
Kristian wzruszył ramionami. - Bo on chce, żebym był jego kolegą i w

ogóle.

- Chcesz być kolegą kogoś, kto o mało nie wpędził Pedera do rzeki?
Kristian nie odpowiedział, stał i wpatrywał się w podłogę z jeszcze

bardziej upartym wyrazem twarzy niż zazwyczaj.

Elise westchnęła ciężko. Wiedziała, że powinna na niego na-krzyczeć,

ale nie była w stanie.

background image

- Jak się najecie, to możecie wyjść. Ja bym chciała odwiedzić Oline.
Właściwie to nie miała wielkiej ochoty na tę wizytę po wczorajszym

spotkaniu z dawną koleżanką, kiedy widziała, jak bardzo tamta jest
rozgoryczona i pełna złości, ale po wizycie pastora czuła, że powinna coś
zrobić. Przeraził ją swoimi słowami na temat kary i mąk piekielnych.

Gdy miały ze sobą więcej wspólnego, Elise nieczęsto ją odwiedzała.

Oline mieszkała w ciemnym zaułku przy Seilduksgata, gdzie domy stały
tak blisko siebie, że człowiek stojący pomiędzy dwoma budynkami mógł
dotykać ich obu równocześnie.

Jakiś wielki szczur wypadł jej spod stóp, a przy studni, gdzie zaułek

trochę się rozszerzał, siedziały brudne, obdarte dzieciaki i wychlapywały
wodę z zardzewiałej wanny.

Weszła na niewielkie podwórko wyłożone na pół zgniłymi deskami.

Trzeba było uważać, żeby nie potknąć się i nie przewrócić. Dwaj
mężczyźni z sumiastymi wąsami, w czapkach z daszkiem, połatanych
kurtkach i długich, ciemnych niedzielnych spodniach siedzieli na ławce i
palili fajki, a kobieta w szerokiej czarnej spódnicy, szarej zniszczonej
bluzce, z siwymi włosami związanymi w twardy kok na karku stała,
skrzyżowawszy ręce na piersi, i przyglądała im się podejrzliwie. Kominy
na niskich dachach sprawiały wrażenie, że mogą się w każdej chwili
rozsypać i spaść na ziemię, a drzwi domów były takie niskie, że Elise
musiała się pochylić, kiedy chciała zapukać.

Otworzyło jej dziecko. W izbie było tak ciemno, że oczy potrzebowały

sporo czasu, by się przyzwyczaić, więc przez chwilę Elise nic nie widziała.
Wiosenne słońce nie docierało tutaj pomiędzy dachami ciasno
zabudowanych domów, a jedyne okno wychodziło na podwórko.

Oline leżała na łóżku i spała, pozostałe dzieci siedziały na podłodze i

bawiły się spokojnie kilkoma guzikami. Najstarszy dawał znaki Elise, że
powinna być cicho, wskazując na łóżko w kącie.

Elise zrozumiała. Olirie może spać tylko w dzień, bo pracuje, kiedy inni

odpoczywają...

- Długo będzie spać? - spytała szeptem. Dziecko skinęło głową na znak,

że długo.

- Idzie do roboty, jak my już się położymy spać.
- A możesz pozdrowić mamę i powiedzieć, że była u niej Elise? Wstąpię

do was któregoś innego dnia.

- Ona wraca do domu dopiero rano.
Elise skinęła głową, odwróciła się i cicho wyszła, wstrząśnięta losem

Oline.

background image

Kobieta i dwaj mężczyźni na podwórku śledzili ją zaciekawieni. Żadne z

nich się nie odezwało.

Przebyła już prawie cały ciasny zaułek, kiedy usłyszała za sobą coś

jakby skradające się kroki. Przystanęła natychmiast, lodowaty dreszcz
przeszedł jej po plecach, ostrożnie odwróciła głowę. W tej samej chwili
spostrzegła coś mrocznego, znikającego pośpiesznie w drzwiach piwnicy.

- Chyba zaczynam widzieć duchy w jasny dzień - bąknęła sama do

siebie, zdenerwowana. - Przecież ten człowiek nie ma ze mną nic
wspólnego. - Zła na siebie ruszyła w dalszą drogę.

Ale gdy tylko się odwróciła, natychmiast znowu usłyszała to samo:

skradające się kroki, jakby złodziej zaczajał się na ofiarę. Dokładnie to
samo słyszała tamtego popołudnia, kiedy była u Agnes i odniosła
wrażenie, że ktoś ją śledzi.

Nic mi nie mogą zrobić teraz w środku słonecznego dnia, myślała. W

dodatku jest niedziela i wszędzie pełno ludzi. Ale dlaczego ktoś za nią
chodzi? Jeśli mają do niej jakąś sprawę, to powinni przyjść i powiedzieć
wprost.

Znowu gwałtownie przystanęła i zdążyła dostrzec mężczyznę,

przebiegającego błyskawicznie między dwoma domami.

Teraz nie miała już wątpliwości, ktoś ją tropi. Zaczęła biec.
Spocona i zdyszana wpadła na podwórko Andersengarden i wbiegła po

schodach.

Na piętrze trzasnęły jakieś drzwi i usłyszała zbliżające się kroki. Ktoś

musiał być u Anny albo pani Thoresen wychodzi z domu. Elise ruszyła
szybciej.

Dopiero jednak na półpiętrze zobaczyła, kto to jest.
- Emanuel?
Purpurowe światło wieczornego słońca wpadało na wąski korytarz,

odbite od okien po drugiej stronie, i oświetlało jego twarz.

