2009 06 04 Komunizm się kończy, kapłani milczą

background image

4 czerwca 1989 r. Komunizm si ko czy,
kapøani milcz

Wøodzimierz Kalicki 2009-06-04, ostatnia aktualizacja 2009-06-04 10:33:54.0

Umiera Chomeini, w Teheranie histeria. W Rosji druga co do rozmiarów katastrofa kolejowa na wiecie, jest 600
zabitych. Na placu Tiananmen gin setki studentów, ale rzecznik rz du ogøasza, e nie ma ofiar. W Polsce
wybory

Teheran

O póønocy czasu lokalnego w szpitalu w Teheranie na atak serca umiera ajatollah Ruhollah Chomeini. Lekarze
zdecydowali si operowa go, mimo e miaø ju prawie 90 lat. Wiadomo o mierci ojca islamskiej rewolucji, który
doprowadziø do upadku cesarstwa i przez dziesi lat sprawowaø w Iranie wøa ciwie absolutn wøadz , rozchodzi si
bøyskawicznie. O pierwszej w nocy na ulice wychodzi coraz wi cej mieszka ców Teheranu. Søycha aøobne
zawodzenia i okrzyki: "Dlaczego nas teraz zostawiøe ?". O drugiej w nocy patrole uzbrojonych po z by tak zwanych
stra ników rewolucji islamskiej zajmuj najwa niejsze place i skrzy owania w mie cie. W tøumie czu rosn cy niepokój.

Pekin

O 1 po póønocy czasu lokalnego w Pekinie, w rejonie na zachód od placu Tiananmen, tøum cywilów cofa si w stron
zachodniego ko ca alei Nan Chizi i gromadzi si wokóø gøównej bramy Biura Bezpiecze stwa Publicznego. Od
wschodniej strony miasta nadje d a autobus ze znakami Czerwonego Krzy a. Wolontariusze zabieraj rannych i
autobus rusza dalej. W chwil pó niej grupa oønierzy bez ostrze enia ostrzeliwuje go z kaøasznikowów. Ranni i ich
opiekunowie rzucaj si na podøog . Pociski rozbijaj wszystkie szyby. Jeden z wolontariuszy wystawia flag ze
znakiem Czerwonego Krzy a. oønierze przestaj strzela . Jednak gdy tylko autobus rusza, pociski znów dziurawi
karoseri . Kierowca ostro nie, powoli wycofuje pojazd. W szpitalu Xicha, na wschód od placu Tiananmen, jest tylu
rannych, e brakuje rodków opatrunkowych. Lekarze mówi , e wojsko zabroniøo wyje d a karetkom na miasto.
Wolontariusze pomagaj opatrzy rannych i ruszaj pieszo z powrotem na plac.

Od trzech godzin przez Pekin przebijaj si zmotoryzowane kolumny wojska, zmierzaj c koncentrycznie w stron
opanowanego przez studentów placu Tiananmen. Trzy godziny temu premier Li Peng rozkazaø armii, by do witu 4
czerwca zaj øa plac i usun øa protestuj cych. W razie stawiania oporu zezwoliø na u ycie broni bez ostrze enia. Chi scy

oønierze ju w pierwszych minutach inwazji zmasakrowali tøum w pobli u mostu Muxidi, kilka kilometrów na zachód od

placu Tiananmen. Natarcie czoøgów i transporterów idzie jednak powoli. Ulice Pekinu poprzecinane s barykadami.
Zdesperowani cywile obrzucaj wojsko kamieniami i butelkami z benzyn .

Tak ko czy si siedmiotygodniowa epopeja pokojowej walki chi skich studentów o demokratyczne reformy. 15 kwietnia
pierwsi z nich przyszli na plac Tiananmen, by uczci pami zmarøego tego dnia byøego sekretarza partii, zwolennika
reform Hu Yaobanga. Trzy dni pó niej studenci rozpocz li okupacj placu pod hasøami demonta u tyranii komunistów.
Podj ta par dni pó niej przez wøadze próba usuni cia demonstrantów nie powiodøa si . W poøowie maja demonstruj cy
studenci rozpocz li gøodówk . Fala demonstracji rozlaøa si niemal po wszystkich wielkich miastach Chin. Przed dwoma
tygodniami wøadze wprowadziøy stan wyj tkowy, do Pekinu skierowaøy silne jednostki wojskowe. Demonstranci
zatrzymali je jednak na przedmie ciach stolicy.

Wielotysi czne rzesze na placu z dnia na dzie byøy coraz bardziej radykalne w swych daniach, coraz bardziej
zdesperowane. Przed tygodniem studenci Akademii Sztuk Pi knych wyrze bili w styropianie kilkumetrow kopi
ameryka skiej Statui Wolno ci. Przed dwoma dniami intelektualista Liu Xiaobo, znany piosenkarz z Tajwanu Hou
Dejian, socjolog Zhou Duo i dziennikarz Gao Xin rozpocz li na placu gøodówk .

O 1.20 w alei Qianmen oddziaøy wojsk lotniczych ruszaj ciasn tyralier w stron restauracji sieci Kentucky Fried
Chicken. Przed restauracj stoi g sty tøum. W stron oønierzy lec kamienie i butelki z koktajlem Moøotowa. Nikt nie
zwa a na wycelowane lufy kaøasznikowów. Lotnicy strzelaj z odlegøo ci kilkudziesi ciu kroków. Padaj dziesi tki
zabitych i rannych. W pawilonie Kentucky Fried Chicken pocisk rozrywa gøow jakiego m czyzny. Jego mózg
obryzguje stoliki i lad .

Nad placem chrypi rozwieszone na szczycie Wielkiej Hali rz dowe megafony wielkiej mocy. O 1.30 wøadze nadaj
przez nie "Dekret nr 1 Ludowego Rz du Miasta Pekinu" i dowództwa stanu wyj tkowego. W dekrecie stwierdza si , e
"zamieszki przeksztaøciøy si w kontrrewolucyjn rebeli ", a plac Tiananmen staø si targowiskiem bzdurnych plotek.
Spiker da, by wszyscy znajduj cy si na placu natychmiast opu cili go.

Przed trybun , z której wøadze odbieraøy oficjalne parady, pojawia si du y oddziaø piechoty. Osiemnastoletni student
Szkoøy Wychowania Fizycznego Zhang Jian, jeden z czøonków pikiety broni cej cz ci placu, gdzie znajdowaøa si
trybuna, podchodzi do dowodz cego oddziaøem oficera i gøo no mówi: "Armia Ludowa kocha lud!". Oficer wyci ga
pistolet i z odlegøo ci dziesi ciu metrów trzy razy strzela studentowi w nog . Koledzy odci gaj rannego i zanosz do
autobusu linii 121, by odwie go do szpitala. Autobus jest teraz wøa ciwie czym w rodzaju ambulansu. Na podøodze
le ci ko ranni. W drodze do szpitala umieraj trzy osoby.

Ci kie walki tocz si wokóø placu, tak e w dalszych dzielnicach i na przedmie ciach. oønierze strzelaj do cywilów jak
do kaczek - celuj tak, by zabi . Gin setki ludzi. Rozw cieczeni cywile atakuj ich, rzucaj c kamienie i butelki z
benzyn . Gdy rzucaj je z okien domów, wojsko strzela z karabinów maszynowych po oknach i balkonach.
Gdzieniegdzie cywilom udaje si w ciemno ciach, w zam cie walki, dopa grupk oønierzy, podpali czoøg, transporter
opancerzony. Tej nocy nie ma lito ci. Kilkudziesi ciu oønierzy i oficerów zostaje ywcem spalonych.

Na placu Tiananmen ci gle jest do spokojnie. O 3 w nocy czwórka gøoduj cych przywódców protestów zdaje sobie
spraw , e plac otoczyøo wojsko i tylko poøudniowa strona nie jest zablokowana. Zewsz d dochodz odgøosy gwaøtownej
strzelaniny. Przywódcy przekonuj demonstrantów, e kontynuowanie oporu nie ma sensu. Liu Xiaobo perswaduje:
"Dzieciaki, nie ma powodu ponosi dalszych ofiar".

Ale niektórzy ze studentów nie chc si poddawa . W czasie køótni wychodzi na jaw, e przy pomniku Bohaterów k pani
w gor cej wodzie studenccy rebelianci schowali karabin, kilka pistoletów, r czne granaty domowej roboty zrobione z
puszek po piwie. Czwórka przywódców odbiera ten arsenaø i ukrywa w zalegaj cych wsz dzie mieciach.

Hou Dejian i Zhou Duo konsultuj si z lekarzami z ambulansu, który dotarø pod pomnik Bohaterów jeszcze przed
zablokowaniem ulic przez wojsko, jak uchroni tysi ce studentów przed masakr . Lekarze radz , by rozmawia z
dowódc oddziaøów otaczaj cych tøumy wokóø pomnika. Hou Dejian i Zhou Duo wsiadaj z dwoma lekarzami do

Strona 1 z 5

4 czerwca 1989 r. Komunizm si ko czy, kapøani milcz

2012-06-04

http://wyborcza.pl/2029020,86176,6681464.html?sms_code=

background image

ambulansu. Karetka wolno rusza w stron szpalerów oønierzy.

Obaj przywódcy studentów wysoko w górze trzymaj biaø chustk . oønierze gro , e ich zastrzel , ale na szcz cie
zbli a si oficer z trzema gwiazdkami na mundurze. Hou i Zhou proponuj oficerowi, e wszyscy studenci wyjd z placu
pod warunkiem otrzymania gwarancji bezpiecze stwa. Wojskowy telefonuje do zwierzchnictwa i uzyskuje zgod na ich
warunki.

Wi kszo studentów karnie ustawia si w kolumny, które ruszaj w stron nieobsadzonego przez wojsko poøudniowo-
wschodniego kra ca placu. Cz

studentów piewa "Mi dzynarodówk ".