- Elise? Nie spodziewałem się spotkać cię na schodach. - Patrzył na nią,

a w głosie słyszała żal.

- To dobrze, że jesteś, bo muszę z tobą o czymś porozmawiać. Zszedł

niżej i zatrzymał się tuż przy niej.

- Nie widziałem cię od tamtego spotkania na Maridalsveien.
- Anna za tobą tęskni.
- Tylko Anna i nikt inny? - najwyraźniej próbował być zabawny, ale mu

się to nie udawało.

- Zastanawiałam się, jak to jest z tobą. Z tobą i z Agnes.
- Mówisz tak, jak byśmy ja i Agnes mieli ze sobą coś wspólnego.

background image

- A nie macie?
- Teraz cię nie rozumiem. Elise zawstydziła się.
- Myślałam... sądzę... Agnes dała mi do zrozumienia...
- Wiem, do czego ona dąży, Elise. Wstąpiła do Armii Zbawienia w

nadziei, że... no cóż, przecież wiesz. Potrzebowałem trochę czasu, żeby ją
przejrzeć. Ty najwyraźniej wiedziałaś o wszystkim, zanim się domyśliłem,
o co jej chodzi.

Elise przestępowała z nogi na nogę.
- Ja nie mogłam nic powiedzieć, to by była zdrada przyjaciółki.
Emanuel stał bez ruchu i patrzył na nią.
- Tamtego wieczoru, kiedy spotkałem cię na Maridalsveien... widziałaś

chyba te obrazki, które zamierzała mi pokazać?

Rumieniec pokrył twarz Elise. Wpatrywała się w swoje stopy.
- Ostrzegałam ją, ale nie chciała mnie słuchać.
- Ale mnie nie ostrzegłaś.
- Jesteś dorosłym człowiekiem, nie potrzebujesz kogoś, kto będzie cię

ostrzegał.

- Nie potrzebuję. Zastanawiam się tylko, co czułaś. Elise pośpiesznie

uniosła wzrok.

- Wiem, że pragniesz żyć zgodnie z ideałami Armii Zbawienia, mówiłeś

mi o tym tamtej nocy w komórce. Byłam bardzo poruszona tym, że Agnes
chce cię uwieść.

Na twarzy Emanuela pojawił się przelotny smutny uśmiech.
- Cieszę się, że to mówisz. I myślałaś, że wpadłem w jej sieci?
- Musiałam myśleć o czymś innym.
- Ach tak? - Emanuel zmarszczył czoło i uważnie studiował twarz Elise.
- Mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Czułam to i wczoraj, i dzisiaj też.
Zmarszczka na czole Emanuela pogłębiła się.
- Kto by to mógł być?
- Jeden ze starych kolegów Johana przemycił do więzienia list i doniósł

na mnie i na ciebie. Pisał o nocy, którą spędziliśmy w komórce, i o tamtym
wieczorze, kiedy Peder się znalazł, a my potem długo w noc siedzieliśmy
w kuchni. Przedstawił to w zupełnie innym świetle, niż w rzeczywistości
było.

Twarz Emanuela poczerwieniała z gniewu.
- Jak on mógł zrobić coś takiego? Przeciwko tobie i przeciwko

Johanowi...

- Oni mają do mnie pretensje. Uważają, że to z mojej winy Lort-Anders

i Johan zostali złapani, a teraz łażą za mną, bo chcieliby się zemścić.

background image

- Rany boskie, co to za ludzie? - Emanuel był najwyraźniej wściekły i

jednocześnie zmartwiony.

- To ludzie najgorszego rodzaju. Wszyscy się ich boją. Oni należą do tej

samej bandy, która zamknęła nas w komórce.

- W takim razie musisz być ostrożna, Elise. Skoro mogli nas zamknąć w

taki mróz, to najwyraźniej zdolni są do wszystkiego.

Elise skinęła głową.
- Dlatego biegłam przez całą drogę do domu.
- Powinnaś chyba więcej czasu spędzać w domu, nie chodzić nigdzie,

tylko do fabryki i z powrotem. Kiedy odwiedzacie mamę, to idziecie
razem, całą czwórką, prawda?

- To prawda. - Wahała się przez chwilę, nie mogła zapomnieć, że

obiecywała sobie, iż z nim zerwie. - Anna za tobą tęskni w te wszystkie
dni, kiedy do niej nie przychodzisz.

Emanuel sprawiał wrażenie nieobecnego, najwyraźniej wciąż myślał o

bandzie i niebezpieczeństwie, jakie grozi Elise z ich strony.

- Mam nadzieję, że nadal będziesz ją odwiedzał. To dla niej wiele

znaczy.

- Oczywiście, że będę. Nie zawiodę jej.
- Anna uczepiła się myśli, że nagle może wrócić jej ojciec. I teraz

zwierzyła mi się, że to już nie jest dla niej takie ważne. Odkąd ma ciebie.

Emanuel uśmiechnął się onieśmielony.
- Nie, to chyba niemożliwe.
- I nie cierpi już tak bardzo z powodu nieobecności Johana, o tym też mi

powiedziała.

- Wprawiasz mnie w zakłopotanie. Aż tyle nie mogę dla niej znaczyć.
- Ale to prawda, znaczysz.
Emanuel stał bez ruchu i patrzył jej w oczy.
- Jeśli jest tak, jak mówisz, to mi jej bardzo żal. Dobrze wiem, jak to jest

być zakochanym w kimś, kogo nie można zdobyć.

Elise spuściła wzrok. Wolałaby, żeby Emanuel tego nie powiedział.
On zszedł o jeden stopień niżej.
- Obiecuję ci, że jej nie zawiodę, Elise. Ale ty musisz mi obiecać, że

będziesz bardzo ostrożna, kiedy wychodzisz z domu.

- Trudno mi uwierzyć, że oni chcieliby mi coś zrobić. Myślę, że mnie

śledzą, żeby zdobyć jakieś nowe wiadomości na nasz temat.

Emanuel ze złością potrząsnął głową, a potem zszedł po schodach.
Elise poszła do domu, myśli kłębiły jej się w głowie. Czy to aby na

pewno prawda? Czyż nie mieli dowodów na to, że banda jest w stanie

background image

zrobić coś gorszego?

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Kiedy wróciła do domu, w kuchni nie było nikogo, Hilda i chłopcy

jeszcze nie wrócili. Postanowiła, że wykorzysta rzadką chwilę samotności
i napisze list do Johana. Kiedy ostatnio była w sklepie u Magdy na rogu,
kupiła za pięć ore paczkę papieru listowego i koperty. Tym razem postara
się zakleić list tak, żeby nikt niepowołany nie mógł go przeczytać.

Kochany Johanie!
Wczoraj spotkałam w sklepie jednego z przyjaciół Lorta-Andersa.

Powiedział mi, że przemycił do więzienia list do was. Miał jakoby opisać
w tym liście, „co się dzieje na naszej ulicy", między innymi miał

background image

wspomnieć o plotkach na temat kapitana Ringstada i mnie.

Wierzę, że nie ma potrzeby, żebym Ci o tym donosiła, jestem bowiem

pewna, że od początku uznałeś to za kłamstwo, mimo wszystko jednak
muszę Ci o tym napisać. Gromada chłopaków próbowała wepchnąć Pedera
do rzeki przy wodospadzie. Następnego dnia Peder schował się przed nimi
na jednym z podwórek. Poprosiłam kapitana Ringstada o pomoc. A potem
w podzięce zaprosiłam go na gorący posiłek, kiedy Peder wrócił już do
domu. Wszyscy siedzieliśmy razem w kuchni. Ktoś jednak musiał widzieć,
jak kapitan od nas wychodzi.

Tak samo było wtedy, kiedy łobuzy z „Bandy z Sagene" zamknęły nas w

fabrycznej komórce. Nie zrobiłam nic, tylko rozmawiałam z nim o mamie
i o sanatorium. Zresztą on zdobył też lekarstwa dla Anny. Kocham Cię,
Johan, i takie podłe plotki sprawiają, że czuję się nieszczęśliwa. Nie mam
pojęcia, dlaczego ci ludzie tak źle nam życzą. Czy to dlatego, że oddalam
Ci broszkę? Tęsknię za tobą i wypatruję dnia, kiedy wrócisz.

Twoja Elise
Przeczytała list, włożyła go do koperty i starannie zakleiła. Potem

napisała dużymi literami adres: Johan Thoresen, Państwowe Więzienie
Akershus. Słyszała, że czasem ktoś uzyskuje zgodę na przekazanie listu
jakiemuś więźniowi. Nie chciała za nic przesyłać swojego listu przez tych
drani z otoczenia Lorta-Andersa.

Na dworze było jeszcze jasno. Gdyby się pośpieszyła, to zdąży wrócić

do domu, zanim zapadnie zmrok.

Mogłabym poprosić Emanuela, żeby ze mną poszedł, przyszło jej do

głowy. Ale myśl, że będą sami wracać cichymi ulicami do domu, wcale jej
się nie spodobała. Z drugiej strony nie miała pewności, czy zdążyłaby
pobiec tam i z powrotem do twierdzy w czasie przerwy obiadowej w
fabryce, a za nic nie chciała się spóźniać, żeby nie stracić pracy. Wieczór
był pogodny, długo jeszcze będzie jasno.

Podjęła szybką decyzję, zarzuciła chustkę na ramiona i przejrzała się w

małym lusterku, stojącym w izbie na komodzie. Była zmęczona, twarz
miała szarą, nikt nie mógł mieć wątpliwości, z jakiego środowiska
pochodzi. Ani policjanci, ani strażnicy więzienni nie odnoszą się z
szacunkiem do tych, którzy stoją najniżej na drabinie społecznej.
Przyjrzała się szufladom komody. Najniższa należała do Hildy. Elise
ostrożnie ją otworzyła. Apaszka, którą Hilda dostała od majstra, mieniła
się kolorami. Z wyrzutami sumienia wyjęła ją ostrożnie, zawiązała na szyi
i znowu spojrzała w lusterko. Trudno uwierzyć, jaką zmianę spowodowała
apaszka.

background image

Hilda z pewnością zrozumie, że dla mnie możliwość przekazania listu

jest bardzo ważna, myślała z poczuciem winy. Potem wsunęła list do
kieszeni i napisała kartkę do Hildy i chłopców.

Schodziła w dół do miasta wzdłuż Maridalsveien. Na ulicach było

mnóstwo ludzi, spacerujących przy pięknej pogodzie, w zaroślach
ćwierkały ptaki, a w koronie wielkiej jarzębiny pełnym głosem śpiewał
skowronek. Wszystkie wędrowne ptaki już przyleciały, na podwórkach i w
ogródkach gruchały gołębie. Na chodniku małe dziewczynki z
warkoczami, w butach zapinanych na guziczki i czarnych pończochach
bawiły się w piekło i niebo, a chłopcy w połatanych spodenkach do kolan i
wyrośniętych kurtkach grali w piłkę. Naprzeciwko niej jechał jakiś konny
wóz, a za kwitnącym geranium, w małym, otwartym okienku siedziała
kobieta i wołała do kogoś po drugiej stronie ulicy. Po błękitnym , niebie
przepływały lekkie białe obłoki, w powietrzu pachniało wiosną.