Wielu dnych walki, niel kaj cych si mierci protestuj cych oci ga si jednak z wymarszem. Punktualnie o 4 gasn

wiatøa wokóø Tiananmen. Wojsko liczy, e studenci nie wytrzymaj tej psychologicznej presji. Po 40 minutach wiatøa

zostaj wø czone i od póønocnego kra ca placu rusza w kierunku pomnika szpaler oønierzy. Za nimi posuwaj si
transportery opancerzone i czoøgi. Mia d wszystko, co pozostaøo na placu: puste ju namioty, kartony, piwory. Jeden
z czoøgów obala i mia d y styropianow Statu Wolno ci.

Ale kilka tysi cy najbardziej zdeterminowanych studentów nie chce odej od pomnika. Hou Dejian nadaremno
przekonuje ich, e to jedyna sensowna decyzja.

O 5 nad ranem studenci z poøudniowej strony pomnika wychodz w zwartej grupie. W alei Qianmen usiøuj , tak jak przed
dwiema godzinami tysi ce ich wychodz cych kolegów, rozproszy si i ukry przed oprawcami w mundurach. Nic z
tego. oønierze bij ich kijami, wyøapuj cz

z nich, do niektórych strzelaj .


Cz

z licz cej okoøo 3 tysi cy osób grupy studentów po póønocnej stronie pomnika nie chce odej . Søycha tam krzyki

i pojedyncze strzaøy, które szybko przechodz w trwaj c póø godziny kanonad broni maszynowej.

O 6 rano nad placem zapada cisza. Odgøosy zaci tych walk dochodz z innych cz ci miasta.

Po opanowaniu placu przez armi rzecznik rz du Yuan Mu ogøasza oficjalnie: "Nikt nie zgin ø na Tiananmen!".

Ulu-Tajak

W Baszkirskiej Republice Autonomicznej w Federacji Rosyjskiej mija póønoc. Poci g osobowy z Nowosybirska na
Syberii do uzdrowiska Adler nad Morzem Czarnym zbli a si do miejscowo ci Ulu-Tajak. Wi kszo pasa erów to
dzieci jad ce na kolonie letnie. Maszynista poci gu widzi przed sob wiatøa po piesznego relacji Adler - Nowosybirsk.
Oba poci gi mijaj si wøa nie tu, niedaleko Ulu-Tajak, w w skiej dolinie mi dzy szczytami gór. Wychylony maszynista
poci gu z Nowosybirska ju ma si schowa do wn trza lokomotywy, gdy wyczuwa w powietrzu dziwny zapach. To... to
przecie gaz! Ale gaz tu, daleko od fabryk, od du ego miasta? Maszynista zaczyna hamowa , daje znaki kolegom z
poci gu z Adlera, by si zatrzymali. Oba skøady zwalniaj , zbli aj si do siebie, zaczynaj mija si . Wtedy ciemno ci
nocy roz wietla straszliwa eksplozja o mocy 10 kiloton trotylu.

W odlegøo ci 1300 m od torów przebiega nitka gazoci gu. Z uszkodzonej rury od pewnego czasu wydobywaø si pøynny
gaz ziemny. Nikt z obsøugi tego nie zauwa yø. Silny wiatr rozwiewaø odparowany gaz. Ale od kilku dni pogoda jest
bezwietrzna. Gaz zbieraø si w dolinie tak døugo, a zasnuø g stym welonem caøe jej dno. Wystarcza jedna iskra z
którego z poci gów.

Straszliwa fala uderzeniowa køadzie wszystkie drzewa w promieniu 4 km. Oba poci gi zamieniaj si w kup
poskr canego od wielkiej temperatury gruzu. Pøonie kilkadziesi t hektarów lasu. Nad dolin ro nie grzyb dymu i pyøu jak
po wybuchu atomowym. Z 1198 pasa erów obu poci gów 137 osób ginie w eksplozji. W dymi cych zgliszczach
umieraj nast pni. Jako pierwsze nadlatuj z pomoc migøowce z pomoc medyczn z Czelabi ska. Gdy z miast Asza
i Sim na miejsce eksplozji docieraj karetki, ofiar miertelnych jest ju dwa razy wi cej. W helikopterach i karetkach
umieraj kolejne 53 osoby. Do szpitali trafia ponad tysi c ci ko poparzonych ofiar. Mimo pomocy lekarskiej w
szpitalnych øó kach umieraj kolejni ranni. Ostatecznie ratownicy doliczaj si niemal 600 ofiar miertelnych. To druga
co do wielko ci katastrofa kolejowa w historii wiata.

Sekretarz generalny KPZR Michaiø Gorbaczow jeszcze w nocy wylatuje do Ulu-Tajak.

Nad ranem z caøego wiata nadchodz do Moskwy propozycje pomocy medycznej i humanitarnej dla ofiar. W epoce
Chruszczowa czy Bre niewa takie oferty pomocy z Zachodu Kreml odrzuciøby z powodów ambicjonalnych. Na szcz cie
teraz jest czas pierestrojki. Moskwa przyjmuje ka d pomoc. Do Baszkirii lec nawet specjali ci od leczenia oparze
korpusu medycznego armii izraelskiej.

Praga

W czeskiej stolicy urz duj cy od jesieni premier Ladislav Adamec usiøuje liberalizowa polityk partii komunistycznej. W
maju wypuszczono z wi zienia przed upøywem 9-miesi cznego wyroku Vaclava Havla, skazanego po manifestacji w
rocznic mierci Jana Palacha. Przedwczoraj na plenum KC KPCz dyskutowano projekt nowelizacji ustawy o ochronie
tajemnicy pa stwowej, tak by zatrzyma absurdalny proces utajniania wszystkiego. Ale dzisiejsze "Rude Pravo" grzmi
pryncypialnie we wst pniaku "Warto ci socjalizmu", e nowe podej cie nie oznacza odrzucenia wszystkiego, co dobre, z
dorobku minionych lat. "S tacy ludzie, którzy oddaj partyjne legitymacje jako protest przeciwko utracie perspektyw.
Mo na to zrozumie tylko wtedy, gdy wynika to z obaw o socjalizm" - wygina ideologiczne øama ce organ KC KPCz.

Berlin

Wøadze NRD s jak najdalsze od ideologicznej kapitulacji. Na pierwszej stronie organu KC SED króluje obszerna
informacja o spotkaniu sekretarza generalnego KC Ericha Honeckera z delegacj armii Korea skiej Republiki Ludowo-
Demokratycznej. Jedyna solidarno , o jakiej w przededniu wyborów w Polsce pisze organ SED, to solidarno ludu
pracuj cego NRD z kobietami Afryki.

Teheran

Pó nym rankiem w Teheranie zbiera si ira ski parlament. Przewodnicz cy odczytuje duchowy i polityczny testament
imama Chomeiniego. Naród zostanie zapoznany z tym dokumentem pó niej, gdy jego przesøanie przeanalizuj
islamskie elity.

Po poøudniu Rada M drców - 70 duchownych szyickich - wybiera na nowego przywódc Iranu prezydenta Alego
Chamenei.

Strona 2 z 5

4 czerwca 1989 r. Komunizm si ko czy, kapøani milcz

2012-06-04

http://wyborcza.pl/2029020,86176,6681464.html?sms_code=

background image

Rozgøo nia w Teheranie podaje wspólny komunikat ira skiej armii i stra ników rewolucji o gotowo ci przeciwstawienia
si siø wszelkim spiskom wrogów zewn trznych i wewn trznych. Ale coraz wi kszym problemem dla wøadz staj si
zrozpaczeni po mierci imama Ira czycy. Na ulicach narasta aøobna histeria. Ludzie køad si na chodnikach, krzycz ,
zawodz . Miliony szykuj si do udziaøu w pogrzebie Chomeiniego, za dwa dni, na tehera skim cmentarzu ofiar wojny
iracko-ira skiej. Nieokieøznana histeria wybuchnie wøa nie wtedy: na oczach

10 milionów aøobników rozszalali fanatycy w walce o caøun imama wyrzuc jego póønagie ciaøo z trumny na ziemi .

Nowy Jork

Za oknami polskiego konsulatu w Nowym Jorku robi si jasno. Na dywanie w sali na pi trze le y m zaufania
"Solidarno ci" Piotr Stasi ski. Le y, bo nie ma siøy liczy gøosów na stoj co. Na nogach jest od ponad 30 godzin.

Stasi ski, adiunkt w Instytucie Bada Literackich, w podziemiu byø wspóøtwórc i dziennikarzem tygodnika "Wola". W
styczniu przyjechaø do redakcji wychodz cego w Nowym Jorku "Nowego Dziennika" jako stypendysta Fundacji
Ko ciuszkowskiej. Na wie o wyborach w kraju zorganizowaø wraz z przebywaj cymi w Stanach dziennikarzami
Józefem Ruszarem i Andrzejem Krajewskim komitet wyborczy "Solidarno ci". Przez wiele dni aktywi ci komitetu
obje d ali skupiska Polonii w stanach Nowy Jork, New Jersey, Connecticut i Pensylwania. Na dziesi tkach wieców
rozdawali wydane przez siebie znaczki "Vote Solidarity", opowiadali o zmianach w Polsce, zach cali do gøosowania.
Trafili do niemal wszystkich polonijnych agencji turystycznych, sklepów, restauracji. Szefowie firm turystycznych
zorganizowali darmowe wyborcze linie autobusowe z Greenpointu na Brooklynie i z Connecticut.

Piotr Stasi ski dostaø z Warszawy podpisane przez Zbigniewa Bujaka za wiadczenie, e jest m em zaufania
"Solidarno ci" w komisji wyborczej w Nowym Jorku.

Gdy byø ju pewien, e do konsulatu przyjad gøosowa tysi ce Polonusów, zamiast kilkudziesi ciu, jak to wcze niej
bywaøo, wystaraø si , mimo obstrukcji przysøanego z Warszawy przewodnicz cego komisji, o powoøanie drugiej komisji w
gmachu konsulatu. Gdyby pracowaøa tylko jedna komisja, setki ludzi nie zd yøyby zagøosowa . Przedstawicielem
"Solidarno ci" w drugiej komisji zostaøa Celina Imieli ska, naukowiec pracuj cy na jednym z ameryka skich
uniwersytetów.