Nagle Elise poczuła się szczęśliwa. Kiedy Johan przeczyta list, nie

będzie już żywił żadnych wątpliwości. Wtedy banda może przekazywać
plotki, jakie tylko chce, on będzie mógł na niej polegać i wiedzieć, że
nigdy nie zrobiłaby nic złego za jego plecami. Kiedy tamci spostrzegą, że
ich donosy nie robią na Johanie wrażenia, zmęczą się w końcu
wymyślaniem kłamstw i zaczną plotkować o kimś innym. Może Johan
dowiedział się też, że Emanuel odwiedza również jego siostrę, to go z
pewnością nie rozgniewa. Ucieszy go wszystko, co cieszy Annę.

Teraz pierwsze najtrudniejsze tygodnie mają już za sobą. Zbliża się lato,

będzie ciepło, na pewno nawet siedzenie w celi nie będzie już takie
dokuczliwe. Z czasem Johan przyzwyczai się do więziennego życia i jeśli
Elise dobrze go zna, to zaangażuje się z całych sił w pracę. Czyszczenie
wychodków w Vika to nie jest jedyne zajęcie, do jakiego kierowani są
więźniowie. Elise słyszała również o warsztatach stolarskich, o pracy w
kamieniołomach, a nawet o tym, że więźniowie mogą się uczyć. Może
więc pobyt w Akershus wcale nie będzie taki zły, może się nawet zdarzyć,
że kiedy stamtąd wyjdzie, będzie miał możliwość uzyskania lepiej płatnej
pracy niż przedtem.

Elise wyprostowała się, uniosła głowę i spoglądała przed siebie z

nowym optymizmem. Wiosna to czas nadziei, dni są jaśniejsze, cieplejsze
i człowiek pogodniej spogląda na życie. Nic dziwnego, że wszyscy byli
przygnębieni mroźną zimą, czasem ciemności, z pustymi skrzynkami na
opał i prawie zawsze pustymi półkami w szafie na jedzenie. Słońce daje
siłę. Człowiek nie potrzebuje tyle jedzenia, kiedy nie marznie.

- Elise?

background image

Odwróciła się zdumiona.
- Agnes? Wybierasz się do miasta?
Agnes skinęła głową. Miała nowe buty zapinane na guziczki, na głowie

kapelusz ozdobiony kwiatami i białe rękawiczki na rękach, ale sukienka
była ta sama, szara, którą Agnes wciąż nosi. To wszystko nie bardzo do
siebie pasowało.

- Mam się spotkać z trzema dziewczynami z fabryki i pospacerujemy

sobie po Karl Johan. Może nawet zajrzymy do Tivoli.

- No to kawałek pójdziemy razem. Idę do twierdzy Akershus i spróbuję

przekazać list do Johana.

Agnes patrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Odważysz się?
- A co mi mogą zrobić, powiedzą „tak" albo „nie". Agnes przez chwilę

milczała.

- A nie mogłabyś raczej pójść z nami? Jaką masz piękną apaszkę -

dodała zdziwionym głosem. - Kupiłaś sobie?

- Nie, pożyczyłam od Hildy.
- A ona z pewnością dostała ją od tego swojego bogatego kochanka, jak

przypuszczam?

Elise nie odpowiedziała.
- No a jak tam układają się sprawy między tobą i Emanuelem?
- Świetnie. - Agnes odpowiadała radosnym głosem, Elise jednak słyszała

w nim inne nuty.

- Uzyskałaś już to, czego chciałaś? - była zła na siebie za to, że tak pyta,

ale nie mogła się powstrzymać.

- No prawie. Ale z nim, biedakiem, nie jest łatwo. Postanowił przecież,

że wypełni swoje powołanie, odwróci się od świeckiego życia i pozwoli,
by Bóg decydował, czemu się ma poświęcić. W takiej sytuacji trudno w
ciągu jednego dnia zmienić postanowienie.

- To akurat bardzo dobrze rozumiem.
- Ale nie zamierzam zrezygnować. - Agnes mówiła bardzo stanowczo. -

Potrzebuję tylko więcej czasu, niż myślałam.

- No a te pocztówki nie pomogły? - Elise wyraźnie słyszała ironie w

swoim głosie.

Po raz pierwszy Agnes sprawiała wrażenie zawstydzonej.
- Nie odważyłam się mu ich pokazać.
Ach tak, nie odważyłaś się... - pomyślała Elise, głośno jednak

powiedziała:

- Moim zdaniem postąpiłaś bardzo mądrze. To by chyba przyniosło

background image

odwrotny skutek.

Agnes zwróciła ku niej twarz, wyraźnie zirytowana.
- Ty nie znasz Emanuela. Elise milczała.
- Nie możesz uważać, że masz na niego jakiś monopol tylko dlatego, że

wtedy pomógł ci poszukać Pedera.

- Oczywiście, że tak nie uważam.
- Jest okropnie irytujące, że on cię tak nieustannie wychwala. A przecież

nie powodzi ci się gorzej niż wielu innym. Straciłaś ojca dopiero, kiedy
miałaś osiemnaście lat, a ja znam mnóstwo takich, którzy utracili
rodziców, kiedy byli o wiele młodsi.

- Ale ja wcale nie proszę o żadne współczucie.
- To, że pomagasz Pederowi i Kristianowi, jest całkiem naturalne.

Przecież kto miałby się nimi zajmować?

Elise spojrzała na nią spod oka.
- Czy ja się kiedyś skarżyłam, Agnes?
- Nie, ale robi mi się niedobrze od tego słuchania, co on o tobie mówi.

Jakbyś była jakąś świętą.

- Nic na to nie poradzę. Przecież nie próbowałam mu się przypodobać.
Agnes posłała jej spojrzenie pełne podejrzliwości.
- Jesteś tego pewna?
Elise zatrzymała się gwałtownie.
- Do czego ty pijesz, Agnes? Agnes też przystanęła.
- Otóż podejrzewam, że sprzykrzyło ci się czekanie na Johana. Elise

poczuła, że gniew się w niej gotuje.

- To paskudne, co mówisz. A ja powiedziałam ci przed chwilą, że

właśnie idę do twierdzy Akershus z listem do niego. I w tym liście
napisałam mu, że go kocham i żyję tylko myślą o dniu, kiedy wróci do
domu.

- Chyba musiałaś to napisać, skoro banda Lorta-Andersa przekazała mu,

co ludzie o tobie gadają.

Elise patrzyła na przyjaciółkę zdumiona.
- Dlaczego nagle występujesz przeciwko mnie? Czy to ma jakiś związek

z Emanuelem?

- A czy to dziwne? Nie jest szczególnie zabawne przekonaj: się, że

mężczyzna twojego życia ubóstwia inną kobietę.

Elise jęknęła zgnębiona.
- Dobrze wiesz, że między mną i Emanuelem nic nie ma. Jeśli on mnie

podziwia, to z pewnością dlatego, że opiekowałam się matką i zajmuję się
chłopcami, co muszę łączyć ze swoją pracą. On wie, że kocham Johana i

background image

że weźmiemy ślub, jak tylko wyjdzie z więzienia.

- Jesteś tego pewna? - w oczach Agnes wciąż czaiło się podejrzenie.
- Agnes, przestań. Co się z tobą dzieje? Sama przecież wiesz, jak my z

Johanem jesteśmy sobą nawzajem zajęci, wiele razy powtarzałaś, że nam
zazdrościsz.

- Ale to było dawniej. Teraz wszystko się zmieniło. Johan nie jest już

najprzystojniejszym facetem w Sagene, on jest... - umilkła i zagryzała
wargi.

- On jest? - Elise patrzyła na nią wyzywająco.
- Sama wiesz najlepiej. - Agnes patrzyła jej w oczy z uporem. Trzej

młodzi mężczyźni z wydatnymi wąsami, w kapeluszach i w ciemnych
niedzielnych ubraniach wyszli zza rogu ulicy. Jeden przystanął.

- Czy to ty, Agnes?
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie.
- Gustav? Sto lat cię nie widziałam! - Mówiła znowu słodkim,

przymilnym głosem, najwyraźniej już kompletnie zapomniała o kłótni z
Elise. - Idziesz do miasta?

Elise spoglądała na dwóch jego kolegów. I nagle zrobiło jej się

nieprzyjemnie. Była pewna, że jednego z nich już kiedyś widziała,
przypominał jej członka tamtej bandy, która zamknęła ją i Emanuela w
komórce, jednego z koleżków Lorta-Andersa. Dziś wygląda trochę
inaczej, bo ma na sobie świąteczne ubranie.

- A może wy wybierzecie się z nami do miasta? - usłyszała głos Gustava.
- No pewnie, ja mam się spotkać z kilkoma dziewczynami z fabryki -

Agnes paplała z ożywieniem.

Gustav zwrócił się do Elise.
- Ty też pójdziesz?
Zanim Elise zdążyła odpowiedzieć, Agnes znowu się wtrąciła.
- Nie, Elise idzie do twierdzy Akershus, żeby oddać list dla swojego

narzeczonego.

Gustav zlustrował ją z zaciekawieniem od stóp do głów.
- On tam pracuje?
Elise poczuła, że się czerwieni.
- Nie, to znaczy... on... on...
- On tam siedzi. Dostał cztery lata za kradzież - Agnes paplała z wielką

swobodą. Wszyscy milczeli. Trzej mężczyźni przyglądali się Elise.

- No i co, czekasz na niego? - Gustav gapił się na nią, nie ukrywając

zaciekawienia.

Agnes roześmiała się głośno.

background image

- Oczywiście, że czeka, to typowe dla Elise. Ona ma wielkie poczucie

obowiązku.

- No to w takim razie my idziemy.
W tej samej chwili Elise spostrzegła, że dwaj koledzy Gustava

wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Czuła się coraz gorzej.

Jeśli to są ludzie tego samego rodzaju jak tamten człowiek, którego

spotkała w sklepie u Magdy, to z przerażeniem myślała, że będzie musiała
sama wrócić do domu.

Po drodze rozmawiali głównie Agnes i Gustav. Elise pojęcia nie miała, o

czym rozmawiać, a obaj koledzy Gustava milczeli. Od czasu do czasu
dostrzegała, że spoglądają na nią ukradkiem, a raz usłyszała, że mówią coś
do siebie półgłosem i raz po raz rzucają jej ukradkowe spojrzenia.

Nie była w stanie wyczytać niczego z wyrazu ich twarzy, nie potrafiłaby

powiedzieć, czy są ciekawi, wrogo usposobieni czy po prostu obojętni, ich
twarze przypominały sztywne maski. Ucieszyła się, kiedy nareszcie dotarli
do Karl Johan i mogła pójść swoją drogą, zarazem jednak odczuwała
niepokój na myśl, jak sama wróci do domu.