W konsulacie, jak wsz dzie za granicami PRL - w innych placówkach dyplomatycznych, na statkach, w misjach
wojskowych - gøosowano dzie wcze niej. Wczoraj ju wczesnym rankiem przed konsulatem rozwin ø si w setek
Polonusów. Dla nowojorczyków kilometrowa kolejka byøa czym tak szokuj cym, e wkrótce zjawili si reporterzy
lokalnych stacji telewizyjnych. Na zewn trz, w kolejce, panowaøa atmosfera radosnego pikniku. Gorzej byøo w rodku.
Przed obliczem obu komisji stawili si Polonusi, którzy jako jedyny dokument potwierdzaj cy ich polsko pokazywali
dipisowskie papiery z Niemiec z ko ca lat 40. albo jakie przedwojenne za wiadczenia ich rodziców. Urz dnicy
konsulatu zasiadaj cy w komisji na takie dowody polsko ci mocno si krzywili, ale Stasi ski i Imieli ska postawili na
swoim - cho by jeden polski kwitek poparty szczer ch ci bycia Polakiem wystarczaø, by mo na byøo gøosowa .

Byøa to zapewne najszybsza i najbardziej liberalna weryfikacja narodowo ciowa na wiecie.

Ci, którzy oddali gøos, szli na wielki festyn wyborczy "Solidarno ci" w nieodlegøych salach New York University. Uczelnia
udost pniøa je za darmo. Na festynie wystawiali swe pracy polscy plastycy z nowojorskiej kolonii artystycznej, w tym
Janusz Kapusta, grali polscy muzycy z pianist Adamem Makowiczem na czele. Byøo swojsko i rado nie, tak e dlatego,

e po k tach zdrowo laøa si wódka.

Gøosuj cych przyszøo tylu, e komisje przedøu yøy prac o godzin , do 23.

Jednym z ostatnich byø byøy sekretarz KC PZPR Stefan Olszowski, teraz mieszkaj cy na Queens emeryt. Olszowski
liczyø na to, e w godzin po zamkni ciu lokalu wyborczego zdoøa dyskretnie, niezauwa ony, odda gøos na Jerzego
Urbana, do niedawna rzecznika rz du, teraz prezesa Radiokomitetu. Urban kandyduje w ródmie ciu Warszawy.
Kandydatom w tym okr gu za przypadaøy gøosy Polaków za granic .

Piotr Stasi ski le y na konsulatowym dywanie i przekøada gøosy na dwa stosy. Stos kart z gøosami na kandydatów
"Solidarno ci" to istna papierowa góra. Stosik gøosów oddanych na Jerzego Urbana wygl da przy niej aøo nie.

Gda sk

Po porannym gøosowaniu Lech Waø sa spotyka si z dziennikarzami. Na pytanie, jaki przewiduje wynik wyborów,
odpowiada, e prawdopodobnie b dzie to 25 procent w Sejmie i 60-70 procent w Senacie.

- Za maøo byøo czasu na kampani - wyja nia.

Pytany, jak b dzie wygl daø w przyszøo ci system polityczny w Polsce, odpowiada, e trudno oceni , jaki komunizm
b dziemy mie za 20 lat.

Warszawa

Dziennikarz prasy podziemnej Konstanty Gebert, formalnie nigdzie niezatrudniony, na gøosowanie wychodzi z caø
rodzin : on Maøgosi , 11-letnim Jasiem, 10-letni Zosi i 4-letnim Szymkiem. Gebert nie wyklucza, e zaraz po
wyborach na ulice znów wyjad czoøgi. Dzieci zabiera, bo chce, eby miaøy jasne, wa ne wspomnienie z dzieci stwa.

Caøa pi tka ma przypi te znaczki "Solidarno ci" - niedobitki ze zbieranej pracowicie przez sze lat przez Geberta
kolekcji. Przed pi cioma miesi cami, po tragicznym trz sieniu ziemi w Armenii, znajomi i nieznajomi znie li do
mieszkania Gebertów gór ubra i butów jako dary dla Ormian. Gebertowie robili z nich paczki i wysyøali. W ostatniej
chwili Konstanty zacz ø w zakamarki ubra upycha znaczki ze swojej kolekcji, by obdarowani wiedzieli, e to od
"Solidarno ci".

Ostatni gar znaczków Gebert bierze teraz ze sob - dla znajomych, którzy znaczków nie b d mieli.

Ale znajomi jakby si umówili. Wszyscy dumnie paraduj ze znaczkami.

Po drodze Gebert ogl da porozlepiane na murach plakaty wyborcze "Solidarno ci". Wczoraj pó no wieczorem
dowiedziaø si , e wøa nie z drukarni we Wøoszech przyjechaøy plakaty - wariacja na temat søynnej sceny z Garym
Cooperem z westernu "W samo poøudnie". Cooper jako szeryf zamiast rewolweru trzyma kartk wyborcz
"Solidarno ci".