Chociaż zbliżał się wieczór, na głównej ulicy miasta były tłumy ludzi.

Kobiety w wiosennych strojach, w szerokich wiosennych płaszczach,
wielkich kapeluszach i delikatnych pantofelkach spacerowały u boku
panów w cylindrach i białych krawatach. Studenci w swoich czarnych
czapkach, kadeci w mundurach, przedstawiciele bohemy i artyści stanowili
część barwnego przedstawienia, jakie rozgrywało się przed jej oczyma.
Wszystko to zapierało jej dech w piersiach. Tutejsi ludzie tak bardzo
różnili się od tych, do których przywykła, że mogła się tylko na nich gapić.
Raz po raz konna dorożka próbowała przedrzeć się przez ludzką ciżbę.
Konie nie lubiły tłumu, stawały dęba i rżały głośno. Za plecami Elise od
strony Stortorvet zadzwonił tramwaj, a nieco dalej na ulicy ukazał się
patrolowy wóz policyjny zaprzężony w dwa konie. Na czarnym boku
widniał napis „Policja".

Elise zwróciła się do Agnes.
- W takim razie ja idę do twierdzy. Powodzenia, Agnes, i pozdrów

mamę.

Agnes uśmiechnęła się, spotkanie z młodymi mężczyznami najwyraźniej

ją udobruchało.

- Następnym razem musisz z nami iść, Elise. A nie zajrzałabyś do mnie

któregoś wieczoru?

Elise skinęła głową, choć dobrze wiedziała, że długo się tam nie

wybierze.

background image

Skrępowana skinęła Gustavowi i jego przyjaciołom. Znowu zauważyła,

że ci dwaj posyłają sobie dziwne spojrzenia. Na wszelki wypadek wrócę
do domu inną drogą niż ta, którą przyszłam, pomyślała.

W miarę jak zbliżała się do twierdzy, narastało w niej zdenerwowanie. A

co będzie, jeśli ją po prostu wyśmieją? Jeśli powiedzą, że była głupia,
sądząc, iż można tak po prostu pisać listy do więźniów. A może nawet
wpadną w złość i przegonią ją niczym parszywego psa. Byłby to wielki
wstyd, Elise nie wiedziała, czyby to zniosła.

Wielki Boże w niebie, modliła się w duchu. Spraw, żeby przyjęli mój list

i przekazali go Johanowi. Nie pozwól, żeby się ze mnie naśmiewali, bo ja
tego nie zniosę.

Słyszała, że więzienie położone jest we wschodniej części twierdzy, na

wprost bramy prowadzącej na dziedziniec. Przez moment pomyślała, że
może natknie się na oddział skazańców w kajdanach i więziennych
drelichach, a jednym z nich będzie Johan. Ciekawe, jak by to było? Co
Johan by zrobił, gdyby tak ją tutaj ujrzał? Na myśl o tym zakręciło jej się
w głowie.

Z pewnością sprawiłoby jej ból, gdyby zobaczyła go w takim stanie.

Mimo to marzyła, żeby choć przez sekundę na niego popatrzeć. Może by
się do niej uśmiechnął i w ten sposób dał do zrozumienia, że nie wierzy w
plotki.

Był niedzielny wieczór, ciekawe, co więźniowie robią o tej porze? Czy

po prostu siedzą w swoich celach? Nikt przecież nie pracuje w niedzielę w
więziennych warsztatach, tego była pewna.

Może przyszedł do nich pastor. Wygłasza kazanie na temat kary i mąk

piekielnych, mówi, co się stanie z grzesznikami. Była przekonana, że ci,
którzy po raz pierwszy dopuścili się przestępstwa, obiecują sobie, że nigdy
więcej nie popełnią takiego głupstwa, ale ci, których złapano trzeci,
czwarty, a może nawet piąty raz, z pewnością śmieją się za plecami
pastora i kiedy strażnicy ich nie widzą, obmyślają z koleżkami nowe
przestępstwa.

Zbliżyła się do twierdzy. Serce biło jej głośno w piersiach, miała sucho

w ustach. Tam wewnątrz, za tymi ponurymi murami, siedzi Johan.

Za tymi samymi ponurymi murami znajdują się strażnicy. I dyrektor

więzienia. Ten, który decyduje o ich życiu, który może zrobić z nimi, co
zechce. Nie ma prawa ich sądzić, orzekać kary, ale ma wystarczającą
władzę, by kara została wymierzona tak, jak on sobie tego życzy. Może
decydować, czy ktoś zostanie wychłostany za nieposłuszeństwo, czy
otrzyma dodatkową karę za nieprzyzwoite zachowanie, czy będzie

background image

dostawał mniej jedzenia, ponieważ nie jest dość pokorny. Jak długo
więźniowie znajdują się w obrębie murów twierdzy, tak długo to on, a nie
Bóg, decyduje o ich życiu. Elise przeniknął dreszcz grozy.

Szła teraz jeszcze wolniej. Najbardziej ze wszystkiego chciałaby

zawrócić i uciec do domu.

Było coś okropnego w tej starej twierdzy. Pewnego razu ojciec Agnes

opowiadał im o ciemnych celach dla więźniów w podziemiach, pod
jednym ze skrzydeł zamku. W dawnych czasach można było słyszeć
więźniów, którzy zostali skazani na śmierć i tam czekali na wykonanie
wyroku, bywało, że śpiewali ostatnie psalmy, podczas gdy król z dworem
weselił się w salach nad nimi. Dźwięki tych psalmów docierały do
dziedzińca, opowiadał ojciec, a one z Agnes słuchały go z drżeniem.
Potem Elise nie mogła przestać o tym myśleć. Jeszcze tej nocy miała
koszmarny sen, że wisi na rynku, a otaczający ją ludzie, którzy przyszli
obejrzeć widowisko kaźni, gapią się na nią, w napięciu przyglądają się
linie zawiązanej na jej szyi i z drżeniem czekają, aż kat wytrąci stołek spod
jej nóg, a pętla na szyi złamie jej kark.

Obudziła się wtedy z krzykiem i opowiedziała matce, co jej się śniło.
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ojciec Agnes opowiada wam o tych

wszystkich strasznych rzeczach, które działy się kiedyś, skoro dzisiaj też
jest wokół nas tyle zła - powiedziała wtedy matka.

Ale Elise zwietrzyła krew, można powiedzieć, bardzo ją to

zainteresowało, pożyczała w szkole książki od młodego nauczyciela i
zaczytywała się opowieściami o paleniu czarownic, czarnej śmierci i
napadach wikingów na klasztory w Anglii.

Z wahaniem przeszła przez most nad fosą. Strażnicy stali sztywni

niczym ołowiane żołnierzyki, każdy przy swojej kolumnie. Kiedy, jąkając
się, spytała, gdzie mogłaby oddać swój list, oni patrzyli wciąż przed siebie,
ale żaden nie odpowiedział.

Zakłopotana weszła na dziedziniec twierdzy i ruszyła w stronę jakichś

drzwi. Gdy tylko zapukała, drzwi natychmiast się otworzyły i stanął w
nich mężczyzna w mundurze.

- Bardzo przepraszam, ale czy to możliwe, żebym przekazała list dla

jednego z więźniów? - patrzyła na niego błagalnie, czując równocześnie,
że krew odpływa jej z twarzy, a dłonie robią się lodowate.

Mężczyzna przez chwilę stał bez ruchu i przyglądał się jej. Nie

wyglądało na to, że jest z nim ktoś jeszcze, nie słyszała też, żeby ktoś
znajdował się w pobliżu.

- A dla kogo chciałabyś przekazać ten list?

background image

- Dla Johana Thoresena.
Tamten zmarszczył czoło, jakby próbował sobie przypomnieć, kto to

taki.

- On został zamknięty trochę ponad dwa miesiące temu. Za udział w

kradzieży. - Ostatnie słowa powiedziała tak cicho, że prawie nie było ich
słychać.

- Taki wysoki, silny mężczyzna, który pracował w fabryce płótna

żaglowego?

Elise przytaknęła.
- No to daj mi ten list, zobaczę, co się da zrobić. Wyjęła kopertę z

kieszeni i podała strażnikowi. On długo się jej przyglądał.

- Czy to ty napisałaś adres? Elise skinęła głową.
- Masz piękne pismo. I ładnie mówisz, skąd pochodzisz?
- Mieszkam przy Sandakerveien. Strażnik sprawiał wrażenie

zaskoczonego.

- Moja mama pochodzi z Ulefoss i kiedy przyjechała do Kristianii,

nauczyła się ładnie mówić, żeby dostać lepiej płatną pracę.

Mówiąc te słowa, zarumieniła się ze wstydu. To przecież brzmiało,

jakby opowiadała o podstępie, jakby matka starała się nieuczciwie dostać
od losu lepsze życie.

Mężczyzna się uśmiechnął, sprawiał wrażenie życzliwego.
- No a ty nauczyłaś się od matki?
Skinęła głową i zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Czy ten Johan Thoresen to twój brat?
- Nie, jest moim narzeczonym. Mężczyzna uniósł w górę brwi.
- No a ty postanowiłaś na niego czekać, dopóki nie odbędzie swojej

kary?

Elise skinęła głową.
- Jeśli on zechce, żebym na niego czekała. Mężczyzna wybuchnął

śmiechem.

- Musiałby być skończonym głupcem, gdyby tego nie chciał. Pozdrowię

go od ciebie i powiem, że jego czarująca narzeczona tutaj była. To dla
niego z pewnością będzie radosna niespodzianka. Elise dygnęła,
wymamrotała jakieś podziękowania, odwróciła się i ruszyła w drogę
powrotną z nieprzyjemnym uczuciem, że tamten człowiek wciąż stoi i nie
spuszcza z niej wzroku.

Słońce już zaszło i od strony fiordu czuć było zimny powiew wiatru.

Elise przyśpieszyła kroku.

Przecięła Karl Johan i Stortorvet i była w drodze do Mollergata, kiedy

background image

nagle spostrzegła przyjaciół Gustava. Stali przed jakąś knajpą i rozmawiali
z innym mężczyzną. Elise pochyliła głowę i odwróciła twarz w nadziei, że
przejdzie obok nich niezauważona.

Spodziewała się, że zawołają na nią po imieniu albo podejdą lub też w

inny sposób będą chcieli zwrócić jej uwagę. Ale chyba mnie nie
zauważyli, pomyślała z ulgą i przyśpieszyła kroku.

Minęła magistrat, dalej szła Mollergata i dotarła do Brenne-riveien.