Strona 3 z 5

4 czerwca 1989 r. Komunizm si ko czy, kapøani milcz

2012-06-04

http://wyborcza.pl/2029020,86176,6681464.html?sms_code=

background image

Razem z kolegami rozlepiø w nocy poka ny pakiet plakatów na Okólniku, o krok od swojego mieszkania. Jeden nakleiø
na budynku, w którym ulokowany jest lokal wyborczy. Przez chwil nawet my laø, e tak nie wypada, w ko cu byøo ju
po póønocy, obowi zywaø zakaz agitacji, ale w ko cu machn ø r k .

Na ulicy wszyscy s u miechni ci. Nieznajomi køaniaj si sobie, ust puj miejsca.

Na ten widok Geberta opuszczaj zøe my li.

- O kurde, my to wygramy - zaczyna wierzy .

Kraków

Wczesnym rankiem w krakowskim hotelu Forum ko czy niadanie sze ciu Amerykanów. Pi ciu z nich to senatorowie
oraz czøonkowie Izby Reprezentantów. Szósty, James Denton, jest prezesem National Forum Foundation, organizacji
pozarz dowej zajmuj cej si wspieraniem demokracji w Europie i w Azji. Sze ciu Amerykanów to misja Senatu i Izby
Reprezentantów maj ca skontrolowa przebieg wyborów w Polsce. Zaprosiøa j kierowana przez Zbigniewa
Romaszewskiego Komisja Interwencji i Praworz dno ci NSZZ "Solidarno ".

Amerykanie i opiekuj cy si nimi emigrant z roku 1985 Wojciech Modelski mieli przylecie przed trzema dniami, ale

aden z nich nie dostaø peerelowskiej wizy. Po interwencji na wysokim szczeblu Warszawa przyznaøa wizy na trzy

godziny przed odlotem samolotu ze Stanów.

Po niadaniu go cie dziel si na trzy grupy. W ka dej jest dwóch Amerykanów, polski tøumacz, kierowca z
samochodem, w razie potrzeby jeszcze student lub dwóch do pomocy. Jedna ekipa rusza kontrolowa lokale wyborcze
w Mielcu i Tarnobrzegu, pozostaøe rozpoczynaj objazd komisji wyborczych w Krakowie. Pobyt ameryka skich
parlamentarzystów przygotowali krakowscy studenci, dziaøacze ruchu Wolno i Pokój. Po wej ciu do lokalu wyborczego
tøumacz przedstawia go ci przewodnicz cemu komisji, potem Amerykanie wypytuj go o przebieg gøosowania,
upewniaj si , czy nie byøo adnych incydentów. Amerykanie s zaszokowani uprzejmo ci i otwarto ci czøonków
komisji wyborczych. Spodziewali si szykan, awantur, kto wie, czy nie próby aresztowania, a tu nic z tego. Z pomoc
tøumacza pytaj wychodz cych, czy gøosowali zgodnie ze swym sumieniem, czy nikt nie naciskaø na nich, nie sugerowaø,
kogo maj skre la , czy mogli dokonywa skre le w ustronnym miejscu. Indagowani z u miechem odpowiadaj , e
wszystko byøo OK, rado nie pokazuj znaczki "S" w klapach i rozstawiaj palce w znaku "V", zwyci stwa.

W mieszkaniu Zbigniewa Fijasa na Powi lu przy telefonie czuwa Wojciech Modelski. W razie jakichkolwiek trudno ci
bezpo redni opiekunowie Amerykanów maj dzwoni do niego, a on powinien interweniowa w ameryka skim
konsulacie. Ale adnych køopotów nie ma.

Jest tak rado nie i tak poprawnie, e a nudno. Studenccy opiekunowie wpadaj na szata ski pomysø - a gdyby tak
ameryka scy senatorowie spróbowali skontrolowa komisj wyborcz w jednostce ZOMO w krakowskich Toniach? To
du a jednostka, kilkuset gøosuj cych i wøadze powoøaøy tam zamkni ty obwód wyborczy. W koszarach ZOMO wreszcie
musi wybuchn jaka grubsza draka!

Wartownicy ZOMO senatorów nie wpuszczaj . S jednak uprzedzaj co grzeczni. Tøumacz , e to jednostka
zmilitaryzowana, obwód zamkni ty, wi c sami panowie rozumiej - obcokrajowców wpuszcza nie mo na. Tak jest
przecie w ka dym kraju.

Amerykanie kiwaj gøowami i wracaj do taksówki.

Gda sk

Dwaj studenci, bracia Jacek i Jarosøaw Kurscy, wsiadaj rano do swoich samochodów. Jacek - do zdezelowanego fiata
125 kombi w charakterystycznym kremowym kolorze. Kiedy byøa to karetka pogotowia. Jacek Kurski kupiø j za marki
zarobione na saksach w zachodnioniemieckim szrocie. Jarosøaw wsiada do biaøego, pordzewiaøego maøego fiata. Obaj
maj w kieszeni za wiadczenia, e s dziennikarzami wydawanego przez Region Gda ski "S" "Tygodnika
Wyborczego".