Zdecydowała się, że stamtąd przejdzie przez Grunerbrua i pójdzie dalej
wzdłuż wschodniego brzegu rzeki. To mroczna i wymarła okolica,
porośnięta lasem, o rzadkiej zabudowie, ale jeśli koledzy Gustava ją
zauważyli i jeśli mieli wobec niej jakieś złe zamiary, to będą jej szukać na
Maridalsveien, którą tutaj przyszła i z której korzysta większość ludzi, bo
to ulica oświetlona, gdzie łatwiej niż po tamtej stronie rzeki uniknąć
spotkania z podejrzanymi typami.

Kiedy przeszła przez most, zaczęła biec. Słońce zaszło i na ziemię

spływał zmrok. Na szczęście dobrze znała tę okolicę, latem wielokrotnie
bawiła się tutaj z Pederem i Kristianem. Nawet w półmroku i bez latarki
bez trudu odnajdzie drogę do domu. Przez dłuższy czas biegła i nic się nie
działo.

Nagle jednak usłyszała trzask łamanej gałązki. Stanęła jak wryta i

nasłuchiwała. Serce tłukło jej się w piersiach.

Ale nie, musiała się pomylić, teraz niczego już nie było słychać. Może

to jakieś bawiące się dzieci, a może dzikie zwierzę. Jeśli dzieci, to z
pewnością siedzą teraz gdzieś pod krzakiem i chichoczą zadowolone, że
udało im się ją przestraszyć. A jeśli dzikie zwierzę, to pewnie kryje się
cichutko w cieniu i czeka, by Elise jak najszybciej zniknęła.

Niespokojna, ale niespecjalnie przestraszona pobiegła dalej.
I wtedy usłyszała to znowu, tym razem znacznie wyraźniej. To już nie

było przywidzenie, musiała uznać, że nie jest w lesie sama.

- Jest tu ktoś? Peder i Kristian, czy to wy? Żadnej odpowiedzi.
Jeśli to są ludzie, których Elise się obawia, to dobrze sprawić wrażenie,

że ona tu na kogoś czeka.

- Domyślam się, że to wy. Peder i Kristian, natychmiast chodźcie do

mnie!

Panowała jednak kompletna cisza. Jakieś spóźnione wróble ćwierkały

jeszcze w zaroślach, poza tym nic nie było słychać. Z daleka docierały do
niej dźwięki dzwonu z kościoła w Gamie Aker, wzywające na nieszpory,
ale tutaj, wokół niej, był tylko las i coraz gęstsza ciemność. Przerażona
starała się biec jeszcze szybciej.

background image

Niestety wkrótce znowu usłyszała za sobą skradające się kroki. Nie

zwalniając, odwracała głowę, ale nie była w stanie niczego dostrzec.
Stąpanie było ciężkie, to nie żadne lekkie, dziecięce kroki. Strach dławił ją
w gardle. Dlaczego była taka głupia i wybrała drogę przez las, zamiast
wracać oświetloną Maridalsveien? Oni mogli ją przecież śledzić od
tamtego spotkania przed knajpą. 1 musieli się nieźle ubawić, widząc, że
Elise biegnie przez Grunerbrua, a potem skręca w leśną ścieżkę.

Czego mogą od niej chcieć? Wepchnąć ją do rzeki? Czy związać i

porzucić bezradną w lesie na całą noc? To nie są mordercy, niemożliwe.
Chcą się z nią tylko zabawić, przestraszyć ją, tak jak Pingelen i inni
chłopcy chcieli nastraszyć Pedera.

Tak, z pewnością chcą ją śmiertelnie przestraszyć, a nie zamordować.

Dlaczego, na Boga, mieliby ją mordować?

Przecież nic im nie zrobiła. Wiedzą, że tamta sprawa z broszką wynikała

z niewiedzy, a nie ze złośliwości. Z pewnością są na nią strasznie źli, ale
przecież nie mają żadnego powodu do nienawiści.

Jej jedyna szansa to uciekać jak najszybciej. Z drugiej jednak strony

jeszcze nie całkiem doszła do siebie po chorobie, a ponieważ od dawna nie
dojada, to i sił ma niewiele. Biegnąc, modliła się żarliwie: Panie Boże w
niebiesiech, nie pozwól, żeby mnie dogonili. Błagam cię ze względu na
Pedera, Kristiana i Hildę.

Ciężkie kroki były coraz bliżej. Teraz słyszała też oddechy

prześladowców. Chustka zaczepiła się o jakąś gałąź i choć Elise bardzo nie
chciała jej utracić, nie zatrzymała się, pozwoliła, by chustka zsunęła się z
jej ramion i została na drzewie.

Następnym razem jakaś stercząca gałąź zdarła jej z szyi apaszkę Hildy.

Elise jęknęła cicho i już miała się zatrzymać. Hilda jej nie wybaczy, jeśli
apaszka zginie! Ale strach przed prześladowcami był silniejszy.

Już prawie nie mogła oddychać. Nogi miała ciężkie jak z ołowiu, całe

ciało obolałe.

Za chwilę padnę, myślała przerażona. Już nie mogę. Szlochała strachu,

odsunęła wielką gałąź, która zagradzała jej drogę, potknęła się na jakimś
kamieniu i na oślep biegła dalej. Urywany, zdyszany oddech za nią był
coraz głośniejszy. W którymś momencie poczuła, że na jej ramię spada
czyjaś ciężka łapa. Że zaciska się z siłą imadła. Elise nie miała szansy,
żeby się wyrwać. Jedno szarpnięcie napastnika i dziewczyna runęła na
ziemię. Zaraz potem zwaliło się na nią ciężkie męskie cielsko.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
(Wiatr nadziei 03) Ludzkie gadanie Frid Ingulstad
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata

więcej podobnych podstron