Ruszaj na objazd komisji w Trójmie cie. Ale tam adnych sensacji, adnych incydentów.

Po poøudniu ruszaj razem du ym fiatem do Skarszew. Chc zobaczy , jak gøosuj Kaszubi. Ale tu te spokój. Kaszubi,
katolicy, od kilkuset lat wro ni ci w t ziemi , gøosuj na "S". Prawd mówi c, nie ma o czym pisa .

Bracia Kurscy wpadaj na pomysø, by odwiedzi powiatow komend milicji. Nie ma tam adnej komisji wyborczej, ale
oni maj z milicj swoje porachunki. Podczas poprzednich, oficjalnych wyborów, zbojkotowanych przez podziemn "S",
obaj kupili mnóstwo drobnych monet i obrzucali nimi id cych do lokalu wyborczego przy ul. Karøowicza. Sko czyøo si to
zgarni ciem do nyski i zatrzymaniem na komendzie do nocy.

Teraz chc , zbrojni w papier z piecz tk "S", wej do jaskini przeciwnika. Je li milicjanci ich nie wpuszcz albo zrobi
awantur - b dzie o czym pisa . Ale funkcjonariusze miøo zapraszaj do rodka. Pod cianami stoj pleksiglasowe
tarcze do u ytku przy zwalczaniu demonstracji, na stoøach le døugie paøy. A milicjanci w tej scenerii ze zrozumieniem
kiwaj gøowami nad za wiadczeniem go ci, uprzejmie odpowiadaj na pytania dwóch studentów.

Kurscy wychodz oszoøomieni. Czuj , e nic ju nie b dzie tak jak dawniej.

Kraków

Ameryka scy obserwatorzy wyborów ko cz sw prac o 19 i wracaj do hotelu. Chc si porz dnie wyspa . Jutro
wraz z Wojciechem Modelskim lec z powrotem do Stanów. Ale Modelski nie køadzie si spa . W mieszkaniu Zbigniewa
Fijasa wraz z uczestnikami ruchu WiP Bartøomiejem Sienkiewiczem i Stanisøawem Mancewiczem je kanapki i wznosi
czyst toasty za pomy lno w wyborach.

Rokita z Fijasem obje d aj w nocy obwodowe komisje wyborcze w Krakowie i zbieraj wst pne informacje o wynikach.
Gdy wracaj do Modelskiego i Sienkiewicza, Rokita jest przekonany, e "Solidarno " odniosøa wielkie zwyci stwo. Tak
wielkie, e wøadza za adne skarby go nie uzna.

Rokita dzwoni do redaktora "Tygodnika Powszechnego" Krzysztofa Kozøowskiego. Alarmuje: zwyci stwo w wyborach
jest tak wielkie, e trzeba szykowa szczoteczki do z bów. Ani chybi jeszcze tej nocy wszystkich zgarnie milicja.
Pora ka wøadzy jest tak wielka, e z pewno ci komuni ci uniewa ni wybory.

Strona 4 z 5

4 czerwca 1989 r. Komunizm si ko czy, kapøani milcz

2012-06-04

http://wyborcza.pl/2029020,86176,6681464.html?sms_code=

background image

Berlin

W nocy w redakcji "Neues Deutschland" do druku idzie tylko neutralna, malutka notatka o wyborach parlamentarnych w
Polsce. Ani søowa o ich przebiegu, o przewidywanych rezultatach. O rzeczywistym sensie wyborów mówi tylko zdanie,

e 35 proc. miejsc w Sejmie przeznaczonych jest dla kandydatów organizacji innych ni PZPR, w tym kandydatów

OPZZ i Komitetu Obywatelskiego "Solidarno ci". Relacje enerdowskich korespondentów z Polski przeznaczone s tylko
do wiadomo ci wøadz.

Praga

Propagandy ci w redakcji "Rudeho Prava" maj wieczorem ten sam orzech do zgryzienia co ich koledzy z "Neues
Deutschland" - jak zgrabnie nie zauwa y polskich wyborów. Notk "Wybory w Polsce" daj na 7. stron . "W Polsce
odbyøy si wybory. Ich gøówn cech charakterystyczn jest bardzo maøa frekwencja. Jak donosz z Polski, opozycja
wyø cznie prze do konfrontacji. Korespondent Pavel Minarik pisze, e rozmawiaø przed komisjami z wyborcami: starsi
wybieraj sami, ale møodzi daj sob manipulowa ".

W Warszawie ju po poøudniu nie ma w tpliwo ci, e frekwencja jest wysoka i zapewne przekroczy 60 proc. Z drugiej
strony jednak te 60 proc. to bardzo maøo dla kogo , kto braø udziaø wyø cznie w wyborach komunistycznych, w których
frekwencja oficjalnie nie spadaøa poni ej 98 proc.

Moskwa

W "Prawdzie" inaczej - do druku idzie wieczorem caøkiem spora korespondencja o wyborach warszawskiego
korespondenta Staruchina.

Sowiecki dziennikarz odnotowuje, e w wyborach, nazywanych "demokratycznymi" i "konkurencyjnymi", rzeczywi cie
mo e startowa ka dy, kto zdoøa zebra 3 tysi ce podpisów na swej li cie, i e nikt nie ma gwarancji miejsca w
parlamencie. Opisuje kampani wyborcz i przyznaje, e najskuteczniej zabiegaøa o poparcie dla swoich kandydatów
"Solidarno ". Skrupulatnie odnotowuje, e najwi cej, bo 16 kandydatów na 1 mandat, przypada w okr gu nr 42 w
Kielcach.

Sowiecki dziennikarz przytacza opini przewodnicz cego komisji wyborczej na Ochocie o tym, e zgodnie wspóøpracuj
w niej czøonkowie PZPR, OPZZ i ludzie "Solidarno ci". Opisuje, bez agresji i zøo liwo ci, jak przed jedn z komisji møodzi
ludzie instruuj id cych do urn, jak trzeba gøosowa na kandydatów "Solidarno ci". Sowiecki korespondent jest bardzo
dobrze poinformowany - zauwa a, e zlekcewa enie kampanii przedwyborczej przez dotychczasowe, partyjne
autorytety mo e je drogo kosztowa .

Na koniec dodaje gar rytualnych oskar e pod adresem Stanów Zjednoczonych i Francji o pomoc "Solidarno ci" i tym
samym mieszanie si w wewn trzne sprawy Polski.

Warszawa

Jerzy Urban nie ma zbyt wiele do roboty i po gøosowaniu zostaje w domu. W dniu wyborów w telewizji nie ma dra liwych
tematów, które wymagaøyby jego osobistego nadzoru. O swój wynik wyborczy jest spokojny. Jako jeden z nielicznych
kandydatów obozu wøadzy (cho sam jest bezpartyjny i ubiega si o mandat z puli dla bezpartyjnych) naprawd
przyøo yø si do kampanii. Do wszystkich emerytów w dzielnicy Warszawa- ródmie cie wysøaø listy zach caj ce do
gøosowania na niego. Poza tym serio liczy na gøosy partyjnych pracowników placówek dyplomatycznych na caøym

wiecie i Polaków zatrudnionych na budowach w ZSRR, Libii, Iraku, NRD.

Z upøywem godzin dociera do niego coraz wi cej niepokoj cych informacji o rozmiarach pora ki kandydatów PZPR. Gdy
dowiaduje si , e w Nowym Jorku poniósø katastrofaln kl sk , e nawet w ambasadzie w Tiranie uzyskaø jedynie
minimaln wi kszo , nie ma ju w tpliwo ci - przegraøa PZPR i przegraø on sam.

Urban, rasowy polityk, od razu pojmuje, e nieoczekiwana kl ska przeznaczonej dla czoøowych dziaøaczy partii listy
krajowej i - przewidywane - opanowanie przez ludzi "Solidarno ci" Senatu mo e wywróci porozumienie Okr gøego
Stoøu i spowodowa nieobliczalne konsekwencje. Nad ranem szkicuje tre o wiadczenia wøadz, e akceptuj wyniki
wyborów. O 9 zjawia si na naradzie Sekretariatu KC. Wst pne wyniki s ju znane. Partyjni przywódcy, w grobowym
nastroju, milcz . Urban przekazuje projekt o wiadczenia gen. Jaruzelskiemu, który odczytuje je. Nikt nie zabiera gøosu.
Jaruzelski przekazuje o wiadczenie rzecznikowi PZPR Janowi Bisztydze, by je opublikowaø.

Komunizm ko czy si w Polsce w wymownej ciszy jego kapøanów.

Opisz swoje 20-lecie

Dobrze wybrali my?

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -

http://wyborcza.pl/0,0.html

© Agora SA

Strona 5 z 5

4 czerwca 1989 r. Komunizm si ko czy, kapøani milcz

2012-06-04

http://wyborcza.pl/2029020,86176,6681464.html?sms_code=


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2009.06.04 - Niesklasyfikowani, Testy, testy sędziowskie
2012 02 06 Oto czym sie kończy życie bez slubu
CENNIK SOLO - 06.04.2009-Nowy, Socjologia
007; PIERWSZA POMOC; Z07; Wstrząs; 06.04.2009(1), Pierwsza Pomoc +pielegniarstwo
06 04 Struktura ja a komunikacjaid 6225 ppt
06 04 Przyjmowanie perspektywy innej osoby a komunikacjaid 6224 ppt
Na Kubie wszystko się kończy Oprócz komunizmu
0107 06 04 2009, cwiczenia nr 7 , Cykl komórek nowotworowych Paul Esz(1)
Style komunikowania się i sposoby ich określania
perswazja wykład7 2009 Ideologia, postawa, komunikacja
J Szewieczek Geriatria 06'04
2009 06 15 21;42;51
Program nauczania Technik Informatyk 312[01] 2004 06 04
0656PWsrT Rysunek 06 04
SZTUKA PRZEKONYWANIA DO WŁASNYCH RACJI, Elektrotechnika - notatki, sprawozdania, sztuka komunikowani

więcej podobnych podstron